Nowa Aeria ⇒ [Gdzieś w mieście] I o co tyle zachodu?
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Gdy już wszystko wydawało się być już stracone, gdy w uciekinierach zaczęła się pojawiać myśl przyzwyczajająca do zimnych lochów, zaklęcie Spiriela tchnięte w starca dodało mu pewności siebie i chęci wybrnięcia z opresji każdym sposobem. Veon skoncentrował moc swoją i piekielnego i ożywił broń strażników, która napędzana mocą "szalonego czarownika", zwróciła się przeciw właścicielom, przepędzając ich z drogi pędzącego wozu.
W oddali, grupa mogła usłyszeć dźwięk opuszczanej bramy, może ze strachu, może z przezorności, a może z innych, mniej lub bardziej oczywistych przyczyn. Dało się też słyszeć jak ktoś woła o listach gończych... to chyba był koniec nie tylko zamieszania, ale i możliwości powrotu do tego miasta... no, przynajmniej przez najbliższe kilkadziesiąt lat.
Wolność... choć w przypadku Spiriela to niewłaściwe określenie, dla niego nie ma wolności i niewoli, są tylko zadania, a to wciąż trwało.
Wśród bałaganu w laboratorium, mężczyzna przyglądał się kobiecie, jak ta sprawdzała torbę, czy aby jej zawartość nie zniknęła, bardzo ciekawe, za czym tak uganiała się straż... bardzo ciekawe.
Fakt, jeszcze nie powinni się zatrzymywać, a im dalej dotrą przed zmrokiem, tym lepiej.
- Jedź póki możesz! Im dalej, tym lepiej - zawołał do powożącego starca i spojrzał ponownie na tajemniczą elfkę.
- Nazywam się Spiriel - Przedstawił się, co prawda kobiecie, z mężczyzną przywita się, gdy się zatrzymają - Cieszę się, że udało nam się z tego wyjść - Dodał z ciepłym uśmiechem, a akcent na "nam" wskazywał, że siedzą w tym razem i chyba nie ma powodu by dziękować komukolwiek za ratunek.
- Jesteśmy winni podziękowania starcowi, za użyczenie wozu. Wszak mógł nas zostawić i wyjechałby z miasta, prawdopodobnie bez problemów.
A że nie wygląda na takiego, co chętnie niesie pomoc obcym, prawdopodobnie ma w tym jakiś interes - Dodał sobie w myślach, było to ciekawe, jednak nie umniejszało faktu, że pomógł aniołowi i elfce wydostać się z miasta.
W oddali, grupa mogła usłyszeć dźwięk opuszczanej bramy, może ze strachu, może z przezorności, a może z innych, mniej lub bardziej oczywistych przyczyn. Dało się też słyszeć jak ktoś woła o listach gończych... to chyba był koniec nie tylko zamieszania, ale i możliwości powrotu do tego miasta... no, przynajmniej przez najbliższe kilkadziesiąt lat.
Wolność... choć w przypadku Spiriela to niewłaściwe określenie, dla niego nie ma wolności i niewoli, są tylko zadania, a to wciąż trwało.
Wśród bałaganu w laboratorium, mężczyzna przyglądał się kobiecie, jak ta sprawdzała torbę, czy aby jej zawartość nie zniknęła, bardzo ciekawe, za czym tak uganiała się straż... bardzo ciekawe.
Fakt, jeszcze nie powinni się zatrzymywać, a im dalej dotrą przed zmrokiem, tym lepiej.
- Jedź póki możesz! Im dalej, tym lepiej - zawołał do powożącego starca i spojrzał ponownie na tajemniczą elfkę.
- Nazywam się Spiriel - Przedstawił się, co prawda kobiecie, z mężczyzną przywita się, gdy się zatrzymają - Cieszę się, że udało nam się z tego wyjść - Dodał z ciepłym uśmiechem, a akcent na "nam" wskazywał, że siedzą w tym razem i chyba nie ma powodu by dziękować komukolwiek za ratunek.
- Jesteśmy winni podziękowania starcowi, za użyczenie wozu. Wszak mógł nas zostawić i wyjechałby z miasta, prawdopodobnie bez problemów.
A że nie wygląda na takiego, co chętnie niesie pomoc obcym, prawdopodobnie ma w tym jakiś interes - Dodał sobie w myślach, było to ciekawe, jednak nie umniejszało faktu, że pomógł aniołowi i elfce wydostać się z miasta.
- Veon
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek (nekromanta)
- Profesje:
- Kontakt:
Im lepiej tym dalej... Czy im dalej tym lepiej? Jakoś tak to szło., pomyślał Veon pędząc wozem, co sił, w kopytach już nie takiej znowu młodej chabety, oddalając się nie ubłagalnie od miasta nastawionego do nich tak agresywnie.
Gościniec niknął w głębi gęstwiny drzew rozpościerających się na pokaźnej przestrzeni w pobliżu murów. Las kołysał się melancholijnie, popychany przez łagodny zachodni wiatr. A wóz pędził i towarzysze nie mieli czasu i chęci na oglądanie tego wspaniałego widoku. Dzień powoli zbliżał się ku końcowi.
Kolejny dzień na tym zimnym świecie. Ehh... ckni mi się trochę za tymi pagórkami czerwonymi, poprzecinanymi przez strumyki lawy, Prasutagus uśmiechnął się do wspomnień. Spojrzał za siebie, na tajemnicze osoby, które los zetknął w obliczu niebezpieczeństwa. Gramolili się właśnie z podłogi, usiłując nie skaleczyć się o rozbite fiolki i resztę zniszczonego laboratorium. Nie ufał im. Może mogli być przydatni, ale jednak wolał dmuchać na zimne. Zawsze był ostrożny i uważał gdzie stawia następny krok. Imp postanowił nie spuszczać ich z oka, no, przynajmniej na jakiś czas.
Koń zwolnił kroku i zagłębił się w las zasnuty mrokiem z podziwu godną odwagą. Veon zapalił pochodnię przymocowaną do prawej burty.
- Musimy znaleźć miejsce na nocleg - powiedział odwracając głowę.
Miejmy nadzieję, że jakaś polanka się znajdzie. Nie chciałbym nocować tak blisko drzew. Zbyt niebezpieczne... , pomyślał, zastanawiając się nad otaczającym go światem.
Gościniec niknął w głębi gęstwiny drzew rozpościerających się na pokaźnej przestrzeni w pobliżu murów. Las kołysał się melancholijnie, popychany przez łagodny zachodni wiatr. A wóz pędził i towarzysze nie mieli czasu i chęci na oglądanie tego wspaniałego widoku. Dzień powoli zbliżał się ku końcowi.
Kolejny dzień na tym zimnym świecie. Ehh... ckni mi się trochę za tymi pagórkami czerwonymi, poprzecinanymi przez strumyki lawy, Prasutagus uśmiechnął się do wspomnień. Spojrzał za siebie, na tajemnicze osoby, które los zetknął w obliczu niebezpieczeństwa. Gramolili się właśnie z podłogi, usiłując nie skaleczyć się o rozbite fiolki i resztę zniszczonego laboratorium. Nie ufał im. Może mogli być przydatni, ale jednak wolał dmuchać na zimne. Zawsze był ostrożny i uważał gdzie stawia następny krok. Imp postanowił nie spuszczać ich z oka, no, przynajmniej na jakiś czas.
Koń zwolnił kroku i zagłębił się w las zasnuty mrokiem z podziwu godną odwagą. Veon zapalił pochodnię przymocowaną do prawej burty.
- Musimy znaleźć miejsce na nocleg - powiedział odwracając głowę.
Miejmy nadzieję, że jakaś polanka się znajdzie. Nie chciałbym nocować tak blisko drzew. Zbyt niebezpieczne... , pomyślał, zastanawiając się nad otaczającym go światem.
- Shaydh
- Szukający drogi
- Posty: 41
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elfka obserwowała jasnowłosego mężczyznę swoimi złotawymi oczami, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry moment do takiego spoufalania się. Ten przedstawił się i nawet zdobył na ciepły uśmiech, co było nadzwyczaj dziwne w zaistniałej sytuacji. Został wciągnięty w szalony pościg za kryminalistką, z którą właśnie najwyraźniej chciał nawiązać znajomość. W dodatku dawał do zrozumienia, że siedzi w tym bagnie razem z nią. Osobliwe.
- Shaydh - mruknęła w odpowiedzi. W jej ustach zabrzmiało to bardziej jak gardłowy pomruk niż słowo, przynajmniej końcówka. Miażdżąca większość osób, którym miała okazję się przedstawić albo w ogóle nie potrafiła wymówić, albo szybko zapominała jak naprawdę elfka się zwie, co było jej całkiem na rękę. - Owszem, mógłby zrobić tak - skomentowała, zerkając na powożącego. Chciała coś jeszcze dodać, ale wóz zatrząsł się, a Shay niemalże spadła ze swojego dotychczasowego siedzenia. Syknęła, kiedy pozostałość szklanej fiolki wbiła się w podeszwę jej buta, niemalże raniąc stopę. Jeszcze tego by brakowało.
Wóz wjechał do lasu, a starzec zapalił pochodnię i napomknął coś o noclegu. Gdzieś w oddali rozległo się cykanie świerszczy, zmieszane z innymi wieczornymi odgłosami. Elfka rozejrzała się niespokojnie. Oczywistym było, że teraz również raczej nie rozejdą się każdy w swoją stronę. Las bywa zdradliwy, a Shaydh kiedyś dobitnie się o tym przekonała. Z tego też powodu odwróciła się od Spiriela, żeby spróbować odnaleźć wzrokiem dogodne miejsce do przeczekania nocy.
- Tam... dalej na prawo - oznajmiła, wychyliwszy się poza krawędź wozu. Postarała się być w miarę zrozumiałą dla towarzyszy. - Drzewa się przerzedzają, może to polana.
- Shaydh - mruknęła w odpowiedzi. W jej ustach zabrzmiało to bardziej jak gardłowy pomruk niż słowo, przynajmniej końcówka. Miażdżąca większość osób, którym miała okazję się przedstawić albo w ogóle nie potrafiła wymówić, albo szybko zapominała jak naprawdę elfka się zwie, co było jej całkiem na rękę. - Owszem, mógłby zrobić tak - skomentowała, zerkając na powożącego. Chciała coś jeszcze dodać, ale wóz zatrząsł się, a Shay niemalże spadła ze swojego dotychczasowego siedzenia. Syknęła, kiedy pozostałość szklanej fiolki wbiła się w podeszwę jej buta, niemalże raniąc stopę. Jeszcze tego by brakowało.
Wóz wjechał do lasu, a starzec zapalił pochodnię i napomknął coś o noclegu. Gdzieś w oddali rozległo się cykanie świerszczy, zmieszane z innymi wieczornymi odgłosami. Elfka rozejrzała się niespokojnie. Oczywistym było, że teraz również raczej nie rozejdą się każdy w swoją stronę. Las bywa zdradliwy, a Shaydh kiedyś dobitnie się o tym przekonała. Z tego też powodu odwróciła się od Spiriela, żeby spróbować odnaleźć wzrokiem dogodne miejsce do przeczekania nocy.
- Tam... dalej na prawo - oznajmiła, wychyliwszy się poza krawędź wozu. Postarała się być w miarę zrozumiałą dla towarzyszy. - Drzewa się przerzedzają, może to polana.
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Elfka wydawała się być nieco nieufna, co nie powinno budzić zdziwienia, z drugiej jednak strony, całą trójkę, a raczej czwórkę związała dziwna więź, zrządzenie losu, może przeznaczenie, w każdym razie coś ich połączyło w tej przygodzie, która chyba dopiero się tak na prawdę zaczęła.
Wóz zatrzymał się w środku lasu i to najwidoczniej miało być miejsce odpoczynku. Las sam w sobie nie zachęcał do snu, jednak jechali dość długo i oddalili się od miasta na tyle, by poczuć się nieco swobodniej i może euforia z tym związana dodała im odwagi, by się zatrzymać, a może to zmęczenie starca dało się we znaki, bo ileż to można prowadzić wóz? każdemu należy się odpoczynek.
- Czy polana to dobry pomysł?
Zapytał, schodząc z wozu, nie miał ochoty dalej ryzykować zdrowia wśród stłuczonego szkła i dziwnego zapachu rozlanych mikstur.
- Łatwiej nas będzie wypatrzyć...
Zdecydowanie lepsza byłaby jaskinia, ale w tej okolicy chyba o coś takiego było trudno, a spanie miedzy drzewami było chyba bardziej niebezpieczne niż na polance.
- Chodźmy więc
Westchnął po chwili, odwracając się w kierunku wskazanym przez elfkę, wóz miał szansę przejechać miedzy drzewami, jednak taka przeprawa mogła być nieco kłopotliwa, przez coraz gęściej rosnące drzewa, z drugiej strony, chyba nie powinni go zostawiać, nawet, jeżeli obozowaliby zaledwie kilkanaście metrów dalej. To jednak pozostawało do decyzji właściciela wozu.
Wóz zatrzymał się w środku lasu i to najwidoczniej miało być miejsce odpoczynku. Las sam w sobie nie zachęcał do snu, jednak jechali dość długo i oddalili się od miasta na tyle, by poczuć się nieco swobodniej i może euforia z tym związana dodała im odwagi, by się zatrzymać, a może to zmęczenie starca dało się we znaki, bo ileż to można prowadzić wóz? każdemu należy się odpoczynek.
- Czy polana to dobry pomysł?
Zapytał, schodząc z wozu, nie miał ochoty dalej ryzykować zdrowia wśród stłuczonego szkła i dziwnego zapachu rozlanych mikstur.
- Łatwiej nas będzie wypatrzyć...
Zdecydowanie lepsza byłaby jaskinia, ale w tej okolicy chyba o coś takiego było trudno, a spanie miedzy drzewami było chyba bardziej niebezpieczne niż na polance.
- Chodźmy więc
Westchnął po chwili, odwracając się w kierunku wskazanym przez elfkę, wóz miał szansę przejechać miedzy drzewami, jednak taka przeprawa mogła być nieco kłopotliwa, przez coraz gęściej rosnące drzewa, z drugiej strony, chyba nie powinni go zostawiać, nawet, jeżeli obozowaliby zaledwie kilkanaście metrów dalej. To jednak pozostawało do decyzji właściciela wozu.
- Veon
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek (nekromanta)
- Profesje:
- Kontakt:
Ahh, te komary. Zawsze wprowadzą zamęt do spokojnego życia człowieka, narzekał starzec oganiając się rękoma.
- Ty to masz dobrze - powiedział do impa z zazdrością - ci paskudni krwiopijcy nie zbliżają się do ciebie na metr! Do Jasnowłosego też jakoś nie podlatują, pomyślał podejrzliwie Nekromanta, zastanawiając się dlaczego jest taki podejrzliwy. Być może to wrodzona ostrożność... a może nie... I tak sobie myśląc zeskoczył z wozu.
- Lepsza niż nocka w gąszczu pomiędzy drzewami - odpowiedział na pytanie.
Veon wziął cugle konia i poprowadził go ku przyszłemu obozowisku.
- Jak uważacie, rozsądne będzie rozpalenie ognia, czy raczej nie ? - Spytał towarzyszy starzec. - A tak na marginesie. Na imię mi Veon.
- Ty to masz dobrze - powiedział do impa z zazdrością - ci paskudni krwiopijcy nie zbliżają się do ciebie na metr! Do Jasnowłosego też jakoś nie podlatują, pomyślał podejrzliwie Nekromanta, zastanawiając się dlaczego jest taki podejrzliwy. Być może to wrodzona ostrożność... a może nie... I tak sobie myśląc zeskoczył z wozu.
- Lepsza niż nocka w gąszczu pomiędzy drzewami - odpowiedział na pytanie.
Veon wziął cugle konia i poprowadził go ku przyszłemu obozowisku.
- Jak uważacie, rozsądne będzie rozpalenie ognia, czy raczej nie ? - Spytał towarzyszy starzec. - A tak na marginesie. Na imię mi Veon.
- Shaydh
- Szukający drogi
- Posty: 41
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Mały, paskudny owad zabzykał elfce koło spiczastego ucha. Ta zamachnęła się, ale tak czy siak nie była pewna, czy trafiła. Przynajmniej na jakiś czas komar przestawał wydawać irytujące dźwięki.
- Jestem Shaydh - powtórzyła, jeszcze bardziej niewyraźnie niż poprzednio, zerkając w stronę Veona. Jego imię brzmiało zgoła mniej dziwnie, niż ten gardłowy pomruk. - Ogień trzeba rozpalić, strażnikom miejskim już nie przyda się wiedzieć, że jesteśmy w lesie, a bardzo odpowiednio byłoby nie stać się posiłkiem dla wilków - stwierdziła, również zeskakując z wozu. Podążyła obok, klucząc miedzy drzewami. Nie zajęło to jednak długo, gdyż wystarczyło jeszcze kilka kroków, żeby znaleźli się na polanie. Nie było ona duża, ot skrawek ziemi, na którym nie wyrosło nic prócz trawy i jakiegoś bliżej nieokreślonego zielska. - Mogę się tym zająć, jeśli panowie chcą.
Wyprzedziła wóz i przystanęła na moment, rozglądając się już za chrustem. W tejże chwili można było przynajmniej wymienić jeden plus nieznośnego upału - opadłe gałęzie powinny być suche. W miarę. Ruszyła dalej przed siebie, jednak pułapki czyhały nawet w ziemi, a tego dnia Shaydh najwyraźniej miała niewypowiedzianego pecha. Trafiła na jakąś dziurę, może norę jakiegoś zwierzęcia. Wykręciła nogę i omal nie straciła równowagi. Zabolało. Elfka zaklęła soczyście w swoim ojczystym języku, ale szybko ugryzła się w język, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś się stało. Ucieczka w skwarze, brak zapłaty, niespodziewane towarzystwo i jeszcze to. Pięknie.
- Jestem Shaydh - powtórzyła, jeszcze bardziej niewyraźnie niż poprzednio, zerkając w stronę Veona. Jego imię brzmiało zgoła mniej dziwnie, niż ten gardłowy pomruk. - Ogień trzeba rozpalić, strażnikom miejskim już nie przyda się wiedzieć, że jesteśmy w lesie, a bardzo odpowiednio byłoby nie stać się posiłkiem dla wilków - stwierdziła, również zeskakując z wozu. Podążyła obok, klucząc miedzy drzewami. Nie zajęło to jednak długo, gdyż wystarczyło jeszcze kilka kroków, żeby znaleźli się na polanie. Nie było ona duża, ot skrawek ziemi, na którym nie wyrosło nic prócz trawy i jakiegoś bliżej nieokreślonego zielska. - Mogę się tym zająć, jeśli panowie chcą.
Wyprzedziła wóz i przystanęła na moment, rozglądając się już za chrustem. W tejże chwili można było przynajmniej wymienić jeden plus nieznośnego upału - opadłe gałęzie powinny być suche. W miarę. Ruszyła dalej przed siebie, jednak pułapki czyhały nawet w ziemi, a tego dnia Shaydh najwyraźniej miała niewypowiedzianego pecha. Trafiła na jakąś dziurę, może norę jakiegoś zwierzęcia. Wykręciła nogę i omal nie straciła równowagi. Zabolało. Elfka zaklęła soczyście w swoim ojczystym języku, ale szybko ugryzła się w język, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś się stało. Ucieczka w skwarze, brak zapłaty, niespodziewane towarzystwo i jeszcze to. Pięknie.
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
więc nocowanie na otwartej przestrzeni... o ile, o jakimkolwiek miejscu w lesie można tak powiedzieć i rozpalą ogień, cóż, to chyba dobry pomysł, raczej nikt ich nie gonił, skoro bramy zostały zamknięte po ich odjeździe, więc nie muszą bać się, że ktoś dowie się o ich miejscu odpoczynku, prawda, komary, ćmy i wszelkie inne owady, latające czy biegające, ściągają do światła, ale wieksze, groźniejsze zwierzęta, będą starały się omijać ognia i obozujących przy nim.
- Na imię mi Spiriel - Odezwał się, gdy mężczyzna wyjawił swoje imię. - Dziękujemy za pomoc w ucieczce i przepraszamy iż został pan w to wmieszany.
Powiedział z wyraźnym żalem w głosie, po czym ruszył za Shaydh.
- A ten pański przyjaciel - chochlik, to dość nieobliczalne stworzenie, można by rzec, że wywrotowe, radzę uważać.
Wyraził swoje obawy, nie zwracając uwagi czy imp słucha, czy też nie, po czym również odszedł by nazbierać drewna.
- Coś się stało? - Zawołał w kierunku elfki, słysząc jej przekleństwo, co prawda nie zrozumiał, ale po jej głosie było słychać, że to coś nader niespodziewanego i nieprzyjemnego, więc wnioski nasuwały się same, podszedł więc do kobiety z zamiarem pomocy.
Oj noc zapowiadała się cudownie, pełna nieufności i baczenia na własne życie i zdrowie. W dodatku każdy miał zupełnie inny cel, którego nie wiązał z pozostałą dwójką, no prawie każdy, więc nad ranem, każdy mógłby zniknąć... i tyle ich widziano.
- Na imię mi Spiriel - Odezwał się, gdy mężczyzna wyjawił swoje imię. - Dziękujemy za pomoc w ucieczce i przepraszamy iż został pan w to wmieszany.
Powiedział z wyraźnym żalem w głosie, po czym ruszył za Shaydh.
- A ten pański przyjaciel - chochlik, to dość nieobliczalne stworzenie, można by rzec, że wywrotowe, radzę uważać.
Wyraził swoje obawy, nie zwracając uwagi czy imp słucha, czy też nie, po czym również odszedł by nazbierać drewna.
- Coś się stało? - Zawołał w kierunku elfki, słysząc jej przekleństwo, co prawda nie zrozumiał, ale po jej głosie było słychać, że to coś nader niespodziewanego i nieprzyjemnego, więc wnioski nasuwały się same, podszedł więc do kobiety z zamiarem pomocy.
Oj noc zapowiadała się cudownie, pełna nieufności i baczenia na własne życie i zdrowie. W dodatku każdy miał zupełnie inny cel, którego nie wiązał z pozostałą dwójką, no prawie każdy, więc nad ranem, każdy mógłby zniknąć... i tyle ich widziano.
- Veon
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek (nekromanta)
- Profesje:
- Kontakt:
Wóz stanął na paru kępkach trawy zastawiając połowę przestrzeni. Ale bałagan, przyda się sprzątanie, pomyślał Veon zaglądając do środka. Wyrzucił martwego konika polnego, który najwidoczniej nie miał szczęścia i zginął zabity przez morderczo roztrzaskaną fiolkę, wzdrygając się mocno.
- Mam uraz do martwych ciał... owadów - dokończył wyjaśniająco. Przypomniał sobie jak kiedyś ledwo uniknął śmierci, kiedy jeden z elfickich generałów sam wkroczył do bitwy i znając jego słaby punkt rzucił mu w twarz dużym martwym chrząszczem. Co to były za czasy..., westchnął do wspomnień młodości, najlepsze jakie świat widział.
- To ja też skoczę po drewno - powiedział Prasutagus i ruszył za elfką.
Staruszek skinął głową dając im do zrozumienia, że usłyszał ich miana. Zmarszczył brwi, kiedy usłyszał dalszą wypowiedź Spiriela.
- Z całym szacunkiem, nie proszę pana o rady. Z Prasutagusem znamy się już około 50 lat i sądzę, że chociaż jest jaki jest, to jest najlepszym z impów, które chodziły, chodzą i będą chodzić po naszym świecie. Jest moim przyjacielem i nie wątpię, iż jest najlepszy na to stanowisko.
Nekromanta odwrócił się uznając rozmowę za zamkniętą i zaczął ogólne porządki w wozie.
Imp szukając drewna na opał usłyszał soczyste przekleństwo w ciekawie brzmiącym języku Shaydh.
- Dasz sobie radę czy ci w czymś pomóc - zawołał Prasutagus w stronę kobiety.
Ruszył też w jej stronę zbierając po drodze gałęzie.
- Mam uraz do martwych ciał... owadów - dokończył wyjaśniająco. Przypomniał sobie jak kiedyś ledwo uniknął śmierci, kiedy jeden z elfickich generałów sam wkroczył do bitwy i znając jego słaby punkt rzucił mu w twarz dużym martwym chrząszczem. Co to były za czasy..., westchnął do wspomnień młodości, najlepsze jakie świat widział.
- To ja też skoczę po drewno - powiedział Prasutagus i ruszył za elfką.
Staruszek skinął głową dając im do zrozumienia, że usłyszał ich miana. Zmarszczył brwi, kiedy usłyszał dalszą wypowiedź Spiriela.
- Z całym szacunkiem, nie proszę pana o rady. Z Prasutagusem znamy się już około 50 lat i sądzę, że chociaż jest jaki jest, to jest najlepszym z impów, które chodziły, chodzą i będą chodzić po naszym świecie. Jest moim przyjacielem i nie wątpię, iż jest najlepszy na to stanowisko.
Nekromanta odwrócił się uznając rozmowę za zamkniętą i zaczął ogólne porządki w wozie.
Imp szukając drewna na opał usłyszał soczyste przekleństwo w ciekawie brzmiącym języku Shaydh.
- Dasz sobie radę czy ci w czymś pomóc - zawołał Prasutagus w stronę kobiety.
Ruszył też w jej stronę zbierając po drodze gałęzie.
- Shaydh
- Szukający drogi
- Posty: 41
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Wszyscy stali się tak nagle chętni do pomocy, nadszedł chyba wieczór dobroci dla burkliwych elfów. Shaydh mruknęła coś jeszcze pod nosem, wyciągając nogę z podstępnej nory i niepewnie stawiając ją na gruncie. Syknęła, kiedy przeniosła na nią ciężar, jednak nie sądziła, że stało się z nią coś poważniejszego.
- Nic się nie stało, a za pomoc podziękuję - oznajmiła, spoglądając to na Spiriela, to na dziwne stworzenie zwane Prasutagusem. Ruszyła dalej, lekko utykając. Miała nadzieję, że drobna kontuzja szybko minie, w razie potrzeby szybkiego dania dyla. - Połóż gałązie koło wozu na... - zacięła się na moment, szukając odpowiedniego słowa, które w tej chwili jak na złość przyczaiło się na końcu języka. - Na... tamtej pustej ziemi. - Wskazała na skrawek terenu nieporośniętego jakimiś gęstszymi chaszczami. Prawdopodobnie ktoś już tu wcześniej obozował. Dosyć dawno, ale jednak.
Shaydh wypatrzyła większą gałąź leżącą pod rozłożystym dębem i pokuśtykała do niej, przez moment niemalże całkowicie ignorując towarzyszy. Nie chciała pomocy, już teraz czuła, że ciąży na niej całkiem spory dług do spłacenia za umożliwienie ucieczki z miasta, toteż niechętnie myślała o jeszcze większym pogrążaniu się. Chwyciła za konar, mając zamiar zawlec go w miejsce, które wskazała impowi.
- Nic się nie stało, a za pomoc podziękuję - oznajmiła, spoglądając to na Spiriela, to na dziwne stworzenie zwane Prasutagusem. Ruszyła dalej, lekko utykając. Miała nadzieję, że drobna kontuzja szybko minie, w razie potrzeby szybkiego dania dyla. - Połóż gałązie koło wozu na... - zacięła się na moment, szukając odpowiedniego słowa, które w tej chwili jak na złość przyczaiło się na końcu języka. - Na... tamtej pustej ziemi. - Wskazała na skrawek terenu nieporośniętego jakimiś gęstszymi chaszczami. Prawdopodobnie ktoś już tu wcześniej obozował. Dosyć dawno, ale jednak.
Shaydh wypatrzyła większą gałąź leżącą pod rozłożystym dębem i pokuśtykała do niej, przez moment niemalże całkowicie ignorując towarzyszy. Nie chciała pomocy, już teraz czuła, że ciąży na niej całkiem spory dług do spłacenia za umożliwienie ucieczki z miasta, toteż niechętnie myślała o jeszcze większym pogrążaniu się. Chwyciła za konar, mając zamiar zawlec go w miejsce, które wskazała impowi.
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Imp nieco drażnił Spiriela swoją obecnością, anioł nigdy nie był negatywne nastawiony wobec piekielnych, ale to małe stworzonko wyjątkowo go drażniło, jednak póki co nie przeszkadzało, a to chyba dobrze.
- Wydaje mi się, że jednak coś się stało.
Zripostował Shaydh, gdy zobaczył jej kalekie kuśtykanie, ale rozumiał jej niechęć do przyjęcia pomocy, jednak nie mógł tego pozostawić ot tak, z daleka wydawało się, że uraz nie był poważny, skręconą kostkę bez problemów można nastawić, bardziej jednak przejmującym był ból, jaki odczuła elfka.
- Skoro boli cię noga, to znaczy, że musisz dać jej odpocząć, tak jak gdy wieczorem zaczynają piec oczy, a oznacza to, że trzeba je zamknąć i iść spać.
Dodał, podchodząc bliżej i podał kobiecie rękę.
- Nie będę nalegał i nie powtórzę dwa razy, ale proponuję, abyś odpoczęła, my nazbieramy drewna, a ty możesz rozpalić ogień - Zaproponował - Pozwolisz, że cię zaprowadzę do obozowiska?
Zapytał, uśmiechając nieznacznie, ale szczerze, czekając, aż poda mu dłoń.
Piekielny szedł z drewnem, nie musiał więc zwracać na niego większej uwagi, spojrzał jeszcze w stronę Veona, lecz ten schował się teraz w wozie, więc szybko powrócił wzrokiem do kobiety.
- Wydaje mi się, że jednak coś się stało.
Zripostował Shaydh, gdy zobaczył jej kalekie kuśtykanie, ale rozumiał jej niechęć do przyjęcia pomocy, jednak nie mógł tego pozostawić ot tak, z daleka wydawało się, że uraz nie był poważny, skręconą kostkę bez problemów można nastawić, bardziej jednak przejmującym był ból, jaki odczuła elfka.
- Skoro boli cię noga, to znaczy, że musisz dać jej odpocząć, tak jak gdy wieczorem zaczynają piec oczy, a oznacza to, że trzeba je zamknąć i iść spać.
Dodał, podchodząc bliżej i podał kobiecie rękę.
- Nie będę nalegał i nie powtórzę dwa razy, ale proponuję, abyś odpoczęła, my nazbieramy drewna, a ty możesz rozpalić ogień - Zaproponował - Pozwolisz, że cię zaprowadzę do obozowiska?
Zapytał, uśmiechając nieznacznie, ale szczerze, czekając, aż poda mu dłoń.
Piekielny szedł z drewnem, nie musiał więc zwracać na niego większej uwagi, spojrzał jeszcze w stronę Veona, lecz ten schował się teraz w wozie, więc szybko powrócił wzrokiem do kobiety.
- Veon
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek (nekromanta)
- Profesje:
- Kontakt:
Na kępki trawy latały śmieci. Dużo zniszczonych części laboratoria alchemicznego legło na ziemi niczym lud oddający swemu bogu pokłon. Veon tak właśnie sprzątając myślał niewinnie o swojej nigdy nie stworzonej powieści, próbując dorzucić do niej kilka dobrych zdań. Nagle zauważył, że po trawie biegnie szczur. Szybko nawet nie myśląc wyssał z szczura życie, przejmując jego siły. Przywołał do siebie ciało i wszedł na wóz chowając się za burtę i udając, że sprząta. Dobrze, że nikt mnie nie widział, pomyślał. Ustawił na deskach pięć kawałków szkła na kształt pięciokątu, położył truchło w idealnym środku figury i rozpoczął Inkantacje. Raz zwalniał, potem przyspieszał. Jego głos trwał jak twarda skała, a zarazem płynął jak wzburzone fale. Przymknął lekko powieki. Wiedział, co za chwilę się stanie. Z łap zwierzęcia wystrzeliwały małe, ciągłe fioletowe promienie. Szczur obrócił się i spojrzał w pana z pustką w oczach. Rozglądaj się za nimi, i mów mi wszystko co zobaczysz, szczur otrzymał zadanie i bez zastanowienia pogrążył się w mroki lasu. Veon uśmiechnął się, on mnie nie zawiedzie, na pewno. Zgarnął resztkę śmieci i wyrzucił za burtę. Potem ruszył rozpiąć i wyczyścić konia.
Prasutagus szedł z drewnem. Szedł, bo szedł, chociaż o wiele bardziej wolałby lecieć jak gryf szybujący pomiędzy skałami. Jednak drewno zbyt go przytłaczało więc nie mógł. Rzucił drewno na ziemię wskazaną przez Shaydh i poszybował ponad las, aby zorientować się w sytuacji geograficznej czworga uciekinierów. Jedyne co zobaczył to miasto i wielką połać lasu sunącego daleko na południe. Z niesmakiem gdyż nie przepadał za ciemnością zleciał na dół i przyjmując swoją ulubioną pozycję zapadł w stan medytacji.
Prasutagus szedł z drewnem. Szedł, bo szedł, chociaż o wiele bardziej wolałby lecieć jak gryf szybujący pomiędzy skałami. Jednak drewno zbyt go przytłaczało więc nie mógł. Rzucił drewno na ziemię wskazaną przez Shaydh i poszybował ponad las, aby zorientować się w sytuacji geograficznej czworga uciekinierów. Jedyne co zobaczył to miasto i wielką połać lasu sunącego daleko na południe. Z niesmakiem gdyż nie przepadał za ciemnością zleciał na dół i przyjmując swoją ulubioną pozycję zapadł w stan medytacji.
- Shaydh
- Szukający drogi
- Posty: 41
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Elfka łypnęła dziwnie na Spiriela, a konkretniej na wyciągniętą przez niego dłoń. Mówił do niej jak do dziecka, co było straszliwie irytujące, jednak nie można było nie przyznać mu racji. Spojrzała jeszcze raz na holowany przez siebie konar, ale ostatecznie odpowiedziała na pytanie mężczyzny kiwnięciem głowy oraz podała mu rękę. Przynajmniej teraz miała się na czym oprzeć i nieco odciążyć kontuzjowaną nogę. Znowu dała się złapać na coś tak głupiego jak niespodziewana dziura w ziemi, zakamuflowana w trawie. Jak zwykle zbyt mało czujności.
Podczas gdy Spiriel prowadził ją w stronę obozu, kątem oka zauważyła, że staruszek gdzieś zniknął. Już miała zwrócić na to uwagę, kiedy imp wykonał polecenie, rzucając gałęzie we wskazane miejsce, a Veon nagle pojawił się z powrotem. Czy wszystko musi być takie zagadkowe i tajemnicze? Shaydh najwyraźniej miała już do takich spraw paskudne szczęście.
Podziękowawszy cicho za pomoc, usiadła przy stercie chrustu i zebrała w palce nieco wysuszonej trawy. Następnie sięgnęła do niedużej torby przy pasie, żeby wyciągnąć ukryte tam krzesiwo, najważniejszy element przy rozpalaniu ogniska. Zawsze można spróbować babrać się z pocieraniem dwóch patyków, ale często trze się godzinami bez efektu. Mając krzesiwo, wystarczy kilka ruchów i już pojawiają się iskry... Oczywiście jeśli robi się to odpowiednio. Nie minęła chwila, aż trawa zajęła się ogniem.
Podczas gdy Spiriel prowadził ją w stronę obozu, kątem oka zauważyła, że staruszek gdzieś zniknął. Już miała zwrócić na to uwagę, kiedy imp wykonał polecenie, rzucając gałęzie we wskazane miejsce, a Veon nagle pojawił się z powrotem. Czy wszystko musi być takie zagadkowe i tajemnicze? Shaydh najwyraźniej miała już do takich spraw paskudne szczęście.
Podziękowawszy cicho za pomoc, usiadła przy stercie chrustu i zebrała w palce nieco wysuszonej trawy. Następnie sięgnęła do niedużej torby przy pasie, żeby wyciągnąć ukryte tam krzesiwo, najważniejszy element przy rozpalaniu ogniska. Zawsze można spróbować babrać się z pocieraniem dwóch patyków, ale często trze się godzinami bez efektu. Mając krzesiwo, wystarczy kilka ruchów i już pojawiają się iskry... Oczywiście jeśli robi się to odpowiednio. Nie minęła chwila, aż trawa zajęła się ogniem.
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Buntownicza kobieta, pomyślał, to chyba z tego powodu pakuje się w kłopoty, chce postawić na swoim, nawet jeżeli nie zawsze jest to dla niej najlepsze, a przynajmniej takie wrażenie sprawia przy pierwszym kontakcie, jednak nie należy oceniać książki po okładce, a już na pewno nie elfki po kilku cechach ujawnionych w afekcie, tym bardziej, że w końcu zgodziła się na pomoc.
Veon w końcu pojawił się, choć Spiriel czuł coś dziwnego, coś niepokojącego, ale nie na tyle by należało się tym przejmować, bardziej teraz musiał uważać na impa, który chyba gdzieś w środku wyczuwał prawdziwą tożsamość anioła... byle tylko go nie wydał. Ponad tym jednak była Shaydh, to do niej został wysłany i póki misja sie nie skończy musi mieć ją na oku, tymczasem podprowadził ją do ogniska.
- Pozwolisz, że spojrzę na nogę?
Zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, na pierwszy rzut oka wydawało się, że nic jej nie jest, ale złamania też na pierwszy rzut oka nie wyglądają na coś poważnego, chyba że są otwarte. Mężczyzna położył dłoń na kostce elfki i ścisnął, najpierw delikatnie, by wyczuć kości, a potem mocniej, jednak nic nie wskazywało na to, że to poważna kontuzja, obejdzie się bez magii.
- Nic ci nie jest.
Uśmiechnął się do elfki wstając i usiadł pół metra od niej.
- Za kilka chwil nie będziesz czuła bólu, a rano będziesz mogła bez problemów stanąć na tej nodze. Gdybyś jednak potrzebowała pomocy, to mogę uśmierzyć ból, daj tylko znać.
Po tych wyjaśnieniach, spojrzał na Veona, staruszek doglądał konia, to zwierzę też się musiało nieźle zmęczyć podczas ucieczki, należał się mu odpoczynek. Shaydh w tym czasie rozpalała ogień.
Robiło się późno, ale chyba nikt tej nocy nie zmruży oka...
Veon w końcu pojawił się, choć Spiriel czuł coś dziwnego, coś niepokojącego, ale nie na tyle by należało się tym przejmować, bardziej teraz musiał uważać na impa, który chyba gdzieś w środku wyczuwał prawdziwą tożsamość anioła... byle tylko go nie wydał. Ponad tym jednak była Shaydh, to do niej został wysłany i póki misja sie nie skończy musi mieć ją na oku, tymczasem podprowadził ją do ogniska.
- Pozwolisz, że spojrzę na nogę?
Zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, na pierwszy rzut oka wydawało się, że nic jej nie jest, ale złamania też na pierwszy rzut oka nie wyglądają na coś poważnego, chyba że są otwarte. Mężczyzna położył dłoń na kostce elfki i ścisnął, najpierw delikatnie, by wyczuć kości, a potem mocniej, jednak nic nie wskazywało na to, że to poważna kontuzja, obejdzie się bez magii.
- Nic ci nie jest.
Uśmiechnął się do elfki wstając i usiadł pół metra od niej.
- Za kilka chwil nie będziesz czuła bólu, a rano będziesz mogła bez problemów stanąć na tej nodze. Gdybyś jednak potrzebowała pomocy, to mogę uśmierzyć ból, daj tylko znać.
Po tych wyjaśnieniach, spojrzał na Veona, staruszek doglądał konia, to zwierzę też się musiało nieźle zmęczyć podczas ucieczki, należał się mu odpoczynek. Shaydh w tym czasie rozpalała ogień.
Robiło się późno, ale chyba nikt tej nocy nie zmruży oka...
- Veon
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 15
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Człowiek (nekromanta)
- Profesje:
- Kontakt:
Koń już rozzuty szczypał trawę nieopodal wozu. Nie było tego wiele, ale musiało mu na razie wystarczyć. Veon nie zdążył zakupić obroku w mieście. Zwierzę wiele przeszło przez ostatnie kilka godzin i wypoczynek był bardziej niż wskazany. Starzec popatrzył na elfkę i Spiriela, który opatrywał jej nogę.
- I o co tyle zachodu - uśmiechnął się do jasnowłosego. Wyjął zimne mięso z torby i podał Shaydh.
- Czy mogła byś się tym zająć? - poprosił uprzejmie.
- Wstawaj leniu musimy rozłożyć namiot. Nie wiem jak ty, ale ja wolę nie być rano całkiem mokry i zziębnięty od rosy. - zawołał do Prasutagusa - Miejsca jest w środku wystarczająco dla wszystkich. Mogę objąć pierwszą wartę. - dodał zwracając się do reszty.
Imp podniósł się z ociąganiem i razem wzięli się za rozstawianie. Żmudna i nudna praca. Noc zawsze ma na mnie taki przygnębiający wpływ, pomyślał Prasutagus rozplątując liny.
- I o co tyle zachodu - uśmiechnął się do jasnowłosego. Wyjął zimne mięso z torby i podał Shaydh.
- Czy mogła byś się tym zająć? - poprosił uprzejmie.
- Wstawaj leniu musimy rozłożyć namiot. Nie wiem jak ty, ale ja wolę nie być rano całkiem mokry i zziębnięty od rosy. - zawołał do Prasutagusa - Miejsca jest w środku wystarczająco dla wszystkich. Mogę objąć pierwszą wartę. - dodał zwracając się do reszty.
Imp podniósł się z ociąganiem i razem wzięli się za rozstawianie. Żmudna i nudna praca. Noc zawsze ma na mnie taki przygnębiający wpływ, pomyślał Prasutagus rozplątując liny.
- Shaydh
- Szukający drogi
- Posty: 41
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Pustynny Elf
- Profesje:
- Kontakt:
Kiedy już ogień zajął podpałkę, wystarczyło go trochę przypilnować, żeby płomienie nie zniknęły zbyt szybko. Inaczej trzeba by było zacząć wszystko od nowa, a potem być może jeszcze raz, dopóki nie straci się cierpliwości. Shaydh wpatrywała się w swoje dzieło jak zahipnotyzowana, przez co sprawiała wrażenie nieobecnej. Tak naprawdę potrzebowała jedynie chwili na większe zastanowienie się. Spiriel usiadł obok, zapewniwszy ją, że potrafi uśmierzyć ból, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Miłe, nad wyraz miłe. Elfka nie potrafiła zrozumieć, jak ktoś może być tak uprzejmy, zwłaszcza po tym, w co został nieopatrznie wciągnięty. Shaydh jeszcze trochę pusto obserwowała tańczące płomienie, dochodząc do wniosku, że jego bezinteresowność może być złudna, chociaż właściwie ciężko w to uwierzyć. Zazwyczaj ktoś ma jakiś cel. A jeśli...
Shaydh już miała sięgnąć do torby po przedmiot, który spowodował całe to bagno, jednak dokładnie w tej chwili niespodziewanie otrzymała osobliwe zawiniątko. Mięso? Elfka popatrzyła się chwilę na Veona nieco zdezorientowanym wzrokiem, po czym ostatecznie przybrała swój zwyczajowy, butny wyraz twarzy.
- Mogę - mruknęła. - Przydałoby się jednak jeszcze cokolwiek, w czym można to ugotować. Chyba, że mam prażyć to na kiju - dodała pod nosem.
Najwyraźniej sprawdzenie, co właściwie udało jej się ukraść oraz przyjrzenie się reakcji Spiriela musiało trochę poczekać. Chociaż ciekawość również zaczęła domagać się wyjaśnień, Shay usilnie starała się ją poskromić. Widziała w swojej złodziejskiej karierze sporo szkatułek zamkniętych na klucz, ale ta musiała być wyjątkowa. Proporcjonalnie do wielkości wszczętego alarmu.
Shaydh już miała sięgnąć do torby po przedmiot, który spowodował całe to bagno, jednak dokładnie w tej chwili niespodziewanie otrzymała osobliwe zawiniątko. Mięso? Elfka popatrzyła się chwilę na Veona nieco zdezorientowanym wzrokiem, po czym ostatecznie przybrała swój zwyczajowy, butny wyraz twarzy.
- Mogę - mruknęła. - Przydałoby się jednak jeszcze cokolwiek, w czym można to ugotować. Chyba, że mam prażyć to na kiju - dodała pod nosem.
Najwyraźniej sprawdzenie, co właściwie udało jej się ukraść oraz przyjrzenie się reakcji Spiriela musiało trochę poczekać. Chociaż ciekawość również zaczęła domagać się wyjaśnień, Shay usilnie starała się ją poskromić. Widziała w swojej złodziejskiej karierze sporo szkatułek zamkniętych na klucz, ale ta musiała być wyjątkowa. Proporcjonalnie do wielkości wszczętego alarmu.
- Spiriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 87
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Duch światłości
- Profesje:
- Kontakt:
Kobieta nie była oporna, zważywszy na to, jak zareagowała za pierwszym razem, gdy Spiriel próbował się przyjrzeć jej kostce, można by rzec, że nastąpiła dość spora zmiana na lepsze. To pewnie przez wspólną ucieczkę, ale cała trójka, choć wciąż nieufna wobec siebie nawzajem, zdawała się niejako ze sobą związać, niewiele, ale prawdopodobnie nie szybko zapomną swoich imion.
Shaydh nagle otrzymała mięso od Veona, a anioł zaczął się dopiero zastanawiać, czy nie powinien pójść na polowanie, lub znaleźć nieco pożywienia, on co prawda nie potrzebował tego, ale reszta towarzyszy musiała już zacząć odczuwać głód, starzec ponownie pozytywnie go zaskoczył, choć nie wyglądał na chętnego do pomocy.
Warta... Veon sugeruje, że ktoś może się na nich czaić, albo sugeruje, że zostaną zjedzeni przez wilki, tak czy inaczej dobrze by było przyjrzeć się w nocy okolicy.
- Zajmę pierwszą wartę, obudzę cię, gdy zacznę odczuwać zmęczenie.
Zaproponował starcowi i uśmiechnął się przyjacielsko. Nie miał zamiaru nikogo budzić, tamci dwaj potrzebowali snu, a on sam mógł się bez niego obejść, więc nie było potrzeby aby oni marnowali czas odpoczynku na pilnowanie, skoro Spiriel bez konsekwencji mógł się tym zająć... nie ma to jak być duchem, dawno zmarłym, ale wciąż żywym... i to wcale nie paradoks.
Shaydh nagle otrzymała mięso od Veona, a anioł zaczął się dopiero zastanawiać, czy nie powinien pójść na polowanie, lub znaleźć nieco pożywienia, on co prawda nie potrzebował tego, ale reszta towarzyszy musiała już zacząć odczuwać głód, starzec ponownie pozytywnie go zaskoczył, choć nie wyglądał na chętnego do pomocy.
Warta... Veon sugeruje, że ktoś może się na nich czaić, albo sugeruje, że zostaną zjedzeni przez wilki, tak czy inaczej dobrze by było przyjrzeć się w nocy okolicy.
- Zajmę pierwszą wartę, obudzę cię, gdy zacznę odczuwać zmęczenie.
Zaproponował starcowi i uśmiechnął się przyjacielsko. Nie miał zamiaru nikogo budzić, tamci dwaj potrzebowali snu, a on sam mógł się bez niego obejść, więc nie było potrzeby aby oni marnowali czas odpoczynku na pilnowanie, skoro Spiriel bez konsekwencji mógł się tym zająć... nie ma to jak być duchem, dawno zmarłym, ale wciąż żywym... i to wcale nie paradoks.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości