…zsyłając długotrwały deszcz i burze. Granatowe niebo co rusz przecinały błyskawice, na kilka sekund zapadała oślepiająca jasność. Echo grzmotu przetaczało się po górach, odbijając się echem od skalnych ścian. Nie mogła się jednak ona równać ze światłem słonecznym, którego brak mieszkańcy zaczęli dość mocno odczuwać. Zniknęły nawet gwiazdy, zazwyczaj wskazujące nocą drogę. Nawet w dzień było ciemno jak w nocy. Nieustanny szum spadającego deszczu świdrował w uszach, wraz z wyciem wiatru tworząc piekielną muzykę. Niespokojny, szalejący wicher uderzał w drewniane okiennice, sprawiając niekiedy wrażenie, że naprawdę ktoś w nie stuka. Ludzie prędko poczęli szeptać i poniosła się wieść, że po niebie wraz z błyskawicami przechadza się Upiorna Dziewica, topielica, która utonęła kiedyś nieszczęśliwie w odmętach bagien, i że to właśnie ona sprowadziła burze na zachodnie ziemie. Niektórzy, co bardziej bojaźliwi mieszkańcy, skojarzyli ją z wyciem wiatru, twierdząc, że to jej głos i że ona sama nawiedza domy, waląc w ich drzwi i żądając wydania najmłodszego dziecka. Co z nimi robi – nikt nie umiał racjonalnie wytłumaczyć, jednak wszyscy wyobrażali ją sobie w ten sam sposób: duch młodej kobiety o długich, potarganych włosach i szaleństwie w oczach, otoczony zielonkawą, fosforyzującą poświatą. Zabobonni przypisywali jej również pojawianie się czasami w przecinanych deszczem górach żółtych świateł, które raz znikały, by tylko jakiś czas później pojawić się znowu.
Krople deszczu nieustannie opadały na zachodnią krainę, sprawiając wrażenie, że niebo płacze. Płacze tak bardzo, że część ulic całkowicie została zalana wodą, a kilka domów zawaliło się od uderzeń pioruna. Woda wsiąkała w drewniane konstrukcje, zalewała całkowicie drogi, przemieniając ubite ścieżki w zdradzieckie bagna, gdzie wystarczył jeden, nieostrożny krok, by utknąć na trakcie aż do momentu, kiedy nadeszła pomoc. O ile w ogóle nadeszła, ponieważ większość przerażonych mieszkańców bała się wystawić nosy za drzwi bezpiecznych domów. Wszyscy się bali, że i ich odwiedzi Upiorna Dziewica, że rozszarpią dzikie psy czające się w borach. Dzikie psy – posłannicy śmieci, jej zwiastuny, wilczury o okropnych, czerwonych oczach i zmierzwionej, posklejanej od błota sierści. Legenda, która zaczęła krążyć po wioskach i ledwo przejezdnych gościńcach, głosiła, że w sforze było ich trzech; napadali na niewinną ofiarę i rozszarpywali ją na kawałki.
Zabobonny lud drżał, a deszcz wciąż padał, padał i padał. Niepogoda nie dawała się jednak we znaki arystokracji, która jak zwykle spędzała dnie na ucztach i balach, których nie był w stanie nawet przerwać drobny opad. Wszyscy oni żywili przekonanie, że to po prostu kilkudniowa nawałnica, natura się wyszaleje, a w końcu uspokoi.
Nikt nie wiedział, że nadszedł sezon burz.
– Noctis, pogoda jest paskudna, dlaczego chciałeś, żebyśmy się tu zebrali? – Nowoprzybyły do karczmy wypił łyk paskudnego piwa, przyniesionego chwilę temu przez barmankę, wbijając jednocześnie przenikliwy, trochę mętny wzrok w mężczyznę siedzącego naprzeciw niego.
– Musiałem się z tobą podzielić wieściami – odparł tamten niby niedbale, rozglądając się jednak czujnie po gospodzie i sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje. – Słyszałem – pochylił się nad stołem – że w Mieście Nieumarłych zniknął kupiec thenderyjski. Przepadł bez żadnej wieści.
– Mało to ludzi tam ginie? – Wzruszył ramionami jego rozmówca. – Nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś znika.
– Niby nie – przyznał – ale ta sprawa śmierdzi.
– Dlaczego?
– Bo władze Thenderionu wystosowały oficjalną prośbę do Maurii o wydanie kupca bądź, w przypadku jego śmierci, ciała. W stanie nienaruszonym.
– I co to oznacza?
– Nie rozumiesz?! – krzyknął, ale szybko się jednak opanował, ściszając głos do szeptu. – Ta sprawa podejrzanie śmierdzi. Po co król miałby się angażować w zaginięcie jakiegoś kupca, nawet i jeśli bogatego?
– Musiał być kimś znacznym. Może jakimś krewnym rodziny królewskiej? Albo mistrzem cechu czy coś w tym stylu?
– Nie mam pojęcia. Nikt nie wie, jak on wyglądał, jak miał na imię i co właściwie w przeklętej Maurii robił.
– Może był królewskim bękartem – podsunął drugi z mężczyzn, upijając kolejny łyk piwa. Paskudnego piwa. – To by wyjaśniało gwałtowną reakcję władz. A może i porwała go Upiorna Dziewica albo jej piekielne kundle.
– Tak też ludzie gadają – przyznał Noctis. – Słyszałem, że królowie szukają śmiałków, którzy podejmą się zadania i odbiją kupca z rąk Mauryjczyków lub odnajdą jego zwłoki.
– Żartujesz chyba?
– Nie. Klnę się na wszystkich bogów, że nie kłamię. Słyszałem, jak heroldowie w pobliżu zamku o tym rozprawiają. Sprawdzone informacje.
– Wybierasz się? Pewnie sporo osób pociągnie…
– Mam w domu małą córkę, gdyby nie ona… to bym poszedł.
Jego towarzysz już nic nie odpowiedział, lecz jedynie przytaknął i w milczeniu wypił do końca piwo.
Sezon burz dopiero się zaczynał.