FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acila była w rozterce. Z jednej strony ciągnęło ją by poznać sekret smoka. Pragnęła tego tak bardzo iż była gotowa wsiąść na jego grzbiet i odbyć ten tajemniczy lot, mimo iż wszystkie zmysły protestowały przeciwko temu pomysłowi. Kotołaczka żałowała że smok nie może po prostu przekazać jej swojej tajemnicy szeptem, gdzieś tu w pobliżu. Rozumowała jednocześnie ze przy takiej paszczy o coś takiego jak szept raczej trudno. Z drugiej strony nie chciała tracić grabarza. Była tak blisko uzyskania jego zgody. Chciała mieć kogoś kto sie nią zaopiekuję i o kogo ona sama mogłaby dbać. Mężczyzna mimo całej swej tajemniczości wydawał jej się mądry, miły i łagodny. A jesli teraz od niego odleci to może się na nią obrazić i całe wcześniejsze starania kotołaczki pójdą na próżne.
Patrzyła bezradnie to na smoka to na człowieka, wskazując co po chwila raz na jednego raz na drugiego, jakby chciała gestami wyjaśnić toczące ją rozterki. Właściwie nie musiała ponawiać pytania jakie zadał Adrienowi smok. Wystarczyło czekać na decyzję człowieka, ale kotołaczka zamierzała zapewnić go że pójdzie tylko wtedy jeśli grabarz zgodzi się na nią zaczekać.
- Acila, znaczy ja.... chciałabym.... ale też ... bo ja właśnie .... i żeby pan nie był zły. No i to tylko na chwilę. - Tłumaczyła chaotycznie, zwracając sie do obu mężczyzn naraz - Ale w sumie nie wiem co bardziej.
Jako mieszkaniec Fargoth Acila doskonale znała sygnały i komendy jakimi posługiwała się straż miejska. Nauczyła sie też nie ufać przedstawicielom wojska, tyle ze zasadę iż strażnicy są źli, wpoiła jej madame Sisko, a teraz wszystko mogło być inaczej. Kotołaczka zrozumiała że jeśli chce zostać z grabarzem będzie musiała nauczyć się wiele na temat zwyczajów tego człowieka. Sisko nie lubiła straży miejskiej bo ich działania kolidowały z jej planami, natomiast grabarz mógł stać po przeciwnej stronie barykady. Acila nie wiedząc jak się zachować, czekała na decyzję człowieka.
- Czy to jest dla nas źle? - Spytała Adriena o dźwięki rogów.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Imię. Czym że ono jest? Zwykłą nazwą pojemnika na duszę do którego ludzie przesadnie się przywiązują, nadają mu jakąś boską wartość. Tylko...po co? "Adrien" miało oznaczać: "mądry i arystokratyczny". Czy było tak? Nie jemu to oceniać, taki był z niego arystokrata jak ze szczura dyplomata. Po dawnym życiu w zamku w Marmurowym Mieście został mu już tylko pierścień na palcu, który i tak mijał się ze swoim przeznaczeniem. Po co więc zdradzać coś takiego prozaicznego jak imię?
-Adziu...jeśli przygarniesz kotkę do siebie to narobię ci do łóżka... -odezwał się cichy, złośliwy głosik w jego kieszeni.
-A ja mu pomogę -dopowiedział drugi, podobny.
-A jak będzie trzeba to ja też im pomogę. -Mortem nie mógł sobie darować tej uwagi będąc zazdrosnym o względy swojego pana dla kotki.
Grabarz tylko przewrócił oczami czując, że właśnie przegrał dyskusję z własnymi zwierzakami. Były dla niego jak dzieci, Crevan prędzej spodziewał się, że na dłoni wyrośnie mu czarna róża niż że dorobi się potomstwa. Zwykle nie dał sobie w kasze dmuchać, ale już dawno stwierdził że "dzieci" wlazły mu a głowę całkowicie wprowadzając swoje rządy, choć jeszcze się go słuchały...
No i tym razem też się nie pomylił. Smok=kłopoty. Ucieszyła go wizja kotki znikającej wraz ze smokiem, choć miał wrażenie, że chętnie by z nim została. Z trudem, i to konkretnym, bo zraniona dłoń o sobie przypominała , pomógł jej zejść z konia i wejść na smoka. Postanowił, że jeszcze ją poobserwuje, i jeśli ta nie będzie próbowała go zdradzić to z chęcią ją do siebie weźmie. A szczury nie odważą się narobić mu do łóżka, osobiście by je zamknął w kostnicy, której się bały jak diabeł wody święconej.
-Zabierz ją ze sssobą, possstaram sssię wasss potem odnaleźć. Cóż, znalezienie wielkiej gadziny chyba nie może być trudne. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Spiął konia tak, że wierzgnął na tylnych nogach bijąc przednimi kopytami po czym chudy i wysoki jak Upadły Mortem zerwał się do galopu. Cóż, jeśli imiona miały jakieś znaczenie to imię "Śmierć" nie było przypadkowe. Koń Adriena właśnie takową przypominał. Można było usłyszeć jeszcze tylko ostry, nieprzyjemny śmiech szaleńca i już ich nie było. Wolał jechać trochę na około by zgubić ewentualny pościg.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Fayla nie zamierzała toczyć dalej dyskusji z rycerzami ale gdy zobaczyła jak jej towarzysze ochoczo szykują się do walki, nie mogła się powstrzymać. Logika jaką kierowali się melmaro najwyraźniej ją przerastała. Skąd w głowie Loringa zrodziła się myśl że ci wieśniacy zamierzali tu z nim walczyć? Przecież przybyli szukać smoka, a nie pojedynkować się z nieznaną armią. Zapewne stoją teraz patrząc tępo na sześciu dziwaków i nie wiedzą co tu jest grane.
Niepotrzebnie palnęła o smoku i jeźdźcu. Znaczy to ze siły Fargoth domagają się sprawiedliwości za zniszczenia jakie gad wyrządził w mieście było oczywiste, ale zapewne niewielu widziało że smok niósł ze sobą jeźdźca, jeszcze mniej z nich potrafiłoby tego jeźdźca w ogóle opisać, a już szansa na to ze w jakiejś zapyziałej wsi ktoś wie o Loringu była śmiesznie mała.
Rzecz która jej wydawała się oczywista, dla leśnych ludzi polujących na wiewiórki, całe szczęście ze nie odważyli się zmierzyć z trzy razy większym i dwadzieścia razy cięższym do niej zającem, stanowiła nie lada wyzwanie. Melmaro poczuli się zagrożeni i gotowi byli rozpocząć rzeź. Może i byli niezłymi rębajłami, ale rozumu posiadali tyle co ona roślin w kuźni.
- Na litość. Chcecie walczyć? Po jaką cholerę? Pokonacie tych tutaj i co? Przyjdą następni, których zapewne również powalicie. Potem kolejni, aż wreszcie zjawi się tu cała armia Fargoth. Na tym wam zależy? Na bohaterskiej śmierci z krwią na rękach po ubiciu dziesiątek niewyszkolonych chłopów i kobiet? Może i jestem złośliwa, uparta i zapatrzona w siebie – tym razem Feyla mówiła zupełnie poważnie, bo los wieśniaków był tym na czym zawsze jej zależało. Nie chciała dopuścić do niepotrzebnego mordu niewinnych ludzi, wiec musiała przekonać tych tu by się opanowali, nawet jeśli będzie to wymagało schowania swojej dumy do kieszeni - No proszę was. Przecież oni są tu z powodu smoka, a szczęśliwie mamy w pobliżu zwłoki takiego gada. Wskażcie je im, a ci biedni ludzie będą mogli bezpiecznie wrócić do domu. Od setek lat nikt tu nie widział smoka, więc kto będzie potrafił rozróżnić jednego gada od drugiego? Uwierzą że po śmierci smok płonie, czernieje i się kurczy. Gotowi będą uwierzyć w wszystko jeśli to sprawi że poczują się bezpiecznie.
W czasie tej przemowy Feyla dyszała ciężko. Nie wiedziała czy bardziej przepełnia ją złość na głupotę rycerzy, czy rozpacz pchająca ja do tego że gotowa była błagać by ją posłuchali. Przerwała na chwilę swój wywód widząc ze jeden z wojowników zbliżył się do grupy melmaro. Człowiek ten był chudy i wyraźnie się garbił. Miał krótkie lokowane czarne włosy, a na nocie coś co mogło przypominać binokle. Po stroju widać było że jako jedyny z tej zbieraniny zadał sobie trud by przynajmniej wyruszyć w czystych szatach, chociaż teraz jego tunika była obłocona, pokryta potem, igliwiem i liśćmi. Przy pasie nosił coś na kształt miecza i co ciekawe notes oraz pióro wraz z atramentem. „Czyżby skryba chcący zapisać swój wojenny pamiętnik?” Zastanawiała się Feyla.
- Przybyliśmy panie – Nieznajomy zwrócił się do Loringa. – tak jak przykazano z każdej wioski dwa razy po dziesiątce chłopa. – „O rany ten baran pomylił armie” nie mogła uwierzyć Feyla. - My z Ulche jesteśmy pierwsi. Zawsze zaliczaliśmy się do najdzielniejszych i wykazywaliśmy obywatelską postawą. Zebrało się nas nawet więcej niż trzeba. Nie tak jak ci z Kateny. Guzdrały, idą powoli w całej grupie i główną drogą do pastwisk przy Startych Zębach. Do tego zgłosili nawet baby, a broni nie maja wcale. Ja jestem Amtreg, a moi towarzysze wybrali mnie na dowódcę jako że sporo czytam o sprawach wojaczki. Rozproszyli my się idąc na przełaj, coby nas smok nie wypatrzył, a jednocześnie sami sprawdzamy teren. No i mamy broń. Topory, piki, dwie kosy a ja mam nawet miecz. - Skryba z duma zaprezentował swoje stare i powyginane oręże. „Rdza która zjada samą siebie z braku metalu” pomyślała kowalka, przecierając oczy z zdumienia. Mości Amtreg najwyraźniej nie potrafił odróżnić swojego wojska od wojska przeciwnika, już udało mu się pogubić połowę oddziału, a tym mieczem mógłby co najwyżej strącić popiół w piecu. Jak nic idealny przeciwnik dla Loringa.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Zadowoliło go to, że grabarz zgodził się na zabranie mu na chwilę Acili. Musiał zdradzić kotołaczce ów sekret, a poza tym odnaleźć resztę. Żołnierze najprawdopodobniej przeczesywali las, więc bez problemu ich znajdą. Chociaż, gdyby się tak zastanowić... przecież mają tam ubitego czarnego smoka. Ludzie nie poznają się na takich subtelnych szczegółach. Hm, można by to rozegrać trochę inaczej. Kiety Acila znalazła się już na jego grzbiecie, odezwał się do niej:
- Chwyć jednego ze szpikulców, wyrastających mi z ciała. I nie martw się, jeżeli spadniesz. Złapię cię.
        Następnie wbił się w powietrze, rozprostował skrzydła i zaczął zwiększać lot. Zanim jednak dostał się na wysokość, na której bez problemu każdy mógłby go zauważyć, otoczył się iluzją, sprawiająca, iż zewnętrzny obserwator widział to, co było za nim, jakby w ogóle go tam nie było. Nie była to niewidzialność, tylko czar, zakrzywiający światło, w dodatku na obszarze mającym kształt kuli. Na ziemi na nic by się zdał, ponieważ razem z nim znikałoby podłoże i przedmioty wokół niego. Za to tu, w powietrzu sprawiał się świetnie. Oprócz tego tłumił także dźwięki dochodzące z zewnątrz. Była to dosyć skomplikowana magia, ale już nie takie rzeczy robił.
- Chciałaś poznać jeden z moich sekretów - zwrócił się do Acili. - Otóż głęboko w górach Dasso jest jaskinia. Istota bez skrzydeł nie może się tam dostać, nawet mag. Jest tam jakieś zakłócenie, magia tam po prostu nie działa. Otóż w tej jaskini zgromadziłem wszystkie skarby, jakie znalazłem przez życie, poczynając od skarbu mego ojca. Nikt oprócz mnie nie wie o istnieniu tej pieczary. Znajdują się tam bogactwa, jakich mało na ziemi. Nie tylko stosy złotych gryfów czy kamieni szlachetnych. Znajduje się tam także wiedza; przedwieczne księgi, które uznaje się z zniszczone, prastare arcydzieła i mapy. Można by powiedzieć, że zgromadziłem tam ponad tysiąc lat z historii Alaranii. Jest to bardzo ważne dla mnie miejsce, kiedy nie wiem, co robić, udaję się tam. Jesteś pierwszą osobą, o której to mówię. Mój brat i siostra nie mają pojęcia o istnieniu tego miejsca. Nikt inny nie ma, oprócz naszej dwójki.
        Po tych słowach zamilkł. Istotnie, nigdy wcześniej nie mówił nikomu o istnieniu tej jaskini. Większego zaufania Acili okazać chyba nie mógł. Oczywiście ona nie mogła się tam dostać, ale gdyby powiedziała o tym jakiemuś smokowi czy innej istocie zdolnej latać, miałby olbrzymie kłopoty.
        Właśnie wypatrzył Loringa, kowalkę i pięciu mężczyzn. Zniżył nieco lot, aby znaleść się jak najniżej, jednocześnie trzymając się na wysokości, z której jego skrzydła nie powodowałyby przechyłu drzew. To bez wątpienia zdradziłoby jego obecność. Już podczas zbliżania się dostrzegł, że pod nim znajduje się jeszcze grupa ludzi, przypominających parodię wojska. To oni mieli mnie pokonać? Nawet regularne wojsko miałoby problem, ale to przecież są wieśniacy przebrani za wojskowych. Czy ludzie naprawdę nie mają serc? Żeby posyłać biednych wieśniaków na spotkanie ze smokiem?
        Pozostał na bezpiecznej wysokości, obserwując zaistniałą sytuację.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Na słowa kowalki melmaro nie zareagowali, a przynajmniej nie od razu. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wieśniacy nie walczą sami z siebie, a są do tego zmuszeni, oraz, że nie mają najmniejszych szans z Gotlandczykami. Jednak ci tacy już byli, uwielbiali walkę i nie rezygnowali z żadnej ku niej okazji, a gdyby nie słowa Loringa, by nie zabijali, to z przyjemnością posłaliby wszystkich do piachu. Mimo zewnętrznego dobra i w wielu przypadkach sympatii, środek każdego wojownika był taki sam – przesiąknięty mroczną magią klanu, omamiony i zaprogramowany na zabijanie. Tyle że każdy w innym stopniu… Loring wciąż w pewnej części był starym sobą, sprzed wstąpienia do Zakonu, stąd nie zabijał mając wybór, jednak pozostali nie byli tacy łagodni, a najbrutalniejszy z nich wszystkich był Setian – człowiek, którego obawiali się nawet współ klanowicze. Jednak o ile można było zignorować pierwsze słowa Feyli, o tyle na uwagę o drugim smoku, złotowłosy zamarł i opuścił broń.
- Schowajcie broń… - Odezwał się cicho do towarzyszy, zrezygnowany. – Nie będziemy walczyć, ona ma rację. Całkowicie zapomniałem o drugim smoku… To się nie powinno wydarzyć, statutem dorównuje mi jedynie Setian, i nigdy nie słyszałem, by jako dowódca wpakował ludzi w niepotrzebne kłopoty przez taką durnotę. Na srebrny księżyc! – Zaklął zły Loring, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak bardzo się skompromitował. Już nawet nie chodziło, że przed kowalką, ale przed swymi ludźmi i – przede wszystkim – sobą samym. – To się nie powinno wydarzyć! Przepraszam. – Tym razem melmaro zwrócił się wprost do brązowowłosej, patrząc jej prosto w oczy. Jego głos również był poważny. – Popełniłem błąd. Dość… Duży błąd. Masz rację, a twój plan jest, jakby to powiedzieć… Idealny.
Leśni nie odezwali się słowem, z wyjątkiem Urgotha, którzy patrząc na Loringa krytycznym spojrzeniem, odezwał się do kowalki.
- Tak, my też przepraszamy. Wyuczono nas, by zawsze słuchać się przewodniego melmaro, tj. dowódcy w wyniku misji lub walk, ale jak widać nie uwzględniono, że tacy się mylą…
W pierwszej chwili złotowłosy po usłyszeniu tych słów miał ochotę mu przyłożyć. „Że co proszę? Cały czas był taki zabawny, okazywał mi sympatię, stanął za mną, jak powiedziałem to wszystko o kowalce, a teraz popełniłem błąd i się ode mnie już odwraca? Pozostali leśni również nie kwapią się, by coś się odezwać. Od początku było wiadomo, że tutaj większość stanie za Urem, nie za mną, ale… Zresztą, zasłużyłem na krytykę. Nie mogę popełniać tak karygodnych błędów, jak ten, który zdarzył się teraz… Po prostu nie mogę, zhańbiłem się…
Kiedy jakiś człowiek wyszedł z szeregu, Loring w spokoju lustrował jego kroki, skrzętnie skrywając targające nim emocje. Nie czuł się tak od czasu… Tak, zdecydowanie. Od czasu incydentu sprzed kilku lat, kiedy przez jego głupotę zginął jeden z melmaro, bo na swej pierwszej misji jako dowódca, podjął błędną decyzję…
- Loringu, co robimy? – Zapytał Teri, stojąc obok młodego Gotlandczyka. – To twoja pierwsza misja jako dowódcy, uważam, że nie powinni cię posyłać od razu na tak głęboką wodę, jednak służę pomocą. Nasi ludzie walczą po zachodniej stronie góry, powinniśmy do nich dołączyć. I to jak najszybciej, bo mogą się nie utrzymać, tubylców jest znacznie więcej, niż przewidywały raporty, i może się to zakończyć naszą klęską, jeśli źle to rozegramy.
- Masz rację, bracie. – Odezwał się melmaro, uważnie nasłuchując szczęków żelaza. Za nim i Terim znajdowało się jeszcze pięciu wojowników, w każdym momencie zdolnych wkroczyć do walki. – Oddział ruszy zachodnią odnogą, a my dwaj udamy się jak najszybciej wschodnią, zachodząc przeciwników od tyłu i dekoncentrując ich.
Teri spojrzał uważnie na rozmówcę, lustrując go wzrokiem. – Ależ skąd, nie zgadzam się. To okropny pomysł, dowódco. Uderzymy w siódemkę, dodatkowo obecność dowódcy zwiększy morale grupy i pozwoli rozbić przeciwnika, a idąc we dwójkę, z pewnością natkniemy się na zasadzkę i w najlepszym przypadku zajmą nas na tyle, by nasza nieobecność wzbudziła niepokój w wojskowych szeregach i doprowadziła do klęski.

Jednak mimo licznego argumentowania ze strony bardziej doświadczonego wojownika, Loring uparł się, a Teri nie miał prawa mu się sprzeciwić, gdyż za to groziła śmierć. Rozkaz dowódcy był rozkazem świętym.
- Ruszajcie! – Odezwał się złotowłosy stanowczo do piątki melmaro, która zaraz ruszyła się z miejsc i udała w miejsce, w którym rozgrywała się walka. – Pamiętajcie, walczcie w imię Gotlandu, ja i Teri wkrótce do was dołączymy, zachodząc ich od tyłu i dając wam przewagę.
Kiedy tylko dwójka wojowników pozostała sama, Teri spojrzał surowym wzrokiem na młodszego wojownika. – Nie rozumiem twojej decyzji, To, że z grupy jesteśmy najsilniejsi, znaczy tylko, że powinniśmy być z grupą. Jesteś zaślepiony i nie myślisz racjonalnie, wystawiasz misję na niepowodzenie, a swoich braci na śmierć.
- Wystarczy już tych słów. – Loring wolnym krokiem ruszył ku wschodniej odnodze. – Wiek i doświadczenie mącą ci umysł i dają złudne wrażenie, że zawsze masz rację. – Chodźmy już, musimy się pospieszyć.
***
- Widzisz? Nikogo tutaj nie ma, szybciej. – Odezwał się Gotlandczyk, wskazując na brzeg góry i przeciwną stronę, którą stanowiła pionowa ściana. Faktycznie, wszędzie była cisza jak makiem zasiał, jednak mimo to Teri poruszał się wolno, a jego oczy dokładnie wodziły po otoczeniu. – Ruszże się, bo…
Loring nie dokończył, gdyż nagle jeden z większych głazów oderwał się ze skalnej ściany i sturlał z wielkim harmidrem, a w powietrzu rozległ się dźwięk ryków. Zdezorientowany jedynie dostrzegł nadbiegających ludzi, każdego z bronią w ręku, kiedy został odepchnięty i upadł. To Teri dostrzegł pędzący w stronę Loringa sztylet, w ostatniej chwili ratując młodego wojownika, samemu stając ostrzu na drodze. Klinga bez problemu przebiła skórzany pancerz i cała weszła w pierś Gotlandczyka, który jedynie zakrztusił się, wypluwając krew, i upadł.
- Teri, nie! – Krzyknął Loring, na czworaka zbliżając się do towarzysza. Jednak jego oczy traciły już blask, a ostatnim co zdołały wykrztusić usta mężczyzny, były dwa słowa.
- Uważaj… Loring…

Kiedy tylko mężczyzna do nich podszedł, Loring spojrzał na kowalkę, a później na niego. Wysłuchał uważnie jego słów, jednak nic nie zrozumiał. W sumie to zrozumiałe, jedyną mówiącą mu cokolwiek nazwą, było Fargoth. A te wszystkie wsie? Poza tym nie był aktualnie w nastroju do działania, a tym bardziej do podejmowania ważnych decyzji. „Zajmie się nim Feyla, z pewnością zrobi to lepiej, niźli zrobić mógłbym to ja…
- Przepraszam cię, panie. – Odezwał się do wieśniaka i gestem wskazał kobietę. – Zgłosiłeś się do niewłaściwej osoby, ona ci wszystko wytłumaczy.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Właściwie średnio go obchodziło co stanie się z wieśniakami, to nie był jego interes. Adrien miał tyle szczęścia, ze był wolny i nie podlegał nikomu i niczemu, można śmiało stwierdzić, ze był bardzo wyobcowany od reszty społeczeństwa. W jego mieście grabarz był postrzegany jako osoba mająca tajemne pakty z demonami czy nawet z samym diabłem, bo "Gdyby to był uczciwy człowiek to by się taką profesja nie parał" Takie słowa słyszał na każdym problemie siedząc na najbliższym grobie i czekając aż rodzina pożegna się ze zmarłym. Nie przeszkadzało mu to ani trochę, ba, nawet kiedyś myślał nad podpisaniem takiego paktu, ale... zdecydował, ze osobiście zabije każdego anioła na jego drodze, nie potrzebuje pomocy.
Kon pędził jak na złamanie karku coraz bardziej oddalając się od rzeki i smoka i jadąc w przeciwnym kierunku. Zatrzymał się dopiero po dobrych kilku kilometrach i bynajmniej nie zrobił tego z przymusu, a dlatego, ze dostrzegł samotnie rosnąca jabłonkę. Wyhamował tak ostro, ze prawie zwalił pana z siodła. -Adziuuu...rzucisz mi jabłuszko? -Zapytał siląc się na słodki głosik- Oh proszeproszeproszeprosze!
-Ihihi...no dobraaa... białowłosy zsunął się z siodła i podszedł do jabłonki zrywając jabłko i uważnie je oglądając. Kon w tym czasie zaczął zachowywać się jak mały szczeniaczek zupełnie tracąc na swojej mrocznej aurze. Ugiął przednie kopyta zupełnie jak pies chcący się bawić i rżał wesoło. Adrien zamachnął się najlepiej jak potrafił i podrzucił jabłko wysoko w górę by koń je złapał, co Mortem oczywiście zrobił od razu je rozgryzając.
"Jak dziecko...ihihi...urocze..." Z uśmiechem rzucił mu kolejne i kolejne, chował je za plecami i zwierzę musiało kombinować by się do niego dostać i tak w kolko. Rzadko mieli okazje bawić się w ten sposób- Podwórze Crevana nie było zbyt dużo, ot, stajnia konia i składzik na drewno, nic poza tym. Ukochane róże hodował na balkonie przez co wiele osób kpiło iż Upadły tak naprawdę jest kobietą i dlatego się ukrywa.
-Dobra..koniec, wracamy już. -Wszystko co dobre szybko się kończy, powinni już wracać do reszty.
-Oj przestań, po co? Do tego rycerza-narcyza, średnio rozgarniętego smoka, kobiety silniejszej niż ty sam czy może do kotki mającej mniej rozumu niż przeciętny kamień? -Kon był nieraz zbyt bezczelny i na za dużo sobie pozwalał czego grabarz za nic nie mógł z niego wyplenić.
-Nie przesssadzaj...widywałem gorsze przypadki.
-Wracajmy do domu...sami...po co ci ta kotka? Chodź... -zaczął go z uporem maniaka ciągnąc za supełek od szarfy oczywiście ją rozplątując. -Wracamyyyyyyyy. -Zamierzał go męczyć tak długo aż ten się zgodzi.
-Ej, oddawaj! -krzyknął grabarz z lekkim uśmiechem próbując złapać konia, który co chwila uciekał kawałek dalej znów zachowując się jak pies.
-E-e-e, jak obiecasz, ze wrócimy do domu!
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acila uważnie wsłuchiwała się w tajemnice jaką postanowił powierzyć jej smok. Nie bardzo wiedziała jak ma zareagować na uzyskane informację. Smok posiadał olbrzymi skarb. Ciekawe, ale i oczywiste zarazem. Żył na tyle długo iż był w stanie zgromadzić odpowiednie zapasy, a przede wszystkim każdy wiedział że smoki sypiają na złocie, więc jakkolwiek nazywałby to swoim sekretem, sprawa nie była taka tajemnicza. Czy spodziewała się czegoś innego? Może. Jej rozczarowanie wynikało raczej z faktu iż zupełnie nie przywiązywała wagi do rzeczy materialnych, a pieniądze nie były dla Acili tematem ciekawym. Nie znała się na nich, nie miały one dla niej żadnej wartości. Były przedmiotami które ludzie używają na co dzień chociaż do niczego się one nie przydawały. Wyznaczały po prostu status człowieka. Kto ma ich więcej ten jest lepszy. Gdyby tak smok powiedział że ma jaskinie pełną jedzenia, kotołaczka zapewne spadłaby z wrażenia z jego grzbietu. Mimo wszystko zapytała by nie okazać zawodu:
- A może mi smok powiedzieć po co mu te skarby? Znaczy wiem że na nim śpisz, wszyscy to wiedzą, tylko nie rozumiem po co? Przecież to niewygodne. To znaczy tak myślę. Acila nigdy nie widziała tyle złota by móc się na nim położyć, ale madame Sisko kiedyś próbowała. Bo uznała ze to zapewni jej siłę i wieczna młodość, lub przynajmniej długoletność tak jak smok. A wstała obolała i zła. A później uznała ze woli poduszki.
- Czemu oni nas nie widzą – dodała po chwili Acila odważając się reszcie spojrzeć na zabranych w dole ludzi? – I czy możemy wrócić już do człowieka z szczurkami? – Spytała obawiając się ze w tłumie zbierającym się pod nimi będzie niezwykle trudno odnaleźć grabarza.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Cud. To było zbyt piękne by okazało się prawdziwe. Rycerze ją posłuchali. Nie tylko usłyszeli słowa jakie do nich wykrzykuje, ale zrozumieli ich sens i bez złośliwości postanowili spełnić jej prośbę. Fakt że dodatkowo przyznali się do błędu zdawał się być cudem nad cudami. Tego to już się Feyla zupełnie nie spodziewała. Podobni jak przeprosin. Zresztą uważała ze mężczyźni nie mają za co przepraszać. Za swój charakter? Za prawo do wygłaszania własnych opinii? Dla kowalki to były świętości, więc uznawała ze każdy ma prawo oceniać ludzi i rzeczy takimi za jakie je ma.
Feyla jeszcze nie zdążyła dobrze ochłonąć i przetrawić tego co się wokół niej wydarzyło, gdy niespodziewanie Loring przekazał jej dowodzenie. Nie, to byłoby niemożliwe. Raczej zwalił na nią konieczność wyjaśnienia całej sprawy i wyciągnięcia ich z zaistniałych tarapatów.
Cały ten plan z drugim smokiem, jakkolwiek zdawał się być jedynym słusznym jaki mieli, miał w sobie mnóstwo dziur. Po pierwsze weźmie on w łeb jeżeli ich złoty smok pojawi się na horyzoncie. Po drugie, jeżeli cała sprawa miałaby się udać to musieli dotrzeć do zwłok jako pierwsi.
- Czy twoi ludzie będą w stanie znaleźć smocze truchło nim zrobią to ci tutaj? Musimy je zabezpieczyć i zdobyć dowód który można by pokazać szlachcie. Inaczej nie przekonamy ich że smok został przez NAS pokonany. – Spytała od razu Loringa akcentując ostatnie słowa. Nie mogła tłumaczyć wszystkiego w obecności Amtrega, wiec musiała liczyć że rycerz zrozumie o co jej chodzi. Widok smoka z śladami po walce z drugim smokiem nikogo nie uspokoi. Raczej zwróci uwagę na to że gdzieś w okolicy nadal znajduje się bestia która z tej potyczki wyszła zwycięsko. Ciało czarnego smoka powinno wyglądać na uśmiercone ręką człowieka, a to z kolei generowało kolejny problem. Będą potrzebowali bohatera który się przyzna do zwycięstwa nad bestią. Ktoś będzie musiał kłamać by wziąć na siebie niesłuszną chwałę i zaszczyty. Jeśli tego nie zrobią to tym kimś zostanie Amtreg lub ktoś mu podobny z długiej kolejki chętnych po nagrodę.
- Przepraszam że przerwę, ale nie rozumiem. Że niby ona ma mówić? - Skryba nie ogarniałrelacji jakie łączyły kowalkę i melmaro, ale jedna rzecz na pewno mu się nie zgadzała. – Nie będę jej słuchał. Przecież ona nie ma miecza. Nie może wydawać poleceń jeśli nie ma miecza. Takie jest prawo. Ten kto dowodzi musi mieć miecz. Inaczej się nie da. Nikt jej nie będzie traktował poważnie jeśli nie ma miecza. . Ja mam i ty też masz mości panie, więc oczywiste jest że ta niewiasta jest niżej w stopniach. Dlaczego zatem wysyłasz mnie do niej?
- Prawda nie mam – Feyla zastanowiła się jeszcze czy nie lepiej byłoby pozwolić melmaro zabić tych tu i spokojnie czekać na następną grupę wieśniaków. Może okażą się mądrzejsi od „Amtrega z mieczem” – I wcale tu nie dowodzę, jestem po prostu adiutantką. A teraz jeśli pozwolisz chciałabym wytłumaczyć ….
- Bzdura i kłamstwo! Nie możesz być adiutantką! Nie nosisz właściwego ubioru i nie masz przy sobie proporca z herbem rodu swego pana. My na przykład takowy mamy. Piel pokaż panom nasz sztandar – Z dumą oznajmił skryba, który najwyraźniej wykazywał się perfekcyjnym przygotowaniem teoretycznym do służby. Sam sztandar Ulche może i przypominał brudne galoty zawieszone na krzywym kiju ale liczyło się to że był.
- Na bogów – nie wytrzymała Feyla – jeśli ktoś kiedyś wymyśli działo które potrafiłoby strzelać głupotą, ty będziesz mógł niszczyć miasta. Daj mi do cholery powiedzieć!
- Nie możesz na mnie krzyczeć. Ja mam miecz. – Upierał się skryba.
- Zaraz tu pęknę z nerwów. – Tym razem kowalka zwróciła się do Loringa. Jeśli on jej nie pomoże to będzie zmuszona pokazać Amtregowi gdzie może sobie wsadzić swój insygnia władzy.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Smok dostatecznie długo wisiał w powietrzu, aby zrozumieć, co się dzieje pod nim. Wyglądało na to, że owi pyszniejsi od każdego smoka ludzie mają zamiar go odszukać, natomiast jego towarzysze chcieli im pokazać martwego smoka, aczkolwiek wymiana zdań nie szła nazbyt dobrze. Jednocześnie przysłuchiwał się wypowiedzi Acili.
- Śpię na złocie? - zdziwił się. - A po co? Kamień już jest przytulniejszy, poza tym moje łuski zniszczyłyby złoto, a dla ludzi uszkodzone znaczy nic nie warte. Złoto i całą tam wiedzę używam dla zdobywania tego, czego potrzebuję. Chociaż rzadko mi się to zdarza. Pod koniec życia pewnie je rozdam ludziom, po co mi one po śmierci?
        Widział doskonale, że Acila jest nieco zwiedzona. Na jej kolejne pytania odpowiedział:
- Smocze sztuczki. Otóż ci panowie chcą mnie znaleźć, a ja nie mogę na to pozwolić, bo ludzie mają dziwny zwyczaj nienawidzenia tego, co inne. Wrócić do grabarza? Cóż, wydawało mi się, że przez jakiś czas chciał pozostać sam. Zresztą, rozumiem go doskonale, też czasami wolę samotność. Jeżeli masz jeszcze jakieś pytania - pytaj śmiało. Postaram się na wszystkie odpowiedzieć.
        Jednocześnie zaczął się oddalać, gdyż usłyszał już wszystko, co chciał. Teraz najlepszym wyjściem byłaby zmiana w ludzką postać. Atak smoka być może sprawi, że w Fargoth będzie miał załatwioną tę sprawę. Ale żeby zmienić się w człowieka, potrzebował energii.
- Jesteś może głodna, Acilo? - spytał kotołaczkę.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring z początku nie zrozumiał przekazu kowalki i już miał otworzyć usta, by powiedzieć, że nie rozumie, kiedy drgnął. „Walka… No tak, drugi smok! O nim też zapomniałem… Niechętnie to przyznaję, a ta dziewczyna naprawdę ma łeb na karku… Jeśli nie dotrzemy tam pierwsi i nie usuniemy wszystkich śladów, przerabiając truchło w sposób taki, by wszystko wskazywało na pokonanie smoka przez człowieka, misteria weźmie w piach, a ludzie rozpowiedzą o kolejnym zwierzęciu i wtedy dopiero zrobi się nieprzyjemnie.
Jako, że Amtreg znowu zabrał głos, Loring jedynie kiwnął głową brązowowłosej i korzystając z kłótni dwojga ludzi, ukradkiem zagadał do Urgotha.
- Z pewnością wiecie, że ten złoty smok, który był na brzegu jak ze mną wyszliście, walczył wcześniej z drugą bestią. Nie dało się tego nie zauważyć, będąc na miejscu, o samym pożarze nie wspominając. Chodzi mi o to, czy wiecie dokładnie, gdzie znajduje się ciało smoka i czy – jak powiedziała kowalka – zdążymy do niego dotrzeć przed tymi wszystkimi chłopami i odpowiednio zmodyfikować stan ciała.
Leśny zerknął tylko na niego, a później przeniósł wzrok z powrotem na rolnika i kobietę.
- Wiemy gdzie leży, i spokojnie, nic nie zapowiada, by lada moment odnaleźli, gdyż szli w drugą stronę, tak przynajmniej powiedzieli Pequris i Bakvst, którzy byli na polowaniu. Zdążymy tam dotrzeć, ale jak to sobie wyobrażasz? Zaczniemy biec, tłumacząc, że… Co? I będziemy liczyli, że nie ruszą od razu za nami? Zresztą… Zapytam kowalki, bo widzę, że ona ma lepszy plan.
- Co to ma znaczyć, co? – Loring złapał go za ramię, jednak ten zaraz się wyrwał z uścisku. – O co ci chodzi? Posłuchaliście mnie, nie macie własnego rozumu? Teraz udajesz, że wszystko jest moją winą i się odwracasz?
- Teri też miał własny rozum, a się nie sprzeciwił. – Warknął leśny. – Tak nas uczono, że za niewykonanie polecenia jest śmierć. Ale właśnie teraz zdaliśmy sobie sprawę z tego, że tutaj nie ma Gotlandu i nie jesteś naszym dowódcą. Nie musimy ciebie słuchać. Chłopaki. – Zwrócił się do pozostałej czwórki. – Zajmijcie tego wieśniaka czymś, nie wiem, pochwalcie go, a ja obmówię szczegóły z Feylą.
Kiedy kowalka zwróciła się z niemą prośbą do wojownika, ten nie zdążył się odezwać, gdyż czterech leśnych odgrodziło Amtrega, a Ur stanął przed kowalką.
- Muszę panu powiedzieć, że widać pełen profesjonalizm. – Odezwał się Vernary, uśmiechając się do rolnika. – Może nie jest pan zawodowym wojem i wojaczki to nowość, ale podziwiam za zaangażowanie, naprawdę. Ten strój, mowa i wszystko, wielki umysł przede mną stoi, jak widać.
- I do tego miecz, może nie najwyżej jakości, ale trzymany pewną, mocną dłonią. – Okuar poklepał rozmówcę po ramieniu. – Można wiedzieć, skąd trafił w twoje ręce? Inni nie mają takiej broni, wywodzisz się z jakiejś ważnej rodziny czy po prostu zapracowałeś sobie na takie wyróżnienie? Ja musiałem wiele zrobić, by dostać swą pierwszą broń, ale był to jedynie marny sztylecik, wiesz? Więc ty pewnie bardziej zasłużyłeś ode mnie, bo masz prawdziwy oręż, miecz, broń wojownika, mężczyzny.
W czasie kiedy leśni skutecznie zagadywali rolnika, Loring wpatrywał się zmrużonymi oczyma w Ura, który postanowił obmówić szczegóły z Feylą, mianując siebie kimś ważnym w tej całej kompanii.
- Ten twój cały pomysł… - Odezwał się, patrząc brązowowłosej w oczy. – Jak zamierzasz go zrealizować? Tak, wiemy gdzie znajduje się truchło i jak tam dotrzeć. Będziemy tam pierwsi, jeśli teraz wyruszymy, ale co z rolnikami? Jak to wytłumaczymy? Zaraz ruszą za nami, no chyba, że masz jakiś pomysł… Bo jedyne co mi przychodzi do głowy, to odciągnięcie większości z nich przez jednego z nas, krzycząc o tym, że bestia wypuściła z łap skarb i jesteśmy skłonni ich tam zaprowadzić, w uznaniu za waleczność i odwagę, ale jest to wątpliwa opcja i liczę na to, że masz ciekawszy i posiadający większe opcje powodzenia, wariant. To jak będzie, bo czas w tej chwili nie jest naszym sprzymierzeńcem, a wręcz przeciwnie.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

-Nie wrócimy, bo obiecałem, ze nie wrócimy! -odpowiedział Adrien z trudem siląc się na powagę, ciężko było udawać, ze sytuacja go nie bawi; uwielbiał te zwierzaki...
-Od kiedy ty taki honorowy jesteś, co? -odparł rumak cofając się do tylu nie dając się złapać tak, ze grabarz gruchnął o ziemie nie mając oparcia. Kon rżąc dziko ze śmiechu usiadł naprzeciwko pana w zabawny sposób przekrzywiając głowę.
-Od zawsze, w końcu mam te szlachetną krew czy cos w tym ssstylu...-odpowiedział Adrien próbując podnieść się z ziemi co razczej marnie mu szlo-zaplatal się w szatę.
-Jakoś nie byleś taki honorowy mordując te anielice z dzieckiem- żachnął się koń. Mortem nie miał na myśli nic złego, często tak gadał. Nie sadził wiec, ze mógłby tym pana rozgniewać.
Strugi deszczu raz na jakiś czas rozświetlały błyskawice, lalo jak z cebra i ani myślało przerwać. Głośniejszym od ryku nawałnicy był tylko krzyk kobiety błagającej o litość wysokiego mężczyznę o białych jak mleko włosach.
-Błagam..nie! Zrobię wszystko! Wszystko! Tylko daruj nam życie! Deszcz mieszał się z łzami na jej twarzy gdy przerażona patrzyła na Adriena przytulając do piersi dziecko mające nie więcej niż dwanaście lat.
-Oh przestań, nie maż się...-odpowiedział znudzony Crevan wznosząc miecz do góry by ja zabić, przeszkadzały mu skrzydła którymi nieudolnie próbowała się osłonić. Odgarnął mokre włosy z czoła by mu nie przeszkadzały w patrzeniu na ofiarę. Był tak niepodobny do Upadłego z dnia dzisiejszego, widać było jego oczy i resztę porcelanowej twarzyczki.
-Błagam, panie, nie!-lkala dalej kobieta próbując ocalić swoje życie, ale jej prośby spotkały się z ostrym, nieprzyjemnym śmiechem. nie zamierzał jej darować życia, o nie. Klinka miecza błysnęła i anielica znieruchomiała, zabił ją... Bez żadnych uczuć, bez cienia wahania...jak porcelanowa laleczka...
Chłopczyk patrzył wielkimi, przerażonymi oczyma na mordercę matki próbując wtulić się w jej martwe ciało jak najdalej od niego, Adrien nie znal pojęcia litości.
-Jesteś już mężczyzną, mały...wyjdź ...powiedział białowłosy łagodnym tonem, a dziecko, ufne i niewinne wyszło stając tuz przed nim. Był niziutki, sięgał mężczyźnie nieco ponad pępek.
-Wiec jak mężczyzna zgiń.-dodał Crevan po chwili i przeszył jego serce mieczem niczym nie wzruszony odchodząc."

Grabarz pamiętał te scenę...była zadrą w jego sercu, żałował tego, ale to było zaledwie rok po śmierci jego ukochanego, rana w duszy była jeszcze zbyt świeża by od tak odpuścić. Teraz oszczędzał dzieci, kobiety czasem...jeśli te go nie pamiętały i nie próbowały walczyć.
-Milcz, ty wredna szkapo! Odpowiedział szarpiąc się z ubraniem na co koń znowu wybuchnął rżeniem przypominającym śmiech. W końcu białowłosemu udało się wstać, ba, nawet wyrwać swoja szarfę z jego pyska, która to następnie przez kilka dość długich minut prostował, w końcu był perfekcjonistą w każdym calu.
-To było dawno i nieprawda...Mruknął sadowiąc się na grzbiecie, oczywiście po damsku, jak zwykle. Wprawdzie szata miała rozcięcie umożliwiające siedzenie po męsku, ale tak było mu wygodniej.
-Ja jestem panem a ty zwierzakiem, wiec jedziemy po mojemu - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i zmusił konia do galopu zwracając na trasę z nadzieją, ze ta jest już bezpieczna, a następnie jadąc zgodnie z biegiem rzeki mając nadzieje, ze trafi.
Na miejsce spotkania całej tej hałaśliwej hałastry wjechał z dość...ciekawa mina...nie spodziewał się, ze będzie tam tyle ludzi, nie lubił tłumów. Cale szczęście nie było go widać, stal spokojnie tam gdzie kończą się drzewa i ze znudzoona miną czekał aż ktoś w końcu na niego zareaguje lub dostrzeże.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Sprawy działy się za szybko, a Feyla czuła ze zaczyna tracić nad nimi kontrolę. Jeszcze przed chwilą oficjalnie uznano ją za bezużyteczną, a teraz rycerze prosili by nimi dowodziła. Szaleństwo. Kowalka nie zamierzała tego robić. Wprawdzie nie raz miała okazję rozkazywać grupie wieśniaków, ale robiła to zupełnie odruchowo. Miała taki charakter że jeśli już ktoś zmuszał ją do wspólnej pracy to starała się by była ona zrobione pod jej dyktando. Jednak zdecydowanie wolała działać sama, nigdy też nie miała okazji dowodzić grupie żołnierzy. Wojownicy, zwłaszcza ci, zdawali się stanowić jakby inny świat, z zupełnie odmiennym sposobem myślenia i wartościami. Nie będzie z niej dobry kapitan bo zwyczajnie nie jest w stanie ich zrozumieć. To Loring był szkolony do wydawania poleceń i kowalka uznała że musi zrobić wszystko by oddać mu przywództwo. Chociaż nie dało się ukryć że złotowłosemu przydałoby się kilka rad.
- Wierzcie mi nie chcecie bym to ja tu dowodziła. - Odpowiedziała, starając sie zniechęcić żołnierzy, ale z ich min wyczytała że oni właśnie na to liczą. - Po prostu słuchajcie Loringa i wykonujcie jego polecenia. - Spróbowała ponownie kowalka.
Przynajmniej w jednej sprawie mężczyźni mieli rację. Musieli działać szybko. Czas nie był ich sprzymierzeńcem, a już na pewno nie warto go marnować na wzajemne kłótnie.
- Dobrze jeśli ma być po mojemu to po pierwsze przestańcie sie przymilać do tego barana który swój rozum nosi przy pasie - Wskazała na Amtrega. - Nie potrzebujecie sie z wieśniakami zaprzyjaźniać. Macie nimi zarządzać. Pokażcie kto tu jest władzą, i kto wydaje polecenia. Do licha przecież oni na to czekają. Przywykli do tego i jeśli uznają was za swoich lordów, to zastosują sie do waszych rozkazów. A wtedy pójdą tylko tam gdzie im się każe. - Była to dość brutalna metoda ale jeśli skryba uwierzy że jest równy melmaro, to zacznie robić wszystko po swojemu i chaos gwarantowany. - Po drugie potrzebujemy kilku rzeczy. - Kowalka starała się mówić na tyle głośno tak by być wyraźnie słyszaną przez Loringa. Amtreg na szczęście był zbyt zajęty rozpierającą go dumą by zwracać uwagę na słowa kowalki. Potrzebowała rozdzielić zadania a nie znając możliwości poszczególnych rycerzy nie będzie w stanie zrobić tego dobrze. Jeśli dany fragment całości ma być wykonany dobrze to najlepiej by zrobiła go osoba z odpowiednimi predyspozycjami.
- Zamierzam nie tylko pokazać wieśniakom zwłoki smoka. Chcę by sami zobaczyli moment jego śmierci. - Wytłumaczyła krótko. Żałowała ze nie potrafiła spamiętać imion melmaro. Wydając rozkazy należało mówić "Feylo idź" a nie "niech ktoś idzie", bo inaczej nikt się nie ruszy. Dlatego tak bardzo potrzebowała teraz Loringa. - A zatem jeden z was musi odnaleźć naszego smoka. Potrzebujemy przekonać go by zgodził się odegrać scenę własnego upadku. Po drugie niech ktoś weźmie kilku ludzi z Ulche, wyruszy z nimi na pastwiska gdzie gromadzą się główne siły Fargoth i ściągnie ich tutaj. Im więcej świadków tym lepiej. Kolejna sprawa. Pozostałych ludzi skryby zabierzcie na tamte szczyty. Tak jak mówiłam rozkazywać im a nie prosić. Przekażcie tylko ze znajduje się tam pieczara smoka i ich zadaniem jest narobić jak najwięcej hałasu by go wywabić. Gdy smok znajdzie się w powietrzu zostanie zestrzelony, ściągnięty na ziemię i tam dobity. Następna rzecz. Dwóch z was niech znajdzie zwłoki smoka, połamie i podziurawi mu skrzydła a w korpus powbija tyle włóczni jakby to miał być jeżozwierz. A i jeszcze jedno. Tym razem naprawdę będę potrzebowała swoich narzędzi z dna rzeki, by wykonać maszynę z której można strzelać do smoków, a przede wszystkim potrzebuję tunikę Loringa. Zamierzam wbić ją na jakiś cholerny kij by stworzyć ten przeklęty sztandar, zostać adiutantką i przywalić temu tępemu skrybie przez łeb.
Feyla zastanowiła sie jeszcze czy o czymś nie zapomniała. Cały czas brakowało jej kogoś do roli bohatera. Policzyła szybko i wyglądało na to że ma za mało ludzi. Nagle dostrzegła grabarza stojącego z boku całego zamieszania. Pomachała mu z zadowoleniem na powitanie. Właśnie zdobyła brakujący element układanki.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acila z zaciekawieniem przyglądała się zbiorowisku ludzi. Lubiła obserwować zachowania ludzi tłoczących sie w jedną gromadę. Było ich tak wielu a przy tym wydawali sie tak różni. Bawił ją fakt iż może to robić pozostając niewidzialną. To niezwykłe, proste a przede wszystkim bezpieczne.
Wspomnienie smoka na temat jedzenia wyrwało kotołaczkę z rozmyślań. Tych kilka jabłek które zdążyła wcześniej zjeść tylko w minimalnym stopniu zaspokoiło jej apetyt. Była niezwykle głodna a jej organizm wręcz rozpaczliwie domagał się posiłku. Zwłaszcza po ostatnich dość intensywnych przeżyciach. Całe to tonięcie, latanie i rozmowa z grabarzem tylko na chwilę odwróciły jej uwagę od problemu głodu, który teraz znów stał się dominujący. Acila poczuła jak burczy jej w brzuchu.
- Pewnie że jestem głodna. Strasznie. Jestem głodna jak smok. - Odpowiedziała. - Znaczy zjadłabym wszystko - Szybko poprawiła niezręczną wzmiankę o smoku. - O nawet tego hrabiego - mysz- wampir który tam stoi i udaje człowieka. Tylko ze on musiałby się zmienić. - Bystry wzrok kotołaczki oraz zdolność do rozpoznawania aury pozwolił Acili dojrzeć wampira. Dziewczyna nie wyczuwała jednak zagrożenia. Póki była na grzbiecie smoka nic jej nie groziło. Zresztą dlaczego niby ten osobnik miałby polować na nią. Uznając że jest niezagrożona, kotołaczka zignorowała pozostałe znaki. Nie widziała błysku broni chowanej przez wampira w rękawie, ani jego nerwowego wyczekiwania na moment w którym dwie grupy ludzkie zleją się w jedno. Tajemniczy osobnik cały czas obserwował Loringa i Feylę. Dla dobrego skrytobójcy tłum to idealna zasłona. Można ugodzić ofiarę sztyletem pod żebro i rozproszyć sie w lidzkiej masie nim ktokolwiek sie zorientuje.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh nie odleciał zbyt daleko, kiedy dotarł do niego sens słów kotołaczki. Wzmianka o smoczym głodzie sprawiła, że poczuł lekkie rozbawienie. Nie czuł się ani trochę speszony, po czym? Niektóre porównania ludzi są całkiem interesujące. Ten stanowi idealny tego przykład. Następnie usłyszał, jak Acila mówiła o wampiru, co spowodowało, że natychmiast spojrzał na las, przełączając się w świat Aur, aby łatwiej go zlokalizować. Kotołaczka miała rację, był tam. Może i zapach z tej odległości był ledwo wyczuwalny, ale pozostałe czynniki były typowo wampirze.
        Zatrzymał się w powietrzu, machając całkiem poziomo skrzydłami, wnosząc się co chwila w górę i w dół. Zlustrował wampira spojrzeniem, po czym zagiął rzeczywistość wokół niego. Najpierw sprawił, że z jego ciała zaczęło emitować słabe światło, które z czasem robiło się coraz silniejsze. W końcu nabrało takiej intensywności, że nikt ze zgromadzonych nie mógł tego nie dostrzec. Wtedy nagle zabarwiło się na krwistoczerwono, po czym zniknęło. Smok zbliżył się nieco, obserwując rezultaty jego pracy. Chciał się upewnić, że na pewno jego kowalka, Loring bądź jego towarzysze zrozumieją jego sygnał, choć nie miał takiej gwarancji. Był gotów wypisać w powietrzu odpowiedzi, gdyby był zmuszony. Jednocześnie zastanawiał się, jak wytłumaczą to wieśniakom. Mogłem wymyślić coś subtelniejszego, ale iluzje działają na wszystkich, nie na pojedynczego osobnika.
        W tym samym czasie odezwał się do Acili:
- Lubisz może wołowinę? Będzie podgrzewana, nie świeżo upieczona, w dodatku pewnie już jakiś drapieżnik się do niej dobrał, ale wątpię, aby nazbyt dużo zjadł.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Cała obecna na trawie szóstka melmaro dokładnie wysłuchała każdego słowa kowalki, jednak reakcje były różne. Leśni postanowili najwyraźniej murem stanąć za brązowowłosą, gdyż ich odpowiedzią na to, by dowództwo przejął Loring, były jedynie negatywne kiwnięcia głowami. Zrazu wykonali pierwsze nieformalne polecenie, tj. odstąpili od Amtrega, który pogrążony był chyba teraz w swoim świecie, najwyraźniej sprawując rolę możnowładcy czy też najdzielniejszego z królewskich wojowników.
- Z chęcią bym pomógł, ale taki plan nie ma żadnych szans powodzenia. – Odezwał się Loring, szybkim machnięciem dłoni likwidując nadchodzącą wypowiedź Ura, w zarodku. – Wybacz za moich towarzyszy, a przede wszystkim za mój karygodny błąd. Błąd który się zresztą nie powtórzy, gdyż nareszcie myślę tak jak na misjach, misjach, których frekwencja sukcesu wynosi PRAWIE STO PROCENT. – Podkreślił melmaro, obrzucając spojrzeniem każdego z wojowników. – Nie należy brać ich opinii pod uwagę, albowiem przekonałem się, że są niczym psy, które podążą za tym, który ostatni rzucił mięso. Mówię to z bólem, bo jestem rozczarowany, ale cóż… Skupmy się na planie, stworzyłem własny, ale najpierw obalę szanse powodzenia tego twojego. Po pierwsze, zależy nam na czasie, a ta cała szopka potrwa tyle, że trzy razy znajdą truchło. Poza tym nikt z leśnych smoka nie odnajdzie, bo Dar z pewnością pokaże się wtedy, kiedy zechce. Te jego wszystkie sztuczki magiczne… Co do budowy tego urządzenia, wyłowienie bagażu zajmie zbyt dużo czasu, a sama budowa… Szkoda mówić. Proszę cię, mam zdjąć zbroję, a później tunikę, byś mogła coś udowodnić temu osobnikowi? Jestem przekonany, że kto jak kto, ale ty nie dasz się sprowokować tak niskimi pobudkami.
Mam nadzieję, że pojęłaś absurd twego przedsięwzięcia, a teraz wyjaśnię ci mój plan, i proszę, wysłuchaj w spokoju do końca. Wiem, że może to być dla ciebie niewyobrażalne, ale musisz uwierzyć w każde moje słowo, wiem co mówię. Otóż… Pójdziemy tam wszyscy, ale ja najpierw oświadczę, że zabiłem smoka, a ukrywałem to dlatego, że musiałem odpocząć po ciężkiej walce i nie wiedziałem, że miasto wyśle swoją armię. Po dotarciu na miejsce zademonstruję jak to zrobiłem, by im udowodnić, czyli przetnę drzewo, podpalę je i te same praktyki zastosuję na smoku, jeśli zechcą zobaczyć. Nie patrz tak na mnie, mówiłem, że wszystko potrafię udowodnić i wiem co mówię.
Loring kończąc mówić, spojrzał jeszcze raz na każdego leśnego i kowalkę. Czekał chwilę, aż ta przeanalizuje fakty, kiedy nagle usłyszał szmer głosów. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył, że jeden z ludzi rozbłysnął dziwnym światłem. Z początku chyba sam osobnik niczego nie zauważył, jednak później stało się to niemożliwe. Ludzie odsunęli się jak oparzeni, zrobił się zamęt, wieśniacy ruszyli do ucieczki, jak gdyby ten miał wybuchnąć, niczym bomba. Melmaro z początku nie wiedział co to oznacza, jednak odruchowo wsunął się przed kowalkę, analizując jak najszybciej fakty. Przed oczyma miał kilka scenariuszy, dziesiątki powodów, setki reakcji, jednak jak zawsze trzeba było wybrać tą najodpowiedniejszą.
Co jest grane…” Myśli wojownika śmigały z zatrważającą szybkością. „Albo jest magiem i coś się szykuje, albo ktoś obcy miesza w tym wszystko, wtrącając swoje kilka groszy… Ale… Obcy? Być może to Dar… Ale zakładając, że to on, nie robiłby tego bez powodu. Na pewno nie, ale co on chce przekazać…?
Wszystkie te pytania prysły niczym bańka, wraz z króciutką chwilą, którą trwało rozbłyśnięcie i zgaśnięcie czerwonej aury. Nie było wątpliwości, to swoiste ostrzeżenie, najpewniej od smoka. Trzeba działać, gdyż oznaczało to olbrzymie zagrożenie.
- Formacja coqua, dodatek vigha! – Krzyknął błyskawicznie Loring, automatycznie dobierając odpowiednią do zaistniałej sytuacji formację. Z oczywistych przyczyn mógł spodziewać się, że leśni nie zareagują, dlatego wykrzyczał jeszcze jedno słowo, któremu nawet oni nie mogli się oprzeć, któremu nie oparłby się żaden Gotlandczyk. – Bemorro!
Leśni zareagowali od razu, tworząc koło, w środku którego znajdowała się Feyla, z tymże dwójka wojowników – Pequris i Vernary – zakrzywiała linię koła, stojąc bliżej kobiety. Osobą znajdującą się naprzeciw dziwnego mężczyzny okazał się Loring, teraz lustrując prawdopodobnego przeciwnika. Dobyte ostrza wojowników świadczyły o pełnej gotowości, a formacja o braniu pod uwagę ataku z każdej strony, skoro pojawił się jeden wróg, mogło być ich więcej.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Zbyt wiele osób zgromadzonych w jednym miejscu skutecznie trzymało Adriena z dala od sprawy. Nie zamierzał się wcinać w ich dyskusje, po pierwsze- nie miał pojęcia o czym gadają, a po drugie nie wiedział kto jest po ich stronie a kto przeciwnie. "Mowa jest srebrem...ale milczenie złotem."-powiedział sobie w myślach wciąż trzymając się w cieniu.
Odetchnął z ulgą, kowalka i rycerz żyli, smok zabrał kotkę ze sobą, cala kompania była w składzie. "Wezmę te kicie do siebie, może mi się przyda..."- zadecydował grabarz mając nadzieje, ze ta da się wychować według zasad Crevana. Być może obudziły się w nim uczucia ojcowskie a być może zwykła litość, to tez było dla niego zagadką, ale chciał się nią zaopiekować. "O ile nie ucieknie na widok martwego ciala...ihihi...to byłoby całkiem zabawne..." No i kotolaczka musiała się liczyć z tym, ze większość przedmiotów w domu białowłosego była monochromatyczna, jak on sam z resztą. Mimo tego, ze dom zdawał się być bardziej ponury od cmentarnej krypty było tam kilka szczegółów nie pasujących do reszty; różowy fartuch w kuchni, puchate kapcie przy kominku czy kilka obrazów spod pędzla samego pana domu. Od lat nie malowałem niczego innego niż usta trupów..." Blade wargi wykrzywił gorzki uśmiech, czyżby naprawdę tak się zmienił żyjąc na ziemi? Gdyby sto lat temu ktoś mu powiedział jak będzie wyglądał w przyszłości to w życiu by mu nie uwierzył ,a jednak...
Nie odpowiedział na skinienie kowalki cofając się w cień dając tym samym jasno do zrozumienia, ze nie zamierza brać udziału w tej szopce; Czul się jak niepasujący element tej układanki tworzonej przez melmaro i kowalkę. To ich sprawa, nie mógł się wcinając w każdy problem. On tez nie był nieomylny, blondyn po wyglądzie zdawał się być w jego wieku, może ciut młodszy.
"Tak wiele nas dzieli mimo, ze jesteśmy w podobnym wieku..." Gdyby ich postawić obok siebie wyglądali by jak ogień i woda, ziemia i powietrze, tak bardzo od siebie rożni. Dzieliło ich dosłownie wszystko, od sposobu rozumowania przez wygląd po stroju kończąc. Czy cos łączyło? Tak, ale Upadły i melmaro o tym nie wiedzieli. Łączyła ich niepohamowana chęć zemsty za bliskich...
Zdawał sobie sprawę z tego, ze zabił wampira, który był dość wysoko w hierarchii i ze prawdopodobnie do końca życia prócz aniołów będzie musiał użerać się jeszcze z wampierzami i...cholernie go to bawiło... Pragnął spokojnego życia i pracy w swojej profesji, spokoju i odizolowania od ludzi i dostał dokładną odwrotność swojego życzenia. "Ah...praca grabarza jest taka zabawna..."
Mortem tupał niespokojnie jakby czując, ze cos jest nie tak, ze cos wisi w powietrzu. Cos, czego Adrien nie umiał wyczuć i bynajmniej nie chodziło tu o smoki czy bandę wieśniaków, ba, nie chodziło nawet o to, ze nie pomógł reszcie drużyny, która uznała go za wodza. Cóż, on się o to stanowisko nie prosił. -Adziu...czujesz to?- Zapytał koń rżąc cicho i drąc trawę kopytem.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość