Równina Drivii ⇒ [Główny trakt] Podróż z ładunkiem
- Veril
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
- Profesje:
- Kontakt:
Verila przeszedł dreszcz. Domyślał się, że czarodziej może coś podejrzewać, ale nie sądził, że to wyjdzie poza podejrzenia. A teraz proszę! Ten schorowany mężczyzna zdarł mu z twarzy maskę i rzucił pod stopy, jednocześnie grzecznie zapewniając, że nie zamierza jej deptać. Ha! I tak był już zdemaskowany. Sam się niczym nie zdradził, a przynajmniej nie przed Metatronem. Charmaine wiedziała zbyt mało by zdać tak szczegółowy raport magowi, zresztą chyba go nawet nie znosiła. Zmrużył oczy zrezygnowany.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę... Widać nie doceniłem cię panie. - odparł z niechęcią. Nie chciał mówić niczego co mogłoby wpłynąć na starca negatywnie, to znaczy zdenerwować go. Maie widział, że jego rozmówca już ma problemy z oddychaniem, nie chciał pogarszać jego stanu.
- Tak, jestem tym za kogo mnie uważasz, choć przez cały dzień uparcie starałem się to ukryć... Nie każdy czarodziej traktuje nas jako inteligentne istoty. Dla sporej części jesteśmy tylko królikami doświadczalnymi. Dlatego ja staram się nie afiszować swoją przynależnością. - mówił spokojnie chociaż dało się w jego głosie wyczuć nutkę zrezygnowania. Był zły na siebie, był zły, że tak łatwo dał się podejść. Gdy czarodziej odkrył kim jest naprawdę, poczuł się obdarty ze wszystkiego. Chował się za ludzką powłoką przed wszystkim co niebezpieczne. Teraz mu to odebrano. W dodatku ta propozycja... Sam nie wiedział co o tym myśleć.
Skorzystał z faktu, że czarodziej odpoczywa i kontynuował dalej. Starał się odpowiadać wyczerpująco i w miarę na temat, wszystko po to by Metatron nie przemęczał się dodatkowymi pytaniami.
- Czego możemy chcieć... Ciężko powiedzieć, nie potrzebujemy wiele... - celowo nie wspomniał tu o pieniądzach, domyślił się, że to może urazić jego rozmówcę. - Może najpierw nakreślisz panie jaki wymiar ma mieć ta wspomniana pomoc? Jeśli jest to coś drobnego to nie będę cię naciągał na koszta.
Nadal był w szoku, ale po raz kolejny ciekawość zwyciężyła. Nie chciał póki co rozmawiać o zapłacie, w sumie była jedna rzecz, której pragnął, ale wolał to zostawić na potem.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę... Widać nie doceniłem cię panie. - odparł z niechęcią. Nie chciał mówić niczego co mogłoby wpłynąć na starca negatywnie, to znaczy zdenerwować go. Maie widział, że jego rozmówca już ma problemy z oddychaniem, nie chciał pogarszać jego stanu.
- Tak, jestem tym za kogo mnie uważasz, choć przez cały dzień uparcie starałem się to ukryć... Nie każdy czarodziej traktuje nas jako inteligentne istoty. Dla sporej części jesteśmy tylko królikami doświadczalnymi. Dlatego ja staram się nie afiszować swoją przynależnością. - mówił spokojnie chociaż dało się w jego głosie wyczuć nutkę zrezygnowania. Był zły na siebie, był zły, że tak łatwo dał się podejść. Gdy czarodziej odkrył kim jest naprawdę, poczuł się obdarty ze wszystkiego. Chował się za ludzką powłoką przed wszystkim co niebezpieczne. Teraz mu to odebrano. W dodatku ta propozycja... Sam nie wiedział co o tym myśleć.
Skorzystał z faktu, że czarodziej odpoczywa i kontynuował dalej. Starał się odpowiadać wyczerpująco i w miarę na temat, wszystko po to by Metatron nie przemęczał się dodatkowymi pytaniami.
- Czego możemy chcieć... Ciężko powiedzieć, nie potrzebujemy wiele... - celowo nie wspomniał tu o pieniądzach, domyślił się, że to może urazić jego rozmówcę. - Może najpierw nakreślisz panie jaki wymiar ma mieć ta wspomniana pomoc? Jeśli jest to coś drobnego to nie będę cię naciągał na koszta.
Nadal był w szoku, ale po raz kolejny ciekawość zwyciężyła. Nie chciał póki co rozmawiać o zapłacie, w sumie była jedna rzecz, której pragnął, ale wolał to zostawić na potem.
- Metatron
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Metatron przysłuchiwał się słowom maie. Właśnie, przesłuchiwał. Oczy zamknął, ciało całkowicie rozluźnił. Podczas całej odpowiedzi Verila mogło wydawać się, że czarodziej pod wpływem naparu usnął. Oddychał płytko i miarowo. Tymczasem Zohara uśmiechnęła się sympatyczne do naturianina, mrugnęła okiem.
-Praca na odległość. Przedstawicielstwo. Reprezentacja. - Mówił krótko, treściwie jakby oszczędzając się. - Nigdy: morderstwo, kradzież. Czasem: podsłuch. Zwykle – cisza. Chyba przerwał z przyczajenia. - Reprezentowanie. Nie wszędzie chodzić... Lubię.
Oddech przyśpieszył, łapał dech jak ryba coraz szybciej i szybciej, niemal było słychać kryształ szorujący o żebra podczas rozrostu, trący o nie, wyginający. Pradawny jęknął. Pobladł... Potem dopiero potem oddech się wyrównał, czadziej... Oddychał swobodnie.
-Wybacz niedyspozycje. - Stwierdził już żwawiej. - Możesz podać ogólną cenę. Potem... Możemy dalej rozmawiać.
-Praca na odległość. Przedstawicielstwo. Reprezentacja. - Mówił krótko, treściwie jakby oszczędzając się. - Nigdy: morderstwo, kradzież. Czasem: podsłuch. Zwykle – cisza. Chyba przerwał z przyczajenia. - Reprezentowanie. Nie wszędzie chodzić... Lubię.
Oddech przyśpieszył, łapał dech jak ryba coraz szybciej i szybciej, niemal było słychać kryształ szorujący o żebra podczas rozrostu, trący o nie, wyginający. Pradawny jęknął. Pobladł... Potem dopiero potem oddech się wyrównał, czadziej... Oddychał swobodnie.
-Wybacz niedyspozycje. - Stwierdził już żwawiej. - Możesz podać ogólną cenę. Potem... Możemy dalej rozmawiać.
- Cecilia
- Szukający Snów
- Posty: 191
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Człowiek - Szpieg
- Profesje:
- Kontakt:
Kurtyzana słuchała z uwagą wyznań chłopaka, czując się coraz gorzej i gorzej. On naprawdę był szczery, czysty, pewny tego co jest dobre, a co złe. Możliwym było, iż blondyn widział życie w czarno-białych kolorach. Z pewnością nie zasługiwał na kłamstwa. Być może nigdy jej nie wybaczy, tych nagięć prawdy, których się dopuściła.
-Wieczna młodość...sama nie wiem. - westchnęła dziewczyna z lekkim smutkiem, obserwując poczynania przy swojej nodze. Zasyczała delikatnie, czując szczypanie po zetknięciu skóry z rośliną. - Nieśmiertelność byłaby jednak nudna. W życiu cudowna jest niepowtarzalność chwil. - uśmiechnęła się gorzko. - Nikt nie jest zły do szpiku kości. - mężczyzna uniósł głowę spoglądając na twarz Cecilii. Białowłosa wpatrywała się w jego złote oczy. Jej usta drżały, to spojrzenie niemal ją przerażało. Pełne dobra, niewinności, chęci pomocy, ale także zagubienia i smutku. Ręka dziewczyny popłynęła do jego włosów delikatnie je przeczesując. Kobieta szybko jednak odwróciła wzrok, układając dłoń na ziemi.
Nawet nie wiesz, jak uroczy jesteś.
Po prostu nie była w stanie mu tego zrobić. Nie mogła zdeprawować, omamić chłopca o tak cudownym spojrzeniu. Miała tylko nadzieję, że gdy prawda wyjdzie na jaw, nie przyjmie jej zbyt...dosłownie. Zrozumie. Z drugiej strony, rzeczywistość mogła pozostać taka jaką jest do końca ich znajomości.
-Ja...moi rodzice żyją. - zamrugała szybko oczyma. - Nie zrozumiałeś mnie. Jestem córką najemnika i złodziejki, czy to czyni ze mnie kogoś złego? Istotę niższego poziomu?
Kolejną wzmiankę - tym razem o Verilu puściła mimo uszu, udając zainteresowanie zadrapaniem.
-Chyba już wystarczy. - odsunęła się nieznacznie, marszcząc brwi. - Kiedy Ty miałeś wszystko na zawołanie, inni... - zastanawiała się, jak najlepiej wyłożyć kompanowi sprawę. Nie, najlepiej wcale jej nie wykładać. Rozluźniła mięśnie twarzy, uśmiechając się uwodzicielsko, z nutką fałszu. - Nie zastanawiaj się nade mną zbytnio. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać, a Ty chyba masz już nadmiar zmartwień. - odepchnęła się gwałtownie od ziemi, wstała i zataczając się podeszła do porozrzucanych ubrań. Poczęła zakładać na nogi buty, delikatnie wsuwając botki na stopy.
-Masz właściwie jakiś cel? Mógłbyś podróżować ze mną do Efne lub Meot. Chyba ,że boisz się towarzystwa osoby z takich kręgów .Łatwo jest oceniać ludzi, czyż nie? - prychnęła jak dzika kotka.
-Wieczna młodość...sama nie wiem. - westchnęła dziewczyna z lekkim smutkiem, obserwując poczynania przy swojej nodze. Zasyczała delikatnie, czując szczypanie po zetknięciu skóry z rośliną. - Nieśmiertelność byłaby jednak nudna. W życiu cudowna jest niepowtarzalność chwil. - uśmiechnęła się gorzko. - Nikt nie jest zły do szpiku kości. - mężczyzna uniósł głowę spoglądając na twarz Cecilii. Białowłosa wpatrywała się w jego złote oczy. Jej usta drżały, to spojrzenie niemal ją przerażało. Pełne dobra, niewinności, chęci pomocy, ale także zagubienia i smutku. Ręka dziewczyny popłynęła do jego włosów delikatnie je przeczesując. Kobieta szybko jednak odwróciła wzrok, układając dłoń na ziemi.
Nawet nie wiesz, jak uroczy jesteś.
Po prostu nie była w stanie mu tego zrobić. Nie mogła zdeprawować, omamić chłopca o tak cudownym spojrzeniu. Miała tylko nadzieję, że gdy prawda wyjdzie na jaw, nie przyjmie jej zbyt...dosłownie. Zrozumie. Z drugiej strony, rzeczywistość mogła pozostać taka jaką jest do końca ich znajomości.
-Ja...moi rodzice żyją. - zamrugała szybko oczyma. - Nie zrozumiałeś mnie. Jestem córką najemnika i złodziejki, czy to czyni ze mnie kogoś złego? Istotę niższego poziomu?
Kolejną wzmiankę - tym razem o Verilu puściła mimo uszu, udając zainteresowanie zadrapaniem.
-Chyba już wystarczy. - odsunęła się nieznacznie, marszcząc brwi. - Kiedy Ty miałeś wszystko na zawołanie, inni... - zastanawiała się, jak najlepiej wyłożyć kompanowi sprawę. Nie, najlepiej wcale jej nie wykładać. Rozluźniła mięśnie twarzy, uśmiechając się uwodzicielsko, z nutką fałszu. - Nie zastanawiaj się nade mną zbytnio. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać, a Ty chyba masz już nadmiar zmartwień. - odepchnęła się gwałtownie od ziemi, wstała i zataczając się podeszła do porozrzucanych ubrań. Poczęła zakładać na nogi buty, delikatnie wsuwając botki na stopy.
-Masz właściwie jakiś cel? Mógłbyś podróżować ze mną do Efne lub Meot. Chyba ,że boisz się towarzystwa osoby z takich kręgów .Łatwo jest oceniać ludzi, czyż nie? - prychnęła jak dzika kotka.
- Veril
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
- Profesje:
- Kontakt:
Nie mógł odmówić czarodziejowi przemyślności. Faktycznie niejeden chciałby mieć na swoich usługach kogoś takiego jak on. Nie miał państwa, a więc nie posiadał poglądów, nie był człowiekiem i był wolny od większości ludzkich ograniczeń. W dodatku zdolność przemiany mogła się okazać co najmniej przydatna. Był wymarzonym szpiegiem, w dodatku potrafił szybko i cicho podróżować. Przez chwilę aż go to zabolało. Czuł, że Metatron chce go sobie użyć, wykorzystać z uwagi na jego zdolności. W sumie niewątpliwym plusem było to, że w ogóle dawał jakiś wybór Verilowi, a przynajmniej takie stwarzał pozory. Maie widząc służącą patrzącą na niego ciepło zakłopotał się jeszcze bardziej. Wiedział, że jest właśnie o krok od podjęcia istotnej decyzji. Próbował stać prosto, ale nagle obecność wszystkich tych osób naokoło stałą się dla niego bardzo krępująca. W jego głowie na moment pojawiła się krótka myśl by w tym momencie przemienić się i dać drapaka najdalej jak się da. Właśnie wtedy przypomniał sobie o czym myślał przy ognisku. Denerwowało go to, że na nic nie miał wpływu, żył już tyle lat, a nadal niczego nie osiągnął.
Przypomniał sobie postać Szayela. Dumny i potężny mag sprawiał wrażenie niepokonanego. Zdobył moc, a przecież krzywdził nią innych, nie o to chyba chodziło w tym wszystkim, prawda? Cel nie uświęca środków, a pyrrusowe zwycięstwo, to żadne zwycięstwo. Niemniej było to niepokojące. Tacy ludzie faktycznie chodzą po ziemi. Myśl, a może Metatron chce powstrzymać jakoś złego maga?
Veril zacisnął zęby jakby coś go zabolało. Cecilia, Lolarian, Metatron... Wszyscy mieli cel, wszyscy oprócz tego nędznego grajka, który zawsze wykręcał się tym, że sprawy ludzi go nie dotyczą. Miał przeczucie, że chyba odnalazł swój cel, albo chociaż drogę do niego.
- Dobrze... Normalnie nie wtrącam się w sprawy ludzi, ale na tę propozycję mogę przystać. - powiedział wciąż nie do końca pewien czy chce swój los związać z losem czarodzieja. - Co do ceny... Pieniądze na niewiele mi się zdadzą, ale... Tak, powiedzmy, że to na razie wystarczy.
Ugryzł się w język zanim powiedział, że chce czegoś jeszcze. Pieniądze też mogą mu się przydać, choć totalnie nie znał ich wartości, ale jakoś mniej głupio było mu prosić o nie niż o nauczenie jak zostać magiem. Aż zrobiło mu się głupio na samą myśl. Wszak te wszystkie zaklęcia rzucane przez czarodziejów były widowiskowe i bardzo potężne. Jego sztuczki nijak się miało do magii używanej przez pradawnych.
Nadal czuł się nieswojo z myślą, że będzie dla kogoś pracował, ale może to właśnie było wyjście? Zaangażować się. Miał nadzieję, że Metatron wymyśli dla niego jakieś zadanie, które pozwoli mu się wykazać. Tymczasem czekał cierpliwie aż mag opanuje do końca oddech.
Przypomniał sobie postać Szayela. Dumny i potężny mag sprawiał wrażenie niepokonanego. Zdobył moc, a przecież krzywdził nią innych, nie o to chyba chodziło w tym wszystkim, prawda? Cel nie uświęca środków, a pyrrusowe zwycięstwo, to żadne zwycięstwo. Niemniej było to niepokojące. Tacy ludzie faktycznie chodzą po ziemi. Myśl, a może Metatron chce powstrzymać jakoś złego maga?
Veril zacisnął zęby jakby coś go zabolało. Cecilia, Lolarian, Metatron... Wszyscy mieli cel, wszyscy oprócz tego nędznego grajka, który zawsze wykręcał się tym, że sprawy ludzi go nie dotyczą. Miał przeczucie, że chyba odnalazł swój cel, albo chociaż drogę do niego.
- Dobrze... Normalnie nie wtrącam się w sprawy ludzi, ale na tę propozycję mogę przystać. - powiedział wciąż nie do końca pewien czy chce swój los związać z losem czarodzieja. - Co do ceny... Pieniądze na niewiele mi się zdadzą, ale... Tak, powiedzmy, że to na razie wystarczy.
Ugryzł się w język zanim powiedział, że chce czegoś jeszcze. Pieniądze też mogą mu się przydać, choć totalnie nie znał ich wartości, ale jakoś mniej głupio było mu prosić o nie niż o nauczenie jak zostać magiem. Aż zrobiło mu się głupio na samą myśl. Wszak te wszystkie zaklęcia rzucane przez czarodziejów były widowiskowe i bardzo potężne. Jego sztuczki nijak się miało do magii używanej przez pradawnych.
Nadal czuł się nieswojo z myślą, że będzie dla kogoś pracował, ale może to właśnie było wyjście? Zaangażować się. Miał nadzieję, że Metatron wymyśli dla niego jakieś zadanie, które pozwoli mu się wykazać. Tymczasem czekał cierpliwie aż mag opanuje do końca oddech.
- Metatron
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Czarodziej mógł stwierdzić teraz z całą stanowczością, iż nie mylił się co do Verila. W duchu się uśmiechnął, próbował na twarzy lecz nie wyszło. Miast tego jego oblicze niespodziewanie przybrało surowy wyraz. Trwało to kilka dobrych chwil nim twarz Metatrona wyraziła do dawnego, beznamiętnego stanu. Tymczasem do namiotu weszło dwóch braci, tragarzy lektyki. Mieli ze sobą gorący, parujący smakowicie garnek wypełniony jakąś odmianą gulaszu. Postawili go przed zielarką, a ta ruszyła szukać w kufrze przy lektyce talerzy.
-Zjesz z nami? - zaproponował pradawny samemu łykając ślinę. Doskonale wiedział że maie nie musi. Nie znaczyło to oczywiście, iż sprawiałoby mu to jakiejkolwiek przyjemności. Szukanie talerzy przeciągało się. Nurkująca w kufrze zielarka, lekko przytłumionym głosem przez skrzynie mówiła.
-Dobrze ci będzie z nami. Pan Metatron to wynalazca... Gdzieś wy się... - i ponownie głos uwięzi w stertach przerwanych przedmiotów. Dwaj wojownicy, tagarze czy jakikolwiek ich można było nazwać przyglądali się kompletnie bez emocji maie. Zajęli swoje miejsce z boku i zaczęli odpinać pancerze.
-W rzeczy samej. Może słyszałeś o mich dokonaniach. - Mały sukces wypowiedzenia całego zdania nawet ucieszył pradawnego. - Opowiesz coś o sobie?
-Zjesz z nami? - zaproponował pradawny samemu łykając ślinę. Doskonale wiedział że maie nie musi. Nie znaczyło to oczywiście, iż sprawiałoby mu to jakiejkolwiek przyjemności. Szukanie talerzy przeciągało się. Nurkująca w kufrze zielarka, lekko przytłumionym głosem przez skrzynie mówiła.
-Dobrze ci będzie z nami. Pan Metatron to wynalazca... Gdzieś wy się... - i ponownie głos uwięzi w stertach przerwanych przedmiotów. Dwaj wojownicy, tagarze czy jakikolwiek ich można było nazwać przyglądali się kompletnie bez emocji maie. Zajęli swoje miejsce z boku i zaczęli odpinać pancerze.
-W rzeczy samej. Może słyszałeś o mich dokonaniach. - Mały sukces wypowiedzenia całego zdania nawet ucieszył pradawnego. - Opowiesz coś o sobie?
- Veril
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
- Profesje:
- Kontakt:
Veril poczuł się nieco rozluźniony. Wydawało mu się nawet, że starzec próbuje się uśmiechnąć co dodatkowo podniosło Maie na duchu. Wyglądało na to, że zrobił na czarodzieju dobre wrażenie, zniknęło nawet poczucie niebezpieczeństwa spowodowane początkowo nagłą demaskacją. Westchnął uśmiechając się szczerze. Myśl o tym, że znalazł dla odmiany przychylnych sobie ludzi podziałała na niego uspokajająco. Kto wie, może to była jednak dobra decyzja? W nagłym przypływie ufności powiedział:
- Bardzo chętnie. - odparł na pierwsze pytanie.
Verilowi było nieco niezręcznie mówić dalej. nie chciał wyjść na nietaktownego choć już sama życzliwość zielarki wprawiła go w zakłopotanie. Skurczył się nieco czerwieniąc na policzkach. Faktycznie, obiło mu się o uszy nazwisko Metatrona. Zdecydowanie był kimś sławnym, ale Eletainen nie wiedział wiele na jego temat. Dla zachowani pozorów zdecydował się nieco skłamać.
- Słyszałem, że jesteś panie zasłużonym magiem i widzę, że pogłoski były prawdziwe. Po raz pierwszy zostałem zdemaskowany. - uśmiechnął się cierpko ze swojej własnej porażki. - Co się zaś tyczy mnie to nie robiłem wiele ciekawego, sporo podróżowałem i znam się co nieco na magii, ale to w większości nic takiego... Przez większość mojego życia próbowałem uczyć się magii życia by pomagać ludziom, ale... Ekhm, nie bardzo wyszło. dlatego też zaproponowałem ci panie moją pomoc. Jesteś pewien, że nie mogę ci choć trochę ulżyć?
W ostatnim pytaniu dało się wyczuć prawdziwą troskę. Nie, to nie była litość. Wiedział, że obraził by czarodzieja gdyby okazał litość, ale może dałby radę choć trochę ulżyć jego cierpieniom.
- Bardzo chętnie. - odparł na pierwsze pytanie.
Verilowi było nieco niezręcznie mówić dalej. nie chciał wyjść na nietaktownego choć już sama życzliwość zielarki wprawiła go w zakłopotanie. Skurczył się nieco czerwieniąc na policzkach. Faktycznie, obiło mu się o uszy nazwisko Metatrona. Zdecydowanie był kimś sławnym, ale Eletainen nie wiedział wiele na jego temat. Dla zachowani pozorów zdecydował się nieco skłamać.
- Słyszałem, że jesteś panie zasłużonym magiem i widzę, że pogłoski były prawdziwe. Po raz pierwszy zostałem zdemaskowany. - uśmiechnął się cierpko ze swojej własnej porażki. - Co się zaś tyczy mnie to nie robiłem wiele ciekawego, sporo podróżowałem i znam się co nieco na magii, ale to w większości nic takiego... Przez większość mojego życia próbowałem uczyć się magii życia by pomagać ludziom, ale... Ekhm, nie bardzo wyszło. dlatego też zaproponowałem ci panie moją pomoc. Jesteś pewien, że nie mogę ci choć trochę ulżyć?
W ostatnim pytaniu dało się wyczuć prawdziwą troskę. Nie, to nie była litość. Wiedział, że obraził by czarodzieja gdyby okazał litość, ale może dałby radę choć trochę ulżyć jego cierpieniom.
- Metatron
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Jedli. Każdy na swój sposób. Dwaj rośli wojownicy w milczeniu trochę na uboczu. Nawet cwańszy z braci nie należał do gaduł. Zielarka zapewne posilałaby się żwawiej gdyby nie musiała karmić Metatrona, a dodatkowo ścierać resztki jedzenia brody.
-Mówiłem już ci głupcze, to niewykonalne. - Uciął cierpko, nad wyraz ostro. Nie lubił się powtarzać. Może kiedy indziej nie miałby nic przeciwko. Kiedy indziej leżało kiedyś, kiedy mówił więcej i lżej. Przeżuł kawałek mięska.
-Szanuje uzdrowicieli, łamaczy klątw i tym podobnych... Ale kto nie idzie na przód, ten się cofa. Tak się składa, że wy tylko bronicie, tak czy inaczej. - Czknął. Łzy stanęly mu w oczach, chyba kryształy oderwały się z płuc i wbiły w gardło. Zapobiegliwa opiekunka natychmiast go napoiła.
-Ja widzę nadzieje świata w wynalazku, magnum opus który zmieni oblicze świata. Wyobraź pan sobie... - przerwał, nie z bólu, a z łyżki z jedzeniem. Oczami dał znać opiekunce aby też się chwilę powieliła póki on będzie mówić. -...magię powszechną. Magiczne sady, kliniki. Wszystko nie wymagające magów, nie wymagające... Pieniędzy. -Westchnął. Zjadł jeszcze trochę, a nastąpcie kał znać, że więcej nie chce. Przez dzisiejszy upał, który na szczęście już minął, jeść kompletnie się mu nie chciało. Westchnął.
-To co mam w ciele to właśnie owo magnum opus plus wypadek.
-Mówiłem już ci głupcze, to niewykonalne. - Uciął cierpko, nad wyraz ostro. Nie lubił się powtarzać. Może kiedy indziej nie miałby nic przeciwko. Kiedy indziej leżało kiedyś, kiedy mówił więcej i lżej. Przeżuł kawałek mięska.
-Szanuje uzdrowicieli, łamaczy klątw i tym podobnych... Ale kto nie idzie na przód, ten się cofa. Tak się składa, że wy tylko bronicie, tak czy inaczej. - Czknął. Łzy stanęly mu w oczach, chyba kryształy oderwały się z płuc i wbiły w gardło. Zapobiegliwa opiekunka natychmiast go napoiła.
-Ja widzę nadzieje świata w wynalazku, magnum opus który zmieni oblicze świata. Wyobraź pan sobie... - przerwał, nie z bólu, a z łyżki z jedzeniem. Oczami dał znać opiekunce aby też się chwilę powieliła póki on będzie mówić. -...magię powszechną. Magiczne sady, kliniki. Wszystko nie wymagające magów, nie wymagające... Pieniędzy. -Westchnął. Zjadł jeszcze trochę, a nastąpcie kał znać, że więcej nie chce. Przez dzisiejszy upał, który na szczęście już minął, jeść kompletnie się mu nie chciało. Westchnął.
-To co mam w ciele to właśnie owo magnum opus plus wypadek.
- Veril
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
- Profesje:
- Kontakt:
Veril skrzywił się słysząc ostrą ripostę starca. Mimo swojego wieku i stanu zdrowia wciąż był wybuchowy i niewątpliwie budził respekt. Maie wiedział, że nie powinien poruszać tego tematu i zapewne już nigdy więcej tego nie zrobi chyba, że znajdzie jakieś rozwiązanie. W milczeniu przyjął to co opowiadał Metatron. Zdziwiła go wylewność pradawnego i pasja z jaką to mówił. Z pewnością był czarodziejem niebywałego talentu i silnego charakteru. Słowem, człowiek sukcesu. Ale coś w jego słowach było niepokojącego, dzieło życia? Nie możliwe...
A jednak coś w tym było. Magia, która doprowadziła do tego stanu pradawnego musiała być niezwykle potężna, ale czy potrafiła również zrobić to wszystko o czym mówił Metatron? Powszechna magia... Wszędzie tam gdzie jest potrzebna, dla każdego, za darmo... Veril podróżował po świecie i nie jedno widział. Faktycznie było co naprawiać. Ludzie często umierali na jego oczach. Z głodu, z powodu ran, z wycieńczenia... Czy był jedynym stworzeniem, które przejmowało się ich losem? No, jeszcze oprócz Metatrona. Czyż to nie jest domeną aniołów nieść pomoc ludziom? Hah! Niebo, Piekło, Natura... Wszyscy mają gdzieś los ludzi. Są tylko kolejnym gatunkiem walczącym o przetrwanie. Zresztą nie tylko oni. Również elfy, krasnale i inne fizyczne byty. Maie nie należeli do tego świata. Chyba żaden z nich nie wiedział tak naprawdę po co zostają powołani do życia.
- Rozumiem. - powiedział zniżając głowę. Nadal było mu przykro z powodu stanu zdrowia swojego nowego pracodawcy. - Już nie poruszę tego tematu. Tak w ogóle... Nie jestem chyba pierwszym Maie jakiego spotykasz, prawda panie?
Zapytał po czym wziął do ust trochę strawy. Robił to troszkę nieumiejętnie wyraźnie pokazując, że faktycznie nie ma wprawy w... jedzeniu. Służba Metatrona chyba tylko ze względu na przyzwoitość powstrzymywała się od śmiechu. Niemniej jedzenie smakowało... Chyba dobrze. Nie wiedział jakie są standardy jeżeli chodzi o to coś co miał na talerzu, a czego nie potrafił nazwać.
A jednak coś w tym było. Magia, która doprowadziła do tego stanu pradawnego musiała być niezwykle potężna, ale czy potrafiła również zrobić to wszystko o czym mówił Metatron? Powszechna magia... Wszędzie tam gdzie jest potrzebna, dla każdego, za darmo... Veril podróżował po świecie i nie jedno widział. Faktycznie było co naprawiać. Ludzie często umierali na jego oczach. Z głodu, z powodu ran, z wycieńczenia... Czy był jedynym stworzeniem, które przejmowało się ich losem? No, jeszcze oprócz Metatrona. Czyż to nie jest domeną aniołów nieść pomoc ludziom? Hah! Niebo, Piekło, Natura... Wszyscy mają gdzieś los ludzi. Są tylko kolejnym gatunkiem walczącym o przetrwanie. Zresztą nie tylko oni. Również elfy, krasnale i inne fizyczne byty. Maie nie należeli do tego świata. Chyba żaden z nich nie wiedział tak naprawdę po co zostają powołani do życia.
- Rozumiem. - powiedział zniżając głowę. Nadal było mu przykro z powodu stanu zdrowia swojego nowego pracodawcy. - Już nie poruszę tego tematu. Tak w ogóle... Nie jestem chyba pierwszym Maie jakiego spotykasz, prawda panie?
Zapytał po czym wziął do ust trochę strawy. Robił to troszkę nieumiejętnie wyraźnie pokazując, że faktycznie nie ma wprawy w... jedzeniu. Służba Metatrona chyba tylko ze względu na przyzwoitość powstrzymywała się od śmiechu. Niemniej jedzenie smakowało... Chyba dobrze. Nie wiedział jakie są standardy jeżeli chodzi o to coś co miał na talerzu, a czego nie potrafił nazwać.
- Metatron
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
-Tylko z jednym z waszego ludu miałem dłuższą przyjemność. - Zjadł zawartość ostatniej łyżki, już trochę na siłę. Tymczasem świta Metatrona trochę się obruszyła. Chyba przytej okazji uznali, że im również wypada się przywitać. Honory czyniła zielarka
-Jestem Zohara, a te dwa mruki w koncie to Douma i Harriet, dźwigają lektyk, no i... Ten...
-Wojownicy. Jestem Douma. - Poprawił ją z uśmiechem brat o złotych zębach.
-Więc moją świtę pan już zna. - Stwierdził fakty pradawny. - Zdążyłem się już przekonać do twego ludu, żeście solidni i sumienni. Powiesz... Słyszałeś kiedyś o czarnoksiężniku maie – rześkie, wieczorne powietrze widać dobrze robiło Metatronowi. - Albo abyście mordowali ludzi nękających święte miejsca? - Zamknął oczy. Milczał kilka chwil – Według mnie to wasza cecha rasowa. Poczciwość. Albo zło dobrze się maskuje – spróbował się uśmiechnąć ale zamiast tego dopadł go straszny napad kaszlu, który nie skończył się szybko. Trwał długo, nieprzyjemnie wyciskając łzy z oczu czarodzieja, szarpiąc ciałem, sprawiać ból. Ciągle i ciągle...
-Jestem Zohara, a te dwa mruki w koncie to Douma i Harriet, dźwigają lektyk, no i... Ten...
-Wojownicy. Jestem Douma. - Poprawił ją z uśmiechem brat o złotych zębach.
-Więc moją świtę pan już zna. - Stwierdził fakty pradawny. - Zdążyłem się już przekonać do twego ludu, żeście solidni i sumienni. Powiesz... Słyszałeś kiedyś o czarnoksiężniku maie – rześkie, wieczorne powietrze widać dobrze robiło Metatronowi. - Albo abyście mordowali ludzi nękających święte miejsca? - Zamknął oczy. Milczał kilka chwil – Według mnie to wasza cecha rasowa. Poczciwość. Albo zło dobrze się maskuje – spróbował się uśmiechnąć ale zamiast tego dopadł go straszny napad kaszlu, który nie skończył się szybko. Trwał długo, nieprzyjemnie wyciskając łzy z oczu czarodzieja, szarpiąc ciałem, sprawiać ból. Ciągle i ciągle...
- Veril
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
- Profesje:
- Kontakt:
Czarnoksiężnik maie... To zabrzmiało co najmniej głupio. Chociaż Veril nie mógł powiedzieć, że sam nie chciałby być czarodziejem. Ale faktycznie, coś było w tym co mówił Metatron. Maie nie wszczynali wojen, nie mieli obowiązku bronienia czegokolwiek. Nie mieli wiary, którą można by obrazić, ani celu dla którego mieliby żyć. Byli ewenementem na tle ras.
Pokiwał głową, ciężko mu będzie zapamiętać te wszystkie imiona, ale spróbuje. Niemniej cała świta czarodzieja zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie.
- Miło mi poznać. - powiedział jeszcze przed napadem kaszlu czarodzieja. Gdy temu zrobiło się nieco lepiej odezwał się ponownie:
- W sumie też nie słyszałem by maie czyniły kiedykolwiek coś złego... Z drugiej strony jest nas naprawdę mało. Podczas swoich podróży nie spotkałem ani jednego, a podróżuję już naprawdę sporo czasu. Choć możliwe, że coś przeoczyłem. Potrafimy się dość dobrze maskować, a żadnemu z nas nie zależy na rozgłosie.
Pokiwał głową, ciężko mu będzie zapamiętać te wszystkie imiona, ale spróbuje. Niemniej cała świta czarodzieja zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie.
- Miło mi poznać. - powiedział jeszcze przed napadem kaszlu czarodzieja. Gdy temu zrobiło się nieco lepiej odezwał się ponownie:
- W sumie też nie słyszałem by maie czyniły kiedykolwiek coś złego... Z drugiej strony jest nas naprawdę mało. Podczas swoich podróży nie spotkałem ani jednego, a podróżuję już naprawdę sporo czasu. Choć możliwe, że coś przeoczyłem. Potrafimy się dość dobrze maskować, a żadnemu z nas nie zależy na rozgłosie.
Po plecach przeszły go przyjemne dreszcze, gdy kobieta przeczesała mu włosy swoją dłonią.
- Nie chciałem cię urazić – odparł pośpiesznie jakby na usprawiedliwienie – Po prostu… - zamilkł, spuszczając głowę u uciekając wzrokiem w bok jak spłoszone zwierzę.
Nie patrzył na nią jak na kogoś gorszego, ale wyznanie, że jej matka była złodziejką, a ociec najemnikiem…to go zaskoczyło. Chociaż bardziej niż to swoboda, z jaką to powiedziała. Czy nie było w tym nic złego? Zabijać i okradać dla pieniędzy? Oczywiście, to było złe. To prawda, że wielu ma trudne życie, lecz nie ważne jak trudne ono jest, nigdy nie powinno uciekać się do zbrodni. Zbrodnia jest zbrodnią – bez względu na okoliczności. Przyzwolenie na kradzież i zabójstwo było sprzeczne ze wszystkimi regułami i kodeksem rycerskim.
Przyglądał się jak odchodzi i zakłada buty.
- Nie chciałabyś tego zmienić? – spytał nieco niepewny jak to dobierze – Znaczy chodzi mi o życie. Być córką złodziejki i najemnika…wiem, że nie jesteś taką osobą, ale nie powinno się usprawiedliwiać występku, prawda? – W jego głosie zabrzmiała nutka pasji i zapału kogoś, kto głęboko wierzy w swoje słowa – Postaw się na miejscu ofiar twoich rodziców. Nie uważam cię za gorszą, gdyż to nie są twoje błędy, a błędy twoich rodziców. Wiem, że ich kochasz, ale miłość nie może przysłaniać powinności.
Na pytanie odnośnie podróży zawahał się. Nie miał po co iść do Kryształowego Miasta. Wrócić do domu zaś nie miał zaś ochoty. I tak by im wszystkim wadził. Czarodzieje będą załatwiać swoje sprawy i spierać się o kontrolę nad rodem, a on…on będzie tylko stał z boku.
- W sumie – zaczął z przerwami – Nie mam nic przeciwko. Ale co z tym Czarodziejem? Mielibyśmy go tak po prostu opuścić?
- Nie chciałem cię urazić – odparł pośpiesznie jakby na usprawiedliwienie – Po prostu… - zamilkł, spuszczając głowę u uciekając wzrokiem w bok jak spłoszone zwierzę.
Nie patrzył na nią jak na kogoś gorszego, ale wyznanie, że jej matka była złodziejką, a ociec najemnikiem…to go zaskoczyło. Chociaż bardziej niż to swoboda, z jaką to powiedziała. Czy nie było w tym nic złego? Zabijać i okradać dla pieniędzy? Oczywiście, to było złe. To prawda, że wielu ma trudne życie, lecz nie ważne jak trudne ono jest, nigdy nie powinno uciekać się do zbrodni. Zbrodnia jest zbrodnią – bez względu na okoliczności. Przyzwolenie na kradzież i zabójstwo było sprzeczne ze wszystkimi regułami i kodeksem rycerskim.
Przyglądał się jak odchodzi i zakłada buty.
- Nie chciałabyś tego zmienić? – spytał nieco niepewny jak to dobierze – Znaczy chodzi mi o życie. Być córką złodziejki i najemnika…wiem, że nie jesteś taką osobą, ale nie powinno się usprawiedliwiać występku, prawda? – W jego głosie zabrzmiała nutka pasji i zapału kogoś, kto głęboko wierzy w swoje słowa – Postaw się na miejscu ofiar twoich rodziców. Nie uważam cię za gorszą, gdyż to nie są twoje błędy, a błędy twoich rodziców. Wiem, że ich kochasz, ale miłość nie może przysłaniać powinności.
Na pytanie odnośnie podróży zawahał się. Nie miał po co iść do Kryształowego Miasta. Wrócić do domu zaś nie miał zaś ochoty. I tak by im wszystkim wadził. Czarodzieje będą załatwiać swoje sprawy i spierać się o kontrolę nad rodem, a on…on będzie tylko stał z boku.
- W sumie – zaczął z przerwami – Nie mam nic przeciwko. Ale co z tym Czarodziejem? Mielibyśmy go tak po prostu opuścić?
- Metatron
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Pradawny - Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Metatron uśmiechnął się niemrawo. Ocenił Verila naprawdę pozytywnie. Jako nieokrzesanego poczciwca, a taka dwojaka opinia w oczach Metatrona była skarbem. Pierwszy człon sugerował mniejszą drażliwość starca gdyż często po prostu wybaczał wiele rzekomych obraz majestatu przypominając komuś taką łatkę. Drugie słowo zapewniało zaufanie.
-O miejsce nie martw się, znajdę cię zawsze... - stwierdził pogodnym, tylko trochę zmęczonym tonie zdanie które chociaż dla maga zwyczajne to musiał przyznać, że brzmiało groźnie. Niepokojąco. Znajdę cię. Gdziekolwiek się ukryjesz, będzie blask, będzie krzyk, będzie drżenie i świt, a potem ja... Nie ważne jak pokojowa istota była, taka zapowiedź nie napawała optymizmem. Pradawny zreflektować się, spobożnieć uśmiechnąć aby znieść te posępne ważnie.
-Jestem już zmęczony. - Delikatnie zasugerował maie, że jednak chce już spać, że pora się wynosić. Znaczy się – słowa były delikatne, ostry ton sugerował coś zgoła innego – wadzisz mi swoją obecnością. Nie tak chciał się pożegnać ale... To już był koniec. Żadne nowe słowa, gesty, powiedział co powiedział i jak to wyrzekł.
Był naprawdę zmęczony i widać to było po jego niemłodym obliczu, płytkim, sennym oddechu czy nastroju który po posiłku zaczął panować w namiocie. Dwaj wojownicy zaczęli się wykłócać o nocną wartę.
-O miejsce nie martw się, znajdę cię zawsze... - stwierdził pogodnym, tylko trochę zmęczonym tonie zdanie które chociaż dla maga zwyczajne to musiał przyznać, że brzmiało groźnie. Niepokojąco. Znajdę cię. Gdziekolwiek się ukryjesz, będzie blask, będzie krzyk, będzie drżenie i świt, a potem ja... Nie ważne jak pokojowa istota była, taka zapowiedź nie napawała optymizmem. Pradawny zreflektować się, spobożnieć uśmiechnąć aby znieść te posępne ważnie.
-Jestem już zmęczony. - Delikatnie zasugerował maie, że jednak chce już spać, że pora się wynosić. Znaczy się – słowa były delikatne, ostry ton sugerował coś zgoła innego – wadzisz mi swoją obecnością. Nie tak chciał się pożegnać ale... To już był koniec. Żadne nowe słowa, gesty, powiedział co powiedział i jak to wyrzekł.
Był naprawdę zmęczony i widać to było po jego niemłodym obliczu, płytkim, sennym oddechu czy nastroju który po posiłku zaczął panować w namiocie. Dwaj wojownicy zaczęli się wykłócać o nocną wartę.
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 641
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
- Nie, nie chciałabym. - Potrząsnęła głową. - Po co? - Spojrzała na niego z dołu, mocując się z botkami. - Niby masz rację... Ale nie do końca. Czasem miłość jest zdecydowanie ważniejsza niż wszystko inne, zwłaszcza powinność. A właściwie jaka jest moja powinność? To pojęcie nie jest jednoznaczne i każdy zdefiniuje je zupełnie inaczej. Zresztą... to są moi rodzice. Rozumiem, że ofiary mogą czuć się - i zapewne czują! - pokrzywdzone, ale... ja nie umiem się tak po prostu przestawić, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.
Nie oglądając się na niego, Cecilia odeszła. Tak po prostu. I najwyraźniej nie słyszała już ostatniego zadanego przez Lolariana pytania.
Pradawny westchnął ciężko, zastanawiając się, co ma w takim razie uczynić. Nie chciał za nią biec - może zwyczajnie potrzebowała samotności?
Nagle otuliła go szkarłatna mgiełka.
- Co, do diabła?! - pomyślał. Cała droga zniknęła, podobnie jadący nią ludzie. Została tylko przesłaniająca wszystko czerwień. Lolarian poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Zachwiał się i upadł na kolana kolana, tracąc przytomność.
Tajemnicza siła przenosiła go w zupełnie inne miejsce.
[Ciąg dalszy: Lolarian]
Maie zrozumiał, że czas dać właścicielowi karawany tak pożądany przez niego spokój, odszedł więc, dając Metatronowi szansę na spokojny odpoczynek.
Nad rankiem Metatron poczuł, że ktoś nim potrząsa. Widział przed sobą jakiegoś żołnierza o krótkich, brązowych włosach. U jego pasa wisiał długi miecz.
- Co jest? - spytał mało przytomnie.
- Przejmujemy tę karawanę. Dostaliśmy rozkaz doprowadzenia jej do Kryształowego Królestwa. Od teraz my jesteśmy jej właścicielami. A ty - idź stąd. Idź i najlepiej nie wracaj. - Mężczyzna zaniósł się rubasznym śmiechem.
Nieco otępiały Metatron zobaczył, jak Douma i Harriet podchodzą do niego oraz ostrożnie przenoszą na lektykę. Mignęła mu również twarz stojącej w wejściu do namiotu Zohary. Musiał opuścić karawanę. Ale jak? Dlaczego? Nic z tego nie rozumiał...
Zaś jego świta ruszała już w inną stronę. Dokąd? Nie wiedział...
Najpewniej prosto przed siebie.
A tymczasem karawana dotarła do Kryształowego Miasta.
[Ciąg dalszy: Metatron]
Nie oglądając się na niego, Cecilia odeszła. Tak po prostu. I najwyraźniej nie słyszała już ostatniego zadanego przez Lolariana pytania.
Pradawny westchnął ciężko, zastanawiając się, co ma w takim razie uczynić. Nie chciał za nią biec - może zwyczajnie potrzebowała samotności?
Nagle otuliła go szkarłatna mgiełka.
- Co, do diabła?! - pomyślał. Cała droga zniknęła, podobnie jadący nią ludzie. Została tylko przesłaniająca wszystko czerwień. Lolarian poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Zachwiał się i upadł na kolana kolana, tracąc przytomność.
Tajemnicza siła przenosiła go w zupełnie inne miejsce.
[Ciąg dalszy: Lolarian]
Maie zrozumiał, że czas dać właścicielowi karawany tak pożądany przez niego spokój, odszedł więc, dając Metatronowi szansę na spokojny odpoczynek.
Nad rankiem Metatron poczuł, że ktoś nim potrząsa. Widział przed sobą jakiegoś żołnierza o krótkich, brązowych włosach. U jego pasa wisiał długi miecz.
- Co jest? - spytał mało przytomnie.
- Przejmujemy tę karawanę. Dostaliśmy rozkaz doprowadzenia jej do Kryształowego Królestwa. Od teraz my jesteśmy jej właścicielami. A ty - idź stąd. Idź i najlepiej nie wracaj. - Mężczyzna zaniósł się rubasznym śmiechem.
Nieco otępiały Metatron zobaczył, jak Douma i Harriet podchodzą do niego oraz ostrożnie przenoszą na lektykę. Mignęła mu również twarz stojącej w wejściu do namiotu Zohary. Musiał opuścić karawanę. Ale jak? Dlaczego? Nic z tego nie rozumiał...
Zaś jego świta ruszała już w inną stronę. Dokąd? Nie wiedział...
Najpewniej prosto przed siebie.
A tymczasem karawana dotarła do Kryształowego Miasta.
[Ciąg dalszy: Metatron]
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości