Fargoth ⇒ Róża bez kolców.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Nie miał nic przeciwko przedzierania się przez las. Jego niesamowite zdolności regeneracyjne, naturalna wytrzymałość i skórzany strój skutecznie ochraniały go przed roślinami. Lubił przebywać w dziczy, w terenach niezamieszkanych. Panowała tam harmonia i odwieczny porządek, który smok podziwiał. Mógł też się tam oddać rozmyślaniom nad sprawami, które wymagały pełnej uwagi. To, że musiał podążać za dwoma szczurami dosyć go bawiło. Smok ścigający szczury. Ech, z takim towarzystwem to ja nigdy nie będę się nudził.
Kiedy usłyszał słowa Loringa, zasmucił się nieco. Sprawiedliwości wymierzonej karą, wziętej zemstą? Ech, jakbym słyszał Weihlondera. To prawie dokładnie te same słowa. Przecież nie zwalczy się nienawiść nienawiścią... Zaraz... Spojrzał na Loringa i wejrzał w jego aurę. Hm, nie, zdecydowanie to nie on. Podejrzenie, że Loring może być jego bratem w przebraniu wydała się w tej chwili smokowi dość absurdalna. Chociaż charaktery mają rzeczywiście podobne. Ale omyliłem się, mój brat jest zdecydowanie bardziej dumny.
Gdy krasnolud zademonstrował wszystkim swoją broń, Dérigéntirh parsknął cicho, rozbawiony zarówno stanem broni, jak i odpowiedzią kobiety. Wartość broni określa nie jej wygląd, ale użyteczność. I jeszcze żeby nazywać broń? I do tego per „Smoczy pazur”? Dwie rzeczy najbardziej mnie denerwujące w sztuce kowalskiej.
- Zaiste, przypomina nieco szpon mojej siostry, kiedy ta miała jeszcze zaledwie z pięćdziesiąt lat – zaśmiał się wesoło - Jednak te ozdóbki i nadmiernie wygładzone ostrze trochę psują moją ocenę. Widzi krasnolud, mój miecz z pozoru jest zwyczajny, prosty, nie lśni i nie świeci. Za to w walce sprawdza się jak marzenie. Został wykonany z niekonwencjonalnego stopu, którego nie mogę wyjawić, bo wiąże mnie przysięga milczenia. Został ogrzany przez mój ogień i zahartowany w lodowatych wodach. Dodatkowo moje łuski go ostrzyły, nic innego pewnie nie dałoby rady. Jest ostry jak mało co, a w dodatku, co jest równie ważne dla mnie, bardzo odporny na upływ czasu. Przeszło pół tysiąclecia już mi służy – zadowolony zakończył wywód, kiedy nagle straszna myśl przyszła mu do głowy. - A te kamienie szlachetne, to jakie konkretnie, mości krasnoludie?
Czekając na odpowiedź wysłuchał słów Loringa i skwapliwie udzielił odpowiedzi.
- Już się wtrąciłeś, mój drogi melmaro, nawet nie wiesz, jak bardzo – powiedział zagadkowo Dérigéntirh. - Cóż, przysługą bym tego nie nazwał, polega na czymś odrobinę innym. I pewnie, znajdziesz takich mnóstwo, ale jaką masz pewność, że będą prawdziwi? Wiesz, kiedyś podróżowałem razem z moim znajomym i natknęliśmy się na taką właśnie podróbkę jasnowidza. Ale była zabawa, cała wioska miała niezłą uciechę. Obaj wieszczyli, to jest tylko jeden, ale wszyscy myśleli, że obydwoje. Najpierw przepowiadali nawzajem swoją przyszłość, a ludziska wokół się śmiały, bo ciężkie czasy czekały tę podróbkę. Potem zrobiło się gorąco, bo okazało się, że następnego dnia wioska spłonie. Wypędzili nas. Rankiem całkiem nieźle się dymiło. Ależ się rozgadałem. I dobrze czujesz, Loring. Materialne rzeczy mnie nie obchodzą. Zależy mi na tym, czego nie nie można ni odebrać, ni zdobyć, co jest niewidoczne dla tak młodych ludzi, jak wy. Cóż, ogółem dla ludzi, ponieważ żyją zbyt krótko, aby to zrozumieć. Może z małymi wyjątkami, które pojmują to zadziwiająco szybko.
Kiedy usłyszał słowa Loringa, zasmucił się nieco. Sprawiedliwości wymierzonej karą, wziętej zemstą? Ech, jakbym słyszał Weihlondera. To prawie dokładnie te same słowa. Przecież nie zwalczy się nienawiść nienawiścią... Zaraz... Spojrzał na Loringa i wejrzał w jego aurę. Hm, nie, zdecydowanie to nie on. Podejrzenie, że Loring może być jego bratem w przebraniu wydała się w tej chwili smokowi dość absurdalna. Chociaż charaktery mają rzeczywiście podobne. Ale omyliłem się, mój brat jest zdecydowanie bardziej dumny.
Gdy krasnolud zademonstrował wszystkim swoją broń, Dérigéntirh parsknął cicho, rozbawiony zarówno stanem broni, jak i odpowiedzią kobiety. Wartość broni określa nie jej wygląd, ale użyteczność. I jeszcze żeby nazywać broń? I do tego per „Smoczy pazur”? Dwie rzeczy najbardziej mnie denerwujące w sztuce kowalskiej.
- Zaiste, przypomina nieco szpon mojej siostry, kiedy ta miała jeszcze zaledwie z pięćdziesiąt lat – zaśmiał się wesoło - Jednak te ozdóbki i nadmiernie wygładzone ostrze trochę psują moją ocenę. Widzi krasnolud, mój miecz z pozoru jest zwyczajny, prosty, nie lśni i nie świeci. Za to w walce sprawdza się jak marzenie. Został wykonany z niekonwencjonalnego stopu, którego nie mogę wyjawić, bo wiąże mnie przysięga milczenia. Został ogrzany przez mój ogień i zahartowany w lodowatych wodach. Dodatkowo moje łuski go ostrzyły, nic innego pewnie nie dałoby rady. Jest ostry jak mało co, a w dodatku, co jest równie ważne dla mnie, bardzo odporny na upływ czasu. Przeszło pół tysiąclecia już mi służy – zadowolony zakończył wywód, kiedy nagle straszna myśl przyszła mu do głowy. - A te kamienie szlachetne, to jakie konkretnie, mości krasnoludie?
Czekając na odpowiedź wysłuchał słów Loringa i skwapliwie udzielił odpowiedzi.
- Już się wtrąciłeś, mój drogi melmaro, nawet nie wiesz, jak bardzo – powiedział zagadkowo Dérigéntirh. - Cóż, przysługą bym tego nie nazwał, polega na czymś odrobinę innym. I pewnie, znajdziesz takich mnóstwo, ale jaką masz pewność, że będą prawdziwi? Wiesz, kiedyś podróżowałem razem z moim znajomym i natknęliśmy się na taką właśnie podróbkę jasnowidza. Ale była zabawa, cała wioska miała niezłą uciechę. Obaj wieszczyli, to jest tylko jeden, ale wszyscy myśleli, że obydwoje. Najpierw przepowiadali nawzajem swoją przyszłość, a ludziska wokół się śmiały, bo ciężkie czasy czekały tę podróbkę. Potem zrobiło się gorąco, bo okazało się, że następnego dnia wioska spłonie. Wypędzili nas. Rankiem całkiem nieźle się dymiło. Ależ się rozgadałem. I dobrze czujesz, Loring. Materialne rzeczy mnie nie obchodzą. Zależy mi na tym, czego nie nie można ni odebrać, ni zdobyć, co jest niewidoczne dla tak młodych ludzi, jak wy. Cóż, ogółem dla ludzi, ponieważ żyją zbyt krótko, aby to zrozumieć. Może z małymi wyjątkami, które pojmują to zadziwiająco szybko.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Dalsze przysłuchiwanie się rozmowie toczonej przez dziwne istoty, znajdujące się na skraju zagajnika, wydało się Acili bezcelowe. Nie miała pojęcia w jaki sposób ale potrafiła zidentyfikować naturę tych stworzeń. Wiedziała ze są zimni, martwi a mimo tego niebezpieczni. Ich duszę miały po kilkadziesiąt lat, a ciała… cóż dla niej było to rozkładające się mięso którego pod żadnym pozorem nie należało traktować jako pokarm. Kotołaczka która z natury była istotą tchórzliwą, wbrew wszelkiej logice wampirów nie bała się wcale. Paradoks ten wynikał z faktu ze instynkt Acili ostrzegał ją przede wszystkim przed drapieżnikami, to znaczy istotami które mogły ją zjeść. Wampiry kotołaków nie jadły więc nie były specjalnym zagrożeniem. Oczywiście dziewczyna zdawała sobie sprawę że są też istoty które polują dla własnych przyjemności, ale ktoś taki nigdy nie będzie na tyle zdeterminowany co stworzenie walczące o swoje życie.
Mając zablokowaną przez rośliny drogę wokół siebie, Acila postanowiła wdrapać się na szczyt otaczających ją drzew. Z góry będzie mogła wypatrzeć towarzyszy i ostrzec ich przed niebezpieczeństwem. Rozpoczęła cichą wspinaczkę. Uwielbiła chodzić po drzewach i robiła to bezszelestnie. Była przekonana ze nie zwróci na siebie niczyjej uwagi, gdy nieoczekiwany wrzask kowalki zepsuł wszystko.
- Acila! Wracaj tu! Jak mam odnaleźć te gryzonie bez ciebie? Przeklęte drzewa rosną jakby chciały podusić się wzajemnie! – Niemal natychmiast gromada wampirów zwróciła się w stronę z której dochodziły krzyki Feyli. „Zabić!” padło krótkie hasło, po czym Acila zdążyła zobaczyć jeszcze błysk dobywanych mieczy, gdy tajemnicze istoty niemal natychmiast znalazły się na wierzchołkach drzew i w sprawnych skokach przemieszały ku swojemu celowi.
- Nie! Uciekaj! – Starała się ostrzec przyjaciół zwracając tym samum uwagę na siebie. Jeden z wojowników odłączył się od grupy kierując się w stronę kotołaczki.
- Oj głupio zrobiłaś mała kiciu. Trzeba był siedzieć cichutko a może zachowałabyś swoje nędzne życie. – Uśmiechnął się do Acili ukazując swoje długie kły.
- Nie jesteś drapieżnik, Acila się ciebie nie boi.
- Zapewniam cię ze za chwilę poczujesz prawdziwy strach. Noc jest porą naszych rządów.
Wampir skoczył do ataku, a Acila rozpoczęła taniec uników przed jego ciosami. Przeskakiwała między gałęziami, lawirowała wśród zarośli zmierzając w coraz to gęstsze ostępy roślinności. Napastnik zupełnie nie był przygotowany na tego typu walkę. Od lat stosował ta samą strategię, która jak dotąd zawsze przynosiła mu sukces, ale w starciu z kotołaczką zupełnie się nie sprawdzała. Po pierwsze nie miał przewagi szybkości, zwinności czy widzenia w ciemnościach, po drugie jego miecz tylko krępował mu ruchy, a umiejętność parowania ciosów okazała się zupełnie nieprzydatna, gdyż dziewczyna nawet nie starała się ich wyprowadzać. Szermierz był gotowy zablokować każdy cios wymierzony w jego serce czy głowę, tyle e taki cios nie następował. Acila nie posiadała broni, więc swoją strategię opierała na zepchnięciu wampira z drzewa. Sztuki tej dokonała skacząc na plecy mężczyźnie i pociągając go w dół za sobą. W sprawach wspinaczki Acila była niezła, natomiast jak chodzi o spadanie z drzew, mogła uchodzić za prawdziwego eksperta. W czasie gdy kotołaczka odbijała się miękko od każdej napotkanej przeszkody, wielokrotnie obracając wokół osi swojego ciała by ostatecznie wylądować na czterech kończynach, wampir spadał niczym worek zboża, raniąc się boleśnie o każdą gałąź czy wystający konar. Poraniony upadł na plecy. Wstał z trudem, spojrzał gniewnie w stronę dziewczyny i syknął.
- Jeszcze mnie popamiętasz. Dokończymy innym razem. - Powiedział, zmieniając swoja formę w nietoperza i odlatując z pola walki. Wydawało mu się ze jest wolny, gdy niespodziewanie dla wampira pazury Acili przyskrzyniły jego skrzydła do ziemi.
- Głupi zrobił zamieniając się w myszkę. Noc to czas gdy koty polują. – Oznajmiła zadowolona Acila, po czym odgryzła nietoperzowi głowę. Szkoda ze mięsa umarlaków nie można jeść, pomyślała wypluwając łeb swojej ofiary. Nadal był głodna, ale teraz mogła już wracać do swojego rycerza.
Mając zablokowaną przez rośliny drogę wokół siebie, Acila postanowiła wdrapać się na szczyt otaczających ją drzew. Z góry będzie mogła wypatrzeć towarzyszy i ostrzec ich przed niebezpieczeństwem. Rozpoczęła cichą wspinaczkę. Uwielbiła chodzić po drzewach i robiła to bezszelestnie. Była przekonana ze nie zwróci na siebie niczyjej uwagi, gdy nieoczekiwany wrzask kowalki zepsuł wszystko.
- Acila! Wracaj tu! Jak mam odnaleźć te gryzonie bez ciebie? Przeklęte drzewa rosną jakby chciały podusić się wzajemnie! – Niemal natychmiast gromada wampirów zwróciła się w stronę z której dochodziły krzyki Feyli. „Zabić!” padło krótkie hasło, po czym Acila zdążyła zobaczyć jeszcze błysk dobywanych mieczy, gdy tajemnicze istoty niemal natychmiast znalazły się na wierzchołkach drzew i w sprawnych skokach przemieszały ku swojemu celowi.
- Nie! Uciekaj! – Starała się ostrzec przyjaciół zwracając tym samum uwagę na siebie. Jeden z wojowników odłączył się od grupy kierując się w stronę kotołaczki.
- Oj głupio zrobiłaś mała kiciu. Trzeba był siedzieć cichutko a może zachowałabyś swoje nędzne życie. – Uśmiechnął się do Acili ukazując swoje długie kły.
- Nie jesteś drapieżnik, Acila się ciebie nie boi.
- Zapewniam cię ze za chwilę poczujesz prawdziwy strach. Noc jest porą naszych rządów.
Wampir skoczył do ataku, a Acila rozpoczęła taniec uników przed jego ciosami. Przeskakiwała między gałęziami, lawirowała wśród zarośli zmierzając w coraz to gęstsze ostępy roślinności. Napastnik zupełnie nie był przygotowany na tego typu walkę. Od lat stosował ta samą strategię, która jak dotąd zawsze przynosiła mu sukces, ale w starciu z kotołaczką zupełnie się nie sprawdzała. Po pierwsze nie miał przewagi szybkości, zwinności czy widzenia w ciemnościach, po drugie jego miecz tylko krępował mu ruchy, a umiejętność parowania ciosów okazała się zupełnie nieprzydatna, gdyż dziewczyna nawet nie starała się ich wyprowadzać. Szermierz był gotowy zablokować każdy cios wymierzony w jego serce czy głowę, tyle e taki cios nie następował. Acila nie posiadała broni, więc swoją strategię opierała na zepchnięciu wampira z drzewa. Sztuki tej dokonała skacząc na plecy mężczyźnie i pociągając go w dół za sobą. W sprawach wspinaczki Acila była niezła, natomiast jak chodzi o spadanie z drzew, mogła uchodzić za prawdziwego eksperta. W czasie gdy kotołaczka odbijała się miękko od każdej napotkanej przeszkody, wielokrotnie obracając wokół osi swojego ciała by ostatecznie wylądować na czterech kończynach, wampir spadał niczym worek zboża, raniąc się boleśnie o każdą gałąź czy wystający konar. Poraniony upadł na plecy. Wstał z trudem, spojrzał gniewnie w stronę dziewczyny i syknął.
- Jeszcze mnie popamiętasz. Dokończymy innym razem. - Powiedział, zmieniając swoja formę w nietoperza i odlatując z pola walki. Wydawało mu się ze jest wolny, gdy niespodziewanie dla wampira pazury Acili przyskrzyniły jego skrzydła do ziemi.
- Głupi zrobił zamieniając się w myszkę. Noc to czas gdy koty polują. – Oznajmiła zadowolona Acila, po czym odgryzła nietoperzowi głowę. Szkoda ze mięsa umarlaków nie można jeść, pomyślała wypluwając łeb swojej ofiary. Nadal był głodna, ale teraz mogła już wracać do swojego rycerza.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Drażniły ja rośliny blokujące drogę, drażnił ją krasnolud swoimi przemądrzałymi wypowiedziami na temat szlachty a przede wszystkim drażniło ją to iż robi z siebie głupią uganiając się za szczurami. Jeśli dalej mieliby posuwać się w tym tempie, to ranny grabarz wykrwawi się na śmierć. Zakładając iż rzeczywiście jest ranny a nie ucztuje sobie teraz w jakieś gospodzie przy ciepłym kominku.
Gorlo zadowolony że pozostali mężczyźni wyrazili się z szacunkiem o jego broni, a nawet chętnie przedstawili własne oręże, kontynuował swoje rozprawy.
- Problemem w dzisiejszym świecie jest brak szacunku plebsu do osób wyżej postawionych. Teraz każdemu wieśniakowi wydaje się ze coś znaczy, że wszystko mu wolno, a to przecież dzięki władcom ich nędzne miasta i wioski w ogóle istnieją.
Feyla nie mogła dłużej tego słuchać. Kolejne wycinane przez nią gałęzie rzucała za siebie, w ten sposób ze każda z nich lądowała na głowie krasnoluda, a starała się usuwać coraz to grubsze i cięższe konary.
- Nie będę tego dłużej tolerował. – Wykrzyknął Gorlo rzucając się na kowalkę dokładnie w tym samym momencie w którym ta usłyszała głos kotołaczki, a wampiry przypuściły atak na grupę śmiałków. Feyla pchnięta przez krasnoluda jego tarczą, poturlała się wraz z nią w okoliczne zarośla. Nieświadomy niczego Gorlo uratował jej w ten sposób życie, samemu stajać się jednocześnie celem ataku. Kilka szybkich ciosów zadanych cienkimi ostrzami w jego głowę i szyję zakończyło żywot krasnoluda. Napastnicy rzucili się teraz w stronę jasnowłosych mężczyzn.
Kowalki nikt nie zauważył dając jej tym samym czas na przygotowanie się do boju. Chwytając za swój młot oraz tarcze po zmarłym Gorlo, Feyla zaczęła rozglądać się za przeciwnikami. Tarcza w kształcie łezki była na tyle duża by osłaniać ją całą. Doskoczyła do pierwszego z nich. Wampir posługujący się sztyletem i cienkim mieczem nie miał jak przebić się przez ciężką tarczę, a tym bardziej nie był w stanie zablokować ciosu wyprowadzanego młotem. Po chwili potoczył się bezradnie po ziemi pod wpływem otrzymanego uderzania. Kowalka była pewna że z tym rywalem ma już spokój , gdy nieoczekiwanie napastnik wstał, ukazał jej swoje kły i rzucił się na nią niczym zwierzę, usiłując doskoczyć do jej gardła.
- Cholera! Znowu jakieś dziwaczne stwory! Zabieraj się stąd! Widziałam dziś smoka, więc twoja głupia gęba nie jest w stanie zrobić żadnego wrażenia.
Gorlo zadowolony że pozostali mężczyźni wyrazili się z szacunkiem o jego broni, a nawet chętnie przedstawili własne oręże, kontynuował swoje rozprawy.
- Problemem w dzisiejszym świecie jest brak szacunku plebsu do osób wyżej postawionych. Teraz każdemu wieśniakowi wydaje się ze coś znaczy, że wszystko mu wolno, a to przecież dzięki władcom ich nędzne miasta i wioski w ogóle istnieją.
Feyla nie mogła dłużej tego słuchać. Kolejne wycinane przez nią gałęzie rzucała za siebie, w ten sposób ze każda z nich lądowała na głowie krasnoluda, a starała się usuwać coraz to grubsze i cięższe konary.
- Nie będę tego dłużej tolerował. – Wykrzyknął Gorlo rzucając się na kowalkę dokładnie w tym samym momencie w którym ta usłyszała głos kotołaczki, a wampiry przypuściły atak na grupę śmiałków. Feyla pchnięta przez krasnoluda jego tarczą, poturlała się wraz z nią w okoliczne zarośla. Nieświadomy niczego Gorlo uratował jej w ten sposób życie, samemu stajać się jednocześnie celem ataku. Kilka szybkich ciosów zadanych cienkimi ostrzami w jego głowę i szyję zakończyło żywot krasnoluda. Napastnicy rzucili się teraz w stronę jasnowłosych mężczyzn.
Kowalki nikt nie zauważył dając jej tym samym czas na przygotowanie się do boju. Chwytając za swój młot oraz tarcze po zmarłym Gorlo, Feyla zaczęła rozglądać się za przeciwnikami. Tarcza w kształcie łezki była na tyle duża by osłaniać ją całą. Doskoczyła do pierwszego z nich. Wampir posługujący się sztyletem i cienkim mieczem nie miał jak przebić się przez ciężką tarczę, a tym bardziej nie był w stanie zablokować ciosu wyprowadzanego młotem. Po chwili potoczył się bezradnie po ziemi pod wpływem otrzymanego uderzania. Kowalka była pewna że z tym rywalem ma już spokój , gdy nieoczekiwanie napastnik wstał, ukazał jej swoje kły i rzucił się na nią niczym zwierzę, usiłując doskoczyć do jej gardła.
- Cholera! Znowu jakieś dziwaczne stwory! Zabieraj się stąd! Widziałam dziś smoka, więc twoja głupia gęba nie jest w stanie zrobić żadnego wrażenia.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Loring nie zrozumiał za dużo z tego, co powiedział Dar. „Zresztą nie ma co się dziwić, dziwne gdyby smok mówił normalnym językiem.” Poważnie zaniepokoiło go jednak zniknięcie Acilli. Nie zauważył kiedy to się stało, więc nie mógł ocenić jak długo już jej nie było.
- Acilla! Acilla, gdzie jesteś?! – krzyknął, rozglądając się dookoła. Zdawało mu się, że zauważył w zaroślach jakiś ruch, jednak nie był tego pewien. Nic nie słyszał, gdyż kowalka ciągle torowała sobie drogę.
- Dar, ty masz bardzo dobry słuch, wydawało mi się, że coś przemknęło w krzakach, a tobie?
Na słowa krasnoluda odwrócił się ku tej dwójce, z zamiarem uspokojenia jej, kiedy wszystko potoczyło się tak szybko. Dziewczyna wylądowała w krzakach, krasnolud padł martwy, a w stronę melmaro rzuciło się dwóch osobników. Gotlandczyk nie wiedział, że to wampiry, jednak w niczym mu to nie przeszkadzało, gdyż jego oręż był do tego typu istot przystosowany.
W ciągu dwóch sekund trzymał już Yogoturamę w dłoni i blokował pierwszy cios. „Pomóc sobie? Nie, oni chyba nie są aż tak groźni…” Blondyn skupił się na dwóch postaciach, jednak te zaszły go z dwóch stron. Mogliby tym łatwym zagraniem rozbroić zwykłego chłopa, ale na pewno nie jego. Obydwaj uzbrojeni byli w miecze. Tym razem mężczyzna walczył jedną ręką. Odbił lecący ku niemu cios, biodrem zrobił unik przed następnym, odwrócił się i wyprowadził kontrę w stronę uda rywala, w ostatniej chwili zmieniając tor pędu, i tnąc żebra. Jego niezwykle czuły zmysł wojownika zarejestrował, że nadchodzi cios w plecy. Nie zdążyłby się odwrócić, dla znacznej większości byłby to koniec, jednak klanowa szermierka była mocno nietuzinkowa. Zareagował instynktownie i przełożył miecz przez prawy bark na plecy, tak jakby chciał go ponownie ubrać, ustawiając ostrze w ten sposób, by zatrzymało atak, obijając się o zbroję, której wytrzymałości blondyn był pewien. Od razu po uderzeniu – nie odwracając się – posłał miecz do tyłu obok prawego boku i zarejestrował, że ostrze się w któreś miejsce wbiło.
Kolejny nadchodzący cios zmusił już tym razem gotlandczyka do uniku, więc ten rzucił się w lewo, przeturlał i szybko wstał. Był zbyt zajęty, by rejestrować co w tej chwili dzieje się z kowalką i smokiem. Liczył się tylko on, obecni przeciwnicy i pobliskie otoczenie, w którym mogło być ich więcej. Poszkodowany najwyraźniej nie dostał na tyle mocno, by został wyeliminowany, gdyż znów atakował. Tym razem obrali inną taktykę, gdyż atakowali razem, jeden na tors, drugi na nogi. Niby bezbłędnie, aczkolwiek w walce jest sześć stron, a nie dwie. Mężczyzna znów rzucił się w bok, wybił się na rękach, tak, że wyleciał w powietrze i wylądował na nogach, kolejny raz rzucił się do przodu, pochwycił miecz i potężnym cięciem pozbawił jednego nogi. Drugiemu przeciwnikowi pochwycił trzymający oręż przegub i złamał mu go, przez co ten wypuścił miecz. Szybki ruch ręką i padł na ziemię bez głowy. Wystarczyła zaledwie chwila, by drugi osobnik z tych samych przyczyn do niego dołączył.
Loring szybko się ogarnął i rozejrzał, chcąc ocenić sytuację.
- Acilla! Acilla, gdzie jesteś?! – krzyknął, rozglądając się dookoła. Zdawało mu się, że zauważył w zaroślach jakiś ruch, jednak nie był tego pewien. Nic nie słyszał, gdyż kowalka ciągle torowała sobie drogę.
- Dar, ty masz bardzo dobry słuch, wydawało mi się, że coś przemknęło w krzakach, a tobie?
Na słowa krasnoluda odwrócił się ku tej dwójce, z zamiarem uspokojenia jej, kiedy wszystko potoczyło się tak szybko. Dziewczyna wylądowała w krzakach, krasnolud padł martwy, a w stronę melmaro rzuciło się dwóch osobników. Gotlandczyk nie wiedział, że to wampiry, jednak w niczym mu to nie przeszkadzało, gdyż jego oręż był do tego typu istot przystosowany.
W ciągu dwóch sekund trzymał już Yogoturamę w dłoni i blokował pierwszy cios. „Pomóc sobie? Nie, oni chyba nie są aż tak groźni…” Blondyn skupił się na dwóch postaciach, jednak te zaszły go z dwóch stron. Mogliby tym łatwym zagraniem rozbroić zwykłego chłopa, ale na pewno nie jego. Obydwaj uzbrojeni byli w miecze. Tym razem mężczyzna walczył jedną ręką. Odbił lecący ku niemu cios, biodrem zrobił unik przed następnym, odwrócił się i wyprowadził kontrę w stronę uda rywala, w ostatniej chwili zmieniając tor pędu, i tnąc żebra. Jego niezwykle czuły zmysł wojownika zarejestrował, że nadchodzi cios w plecy. Nie zdążyłby się odwrócić, dla znacznej większości byłby to koniec, jednak klanowa szermierka była mocno nietuzinkowa. Zareagował instynktownie i przełożył miecz przez prawy bark na plecy, tak jakby chciał go ponownie ubrać, ustawiając ostrze w ten sposób, by zatrzymało atak, obijając się o zbroję, której wytrzymałości blondyn był pewien. Od razu po uderzeniu – nie odwracając się – posłał miecz do tyłu obok prawego boku i zarejestrował, że ostrze się w któreś miejsce wbiło.
Kolejny nadchodzący cios zmusił już tym razem gotlandczyka do uniku, więc ten rzucił się w lewo, przeturlał i szybko wstał. Był zbyt zajęty, by rejestrować co w tej chwili dzieje się z kowalką i smokiem. Liczył się tylko on, obecni przeciwnicy i pobliskie otoczenie, w którym mogło być ich więcej. Poszkodowany najwyraźniej nie dostał na tyle mocno, by został wyeliminowany, gdyż znów atakował. Tym razem obrali inną taktykę, gdyż atakowali razem, jeden na tors, drugi na nogi. Niby bezbłędnie, aczkolwiek w walce jest sześć stron, a nie dwie. Mężczyzna znów rzucił się w bok, wybił się na rękach, tak, że wyleciał w powietrze i wylądował na nogach, kolejny raz rzucił się do przodu, pochwycił miecz i potężnym cięciem pozbawił jednego nogi. Drugiemu przeciwnikowi pochwycił trzymający oręż przegub i złamał mu go, przez co ten wypuścił miecz. Szybki ruch ręką i padł na ziemię bez głowy. Wystarczyła zaledwie chwila, by drugi osobnik z tych samych przyczyn do niego dołączył.
Loring szybko się ogarnął i rozejrzał, chcąc ocenić sytuację.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh szybko się rozejrzał, zaniepokojony. Poczuł ciężki, drażniący zapach. Zauważył ptaka, który niepewnym lotem zbliżał się do ziemi, potrząsając głową na wszystkie strony. Skąd ja go znam? Wiem, że to coś ważnego, ale jak na razie jest za słaby, abym mógł go rozpoznać. Mam naprawdę złe przeczucia.
Słowa krasnoluda wzbudziły w nim gniew.
- Dzięki wieśniakom państwa w ogóle istnieją, krótkowzroczny krasnoludzie. Bez ludu władcy byliby nikim. A czymże jest władza? Władza jest służbą, a także wielką odpowiedzialnością. Nędzne miasta i wioski istnieją tylko dzięki władcom? Drogi krasnoludzie, wasza rasa jest za młoda, aby pamiętać to, co smoki przekazują sobie przez pokolenia. U nas szacunek nie zdobywa się poprzez rodowód, ale poprzez czyny. I tak powinno być wśród wszystkich ludów. Władzę miewa ten, który na to zasługuje, który najlepiej się na to nadaje. Dla smoków książę wart jest pospolitego wieśniaka i ja trwam w tym rozumowaniu.
Drażniący zapach wciąż się nasilał, aż w końcu smok zrozumiał, co to takiego. Piżmo! To zapach piżma. Ale co on tutaj robi? Przecież roztaczają go tylko niektóre zwierzęta, które tutaj nie występują oraz... na Ogień Prasmoka!
- Loring, tu są...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo wtedy nastąpił atak. Krasnolud został zabity na miejscu, a przeciwnicy rzucili się na resztę kompani. Na Dérigéntirha ruszyło trzech. Smok widział ich bladą skórę, nietypowe oczy oraz nadludzką prędkość. Zdjął swoją torbę podróżną i rzucił ją na ziemię. Wyjął miecz, po czym zionął na niego ogniem. Ostrze było pokryte jego krwią rozcieńczoną ze smołą, przez co mógł w każdej chwili je podpalić oraz zgasić. Smocza krew paliła się, ale nigdy nie spalała. Uśmiechnął się. Chodźcie krwiopijcy. Zobaczymy, jak dacie sobie ze mną radę. Napastnicy stanęli w miejscu, zawahali się. Dérigéntirh wiedział, że zrobili to z dwóch powodów. Po pierwsze płonący miecz nieco ich zaniepokoił, a po drugie dlatego, że poczuli w końcu ciężki, oszałamiający smoczy zapach, który Dérigéntirh roztaczał wokół siebie. Ludzki nos nic by nie wyczuł, ale to przecież nie byli ludzie.
- Odcinajcie im głowy – krzyknął do towarzyszy. - Chyba, że macie srebro, wtedy walczcie normalnie.
Wampiry dłużej się nie wahały. Rzuciły się na niego wszystkie razem, trzy bliźniacze ostrza. Dérigéntirh niewielkim naciskiem woli stworzył przed sobą iluzję płomieni. Wampiry zawahały się, ale smokowi to wystarczyło. Ciął w klatkę piersiową. Ciało wampira zapłonęło wyjątkowo mocno, a sam wampir zaczął wrzeszczeć, po czym pod wpływem paniki zamienił się w nietoperza. To nie było mądre. Mniejsze ciało szybciej spłonie. Ognista kulka spadła na ziemię. Pozostałych dwóch przeciwników postanowiło trzymać się na odległości. Nie chcieli ryzykować trafienia ognistym mieczem, który był jedną z niewielu rzeczy skutecznie niosącym im zgubę. Ale Dérigéntirh nie musiał być blisko, aby ich podpalić. Po prostu zionął cienką strużką gorącego ognia, zmieniając kolejnego wampira w kupkę popiołów. Zrobił jednak błąd, ponieważ przestał obserwować drugiego przeciwnika. Ten nagle chwycił go za rękę, w której trzymał miecz i zatopił kły w jego ramieniu. Dérigéntirh stał i obserwował rozwój wypadków. Na twarzy wampira przez chwilę malowała się nieskończona rozkosz.
- Dobra krew? Zdrowa, kilkutysięczna smocza krew to doprawdy rarytas. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak potężnym mogłaby cię uczynić.
Nagle wyraz rozkoszy zastąpił niewyobrażalny ból.
- Niestety jest jeden mały problem. Twoja krew jest łatwopalna, jak wszystkich wampirów, natomiast moja to żywy ogień. Wiesz chyba, co z tego wyjdzie, prawda?
Wampir z krzykiem odczepił się od jego ramienia. Jego twarz była czerwona, reszta ciała już zaczynała się rumienić. Upadł na ziemię, gdzie zaczął drgać spazmatycznie. Smok nie obserwował dalej męki wampira. Spalenie krwi to coś, czego nie życzę najgorszemu wrogowi. Niestety wampiry zazwyczaj kąsają mnie, zanim zdołam im wszystko wyjaśnić. A szkoda. Spojrzał na polanę, gotowy pomóc towarzyszom. Wyglądało na to, że Loring już poradził sobie z napastnikami, odcinając im głowy.
- Umarły ostatecznie. Nie zdołają zregenerować głów.
Następnie odwrócił się w stronę kobiety.
Słowa krasnoluda wzbudziły w nim gniew.
- Dzięki wieśniakom państwa w ogóle istnieją, krótkowzroczny krasnoludzie. Bez ludu władcy byliby nikim. A czymże jest władza? Władza jest służbą, a także wielką odpowiedzialnością. Nędzne miasta i wioski istnieją tylko dzięki władcom? Drogi krasnoludzie, wasza rasa jest za młoda, aby pamiętać to, co smoki przekazują sobie przez pokolenia. U nas szacunek nie zdobywa się poprzez rodowód, ale poprzez czyny. I tak powinno być wśród wszystkich ludów. Władzę miewa ten, który na to zasługuje, który najlepiej się na to nadaje. Dla smoków książę wart jest pospolitego wieśniaka i ja trwam w tym rozumowaniu.
Drażniący zapach wciąż się nasilał, aż w końcu smok zrozumiał, co to takiego. Piżmo! To zapach piżma. Ale co on tutaj robi? Przecież roztaczają go tylko niektóre zwierzęta, które tutaj nie występują oraz... na Ogień Prasmoka!
- Loring, tu są...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo wtedy nastąpił atak. Krasnolud został zabity na miejscu, a przeciwnicy rzucili się na resztę kompani. Na Dérigéntirha ruszyło trzech. Smok widział ich bladą skórę, nietypowe oczy oraz nadludzką prędkość. Zdjął swoją torbę podróżną i rzucił ją na ziemię. Wyjął miecz, po czym zionął na niego ogniem. Ostrze było pokryte jego krwią rozcieńczoną ze smołą, przez co mógł w każdej chwili je podpalić oraz zgasić. Smocza krew paliła się, ale nigdy nie spalała. Uśmiechnął się. Chodźcie krwiopijcy. Zobaczymy, jak dacie sobie ze mną radę. Napastnicy stanęli w miejscu, zawahali się. Dérigéntirh wiedział, że zrobili to z dwóch powodów. Po pierwsze płonący miecz nieco ich zaniepokoił, a po drugie dlatego, że poczuli w końcu ciężki, oszałamiający smoczy zapach, który Dérigéntirh roztaczał wokół siebie. Ludzki nos nic by nie wyczuł, ale to przecież nie byli ludzie.
- Odcinajcie im głowy – krzyknął do towarzyszy. - Chyba, że macie srebro, wtedy walczcie normalnie.
Wampiry dłużej się nie wahały. Rzuciły się na niego wszystkie razem, trzy bliźniacze ostrza. Dérigéntirh niewielkim naciskiem woli stworzył przed sobą iluzję płomieni. Wampiry zawahały się, ale smokowi to wystarczyło. Ciął w klatkę piersiową. Ciało wampira zapłonęło wyjątkowo mocno, a sam wampir zaczął wrzeszczeć, po czym pod wpływem paniki zamienił się w nietoperza. To nie było mądre. Mniejsze ciało szybciej spłonie. Ognista kulka spadła na ziemię. Pozostałych dwóch przeciwników postanowiło trzymać się na odległości. Nie chcieli ryzykować trafienia ognistym mieczem, który był jedną z niewielu rzeczy skutecznie niosącym im zgubę. Ale Dérigéntirh nie musiał być blisko, aby ich podpalić. Po prostu zionął cienką strużką gorącego ognia, zmieniając kolejnego wampira w kupkę popiołów. Zrobił jednak błąd, ponieważ przestał obserwować drugiego przeciwnika. Ten nagle chwycił go za rękę, w której trzymał miecz i zatopił kły w jego ramieniu. Dérigéntirh stał i obserwował rozwój wypadków. Na twarzy wampira przez chwilę malowała się nieskończona rozkosz.
- Dobra krew? Zdrowa, kilkutysięczna smocza krew to doprawdy rarytas. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak potężnym mogłaby cię uczynić.
Nagle wyraz rozkoszy zastąpił niewyobrażalny ból.
- Niestety jest jeden mały problem. Twoja krew jest łatwopalna, jak wszystkich wampirów, natomiast moja to żywy ogień. Wiesz chyba, co z tego wyjdzie, prawda?
Wampir z krzykiem odczepił się od jego ramienia. Jego twarz była czerwona, reszta ciała już zaczynała się rumienić. Upadł na ziemię, gdzie zaczął drgać spazmatycznie. Smok nie obserwował dalej męki wampira. Spalenie krwi to coś, czego nie życzę najgorszemu wrogowi. Niestety wampiry zazwyczaj kąsają mnie, zanim zdołam im wszystko wyjaśnić. A szkoda. Spojrzał na polanę, gotowy pomóc towarzyszom. Wyglądało na to, że Loring już poradził sobie z napastnikami, odcinając im głowy.
- Umarły ostatecznie. Nie zdołają zregenerować głów.
Następnie odwrócił się w stronę kobiety.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila miała zamiar zabrać z sobą zwłoki nietoperza. Chciała pokazać rycerzowi trofeum jako dowód swojej odwagi. Być może dzięki temu uznałby że jest coś warta i przygarnął do siebie. Żałowała tylko że niewielki zwierzak z urwaną głową nie prezentował się nazbyt okazale. "Będzie musiało wystarczyć" postanowiła, zbierając sie do drogi powrotnej, gdy nieoczekiwanie dostrzegła dwa znajome szczurki wpatrujące się w nią z przerażeniem w oczach. Natychmiast ukryła truchło nietoperza, chowając je za plecami, po czym obdarzyła zwierzaki ciepłym uśmiechem. Zastanawiała sie ile też dwójka maluchów widziała z toczącej się tu sceny? Zależało jej by zdobyć zaufanie szczurów, a widok jak odgryza nietoperzowi łeb, raczej nie przysporzy jej sympatii z strony duetu Aurum i Argentum.
- Hihi, no to chodźmy ratować waszego pana. - Oznajmiła, wyrzucając zwłoki dyskretnie w zarośla.
Wkrótce cała trójka dotarła do miejsca gdzie leżał ranny Adrien. Zakrwawiony, wyraźnie osłabiony mężczyzna nie miał siły by dalej iść. Jego skóra była wyjątkowo blada, a dłoń nabierała niezdrowego odcieniu sinizny. Kotołaczka nie miała żadnego przeszkolenia medycznego, ale posiadała sporo wiedzy praktycznej, jako że często musiała eksperymentować na własnym ciele. W kwestii gojenia sie ran, złamań i siniaków przerabiała już wszystko, a w zamtuzie dowidziała sie także sporo na temat trucizn, ulubionej broni madame Sisko. Zresztą w leczeniu zawsze chodziło o to samo. Pozwolić organizmowi wygrać walkę z toczącą go chorobą, wspomagając ciało w mniej ważnych funkcjach, w czasie gdy te skoncentrowane jest na głównym zagrożeniu. Zasklepiaj rany, zbijaj gorączkę, nawilżaj i ogrzewaj, a twój organizm resztę zrobi za ciebie.
Częściowo zakrzepła już rana na ręce mężczyzny wyglądała Acili na efekt zatrucia.
- Acila zrobi to co musi i wie. Postara sie pomoc. - Wyszeptała do Adriena. - Pan mi zaufa. - Dodała gryząc upadłego w dłoń. Kotolaczka zamierzała wyssać truciznę z ciała mężczyzny nim ta rozprzestrzeni się po całym ciele. W tym celu musiała otworzyć ranę i wyciągając ustami krew , wypluwała ją tak długo aż ta na powrót nabrała barwy jasnej czerwieni. Przy tej czynności jej twarz i włosy szybko poplamione zastały krwią grabarza, ale tym Acila nie miała teraz czasu się przejmować. Poza praktyczna wiedzą miała też przy sobie kilka ziół nadających sie do tamowania krwotoków. Nie znała ich nazwy, ale wiedziała ze liście te należy przeżuwać tak długo aż zrobią się miękką papką, którą należy natychmiast przyłożyć do rany. Opatrunek taki szybko zastygał więc należało się spieszyć. Zaczęła gryźć liście gdy tylko skończyła osobliwe czyszczenie rany mężczyzny. Wkrótce zielona maść była gotowa, przyłożona jak należy do dłoni człowieka.
Po skończeniu doraźnego zabiegu, Acila zabrała sie za drugą fazę operacji. Mniej krwi oznaczało mniej ciepła. Kotołaczka musiała zadbać o to by ogrzać mężczyznę. Nie potrafiła rozpalać ogniska. Zresztą nie miała do tego żadnych narzędzi. Jedyne co jej pozostawało to ogrzać go własnym ciałem. Ostrożnie zdjęła Adrienowi płaszcz, którego chciała użyć by przykryć ich oboje. Koszula mężczyzny tez była zbędna, ale z nią nie musiała być już tak delikatna. Najlepiej wymienić ciepło przez samą skórę, więc sama również zdjęła co mogła. Rozbierając w pośpiechu grabarza, nie zwracała specjalnej uwagi na jego liczne stare rany, dopiero spoglądając na jego nagie plecy, dziewczyna na chwilę zamarła. Wyglądało na to ze jej nieznajomy cierpiał o wiele bardziej niż ona kiedykolwiek w życiu. Później o to zapyta. na razie przyciskając się do ciała Adriena, nakryła ich obu płaszczem i w tej pozycji postanowiła czekać na przybycie pozostałych. Zadowolona Acila uznała ze wrobiła wszystko co mogła.
- Hihi, no to chodźmy ratować waszego pana. - Oznajmiła, wyrzucając zwłoki dyskretnie w zarośla.
Wkrótce cała trójka dotarła do miejsca gdzie leżał ranny Adrien. Zakrwawiony, wyraźnie osłabiony mężczyzna nie miał siły by dalej iść. Jego skóra była wyjątkowo blada, a dłoń nabierała niezdrowego odcieniu sinizny. Kotołaczka nie miała żadnego przeszkolenia medycznego, ale posiadała sporo wiedzy praktycznej, jako że często musiała eksperymentować na własnym ciele. W kwestii gojenia sie ran, złamań i siniaków przerabiała już wszystko, a w zamtuzie dowidziała sie także sporo na temat trucizn, ulubionej broni madame Sisko. Zresztą w leczeniu zawsze chodziło o to samo. Pozwolić organizmowi wygrać walkę z toczącą go chorobą, wspomagając ciało w mniej ważnych funkcjach, w czasie gdy te skoncentrowane jest na głównym zagrożeniu. Zasklepiaj rany, zbijaj gorączkę, nawilżaj i ogrzewaj, a twój organizm resztę zrobi za ciebie.
Częściowo zakrzepła już rana na ręce mężczyzny wyglądała Acili na efekt zatrucia.
- Acila zrobi to co musi i wie. Postara sie pomoc. - Wyszeptała do Adriena. - Pan mi zaufa. - Dodała gryząc upadłego w dłoń. Kotolaczka zamierzała wyssać truciznę z ciała mężczyzny nim ta rozprzestrzeni się po całym ciele. W tym celu musiała otworzyć ranę i wyciągając ustami krew , wypluwała ją tak długo aż ta na powrót nabrała barwy jasnej czerwieni. Przy tej czynności jej twarz i włosy szybko poplamione zastały krwią grabarza, ale tym Acila nie miała teraz czasu się przejmować. Poza praktyczna wiedzą miała też przy sobie kilka ziół nadających sie do tamowania krwotoków. Nie znała ich nazwy, ale wiedziała ze liście te należy przeżuwać tak długo aż zrobią się miękką papką, którą należy natychmiast przyłożyć do rany. Opatrunek taki szybko zastygał więc należało się spieszyć. Zaczęła gryźć liście gdy tylko skończyła osobliwe czyszczenie rany mężczyzny. Wkrótce zielona maść była gotowa, przyłożona jak należy do dłoni człowieka.
Po skończeniu doraźnego zabiegu, Acila zabrała sie za drugą fazę operacji. Mniej krwi oznaczało mniej ciepła. Kotołaczka musiała zadbać o to by ogrzać mężczyznę. Nie potrafiła rozpalać ogniska. Zresztą nie miała do tego żadnych narzędzi. Jedyne co jej pozostawało to ogrzać go własnym ciałem. Ostrożnie zdjęła Adrienowi płaszcz, którego chciała użyć by przykryć ich oboje. Koszula mężczyzny tez była zbędna, ale z nią nie musiała być już tak delikatna. Najlepiej wymienić ciepło przez samą skórę, więc sama również zdjęła co mogła. Rozbierając w pośpiechu grabarza, nie zwracała specjalnej uwagi na jego liczne stare rany, dopiero spoglądając na jego nagie plecy, dziewczyna na chwilę zamarła. Wyglądało na to ze jej nieznajomy cierpiał o wiele bardziej niż ona kiedykolwiek w życiu. Później o to zapyta. na razie przyciskając się do ciała Adriena, nakryła ich obu płaszczem i w tej pozycji postanowiła czekać na przybycie pozostałych. Zadowolona Acila uznała ze wrobiła wszystko co mogła.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Powolutku do tego białego łebka zaczęło docierać, że umiera. "Nie tak to sobie wyobrażałem..cóż...Zawsze myślałem, że przynajmniej spocznę w trumnie zrobionej przeze mnie..."Owszem, było to chore, ale miał przygotowaną dla siebie trumnę oraz opłacone róże do jej przybrania. "Ale przynajmniej dopełniłem części zemsty.." Ta myśl podtrzymywała go na duchu, że nie umarł na próżno, że jego śmierć przyczyniła się do zabicia jednego z oprawców jego i jego ukochanego. "Jeszcze jeden raz, chciałabym kochać ten promienisty świat, który roztrzaskał się daleko stąd i zniknął...ale nie będzie mi to dane, najdroższy...Tajemnicza kareta rozdziela ciemności i zmierza w kierunku światła a pułapka zwana marzeniami wabi nas prosto w płomienie, w których dane nam będzie zginąć..."
Mimo wszystko..chciało mu się śmiać. Dlaczego? Dlatego, że to było absurdalne, tak...niespodziewane? Tak, to dobre słowo, nie spodziewał się, że umrze w cholernej samotności gdzieś w lesie a jego ciało rozwleką wilki i padlinożercy. Tak...ostatnie przedstawienie jego życia, oto ostatni aktor schodził ze sceny. "Bóg wykorzystuje mnie dla sportu..ihihi..."
Czuł, że upada na kolana nie mogąc dłużej ustać na nogach. "Zatruty miecz... Dałem się wrobić jak dzieciak..." TYLKO ŻE JA NIE WIEM CZY ON JĄ ZATRUŁ!" i to go bolało bardziej od faktu śmierci, że nie wie nawet od czego umiera. "Medyku lecz się sam"
Acila wydawała mu się senną marą, to nie było możliwe by ktoś go tu znalazł. JAK?! Nie miał pojęcia, że to dzięki szczurom kotka wyprzedziła śmierć i zdążyła tu dobiec. Duma i honor nie pozwalały mu na przyjęcie pomocy od kogokolwiek, tym bardziej od nieznajomej. Czuł, że resztki jego godności właśnie zostały brutalnie rozdeptane jego własnym obcasem. Czuł się po prostu..upokorzony... Ale był równocześnie zbyt słaby by zaprotestować.
Szarfa, płaszcz, tunika...wszystko zdjęte. Swoją drogą kotka nieźle poradziła sobie z ponad 40 guzikami przy tym ostanim...Nie widział za wiele, ale zakładał, że guziki przy rękawach też musiała odpiąć by ją zdjąć przez ranną dłoń. Jemu to zajmowało zdecydowanie więcej czasu... Czyż to nie jest ironia? Martwił się takimi rzeczami w ostatnich chwilach życia...
Zdrową dłoń zacisnął z bólu tak mocno, że poranił ją sobie od wbitych w nią paznokci, które prawie się połamały od nacisku. Niezbyt wiedział co się dzieje wokół niego, nie widział, nie chciał widzieć... "Przecież jak ona wygada komukolwiek iż jestem młodszy to koniec...Albo jak zobaczy blizny na plecach..." Nie chciał umierać pół nagi...
-A..acila...Posłuchaj mnie... Uniósł głowę a jedno oko, młode, duże oko w kolorze jasnej zieleni i złota okolone długimi rzęsami spojrzało na nią surowo. -Jeśli to przeżyjemy...nie wolno ci mówić co widziałaś pod szatami i grzywką... Ściągnął cienke, białe brwi patrząc na nią groźnie. -Obiecaj mi to...
Mimo wszystko..chciało mu się śmiać. Dlaczego? Dlatego, że to było absurdalne, tak...niespodziewane? Tak, to dobre słowo, nie spodziewał się, że umrze w cholernej samotności gdzieś w lesie a jego ciało rozwleką wilki i padlinożercy. Tak...ostatnie przedstawienie jego życia, oto ostatni aktor schodził ze sceny. "Bóg wykorzystuje mnie dla sportu..ihihi..."
Czuł, że upada na kolana nie mogąc dłużej ustać na nogach. "Zatruty miecz... Dałem się wrobić jak dzieciak..." TYLKO ŻE JA NIE WIEM CZY ON JĄ ZATRUŁ!" i to go bolało bardziej od faktu śmierci, że nie wie nawet od czego umiera. "Medyku lecz się sam"
Acila wydawała mu się senną marą, to nie było możliwe by ktoś go tu znalazł. JAK?! Nie miał pojęcia, że to dzięki szczurom kotka wyprzedziła śmierć i zdążyła tu dobiec. Duma i honor nie pozwalały mu na przyjęcie pomocy od kogokolwiek, tym bardziej od nieznajomej. Czuł, że resztki jego godności właśnie zostały brutalnie rozdeptane jego własnym obcasem. Czuł się po prostu..upokorzony... Ale był równocześnie zbyt słaby by zaprotestować.
Szarfa, płaszcz, tunika...wszystko zdjęte. Swoją drogą kotka nieźle poradziła sobie z ponad 40 guzikami przy tym ostanim...Nie widział za wiele, ale zakładał, że guziki przy rękawach też musiała odpiąć by ją zdjąć przez ranną dłoń. Jemu to zajmowało zdecydowanie więcej czasu... Czyż to nie jest ironia? Martwił się takimi rzeczami w ostatnich chwilach życia...
Zdrową dłoń zacisnął z bólu tak mocno, że poranił ją sobie od wbitych w nią paznokci, które prawie się połamały od nacisku. Niezbyt wiedział co się dzieje wokół niego, nie widział, nie chciał widzieć... "Przecież jak ona wygada komukolwiek iż jestem młodszy to koniec...Albo jak zobaczy blizny na plecach..." Nie chciał umierać pół nagi...
-A..acila...Posłuchaj mnie... Uniósł głowę a jedno oko, młode, duże oko w kolorze jasnej zieleni i złota okolone długimi rzęsami spojrzało na nią surowo. -Jeśli to przeżyjemy...nie wolno ci mówić co widziałaś pod szatami i grzywką... Ściągnął cienke, białe brwi patrząc na nią groźnie. -Obiecaj mi to...
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Widząc że walka jest przegrana a jego towarzysze pokonani, wampir atakujący Feylę zrezygnował z starcia. Odskoczył na pobliskie drzewo, po czym czując sie już bezpieczny spojrzał z góry na ocalałych, kierując w ich stronę pogardliwe spojrzenie.
- Cieszcie sie póki możecie waszym nędznym zwycięstwem. - Syknął - Wiedzcie jednak iż nasza rodzina nie spocznie nim dopełni zemsty. Nie uda wam się opuścić tych ziem.
- Zamknij się gnido!- Kowalka nie wytrzymała i rzuciła toporem Gorla w kierunku napastnika. Broń przeleciała z świstem w odległości ponad metra od śmiejącego się wampira. - Cholera! Lusterko nie topór. Nawet wyważony jest źle. - Narzekała Feyla, całą winę za nieudany rzut zwalając na oręż krasnoluda.
- Jeszcze się spotkamy mizerne dusze. - Zapowiedział wampir odlatując.
- No niech mnie żelazo ... co do licha dzieje się z tym światem? Dlaczego wszystkie żyjące tu kreatury pragną mojej śmierci? Przecież kowalstwo to szanowana profesja, fach godny podziwu i troski. Czy ja komuś nadepnęłam na odcisk? A może to przez was te stwory dybią na nasze życie? - Spytała pozostałych mężczyzn?
- Muszę jak najszybciej znaleźć Acilę. - Dodała po chwili Feyla spoglądając na martwego krasnoluda. - Liczba osób mogących nam pomóc szybko się kurczy. Jeśli dziewczynie coś się stało to nici z misji. Waszmość wybaczy ale nie mam teraz czasu na pochówek. - Ostatnie zdanie skierowała do martwego Gorlo.
Krasnoluda musiała zostawić tak jak leżał. Dalszą część drogi starała się pokonać możliwie szybko. Gdy tylko cała trójka wydostała sie z zarośli, Feyla ujrzała znajomą sylwetkę Mortema, wraz z swoim rannym właścicielem. Zobaczyła też widok którego zupełnie sie nie spodziewała. Grabarz leżał wraz z kotołaczką przykryty płaszczem. Acila na ich widok podniosła głowę uśmiechając sie przy tym wesoło. Była naga. Pokiwała im nawet na powitanie. Wszędzie wokół leżały porozrzucane fragmenty odzieży, zdejmowane najwidoczniej w pośpiechu. Ktoś najwyraźniej nie miał czasu na patyczkowanie sie z licznymi guzikami przy szatach grabarza, gdyż te zostały niemal w całości oderwane od koszuli. Sama tunika również w znacznej części została rozdarta.
- Ty stary zboczeńcu - Feyla szybko pokojarzyła fakty które miała przed sobą. Wprawdzie pewne rzeczy nie pasowały do całości wizerunku, jak chociażby spora ilość krwi na ubraniach czy twarzy i włosach kotołaczki, jednak większość wydawała sie kowalce jednoznaczna. - To są te twoje tajne plany? Wiedziałam! Wiedziałam że jestem idiotką dając się nabrać na głupi numer z szczurami. Że niby one są inteligentne, a ta mała potrafi się z paskudami dogadać? Eh Feylo baranie ty jeden. Niemal zginęliśmy tylko po to by nakryć was obu ... Brak mi słów. Po Nurdinie powinnam wiedzieć że mężczyźni z wiekiem wcale nie nabierają rozsądku, ale teraz rozumiem że oni z upływem lat zwyczajnie dziecinnieją.
- Cieszcie sie póki możecie waszym nędznym zwycięstwem. - Syknął - Wiedzcie jednak iż nasza rodzina nie spocznie nim dopełni zemsty. Nie uda wam się opuścić tych ziem.
- Zamknij się gnido!- Kowalka nie wytrzymała i rzuciła toporem Gorla w kierunku napastnika. Broń przeleciała z świstem w odległości ponad metra od śmiejącego się wampira. - Cholera! Lusterko nie topór. Nawet wyważony jest źle. - Narzekała Feyla, całą winę za nieudany rzut zwalając na oręż krasnoluda.
- Jeszcze się spotkamy mizerne dusze. - Zapowiedział wampir odlatując.
- No niech mnie żelazo ... co do licha dzieje się z tym światem? Dlaczego wszystkie żyjące tu kreatury pragną mojej śmierci? Przecież kowalstwo to szanowana profesja, fach godny podziwu i troski. Czy ja komuś nadepnęłam na odcisk? A może to przez was te stwory dybią na nasze życie? - Spytała pozostałych mężczyzn?
- Muszę jak najszybciej znaleźć Acilę. - Dodała po chwili Feyla spoglądając na martwego krasnoluda. - Liczba osób mogących nam pomóc szybko się kurczy. Jeśli dziewczynie coś się stało to nici z misji. Waszmość wybaczy ale nie mam teraz czasu na pochówek. - Ostatnie zdanie skierowała do martwego Gorlo.
Krasnoluda musiała zostawić tak jak leżał. Dalszą część drogi starała się pokonać możliwie szybko. Gdy tylko cała trójka wydostała sie z zarośli, Feyla ujrzała znajomą sylwetkę Mortema, wraz z swoim rannym właścicielem. Zobaczyła też widok którego zupełnie sie nie spodziewała. Grabarz leżał wraz z kotołaczką przykryty płaszczem. Acila na ich widok podniosła głowę uśmiechając sie przy tym wesoło. Była naga. Pokiwała im nawet na powitanie. Wszędzie wokół leżały porozrzucane fragmenty odzieży, zdejmowane najwidoczniej w pośpiechu. Ktoś najwyraźniej nie miał czasu na patyczkowanie sie z licznymi guzikami przy szatach grabarza, gdyż te zostały niemal w całości oderwane od koszuli. Sama tunika również w znacznej części została rozdarta.
- Ty stary zboczeńcu - Feyla szybko pokojarzyła fakty które miała przed sobą. Wprawdzie pewne rzeczy nie pasowały do całości wizerunku, jak chociażby spora ilość krwi na ubraniach czy twarzy i włosach kotołaczki, jednak większość wydawała sie kowalce jednoznaczna. - To są te twoje tajne plany? Wiedziałam! Wiedziałam że jestem idiotką dając się nabrać na głupi numer z szczurami. Że niby one są inteligentne, a ta mała potrafi się z paskudami dogadać? Eh Feylo baranie ty jeden. Niemal zginęliśmy tylko po to by nakryć was obu ... Brak mi słów. Po Nurdinie powinnam wiedzieć że mężczyźni z wiekiem wcale nie nabierają rozsądku, ale teraz rozumiem że oni z upływem lat zwyczajnie dziecinnieją.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Melmaro wiedząc, że walczy z wampirami, nie przejął się wzmianką smoka o srebrze, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że jego oręż je zawiera. Słowom pozostałego przy życiu krwiopijcy przysłuchiwał się jednak bardzo uważnie. Zaniepokoiły go, jednak nie miał pojęcia o co w nich chodzi. „Wampirza rodzina? Tymczasowe zwycięstwo? Zemsta? Na srebrny księżyc, o co w tym wszystkim chodzi? Przybyłem do tej krainy w zemście, to prawda, ale nie na wampirach. Kobieta mówi, że nie ma nic z tym wspólnego, czyżby więc smok? Ale nie, nie sądzę, przecież oni nie są dla niego żadnym wyzwaniem. Czyżby więc ten cały grabarz? Tak… To by jak najbardziej pasowało do całokształtu.”
- Ja również nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, podobnie jak Ty. Nie, nie sądzę, bym czymkolwiek przyczynił się do tego, by atakowały nas nocne istoty, do tej pory żadnej nigdy nie spotkałem, więc nie miałem jak i czym ich rozgniewać. I zgadzam się, zawód kowala jest powszechnie szanowany i niezbędny. Tak, to prawda, musimy ją odnaleźć, dlatego ruszajmy już.
Przechodząc koło martwego krasnoluda, mężczyzna pochylił przed nim głowę oraz upuścił na niego złotą monetę, ze słowami „Na drogę.”. Pozostałą część drogi pokonali szybko i wyszli na wolną przestrzeń. Loring tylko omiótł wszystko powierzchownie wzrokiem i zaraz przystanął. Nie tego się spodziewał Pierwsza myśl była pokrewna z myślą kowalki, aczkolwiek ciut inna, gotlandczyk pomyślał, że jasnowłosy siłą sprowadził Acillę do tego stanu rzeczy, przez co dłonie blondyna już zacisnęły się w pięści, jednak dostrzegł wesołość kotki, co go uspokoiło. Na spokojnie się rozejrzał i przeanalizował otoczenie. „Dużo tu krwi… W dodatku ten zapach… Wyczuwam pozostałości po… Hm… Spaleniźnie? Tak, jakby po spalonym ciele… Nie wiem co tutaj się działo, ale grabarz chyba zajmował się ciut czymś innym niż cielesnymi uciechami. Poza tym widać po nim, że jest strasznie blady. Przecież on ledwo zachowuje świadomośc… Tylko dlaczego Acilla jest naga...?”
Złotowłosy stanął obok kowalki i odezwał się do niej deliaktnie.
- Wybacz, że ci przerywam, ale chyba nie masz racji. Rozumiem twoją reakcję, i ja sam od razu skojarzyłem wszystko podobnie, jednak uciekły mi jakże ważne szczegóły. Popatrz, rozejrzyj się. Widzisz tę krew? I ten zapach, ta spalenizna. Wydaje mi się, że twój przywódca stoczył tutaj jakąś poważną walkę, coś co skończyło się tym, że jakiś osobnik został doszczętnie spalony. Sam grabarz jest strasznie blady i odrętwiały, ledwie przytomny. Przyznaję, że nie wiem dlaczego kotka jest naga i uśmiechnięta, no bo… - Tutaj mimo wszystko melmaro nie mógł powstrzymać pchającego się mu na twarz uśmiechu. – Nie wydaje mi się, by kotka skorzystała z okazji i go wykorzystała. Ale może po prostu ją zapytamy?
Wojownik podszedł do opatulonej dwójki, wzrokiem unikając nagiego ciała kobiety, i tym bardziej mężczyzny, oraz powiedział.
- Acillo… Zechcesz nam wszystkim tu obecnym powiedzieć co się stało? Dlaczego tutaj jest tyle krwi, śmierdzi, ty jesteś naga, on chyba też, i tulicie się razem pod płaszczem, w dodatku on ledwo żywy?
- Ja również nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, podobnie jak Ty. Nie, nie sądzę, bym czymkolwiek przyczynił się do tego, by atakowały nas nocne istoty, do tej pory żadnej nigdy nie spotkałem, więc nie miałem jak i czym ich rozgniewać. I zgadzam się, zawód kowala jest powszechnie szanowany i niezbędny. Tak, to prawda, musimy ją odnaleźć, dlatego ruszajmy już.
Przechodząc koło martwego krasnoluda, mężczyzna pochylił przed nim głowę oraz upuścił na niego złotą monetę, ze słowami „Na drogę.”. Pozostałą część drogi pokonali szybko i wyszli na wolną przestrzeń. Loring tylko omiótł wszystko powierzchownie wzrokiem i zaraz przystanął. Nie tego się spodziewał Pierwsza myśl była pokrewna z myślą kowalki, aczkolwiek ciut inna, gotlandczyk pomyślał, że jasnowłosy siłą sprowadził Acillę do tego stanu rzeczy, przez co dłonie blondyna już zacisnęły się w pięści, jednak dostrzegł wesołość kotki, co go uspokoiło. Na spokojnie się rozejrzał i przeanalizował otoczenie. „Dużo tu krwi… W dodatku ten zapach… Wyczuwam pozostałości po… Hm… Spaleniźnie? Tak, jakby po spalonym ciele… Nie wiem co tutaj się działo, ale grabarz chyba zajmował się ciut czymś innym niż cielesnymi uciechami. Poza tym widać po nim, że jest strasznie blady. Przecież on ledwo zachowuje świadomośc… Tylko dlaczego Acilla jest naga...?”
Złotowłosy stanął obok kowalki i odezwał się do niej deliaktnie.
- Wybacz, że ci przerywam, ale chyba nie masz racji. Rozumiem twoją reakcję, i ja sam od razu skojarzyłem wszystko podobnie, jednak uciekły mi jakże ważne szczegóły. Popatrz, rozejrzyj się. Widzisz tę krew? I ten zapach, ta spalenizna. Wydaje mi się, że twój przywódca stoczył tutaj jakąś poważną walkę, coś co skończyło się tym, że jakiś osobnik został doszczętnie spalony. Sam grabarz jest strasznie blady i odrętwiały, ledwie przytomny. Przyznaję, że nie wiem dlaczego kotka jest naga i uśmiechnięta, no bo… - Tutaj mimo wszystko melmaro nie mógł powstrzymać pchającego się mu na twarz uśmiechu. – Nie wydaje mi się, by kotka skorzystała z okazji i go wykorzystała. Ale może po prostu ją zapytamy?
Wojownik podszedł do opatulonej dwójki, wzrokiem unikając nagiego ciała kobiety, i tym bardziej mężczyzny, oraz powiedział.
- Acillo… Zechcesz nam wszystkim tu obecnym powiedzieć co się stało? Dlaczego tutaj jest tyle krwi, śmierdzi, ty jesteś naga, on chyba też, i tulicie się razem pod płaszczem, w dodatku on ledwo żywy?
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh spokojnie wysłuchał przemowy wampira.
- Krwiopijco, zrobię to, co będzie mi się podobać. Zbierz swoich kolegów, chętnie spalę kolejne wampiry. Tylko zważ, iż z tego spotkania nie wyjdziesz już cało.
Odwrócił się w stronę kobiety, jednocześnie starając się zbić poziom adrenaliny w krwi, który w jego przypadku potrafił naprawdę szybko się podnieść. Przyspieszone reakcje organizmu były przydatne w walce, ale teraz były zbędne i jedynie przeszkadzały.
- Wątpię, pani. Ostatniego wampira, nie licząc tych trzech przed chwilą, spaliłem jakieś – zaczął szybko kalkulować, pomagając sobie nieco palcami - czterysta dwadzieścia osiem lat, siedem miesięcy, czternaście dni temu. Wampiry nie są smokami, tak długo nie odwlekałyby zemsty. A znaleźć mnie było dziecinnie łatwo, przez ostatnie trzysta lat przebywałem w jednym miejscu.
Spojrzał na martwego krasnoluda, leżącego na ziemi.
- Ehkla mindric maklua shara dora, Hemenrik. Fealdor ofgnur hasgra mindric Pavarquan ashelem nigrek yhlek – powiedział, pochylając głowę.
Następnie zgasił miecz i schował go do pochwy, usuwając jednocześnie iluzję płomieni tuż za nim. Ruszył za kobietą, przedzierając się dalej przez las. Kiedy wypadli na polankę, ujrzał kolejną tego wieczora dziwną scenę. Naga kotka leżała przy grabarzu, przykryta razem z nim płaszczem. Wokoło walały się ubrania oraz gdzieniegdzie krew. Smok nie przejął się położeniem kotki i grabarza, zaczął analizować otoczenie wszystkimi zmysłami.
- Wygląda to jak miejsce jakiejś potyczki. Krew wyraźnie nie wygląda, ani nie pachnie na ludzką. Hm, zobaczmy – dotknął jednej z kałuż krwi palcem, po czym go polizał, lecz szybko wypluł posokę. - Smak wykraczający poza ludzkie typy krwi, a wyczuwam także nutkę egzotycznej trucizny o nieznanym mi składzie. Widoczne jest także miejsce spalenia dość dużego obiektu, które pachnie dosyć dziwnie, jakby zepsutym kadzidłem.
Spojrzał na grabarza, który wyraźnie nie był w najlepszym stanie.
- Słyszysz mnie? Z kim walczyłeś, mości grabarzu? I czy ta krew jest twoja? Powinieneś wiedzieć, że zawiera truciznę.
- Krwiopijco, zrobię to, co będzie mi się podobać. Zbierz swoich kolegów, chętnie spalę kolejne wampiry. Tylko zważ, iż z tego spotkania nie wyjdziesz już cało.
Odwrócił się w stronę kobiety, jednocześnie starając się zbić poziom adrenaliny w krwi, który w jego przypadku potrafił naprawdę szybko się podnieść. Przyspieszone reakcje organizmu były przydatne w walce, ale teraz były zbędne i jedynie przeszkadzały.
- Wątpię, pani. Ostatniego wampira, nie licząc tych trzech przed chwilą, spaliłem jakieś – zaczął szybko kalkulować, pomagając sobie nieco palcami - czterysta dwadzieścia osiem lat, siedem miesięcy, czternaście dni temu. Wampiry nie są smokami, tak długo nie odwlekałyby zemsty. A znaleźć mnie było dziecinnie łatwo, przez ostatnie trzysta lat przebywałem w jednym miejscu.
Spojrzał na martwego krasnoluda, leżącego na ziemi.
- Ehkla mindric maklua shara dora, Hemenrik. Fealdor ofgnur hasgra mindric Pavarquan ashelem nigrek yhlek – powiedział, pochylając głowę.
Następnie zgasił miecz i schował go do pochwy, usuwając jednocześnie iluzję płomieni tuż za nim. Ruszył za kobietą, przedzierając się dalej przez las. Kiedy wypadli na polankę, ujrzał kolejną tego wieczora dziwną scenę. Naga kotka leżała przy grabarzu, przykryta razem z nim płaszczem. Wokoło walały się ubrania oraz gdzieniegdzie krew. Smok nie przejął się położeniem kotki i grabarza, zaczął analizować otoczenie wszystkimi zmysłami.
- Wygląda to jak miejsce jakiejś potyczki. Krew wyraźnie nie wygląda, ani nie pachnie na ludzką. Hm, zobaczmy – dotknął jednej z kałuż krwi palcem, po czym go polizał, lecz szybko wypluł posokę. - Smak wykraczający poza ludzkie typy krwi, a wyczuwam także nutkę egzotycznej trucizny o nieznanym mi składzie. Widoczne jest także miejsce spalenia dość dużego obiektu, które pachnie dosyć dziwnie, jakby zepsutym kadzidłem.
Spojrzał na grabarza, który wyraźnie nie był w najlepszym stanie.
- Słyszysz mnie? Z kim walczyłeś, mości grabarzu? I czy ta krew jest twoja? Powinieneś wiedzieć, że zawiera truciznę.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Zmęczona Acila niemal od razu padła u boku rannego mężczyzny. Była wyczerpana walką z nietoperzem, leczeniem i rozbieraniem cierpiącego Adriena. Właściciel szczurków był dużo wyższy i cięższy od niej a zdjęcie z niego całości garderoby wymagało sporego wysiłku. Leżąc u boku mężczyzny, wsłuchiwała się w jego oddech, zastanawiając się jednocześnie co takiego miała mu obiecać. Wcześniej była zbyt zajęta pracą by w o ogóle zwrócić uwagę na wypowiadane do niej słowa. Jak przez mgłę kojarzyła że czegoś miała nie mówić, nie widzieć albo nie robić? Dla Acili cała sprawa wydawała się bez sensu. Po co umierający miałby się martwić o własne tajemnice? Czyżby wstydził się tych wszystkich ran, uważając że jest przez nie szpetny? Sama też miała dużo blizn, które nie dodawały jej uroku, ale te na plecach człowieka najwyraźniej nie goiły się dobrze.
Kotołaczka z zadowoleniem przyjęła pojawienie się trójki znajomych. Cieszyła się mogąc przekazać komuś odpowiedzialność za los wysokiego mężczyzny. Kobieta idąca na przedzie jak zwykle coś krzyczała. Mimo iż kowalka wiecznie dawała oznaki niezadowolenia, to kotołaczka nie wyczuwała od niej zapachu agresji czy wrogiego nastawienia do swojej osoby. Wierzyła tez w zapewnienia rycerza że nie pozwoli jej skrzywdzić, a skoro on tu był to Acila czuła się bezpiecznie..
- Trudno Acilio, wygląda na to że pan Loring nie weźmie cię pod swoją opiekę, a jako że krasnolud zrobić już tego nie może, to wracasz do mnie. O ile oczywiście chcesz. – Oświadczyła kowalka, na co Acila przytaknęła że si ę zgadza. Kobieta kontynuowała przemowę - Przyznaj tylko że ten bezwstydny świntuch cię do wszystkiego zmusił.
- Acila nie wie. Nie umie wytłumaczyć… - Dziewczyna maiła mętlik w głowie starając się odpowiedzieć jednocześnie na pytania Loringa i Feyli. Przez cały czas usiłowała przyciskać swoje ciało do pleców Adriena by ukryć jego rany. – Jest przykro że tak wygląda i nie może pokazać. – Wytłumaczyła swoje zachowanie, sugerując im jednocześnie ze niepotrzebnie krępują Adriena. – Ja tylko… starałam się pomóc.
- Ubierz się i chodź tu! – Feyla rzuciła jej ubranie, jednocześnie stając naprzeciwko Loringa by ograniczyć rycerzowi widoczność. Kotołaczka posłusznie wykonała polecenie, zakrywając przy tym plecy chorego mężczyzny. Nie rozumiała dlaczego wciąż wypytuje się ją, zamiast starać się ratować rannego towarzysza.
Kowalka która dopiero teraz dojrzała krwawe ślady na ziemi i ubraniach nie zamierzała odpuścić nim nie wyjaśni całego zajścia. Już oskarżyła mężczyznę o straszliwe czyny, a teraz ta krew miała tylko pogłębić ten osąd. Kobieta zaczęła wycierać krew z twarzy Acili aby upewnić się że to nie ona jest ranna.
- Ale pokonałam mysz – wampir. – Pochwaliła się kotołaczka.
- Przestań i skup się. Dlaczego grabarz jest ranny i po cos się przy nim rozbierała? – Dociekała kowalka. Nadmiar pytań był dla Acili zdecydowanie za dużym ciężarem. Czuła się winna że nie potrafi zrozumieć wydawanych jej poleceń. Objęła Feylę w pasie i wtuliła się w nią aby zademonstrować jak zamierzała ogrzać mężczyznę. Gest ten został potraktowany przez kobietę jako przeprosiny i przyznanie się do błędu.
- No dobrze przestań. Już się na ciebie nie gniewam. – Oznajmiła Feyla odwzajemniając uścisk – Zastanówmy się jak mu pomóc. – wskazała na Adriena - Jeśli wydobrzeje sam będzie się tłumaczył.
- Acila chciała dobrze. Może zaprowadzić do pan medyk.
Kotołaczka z zadowoleniem przyjęła pojawienie się trójki znajomych. Cieszyła się mogąc przekazać komuś odpowiedzialność za los wysokiego mężczyzny. Kobieta idąca na przedzie jak zwykle coś krzyczała. Mimo iż kowalka wiecznie dawała oznaki niezadowolenia, to kotołaczka nie wyczuwała od niej zapachu agresji czy wrogiego nastawienia do swojej osoby. Wierzyła tez w zapewnienia rycerza że nie pozwoli jej skrzywdzić, a skoro on tu był to Acila czuła się bezpiecznie..
- Trudno Acilio, wygląda na to że pan Loring nie weźmie cię pod swoją opiekę, a jako że krasnolud zrobić już tego nie może, to wracasz do mnie. O ile oczywiście chcesz. – Oświadczyła kowalka, na co Acila przytaknęła że si ę zgadza. Kobieta kontynuowała przemowę - Przyznaj tylko że ten bezwstydny świntuch cię do wszystkiego zmusił.
- Acila nie wie. Nie umie wytłumaczyć… - Dziewczyna maiła mętlik w głowie starając się odpowiedzieć jednocześnie na pytania Loringa i Feyli. Przez cały czas usiłowała przyciskać swoje ciało do pleców Adriena by ukryć jego rany. – Jest przykro że tak wygląda i nie może pokazać. – Wytłumaczyła swoje zachowanie, sugerując im jednocześnie ze niepotrzebnie krępują Adriena. – Ja tylko… starałam się pomóc.
- Ubierz się i chodź tu! – Feyla rzuciła jej ubranie, jednocześnie stając naprzeciwko Loringa by ograniczyć rycerzowi widoczność. Kotołaczka posłusznie wykonała polecenie, zakrywając przy tym plecy chorego mężczyzny. Nie rozumiała dlaczego wciąż wypytuje się ją, zamiast starać się ratować rannego towarzysza.
Kowalka która dopiero teraz dojrzała krwawe ślady na ziemi i ubraniach nie zamierzała odpuścić nim nie wyjaśni całego zajścia. Już oskarżyła mężczyznę o straszliwe czyny, a teraz ta krew miała tylko pogłębić ten osąd. Kobieta zaczęła wycierać krew z twarzy Acili aby upewnić się że to nie ona jest ranna.
- Ale pokonałam mysz – wampir. – Pochwaliła się kotołaczka.
- Przestań i skup się. Dlaczego grabarz jest ranny i po cos się przy nim rozbierała? – Dociekała kowalka. Nadmiar pytań był dla Acili zdecydowanie za dużym ciężarem. Czuła się winna że nie potrafi zrozumieć wydawanych jej poleceń. Objęła Feylę w pasie i wtuliła się w nią aby zademonstrować jak zamierzała ogrzać mężczyznę. Gest ten został potraktowany przez kobietę jako przeprosiny i przyznanie się do błędu.
- No dobrze przestań. Już się na ciebie nie gniewam. – Oznajmiła Feyla odwzajemniając uścisk – Zastanówmy się jak mu pomóc. – wskazała na Adriena - Jeśli wydobrzeje sam będzie się tłumaczył.
- Acila chciała dobrze. Może zaprowadzić do pan medyk.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Cóż... Jeśli kotka wygada co Adrien ma pod szatami i grzywką Grabarz będzie zmuszony ją zabić... Oczywiście jej tego nie powiedział, nie chciał jej straszyć, najpierw po dobroci...
Adrien stracił przytomność, swoją drogą to bardzo dobrze, nie musiał znosić tego upokorzenia, bo gdyby tylko wiedział co mu kotka zrobi walczył by rękami i nogami by go nie dotknęła. Miał choć tyle szczęścia, że nie pozbawiła go spodni i butów... Ale trucizna nie rozprzestrzeniała się po ciele i nie stanowiła już śmiertelnego zagrożenia dla życia Crevana. Jedyne czego się obawiał to to, że lewa, ranna dłoń będzie bezwładna i nie zdolna do pracy, a w tej Upadły potrzebował zręczności i prezycji na najwyższym poziomie... Tym bardziej, że był leworęczny.
Wytrzymałość i odporność na trucizny także wiele tu pomogła, więc mężczyzna zaczął się jako tako budzić z odrętwienia słysząc nad sobą wrzaski Feyli. Zaraz, zaraz...skąd się tu wzięła kowalka? Przecież nie miała prawa tu być! Tak samo jak i reszta...
Au...Dlaczego tak bardzo boli mnie głowa...Wypiłem za dużo? Nie... przecież ja mam mocną głowę, nie miałbym kaca...w każdym razie nie aż takiego..." -Nie wrzeszcz, kobieto... Wymruczał usiłując usiąść przy okazji masując obolałą skroń.
Dopiero po kilku sekundach doszło do niego, że jest nagi...no przynajmniej od pasa w górę, a koło niego jest prawie naga kotka...J-ja ja czy ona mnie...? I co mi się stało? Zemdlałem?" Czuł się tak, jakby kowalka przywaliła mu młotem w głowę rozłupując czaszkę na pół.
Następne reakcie potoczyły się błyskawicznie, od razu okrył się swoim płaszczem tak, że nie było nic widać. -Nie mam pojęcia co mi sssie stało, i nie jessstem pewien, czy chcę wiedzieć, ale chciałbym sssię ubrać, wszyssscy sssię odwrócić, ale już! -Cóż...skoro miał siłę krzyczeć to widać, że było z nim lepiej. Samemu mnie zastanawia co tu się dzieje... Niezbyt wiele pamiętam... I co ja tu robie? Słabo mi..."
Adrien stracił przytomność, swoją drogą to bardzo dobrze, nie musiał znosić tego upokorzenia, bo gdyby tylko wiedział co mu kotka zrobi walczył by rękami i nogami by go nie dotknęła. Miał choć tyle szczęścia, że nie pozbawiła go spodni i butów... Ale trucizna nie rozprzestrzeniała się po ciele i nie stanowiła już śmiertelnego zagrożenia dla życia Crevana. Jedyne czego się obawiał to to, że lewa, ranna dłoń będzie bezwładna i nie zdolna do pracy, a w tej Upadły potrzebował zręczności i prezycji na najwyższym poziomie... Tym bardziej, że był leworęczny.
Wytrzymałość i odporność na trucizny także wiele tu pomogła, więc mężczyzna zaczął się jako tako budzić z odrętwienia słysząc nad sobą wrzaski Feyli. Zaraz, zaraz...skąd się tu wzięła kowalka? Przecież nie miała prawa tu być! Tak samo jak i reszta...
Au...Dlaczego tak bardzo boli mnie głowa...Wypiłem za dużo? Nie... przecież ja mam mocną głowę, nie miałbym kaca...w każdym razie nie aż takiego..." -Nie wrzeszcz, kobieto... Wymruczał usiłując usiąść przy okazji masując obolałą skroń.
Dopiero po kilku sekundach doszło do niego, że jest nagi...no przynajmniej od pasa w górę, a koło niego jest prawie naga kotka...J-ja ja czy ona mnie...? I co mi się stało? Zemdlałem?" Czuł się tak, jakby kowalka przywaliła mu młotem w głowę rozłupując czaszkę na pół.
Następne reakcie potoczyły się błyskawicznie, od razu okrył się swoim płaszczem tak, że nie było nic widać. -Nie mam pojęcia co mi sssie stało, i nie jessstem pewien, czy chcę wiedzieć, ale chciałbym sssię ubrać, wszyssscy sssię odwrócić, ale już! -Cóż...skoro miał siłę krzyczeć to widać, że było z nim lepiej. Samemu mnie zastanawia co tu się dzieje... Niezbyt wiele pamiętam... I co ja tu robie? Słabo mi..."
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyla uznała ze powinna opanować nieco emocję, uświadamiając sobie że czasem lepiej ugryźć się w język niż paplać bez sensu. Wygłupiła się robiąc awanturę z błahego powodu, gdy w tym czasie grabarz balansował na skraju życia i śmierci. Wyglądało na to że sama nie jest w stanie ogarnąć toku rozumowania Acili. Kowalce pozostawało zatem wyciągać z słów kotołaczki potrzebne dla siebie informacje, bez prób dociekania sensu tego co dziewczyna ma jej do powiedzenia.
- Myślę że powinniśmy na razie darować sobie śledztwo na temat potyczki jaka się tu rozegrała. – Zasugerowała dwójce jasnowłosych mężczyzn – Może skupmy się na tym jak uratować grabarza, a on jeśli wydobrzeje opowie nam wszystko. O ile rzecz jasna zechce. Jeśli tylko uda nam się posadzić naszego dowódcę na koniu ja i Acila mogłybyśmy zabrać go do medyka. Sprawdźmy tylko czy nie odniósł żadnych ran wymagających doraźnego opatrunku. Niestety nikt z nas nie zna się na leczeniu tak jak grabarz, ale może ktoś czuje się na siłach by udzielić…
- Ja .. – Przerwała jej kotołączka
- Może ktoś kto nie jest Acilą, czuje się na siłach by udzielić pierwszej pomocy. – Poprawiła się Feyla. Irytował ją fakt że ta mała tak się rwała do zajmowania się nagim mężczyzną. Jeśli jej nie wypadało takie zachowanie, to i Acila mogłaby wykazać się odrobiną przyzwoitości.
- Ty najlepiej jakbyś zajęła się naszym wierzchowcem, Jeśli tak dobrze idzie ci porozumiewanie się z zwierzętami to namów go aby dał się grzecznie zaprowadzić do owego medyka i starał się nie zrzucić grabarza z swojego grzbietu. – Zażartowała kowalka, nie będąc specjalnie zaskoczona faktem iż Acila sprawę tą przyjęła zupełnie poważnie.
- Porozmawiam..
- Daleko mamy w ogóle do tego medyka? – Spytała Feyla, a odpowiedziało jej przeczące kiwanie głową.
- Jesteś pewna że tam trafisz? – Tym razem Acila przytaknęła potwierdzając.
- I czy on będzie w stanie nam pomóc? – dociekała kowalka.
- O on … on nie lubi pomagać nikomu. Ale boi się madame Sisko i Acili tez się boi, wiec zrobi to z strachu.
Feyla nie miała przekonania czy warto ufać kotołaczce. Póki co nic innego nie przychodziło jej do głowy. Wprawdzie trzeci z krasnoludów deklarował wcześniej że jest medykiem, ale zawierzyć brodaczowi bała się jeszcze bardziej niż Acili. Spoglądała bezradnie na Loringa i smoka, licząc ze oni coś zaproponują. Czułą się niezręcznie gdyż potrzebowała poprosić ich o pomoc, a nie nawykła do takich sytuacji. Była przekonana że samodzielne radzenie sobie z problemami cechuje silny charakter, a ona kimś takim chciała być.
- Ja chciałam jeszcze spytać… - zaczęła, chyba pierwszy raz w życiu nie wiedząc jak dobrać właściwe słowa – to znaczy wiem że panowie są bardzo zajęci i mają swoje pilne sprawy, związane z poszukiwaniem czegośtam … ale te całe wampary, czy jak tam te bestie się zwą… - Feyla nigdy wcześniej nie słyszała o wampirach. Rozumiała jednak na podstawie dzisiejszych doświadczeń że ciężko je ubić, a jeśli ma prowadzić Mortema, rannego grabarza i bezbronną kotołaczkę, to sama nie da sobie rady - .. To znaczy chciałam was prosić o pomoc i eskortę – Wydusiła wreszcie z siebie, spuszczając głowę by ukryć zakłopotanie i wstyd.
- Myślę że powinniśmy na razie darować sobie śledztwo na temat potyczki jaka się tu rozegrała. – Zasugerowała dwójce jasnowłosych mężczyzn – Może skupmy się na tym jak uratować grabarza, a on jeśli wydobrzeje opowie nam wszystko. O ile rzecz jasna zechce. Jeśli tylko uda nam się posadzić naszego dowódcę na koniu ja i Acila mogłybyśmy zabrać go do medyka. Sprawdźmy tylko czy nie odniósł żadnych ran wymagających doraźnego opatrunku. Niestety nikt z nas nie zna się na leczeniu tak jak grabarz, ale może ktoś czuje się na siłach by udzielić…
- Ja .. – Przerwała jej kotołączka
- Może ktoś kto nie jest Acilą, czuje się na siłach by udzielić pierwszej pomocy. – Poprawiła się Feyla. Irytował ją fakt że ta mała tak się rwała do zajmowania się nagim mężczyzną. Jeśli jej nie wypadało takie zachowanie, to i Acila mogłaby wykazać się odrobiną przyzwoitości.
- Ty najlepiej jakbyś zajęła się naszym wierzchowcem, Jeśli tak dobrze idzie ci porozumiewanie się z zwierzętami to namów go aby dał się grzecznie zaprowadzić do owego medyka i starał się nie zrzucić grabarza z swojego grzbietu. – Zażartowała kowalka, nie będąc specjalnie zaskoczona faktem iż Acila sprawę tą przyjęła zupełnie poważnie.
- Porozmawiam..
- Daleko mamy w ogóle do tego medyka? – Spytała Feyla, a odpowiedziało jej przeczące kiwanie głową.
- Jesteś pewna że tam trafisz? – Tym razem Acila przytaknęła potwierdzając.
- I czy on będzie w stanie nam pomóc? – dociekała kowalka.
- O on … on nie lubi pomagać nikomu. Ale boi się madame Sisko i Acili tez się boi, wiec zrobi to z strachu.
Feyla nie miała przekonania czy warto ufać kotołaczce. Póki co nic innego nie przychodziło jej do głowy. Wprawdzie trzeci z krasnoludów deklarował wcześniej że jest medykiem, ale zawierzyć brodaczowi bała się jeszcze bardziej niż Acili. Spoglądała bezradnie na Loringa i smoka, licząc ze oni coś zaproponują. Czułą się niezręcznie gdyż potrzebowała poprosić ich o pomoc, a nie nawykła do takich sytuacji. Była przekonana że samodzielne radzenie sobie z problemami cechuje silny charakter, a ona kimś takim chciała być.
- Ja chciałam jeszcze spytać… - zaczęła, chyba pierwszy raz w życiu nie wiedząc jak dobrać właściwe słowa – to znaczy wiem że panowie są bardzo zajęci i mają swoje pilne sprawy, związane z poszukiwaniem czegośtam … ale te całe wampary, czy jak tam te bestie się zwą… - Feyla nigdy wcześniej nie słyszała o wampirach. Rozumiała jednak na podstawie dzisiejszych doświadczeń że ciężko je ubić, a jeśli ma prowadzić Mortema, rannego grabarza i bezbronną kotołaczkę, to sama nie da sobie rady - .. To znaczy chciałam was prosić o pomoc i eskortę – Wydusiła wreszcie z siebie, spuszczając głowę by ukryć zakłopotanie i wstyd.
- Loring
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 134
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Z odpowiedzi kotki wojownik praktycznie nie dowiedział się niczego nowego, ale nic dziwnego, Acilla najwyraźniej była zdezorientowana tym, że i Loring zadawał jej pytania, i kowalka próbowała wymusić na niej oskarżenie podług grabarza, w czym melmaro sensu większego nie widział. Najwyraźniej do kobiety nie dotarły jeszcze sensowne argumenty przemawiające za tym, że do czegoś tutaj faktycznie doszło, lecz tym „czymś” była walka, nie obleśna schadzka.
Pomysł, by dziewczyna się ubrała przyjął z entuzjazmem, gdyż teraz nie czuł się tak pewnie, jakby chciał. Kiedy damskie ciało przysłoniło mu widok, on dodatkowo się odwrócił, nie zamierzał gapić się na nagie ciało jak jakiś wieśniacki prostak. Kiedy ten element dobiegł końca, Loring odwrócił się z powrotem, akurat na pochwalenie się kotki, że pokonała wampira. „Mysz-wampir? To co w końcu? Eh, nieważne. Nigdy bym nie przypuszczał, że ona może kogokolwiek skrzywdzić, tym bardziej wampira, ale jeśli to prawda… Cóż… Mimo wszystko nie chcę jej narażać na spotkanie z gotlandzką mrocznością…”
„Gotlandzka mroczność”. Tak, tak nazywano Setiana w klanowych murach. O tym blondyn dowiedział się przed wyruszeniem. Oczywiście sam melmaro nie wiedział, że pozostali ludzie aż tak wielką niechęcią go darzą, że budzi w nich niepokój, a wręcz strach. O ironio, coś zupełnie odwrotnego niż w przypadku Loringa… Jak ogień i woda. Tylko, że woda w takowym starciu wygra. Lecz kto w decydującym momencie okaże się tym dominującym żywiołem? Tego nikt pewien być nie mógł.
Złotowłosy delikatnym potrząśnięciem głowy wyrzucił z siebie te rozmyślania i skupił się na chwili obecnej. Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu, kiedy zauważył jak Acilla przytula kowalkę, a ta – o dziwo – odwzajemnia ten gest. Grabarz pokazał, że ma jeszcze odrobinę siły dość głośnym oświadczeniem, rozkazem wręcz, który wzbudził w mężczyźnie rozbawienie.
- Jak sobie życzysz panie, zapewniam, że nie interesuje mnie twe ciało.
Gotlandczyk zajął się uważnym przysłuchiwaniu wymianie zdań między kobietami, co jakiś czas rozmyślając na dany temat. Kiedy jednak kowalka powiedziała „naszego dowódcę”, uśmiechnął się jeszcze szerzej i się wtrącił.
- Proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam, ale powinniśmy sobie wyjaśnić jedną rzecz. Nie wiem kogo przywódcą jest ten człowiek, najpewniej twoim, fakt, lecz moim nie. Nikt nie stoi w tej kompanii nade mną, ORAZ nikt nie znajduje się pode mną. Pomóc mu, pomogę, ale proszę sobie nie myśleć, że widzę w nim swego protektora, czy coś w tym stylu.
To Loring zawsze był przywódcą podczas klanowych misji, ciężko sobie na wszystko zapracował. Nie, on nie czuł zazdrości, że tutaj nie jest, nie chciał specjalnie kimś takim się stać, jednak pomyłkę zamierzał tępić już przy samym jej początku, tak by później nie było jakichś większych niedomówień.
Mężczyzna bez problemu odgadł nastrój i uczucia które kłębiły się w brązowowłosej. Z pewnością nie była osobą przywykłą do proszenia o pomoc, do sytuacji w których jest bezradna, skazana na kogoś innego. Loring na początku zamierzał jej przerwać i od razu zaoferować to co trzeba, jednak zmienił zdanie. Postanowił, że ten jeden raz kowalka musi się przełamać i zobaczyć jak to jest, kiedy samemu trzeba prosić o pomoc. „Takie doświadczenie zmienia człowieka. Kto wie, może przez to i ona stanie się inną osobą?”
- Oczywiście, proszę się nie martwić. Nie wiem jak Dar, ale ja służę panienkom swym mieczem i zbroją, przez całą podróż, aż do momentu w którym się rozstaniemy.
Pomysł, by dziewczyna się ubrała przyjął z entuzjazmem, gdyż teraz nie czuł się tak pewnie, jakby chciał. Kiedy damskie ciało przysłoniło mu widok, on dodatkowo się odwrócił, nie zamierzał gapić się na nagie ciało jak jakiś wieśniacki prostak. Kiedy ten element dobiegł końca, Loring odwrócił się z powrotem, akurat na pochwalenie się kotki, że pokonała wampira. „Mysz-wampir? To co w końcu? Eh, nieważne. Nigdy bym nie przypuszczał, że ona może kogokolwiek skrzywdzić, tym bardziej wampira, ale jeśli to prawda… Cóż… Mimo wszystko nie chcę jej narażać na spotkanie z gotlandzką mrocznością…”
„Gotlandzka mroczność”. Tak, tak nazywano Setiana w klanowych murach. O tym blondyn dowiedział się przed wyruszeniem. Oczywiście sam melmaro nie wiedział, że pozostali ludzie aż tak wielką niechęcią go darzą, że budzi w nich niepokój, a wręcz strach. O ironio, coś zupełnie odwrotnego niż w przypadku Loringa… Jak ogień i woda. Tylko, że woda w takowym starciu wygra. Lecz kto w decydującym momencie okaże się tym dominującym żywiołem? Tego nikt pewien być nie mógł.
Złotowłosy delikatnym potrząśnięciem głowy wyrzucił z siebie te rozmyślania i skupił się na chwili obecnej. Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu, kiedy zauważył jak Acilla przytula kowalkę, a ta – o dziwo – odwzajemnia ten gest. Grabarz pokazał, że ma jeszcze odrobinę siły dość głośnym oświadczeniem, rozkazem wręcz, który wzbudził w mężczyźnie rozbawienie.
- Jak sobie życzysz panie, zapewniam, że nie interesuje mnie twe ciało.
Gotlandczyk zajął się uważnym przysłuchiwaniu wymianie zdań między kobietami, co jakiś czas rozmyślając na dany temat. Kiedy jednak kowalka powiedziała „naszego dowódcę”, uśmiechnął się jeszcze szerzej i się wtrącił.
- Proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam, ale powinniśmy sobie wyjaśnić jedną rzecz. Nie wiem kogo przywódcą jest ten człowiek, najpewniej twoim, fakt, lecz moim nie. Nikt nie stoi w tej kompanii nade mną, ORAZ nikt nie znajduje się pode mną. Pomóc mu, pomogę, ale proszę sobie nie myśleć, że widzę w nim swego protektora, czy coś w tym stylu.
To Loring zawsze był przywódcą podczas klanowych misji, ciężko sobie na wszystko zapracował. Nie, on nie czuł zazdrości, że tutaj nie jest, nie chciał specjalnie kimś takim się stać, jednak pomyłkę zamierzał tępić już przy samym jej początku, tak by później nie było jakichś większych niedomówień.
Mężczyzna bez problemu odgadł nastrój i uczucia które kłębiły się w brązowowłosej. Z pewnością nie była osobą przywykłą do proszenia o pomoc, do sytuacji w których jest bezradna, skazana na kogoś innego. Loring na początku zamierzał jej przerwać i od razu zaoferować to co trzeba, jednak zmienił zdanie. Postanowił, że ten jeden raz kowalka musi się przełamać i zobaczyć jak to jest, kiedy samemu trzeba prosić o pomoc. „Takie doświadczenie zmienia człowieka. Kto wie, może przez to i ona stanie się inną osobą?”
- Oczywiście, proszę się nie martwić. Nie wiem jak Dar, ale ja służę panienkom swym mieczem i zbroją, przez całą podróż, aż do momentu w którym się rozstaniemy.
- Dérigéntirh
- Senna Zjawa
- Posty: 260
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
- Kontakt:
Dérigéntirh uśmiechnął się, słysząc słowa grabarza, po czym posłusznie się odwrócił. Jeśli ma siłę wrzeszczeć, to będzie z nim wszystko dobrze. Tylko dlaczego kazał się odwrócić? Wstydzi się swojego ciała? Cóż, gdyby był cały rozebrany, to rozumiałbym, tak ma większość ludzi, ale to przecież tylko klatka piersiowa. Postać grabarza intrygowała go coraz bardziej. Było w niej coś, co nie było ludzkie. Rozmyślając, jednocześnie przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy kotołaczką i kobietą. Mysz-wampir? Ach, pewnie chodzi jej o nietoperza. Smok zaśmiał się w duszy z określenia użytego przez kotołaczkę. Chociaż rzeczywiście, przypominają wtedy nieco myszy.
- Jak sobie pani chce - powiedział na uwagę kobiety, aby przerwać śledztwo. - I tak już skończyłem, tylko drogi pan grabarz mógłby powiedzieć coś więcej. No chyba, że... - tu smok się zamyślił.
Uważnie przysłuchiwał się dalszej rozmowie, do czasu, aż nie wkroczył Loring.
- Ale przecie to "naszego" wcale nie musiało oznaczać twojego i mojego. Mogła mówić w imieniu swoim i kotołaczki. Chociaż to akurat może być nieco bardziej skomplikowane. Ech, ludzka mowa. Pełno dwuznaczności, niedomówień i zdań, które znaczą co innego, niż się zdaje.
Kiedy ta sama kobieta poprosiła ich o pomoc, Dérigéntirh podniósł brwi do góry. Wstydzi się prosić o pomoc? Przecież dzięki kooperacji cała ta ludzka rasa w ogóle jeszcze istnieje do dziś.
- Ja także chętnie pomogę – powiedział. - Swoim ogniem i mieczem. Zbroi nie mam, choć z tym można by polemizować, więc niech zatem zastąpi ją ogień.
- Jak sobie pani chce - powiedział na uwagę kobiety, aby przerwać śledztwo. - I tak już skończyłem, tylko drogi pan grabarz mógłby powiedzieć coś więcej. No chyba, że... - tu smok się zamyślił.
Uważnie przysłuchiwał się dalszej rozmowie, do czasu, aż nie wkroczył Loring.
- Ale przecie to "naszego" wcale nie musiało oznaczać twojego i mojego. Mogła mówić w imieniu swoim i kotołaczki. Chociaż to akurat może być nieco bardziej skomplikowane. Ech, ludzka mowa. Pełno dwuznaczności, niedomówień i zdań, które znaczą co innego, niż się zdaje.
Kiedy ta sama kobieta poprosiła ich o pomoc, Dérigéntirh podniósł brwi do góry. Wstydzi się prosić o pomoc? Przecież dzięki kooperacji cała ta ludzka rasa w ogóle jeszcze istnieje do dziś.
- Ja także chętnie pomogę – powiedział. - Swoim ogniem i mieczem. Zbroi nie mam, choć z tym można by polemizować, więc niech zatem zastąpi ją ogień.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Niezbyt mu się chciało zakładać splamioną od krwi tunikę- był strasznym pedantem, ale nie miał wyboru. "Cóż, może po drodze znajdziemy jezioro...albo wrócimy tam, gdzie byliśmy" Myśl, że jego nienaganne włosy, szaty, wszystko jest we krwi nieco go przerażała. Nie to, że bał się ubrudzić, jego praca nie należała do czystych, ale to inna sprawa.. Zazwyczaj był uwalony ziemią, czasem pudrem czy pomadką do ust, krew zdażała się również, ale nie jego krew. "Cóż... ale i tak lepsze to niż tamta kobieta, która w trakcie pogrzebu zwróciła na mnie obiad...ihihihi..."
Z tą oto optymistyczną wizją podniósł się z ziemi po raz enty sprawdzając czy nikt na niego nie patrzy. Nie to, że się wstydził swojego ciała, nie... Tors jak każdy inny tors młodego mężczyzny, może nieco zbyt chudy, ale ładnie wyrzeźbiony... A blizny na plecach? Lubił je, przypominały mu, że nie walczył na darmo, że odrzucił dawne życie. Odrzucił wszystko, łącznie z wyglądem. A skoro pasowało mu udawanie staruszka to nie mógł pokazywać młodego ciała.
Drżącą dłonią zapinał guziki na tunice zdecydowanie mniej wprawnie niż kotka wcześniej- czuł się mniej sprawny, bezbronny, czuł się...bezużyteczny... Następnie założył płaszcz i go także szczelnie zapiął czując, że czegoś brakuje... Odruchowo pomacał szyję- "No tak, korale...Gdzie one...o tu." Widocznie kotka je także zdjęła. O dziwo żaden z dwóch sznurów czarnych paciorków nie był uszkodzony ani pęknięty. Na końcu zawiązał na ramieniu szarfę i poprawi kapelusz.
-I juuuuż. Ukrył dłonie w rękawach i stał sobie z pogodnym uśmiechem psychopaty- wszystko wracało do normy, -Panienko-zwrócił się do Feyli.- Myślę, że możemy wracać do ognissska... Nie ma sssensssu tu sstaać...ihihi... Oczywiście nie zdawał sobie sprawy, że reszta drużyny walczyła z wampirami gdy on prawie umarł. -Medyk nie jessst mi potrzebny...Dam sobie radę sssam, coś o medycynie wiem, nieprawdaaaż? uśmiechnął się porozumiewawczo do kotołaczki. W rzeczywistości był zbyt dumy by prosić kogokolwiek o pomoc. -Wszyssscy odpoczniemy i porozmawiamy o tym ssskąd wy sssię tu wzieliście...
Z tą oto optymistyczną wizją podniósł się z ziemi po raz enty sprawdzając czy nikt na niego nie patrzy. Nie to, że się wstydził swojego ciała, nie... Tors jak każdy inny tors młodego mężczyzny, może nieco zbyt chudy, ale ładnie wyrzeźbiony... A blizny na plecach? Lubił je, przypominały mu, że nie walczył na darmo, że odrzucił dawne życie. Odrzucił wszystko, łącznie z wyglądem. A skoro pasowało mu udawanie staruszka to nie mógł pokazywać młodego ciała.
Drżącą dłonią zapinał guziki na tunice zdecydowanie mniej wprawnie niż kotka wcześniej- czuł się mniej sprawny, bezbronny, czuł się...bezużyteczny... Następnie założył płaszcz i go także szczelnie zapiął czując, że czegoś brakuje... Odruchowo pomacał szyję- "No tak, korale...Gdzie one...o tu." Widocznie kotka je także zdjęła. O dziwo żaden z dwóch sznurów czarnych paciorków nie był uszkodzony ani pęknięty. Na końcu zawiązał na ramieniu szarfę i poprawi kapelusz.
-I juuuuż. Ukrył dłonie w rękawach i stał sobie z pogodnym uśmiechem psychopaty- wszystko wracało do normy, -Panienko-zwrócił się do Feyli.- Myślę, że możemy wracać do ognissska... Nie ma sssensssu tu sstaać...ihihi... Oczywiście nie zdawał sobie sprawy, że reszta drużyny walczyła z wampirami gdy on prawie umarł. -Medyk nie jessst mi potrzebny...Dam sobie radę sssam, coś o medycynie wiem, nieprawdaaaż? uśmiechnął się porozumiewawczo do kotołaczki. W rzeczywistości był zbyt dumy by prosić kogokolwiek o pomoc. -Wszyssscy odpoczniemy i porozmawiamy o tym ssskąd wy sssię tu wzieliście...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość