Lecz czy kogoś obchodziły te zaniedbane mury, dwie nazbyt rozrosłe i niskie baszty oraz centrum fortecy z trzecią wieżą, tym razem zbyt chuda i strzelistą? Kogoś obchodził ubłocony plac, szerokie korytarze ośrodka pełnie niezagospodarowanych sal? Obchodziło tylko nieczęsto witające tutaj dostawy z miasta. I jego lokatorów.
Lokatorów niezbyt licznych, trzeba zaznaczyć. Od kiedy fort odkupił ekscentryczny czarodziej Anubatraks utrzymywał on tylko cztery osoby cywilnej służby – gotujące małżeństwo, lekarza i i parobka oraz pięciu zbrojnych. Jednak wystarczało mu to do życia, prowadzenia eksperymentów i zapewniania sobie spokoju. Ileż to można było usłyszeć na jego temat! Twierdził, że dokonał udanej podróży w przeszłość. Wygłosiwszy referat i pokazawszy dane w Kryształowym Królestwie został okrzyknięty szaleńcem albo szarlatanem. Czarodziej który twierdził, iż dokonał ogólnego opisu taumaturgicznego czystej sztuki – lecz nigdy nie pokazał całego tekstu rozprawy. Tego typu przedsięwzięć było naprawdę dużo i nie przysparzały one estymy Anubatraksowi. Powiedzieć, że posiada on mieszaną reputacje to rzecz bardzo delikatnie o jego personie.
Jednak z jakiegoś powodu Metatron mu ufał.
Minęły ledwie trzy dni pobytu wiekowego czarodzieja na zamku. Plotki szybko się rozprzestrzeniają. Już w tak krótkim czasie poprzez przełęcz docierali do nich rozmaici szarlatani, młodzi adepci sztuk tajemnych oraz kilku ciekawskich – wszyscy skuszeni widokiem złamanego czarodzieja. Metatrona, chodzącej plotki. Stracił to moc czy nie stracił? Umiera? Co tu robi? Pono się leczy! Za którymś razem pradawny miał po prostu dość i teleportował natrętów trzy miasta dalej.
Tymczasem trwał obiad w Fortecy Łabędzią. Na początku stołu siedział sam gospodarz mający widok na wszystkich gości. Nosił kruczoczarną, delikatnie przystrzyżoną brodę która kontraktowała z łysiną na głowie oraz mocą zmarszczek na surowym obliczu Anubatraksa. Byl on surowym w obyciu, niskim jegomościem który nigdzie nie ruszał się bez swego złotego, wyłożonego nef retem kostura. Pytano bezczelnie o fundusze śmiał się rozmówcom w twarz.
Trzeba przyznać, że w jego domu obowiązywała dość osobliwe reguły jadania. Czarodziej do stołu zapraszał nie tylko Metatrona oraz zielarkę która jadła sama oraz pomagała raczyć się posiłkiem paralitykowi. Jako gości potraktował również resztę świty czarodzieja oraz małą wróżkę która teraz wzlatywała nad jadłem. Poza nimi obecny był zawsze lekarz, wielki, gruby i niesamowicie pogodny człowiek przypominający z twarzy radosnego prosiaka. Przyjaciel Anubatraksa oraz człek bardzo uczony.
- Od kilku miesięcy mam nieodparte wrażenie, że o kimś zapomniałem – stwierdził Metatron o dziwo bez kaszlu. Rześkie, staczające się z górskich zboczy powietrze służyło mu.
- Znam miejsca gdzie uważa się to za dobry omen – uśmiechnął się Anubatraks – albo i jeszcze lepszy. Pan Metatronie, posłał jeszcze po kogoś? Sam uczyniłem podobny krok, ten człowiek powinien w zasadzie być już wczoraj.
- Rozmawiałem jakiś czas temu z niebaninem, Rhys z miana. Znam go dość długo – Metatron zakaszlał – nie jest aniołem, więc można mu ufać. Wart jest więcej niż pełna obsada zamku, do tego uczciwy. Wolałbym aby tylko jego uczciwość mi się przydała...
- Nie liczyłbym na to – stwierdził drugi czarodziej z nutą smutku w głosie – kiedy przybędzie?
- Informowałem go blisko dwa tygodnie temu, oferowałem transport magiczny. Niestety, w międzyczasie musiał być na planach – przerwa na oddech – niebiańskich. Zawsze wtedy go gubię, wzorce demoniczne i piekielne są łatwe. Niebiosa wymagają badań których nie prowadziłem. Wie gdzie przybyć.
Na zewnątrz rozpadało się.