Wraz ze swymi wojskami rozlokowała się w pobliżu Wąwozu Tarsalskiego. Doskonałe miejsce do obrony, zarówno przed nacierającymi spoza granicy państwa jak i wszystkich innych kierunków. Przewaga w wysokości zawsze była mile widziana.
Shiriel siedziała w swoim namiocie, mając przed sobą mapę całego terenu oraz figurki, które miały przedstawiać poszczególne oddziały. Czekała jeszcze na dwa raporty z sytuacji, bez tego o planowaniu kolejnego posunięcia mogła co najwyżej pomarzyć.
- Powinnaś się położyć, od dwóch nocy nie zmrużyłaś oka. - Słowa te padły z ust Uriela, jej podkomendnego. Co prawda był nieznacznie niżej w wojskowej hierarchii, lecz utrzymując to tempo, przebije ją pod tym względem, i to już niedługo. - Nic dobrego w takim stanie z planowania nie wyniknie - odparł z tym swoim uśmieszkiem na ustach. Chyba nawet, między innymi i za to go lubiła. Strasznie rozluźniało to atmosferę, a on sam był również osobą wartą głębszej uwagi.
- Dobrze wiesz, że ktoś musi, poza... - Mężczyzna nie dał jej dokończyć, gdyż przyciągną kobietę do siebie, po czym zatkał jej usta swoimi, w długim i namiętnym pocałunku.
- Niesubordynacja musi zostać surowo ukarana - odparła, a następna godzina oczekiwania na zwiadowców minęła zaskakująco przyjemnie...
- Wyrżnąć ich w pień! - Była to jedyna komenda "motywująca", wydana na chwilę przed rozpoczęciem szarży na prawe skrzydło przeciwnika. Co prawda był pięciokrotnie liczniejszy i atakował od tyłu, jeśli za spodziewany kierunek natarcia uznać wąwóz, lecz nie wszystko było jeszcze stracone. Główne siły wroga składające się niemal wyłącznie z piechoty zostały związane w walce wręcz, więc tego typu manewr miał sens, bo sama obrona na wzgórzu była tylko i wyłącznie odwlekaniem nieuniknionego.
Tymczasem Shiriel dwoiła się i troiła, byleby tylko nie dopuścić, by wróg przebił się przez środkową część jej oddziałów, które musiały zmagać się z bardziej doświadczonymi wojownikami. Spodziewała się trudnej batalii... i taką też otrzymała.
Całość ciągnęła się przez kilka godzin, zaś oddziały nemorianki powoli zaczynały ulegać liczniejszym wojskom przeciwnej strony. Zmęczenie oraz kilka ran, których nabawiła się w wirze walki zaczynały również dawać o sobie znać. Doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdowała, lecz ze strategicznego punktu widzenia, kapitulacja nie wchodziła w grę. Im dłużej utrzymywali tutaj przeciwnika, tym mocniejsze fortyfikacje powstawały na wschód od tego miejsca. Najważniejsze było ostatecznie zwycięstwo, bez względu na cenę. Jeśli i jej życie było w to wliczone - trudno, była skłonna i je poświęcić. Tak została wychowana.
W końcu nadeszła i jej pora - zamknięci w kotle wojownicy, którzy wszyscy jak jeden mąż, odrzucili "hojną" propozycję darowania życia w zamian za złożenie broni. Przyjęcie tych warunków byłoby hańbą dla każdej z tych osób, zwłaszcza dowódcy, którą była Shiriel. Walczyli do upadłego.
Jej śmierć można było uznać za piękną, zginęła od ostrza, w dodatku jako jedna z ostatnich. Idealnie wymierzone pchnięcie nieco poniżej klatki piersiowej okazało się być śmiertelne w skutkach. Opadła bezwładnie na ziemię, niezdolna do jakiegokolwiek większego ruchu.
- Zwycięstwo za wszelką cenę. - Tak brzmiały jej ostatnie słowa, choć usłyszenie ich było wręcz niemożliwe. Uśmiechnęła się do siebie, a ostatnimi obrazami, jakie przemknęły jej przez umysł były: dom, rodzina oraz miłość, którą nie zdążyła się długo nacieszyć.