FargothRóża bez kolców.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Uwadze gotlandczyka nie uszedł fakt, że krasnoludy w żaden sposób nie zareagowały na zabranie im wody. Po prostu kontynuowali swoje zajęcia, jak gdyby nic się nie wydarzyło. „Może myślą, że oddam im z nadwyżką?” Melmaro uśmiechnął się i spojrzał na ogień. Może i płomień nie był zbyt duży, jednak już na obecnym etapie znacząco rozświetlał najbliższe otoczenie. Smoka wciąż nie było, jednak krasnoludy postanowiły rozprostować nogi, w wyniku czego każdy znalazł się w innym miejscu. Do czasu przybycia wszystkich, na polanie było tak spokojnie. Tylko on, i kotka. A teraz? Pięć osób więcej, i faktycznie – pięć razy większy harmider. Każdy zajmował się czymś innym, niekoniecznie pożytecznym.
Blondyn z aprobatą spoglądał na kobietę, i to, co najwyraźniej próbowała zrobić, czyli zbudowanie prowizorycznego schronienia. „Widać, że zna się na rzeczy, dobrze kogoś takiego jest mieć przy sobie.” Co do jasnowłosego, kiedy tylko Loring zorientował się, co ten zamierza zrobić, odwrócił głowę. Nie miał zamiaru oglądać, jak kotka jest zszywana, niczym poprute ubranie. Ponadto, również jeden z krasnoludów, przebywający obok medyka, sprzeciwiał się stanowczo jego metodom, podając się za lekarza, i zalecając zastosowanie ziół. „Zioła zawsze pomagają, to chyba doby pomysł…” Ale gotlandczyk nie zamierzał się wtrącać, zawierzając jasnowłosemu w sprawie Acilli. Sam skupił się na pilnowaniu ogniska, podkładaniu chrustu, patyków i wysłuchiwaniu niejakiego Ryhkina, który deklarował mu swój topór. „Myśli, że kotka jest moją ukochaną? Hah, to ciekawe.” Blondyn uśmiechnął się i odpowiedział krasnoludowi wesoło.
- Ależ oczywiście, wierzę w bitewne umiejętności szanownego krasnoluda, i z całą pewnością nie chciałbym mieć pana za wroga. Zostaliśmy napadnięci, owszem, ale już wszystko w porządku, nie ma co się martwić ani bać. Nie znam się na krasnoludzich metodach walki, ale jeśli wolicie uderzać z wysoka, to zapewniam, że w najbliższym czasie do żadnego starcia nie dojdzie, więc można zostawić moje plecy w spokoju.
Głośny, smoczy krzyk rozległ się akurat wtedy, gdy Loring zagadywał Ryhkina o jego doświadczenie wojenne. Blondyn w reakcji skrzywił się, a po chwili zobaczył duży kształt zmierzający w jego stronę. Jednakże nie dość duży, by okazał się być znajomym smokiem. „Co to…?” Zdążył pomyśleć wojownik, zanim rzucił się w bok, upadając na trawę i przeturlowując się kilka metrów, w celu uniknięcia zderzenia z dziwnym obiektem. Dopiero wtedy Loring zobaczył co to jest. „Latający wół… No, to teraz widziałem już chyba wszystko.” Trzy sekundy. Tyle czasu melmaro miał na spokojne przyjrzenie się zwierzzynie, po czym kolejny wielki obiekt – tym razem już smok – wpadł do jeziora, wyrzucając w powietrze smugę wody, przy okazji zalewając brzeg. Wszystko to było tak dyskretne, że blondyn zdziwiłby się, gdyby w mieście nikt tego nie usłyszał. Krasnoludy chyba bały się smoków, bo na sam widok bestii wpadły w panikę, czego ofiarom stało się chociażby rozpalone przez wojownika ognisko.
Kolejny raz zapadła głęboka ciemność, jednak to nie pozbawiło sytuacji komizmu. Gotlandczyk wybuchł śmiechem, po czym podniósł się.
- Szanowny krasnoludzie, skoro własnym ciałem gasisz ognisko, to nie wątpię, że z pomocą topora możesz czynić naprawdę wiele.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        To, że krasnoludy przed nim pouciekały, było naturalną rzeczą, której można się było spodziewać. Dérigéntirh postanowił na razie zostawić ich i zwrócił się do pozostałych, zgromadzonych przy jeziorze.
- Przyjmijcie moje przeprosiny za to - powiedział. - Myślałem, iż ten wół jest martwy. Jad wiwerny stwarza takowe złudzenie. Podczas lotu zaczął się straszliwie szarpać i wypadł mi z łap, więc zrobiłem jedyną rzecz, jaką zrobić mogłem.

        Następnie spojrzał na zgaszone ognisko.
- Z tym to można coś zrobić - powiedział, po czym łapą ostrożnie poprawił je i zionął cienkim strumieniem niezbyt gorącego, złotego ognia. Ognisko zajęło się i po chwili znowu tańczył na nim płomień. Dérigéntirh chwycił woła i upewnił się, czy tym razem naprawdę jest martwy. Było tak, więc mógł bezproblemowo go upiec. Najpierw jednak było kilka spraw.
- Wyjaśni mi ktoś, skąd się wzięły tutaj te maluchy - spytał, wskazując głową na krasnoludy. - I jak czuje się kotka?

        Po zadaniu tych dwóch pytań dodatkowo postanowił rzucić iluzję, która ukryłaby ich przed niechcianymi gośćmi. Nagiął okolicę do swojej woli. Teoretycznie nic się nie zmieniło. Jednak ktoś, kto patrzyłby na jezioro z zewnątrz, dostrzegłby w jego miejscu wielką przepaść. Oprócz tego wszelkie dźwięki z wewnątrz były tłumione. Może nie była to najbardziej wiarygodna iluzja, ale wątpił, by jakikolwiek człowiek zaryzykowałby taki upadek.

        Po rzuceniu zaklęcia zaczął powoli opiekać woła, używając do tego niewielkiego i niezbyt gorącego płomienia. Jednocześnie wsłuchiwał się w wymianę zdań przebywających nad jeziorem, gotów w każdej chwili do odpowiedzi na jakieś pytanie.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ogarnięty strachem krasnolud Gorlo, uciekał z polany zupełnie nie zważając na przedmioty znajdujące się na jego drodze. Fakt iż cała trójka brodaczy zawczasu przygotowywała się do walki, ubierając ciężkie zbroje, umożliwiał im teraz swobodne taranowanie napotkanych przeszkód. Konstrukcja składana przez kowalkę według założeń miała opierać się na dwóch rozłożystych dębach rosnących na skraju obozowiska. Feyla montowała właśnie belki pod wiązar dachowy, mocując je do konarów drzew, gdy spanikowany krasnolud wpadł w podpory utrzymujące prowizoryczne schronienie, roztrzaskując je doszczętnie. Siedząca na drzewie dziewczyna, pozbawiona oparcia runęła w dół. Szczęśliwie chwyciła się gałęzi drzewa, przez co udało jej się chociaż trochę zamortyzować upadek pomiędzy gruzowisko tego co jeszcze przed chwilą stanowiło zalążek budowy.
- Cholerna łajzo, patrz gdzie leziesz. - Feyla wrzasnęła na Gorla. Zamierzała właśnie udać się w pościg, by dać draniowi nauczkę za zniweczenie jej wysiłków, gdy nagle wokół niej zrobiło się ciemno a po chwili drugi z krasnoludów wpadł prosto na nią.
- Uciekaj! – Krzyknął Ryhkin, pociągając zdezorientowaną dziewczynę w stronę lasu. – Nie ruszać się. Jeśli nas wyczuje, czy usłyszy to jesteśmy martwi. – Tym razem szeptem, krasnolud poinformował resztę jak mają się zachować.
Cała trójka, Feykla, Gorlo i Ryhkin, leżała teraz w zaroślach obserwując w napięciu smoka zbilżającego się na polanę. Z zdziwieniem zauważyli że bestia zamiast zmasakrować pozostałego na niej rycerza, jak gdyby nigdy nic rozpoczęła z nim dyskusję, a nawet wykazała się wielce pomocna. Wniosek z rozgrywającej się sceny mógł być tylko jeden. Mężczyźnie udało się okiełznać bestię, a ta mu służyła. „Właściwie to nie mam pojęcia skąd wziął się ten człowiek wraz z smokiem. Czy w ogóle są z sobą jakoś związani?” zastanawiała się kowalka, gdy tymczasem dwójka krasnoludów od razu przystąpiła do działania. Oboje wbiegli na polanę i padli niemal płasko przed Loringiem, na przemian to klęcząc to bijąc pokłony.
- O panie, wybacz iż wcześniej potraktowałem cię jak równego sobie. – Ryhkin niemal płakał z wzruszanie i skruchy – Nie miałem pojęcia….
- Ten który okiełznał smoka, lata na nim i rozkazuje mu – Dodał pośpiesznie Gorol – To dla nas niezwykłe szczęście i zaszczyt spotkać kogoś takiego. Żyliśmy w przekonaniu iż ludzie twojego pokroju to tylko legendy, jednak dziś przejrzeliśmy na oczy. Pozwól panie byśmy wszyscy ofiarowali ci swoje usługi.
- Niech mnie gorące żelazo popieści, - Feyla przecierała oczy z zdumienia. Zamiast spodziewanego przerażenia, trójka krasnoludów nagle gotowa była lizać stopy rycerza, tylko dlatego iż ten przemówił do smoka. - A tym u licha co jest?
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Crevan nie widział co dzieje się wokół niego, nie interesowalo go to zbytnio. Zamierzal zrobić to, co do niego należy porządnie, najlepiej jak tylko potrafi. Wprawdzie wzrok miał bardziej niż doskonaly, a palce zręczne i precyzyjne, to jednak ciężko mu było zszyć rane kotki, było ciemno a jemu trzesly się dłonie, choć sam nie wiedział dlaczego. Stres? Strach? Sam nie umial poprawnie nazwac tego ucuzucia i nawet uśmiech na jego bladej twarzy nie był w stanie ukryc emocji jakie drzemaly w nim w srodku.
-E...Adziu...bo...wiesz, smok przyleciał...-Zagadywal bialy szczur stojąc na kamieniu obok swojego pana.
-Wiem... Odpowiedzial bialowlosy zaciskając i rozluzniajac biale, pajęcze palce by zniwelować ich drzenie.
-No to może bys jakos zareagowal? Szczur czul się mocno zażenowany, ze musi tlumaczyc panu takie rzeczy. -No wiesz, zrobil cokolwiek czy cos...
-Jessstem zajęty...Mruknal Upadly konczac zaszywać rane w maksymalnym skupieniu. Wiedzial, ze musi to być zrobione idealnie. -A potem trzeba będzie zbic tej malej goraczke... Nie wiem czy uda mi sssie tutaj cokolwiek zrobić... Najlepiej byłoby ja odwieźć do miasssta... Gadal bardziej do siebie niż do szczura, jakby sam szukal rozwiązania myslac na glos. Na ziolach znal się średnio, bardzo dużo informacji po prostu wyleciało mu z glowy bo ich nie uzywal.
Nie widział komizmu sytuacji z krasnoludami, nie widział wola, nie widział smoka, nie widział niczego procz Acili. -Dobraaa...ssskonczone... usmiechnal się tak, ze wygladal prawie normalnie. Blada dlon zanurzyla się w jego srebrnych włosach delikatnie ciagnac za warkoczyk i rozpuszczając długie za pas wlosy . -Ale nie będę jej budzic, niech spi...przynajmniej nie będzie czula, ze ja boli.
Zabral szczurka na rece i poszedł odnieść nic i igle, oraz zalozyc plaszcz. Być może to efekt stresu, ale było mu strasznie zimno. "Albo po prostu za mało czasu spędzam na dworze..." Dopiero po chwili zdal sobie sprawę z absurdu tej myśli- praca grabarza domowym zajeciem nie była...
Kapalusz, plaszcz, szarfa... Tak bardzo był przyzwyczajony do ich noszenia, ze bez nich czul się wręcz nagi. Do ognia jednak nie zdecydowal się podejść, z jakiegoś powodu nie miał ochoty siedzieć przy wszystkich... Adrienie, doprawdy... az tak bardzo nie znosisz ludzi?"Machinalnie zaczal krecic pierścieniem na palcu czując jaki jest teraz chłodny, choć jeszcze zaledwie godzine temu parzyl go w dlon. Miał szczera nadzieje, ze jeszcze zapiecze tego wieczotu.. ze anioł znow się pojawi... I tym razem bialowlosy rozprawi się znim na dobre.
Obserwowal wszystko i wszystkich zastanawiając się jak się stad wymknąć. Wiedzial, ze powinien potem wrocic, ale nie był pewien kogo spotka na swojej drodze, kim okaze się anioł na którego tak zawzięcie poluje... No i zostawienie panienki Feyli i Acili w towarzystwie pieciu mężczyzn byłoby glupota... "Może sam pojawi się w pobliżu..."- Pomyslal z nadzieja, choć wiedział, ze jeśli ktokolwiek zobaczy go jak wyjątkowo brutalnie morduje anioła będzie miał prawo go zabic...
Pierscien zaczal delikatnie grzać w palec. Zielony klejnot stawal się coraz bardziej goracy i dla Upadlego jasne było, ze jego zwierzyna znajduje się nie dalej niż 400 metrow od nich... Chcac nie chcąc musial się pospieszyc..
-Panienkooo... Zagadnal Feyle podchodząc do niej i pochylając się nad jej uchem. -Musze zalatwic jedna rzecz w pobliżu miasssta... Wroce tak szybko jak się da, pilnuj ich, nie wygladaja na zbyt rozgarniętych...Powinienem wrocic za...-postukal się palcem w brode- za jakies...dwie godziny... W końcu ile moglo mu zajac rozbrojenie anioła? Lekko skrzywil się z bolu gdy pierscien znowu go zapiekl. -I żeby nie przyszlo ci na myśl isc za mna...- przykazal od razu powazniejac. -O kotke ssssie nie martw... Skinal jej glowa i wskoczyl na konia nie majac zamiaru sluchac jej wymówek czy narzekan; misja misja, ale miał swoje zasady, których się trzymal.
Siedzial po damsku, wiec musial się trzymać gdy kon wierzgnal podrywając się do biegu. Powietrze przecial tylko psychodeliczny smiech mężczyzny, a potem zniknal gdzies miedzy drzewami.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring z uśmiechem przyjął ponowne pojawienie się ognia, i machnięciem dłoni zbył przeprosiny smoka. Rozejrzał się i zauważył, że wysoki nadal jest przy kotce, lecz krasnoludy – razem z kobietą – leżą w pobliskich krzakach i ukradkiem zerkają na bestię. Melmaro zauważył już jak bardzo brodacze boją się skrzydlatej istoty, więc ich reakcja go nie zaskoczyła, choć wyglądało na to, że i kobieta woli zachować ostrożność. „Jestem krasnoludzim wojownikiem, szczycę się wojaczką i ofiaruję swój topór w obronie twej ukochanej.” Blondyn parsknął wesoło, zważywszy na fakt, że owy „wojownik” chował się właśnie w zaroślach, razem z innymi. „Mniejsza o nich, lecz ich głupota mogła wyrządzić tej kobiecie krzywdę.” Gotlandczyk widział przecież, jak budowała prowizoryczny schron, usłyszał później uderzenie, a resztę jego oko zdążyło zarejestrować, przed zapadnięciem ciemności. Tak, zdecydowanie tchórzostwo krasnoludów naraziło ją na poważne niebezpieczeństwo, tylko jej refleks i szczęście zapobiegło czemuś więcej, niż siniakowi.
- Ależ to nic, panie, naprawdę. Każdemu smokowi z pewnością mogło się to zdarzyć, choć przyznaję, że gdybym się nie ruszał, to wykazałbyś się bardzo dobrą celnością, jeśli chodzi o spuszczanie wołów. Co do… maluchów… - Loring ledwo powstrzymał śmiech, rozbawiony użytym przez bestię określeniem. – Nie wiem skąd one się tutaj wzięły, przyjechały razem z tamtą dwójką.
Wojownik zerknął w stronę leżącej Acilli, i akurat uchwycił wzrokiem moment, w którym medyk wstaje i idzie w stronę swojego wierzchowca, a jego mowa ciała wyraźnie świadczy o tym, że skończył to co miał do zrobienia. – Z kotką chyba wszystko w porządku, najwyraźniej medyk już ją zszył, wyzdrowieje, jestem o tym przekonany.
Loring miał o coś zapytać smoka, kiedy nagle stało się coś, czego ten nigdy nie doświadczył, nawet w klanie, gdzie przecież cieszył się olbrzymim szacunkiem. Krasnoludy… Oddały mu pokłon. Zakłopotany wojownik nie wiedział co powiedzieć, poza tym brodacze nie dopuszczali go wcale do słowa. Najwyraźniej uznali, że – co było naprawdę absurdalne – smok mu służy, a melmaro jest jego panem. Blondyn przypuszczał, że takie coś może głęboko urazić smoka, więc od razu rzucił mu przepraszające spojrzenie, po czym odsunął się odrobinę na bok. Głośny, dziwaczny śmiech zbił go trochę z pantałyku. Zerknął w stronę jego źródła, i zobaczył odjeżdżającego medyka. „A ten co, gdzie się wybiera? Co go tak rozśmieszyło? I dlaczego jedzie po damsku? Nieważne, muszę teraz chyba coś komuś wyjaśnić.” Blondyn już miał otworzyć usta, kiedy nagle wpadł na genialny pomysł. Miał tylko nadzieję, że smok natychmiastowo odczyta jego zamiary, i się nie wścieknie.
- Nie, nie, mylicie się, szanowni brodacze. Nie jestem panem tego tutaj smoka, ale po części macie rację. Jestem jego jeźdźcem, jednym z dwunastki pozostałej w Alaranii. Muszę niestety przyznać, że obraziliście swymi słowami zarówno mnie, jak i jego. Smok sam wybiera jeźdźca, jesteśmy sobie RÓWNI. Sugestia, że jest moim zwierzakiem jest odrażająca. – Loring przybrał poważniejszy wyraz twarzy, choć w środku wręcz pękał z rozbawienia. – Jeźdźcy żyją setki lat, to jest korzyść połączenia ze smokiem. Nie raz spotykałem już krasnoludy, ale nigdy tak strasznie tchórzliwe. I ty, ty szanowny Ryhkinie. To jest twoja odwaga? Smutne… Naraziliście swym tchórzostwem tamtą oto niewiastę – dłoń wojownika wskazała Feylę – na niebezpieczeństwo. Nie toleruję czegoś podobnego. Jeśli nie chcecie bym was zabił, to zrobimy coś innego. Najpierw oddacie pokłon smokowi, błagając go o przebaczenie waszej arogancji i kretyństwa, później – tym razem za tchórzostwo i egoizm – pokłonicie się przed kobietą, i SAMI odbudujecie dokładnie to, co ona stworzyła, a coście wy zniszczyli. To chyba wszystko… A, nie. Jeszcze jedno. Jak już wspomniałem wcześniej, poważnie rozgniewaliście mnie i mego towarzysza, co musicie naprawić. Od zawsze rozśmieszali nas ludzie chodzący na rękach. Wy nimi co prawda nie jesteście, ale to nic. Wierzę, że jeśli się postaracie, to dacie radę. Tak więc wasza dwójka przejdzie się kilka metrów na rękach, a ten trzeci, stojący na boku i nie zabierający głosu, w tym czasie zrobi trzy gwiazdy. Uważam, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, jest nadal obowiązujące w waszych szeregach, i BARDZO nie chciałbym się dowiedzieć, że jednak tak nie jest.
Loring ciągle powstrzymywał się od wybuchu, nie mogąc się doczekać rezultatu swych słów. Coś mu mówiło, że naiwni brodacze i w to uwierzą.
- No to ostatnia sprawa, pokuta za wasze niecne uczynki. Jeśli i to zrobicie, zapomnimy o okazanej nam zniewadze. Po wszystkim, co nakazałem wam przed chwilą, macie przyjąć osobistą karę od kobiety, to jest być jej posłusznymi i bez marudzenia spełniać każdy jej rozkaz.
Gotlandczyk odwrócił się w stronę smoka i puścił mu oko, a później wrócił do krasnali, skrzyżował groźnie ręce na piersiach i zaczekał na ich reakcję.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Acila stopniowo odzyskiwała świadomość. Nie miał pojęcia jak długo spała, gdzie jest, ani co działo się z nią w czasie gdy leżała nieprzytomna. Jak przez mgłę pamiętała że była ranna i potrzebowała pomocy, lecz teraz wyglądało na to że wszystko z jej zdrowiem jest w porządku. Była osłabiona, straszliwie głodna, a głowa bolała ją od nadmiaru bodźców zewnętrznych docierających gromadnie do jej umysłu, ale jej życiu nic już nie zagrażało. Przez jakiś czas siedziała nie otwierając oczu. Już same krzyki i odgłosy otoczenia były trudne do ogarnięcia. Kotołaczka bała się ze dodatkowy zmysł wzroku przeciąży jej umysł, a boląca głowa eksploduje od nadmiaru informacji. Uważnie wsłuchiwała się otaczającą ją scenerię, próbując ustalić swoje położenie.
- Co to ma znaczyć ze sobie jedziesz? Wracaj tu! – Krzyczała kobieta, zagłuszając swoim wrzaskiem wszystko inne. Najprawdopodobniej stała gdzieś blisko, gdyż kotołaczka czuła jej zapach. Była w nim determinacja, złość oraz poczucie obowiązku. – Chcesz sobie ot tak prysnąć, a mi zostawić cały bałagan?! Umawiałeś się z tymi dziwakami to teraz działaj! Najlepiej …. – Dodała już ciszej, tak że dopiero w tej chwili Acili udało się rozpoznać głos kowalki - Wrrr jak ja go nie cierpię. I co mam teraz powiedzieć tym krasnoludom? O a ty już jesteś z nami. To miło. – Ostatnie dwa zdania najwyraźniej skierowane były do niej. Dziewczyna otworzyła oczy. Ujrzała twarz kobiety bezpośrednio nad sobą.
- Acila zdrowa? – Spytała niepewnie.
- Na to wygląda. Ten chudy grabarz najwidoczniej skrywa więcej talentów niż tylko kopanie dołów dla truposzy. – Odpowiedziała kowalka. Acila pociągła bluzkę chcą przyjrzeć się ranie i upewnić się ze wszystko jest w porządku.
- Hej co ty robisz. Nie musisz się tu zaraz negliżować przy wszystkich – Feyla usiłował ją powstrzymać przytrzymując ręce kotołaczki, a ta wyrywała się na wszystkie możliwe sposoby. Chciała zobaczyć czy jej organizm faktycznie poradził sobie z raną i zrobił to jak należy. Dziewczyna nie mając świadomości że na polanie poza nimi znajduje się tez piątka mężczyzn, zupełnie nie rozumiała zachowania kowalki. W końcu Feyla naciskając na jej obolała ranę, spowodowała nagły atak bólu i kotołaczka musiała się poddać.
- Ale Acila chce …
- Zapewniam cię ze nikt nic nie chce. A już na pewno nie powinnaś robić tego tutaj.
- Jesteś moją nową panią? – Upewniała się dziewczyna.
- Ja? Nie. To znaczy tak. W pewnym sensie. Tyle że u mnie się nie służy. Służba jest dla bogatych pudernic. A w kuźni nazywamy to pracą. Na razie tym będziesz się zajmowała.
- Acila będzie pracować – Kotołaczka uśmiechnęła się z zadowoleniem, chociaż nie miała pojęcia, co dokładnie chciała jej przekazać kobieta.
- Dobrze. A zatem na początek powiedz mi czy w zamtuzie spotkałaś jakiegoś krasnoluda?
- Co to jest w zamtuzie?
- O rzesz. To będzie trudniejsze niż myślałam. – Feyla ukryła twarz w dłoniach, nie chcą okazywać emocji. – Tam gdzie mieszkałaś wcześniej. A krasnoludy to takie istoty … - Kowalka zawczasu postanowiła wytłumaczyć wszystko szczegółowo by dotrzeć do umysłu dzieciaka. Z pomocą przyszedł jej Tarinki zbliżając się do dwójki kobiet. Teoretycznie z pomocą. Wprawdzie dzięki niemu Feyla mogła wytłumaczyć Acili kim jest krasnolud, tyko że osobnik ów stał teraz na rękach, do tego próbował się pokłonić przyjmując w ten sposób jeszcze dziwaczniejszą pozycję, a na dodatek straszliwie bełkotał, nie tyle z strachu przed smokiem co z niewygody.
- ..elmozna…. ani…. wybaszy. Jest mi ykroo. Ja odbuduje to … cosz.
- Cholerne łajzy!. Czy wszystko musicie mi utrudniać? – Nie wytrzymała kowalka, kopiąc krasnoluda w zadek – Wynoś się stąd. - Tarinki rzucił się do ucieczki. Biegł teraz na czworakach nie do końca będąc pewnym czy smoczy rycerz zwolni go z obowiązku chodzenia na rękach w czasie ucieczki. A przecież musiał, tratować się przed gniewem tej kobiety.
- Nie takich istot Acila nigdy nie widziała. – Oznajmiła kotołaczka, przyglądając się z zaciekawieniem uciekającemu krasnoludowi.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Po chwili skończył przypiekać woła. Spalił warstwę tłuszczu, otaczającą prawdziwe, dobre mięso, które smoczy ogień opiekł na złoto. Przyjemny aromat mięsiwa unosił się w powietrzu. Zadowolony ze swej roboty Dérigéntirh odłożył ostrożnie upieczonego woła na bok i wsłuchał się w słowa Loringa.
- Przyznaję, iż wcalem nie celował – powiedział na uwagę melmaro. - Jeżeli towarzysze do tej dwójki przylegają w takowym tempie, to niedługo armię stworzyć będzie można.
Wtedy krasnoludy w końcu porzuciły swoją niezbyt dobrą kryjówkę. Wybiegły na polanę i padły niemal płasko na ziemię, co smok mógł zaobserwować pierwszy raz w swoim niezwykle długim życiu.

        W pierwszej chwili postępowanie krasnoludów naprawdę mocno go rozśmieszyło. Trochę tylko zdziwiło, że biją pokłony akurat przed Loringiem, ale taka scena była warta zobaczenia. Warte zapamiętania: i tak już niscy przedstawiciele rasy podziemnych skałowierców biją pokłony przed rycerzem, przepraszam, melmaro, w lśniącej zbroi, a obok niego złocisty smok obserwuje rozwój wypadków. Wiem, że się powtarzam, ale ta noc naprawdę jest jedną z dziwniejszych, jakie przeżyłem. Cała zaistniała sytuacja wprawiła go w dobry humor.

        Kiedy jednak ta banda brodatych maluchów nazwała Loringa człowiekiem, który okiełznał smoka i rozkazuje mu, Dérigéntirh pomyślał, że warto by rozważyć możliwość przypalenia im bród, jeśli nie czegoś więcej. Wychwycił jednak przepraszające spojrzenie melmaro, więc postanowił na razie powstrzymać się od impulsywnego działania. Nagle usłyszał i zauważył, jak wysoki albinos odjeżdża na swoim koniu. Kotka uleczona? Mam taką nadzieję. Tylko ciekawe, dokąd on się wybiera. Mam nadzieję, że moja iluzja go nie zmyli, kiedy, a może powinienem powiedzieć: jeśli wróci.

        Wtedy Loring odezwał się do krasnoludów. Jego pierwsze słowa przyjął z aprobatą, jednak gdy usłyszał „po części macie rację”, spojrzał przenikliwie na melmaro. Kiedy ten kontynuował swój monolog, smok na przemian, czuł aprobatę i dezaprobatę. Stąpasz po zatrważająco cienkim lodzie, drogi melamro. Uważaj, aby nie pękł ci pod nogami. Z tą swoją zbroją utoniesz w mgnieniu oka. Końcowy rezultat jednak zadowolił go. Chodzące na rekach krasnoludy stanowiły zaprawdę rzadki oraz niezwykle zabawny widok. Dérigéntirh powstrzymywał się od wybuchu śmiechu, starając się jak najlepiej zapamiętać tę chwilę. Muszę kiedyś poprosić kogoś, aby mi to namalował, pomyślał. Zawieszę sobie nad kominkiem, kiedy osiądę w jakimś miejscu.
- Coś czuję, iż po Alaranii mogą niedługo począć chodzić dziwne plotki – powiedział do Loringa na tyle chicho, aby krasnoludy go nie usłyszały. - Skąd wziąłeś pomysł ze smoczymi jeźdźcami? Zresztą nieważne. Teraz warto coś zrobić z tym wołem. Podobno kotka chciała jeść.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Wszystko dziś szło nie tak jak powinno. Grabarz gdzieś czmychnął, pozostawiając ja samą z bandą obcych. Feyla nie miała pojęcia co powinna zrobić. Nie wiedziała czemu mężczyźni postanowili się spotkać na polance w środku lasu? Jaki cel przyświecał rycerzowi i smokowi, o krasnoludach w ogóle nie chciała rozmyślać gdyż ci stanowili jeszcze większą zagadkę? Ale pozostali dwaj? Czy chcieli dołączyć do drużyny? A może potrzebowali jedynie rozmówić się z jej dowódcą, by następnie rozejść sie w swoją stronę? W każdym razie będą musieli czekać. Kowalka nie planowała z nikim się tu spotykać więc i nie miała zamiaru wykazywać specjalnej inicjatywy w nadchodzących rozmowach.
Chciała za to wyciągnąć jakieś informację od kotołaczki, ale nie bardzo potrafiła rozmawiać na sposób rozumowania tamtej. Wszystko wskazywało na te ze dotarcie do Acili zajmie jej znacznie więcej czasu, a to z kolei oznaczało że będą musieli dziewczynę ciągnąć za sobą.
No i pozostawały jeszcze krasnoludy. Ich zachowanie wskazywało na to że bez względu na okoliczności zawsze będą mieć trzy plany prowadzące do wybranego celu. Niby każdy z nich robił co innego, często sprzecznego z dwójką pozostałych, ale w ostateczności wszyscy dążyli do tego samego. Tak jak przed pojawieniem się smoka każdy z nich zaczepiał jedną osobę, by w gruncie rzeczy jak pozostali namawiać do powrotu do Fargoth, tak i teraz po wysłuchaniu reprymendy od rycerza, każdy z krasnoludów zachował się w inny sposób, by w efekcie osiągnąć znany tylko im cel. Cel którego nie potrafiła domyślić się Feyla co tylko potęgowało jej irytację. Najwyraźniej rozkazy mężczyzny zbiły nieco z tropu krasnoludów, ale już po chwili cała banda zaczęła działać.
Tarinki ochoczo wykonywał polecenia rycerza pragnąc zaskarbić sobie jego zaufanie. Łaził na rękach zgodnie z przykazem, płaszczył się przed Feylą a nawet spróbował naprawić uszkodzone obozowisko. Ryhkin natomiast niemal obraził się na słowa jakie dane mu było usłyszeć. Usiadł z boku nic nie mówiąc ani nie robiąc, a gdy tylko zwietrzył okazję dosiadł kuca i popędził za uciekającym grabarzem. Czyżby sądził że ten doprowadzi go do miasta? Z kolei Gorlo szukał u kowalki pomocy odgrywając starego chorowitego starca.
- Zlituj sie nad nami panienki. Stary Gorlo nie ma już sił by wypełnić polecenia władcy smoków. Wprawdzie obowiązek nakazuje nam słuchać tego człeka, ale mój wiek na wiele już nie pozwala. Błagam cie przekonaj go, by nie zadawał mi takich tortur.
- A niby dlaczego miałabym ci pomagać? Jak dotąd raczysz mnie samymi oszustwami. Właściwie to miałam zamiar zgłosić cię na ochotnika do sprzątania gdy tylko smok skorzysta z toalety. - Feyla nie mogła darować sobie tej uwagi. - A teraz raczysz wybaczyć, ja i kicia mamy cos do omówienia.
- Proszę cię. To nie z niechęci ale w trosce o siebie byłem taki nieufny. - Zapewniał Gorlo. - Teraz widzę iż niesłusznie. Powiem prawdę. Jestem kupcem. Większość z moich pobratymców słyszało o Nurdinie i jego planach. Ale wiesz jacy są krasnoludowie. Żyjemy dniem dzisiejszym. Nie mamy w zwyczaju martwic sie na zapas. Mało kto zakłada że praca Nurdina może sie udać, a nawet jeśli osiągnie sukces, to dla większości z nas dopiero będzie powód by martwić sie co dalej z tym fantem. Ja jestem inny. Uznałem ze warto zainteresować sie tym projektem już teraz by w przyszłości czerpać z niego zysk.
- I tak ci nie ufam. Zresztą nie mam na waszego bohatera żadnego wpływu. Nawet go nie znam. Spróbuj mu sprzedać swoją opowieść osobiście. Chyba że Acila ci pomoże. Ją zdaje sie lubić. Chcesz pomóc? - Feyla spytała kotołaczkę, ale ta była już myślami gdzie indziej.
- Acila chce odnaleźć szczurki. I jest głodna.
- Błagam cie o pani. - Tym razem krasnolud zwrócił się do kotołaczki. - Obiecuję ci tyle szczurów do zjedzenia ile tylko zapragniesz.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Kiedy tylko Loring wypowiedział ostatnie słowo, wszystko się zaczęło. Choć tym razem krasnoludy zaskoczyły mężczyznę, a tak dokładniej dwójka z nich, bowiem tylko jeden z miejsca zaczął wypełniać melmarskie polecenia. Człowiek znał tylko jedno imię, a tak dokładniej Ryhkina. Krasnolud nie zastosował się do woli wojownika, więcej, zachował się tak jakby go to wszystko ubodło, wsiadł na swego kuca i odjechał, kierując się za medykiem. „A może i był po części wojownikiem? Ta jego duma, heh.” Gotlandczyk uśmiechnął się. „Jeśli myśli, że dołączy do tego który odjechał wcześniej, i stworzą razem milutką grupkę, to coś czuję, że jednak się myli i otrzyma coś wręcz odwrotnego." Drugi brodacz z kolei zaczął płaszczyć się przed kobietą, jednak nie z racji tego, że taki otrzymał rozkaz, a dla własnych celów. A przynajmniej tak gotlandczyk odczytał mowę jego ciała, oraz ruch ust - jak uskarżanie się na swój los i „Dziwaczne zachcianki pana smoków, czyż nie?”.
Tylko jeden karzeł w pełni zastosował się do woli Loringa, jednak ten doskonale zdawał sobie sprawę, że robi to tylko po to, by zyskać sympatię smoka i jego, oraz ich ochronę.
- Nie wiem, tak mi to jakoś wpadło do głowy, jak pomyślałem o locie na tobie. – odparł smokowi gotlandczyk, po czym dopowiedział zafascynowanym tonem. – Ale to by było naprawdę coś! Wyobraź sobie, smok i jego jeździec. Nie, koń i pan. Przyjaciele. Razem rozwijający swoje umiejętności, połączeni – jestem pewien, że da się to zrobić – magią, w wyniku czego są potężniejsi niż być powinni. Może nawet czytający sobie w myślach? Ale cóż, to tylko fikcja. W sumie… Fantastyczne jest to dla mnie, człowieka. Może dla ciebie, panie, jest to po prostu żałosne i śmieszne. Zapewne tak właśnie jest. W żaden sposób nie chciałem cię urazić, a jeśli tak się stało, to wybacz. Nie przybyłem do tej krainy po to, by znieważać prastarą istotę. A tak wg.… ja… Przepraszam, jeśli i to cię urazi, ale… Nie wiem jak mam się do ciebie zwracać. Z tak długiego imienia nic nie zapamiętałem i nie sądzę, by jakikolwiek człowiek był w stanie się nim posługiwać, jest po prostu za długie i zbyt skomplikowane, przepraszam.
Blondyn naprawdę miał nadzieję, że smok nie jest urażony, a mówiąc wprost, polubił go. Zresztą, Loring bardzo łatwo okazywał komuś sympatię, był osobą bardzo otwartą na nowe kontakty. Myśląc o tym, zauważył, że kotka się podniosła.
- Kotka się obudziła. – Powiedział do smoka. – Powinienem dać jej jeść. Znaczy… wszystkim. – Dodał, zauważając, że sam również jest bardzo głodny.
Wolnym krokiem podszedł do kobiet, po drodze czochrając krasnoluda, mówiąc mu, że może już przestać się gimnastykować oraz zapewniając, że już nie są źli. Pozostały brodacz na jego widok zaczął przerażony bić mu pokłony i coś wykrzykiwać, jednak melmaro nie zwrócił na niego większej uwagi. Klęknął przed kotką, ujął delikatnie jej dłoń i uśmiechnął się.
- Witaj z powrotem, Acillo. Cieszę się, widzę cię przytomną, świadomą i z całą pewnością wracającą do zdrowia. Przygotowaliśmy dla ciebie jedzenie, pysznego woła na ogniu. Dla wszystkich tak dokładniej, dla ciebie też, pani. – Loring skłonił się przed kowalką.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Kon pędził jak na złamanie karku chcąc tego samego co jego pan-odnaleźć anioła. Przez tyle lat spędzonych z Adrienem polubił swoje pierwsze miejsce na widowni patrząc na scenę na której to jego pan grał główną rolę w przedstawieniu pt.: "Zabić Niebianina". Zdawało się iż nawet szczury lubią patrzeć na krwawą masakrę, którą urządzał ten niepozorny białowłosy mężczyzna o uśmiechu psychopaty i wyglądzie dobrotliwego dziadka.
Oba szczury były wprost sadystycznie podekscytowane tym, co miało się zdarzyć. Aurum i Argentum byli dla Grabarza wredni i nieprzyjemni, często złośliwi, ale nigdy nie śmieli by zwątpić iż ich pan mógłby przegrać z jakimkolwiek aniołem. Adrien nie grał czysto, oszukiwał i stosował niedozwolone sztuczki i był z tego dumny. Jak mawiał "cel uświęca środki". No nieźłe...I tak już miałem przechlapane u tej kowalki... Przecież ona mnie zabije jeśli wrócę...Hahaha...jeśli wrócę..." Zdawał sobie sprawę, że kiedyś może spotkać anioła potężniejszego od siebie, ze może zginać, ale...nie dbał o to. Konsekwentnie realizował swoje postanowienie o zabiciu każdego skrzydlatego, którego spotka na swej drodze.
Kon śmigał miedzy drzewami jak czarno biała strzała skacząc przez każdą przeszkodę kierowany ręka pana, który... sam nie wiedział dokąd jechał. Kierował się tylko i wyłącznie instynktem oraz pieczeniem pierścienia na dłoni marząc by ten go nie zawiódł i zaprowadził wprost do zwierzyny. [i"Ihihih, polowanie czas zacząć!"[/i]Uwielbiał to uczucie, podekscytowanie połączone z dreszczykiem strachu i niepewności i nuta dzikiej ekscytacji na myśl tego, co ma nastąpić.
-Szybciej Mortem...wahaha, dzisssiaj sssię zabawimy! Kon jakby tylko na to czekając zerwał się do jeszcze szybszego galopu tak, ze mijane przez nich drzewa zlewały się w jedną, brązowozieloną masę bez żadnych szczegółów.
W końcu wpadli na niewielką polanę a pieczenie na śnieżnobiałych palcach stało się nie do zniesienia. No dalej, gdzie jesteś, skaaaarbieee? Kon dreptał niepewnie w miejscu jakby szukając drogi wraz z panem rozglądając się po polanie.
Wieczorne powietrze wypełnił chichot tak bardzo niepodobny do śmiechu Adriena. Ewidentnie był tu ktoś jeszcze... Białowłosy nie mógł tylko dostrzec gdzie...
-Pssst, to mnie szukasz? Dobiegł go głos gdzieś ponad nim. -No dalej, staruszku, rozejrzyj się trochę... Podjudzał dalej.
-Wyłaź, Averso, słyszę że to ty... Mruknął Grabarz z wyraźnym politowaniem w glosie. Nie spodziewal się go...Kazdego, ale nie jego-Twój impertynencki ton nic się nie zmienił przez te wszystkie lata...Mężczyzna spojrzał w gore i dostrzegł przystojnego anioła w złotych lokach o niewinnej twarzy.
Anioł zeskoczył z drzewa z głośnym: "lup" i stanął tuz przez Grabarzem, który zeskoczył z konia łącząc palce w wieżyczkę i uśmiechając się niepokojąco. -Sssspotykamy sssie po tylu latach....pamiętasz mnie jeszczeeee?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Po wysłuchaniu słów Loringa, odpowiedział:
- Po pierwsze: nic nie jest dla mnie żałosne, a zwłaszcza to. Po drugie: nie jestem panem niczego, oprócz samego siebie, więc nie zwracaj się tak do mnie. Na przyszłość pamiętaj, aby przy smokach uważać na słowa. Nie chodzi tylko o to, aby ich nie obrazić. Mogą użyć twoich słów jak narzędzia, którym zmuszą cię do uległości. Ze mną możesz rozmawiać szczerze, ale z innymi smokami - Dérigéntirh pokręcił głową - nie byłoby takiej możliwości. I po trzecie: to imię, które ci podałem, jest moim pełnym i rzeczywiście nie znam żadnego człowieka, który by je zapamiętał. Smoki sobie z tym radzą, elfy czasami dadzą radę, ale inne rasy - niezbyt. Dérigéntirh jest imieniem, którego używam na co dzień, a jeżeli nie możesz go zapamiętać, to mów mi po prostu Dar.

        Smok nie miał pojęcia, po co dał Loringowi te rady na wypadek spotkania innego smoka. Może chcę go ustrzec, gdyby spotkał jednego spośród moich braci? Ale przecież taka szansa jest niesamowicie wprost mała. Hm, czyżbym znowu zadziałał impulsywnie? Ech, coraz rzadziej mi się to zdarza, jednak to nadal nie jest to, co chciałbym osiągnąć.

        Nagle jego przemyślenia zostały przerwane. Poczuł coś mrocznego, innego. Dérigéntirh podniósł głowę i spojrzał na zachód, skąd odczuwał tę mroczną energię. Wydawało mu się, że przynosi ją stamtąd wiatr, że kłębi się na niebie. Wyczuwam coś odmiennego od wszystkiego, co dotąd czułem. Jakby na pustyni zaczął padać śnieg, a ja byłbym pustynią. Coś się zmienia, coś nadchodzi. Coś... pradawnego, ale nie aż tak, jak ja, jednak dysponującego ogromną siłą i kierowane przeznaczeniem wymuszonym przez to. Coś się zmienia, coś nadchodzi. Tylko co to jest? Energia po chwili znacząco zmalała i była ledwo odczuwalna przez niezwykle czuły zmysł magiczny smoka. Dérigéntirh nadal trochę się niepokojąc, obrócił się w stronę Loinga.
- Niech tak będzie. Nie po to upolowałem tego woła, aby teraz leżał i się psuł.

        Wprawny obserwator zauważyłby, że trochę jest zdenerwowany. Lekkie, nerwowe machanie ogonem, nie do końca obecny wzrok i niemal niewyczuwalne napięcie w głosie. To zbyt daleko, żeby mogło nam zagrozić, jednak jest tak odmienne, że po prostu nie można się tego nie obawiać. Na łuski mego ojca, co to może być?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

"A właściwie to dlaczego nie miałabym spróbować?" Zastanawiała się Feyla. Czasu było pod dostatkiem, chciała czy nie i tak pozostawała skazana na towarzystwo mężczyzn, w przypadku porażki i tak nic nie traciła, a przede wszystkim miała Acilę, która jeśli ją umiejętnie poprowadzić wykona za nią całe zadanie. Kowalka uśmiechnęła sie w duchu do swoich planów. Sama nie miała w zwyczaju nikogo o nic prosić, za to kotołaczka najwyraźniej była do tego stworzona.
- Chodź no tu Acila. Skup się teraz. - Feyla rozpoczęła swoją grę - Hej słyszysz mnie? - Musiała krzyknąć gdyż dziewczyna bardziej była zajęta przyglądaniem się ptakom niż toczoną aktualnie rozmową, jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy że kowalka przemawia właśnie do niej.
- Acila słucha. - Odpowiedziała tamta nie precyzując czy słucha Feyli czy śpiewu ptaków.
- Dobrze. Więc pomyślałam że skoro czujesz sie już lepiej, wypadałoby poznać pozostałą część naszej ... nazwijmy to kompanii. Przy okazji co niektórym powinnaś podziękować za uratowanie swojej skóry. Ale to może zaczekać. Najważniejsze jest to że skoro pracujesz teraz dla mnie musisz zachowywać sie jak kowal. No albo przynajmniej jak czeladnik, lub uczeń czy jakby cię tu zaszeregować, hmm jako początkujący pomocnik. Niech będzie. Zresztą wszystko to, to samo co kowal tylko inaczej się nazywa. Nadążasz za mną? - Upewniała się Feyla, gdyż z strapionej miny kotołączki nie była w stanie wywnioskować czy ta pogubiła się na początku wykładu, czy też rozgryzła już całą intrygę, podśmiewając się z niej w myślach.
- Uhm..
- Dobrze. - Feyla przyjęła owo mruknięcie za potwierdzenie. - Gdy przedstawię ci innego kowala powinnaś się z nim wymienić czymś co masz. To znaczy przedmiotem którym wykonałaś sama.
- Wymienić ja mam się. - Potwierdziła Acila.
- Coś dasz, a i w zamian również powinnaś otrzymać coś od niego. - Spróbowała inaczej wytłumaczyć Feyla.
- A co Acila ma dać?
- No na przykład te twoje paciorki. - Ozdoby jakimi kotołaczka obwieszała swoje ręce, nogi, szyję czy pas, a także te wpinane w włosy, Feyla uważała za fatalne, zrobione z byle czego i na szybko, ale przynajmniej nie było wątpliwości kto jest ich autorem.
- Śliczne są prawda? - Ucieszyła się dziewczyna. - Chcesz jedną?
- Taa, przepiękne, ale nie, nie dawaj ich mi. Powinnaś je dać innemu kowalowi lub smokowi. Bo widzisz smok to też taki kowal, ponieważ kształtuje i zmienia otoczenie wokół siebie.
- Ale Acila nie wie jak smok wygląda.
- Jeszcze nie. - Kowalka niemal śmiała się na głos. Jak to możliwe ze ta mała do tej pory nie zauważyła bestii zajmującej połowę polanki? - Ale gdybyś przypadkiem takowego zobaczyła to dasz mu swoją ozdóbkę tak ...
- Dobrze. Jak będzie smok Acila da tą najładniejszą. - Zapewniała kotołaczka.
- A w zamian weźmiesz od niego smoczą łuskę - Feyla wreszcie dotarła do meritum swojego planu.
- Łuskę od smoka. - Odpowiedziała Acila stojąca plecami do bestii. Kowalka miała ja właśnie zamiar obrócić i wskazać gada, gdy nieoczekiwanie podszedł do nich Loring, przesłaniając swoją sylwetką widok na smoka. Swoim zachowaniem wprowadził kowalkę w lekkie zakłopotanie. Nie lubiła gdy traktowano ją jak damę, za to Acila z radością przyjęła widok znajomej twarzy.
- To ty - Pisnęła rzucając się człowiekowi w ramiona. Kotołaczka objęła rękoma szyję mężczyzny i wtuliła swoją głowę w jego twarz. Musiała przy tym stać na palcach, gdyż mężczyzna był od niej znacznie wyższy. Wyglądało na to że jest gotowa przewrócić człowieka i turlać się z nim razem po trawie. - Acila tak się cieszy ze jesteś.
- No nie. Do licha czy naprawdę nie możesz opanować się w okazywaniu emocji? - Nie wytrzymała Feyla, starająca się oderwać dziewczynę od rycerza. - Tam patrz. To jest właśnie smok. - Wskazała na bestię.
Acila
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acila »

Jeszcze przed chwilą Acila promieniała z radości na widok znajomego człowieka, gdy nieoczekiwane spojrzenie na najstraszniejszą kreaturę jaką dane było jej ujrzeć, całkowicie rozbiło świat wokół kotołaczki. Olbrzymie bestia o gigantycznym pysku i szponach zdawała być drapieżnikiem wręcz idealnie obdarzonym do polowania na stworzenia takie jak ona. Prężące się mięsnie i skrzydła jednoznacznie sugerowały iż jakakolwiek próba ucieczki jest bezcelowa.
- Chodź, powinnaś sie przywitać, przedstawić, podziękować za pomoc a przede wszystkim wymienić podarunkami - Oświadczyła kobieta, usiłująca zaciągnąć ją w stronę bestii. Acila za wszelką cenę starała się bronić przed prowadzeniem ją na pożarcie. Zapierała się nogami o ziemię, wyrywała ręce z uchwytu Feyli, zlewała sie łzami, trzęsąc sie przy tym z przerażenia.
- Nie! Nie! Acila nie chce. Nie może. Proszę. Nie dam rady. Ja się boję! Nie rób mi tego ... - Płacz dziewczyny skruszył nieco serce kowalki. Puściła w końcu kotołaczkę, przynajmniej na chwilę rezygnując z swojego planu zdobycia łuski. Było już jednak za późno. Zwinięta w kłębek Acila leżała na ziemi, płacząc cicho. Nie była w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, ani usłyszeć co się do niej mówi.
- Ej no przestań. Przecież nie pozwolimy cię zjeść. Przepraszam. Spójrz jest tu pan rycerz który na pewno nie da ci zrobić krzywdy. - Zapewniał Feyla spoglądając jednocześnie błagalnie na Loringa.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring z uwagą wysłuchał wszystkiego, co smok miał mu do przekazania. Był zaskoczony faktem, że otrzymał te wszystkie informacje, poniekąd, było to obnażenie własnego gatunku. Wojownik nie wiedział, czym sobie na to zasłużył. Nie wszystko co prawda zrozumiał, jak choćby zmuszenie do uległości za pomocą słów. „Pewnie jakaś magia.” Wpoił sobie od razu do głowy, by nie nazywać już smoka „panem”, oraz uśmiechnął się na wieść, że może używać mocno skróconego imienia bestii.
- Rozumiem, wezmę sobie twoje słowa do serca i dziękuję za nie. A co do imienia… To Dar mi jak najbardziej pasuje i nim będę cię zwał.
Reakcja Acilli na widok rycerza bardzo go zaskoczyła, jednak była przemiła. Objął ją delikatnie i uśmiechnął się. – Spokojnie, kotku, spokojnie. Ja również cieszę się, że cię widzę, co już powiedziałem wcześniej. Jednakże nie myślałem, że masz już tak wiele sił, nie przewróć mnie. – Mężczyzna zaśmiał się wesoło, jednak jego przyjemne konszachty z dziewczyną były krótkie, gdyż kowalka zrazu im przerwała i zabrała mu wręcz kotkę, wskazując na Dara i coś jej mówiąc. Ze słów kobiety, melmaro zrozumiał, że ta chce zaprowadzić kotkę przed bestię i zażądać, by Acilla coś od niego wzięła. Ani trochę nie spodobało się to blondynowi, który zastanawiał się, jak istota tak delikatna jak ona, zareaguje na widok takiego – można by go tak nazwać – potwora. Dodatkowo, kobieta nie wiedziała, że to on pomógł jej przeżyć, co należałoby wyjaśnić.
Gotlandczyk nie mógł dłużej patrzeć na to, jak kotka walczy z kowalką, płakając i błagając, by nie kazać jej tego robić. Wstąpił w niego gniew. „Co ona sobie myśli, że Acilla ma coś dla niej zrobić, bo ona nie może się ruszyć?” Wyciągnął dłoń, chcąc chwycić przegub brązowowłosej i kazać jej odpuścić, kiedy ta sama z siebie zrezygnowała. „Najpierw ją wystraszyła, a teraz zwraca się do mnie o pomoc, w dodatku spojrzeniem, czyżby nie miała odwagi się do mnie odezwać?” Blondyn nie skomentował jednak zachowania kobiety, a po prostu klęknął przy Acilli i mówił do niej tak długo i spokojnie, aż ta w końcu odrobinę się uspokoiła. Wtedy delikatnie skierował jej wzrok w stronę smoka.
- Nie bój się Acillo, jest tak jak mówi ta kobieta, przy mnie nikt cię nie skrzywdzi. Poza tym, ten wielki, groźny smok, jest bardzo szlachetny, wiesz? Pomógł mi cię uratować z budynku, kiedy byłaś nieprzytomna. To na jego grzbiecie ty – razem ze mną oczywiście – tutaj przyleciałaś. Gdyby nie on, byłabyś już martwa. Nie bój się, on nie zrobi ci nic złego, to godna podziwu istota. Na imię jej Dar, wiesz?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Kiedy kotka rzuciła się na ramiona Loringa, Dérigéntirh uśmiechnął się. Mroczna energia w pełni już zniknęła, pozostało jedynie echo po niej i smok trochę się uspokoił. Mam nadzieję, że teraz będziemy mogli omówić dzisiejsze zdarzenia. Ciekawe, co oni robili w tym budynku i kim tak w ogóle są.

        Brązowowłosa kobieta nagle odwróciła kotkę w jego stronę. Jej reakcja nieco zdziwiła smoka, choć nie była znowu taka niespotykana. Natomiast to, co zrobiła kobieta - było. Ciągnęła kotkę w jego stronę, mówiąc coś o przedstawieniu się, podziękowaniu i wymienieniu podarunkami. Dérigéntirh nie był pewien, co to ostatnie miało znaczyć, ale podejrzewał, że może być niezbyt zdecydowany znaczeniem tych słów. Kotka stawiała desperacki opór. Najwyraźniej jestem straszniejszy, niż podejrzewałem. Nieco schlebiające, choć także kłopotliwe i niezręczne.

        Po chwili kobieta puściła kotkę. Uklęknął przy niej Loring, który zaczął ją uspokajać. Następnie powiedział kotce, że nie musi się go bać.
- Loring prawdę mówi - powiedział, starając się nadać głosowi jak najbardziej łagodny ton. - Nie musisz się mnie obawiać, nie mam powodów, aby krzywdę ci zrobić.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Acila stopniowo dochodziła do siebie. Opanowawszy nieco własne lęki, usiadła na trawie i wycierała ręką wilgotne od płaczu oczy. Mimo wszystko starała się unikać spoglądania w kierunku gdzie siedział smok. Kowalka natomiast kipiała z gniewu. Czuła na sobie niemal namacalne spojrzenie rycerza, który najwyraźniej obwiniał ją o całe zajście. Znowu. Ileż to razy była w takiej sytuacji...
- Nie patrz tak na mnie jakbym wywołała gradobicie. - Zwróciła się do rycerza - Zapewne uważasz ze powinnam czuć sie odpowiedzialna za całe to wydarzenie i krzywdę jaka spotkała t kotkę? Przecież prędzej czy później sama zauważyła by smoka, a jej reakcja byłaby taka sama. Nic na to nie poradzę że bestia wygląda tak jak wygląda. Czy zawsze to ja musze być tą wredną babą która oznajmi głośno prawdę o otaczającej nas rzeczywistości? Jest dokładnie tak samo jak z Nurdinem i tym jego cholernym baletem. Otóż pewnego razu mój mistrz wbił sobie do głowy ze mógłby zagrać główną rolę w wiejskim przedstawieniu, a że zajmuje znaczącą pozycję w hierarchii wsi, nikt ale to nikt nie miał zasranej odwagi uzmysłowić grubemu krasnoludowi że do tej roli zupełnie się nie nadawał. "Na pewno świetnie mistrz zatańczy" powiadali, jakby opasła beczka o krótkich nóżkach stworzona była do zgrabnych podskoków. "Jesteśmy pewni że doskonale wcieli się waszmość w swoją rolę, a jeśli doda co nieco od siebie to tylko ubarwi przedstawienie" zapewniali wieśniacy Nurdina, wiedząc jednocześnie iż ten w ogóle nie zamierzał uczyć się tekstu, a rozpisaną wcześniej rolę zmienić w własną improwizacje. "Młody, zgrabny, szczupły, wręcz idealny kochanek" piały z zachwytu wiejskie baby, gdy w tym czasie młoda Rita zalewała sie łzami na myśl że jej partnerem w scenie pocałunku ma być obleśny staruch o tłustej brodzie. I to oczywiście ja musiałam być tą która oznajmi światu oczywistą prawdę. Niektórzy po prostu zauważają ze wleźli w błoto dopiero gdy to wlewa sie im do uszu. A potem przez tydzień chodzą obrażeni że zwrócono im uwagę, nazywając cie wrednym gburem i wypominają brak przeklętego taktu.
- Acila jest beksa i tchórz - Podpowiedziała kotołaczka, właściwie nie wiadomo do kogo konkretnie się zwracając.
- Jesteś cykor, to prawda. Ale to nie twoja wina. Co za to możemy że nasz dowódca przywiódł nas tu, umawiając sie zawczasu z pewnymi osobami, w celach o których nie raczył nikogo poinformować? A teraz bezceremonialnie zostawił nas tu samych, byśmy głupio patrzyli sobie w oczy, zupełnie nie wiedząc o czym mamy z sobą rozmawiać? Czyżby uznał że smok będzie idealnym partnerem do wyprawy? Tylko że wszyscy na jego widok wariują, a szanse na to by usiąść i normalnie porozmawiać z krasnoludami czy tą małą, stopiły sie jak śnieg w kuźni. Możemy zapomnieć ze w tej sytuacji dowiemy się czegoś konkretnego. Niby jak mamy dalej działać dyskretnie, ostrożnie, bez rzucania się w oczy gdy otoczeni jesteśmy przez bestię wielkości trzech budynków, a przy tym wyglądającą jak potwór rodem z piekła? Ja mam tego dość. W sumie nawet lepiej jak Nurdin nie zacznie produkować swoich run. Przynajmniej unikniemy tu prawdziwej inwazji tych którzy chcą go a to zlinczować, oraz tych chcących przejąć jego wynalazek. - Kończąc swój wybuch gniewu, kowalka zaczęła rozglądać się za kotołaczką, by zabrać ją z sobą do domu.
Acila najwyraźniej postanowiła wykonać powierzoną jej wcześniej misję zdobycia smoczej łuski. Zebrała w sobie na tyle odwagi by podejść w kierunku gada, a przynajmniej zbliżyć się do niego na odległość kilku kroków. Nie patrząc smokowi w oczy, wyciągnęła w jego kierunku rękę w której trzymała ozdobę zrobioną z kilku kolorowych, splecionych z sobą rzemyków, umocowanych za pomocą niewielkich żelaznych pierścieni. Kotołaczka nie miała pojęcia w jaki sposób ma ofiarować swój podarek bestii. Nie stać ją było na to by podejść do stwora i położyć mu opaskę na pysku czy też łapie, dlatego też stała bez ruchu czekając aż smok sam weźmie sobie należny mu upominek. Acila odwróciła głowę w stronę Loringa i Feyli. Zamknęła oczy. Wolała nie widzieć jak bestia odgryza jej pół dłoni. Raczej nie było szans, na to by ktoś o takim pysku był w stanie chwycić delikatnie tak mały przedmiot, który został mu ofiarowany.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości