Fargoth ⇒ Róża bez kolców.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Miała łuskę. Feyli aż chciało się skakać z radości. Wbrew temu co zamierzał osiągnąć rycerz ujawniając jej sekret, oraz jak bardzo chciał wprowadzić ją z zakłopotanie stawiając w niezręcznej sytuacji, dla kowalki wszystko ułożyło sie idealnie. Swoją drogą ciekawe skąd Loring wiedział o łusce? Kobieta cieszyła sie jak dziecko, tuliła swoją zdobycz, miała ochotę tańczyć i wykrzykiwać na całe gardło jaka jest szczęśliwa. teraz wszystko miało sie odmienić i pójść dobrze. Coraz bardziej podziwiała smoka za jego postępowanie. Uznała ze bestia jednak jest mądra, rozważna i umie się zachować. Mało brakowało a sama była gotowa wpaść w zachwyt nad wspaniałością smoka.
Feyla musiała się pilnować by nie okazywać swoich emocji. Jeszcze tego brakowało by rycerz wdział jej dziecińce wygłupy. O nie. Nie da mu okazji do kolejnej porcji krytyki i drwin. Zamiast tego kowalka pokłoniła się wytwornie przed smokiem.
- To niezwykle szlachetnie z twojej strony że dajesz mi cos takiego o zacny smoku. - Oznajmiła, na tyle głośno by Loring usłyszał - Wprawdzie nie było moją intencją prosić cię o tego typu podarunek, jak również nie mam pojęcia skąd u rycerza wzięła się myśl iż przydałby mi się fragment twojego pancerza, ale jestem ci za niego niezmiernie wdzięczna i obiecuję o niego zadbać. To miło też że chcesz ratować Acilę. Przynajmniej ty jeden.
Kowalka od razu zabrała się za wykonanie tarczy. Potrzebowała delikatnej oprawy by umocować do niej pasek, oraz uchwyt by móc ją spokojnie przenosić i używać w walce. Wprawdzie straciła większość narzędzi, ale wciąż posiadała te które nosiła na stałe przy swoim pasie. A nie zwykła się rozstawać z najbardziej potrzebnymi jej rekwizytami.
- Mniej sprzętu za to więcej talentu jak powiadają. - Powiedziała przystępując do pracy.
Pojawienie się wojowników i deklaracja Loringa że będą im od teraz towarzyszyć nie zrobiło na kowalce specjalnego wrażenia. Już wcześniej miała rycerza za jakiegoś rozpieszczonego księcia, więc widok jego eskorty czy też służby tylko umocnił ten wizerunek. Co najwyżej ich stroje uznała za dość niezwykłe. Na pewno nie należały do tutejszych. Feyla słabo znała się na herbach i wielkich rodach ale miała juz okazję naprawiać zbroję strażników z Fargoth, zupełnie inne od tych które nosili mężczyźni. Obce wojsko na cudzym terenie, do tego ukrywające się w lesie nie wróżyło nic dobrego.
Czuła się trochę niezręcznie gdy smok odleciał a ona została sama z gromadą nieznajomych. Tym bardziej że świeżo miała w pamięci słowa Dérigéntirha że niejeden będzie pragnął zdobyć jej łuskę.
- Skąd jesteście? - Zapytała, niby od niechcenia, zajęta wykonaniem tarczy, chociaż wewnątrz pozostawała cała spięta.
Feyla musiała się pilnować by nie okazywać swoich emocji. Jeszcze tego brakowało by rycerz wdział jej dziecińce wygłupy. O nie. Nie da mu okazji do kolejnej porcji krytyki i drwin. Zamiast tego kowalka pokłoniła się wytwornie przed smokiem.
- To niezwykle szlachetnie z twojej strony że dajesz mi cos takiego o zacny smoku. - Oznajmiła, na tyle głośno by Loring usłyszał - Wprawdzie nie było moją intencją prosić cię o tego typu podarunek, jak również nie mam pojęcia skąd u rycerza wzięła się myśl iż przydałby mi się fragment twojego pancerza, ale jestem ci za niego niezmiernie wdzięczna i obiecuję o niego zadbać. To miło też że chcesz ratować Acilę. Przynajmniej ty jeden.
Kowalka od razu zabrała się za wykonanie tarczy. Potrzebowała delikatnej oprawy by umocować do niej pasek, oraz uchwyt by móc ją spokojnie przenosić i używać w walce. Wprawdzie straciła większość narzędzi, ale wciąż posiadała te które nosiła na stałe przy swoim pasie. A nie zwykła się rozstawać z najbardziej potrzebnymi jej rekwizytami.
- Mniej sprzętu za to więcej talentu jak powiadają. - Powiedziała przystępując do pracy.
Pojawienie się wojowników i deklaracja Loringa że będą im od teraz towarzyszyć nie zrobiło na kowalce specjalnego wrażenia. Już wcześniej miała rycerza za jakiegoś rozpieszczonego księcia, więc widok jego eskorty czy też służby tylko umocnił ten wizerunek. Co najwyżej ich stroje uznała za dość niezwykłe. Na pewno nie należały do tutejszych. Feyla słabo znała się na herbach i wielkich rodach ale miała juz okazję naprawiać zbroję strażników z Fargoth, zupełnie inne od tych które nosili mężczyźni. Obce wojsko na cudzym terenie, do tego ukrywające się w lesie nie wróżyło nic dobrego.
Czuła się trochę niezręcznie gdy smok odleciał a ona została sama z gromadą nieznajomych. Tym bardziej że świeżo miała w pamięci słowa Dérigéntirha że niejeden będzie pragnął zdobyć jej łuskę.
- Skąd jesteście? - Zapytała, niby od niechcenia, zajęta wykonaniem tarczy, chociaż wewnątrz pozostawała cała spięta.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Bawiło go to jak kotka stara się go naśladować, jak chowa oczy za grzywka, jak stara się do niego upodobnić. Musiał się nieźle namęczyć by nie wybuchnąć śmiechem widząc tą scenę. Zwykle to on kpił z innych, rzadko się zdarzało by ktoś śmiał żartować z niego. Dlaczego? Odpowiedz była bardzo prosta- ludzie w mieście mieli go za wariata i się go bali, ale nie chcieli go wyrzucać zdając sobie sprawę jak mało osób będzie chciało przejąć jego raczej niezbyt popularną profesje. I bardzo dobrze...
Świetnie, grabarz-detektyw...iihihi...." Chyba już wiedział czego ma szukać. Ale miał wrażenie, ze cos za łatwo mu idzie... Tak łatwo by o tym opowiadała? Niemożliwe...Albo to on był przewrażliwiony. Czul się podle, obiecał, ze ją ze sobą zabierze nie majac zamiaru tej obietnicy dotrzymywać. Miał już swoja rodzinę i to mu wystarczało, nie potrzebował nikogo więcej.
:Wiec to tak...ihihi...stary krasnal i właścicielka domu pokus. Ciekawe...Ale cos mi tu śmierdzi gorzej niż trzydniowy wisielec..." Jakoś mu tak tęskno było do domu i nad spędzeniem całej nocy przy robieniu trumny dla kogoś, kto czekał na zapleczu. Zimny i pusty, niczym skorupa żółwia, w której od dawna nikt już nie mieszkał... Czy krasnal wiedział z kim ma do czynienia? Wiedział dla kogo buduje i po co? Zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego? Te pytania wżerały się w jego podświadomość niczym robak w soczyste jabłko. Musiał jeszcze jakoś umiejętnie ja podejść by powiedziała mu więcej, bo to jeszcze nie wszystko. Nie chciał tez zbytnio naciskać, bo Acila się spłoszy i nic więcej mu nie powie.
-Świetnie...mądra z ciebie dziewczynaaa. Podrapał ja za uchem lekko się uśmiechając. Zamierzał ja pochwalić i drążyć temat dalej. -A powiedz no mi jeszcze...czy Nurdin wiedział dla kogo buduje? I z kim ma do czynieniaaaa? Zapytal starając się wyglądać łagodnie, ale jednocześnie mówić tonem nie znoszącym sprzeciwu. -Zassstanów się dobrze, rycerz byłby bardzo zadowolony, ze nam pomagasz, wieeesz?
Świetnie, grabarz-detektyw...iihihi...." Chyba już wiedział czego ma szukać. Ale miał wrażenie, ze cos za łatwo mu idzie... Tak łatwo by o tym opowiadała? Niemożliwe...Albo to on był przewrażliwiony. Czul się podle, obiecał, ze ją ze sobą zabierze nie majac zamiaru tej obietnicy dotrzymywać. Miał już swoja rodzinę i to mu wystarczało, nie potrzebował nikogo więcej.
:Wiec to tak...ihihi...stary krasnal i właścicielka domu pokus. Ciekawe...Ale cos mi tu śmierdzi gorzej niż trzydniowy wisielec..." Jakoś mu tak tęskno było do domu i nad spędzeniem całej nocy przy robieniu trumny dla kogoś, kto czekał na zapleczu. Zimny i pusty, niczym skorupa żółwia, w której od dawna nikt już nie mieszkał... Czy krasnal wiedział z kim ma do czynienia? Wiedział dla kogo buduje i po co? Zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego? Te pytania wżerały się w jego podświadomość niczym robak w soczyste jabłko. Musiał jeszcze jakoś umiejętnie ja podejść by powiedziała mu więcej, bo to jeszcze nie wszystko. Nie chciał tez zbytnio naciskać, bo Acila się spłoszy i nic więcej mu nie powie.
-Świetnie...mądra z ciebie dziewczynaaa. Podrapał ja za uchem lekko się uśmiechając. Zamierzał ja pochwalić i drążyć temat dalej. -A powiedz no mi jeszcze...czy Nurdin wiedział dla kogo buduje? I z kim ma do czynieniaaaa? Zapytal starając się wyglądać łagodnie, ale jednocześnie mówić tonem nie znoszącym sprzeciwu. -Zassstanów się dobrze, rycerz byłby bardzo zadowolony, ze nam pomagasz, wieeesz?
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Loring nie odpowiedział smokowi, jednak jego słowa przyjął sobie do serca. „Hm… Mam nadzieję, że ja również…” W ciszy obserwował, jak ten wzbija się do lotu, nie robiąc nic, poza kiwnięciem głową, życząc mu tym powodzenia. Więcej uwagi natomiast przykuła kowalka. Już nie zamierzał wracać do tego, jak bardzo przekręciła fakty i prawdę, kolejny raz robiąc z niego tego złego. Blondyn zdawał sobie sprawę z tego, że zostając samej z szóstką mężczyzn, może się czuć nieswojo. Co prawda leśni Gotlandczycy na swoje sposoby byli charakterystyczni, jednak nie stanowili niebezpieczeństwa. Inaczej… Byli wychowani i potrafiący się zachować.
- Czy to smocza łuska, pani? – Zapytał Urgoth, postępując kilka kroków do przodu, i wpatrując się w złoty przedmiot. – Tworzysz z niej… Tarczę? Naprawdę potrafisz modyfikować tak potężny przedmiot? Mogliśmy przyprowadzić tutaj jednego z kowali, na własne oczy zobaczyłby, że w Alaranii nie tylko kryjówki są wysokiej klasy.
W głosie leśnego nie było kpiny, a czysta ciekawość i nuta podziwu. Zdjął kaptur, co poczynili również inni, i uśmiechnął się do Feyli.
- Skąd jesteśmy? Wybacz, ale nie możemy powiedzieć. Ale nie obawiaj się, nie jesteśmy niepoczytalnymi mordercami, czy też złodziejami. Przybyliśmy z pewnego polecenia, by towarzyszyć Loringowi w pewnej sprawie. Ale, od początku, może się przedstawię. Ja jestem Urgoth, choć Ur również może być. Ten zielonowłosy – wiem, dziwny kolor włosów – zwie się Vernary, biało włosy, z plamami zieleni na twarzy, to Okuar, blondyn zwie się Bakvst, a szatynowi na imię jest Pequris. Jeśli się zastanawiasz, skąd ta zieleń i w ogóle, to mogę jedynie powiedzieć, że lubimy się maskować. – Kończąc wypowiedź, Ur uśmiechnął się i szturchnął Loringa.
- Refleks masz ten sam, ale czy umiejętności?
- Co masz na myśli? – Blondyn uśmiechnął się, jednak bez problemu odgadł kryjącą się za tym propozycję. Tak, leśni zdecydowanie zaliczali się do tych weselszych. – Mam z tobą walczyć?
- Nie chcemy, by skończył w kawałkach. – Vernary wybuchł śmiechem, czemu towarzyszyli pozostali. – Będziesz walczył z naszą piątką. Nie zapominaj o przyszłości, twój cel dorównuje ci umiejętnościami, lecz przewyższa jednym – brakiem litości.
- Jak to możliwe, że nigdy się z nim nie spotkałem…? – Złotowłosy zmrużył brwi, wszakże od dawna się nad tym głowił. To nie było normalne, by dwóch najsilniejszych wojowników, a zarazem największych przywódców, ani razu nie spojrzało sobie w oczy.
- Nie wiemy… - Odparł zamyślony Ur, jednak zaraz po tym wyciągnął – razem z innymi – miecz. – Ej, nie wprowadzaj melancholii! Ma być wesoło, wszakże dobra atmosfera sprzyja dobrym rezultatom. No, już, szybko, wyciągaj ten miecz i bierz się do roboty. Tylko nie przeholuj, wiemy na co go stać.
Melmaro zastanawiał się chwilę. Nie wiedział jakie uczucia wywołali mężczyźni w kowalce, ale ona sama na niego z pewnością znajdzie kolejne powody do krytyki. Nie ważne, czy się zgodzi czy odmówi Urowi i spółce. Zresztą, co ona go obchodzi? To nie ją czeka walka z bestialskim mordercą…
- No dobra… Ale nie będę dawał wam forów! – Zaśmiał się Loring i dobył Yogoturamy. Mimo mistrzowskiego poziomu specyficznej szermierki, nigdy nie przyjmował takowej pozycji, tj. jednej nogi do przodu, ręki za plecami, oraz koniuszka miecza przy przeciwnym barku. Może dlatego, że najczęściej walczył oburącz?
Wystarczyło, by przyjął pozycję, i od razu wywiązała się walka. Dla Loringa strażnicy i wampiry były niczym, w porównaniu do przeciwnika-melmaro. A co dopiero pięciu. Starcie nie było łatwe, musiał korzystać ze swojego całego wachlarza umiejętności, a leśni najwyraźniej się nie patyczkowali, tylko szli na całość. „Najlepszym treningiem jest taki, w którym możesz zginąć.” Przeszło mu przez myśl jedno z gotlandzkich powiedzeń.
- Nieźle się rusza, skubany! – Krzyknął Bakvst, a jego głos przepełniony był radością. Tak, oni wszyscy zdecydowanie kochali walczyć.
Złotowłosy, korzystając z przywileju posiadania zbroi, celowo dał się trafić kilka razy, tym samym wypracowując sobie lepsze pole manewru. Tak jak w przypadku ataku szatyna, opancerzonym barkiem zbił klingę w dół, pochwycił dłoń napastnika i wybił mu oręż, z natychmiastowym skokiem w tył, przewrotem, powstaniem, sparowaniem ciosu Vernary’ego i wyprowadzeniem kontry.
Gdyby walkę obserwował ktoś zaprawiony w bojach, z pewnością nie mógłby wyjść z podziwu dla umiejętności i fechtunkowej maestrii mężczyzn skrytych w płaszczach. A walczący samotnie, dający im przy tym jakoś radę, Loring? Cóż, on jest po prostu inny… Tak jak Setian…
Mężczyźni pojedynkowali się jeszcze przez długie i liczne minuty, aż w końcu miecz Bakvsta wyleciał w powietrze, po czym upadł, a złotowłosy stał się jedynym uzbrojonym człowiekiem.
- Uf… Nie wyszedłeś z formy, wciąż jesteś… Niesamowity… - Wydyszał z siebie Urgoth, po czym uśmiechnął się szeroko. – Z tymi umiejętnościami, i z tym mieczem… Na pewno go zabijesz.
Leśni naprawdę nabrali optymizmu, jednak nie wiedzieli – bo nie mogli -, że Setian kiedyś w pięć minut rozbroił trzech melmaro, którzy umiejętnościami znacznie ich przewyższali. Loringowi zwycięstwo zajęło kilka razy więcej czasu…
- No, dobra, to miecz schowany, okej, ale jeszcze uścisk w ramach dobrej walki. – Parsknął Ur i wyciągnął do rozmówcy dłoń. Melmaro – po schowaniu oręża – również odwzajemnił gest, jednak z impetem został pchnięty i przewrócony.
- Ha! Wciąż jesteś naiwny, przez to przegrasz! Brać go, chłopaki. Pokażmy mu, że tak łatwo nie odpuszczamy!
Obserwator zauważyłby, że pięć ciał przygniotło Loringa, jednak nie było w tym już poprzedniej powagi, a… Śmiech i radość, jak gdyby była to zabawa małych dzieci.
- P… Puśćcie mnie, nie mogę oddychać, na srebrny księżyc, złaźcie ze mnie, warchlaki! – Loring wybuchnął śmiechem, czemu wtórowali leśni, teraz przygniatając kolejno kończyny melmaro i tarmosząc mu złociste włosy.
- Powiedz, że się poddajesz, to puścimy! – Krzyknął Okuar wesoło. – Albo gnij tutaj dalej!
Szarpanina trwała jeszcze trochę czasu, ale od początku wiadomo było kto zwycięży. Loring nie był – tak jak Setian – mistrzem walki wręcz, choć wątpił, by ten pierwszy wydostał się z czegoś takiego. Poza tym przez zbroję i natłok ciał robiło mu się coraz bardziej gorąco, aż w końcu nie wytrzymał i ze śmiechem wystękał:
- No dobra, poddaję się, poddaję, a teraz złaźcie ze mnie!
Na co piątka leśnych ryknęła wesoło w geście zwycięstwa, i oswobodziła swą niedawną ofiarę.
- Czy to smocza łuska, pani? – Zapytał Urgoth, postępując kilka kroków do przodu, i wpatrując się w złoty przedmiot. – Tworzysz z niej… Tarczę? Naprawdę potrafisz modyfikować tak potężny przedmiot? Mogliśmy przyprowadzić tutaj jednego z kowali, na własne oczy zobaczyłby, że w Alaranii nie tylko kryjówki są wysokiej klasy.
W głosie leśnego nie było kpiny, a czysta ciekawość i nuta podziwu. Zdjął kaptur, co poczynili również inni, i uśmiechnął się do Feyli.
- Skąd jesteśmy? Wybacz, ale nie możemy powiedzieć. Ale nie obawiaj się, nie jesteśmy niepoczytalnymi mordercami, czy też złodziejami. Przybyliśmy z pewnego polecenia, by towarzyszyć Loringowi w pewnej sprawie. Ale, od początku, może się przedstawię. Ja jestem Urgoth, choć Ur również może być. Ten zielonowłosy – wiem, dziwny kolor włosów – zwie się Vernary, biało włosy, z plamami zieleni na twarzy, to Okuar, blondyn zwie się Bakvst, a szatynowi na imię jest Pequris. Jeśli się zastanawiasz, skąd ta zieleń i w ogóle, to mogę jedynie powiedzieć, że lubimy się maskować. – Kończąc wypowiedź, Ur uśmiechnął się i szturchnął Loringa.
- Refleks masz ten sam, ale czy umiejętności?
- Co masz na myśli? – Blondyn uśmiechnął się, jednak bez problemu odgadł kryjącą się za tym propozycję. Tak, leśni zdecydowanie zaliczali się do tych weselszych. – Mam z tobą walczyć?
- Nie chcemy, by skończył w kawałkach. – Vernary wybuchł śmiechem, czemu towarzyszyli pozostali. – Będziesz walczył z naszą piątką. Nie zapominaj o przyszłości, twój cel dorównuje ci umiejętnościami, lecz przewyższa jednym – brakiem litości.
- Jak to możliwe, że nigdy się z nim nie spotkałem…? – Złotowłosy zmrużył brwi, wszakże od dawna się nad tym głowił. To nie było normalne, by dwóch najsilniejszych wojowników, a zarazem największych przywódców, ani razu nie spojrzało sobie w oczy.
- Nie wiemy… - Odparł zamyślony Ur, jednak zaraz po tym wyciągnął – razem z innymi – miecz. – Ej, nie wprowadzaj melancholii! Ma być wesoło, wszakże dobra atmosfera sprzyja dobrym rezultatom. No, już, szybko, wyciągaj ten miecz i bierz się do roboty. Tylko nie przeholuj, wiemy na co go stać.
Melmaro zastanawiał się chwilę. Nie wiedział jakie uczucia wywołali mężczyźni w kowalce, ale ona sama na niego z pewnością znajdzie kolejne powody do krytyki. Nie ważne, czy się zgodzi czy odmówi Urowi i spółce. Zresztą, co ona go obchodzi? To nie ją czeka walka z bestialskim mordercą…
- No dobra… Ale nie będę dawał wam forów! – Zaśmiał się Loring i dobył Yogoturamy. Mimo mistrzowskiego poziomu specyficznej szermierki, nigdy nie przyjmował takowej pozycji, tj. jednej nogi do przodu, ręki za plecami, oraz koniuszka miecza przy przeciwnym barku. Może dlatego, że najczęściej walczył oburącz?
Wystarczyło, by przyjął pozycję, i od razu wywiązała się walka. Dla Loringa strażnicy i wampiry były niczym, w porównaniu do przeciwnika-melmaro. A co dopiero pięciu. Starcie nie było łatwe, musiał korzystać ze swojego całego wachlarza umiejętności, a leśni najwyraźniej się nie patyczkowali, tylko szli na całość. „Najlepszym treningiem jest taki, w którym możesz zginąć.” Przeszło mu przez myśl jedno z gotlandzkich powiedzeń.
- Nieźle się rusza, skubany! – Krzyknął Bakvst, a jego głos przepełniony był radością. Tak, oni wszyscy zdecydowanie kochali walczyć.
Złotowłosy, korzystając z przywileju posiadania zbroi, celowo dał się trafić kilka razy, tym samym wypracowując sobie lepsze pole manewru. Tak jak w przypadku ataku szatyna, opancerzonym barkiem zbił klingę w dół, pochwycił dłoń napastnika i wybił mu oręż, z natychmiastowym skokiem w tył, przewrotem, powstaniem, sparowaniem ciosu Vernary’ego i wyprowadzeniem kontry.
Gdyby walkę obserwował ktoś zaprawiony w bojach, z pewnością nie mógłby wyjść z podziwu dla umiejętności i fechtunkowej maestrii mężczyzn skrytych w płaszczach. A walczący samotnie, dający im przy tym jakoś radę, Loring? Cóż, on jest po prostu inny… Tak jak Setian…
Mężczyźni pojedynkowali się jeszcze przez długie i liczne minuty, aż w końcu miecz Bakvsta wyleciał w powietrze, po czym upadł, a złotowłosy stał się jedynym uzbrojonym człowiekiem.
- Uf… Nie wyszedłeś z formy, wciąż jesteś… Niesamowity… - Wydyszał z siebie Urgoth, po czym uśmiechnął się szeroko. – Z tymi umiejętnościami, i z tym mieczem… Na pewno go zabijesz.
Leśni naprawdę nabrali optymizmu, jednak nie wiedzieli – bo nie mogli -, że Setian kiedyś w pięć minut rozbroił trzech melmaro, którzy umiejętnościami znacznie ich przewyższali. Loringowi zwycięstwo zajęło kilka razy więcej czasu…
- No, dobra, to miecz schowany, okej, ale jeszcze uścisk w ramach dobrej walki. – Parsknął Ur i wyciągnął do rozmówcy dłoń. Melmaro – po schowaniu oręża – również odwzajemnił gest, jednak z impetem został pchnięty i przewrócony.
- Ha! Wciąż jesteś naiwny, przez to przegrasz! Brać go, chłopaki. Pokażmy mu, że tak łatwo nie odpuszczamy!
Obserwator zauważyłby, że pięć ciał przygniotło Loringa, jednak nie było w tym już poprzedniej powagi, a… Śmiech i radość, jak gdyby była to zabawa małych dzieci.
- P… Puśćcie mnie, nie mogę oddychać, na srebrny księżyc, złaźcie ze mnie, warchlaki! – Loring wybuchnął śmiechem, czemu wtórowali leśni, teraz przygniatając kolejno kończyny melmaro i tarmosząc mu złociste włosy.
- Powiedz, że się poddajesz, to puścimy! – Krzyknął Okuar wesoło. – Albo gnij tutaj dalej!
Szarpanina trwała jeszcze trochę czasu, ale od początku wiadomo było kto zwycięży. Loring nie był – tak jak Setian – mistrzem walki wręcz, choć wątpił, by ten pierwszy wydostał się z czegoś takiego. Poza tym przez zbroję i natłok ciał robiło mu się coraz bardziej gorąco, aż w końcu nie wytrzymał i ze śmiechem wystękał:
- No dobra, poddaję się, poddaję, a teraz złaźcie ze mnie!
Na co piątka leśnych ryknęła wesoło w geście zwycięstwa, i oswobodziła swą niedawną ofiarę.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila była zadowolona z faktu że mężczyzna nie naciskał w kłopotliwe dla niej kwestie. Akurat w sprawie Nurdina mogła mówić swobodnie. Cieszyła się ze może się na coś przydać. Jeśli będzie potrzebna to zwiększy tym samym swoje szansę iż pan szczurków jej nie odtrąci. W wdzięcznością przyjmowała okazywane pieszczoty, przez cały czas usiłując wtulić swe ciało jak najbliżej w tors człowieka. Jedynie wzmianka o rycerzu zbiła ją nieco z tropu, gdyż przypomniała jej że ostatecznie będzie musiała wybrać między nimi, kowalką lub smokiem.
- Tego Acila nie wie. - Odpowiedziała na pytanie zadane przez Adriena - Ale Sisko powiedziała krasnoludowi że buduje coś co nazwała amblas.. dasada, takie trudne słowo którego Acila nie pamięta. Ale chodziło o lokal w którym będą mieszkali goście z dalekich krain co to będą mogli opowiedzieć tutejszym o swoich rodzinnych stronach. A pan Nurdin miał tylko sprawić by czuli się swobodnie i wygodnie niczym w domu. Madame nazywała ich jakoś tak specjalnie, ale tego też Acila nie potrafi powtórzyć. Deee plle maci. Chyba. w każdym razie on się zgodził. Pytał tylko czy będą tez krasnoludowie, a Sisko oznajmiła że tak. Tylko że pan Nurdin jakoś specjalnie się z tego nie cieszył. Co chwila przerywał pracę i chodził na górę sprawdzić czy jego rodacy już przybyli, a Sisko była zła bo z każda jego wizytą musiała ukrywać dziewczyny. W końcu zabroniła mu wchodzenia na górę i nakazała pracować w piwnicy tak jak Acili. Nigdy nie wpuszczała go też przez frontowe wejście, a od kuchni. Ale pan Nirdin był na tyle sprytny że zawsze wziął z niej zapas jedzenia dla siebie i dla Acili.
Kotołaczka zrobiła przerwę w swojej opowieści. Miała wreszcie okazję by zaprezentować w niej korzystnie samą siebie.
- Acila starała sie pomóc w pracach krasnoluda, bo on ciągle coś rozlewał, przypalał czy niszczył, ale wtedy te wypadki zaczęły zdarzać się coraz częściej. I on na początku chyba nie chciał mojej pomocy ale po tym jak udało się zrobić mgłę z wodnej pary, tak gęstą iż przez dwa dni siedzieliśmy mokrzy nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia, pan Nurdin w końcu przekonał się i oznajmił że Acila będzie jego asystentką. Od tamtej pory dawał różne zadania. Kazał liczyć na głoś śruby a miał ich tyle ze Acili brakowało liczb. A potem zabierał kilka z nich i kazał liczyć raz jeszcze od początku. Albo kazał cały dzień przelewać wodę z jednego wiadra w drugie i nie odzywać sie przy tym ani słowem. A raz nawet dał taki czarny patyk co maluje po ścianach i poprosił Acilę by narysowała na nich wszystkie szczurki jakie widziała w podziemnych korytarzach. Zajęło mi to trzy dni i z trudem starczyło miejsca na wszystkie malunki. Tylko nie wiem po co mu były te szczurki, bo jak Acila skończyła, krasnolud kazał wsiąść ścierkę i zmyć wszystko. Tłumaczył że one wykonały już swoje zadanie. Jednak najczęściej to wysyłał mnie w tajemnicy na górę żeby Acila sprawdziła czy przybyły krasnoludy i żeby opowiedzieć mu dokładnie jak wyglądają.
Opowiadanie Acili przerwało pojawienie się sylwetki smoka nad głowami podróżnych. Dérigéntirh w kocu ich odnalazł i najwyraźniej dostrzegł, gdyż zaczął zataczać koła nad miejscem gdzie zatrzymał się Mortem.
- Spójrz. Jest smok. Acila mówiła że pan go odnajdzie. To łatwe. - Z rękom wyciągnięto ku niebu, kotołaczka wskazywała krążącego smoka. Był ciekawe czy jego wizyta oznacza dla niej ciąg dalszy ceremonii zaciskania więzów.
- Tego Acila nie wie. - Odpowiedziała na pytanie zadane przez Adriena - Ale Sisko powiedziała krasnoludowi że buduje coś co nazwała amblas.. dasada, takie trudne słowo którego Acila nie pamięta. Ale chodziło o lokal w którym będą mieszkali goście z dalekich krain co to będą mogli opowiedzieć tutejszym o swoich rodzinnych stronach. A pan Nurdin miał tylko sprawić by czuli się swobodnie i wygodnie niczym w domu. Madame nazywała ich jakoś tak specjalnie, ale tego też Acila nie potrafi powtórzyć. Deee plle maci. Chyba. w każdym razie on się zgodził. Pytał tylko czy będą tez krasnoludowie, a Sisko oznajmiła że tak. Tylko że pan Nurdin jakoś specjalnie się z tego nie cieszył. Co chwila przerywał pracę i chodził na górę sprawdzić czy jego rodacy już przybyli, a Sisko była zła bo z każda jego wizytą musiała ukrywać dziewczyny. W końcu zabroniła mu wchodzenia na górę i nakazała pracować w piwnicy tak jak Acili. Nigdy nie wpuszczała go też przez frontowe wejście, a od kuchni. Ale pan Nirdin był na tyle sprytny że zawsze wziął z niej zapas jedzenia dla siebie i dla Acili.
Kotołaczka zrobiła przerwę w swojej opowieści. Miała wreszcie okazję by zaprezentować w niej korzystnie samą siebie.
- Acila starała sie pomóc w pracach krasnoluda, bo on ciągle coś rozlewał, przypalał czy niszczył, ale wtedy te wypadki zaczęły zdarzać się coraz częściej. I on na początku chyba nie chciał mojej pomocy ale po tym jak udało się zrobić mgłę z wodnej pary, tak gęstą iż przez dwa dni siedzieliśmy mokrzy nie mogąc znaleźć drogi do wyjścia, pan Nurdin w końcu przekonał się i oznajmił że Acila będzie jego asystentką. Od tamtej pory dawał różne zadania. Kazał liczyć na głoś śruby a miał ich tyle ze Acili brakowało liczb. A potem zabierał kilka z nich i kazał liczyć raz jeszcze od początku. Albo kazał cały dzień przelewać wodę z jednego wiadra w drugie i nie odzywać sie przy tym ani słowem. A raz nawet dał taki czarny patyk co maluje po ścianach i poprosił Acilę by narysowała na nich wszystkie szczurki jakie widziała w podziemnych korytarzach. Zajęło mi to trzy dni i z trudem starczyło miejsca na wszystkie malunki. Tylko nie wiem po co mu były te szczurki, bo jak Acila skończyła, krasnolud kazał wsiąść ścierkę i zmyć wszystko. Tłumaczył że one wykonały już swoje zadanie. Jednak najczęściej to wysyłał mnie w tajemnicy na górę żeby Acila sprawdziła czy przybyły krasnoludy i żeby opowiedzieć mu dokładnie jak wyglądają.
Opowiadanie Acili przerwało pojawienie się sylwetki smoka nad głowami podróżnych. Dérigéntirh w kocu ich odnalazł i najwyraźniej dostrzegł, gdyż zaczął zataczać koła nad miejscem gdzie zatrzymał się Mortem.
- Spójrz. Jest smok. Acila mówiła że pan go odnajdzie. To łatwe. - Z rękom wyciągnięto ku niebu, kotołaczka wskazywała krążącego smoka. Był ciekawe czy jego wizyta oznacza dla niej ciąg dalszy ceremonii zaciskania więzów.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh leciał wzdłuż rzeki, bacznie wypatrując sylwetek grabarza oraz Acili pośród drzew. Jednocześnie ciągle rozmyślał nad wszystkim, co się przed chwilą zdarzyło. Atak czarnego smoka, przybycie pięciu nowych towarzyszy oraz podarowanie łuski kowalce nie były błahymi rzeczami. Zwłaszcza to ostatnie. Smok zastanawiał się, czy rzeczywiście dobrze zrobił, wręczając jej swoją łuskę. Owszem, ta wyglądała na uszczęśliwioną, co dla niego było ważne, ale z drugiej strony niemal każdy mag zdoła dostrzec drzemiącą w łusce magię. I w dodatku został na niej jego zapach, który mogą wywąchać inne smoki, chociażby słudzy tego, który chce go zabić. To mogłoby sprawić, że kowalka znalazłaby się w wielkim niebezpieczeństwie. W starciu ze smokiem, nawet, gdy ten przyjąłby swoją ludzką postać, nie miałaby szans. Hm, można by zrobić coś, co odwróciłoby uwagę wszystkich ścigających mnie. Ale co to mogłoby być? Coś na tyle wielkiego, aby pogłoski o tym rozniosły się z niebywałą prędkością, czego smoki nie mogłyby przepuścić. Tylko co takiego? Pojawić się w innym mieście? Nie, to za długo by trwało. Poza tym niedługo w Alaranii będą mówić o złotym smoku, który zniszczył budynek w Fargoth, a w dodatku brak smoka, stacjonującego w owym mieście sprowadzi tu innych. Nie mogę długo to zostać. Niedługo pełno tu będzie smoków, jeżeli temu Czarnemu Władcy tak bardzo na mnie zależy, jak mi się wydało. Nie chciał pozwolić, aby ktoś inny przez niego cierpiał. Jego celem było pomaganie ludziom, a nie sprowadzanie na nich nieszczęść. Niedługo pewnie i tak ruszę z Loringiem, więc nie powinienem nikogo innego narażać. A jednego człowieka jestem gotów obronić. Zaraz, co ja mówię? Przecież jest ich sześciu. Ach, to bardzo komplikuje sprawę. Choć towarzysze Loringa wyglądali mu na kogoś, komu nieobca jest walka, ale ze smokiem tylko smok mógł się równać. Przynajmniej z dorosłym. Będzie trzeba pomyśleć. Mam nadzieję, iż jego towarzysze zgodzą się lecieć na moim grzbiecie. Muszę być w jak najszybszym ruchu.
Po jakimś czasie wypatrzył w końcu sylwetki dwóch osób, znajdujących się przy brzegu rzeki. Świetnie, pomyślał, po czym zaczął zniżać lot, zataczając nad nimi kręgi. W końcu wylądował, kładąc na ziemię kilka drzew.
- Cieszę się, że was znalazłem – powiedział. - Reszta czeka dalej, zastanawiają się, gdzie się podzialiście. Wszystko z wami w porządku?
Po jakimś czasie wypatrzył w końcu sylwetki dwóch osób, znajdujących się przy brzegu rzeki. Świetnie, pomyślał, po czym zaczął zniżać lot, zataczając nad nimi kręgi. W końcu wylądował, kładąc na ziemię kilka drzew.
- Cieszę się, że was znalazłem – powiedział. - Reszta czeka dalej, zastanawiają się, gdzie się podzialiście. Wszystko z wami w porządku?
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Sprawa tarczy, JEJ tarczy, zdecydowanie była za świeża by Feyla miała ochotę z kimś o niej rozmawiać. Na tą chwilą każdy który o niej wspominał w jej oczach był potencjalnym podejrzanym o złodziejstwo. Na szczęście nieznajomy szybko odpuścił ten wątek. Nie doczekała się rzeczowej odpowiedzi na pytanie o pochodzenie grupki wojowników, co tylko wzmogło jej czujność. Imiona wojów puściła mimo uszu. I tak nie będzie w stanie ich spamiętać. Uznała że gdyby miała taką potrzebę, nazwie ich sobie według kolorów włosów.
- Jestem Feyla, a to - skazała na tarczę - jest profesją która trzyma mnie przy życiu. - Odparła krótko, chociaż trudno było o bardziej wyczerpującą odpowiedź. Kowalstwo nie tylko pozwalało zdobyć jej środki materialne niezbędne by przetrwać, ale przede wszystkim stanowiło jej pasję, bez której owe przetrwanie nie miało by sensu.
Przyglądała się walczącym. Uznała że to dziecinne zachowanie, ale im dłużej tak patrzyła z nieco sfrustrowaną miną, tym bardziej przepełniało ją rozbawienie, aż w końcu wybuchła niepohamowanym śmiechem. Nie żeby cała sytuacja wydała jej się w jakiś sposób zabawna, ale to fakt ze pokojarzyła ją z pewną historią z wsi, wprawił kowalkę w wyśmienity nastrój.
- Ha ha, pozwólcie mości panowie że wam coś opowiem. - Feyla ocierała łzy radości spływające jej po twarzy. - W wiosce z której pochodzę - jako że nie ufała obcym, celowo nie chciała wymieniać jej nazwy - mam taką przyjaciółkę, co zwie sie Darila. Właściwie to jej nie znoszę, gdyż Darila jest największą paplą w okolicy, idealnie pasującą do powiedzenia "co głuchy nie usłyszy do dopowie". Ale nie w tym rzecz. Na moje nieszczęście ojciec Darili posiada najwięcej hektarów ziemi w okolicy, co w rozumowaniu tej kobiety czyniło ją kimś ważniejszym w hierarchii wsi. Kowal tez jest rzekomo kimś znaczącym jak na wiejskie standardy, dlatego Dalira przykleiła się do mnie jak świeża żywica do skóry. Uznała że będę pasującą do niej świtą i należy zabierać mnie na wiejskie potańcówki. Tych ostatnich tez zresztą nie cierpię. Dodatkowo zabierała też Zorę, córkę zielarki. Wprawdzie ta ma ledwo dwanaście lat, ale zielarka to ten sam poziom co kowalka, wiec dziewczę nie miało wyjścia.
Wróćmy jednak do tematu. Zwykle na tych potańcówkach gdy tylko Darila uśmiechnęła się do grupy chłopów, ci od razu zaczęli prężyć swe mięśnie, a następnie wywoływali między sobą bójkę, by jak najlepiej zaprezentować swe atuty. I zawsze przy takiej okazji nasza przewodniczka powtarzała że chciałaby kiedyś spotkać prawdziwych szlachciców. Marzyła o znalezieniu się na balu z kimś wytwornym i z manierami, a nie tu z prostymi wieśniakami. Zachwycała sie tym że taki dworzanin to potrafi oczarować kobietę, zabawić ją rozmową, zaśpiewać czy poprosić do tańca, a nie tylko uraczyć zwykłą nawalanką. A teraz, patrząc tak na was, widzę że Dalira była w błędzie. Mężczyźni to mężczyźni. Zawsze są tacy sami. - Cała opowieść nie specjalnie miała sens, gdyż z wyglądu samej Feyli brakowało sporo do przedstawionego przez nią wzoru, jednak kowalce wydawała sie ona niezwykle zabawna, bez względu na to w jakim świetle przedstawiała wojowników.
- Jestem Feyla, a to - skazała na tarczę - jest profesją która trzyma mnie przy życiu. - Odparła krótko, chociaż trudno było o bardziej wyczerpującą odpowiedź. Kowalstwo nie tylko pozwalało zdobyć jej środki materialne niezbędne by przetrwać, ale przede wszystkim stanowiło jej pasję, bez której owe przetrwanie nie miało by sensu.
Przyglądała się walczącym. Uznała że to dziecinne zachowanie, ale im dłużej tak patrzyła z nieco sfrustrowaną miną, tym bardziej przepełniało ją rozbawienie, aż w końcu wybuchła niepohamowanym śmiechem. Nie żeby cała sytuacja wydała jej się w jakiś sposób zabawna, ale to fakt ze pokojarzyła ją z pewną historią z wsi, wprawił kowalkę w wyśmienity nastrój.
- Ha ha, pozwólcie mości panowie że wam coś opowiem. - Feyla ocierała łzy radości spływające jej po twarzy. - W wiosce z której pochodzę - jako że nie ufała obcym, celowo nie chciała wymieniać jej nazwy - mam taką przyjaciółkę, co zwie sie Darila. Właściwie to jej nie znoszę, gdyż Darila jest największą paplą w okolicy, idealnie pasującą do powiedzenia "co głuchy nie usłyszy do dopowie". Ale nie w tym rzecz. Na moje nieszczęście ojciec Darili posiada najwięcej hektarów ziemi w okolicy, co w rozumowaniu tej kobiety czyniło ją kimś ważniejszym w hierarchii wsi. Kowal tez jest rzekomo kimś znaczącym jak na wiejskie standardy, dlatego Dalira przykleiła się do mnie jak świeża żywica do skóry. Uznała że będę pasującą do niej świtą i należy zabierać mnie na wiejskie potańcówki. Tych ostatnich tez zresztą nie cierpię. Dodatkowo zabierała też Zorę, córkę zielarki. Wprawdzie ta ma ledwo dwanaście lat, ale zielarka to ten sam poziom co kowalka, wiec dziewczę nie miało wyjścia.
Wróćmy jednak do tematu. Zwykle na tych potańcówkach gdy tylko Darila uśmiechnęła się do grupy chłopów, ci od razu zaczęli prężyć swe mięśnie, a następnie wywoływali między sobą bójkę, by jak najlepiej zaprezentować swe atuty. I zawsze przy takiej okazji nasza przewodniczka powtarzała że chciałaby kiedyś spotkać prawdziwych szlachciców. Marzyła o znalezieniu się na balu z kimś wytwornym i z manierami, a nie tu z prostymi wieśniakami. Zachwycała sie tym że taki dworzanin to potrafi oczarować kobietę, zabawić ją rozmową, zaśpiewać czy poprosić do tańca, a nie tylko uraczyć zwykłą nawalanką. A teraz, patrząc tak na was, widzę że Dalira była w błędzie. Mężczyźni to mężczyźni. Zawsze są tacy sami. - Cała opowieść nie specjalnie miała sens, gdyż z wyglądu samej Feyli brakowało sporo do przedstawionego przez nią wzoru, jednak kowalce wydawała sie ona niezwykle zabawna, bez względu na to w jakim świetle przedstawiała wojowników.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Druga część wypowiedzi kotki była zdecydowanie bardziej przydatna niż ta pierwsza. Adrien wprawdzie nie miał pewności czy te informacje wystarczą, ale nie miał zbytnio wyboru. Właściwie sam nie wiedział czego kowalka oczekuje. Ta "drużyna" tylko ich spowalniała, niestety, ale taka była smutna prawda. Wprawdzie...kozioł ofiarny zawsze się przyda, ale Adrien sądził, ze w dwójkę załatwili by te sprawę dużo szybciej.
"Jeszcze się okaże, ze z całej tej wyprawy tylko nasza dwójka przeżyje...ihihi..." Może to było okrutne czy złośliwe, ale Adrien tez taki bywał. Zastanawiał się tylko co zrobić z kotka... Z nim nie zostanie, to pewne. Wątpił tez by rycerz ją ze sobą zabrał. A kowalka czy smok? Z drugiej strony głupio ja zostawić sama po tym wszystkim... Zginie bez opieki, była zbyt...delikatna i ufna? Tak, to chyba dobre określenie. -Dobrze sssię sssspisałaś, Acilo. Pogłaskał ją po głowie i podrapał za uszkiem. Zaczął się poważnie zastanawiać czy nie sprawić sobie kota... Przydałby się do zabijania myszy w kostnicy. "Hihihi...szczury by padły gdybym pewnego dnia naprawdę wrócił z kotem..." W pewnym sensie go to bawiło... Szczury zachowujące się jak ludzie, ale uciekające na samo wspomnienie o kocie. Nie bały się Acili tylko dlatego, ze były z Adrienem.
-Ssssmoook? Grabarz odruchowo spojrzał w górę wodząc wzrokiem za palcem kotki. "Wielki smok niedaleko od miasta, w którym przed kilkoma godzinami narobił niezłego bigosu...Po prostu świetnie." nie to żeby się o niego troszczył, jego obecność w pewnym sensie go cieszyła, oznaczała, ze prawdopodobnie niedaleko jest reszta, ale z drugiej strony... Byli teraz idealnie na widoku.. Jeśli straż będzie chciała ich szukać bez problemu ich odnajdzie.*
"Jeszcze się okaże, ze z całej tej wyprawy tylko nasza dwójka przeżyje...ihihi..." Może to było okrutne czy złośliwe, ale Adrien tez taki bywał. Zastanawiał się tylko co zrobić z kotka... Z nim nie zostanie, to pewne. Wątpił tez by rycerz ją ze sobą zabrał. A kowalka czy smok? Z drugiej strony głupio ja zostawić sama po tym wszystkim... Zginie bez opieki, była zbyt...delikatna i ufna? Tak, to chyba dobre określenie. -Dobrze sssię sssspisałaś, Acilo. Pogłaskał ją po głowie i podrapał za uszkiem. Zaczął się poważnie zastanawiać czy nie sprawić sobie kota... Przydałby się do zabijania myszy w kostnicy. "Hihihi...szczury by padły gdybym pewnego dnia naprawdę wrócił z kotem..." W pewnym sensie go to bawiło... Szczury zachowujące się jak ludzie, ale uciekające na samo wspomnienie o kocie. Nie bały się Acili tylko dlatego, ze były z Adrienem.
-Ssssmoook? Grabarz odruchowo spojrzał w górę wodząc wzrokiem za palcem kotki. "Wielki smok niedaleko od miasta, w którym przed kilkoma godzinami narobił niezłego bigosu...Po prostu świetnie." nie to żeby się o niego troszczył, jego obecność w pewnym sensie go cieszyła, oznaczała, ze prawdopodobnie niedaleko jest reszta, ale z drugiej strony... Byli teraz idealnie na widoku.. Jeśli straż będzie chciała ich szukać bez problemu ich odnajdzie.*
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Piątka wojowników z ciekawością w głosie słuchała opowiadania Feyli, rozsiadając się wyraźnie na trawie, z wyjątkiem Loringa, który – dysząc jeszcze odrobinę – leżał na plecach i regenerował siły. Leśni od czasu do czasu w trakcie historii uśmiechali się czy też wesoło pomrukiwali. W żaden sposób nie wzięli do siebie tego wszystkiego, oraz nie oskarżyli kowalki o próby ich obrażenia.
- Wiesz co, Feylo? – Powiedział Urgoth, kiwając wesoło głową, kiedy ta skończyła już mówić. – Można wiele przekazów dostrzec w tej całej opowieści, ale ja przytoczę takie korzystne dla nas. A więc, wychodzi na to, że masz nas za szlachciców. – Gromki śmiech przeciął brzeg rzeki. – Niestety muszę cię zmartwić, ale żaden z nas kimś takim nie jest. W sumie… Jedynym, który na takie miano zasługuje, jest tutaj obecny Loring. Tak, tak, złota zbroja, pomyślisz sobie. Ano chłopczyk lubi drogie rzeczy, ale nie o to chodzi. Jako jedyny pochodzi z na tyle wysoko postawionej rodziny, by mógł być nazywany szlachtą. Jednak to już bez znaczenia, ponieważ wstępując w nasze szeregi wyrzekł się całej fortuny i pozycji, a na to wszystko co teraz ma, zapracował sobie ciężką pracą.
- A jeśli chodzi o motyw imponowania damom. – Wtrącił Bakvst, również z nutką śmiechu. – To nie bierz tego do siebie pani, ale przez myśl nam nie przeszło, by zrobić to co zrobiliśmy ze względu na twą obecność. Po prostu uwielbiamy walczyć, a z braciszkiem Loringiem naprawdę dawno się nie widzieliśmy i chcemy w pełni rozkoszować się czasem w którym można oddać się przyjemnościom i zabawom, bo już wkrótce to wszystko się skończy…
„Feyla… Heh, ciekawe. Tyle ze sobą jesteśmy, zagadywałem do niej nie raz, z pozytywnymi intencjami lub nie do końca, a te tylko przyszły i już wyjawia swe imię.” Loring parsknął w myślach, po czym wreszcie się podniósł i rozprostował kości.
- Przepraszam za to, że tak nagle masz na głowie pięciu mężczyzn więcej, ale… Nic nie mogę poradzić.
- Oh, co ty taki grzeczny? Nasz blondyneczek chce przez to powiedzieć, że się wepchaliśmy mimo jego protestów i nic nie może na to poradzić. – Vernary wybuchnął śmiechem i rozłożył się wygodnie na trawie. – A tak mówiąc poważnie, jeśli przeszkadza ci nasze towarzystwo, to naprawdę przepraszamy, Loring nas nie zapraszał, sami się wprosiliśmy,
- Na srebrny księżyc, jestem taki głodny… - Mruknął Pequris i wstał, rozglądając się. – Nie wiem jak wy, ale ja bym coś zjadł. Pójdę do lasu zapolować, może znajdę jakąś wiewiórkę czy dwie, w końcu dobrze przyprawione są niczym jadło u króla na uczcie. A jak nie, to będzie dziczyzna.
- Ja też idę! – Zerwał się z entuzjazmem Okuar, i poprawił płaszcz. – Już czuję na podniebieniu smak tych pyszności.
- Jak macie zamiar upolować dzika, a co dopiero coś tak małego i zwinnego jak wiewiórka? – Loring uśmiechnął się. – Macie tylko miecze i sztylety.
- Ojojojoj, ktoś tutaj widzę nas nie docenia. – Urgoth pogroził złotowłosemu palcem. – Jesteśmy leśnymi, pamiętasz? Już my mamy swoje sposoby. Wydaje mi się, że każdy z nas tu obecnych jest głodny. Ruszajcie i wracajcie jak najszybciej, bo kiszki mi marsza grają.
Dwóch leśnych wesoło pogwizdując zniknęło wśród drzew, a na brzegu pozostało pięć osób.
- Ej, Loring, widzisz to drzewo? – Vernary wskazał dłonią znajdujący się dziesięć metrów od nich dąb, potężny i rozłożysty, po czym rzucił melmaro pod nogi swój sztylet. – Dawaj, traf sztyletem w pień. Tak bardzo kpiłeś z nas, to teraz my pośmiejemy się z ciebie.
- Nie mam ochoty rzucać. Poza tym nigdy tego nie trenowałem, ale w porządku, lecz to ty będziesz szukać w zaroślach tej broni, nie ja! – Wojownik wybuchnął śmiechem, wziął zamach i wypuścił oręż, który… o dziwo wbił się w sam środek pnia, ale oddalonej o cztery metry topoli.
Trójka leśnych melmaro wybuchnęła gromkim i głośnym śmiechem. Tak, zdecydowanie nie kryli się tutaj z niczym. W sumie… Loring też porzucił wieczną ostrożność, przy nich czuł się tak pewnie, jak przy smoku. W dodatku leśni przypominali mu dom, wspólne polowania, treningi, same przyjemne chwile. Żałował, że tak niechętnie zareagował na to, że będą mu towarzyszyć i miał wielką nadzieję, że nie sprawił im tym przykrości.
- I co, rycerzyku? Na dystans już nie tak łatwo, co? – Ur sparodiował ton Loringa, po czym wyciągnął własny sztylet, zamachnął się i nim rzucił. Nie było słychać głuchego uderzenia, towarzyszącego uderzeniu o drzewo, a jedynie szczęk metalu, kiedy broń Urgotha trafiła w sztylet ciśnięty przez Loringa, w czego wyniku obie bronie wylądowały na trawie.
- Tak to się robi. – Parsknął Ur i poszedł po sztylety.
Loring uśmiechnął się jedynie i przyjął olbrzymią porażkę. Swoją drogą, tym rzutem leśny wprawił melmaro w prawdziwe zdumienie. „Gdybym kiedyś musiał z kimś takim walczyć… Czy zdążyłbym zrobić unik, zakryć się zbroją lub odbić zmierzające ku mnie ostrze?” Tak, to naprawdę frasujący temat. Przecież nie wiedział czego może oczekiwać po Setianie. Może i on – tak jak blondyn zresztą – nie będzie sam, i przyjdzie mu walczyć z kimś innym, zanim dopadnie główny cel? A trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność i charakterystykę przeciwnika. Jeśli przyszłoby mu walczyć z magiem, wierzył, że ochroni go jego broń, choć i w tym przypadku nie mógł być niczego pewien.
- Już wkrótce się rozstaniemy, pani. – Loring zwrócił się do Feyli. – Dziękuję za zacne towarzystwo i przepraszam za wszystkie poniesione przez ciebie szkody. Jeśli mógłbym to jakoś wynagrodzić… Już się dowiedziałem, że wszystkie przybory wykonujesz sobie sama, ale może przyjmiesz trochę pieniędzy, na surowce z których będziesz tworzyć? Lub jedzenie, lub każdy inny powód, choćby zwykłe zrzednięcie miny tego całego krasnoluda. No i pozostaje jeszcze kwestia kotki… Nie wiem co z nią będzie, bo ja jej ze sobą nie zabiorę. Możesz sobie myśleć o mnie co chcesz, ale mam do tego możliwe, że najmocniejsze powody z was wszystkich. Nie wiem co z nią będzie, trochę się o Acillę martwię. Obydwoje doskonale wiemy, że sama sobie nigdzie nie poradzi, bo jest… Hm… Dużym dzieckiem? Nie wiem jak to określić, ale mam nadzieję, że właściwie rozumiesz moje słowa i to o co mi chodzi. Co do grabarza… To nie ukrywam, jest mi całkowicie obojętny, to twój kompan i twoje zmartwienie, czy tam powód do otuchy, nie wiem.
- Wiesz co, Feylo? – Powiedział Urgoth, kiwając wesoło głową, kiedy ta skończyła już mówić. – Można wiele przekazów dostrzec w tej całej opowieści, ale ja przytoczę takie korzystne dla nas. A więc, wychodzi na to, że masz nas za szlachciców. – Gromki śmiech przeciął brzeg rzeki. – Niestety muszę cię zmartwić, ale żaden z nas kimś takim nie jest. W sumie… Jedynym, który na takie miano zasługuje, jest tutaj obecny Loring. Tak, tak, złota zbroja, pomyślisz sobie. Ano chłopczyk lubi drogie rzeczy, ale nie o to chodzi. Jako jedyny pochodzi z na tyle wysoko postawionej rodziny, by mógł być nazywany szlachtą. Jednak to już bez znaczenia, ponieważ wstępując w nasze szeregi wyrzekł się całej fortuny i pozycji, a na to wszystko co teraz ma, zapracował sobie ciężką pracą.
- A jeśli chodzi o motyw imponowania damom. – Wtrącił Bakvst, również z nutką śmiechu. – To nie bierz tego do siebie pani, ale przez myśl nam nie przeszło, by zrobić to co zrobiliśmy ze względu na twą obecność. Po prostu uwielbiamy walczyć, a z braciszkiem Loringiem naprawdę dawno się nie widzieliśmy i chcemy w pełni rozkoszować się czasem w którym można oddać się przyjemnościom i zabawom, bo już wkrótce to wszystko się skończy…
„Feyla… Heh, ciekawe. Tyle ze sobą jesteśmy, zagadywałem do niej nie raz, z pozytywnymi intencjami lub nie do końca, a te tylko przyszły i już wyjawia swe imię.” Loring parsknął w myślach, po czym wreszcie się podniósł i rozprostował kości.
- Przepraszam za to, że tak nagle masz na głowie pięciu mężczyzn więcej, ale… Nic nie mogę poradzić.
- Oh, co ty taki grzeczny? Nasz blondyneczek chce przez to powiedzieć, że się wepchaliśmy mimo jego protestów i nic nie może na to poradzić. – Vernary wybuchnął śmiechem i rozłożył się wygodnie na trawie. – A tak mówiąc poważnie, jeśli przeszkadza ci nasze towarzystwo, to naprawdę przepraszamy, Loring nas nie zapraszał, sami się wprosiliśmy,
- Na srebrny księżyc, jestem taki głodny… - Mruknął Pequris i wstał, rozglądając się. – Nie wiem jak wy, ale ja bym coś zjadł. Pójdę do lasu zapolować, może znajdę jakąś wiewiórkę czy dwie, w końcu dobrze przyprawione są niczym jadło u króla na uczcie. A jak nie, to będzie dziczyzna.
- Ja też idę! – Zerwał się z entuzjazmem Okuar, i poprawił płaszcz. – Już czuję na podniebieniu smak tych pyszności.
- Jak macie zamiar upolować dzika, a co dopiero coś tak małego i zwinnego jak wiewiórka? – Loring uśmiechnął się. – Macie tylko miecze i sztylety.
- Ojojojoj, ktoś tutaj widzę nas nie docenia. – Urgoth pogroził złotowłosemu palcem. – Jesteśmy leśnymi, pamiętasz? Już my mamy swoje sposoby. Wydaje mi się, że każdy z nas tu obecnych jest głodny. Ruszajcie i wracajcie jak najszybciej, bo kiszki mi marsza grają.
Dwóch leśnych wesoło pogwizdując zniknęło wśród drzew, a na brzegu pozostało pięć osób.
- Ej, Loring, widzisz to drzewo? – Vernary wskazał dłonią znajdujący się dziesięć metrów od nich dąb, potężny i rozłożysty, po czym rzucił melmaro pod nogi swój sztylet. – Dawaj, traf sztyletem w pień. Tak bardzo kpiłeś z nas, to teraz my pośmiejemy się z ciebie.
- Nie mam ochoty rzucać. Poza tym nigdy tego nie trenowałem, ale w porządku, lecz to ty będziesz szukać w zaroślach tej broni, nie ja! – Wojownik wybuchnął śmiechem, wziął zamach i wypuścił oręż, który… o dziwo wbił się w sam środek pnia, ale oddalonej o cztery metry topoli.
Trójka leśnych melmaro wybuchnęła gromkim i głośnym śmiechem. Tak, zdecydowanie nie kryli się tutaj z niczym. W sumie… Loring też porzucił wieczną ostrożność, przy nich czuł się tak pewnie, jak przy smoku. W dodatku leśni przypominali mu dom, wspólne polowania, treningi, same przyjemne chwile. Żałował, że tak niechętnie zareagował na to, że będą mu towarzyszyć i miał wielką nadzieję, że nie sprawił im tym przykrości.
- I co, rycerzyku? Na dystans już nie tak łatwo, co? – Ur sparodiował ton Loringa, po czym wyciągnął własny sztylet, zamachnął się i nim rzucił. Nie było słychać głuchego uderzenia, towarzyszącego uderzeniu o drzewo, a jedynie szczęk metalu, kiedy broń Urgotha trafiła w sztylet ciśnięty przez Loringa, w czego wyniku obie bronie wylądowały na trawie.
- Tak to się robi. – Parsknął Ur i poszedł po sztylety.
Loring uśmiechnął się jedynie i przyjął olbrzymią porażkę. Swoją drogą, tym rzutem leśny wprawił melmaro w prawdziwe zdumienie. „Gdybym kiedyś musiał z kimś takim walczyć… Czy zdążyłbym zrobić unik, zakryć się zbroją lub odbić zmierzające ku mnie ostrze?” Tak, to naprawdę frasujący temat. Przecież nie wiedział czego może oczekiwać po Setianie. Może i on – tak jak blondyn zresztą – nie będzie sam, i przyjdzie mu walczyć z kimś innym, zanim dopadnie główny cel? A trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność i charakterystykę przeciwnika. Jeśli przyszłoby mu walczyć z magiem, wierzył, że ochroni go jego broń, choć i w tym przypadku nie mógł być niczego pewien.
- Już wkrótce się rozstaniemy, pani. – Loring zwrócił się do Feyli. – Dziękuję za zacne towarzystwo i przepraszam za wszystkie poniesione przez ciebie szkody. Jeśli mógłbym to jakoś wynagrodzić… Już się dowiedziałem, że wszystkie przybory wykonujesz sobie sama, ale może przyjmiesz trochę pieniędzy, na surowce z których będziesz tworzyć? Lub jedzenie, lub każdy inny powód, choćby zwykłe zrzednięcie miny tego całego krasnoluda. No i pozostaje jeszcze kwestia kotki… Nie wiem co z nią będzie, bo ja jej ze sobą nie zabiorę. Możesz sobie myśleć o mnie co chcesz, ale mam do tego możliwe, że najmocniejsze powody z was wszystkich. Nie wiem co z nią będzie, trochę się o Acillę martwię. Obydwoje doskonale wiemy, że sama sobie nigdzie nie poradzi, bo jest… Hm… Dużym dzieckiem? Nie wiem jak to określić, ale mam nadzieję, że właściwie rozumiesz moje słowa i to o co mi chodzi. Co do grabarza… To nie ukrywam, jest mi całkowicie obojętny, to twój kompan i twoje zmartwienie, czy tam powód do otuchy, nie wiem.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Smok spojrzał na grabarza, zastanawiając się. Ech, to może trochę potrwać. Ten nieczłowiek, bo to chyba oczywiste, że nie jest człowiekiem, nie chce latać na moim grzbiecie. I pozostaje jeszcze ten koń. Choć był ciekawy, kim jest grabarz, nie odczytywał jego Aury. Uważał, że skoro chce to zachować w tajemnicy, to ma do tego pełne prawo.
- Wybacz, mości grabarzu, ale czy mogę cię spytać o imię? - powiedział. - Acilę już znam, ale twoje miano pozostaje mi nadal tajemnicą.
Zawsze lubił, w myślach i nie, nazywać ludzi po imieniu.
- Ja nazywam się Dérigéntirh, ale możesz mi mówić Dar.
Jednocześnie zwrócił się do kotołaczki.
- Wybacz, iż zostawiłem cię wśród płomieni, ale gdybyś była ze mną podczas walki z czarnym smokiem, nie miałabyś szans na przeżycie. Ja zresztą pewnie też. Mam nadzieję, iż nie będziesz mi miała tego za złe. Ty już udowodniłaś, że mi ufasz. Teraz powiedz, co ja mogę zrobić, abym udowodnił, że ci ufam?
Ci, którzy chcieli zawiązać prawdziwe, zwierzęce więzi musieli wiedzieć, że mogą na sobie nawzajem polegać. Kotołaczka zrobiła naprawdę wiele, jak na stworzenie kierujące się instynktem. Teraz nadeszła jego kolej.
- Wybacz, mości grabarzu, ale czy mogę cię spytać o imię? - powiedział. - Acilę już znam, ale twoje miano pozostaje mi nadal tajemnicą.
Zawsze lubił, w myślach i nie, nazywać ludzi po imieniu.
- Ja nazywam się Dérigéntirh, ale możesz mi mówić Dar.
Jednocześnie zwrócił się do kotołaczki.
- Wybacz, iż zostawiłem cię wśród płomieni, ale gdybyś była ze mną podczas walki z czarnym smokiem, nie miałabyś szans na przeżycie. Ja zresztą pewnie też. Mam nadzieję, iż nie będziesz mi miała tego za złe. Ty już udowodniłaś, że mi ufasz. Teraz powiedz, co ja mogę zrobić, abym udowodnił, że ci ufam?
Ci, którzy chcieli zawiązać prawdziwe, zwierzęce więzi musieli wiedzieć, że mogą na sobie nawzajem polegać. Kotołaczka zrobiła naprawdę wiele, jak na stworzenie kierujące się instynktem. Teraz nadeszła jego kolej.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla specjalnie nie interesowała się zabawami mężczyzn. Usiłowała nie zwracać na nie uwagi, zajmując się wygładzaniem obręczy jaką wykonała na krawędziach smoczej łuski. Żałowała że wszystkie większe pilniki przepadły i musiała posługiwać sie tym najmniejszym. Wojownicy najwyraźniej prześcigali się w wymyślaniu wyzwań mających na celu udowodnić który z nich jest najlepszy. Do tego rechotali bez powodu przy każdej próbie, co powoli stawało sie irytujące.
- Dobra panowie! - Nie wytrzymała w końcu kowalka. Wstała, zamierzając dodać powagi swoim słowom. Chcieli się głupawo popisywać to ona da im ku temu okazję. A przy okazji kto wie może upokorzy ich wszystkich i przynajmniej na moment uciszy to radosne śmiechy. "Widzę że lubujecie się w przechwałkach, a idiotyczne sztuczki pomagają wam się dowartościować" - chciała oznajmić, ale te słowa nie pomogłyby jej w osiągnięciu zamierzonego celu. Zamiast tego powiedziała z powagą w głosie. - Zauważyłam iż nie stronicie od prób mających na celu wykazanie waszej siły, zdolności i odwagi. Cieszy mnie to niezmiernie, bo być może znajdzie sie wśród was ochotnik by podjąć się prawdziwie trudnego zadania. Nieco innego niż te tutaj. Nie uważam zresztą żeby rzucanie nożami do drzewa, które nie ma szans by uciec, było czymś szczególnym, - Dodała - Ale tak się składa że gdzieś w rzece, pod tym pniem znajduje sie plecak pełen moich narzędzi. I jeśli nie znajdę tu śmiałka gotowego rzucić wyzwanie nurtowi rzeki, to cóż ... sama będę musiała zanurkować w lodowatą wodę i je wyciągnąć. - Feyla prowokacyjnie zaczynała zdejmować te części odzieży które przeszkadzałyby jej w ewentualnej kąpieli. Szykowała też linę którą zamierzała owinąć wokół pnia by mieć zabezpieczenie pod wodą. Mimo wszystko miała nadzieję ze jej słowa wywrą odpowiedni skutek a któryś z mężczyzn ją zastąpi. W przeciwnym razie będzie musiała grać do samego końca, a ostatecznie skoczyć samej. Wiedziała ze ciężki ładunek nie mógł popłynąć daleko. Przy okazji dopiero teraz uświadamiając sobie co takiego było w plecaku, zrozumiała jak nadmiernym obciążeniem obładowała Acilę. Było jej głupio z tego powodu. Kotka nie miała z nim szans. A to oznaczało że tym bardziej musi wyłowić swoje narzędzia. Po pierwsze dla siebie bo ich potrzebuje, a po drugie nie chciała żeby Acila czuła się z ich powodu winna.
- Może ty - wskazała na Loringa. - Jeśli chcesz jak mówisz wynagrodzić mi poniesione straty, to daję ci oto dodatkowo okazję do wykazania sie przed zacnymi kompanami. I nie, nie chce twoich pieniędzy. Myślę że mężczyzna nie powinien kryć się za swoim złotem. Tak robią tylko bogacze, dla których pieniądze są środkiem do uniknięcia ciężkiej pracy. Na wsi mamy zwyczaj że silny i zdrowy chłop odpracowuje to co jest winien. Wprawdzie nie wiem jak to się ma do was, ale ... sami zdecydujcie.
Kolejne słowa Feyla skierowała już tylko do Loringa, szepcząc mu do ucha.
- Co do Acili, ja kotki też nie wezmę. Podobnie jak wy mam swoją misję do wykonania, a nie mam niestety tyle szczęścia by otoczyć się w tym celu gronem silnych wojów i smokiem na dodatek. Jestem sama i nie byłabym w stanie się o nią troszczyć. - Skłamała kowalka, gdyż wiedziała że nie będzie stać jej na to by zostawić kotołaczkę - Pewnie uważasz ze twoje zadanie jest trudniejsze i dużo bardziej ważne, ale przyjmij do wiadomości ze ja myślę dokładnie odwrotnie. A podsuwanie mi najsłabszej istoty gdy jednocześnie zabierasz z sobą tą najsilniejszą, jest trochę cóż ... nieeleganckie. Mam tylko nadzieję że będziesz gotów powiedzieć Acili wprost w jej zapłakaną twarz że jest za słaba i nie nadaje się na twoją towarzyszkę.
- Dobra panowie! - Nie wytrzymała w końcu kowalka. Wstała, zamierzając dodać powagi swoim słowom. Chcieli się głupawo popisywać to ona da im ku temu okazję. A przy okazji kto wie może upokorzy ich wszystkich i przynajmniej na moment uciszy to radosne śmiechy. "Widzę że lubujecie się w przechwałkach, a idiotyczne sztuczki pomagają wam się dowartościować" - chciała oznajmić, ale te słowa nie pomogłyby jej w osiągnięciu zamierzonego celu. Zamiast tego powiedziała z powagą w głosie. - Zauważyłam iż nie stronicie od prób mających na celu wykazanie waszej siły, zdolności i odwagi. Cieszy mnie to niezmiernie, bo być może znajdzie sie wśród was ochotnik by podjąć się prawdziwie trudnego zadania. Nieco innego niż te tutaj. Nie uważam zresztą żeby rzucanie nożami do drzewa, które nie ma szans by uciec, było czymś szczególnym, - Dodała - Ale tak się składa że gdzieś w rzece, pod tym pniem znajduje sie plecak pełen moich narzędzi. I jeśli nie znajdę tu śmiałka gotowego rzucić wyzwanie nurtowi rzeki, to cóż ... sama będę musiała zanurkować w lodowatą wodę i je wyciągnąć. - Feyla prowokacyjnie zaczynała zdejmować te części odzieży które przeszkadzałyby jej w ewentualnej kąpieli. Szykowała też linę którą zamierzała owinąć wokół pnia by mieć zabezpieczenie pod wodą. Mimo wszystko miała nadzieję ze jej słowa wywrą odpowiedni skutek a któryś z mężczyzn ją zastąpi. W przeciwnym razie będzie musiała grać do samego końca, a ostatecznie skoczyć samej. Wiedziała ze ciężki ładunek nie mógł popłynąć daleko. Przy okazji dopiero teraz uświadamiając sobie co takiego było w plecaku, zrozumiała jak nadmiernym obciążeniem obładowała Acilę. Było jej głupio z tego powodu. Kotka nie miała z nim szans. A to oznaczało że tym bardziej musi wyłowić swoje narzędzia. Po pierwsze dla siebie bo ich potrzebuje, a po drugie nie chciała żeby Acila czuła się z ich powodu winna.
- Może ty - wskazała na Loringa. - Jeśli chcesz jak mówisz wynagrodzić mi poniesione straty, to daję ci oto dodatkowo okazję do wykazania sie przed zacnymi kompanami. I nie, nie chce twoich pieniędzy. Myślę że mężczyzna nie powinien kryć się za swoim złotem. Tak robią tylko bogacze, dla których pieniądze są środkiem do uniknięcia ciężkiej pracy. Na wsi mamy zwyczaj że silny i zdrowy chłop odpracowuje to co jest winien. Wprawdzie nie wiem jak to się ma do was, ale ... sami zdecydujcie.
Kolejne słowa Feyla skierowała już tylko do Loringa, szepcząc mu do ucha.
- Co do Acili, ja kotki też nie wezmę. Podobnie jak wy mam swoją misję do wykonania, a nie mam niestety tyle szczęścia by otoczyć się w tym celu gronem silnych wojów i smokiem na dodatek. Jestem sama i nie byłabym w stanie się o nią troszczyć. - Skłamała kowalka, gdyż wiedziała że nie będzie stać jej na to by zostawić kotołaczkę - Pewnie uważasz ze twoje zadanie jest trudniejsze i dużo bardziej ważne, ale przyjmij do wiadomości ze ja myślę dokładnie odwrotnie. A podsuwanie mi najsłabszej istoty gdy jednocześnie zabierasz z sobą tą najsilniejszą, jest trochę cóż ... nieeleganckie. Mam tylko nadzieję że będziesz gotów powiedzieć Acili wprost w jej zapłakaną twarz że jest za słaba i nie nadaje się na twoją towarzyszkę.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila nie była pewna czy mężczyzna jest zadowolony z jej opowiadania. Jeśli miało być one decydujące o tym czy będzie mogła zostać z grabarzem, to jakoś dziwnie nie mogła doczekać sie werdyktu. Człowiek jadący z nią na koniu nie wypytywał o nic więcej, zatem kotołaczka mogła uznać że przesłuchanie skończone. Tyle że on pilnie potrzebowała się dowiedzieć jaką decyzję podjął mężczyzna. Przecież nie mogła zacząć wypytywać smoka, czy zgodzi się ją przygarnąć nie mając wyjaśnionej sprawy z tym człowiekiem.
- Czy Acila zostaje? - Spytała, nie mogąc znieść milczenia z strony Adriena.
Pozostawało też pytanie czy smok był dobrym kandydatem na jej opiekuna. Kotołaczka zastanawiała się ile wie na temat tego stworzenia. I wychodziło jej że nic. Prawdopodobnie smoki latami leżą gdzieś w grotach na swoim złocie. W tym czasie nie jedzą, nie piją, a być może nawet nie oddychają, więc jak ona miała by żyć razem z takową istotą? A może jej przypuszczenia są mylne?
Na pytanie zadane jej przez smoka Acila zupełnie nie była przygotowana. Co takiego miała mu zadać? Przecież wcale nie chciała by udowadniał swe zaufanie. Kotołaczka przypomniała sobie o ceremonii. No tak. A więc taki miał być dalszy ciąg tego przedstawienia. A ona musiała improwizować. Na szybko usiłowała wymyśleć o co takiego może prosić potężną istotę która miała przed sobą. Ktoś inny na jej miejscu zapewne nie wahałby się ani chwilę. Smok miał tyle darów którymi mógł obdarzyć potrzebującego. Siła, mądrość, odwaga, bogactwo - nic tylko przebierać i brać, ale Acila nie potrzebowała nic z tych rzeczy. Zresztą jej celem było zdobyć przyjaźń smoka a nie jego talenty.
- No więc ... jeśli uważasz że powinieneś ... - zaczęła niepewnie, przeciągając swoją wypowiedź - to zdradź mi jeden z swoich smoczych sekretów. - Dokończyła wreszcie, uznając wypowiedziane słowa za nienajgorszy pomysł. Od biedy zadanie nadawało się do tego by smok mógł poprzez nie udowodnić swe zaufanie, a poza tym Acila była ciekawa tajemnic jakie mógł skrywać gad i jakie byłby zdolny jej powierzyć.
- Czy Acila zostaje? - Spytała, nie mogąc znieść milczenia z strony Adriena.
Pozostawało też pytanie czy smok był dobrym kandydatem na jej opiekuna. Kotołaczka zastanawiała się ile wie na temat tego stworzenia. I wychodziło jej że nic. Prawdopodobnie smoki latami leżą gdzieś w grotach na swoim złocie. W tym czasie nie jedzą, nie piją, a być może nawet nie oddychają, więc jak ona miała by żyć razem z takową istotą? A może jej przypuszczenia są mylne?
Na pytanie zadane jej przez smoka Acila zupełnie nie była przygotowana. Co takiego miała mu zadać? Przecież wcale nie chciała by udowadniał swe zaufanie. Kotołaczka przypomniała sobie o ceremonii. No tak. A więc taki miał być dalszy ciąg tego przedstawienia. A ona musiała improwizować. Na szybko usiłowała wymyśleć o co takiego może prosić potężną istotę która miała przed sobą. Ktoś inny na jej miejscu zapewne nie wahałby się ani chwilę. Smok miał tyle darów którymi mógł obdarzyć potrzebującego. Siła, mądrość, odwaga, bogactwo - nic tylko przebierać i brać, ale Acila nie potrzebowała nic z tych rzeczy. Zresztą jej celem było zdobyć przyjaźń smoka a nie jego talenty.
- No więc ... jeśli uważasz że powinieneś ... - zaczęła niepewnie, przeciągając swoją wypowiedź - to zdradź mi jeden z swoich smoczych sekretów. - Dokończyła wreszcie, uznając wypowiedziane słowa za nienajgorszy pomysł. Od biedy zadanie nadawało się do tego by smok mógł poprzez nie udowodnić swe zaufanie, a poza tym Acila była ciekawa tajemnic jakie mógł skrywać gad i jakie byłby zdolny jej powierzyć.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy Feyla wstała i zaczęła swą mowę, leśni ucichli i z ciekawością wsłuchiwali się w jej słowa, od czasu do czasu jedynie mrugając lub wydając bliżej nieokreślone pomruki.
- Wybacz mi Feylo. – Odezwał się Urgoth, głaszcząc dłonią swój nos. – Myślałem, że to mamy już za sobą. Nie schlebiaj sobie, niczego nie robimy po to, by ci się przypodobać. Jesteśmy wojownikami, nie prostymi chłopami, którzy podrywają dziewki i młócą ziemię. Może ty kształtujesz się i rozwijasz machając młotem, czy coś w tym stylu, a my poprzez różnorakie ćwiczenia, często łączone z zabawą, by przynosiły większe rezultaty. A co do wody, nie próbuj nami manipulować, nie przybyliśmy tutaj ryzykować życie dla jakiegoś plecaka, poza tym…
- Ur, wystarczy już. – Przerwał mu stanowczym głosem Loring, ze zmrużonymi oczami wpatrując się w kowalkę, słuchając dokładnie każdego jej słowa, a później nieruchomo chłonąć szepty brązowowłosej. – Chyba nie wiesz kim ta kobieta jest. Otóż powiem to wprost, znudziły mnie te całe niepotrzebne uprzejmości. Feyla ma was wszystkich za zwykłych kretynów, popisujących się przed innymi i robiąc za mojego ochroniarza, czyż nie tak? Taaakkk… Zdecydowanie. Ale najgorsze zdanie ma o mnie, wiecie? Uważa, że jestem bogatym i rozwydrzonym szlachcicem, księciem który potrzebuje służby, poddanych i ochroniarzy jakimi dla niej z pewnością jesteście. Myśli, że uważam się za kogoś ważniejszego od niej, a tymczasem jest wręcz odwrotnie. To kowalka z żałosnym poczuciem wyższości, gardząca każdym swym rozmówcą i myśląca, że jako jedyna ma trudy w życiu i ciężko pracuje. Tak, mam pieniądze, ale sami wiecie jak na nie zapracowałem. Feyla jest zwykłą egoistką, zarozumiałą i zapatrzoną w siebie hipokrytką, która nie radzi sobie z kłębiącą się w niej zazdrością i ograniczeniem. Ot, oto kim jest stojąca przed wami kobieta.
Wygłaszając swoją mowę, Loring trzymał rozłożone ręce i cały czas wpatrywał się w oczy kowalki. W jego głosie nie było już słychać uprzejmości ani chęci pogodzenia, zaznajomienia się i polubienia. Nie… Melmaro już porzucił te zamiary, teraz była tylko pogarda tak intensywna, że prawie namacalna. – Nie mam zamiaru odpowiadać ci szeptem, niczego przed nimi nie ukrywam. Mam ci pomóc wyciągnąć plecak? Dlaczego? A czy nie znalazł się tam przez – kolejny raz okazany – twój egoizm i traktowanie ludzi jak przedmioty? Nie dałaś go aby Acilli, doskonale wiedząc, że w życiu nie poradzi sobie z takim ciężarem? Czy to nie było współwinne zaistniałej sytuacji i tego, że nurt ją porwał? To nie ja jestem winny utracie twych rzeczy. Smok też nie, bo on bronił siebie i nas, ale księżniczka tego nie dostrzeże, bo po co? Po co brudzić swoją aurę doskonałości? Jednak prawda jest taka, moja droga, że winna jesteś tylko i wyłącznie ty. A co do kotki, gdybym miał patrzeć na siłę i koniecznie kogoś ze sobą zabrać, byłaby to ona, nie ty. Jednak w tej akurat rzeczy jest taka jak… Jak ty. Całkowicie bezużyteczna, niepotrzebna w mojej wyprawie.
Złotowłosy postanowił wyładować w końcu całą swoją złość na kowalce, za wszystkie spędzone razem chwile, aluzje, otwarte obelgi i zaślepienie. Najwyższa pora, by usłyszała od kogoś o tym, jaka jest naprawdę.
Leśni słuchali tego wszystkiego w ciszy, nie wiedząc co powiedzieć, aż w końcu jeden z nich – a tak dokładniej Vernary – stanął między nim, a kowalką i położył dłonie na jego ramionach, wpatrując się w jego twarz.
- Hej, Lor, już, spokojnie. Powiedziałeś co chciałeś. Nie martw się, nie raz spotykaliśmy już na swojej drodze kobiety jej pokroju. Nie zważaj na słowa kogoś, kto cię nie zna, nie ma nawet o tobie najmniejszego pojęcia, bo to jest śmieszne po prostu. Śmieszne i żałosne. My cię znamy, tak? Jesteś naszym bratem, wspaniałym przyjacielem, doskonałym wojownikiem i zawsze ruszającym na pomoc człowiekiem. Nie dziwię się twojej reakcji, wiem jak bardzo nie tolerujesz takich ludzi, osób na pomoc nie zasługujących. Ja pójdę, okej? Wyciągnę te durnowaty plecak, ona dostanie swoje narzędzia i porcję jedzenia, które wkrótce do nas dotrze, po czym się rozstaniemy i już nigdy nie spojrzymy w jej oblicze, tak? O tym myśl, już niedługo ruszamy dalej.
Loring w końcu odetchnął i odszedł od Feyli. – Nie musisz się dla niej tak poświęcać, ona nawet nie schyliłaby się po twój sztylet, choćby leżący u jej stóp, by ci go podać. Nie umie prosić o pomoc i akceptować swojej winy, jest zarozumiała, przemądrzała, a jej duma jest jak stąd do naszego domu.
- Niemniej jednak się poświęcę i wyciągnę co trzeba. Leśni są dobrymi pływakami, poradzę sobie. – Gotlandczyk mruknął i zdjął z siebie płaszcz, ukazując odpowiednio skompletowany, zielony ubiór. Pozostali pewnie mieli podobny lub identyczny do tego. – Nazbierajcie po prostu drzewa, ty zrobisz te swoje czary, mary, czy jak to tam się nazywa, i stworzysz ogień, bym miał się jak ogrzać i wysuszyć.
Vernary zdjął jeszcze górę i dół, zostając w samej bieliźnie, i podszedł do krawędzi brzegu. Przez chwilę wpatrywał się w nurt, drzewo i dno, po czym kucnął i dłonią sprawdził temperaturę wody. Ta – po grymasie na jego twarzy – chyba nie była dla niego zadowalająca, jednak większego wyboru nie miał. Odwrócił się jeszcze i spojrzał na Loringa, uśmiechając się i mówiąc.
- Dobrze, że powiedziałeś nam jaka ona jest naprawdę. Nigdy nie kłamałeś, więc i teraz z pewnością tak nie jest. Gdyby nie to, skakałbym dla niej. Jednak teraz robię to tylko i wyłącznie dla ciebie, oraz nas. Byśmy w końcu mieli spokój.
Kończąc mówić ostatnie słowo, leśny jeszcze raz odwrócił się w kierunku rzeki, wziął głębszy oddech, wykonał kilka wymachów rąk i nóg, po czym postąpił krok naprzód i dał nura w lodowatą, rwącą toń.
- Wybacz mi Feylo. – Odezwał się Urgoth, głaszcząc dłonią swój nos. – Myślałem, że to mamy już za sobą. Nie schlebiaj sobie, niczego nie robimy po to, by ci się przypodobać. Jesteśmy wojownikami, nie prostymi chłopami, którzy podrywają dziewki i młócą ziemię. Może ty kształtujesz się i rozwijasz machając młotem, czy coś w tym stylu, a my poprzez różnorakie ćwiczenia, często łączone z zabawą, by przynosiły większe rezultaty. A co do wody, nie próbuj nami manipulować, nie przybyliśmy tutaj ryzykować życie dla jakiegoś plecaka, poza tym…
- Ur, wystarczy już. – Przerwał mu stanowczym głosem Loring, ze zmrużonymi oczami wpatrując się w kowalkę, słuchając dokładnie każdego jej słowa, a później nieruchomo chłonąć szepty brązowowłosej. – Chyba nie wiesz kim ta kobieta jest. Otóż powiem to wprost, znudziły mnie te całe niepotrzebne uprzejmości. Feyla ma was wszystkich za zwykłych kretynów, popisujących się przed innymi i robiąc za mojego ochroniarza, czyż nie tak? Taaakkk… Zdecydowanie. Ale najgorsze zdanie ma o mnie, wiecie? Uważa, że jestem bogatym i rozwydrzonym szlachcicem, księciem który potrzebuje służby, poddanych i ochroniarzy jakimi dla niej z pewnością jesteście. Myśli, że uważam się za kogoś ważniejszego od niej, a tymczasem jest wręcz odwrotnie. To kowalka z żałosnym poczuciem wyższości, gardząca każdym swym rozmówcą i myśląca, że jako jedyna ma trudy w życiu i ciężko pracuje. Tak, mam pieniądze, ale sami wiecie jak na nie zapracowałem. Feyla jest zwykłą egoistką, zarozumiałą i zapatrzoną w siebie hipokrytką, która nie radzi sobie z kłębiącą się w niej zazdrością i ograniczeniem. Ot, oto kim jest stojąca przed wami kobieta.
Wygłaszając swoją mowę, Loring trzymał rozłożone ręce i cały czas wpatrywał się w oczy kowalki. W jego głosie nie było już słychać uprzejmości ani chęci pogodzenia, zaznajomienia się i polubienia. Nie… Melmaro już porzucił te zamiary, teraz była tylko pogarda tak intensywna, że prawie namacalna. – Nie mam zamiaru odpowiadać ci szeptem, niczego przed nimi nie ukrywam. Mam ci pomóc wyciągnąć plecak? Dlaczego? A czy nie znalazł się tam przez – kolejny raz okazany – twój egoizm i traktowanie ludzi jak przedmioty? Nie dałaś go aby Acilli, doskonale wiedząc, że w życiu nie poradzi sobie z takim ciężarem? Czy to nie było współwinne zaistniałej sytuacji i tego, że nurt ją porwał? To nie ja jestem winny utracie twych rzeczy. Smok też nie, bo on bronił siebie i nas, ale księżniczka tego nie dostrzeże, bo po co? Po co brudzić swoją aurę doskonałości? Jednak prawda jest taka, moja droga, że winna jesteś tylko i wyłącznie ty. A co do kotki, gdybym miał patrzeć na siłę i koniecznie kogoś ze sobą zabrać, byłaby to ona, nie ty. Jednak w tej akurat rzeczy jest taka jak… Jak ty. Całkowicie bezużyteczna, niepotrzebna w mojej wyprawie.
Złotowłosy postanowił wyładować w końcu całą swoją złość na kowalce, za wszystkie spędzone razem chwile, aluzje, otwarte obelgi i zaślepienie. Najwyższa pora, by usłyszała od kogoś o tym, jaka jest naprawdę.
Leśni słuchali tego wszystkiego w ciszy, nie wiedząc co powiedzieć, aż w końcu jeden z nich – a tak dokładniej Vernary – stanął między nim, a kowalką i położył dłonie na jego ramionach, wpatrując się w jego twarz.
- Hej, Lor, już, spokojnie. Powiedziałeś co chciałeś. Nie martw się, nie raz spotykaliśmy już na swojej drodze kobiety jej pokroju. Nie zważaj na słowa kogoś, kto cię nie zna, nie ma nawet o tobie najmniejszego pojęcia, bo to jest śmieszne po prostu. Śmieszne i żałosne. My cię znamy, tak? Jesteś naszym bratem, wspaniałym przyjacielem, doskonałym wojownikiem i zawsze ruszającym na pomoc człowiekiem. Nie dziwię się twojej reakcji, wiem jak bardzo nie tolerujesz takich ludzi, osób na pomoc nie zasługujących. Ja pójdę, okej? Wyciągnę te durnowaty plecak, ona dostanie swoje narzędzia i porcję jedzenia, które wkrótce do nas dotrze, po czym się rozstaniemy i już nigdy nie spojrzymy w jej oblicze, tak? O tym myśl, już niedługo ruszamy dalej.
Loring w końcu odetchnął i odszedł od Feyli. – Nie musisz się dla niej tak poświęcać, ona nawet nie schyliłaby się po twój sztylet, choćby leżący u jej stóp, by ci go podać. Nie umie prosić o pomoc i akceptować swojej winy, jest zarozumiała, przemądrzała, a jej duma jest jak stąd do naszego domu.
- Niemniej jednak się poświęcę i wyciągnę co trzeba. Leśni są dobrymi pływakami, poradzę sobie. – Gotlandczyk mruknął i zdjął z siebie płaszcz, ukazując odpowiednio skompletowany, zielony ubiór. Pozostali pewnie mieli podobny lub identyczny do tego. – Nazbierajcie po prostu drzewa, ty zrobisz te swoje czary, mary, czy jak to tam się nazywa, i stworzysz ogień, bym miał się jak ogrzać i wysuszyć.
Vernary zdjął jeszcze górę i dół, zostając w samej bieliźnie, i podszedł do krawędzi brzegu. Przez chwilę wpatrywał się w nurt, drzewo i dno, po czym kucnął i dłonią sprawdził temperaturę wody. Ta – po grymasie na jego twarzy – chyba nie była dla niego zadowalająca, jednak większego wyboru nie miał. Odwrócił się jeszcze i spojrzał na Loringa, uśmiechając się i mówiąc.
- Dobrze, że powiedziałeś nam jaka ona jest naprawdę. Nigdy nie kłamałeś, więc i teraz z pewnością tak nie jest. Gdyby nie to, skakałbym dla niej. Jednak teraz robię to tylko i wyłącznie dla ciebie, oraz nas. Byśmy w końcu mieli spokój.
Kończąc mówić ostatnie słowo, leśny jeszcze raz odwrócił się w kierunku rzeki, wziął głębszy oddech, wykonał kilka wymachów rąk i nóg, po czym postąpił krok naprzód i dał nura w lodowatą, rwącą toń.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Zaczął się zastanawiać czy nie zabrać kotki ze sobą... Wprawdzie musiałby się pogodzić ze złością szczurów oraz utrata polowy zastawy stołowej, która Acila na pewno nie raz potłucze, ale... z drugiej strony czasem dobrze by było z kimś porozmawiać. Wątpił jednak czy byłby w stanie znieść jej towarzystwo cały czas, był nieprzyzwyczajony do obecności drugiego człowieka, był raczej typem samotnika. Kolejna sprawa- prowadził nie do końca uczciwie interesy, w końcu handlował często bardzo przydatnymi informacjami. A kotka wyglądała na taką, co ma długi ozór i może niechcący chlapnąć cos nie tam gdzie powinna. I Adriena będzie czekał stryczek...
-Zobaczymy... Odpowiedział krótko, bo sam jeszcze nie znal odpowiedzi. Musiał się nad tym zastanowić i przedyskutować sprawę ze zwierzami. - po druuugie...- Nachylił jej się do ucha -będziesz musssiała oduczyć sssię kraść, bo tego tolerować nie będę. Chodziło mu oczywiście o torbę jabłek, bo o co innego.
Miał nadzieje, ze smok zabierze kotkę i Grabarz będzie miał choć chwile spokoju, zdecydowanie zbyt dużo się działo, musiał odpocząć. Sam. "Szczury osobiście mnie zagryza jeśli ją przygarnę...Hihihi...ale zobaczyć ich jak Będą się kłócić to przednia rozrywka" I to był jeden z powodów dla którego chciał ją ze sobą zabrać. Może nawet udało by mu się ją wychować? "Oszalałeś? Instynkt ojcowski się w tobie odezwał czy jak?" Dobrze wiedział, ze prędzej na jego dłoni wyrośnie czarna róża niż on dorobi się potomstwa.
Imienia zdradzać nie zamierzał. Nigdy tego nie robił i śmiał przypuszczać, ze na ziemi jego imię zna tylko kilka osób. I wszystkie już dawno są martwe... -Jessstem po prostu grabarzem i tak proszę sssię do mnie zwracać... Odpowiedział łącząc szpony w wieżyczkę i patrząc na smoka z uśmiechem. Wiedział, ze powinien mu okazywać szacunek, ale... czyż na szacunek nie trzeba sobie zasłużyć? No może kilkumetrowa gadzina wzbudzała respekt, ale szacunek zdobywa się przez czyny, nie rasę. Przynajmniej Adrien był tego zdania. Poza tym białowłosy nie ufał nikomu prócz własnych zwierzaków i nic tego nie zmieni.
-Zobaczymy... Odpowiedział krótko, bo sam jeszcze nie znal odpowiedzi. Musiał się nad tym zastanowić i przedyskutować sprawę ze zwierzami. - po druuugie...- Nachylił jej się do ucha -będziesz musssiała oduczyć sssię kraść, bo tego tolerować nie będę. Chodziło mu oczywiście o torbę jabłek, bo o co innego.
Miał nadzieje, ze smok zabierze kotkę i Grabarz będzie miał choć chwile spokoju, zdecydowanie zbyt dużo się działo, musiał odpocząć. Sam. "Szczury osobiście mnie zagryza jeśli ją przygarnę...Hihihi...ale zobaczyć ich jak Będą się kłócić to przednia rozrywka" I to był jeden z powodów dla którego chciał ją ze sobą zabrać. Może nawet udało by mu się ją wychować? "Oszalałeś? Instynkt ojcowski się w tobie odezwał czy jak?" Dobrze wiedział, ze prędzej na jego dłoni wyrośnie czarna róża niż on dorobi się potomstwa.
Imienia zdradzać nie zamierzał. Nigdy tego nie robił i śmiał przypuszczać, ze na ziemi jego imię zna tylko kilka osób. I wszystkie już dawno są martwe... -Jessstem po prostu grabarzem i tak proszę sssię do mnie zwracać... Odpowiedział łącząc szpony w wieżyczkę i patrząc na smoka z uśmiechem. Wiedział, ze powinien mu okazywać szacunek, ale... czyż na szacunek nie trzeba sobie zasłużyć? No może kilkumetrowa gadzina wzbudzała respekt, ale szacunek zdobywa się przez czyny, nie rasę. Przynajmniej Adrien był tego zdania. Poza tym białowłosy nie ufał nikomu prócz własnych zwierzaków i nic tego nie zmieni.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla z rozbawieniem przysłuchiwała się narzekaniom Loringa. Było dla niej oczywiste iż rycerz się boi. Mógł mówić co chce, ale tak naprawdę chodziło tylko u usprawiedliwienie swojego strachu. To czy bał się po raz kolejny zanurzyć w lodowatej wodzie, czy też tego że ona może okazać się od niego lepsza było bez znaczenia. Za to sposób w jaki rycerz starał się uzyskać akceptację otoczenia wydawał się kowalce wielce zabawny. Dla tego człowieka najważniejsza była opinia jaką mają o nim inni. Najwyraźniej uznawał zasadę ze będzie bez skazy jeśli wszyscy wokół będą tak twierdzić przez co rozpaczliwie poszukiwał osób potwierdzających jego wspaniałość. A jeśli ktoś się z ta tezą nie zgadza to najlepiej go oczernić i obrzucić błotem. Loring miał ku temu idealną okazję, znajdując się w otoczeniu swoich sługusów którzy będą mu przytakiwali nawet jeżeli ogłosi że jego włosy są z żelaza. Wyglądała na to że pozostali mężczyźni byli tu nie tylko po to by ochraniać swojego panicza, ale też zapewniać go na każdym kroku jaki to jest idealny. Ileż można było słuchać wypowiedzi w stylu „znacie mnie”, „wiecie jaki jestem”, „to wy najlepiej możecie ocenić moje postępowanie” i chóru wykrzykującego z entuzjazmem zachwyt na temat mówcy. A tymczasem czyny rycerza świadczyły o czymś zupełnie innym. Najpierw rzuca się bez zastanowienia za kotką, a po chwili oznajmia że nie chce jej więcej widzieć, ofiarowuje jej swoją pomoc za poniesione trudy, ale burzy się gdy tak naprawdę ma jej udzielić. Awanturuje się na samą myśl że garbarz mógłby nim dowodzić, bo przecież sam jest sobie panem, a wszystko dlatego że mylnie zinterpretował jej wypowiedź. W ogóle samo stwierdzenie „będę wam towarzyszyć dopóki nasze drogi się nie rozejdą” zakrywało na kpinę. To znaczy będę tak długo jak uznam że mi się chce i jest to dla mnie korzystne.
- Tak, również uważam że wielmożny pan Loring ma rację, a to co mówi o mnie jest prawdą. Dodałabym jeszcze ze czasami sprawiam że dzieci płaczą, kwaśnieje mleko i pada deszcz. – Nie było sensu kłócić się z wojownikami. Ci cali melmaro czy jak tam się zwą, prawdopodobnie zanim nauczono ich walki, przeszli szkolenie by wszyscy myśleli jak jeden. A poza tym kowal który jest złośliwy, marudny, egoistyczny i z pretensjami do całego świata to dobry kowal. Większość w jej fachu taka jest i Feyla nie miała nic przeciwko by i ją za takową uważano. – Nie rozumiem tylko czym zawiniła Acila, że szlachetny pan Loring postanowił oddać ją w ręce takiego potwora jak ja? Ale to zapewne za chwilę wyjaśni.
Gdyby nie fakt że czekała na grabarza już dawno by jej tu nie było. Lubiła tego starego chudzielca, który wydawał się być przeciwieństwem rycerza. Skromny, nie stroniący od ciężkiej pracy i nie obnoszący się z swoimi talentami, chyba ze w konkretnej potrzebie.
Z zamyślenia wyrwał kowalkę dźwięk rogu. Znajomy dźwięk mający być sygnałem do ataku dla armii Fargoth a przypominający bardziej wycie głodnego psa zbitego przez swojego pana. Feyla była zaskoczona że straż miejska jednak wyruszyła w pogoń za smokiem. Podejrzewała raczej że schowają się za murami, modląc się o to by bestia więcej nie powróciła. Jakkolwiek odważny był to czyn, jej specjalnie nie cieszył, gdyż zwiastował tylko kłopoty. Zresztą narobili w mieście sporego bałaganu i teraz można było się spodziewać akcji odwetowej.
- Oho, siły Fargoth już tu są. Jak nic szukają smoka i jego jeźdźca. Czy wyjdziesz im na spotkanie panie? – Spytała Loringa. Teraz to ona miała swoją publikę a rycerz bez względu na to co zrobi i tak uczyni źle. Stanie po stronie przyjaciela i zaatakuje tych ludzi? Wątpliwe. Smoka raczej nie zdradzi, gdyż za bardzo go ubóstwia. Ucieknie? A może zamiast tego uda ze sprawy nie ma i urządzi z kamratami turniej kto pierwszy odstrzeli komarowi tyłek?
Feyla zamierzała właśnie wypowiedzieć ostatnie zdanie na głos, gdy ujrzała pierwszych żołnierzy przebijających się przez las i niemal padła z rozczarowania. Liczyła na kawalerię w lśniących zbrojach i proporcami, a tymczasem w ich kierunku nadciągała pieszo grupa wieśniaków, w brudnych herbowych tunikach, kompletnie zagubiona i przestraszona czekającym ich zadaniem. Dęcie w rogi nie było w tym przypadku sygnałem do ataku, a oznaczało że dający sygnał się zgubił i potrzebuje pomocy. Tyle ze to zapewne jedyny sygnał jaki ich nauczono. Niestety roznoszące się echo powodowało że ludzie biegali w zupełnie przeciwnych kierunkach, raczej oddalając się od siebie niż gromadząc w jedno skupisko. Wszystko to wskazywał na jedno. Ogłoszono powszechną mobilizację i wysłano do boju każdego zdolnego do podjęcia walki. A gdzie kwiat rycerstwa Fargoth? Czyżby do starcia z smokiem wysyłano najgorszych by ewentualne straty okazały się do zaakceptowania? Zapewne stoją gdzieś na tyłach pilnując by nikt z tej grupy nie ośmielił się wycofać.
Sprawy już wyglądające na złe teraz zaczynały przyjmować jeszcze gorszy obrót. Niewiele wskazywało na to że da się zapobiec bitwie a jej i Acili jako tutejszym groziło wcielenie do armii.
- Tak, również uważam że wielmożny pan Loring ma rację, a to co mówi o mnie jest prawdą. Dodałabym jeszcze ze czasami sprawiam że dzieci płaczą, kwaśnieje mleko i pada deszcz. – Nie było sensu kłócić się z wojownikami. Ci cali melmaro czy jak tam się zwą, prawdopodobnie zanim nauczono ich walki, przeszli szkolenie by wszyscy myśleli jak jeden. A poza tym kowal który jest złośliwy, marudny, egoistyczny i z pretensjami do całego świata to dobry kowal. Większość w jej fachu taka jest i Feyla nie miała nic przeciwko by i ją za takową uważano. – Nie rozumiem tylko czym zawiniła Acila, że szlachetny pan Loring postanowił oddać ją w ręce takiego potwora jak ja? Ale to zapewne za chwilę wyjaśni.
Gdyby nie fakt że czekała na grabarza już dawno by jej tu nie było. Lubiła tego starego chudzielca, który wydawał się być przeciwieństwem rycerza. Skromny, nie stroniący od ciężkiej pracy i nie obnoszący się z swoimi talentami, chyba ze w konkretnej potrzebie.
Z zamyślenia wyrwał kowalkę dźwięk rogu. Znajomy dźwięk mający być sygnałem do ataku dla armii Fargoth a przypominający bardziej wycie głodnego psa zbitego przez swojego pana. Feyla była zaskoczona że straż miejska jednak wyruszyła w pogoń za smokiem. Podejrzewała raczej że schowają się za murami, modląc się o to by bestia więcej nie powróciła. Jakkolwiek odważny był to czyn, jej specjalnie nie cieszył, gdyż zwiastował tylko kłopoty. Zresztą narobili w mieście sporego bałaganu i teraz można było się spodziewać akcji odwetowej.
- Oho, siły Fargoth już tu są. Jak nic szukają smoka i jego jeźdźca. Czy wyjdziesz im na spotkanie panie? – Spytała Loringa. Teraz to ona miała swoją publikę a rycerz bez względu na to co zrobi i tak uczyni źle. Stanie po stronie przyjaciela i zaatakuje tych ludzi? Wątpliwe. Smoka raczej nie zdradzi, gdyż za bardzo go ubóstwia. Ucieknie? A może zamiast tego uda ze sprawy nie ma i urządzi z kamratami turniej kto pierwszy odstrzeli komarowi tyłek?
Feyla zamierzała właśnie wypowiedzieć ostatnie zdanie na głos, gdy ujrzała pierwszych żołnierzy przebijających się przez las i niemal padła z rozczarowania. Liczyła na kawalerię w lśniących zbrojach i proporcami, a tymczasem w ich kierunku nadciągała pieszo grupa wieśniaków, w brudnych herbowych tunikach, kompletnie zagubiona i przestraszona czekającym ich zadaniem. Dęcie w rogi nie było w tym przypadku sygnałem do ataku, a oznaczało że dający sygnał się zgubił i potrzebuje pomocy. Tyle ze to zapewne jedyny sygnał jaki ich nauczono. Niestety roznoszące się echo powodowało że ludzie biegali w zupełnie przeciwnych kierunkach, raczej oddalając się od siebie niż gromadząc w jedno skupisko. Wszystko to wskazywał na jedno. Ogłoszono powszechną mobilizację i wysłano do boju każdego zdolnego do podjęcia walki. A gdzie kwiat rycerstwa Fargoth? Czyżby do starcia z smokiem wysyłano najgorszych by ewentualne straty okazały się do zaakceptowania? Zapewne stoją gdzieś na tyłach pilnując by nikt z tej grupy nie ośmielił się wycofać.
Sprawy już wyglądające na złe teraz zaczynały przyjmować jeszcze gorszy obrót. Niewiele wskazywało na to że da się zapobiec bitwie a jej i Acili jako tutejszym groziło wcielenie do armii.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Zastanowił się chwilę nad słowami oraz mimiką grabarza, który nazywał siebie grabarzem. Hm, wygląda na to, że nie lubi zdradzać swego imienia. Typ samotnika? Możliwe. Albo po prostu mi nie ufa. Dosyć obraźliwe, ale nie dla mnie. Bo co ja o nim wiem? Może mieć powody do ukrywania imienia. Nie można oceniać książki po okładce. Ech, te słowa niemal zawsze się sprawdzają. Nie czuł się ani trochę obrażony. Wyzbył się już dawno typowej jego gatunkowi pychy i egoizmu.
- Jak sobie chcecie, grabarzu - powiedział. - Wasze imię, wasza wola. Podobnie jak wasze tajemnice, które tak skrzętnie ukrywacie.
Następnie spojrzał na Acilę i wysłuchał jej prośby. Lekko go nawet zaskoczyła, musiał przyznać. Ale z drugiej strony idealnie nadawało się to do okazania kotołaczce zaufania. Przez chwilę się zastanowił. Co takiego mogę jej zdradzić? Na pewno nie coś dotyczącego innych smoków, bo i u tych zwykłych miałbym spore kłopoty. To musi być tylko coś powiązanego ze mną. Pomyślmy chwilę. Szybko zaczął w myślach analizować kolejne swoje tajemnice. Większość odrzucił, ale w końcu doszedł do tej właściwej, która nadawała się niemal idealnie. Ale to miała być tajemnica zdradzona Acili.
- Chętnie ci powiem, ale musimy być sami.
Następnie zwrócił się do grabarza.
- Nie będziecie mieć nic przeciwko, jeżeli zabiorę Acilę w przestworza? Z tego, co pamiętam, niezbyt spodobał wam się pomysł lotu na mnie.
Trochę nie podobał mu się pomysł zostawiania grabarza samego z koniem, ale musiał spełnić prośbę kotołaczki. Jego rozmyślania przerwał dźwięk rogu. Nie miał najmniejszych wątpliwości, co to znaczy.
- Czyli jednak odważyli się za mną ruszyć? - pomyślał na głos. - No proszę, jednak przyszli. Czy to oznaka męstwa, czy też głupoty? Czy oni naprawdę sądzą, że ich miecze mogą coś zrobić smokowi? Tak czy owak, powinienem się pośpieszyć. Wątpię, aby ruszyli do boju, gdy porządnie ich nastraszę.
- Jak sobie chcecie, grabarzu - powiedział. - Wasze imię, wasza wola. Podobnie jak wasze tajemnice, które tak skrzętnie ukrywacie.
Następnie spojrzał na Acilę i wysłuchał jej prośby. Lekko go nawet zaskoczyła, musiał przyznać. Ale z drugiej strony idealnie nadawało się to do okazania kotołaczce zaufania. Przez chwilę się zastanowił. Co takiego mogę jej zdradzić? Na pewno nie coś dotyczącego innych smoków, bo i u tych zwykłych miałbym spore kłopoty. To musi być tylko coś powiązanego ze mną. Pomyślmy chwilę. Szybko zaczął w myślach analizować kolejne swoje tajemnice. Większość odrzucił, ale w końcu doszedł do tej właściwej, która nadawała się niemal idealnie. Ale to miała być tajemnica zdradzona Acili.
- Chętnie ci powiem, ale musimy być sami.
Następnie zwrócił się do grabarza.
- Nie będziecie mieć nic przeciwko, jeżeli zabiorę Acilę w przestworza? Z tego, co pamiętam, niezbyt spodobał wam się pomysł lotu na mnie.
Trochę nie podobał mu się pomysł zostawiania grabarza samego z koniem, ale musiał spełnić prośbę kotołaczki. Jego rozmyślania przerwał dźwięk rogu. Nie miał najmniejszych wątpliwości, co to znaczy.
- Czyli jednak odważyli się za mną ruszyć? - pomyślał na głos. - No proszę, jednak przyszli. Czy to oznaka męstwa, czy też głupoty? Czy oni naprawdę sądzą, że ich miecze mogą coś zrobić smokowi? Tak czy owak, powinienem się pośpieszyć. Wątpię, aby ruszyli do boju, gdy porządnie ich nastraszę.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Loring doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak kowalka reaguje na jego słowa, a jej odpowiedź sprawiła, że parsknął śmiechem.
- Potworami nie są ci, którzy narzekają, zazdroszczą i złorzeczą. Ci to – jak widać – alarańscy kowale. Choć wolałbym, byś była tego niechlubnym wyjątkiem. – Odpowiedział na uwagę dotyczącą kotki. – Nie mam zamiaru ci niczego wyjaśniać, tutejszym kowalom nic do tego.
Melmaro zastanawiał się jeszcze przez chwilę, czy czegoś nie dodać, ale w końcu zrezygnował. Nie opłacało się marnować słów na kogoś, kto i tak obróci wszystko na swoją stronę. Z krótkiego zamyślenia Loringa wyrwał dźwięk rogu, nadający sygnał którego wojownik nie znał, gdyż nie pochodził z tych stron. Jednak Feyla skutecznie uświadomiła mu, że jest to komunikat militarny, najpewniej tyczący się sprawy smoka, ich i całego Fargoth. Przy tym nie omieszkała dodać do słów troszkę złośliwości i kpiny, jakby chciała niewiadomo co przekazać.
Złotowłosy – razem z Bakvstem i Urgothem, którzy podnieśli się i stanęli koło niego – skierował wzrok w stronę źródła hałasu i na chwilę zdębiał, widząc co nadchodzi.
- Skoro to miasto ma taką armię, to nie dziwię się, że i kowalkę. – Parsknął wojownik w stronę brązowowłosej. – Możesz ich oblać swoim kwaśnym deszczem? Będzie szybciej, choć im to nawet ty chyba dasz radę w walce.
Napastnicy najwyraźniej dopiero teraz zauważyli znajdujące się kilkanaście metrów od nich osoby, gdyż zaczęli formować się w niewyraźną, ciasną grupkę. Było ich sporo, co najmniej kilku na jednego melmaro, nie licząc kobiety, ale ci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że liczy się nie ilość, a jakość.
- Nie chcemy z wami walczyć! – Krzyknął Loring w ich stronę, na tyle głośno, by każdy dobrze zrozumiał przekaz. – Odejdźcie, póki możecie, inaczej wszyscy umrzecie!
Jednak wieśniaków – o dziwo – to nie zniechęciło, choć być może wynikało to z faktu, że za dezercję kara była tak surowa, że już lepiej było spróbować się zmierzyć z napastnikami. W końcu ich było tylko trzech, bo kto by liczył kobietę?
- Oto twoja odpowiedź, pani. – Gotlandczyk zwrócił się do Feyli. – Wyjdę im naprzeciw i będę z każdym walczył, bo nie stanowią dla mnie żadnego zagrożenia. A ty w tym czasie możesz sobie usiąść i rozpalić ognisko, bo to chyba kowale potrafią. – Po czym spojrzał po dwóch towarzyszach, myśląc intensywnie. W końcu odezwał się Urgoth.
- To zwykła hołota… Jeśli to jest armia tego pobliskiego miasta, to śmiać mi się chce. Czy tak jest w każdym większym osiedlu ludzkim? Bo jeśli tak, to nasze stowarzyszenie samodzielnie podbiłoby chyba tą krainę.
- Może i są zwykłymi rolnikami, ale jest ich sporo, a orać każdy potrafi, nie możemy ich ignorować. Eh… Gdyby było nas sześciu, mielibyśmy idealny komplet na formację…
- Tęskniliście? – Usłyszeli głos jednego z leśnych, który – razem z towarzyszem – wybiegł z lasu i do nich dołączył. Każdy trzymał po cztery wiewiórki, dwie na jedną rękę, trzymając za ogon. – Co tutaj się dzieje, czyżby szykowała się walka? Polowaliśmy spokojnie w lesie, nawet udało nam się zabić sporego dzika, lecz znikąd pojawili się ci wszyscy ludzie, więc postanowiliśmy jak najszybciej do was dołączyć, udało nam się jedynie zabrać te cztery wiewiórki. – Kończąc wypowiedź, Pequris i Okuar odłożyli zwierzynę na bok, obok kowalki, z czego ten drugi spojrzał na rzekę i zapytał zdziwiony. – A ty co tam robiłeś?
Z nurtu wygrzebał się na brzeg Vernary, trzęsąc się z zimna i wytrząsając wodę z uszu. Drżąc, wydusił tylko. – Nie znalazłem plecaka, nie ma teraz na to czasu, widzę, że mamy kłopot. O… Ogrzej mnie Loring, jeśli możesz.
- Pewnie, robi się. – Odezwał się szybko wojownik i zbliżył do leśnego, wyciągając miecz i przykładając do jego nagiego torsu. Ścisnął rękojeść mocniej i przepuścił pokaźny ładunek energii ku mężczyźnie, przesyłając ogromne ciepło, które ze sobą niósł. – Ubieraj się, mamy robotę.
Gotlandczyk szybko przywdział na siebie strój, po czym zebrał się razem z innymi, i zapytał:
- Musimy walczyć, nie ma innej możliwości, oni długo nie każą nam czekać. Jak walczymy, jaką formacją?
- Jest nas sześciu, więc idealnie. – Odezwał się Loring, omiatając wzrokiem braci. – Proponuję więc acrobo, co wy na to? Tylko czy idealnie się z wami zgram, w końcu jesteście leśnymi?
- Może i leśnymi, ale nadal Gotlandczykami. Zgrasz, w walce jesteśmy identyczni.
- To dobrze… - Złotowłosy uśmiechnął się. Wreszcie jest okazja do prawdziwej walki jak kiedyś, ramię w ramię, melmaro przy melmaro. – Kto będzie skakał? Ja, czy jest chętny?
- Ja z chęcią poskaczę. – Odezwał się wesoło Urgoth. Jemu również najwyraźniej się podobało. – No to co, bracia? Ustawić się!
Gotlandczycy od razu ruszyli się z miejsca, ustawiając się w bojowy szyk. Wszystko to było płynne niczym woda, w końcu melmaro byli najlepszymi wojownikami, doskonałymi indywidualni i strategicznie. Utworzyli lekko zakrzywiony łuk, gdzie środek był bliżej kowalki niż chłopów, i znajdował się trzy metry od kobiety. Odstępy między wojownikami wynosiły cztery metry, a na środku znajdował się Loring, a za nim oddalony o dwa metry Urgoth. Wszyscy – poza tym ostatnim – dobyli miecze i przyjęli klanową pozycję – za wyjątkiem Loringa, który miał ciut inny styl.
- Nie zabijajcie ich, to chłopi, a nie żołnierze! – Krzyknął jeszcze melmaro. – Nie są nam równi, a do potyczki zostali zmuszeni. Z pewnością mają kobiety i dzieci, tnijcie, ale nie zabijajcie.
Leśni jedynie pokiwali głowami w odpowiedzi i trwając nieruchomo, czekali na to, aż przeciwnicy ku nim ruszą. Dopiero wtedy można zacząć istny taniec ostrzy, akrobację połączoną z koordynacją i szermierką, czyli najbardziej złożoną formację z szerokiego wachlarza klanu – acrobo.
- Potworami nie są ci, którzy narzekają, zazdroszczą i złorzeczą. Ci to – jak widać – alarańscy kowale. Choć wolałbym, byś była tego niechlubnym wyjątkiem. – Odpowiedział na uwagę dotyczącą kotki. – Nie mam zamiaru ci niczego wyjaśniać, tutejszym kowalom nic do tego.
Melmaro zastanawiał się jeszcze przez chwilę, czy czegoś nie dodać, ale w końcu zrezygnował. Nie opłacało się marnować słów na kogoś, kto i tak obróci wszystko na swoją stronę. Z krótkiego zamyślenia Loringa wyrwał dźwięk rogu, nadający sygnał którego wojownik nie znał, gdyż nie pochodził z tych stron. Jednak Feyla skutecznie uświadomiła mu, że jest to komunikat militarny, najpewniej tyczący się sprawy smoka, ich i całego Fargoth. Przy tym nie omieszkała dodać do słów troszkę złośliwości i kpiny, jakby chciała niewiadomo co przekazać.
Złotowłosy – razem z Bakvstem i Urgothem, którzy podnieśli się i stanęli koło niego – skierował wzrok w stronę źródła hałasu i na chwilę zdębiał, widząc co nadchodzi.
- Skoro to miasto ma taką armię, to nie dziwię się, że i kowalkę. – Parsknął wojownik w stronę brązowowłosej. – Możesz ich oblać swoim kwaśnym deszczem? Będzie szybciej, choć im to nawet ty chyba dasz radę w walce.
Napastnicy najwyraźniej dopiero teraz zauważyli znajdujące się kilkanaście metrów od nich osoby, gdyż zaczęli formować się w niewyraźną, ciasną grupkę. Było ich sporo, co najmniej kilku na jednego melmaro, nie licząc kobiety, ale ci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że liczy się nie ilość, a jakość.
- Nie chcemy z wami walczyć! – Krzyknął Loring w ich stronę, na tyle głośno, by każdy dobrze zrozumiał przekaz. – Odejdźcie, póki możecie, inaczej wszyscy umrzecie!
Jednak wieśniaków – o dziwo – to nie zniechęciło, choć być może wynikało to z faktu, że za dezercję kara była tak surowa, że już lepiej było spróbować się zmierzyć z napastnikami. W końcu ich było tylko trzech, bo kto by liczył kobietę?
- Oto twoja odpowiedź, pani. – Gotlandczyk zwrócił się do Feyli. – Wyjdę im naprzeciw i będę z każdym walczył, bo nie stanowią dla mnie żadnego zagrożenia. A ty w tym czasie możesz sobie usiąść i rozpalić ognisko, bo to chyba kowale potrafią. – Po czym spojrzał po dwóch towarzyszach, myśląc intensywnie. W końcu odezwał się Urgoth.
- To zwykła hołota… Jeśli to jest armia tego pobliskiego miasta, to śmiać mi się chce. Czy tak jest w każdym większym osiedlu ludzkim? Bo jeśli tak, to nasze stowarzyszenie samodzielnie podbiłoby chyba tą krainę.
- Może i są zwykłymi rolnikami, ale jest ich sporo, a orać każdy potrafi, nie możemy ich ignorować. Eh… Gdyby było nas sześciu, mielibyśmy idealny komplet na formację…
- Tęskniliście? – Usłyszeli głos jednego z leśnych, który – razem z towarzyszem – wybiegł z lasu i do nich dołączył. Każdy trzymał po cztery wiewiórki, dwie na jedną rękę, trzymając za ogon. – Co tutaj się dzieje, czyżby szykowała się walka? Polowaliśmy spokojnie w lesie, nawet udało nam się zabić sporego dzika, lecz znikąd pojawili się ci wszyscy ludzie, więc postanowiliśmy jak najszybciej do was dołączyć, udało nam się jedynie zabrać te cztery wiewiórki. – Kończąc wypowiedź, Pequris i Okuar odłożyli zwierzynę na bok, obok kowalki, z czego ten drugi spojrzał na rzekę i zapytał zdziwiony. – A ty co tam robiłeś?
Z nurtu wygrzebał się na brzeg Vernary, trzęsąc się z zimna i wytrząsając wodę z uszu. Drżąc, wydusił tylko. – Nie znalazłem plecaka, nie ma teraz na to czasu, widzę, że mamy kłopot. O… Ogrzej mnie Loring, jeśli możesz.
- Pewnie, robi się. – Odezwał się szybko wojownik i zbliżył do leśnego, wyciągając miecz i przykładając do jego nagiego torsu. Ścisnął rękojeść mocniej i przepuścił pokaźny ładunek energii ku mężczyźnie, przesyłając ogromne ciepło, które ze sobą niósł. – Ubieraj się, mamy robotę.
Gotlandczyk szybko przywdział na siebie strój, po czym zebrał się razem z innymi, i zapytał:
- Musimy walczyć, nie ma innej możliwości, oni długo nie każą nam czekać. Jak walczymy, jaką formacją?
- Jest nas sześciu, więc idealnie. – Odezwał się Loring, omiatając wzrokiem braci. – Proponuję więc acrobo, co wy na to? Tylko czy idealnie się z wami zgram, w końcu jesteście leśnymi?
- Może i leśnymi, ale nadal Gotlandczykami. Zgrasz, w walce jesteśmy identyczni.
- To dobrze… - Złotowłosy uśmiechnął się. Wreszcie jest okazja do prawdziwej walki jak kiedyś, ramię w ramię, melmaro przy melmaro. – Kto będzie skakał? Ja, czy jest chętny?
- Ja z chęcią poskaczę. – Odezwał się wesoło Urgoth. Jemu również najwyraźniej się podobało. – No to co, bracia? Ustawić się!
Gotlandczycy od razu ruszyli się z miejsca, ustawiając się w bojowy szyk. Wszystko to było płynne niczym woda, w końcu melmaro byli najlepszymi wojownikami, doskonałymi indywidualni i strategicznie. Utworzyli lekko zakrzywiony łuk, gdzie środek był bliżej kowalki niż chłopów, i znajdował się trzy metry od kobiety. Odstępy między wojownikami wynosiły cztery metry, a na środku znajdował się Loring, a za nim oddalony o dwa metry Urgoth. Wszyscy – poza tym ostatnim – dobyli miecze i przyjęli klanową pozycję – za wyjątkiem Loringa, który miał ciut inny styl.
- Nie zabijajcie ich, to chłopi, a nie żołnierze! – Krzyknął jeszcze melmaro. – Nie są nam równi, a do potyczki zostali zmuszeni. Z pewnością mają kobiety i dzieci, tnijcie, ale nie zabijajcie.
Leśni jedynie pokiwali głowami w odpowiedzi i trwając nieruchomo, czekali na to, aż przeciwnicy ku nim ruszą. Dopiero wtedy można zacząć istny taniec ostrzy, akrobację połączoną z koordynacją i szermierką, czyli najbardziej złożoną formację z szerokiego wachlarza klanu – acrobo.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości