Na ogromnej, ukwieconej polanie znajdowały się malutkie chatki wróżek. Zbudowane były z liści i traw, a w ich wnętrzu żyły istoty przypominające maleńkie, uskrzydlone elfy. W jednym z tych niezauważalnych domków mieszkała Rosalie. Wróżka ta miała pewne obowiązki dotyczące świata natury - miała ona pomagać rozkwitać różom. Należała bowiem do typu wróżek kwiatowych, każda taka istota była powiązana z konkretnym kwiatkiem. Ponieważ Rosalie miała różowe oczy i włosy, przydzielono ją do opieki nad takim właśnie typem roślin.
W rzeczywistości owa istotka migała się od swych rzekomych jak to twierdziła obowiązków. Kwiaty nie potrzebowały w jej mniemaniu żadnej pomocy, by zakwitać, rosnąć i się rozwijać. Różana wróżka siedziała na mleczu i obserwowała uwijające się istoty.
- Rosalie, czemu nic nie robisz? Wiesz przecież jak nasza praca jest ważna dla prawidłowego wzrostu roślin. - Zapytała lecąca obok koleżanka różanej wróżki.
- Nasza praca nie jest wcale ważna, ale skoro mam wysłuchiwać ciągłego oskarżania mnie o lenistwo to już lecę. - Rosalie wzbiła się w powietrze i natychmiast zauważyła zbiorowisko róż. Podleciała do nich i sypnęła magicznym pyłem nucąc przy tym melodię będącą zaklęciem. Pąki róż natychmiast się otworzyły, a magia wzmogła zapach unoszący się nad kwiatami. Wróżka jednak nie podziwiała długo tego widoku, gdyż wolała szybko zakończyć swój obowiązek i mieć to już z głowy. Przeleciała z niewiarygodną prędkością nad wszystkimi różami w zasięgu swojego wzroku i zaklinała je by się "przebudziły". Po zakończonej pracy usiadła na wielkim muchomorze. Już miała się położyć, gdy nagle usłyszała jak ktoś ją woła.
- Ładna wróżka ty być. Ty chcieć się ścigać z Mobik do wodospad? - Niebieskofioletowy chochlik unosił się nad łąką i prawdopodobnie zwracał się do Rosalie.
- Nie, dziękuję. Właśnie zamierzałam tu odpocząć. - Wróżka spotykała już chochliki i wiedziała, że są bardzo denerwujące, szczególnie gdy pragnie się zakończyć z nimi zabawę, więc wolała nawet nie zaczynać.
- Pff bojaźliwa wróżka nie chce się ścigać z Mobik, to Mobik znajdzie inną. - Po tych słowach chochlik zniknął z oczu Rosalie tak nagle jak się pojawił.
Różana wróżka w końcu znalazła chwilę spokoju i położyła się na grzybie. Patrzyła w niebo na którym gdzieniegdzie znajdowały się białe obłoki i rozmyślała nad tym jak jej życie jest nudne. Słuchała śpiewu ptaków, a ciepło słońca i szmer strumyka ukoiły ją do snu.
Polana Wróżek ⇒ Magiczny Ogród
- Ellcora
- Szukający drogi
- Posty: 40
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Zielarz , Alchemik
- Kontakt:
Po ostrej wymianie zdań z pokusą, wiedźma zdziwiła się, że teleportowała się w tak niezwykłe miejsce. Dookoła rosły przeróżne kwiaty- żółte, niebieskie, czerwone, fioletowe, białe. Dookoła słychać było odgłosy pszczół i ptaków. Ellcora nigdy nie była w takim miejscu. Czuła również zapach róż, tak silny, że nie była w stanie od niego uciec. Zauważyła wtem chatki, w których mieszkały wróżki, lecz na razie ani jednej nie dostrzegła. Zastanawiała się, gdzie się ukrywają te maleńkie stworzenia i czy w ogóle będzie w stanie je dostrzec. Widziała, jak pachnące pąki róż otwierały się raz po raz, tworząc coś fantastycznego.
Ellcora uśmiechnęła się w zadumie i usiadła przy krzewie, obserwując w niemym podziwie to, co działo się przed jej oczyma. To najpiękniejsza kraina na świecie, pomyślała i zamknęła oczy rozkoszując się wolnością.
Po paru chwilach wyciągnęła ze swej kieszeni parę buteleczek i zaczęła je napełniać kilkoma aromatycznymi kwiatami. Jako znachorka potrzebowała tego typu składników, by tworzyć wywary, które miały opatrywać czyjeś rany bądź uzdrawiać w magiczny sposób. Była rada, że w tej krainie znalazła wreszcie to, czego potrzebowała.
Nawet myśl o Aaliyi, która niesamowicie ją zdenerwowała po niedługim czasie się rozmyła. Gdzieś jednak, w zakamarkach swojej podświadomości wiedziała, że ona jej teraz potrzebuje, ale nie była pewna, czy ma rację. Nie chciała jednak stąd pójść tak szybko. Czuła się tu bezpiecznie
Spojrzała na Helgę, która usiadła na pobliskim drzewie i zaczęła obserwować wraz ze swoją właścicielką.
Dzień był upalny i Ellcora nie miała ochoty na piesze wycieczki. Chciała w pewnym sensie odpocząć i czuć, że nie musi się martwić o nic. Słońce piekło niemiłosiernie, zatem wyciągnęła z torby sznureczek i za jego pomocą, zgarnęła włosy z uszu, tworząc niedbale koński ogon.
Ellcora uśmiechnęła się w zadumie i usiadła przy krzewie, obserwując w niemym podziwie to, co działo się przed jej oczyma. To najpiękniejsza kraina na świecie, pomyślała i zamknęła oczy rozkoszując się wolnością.
Po paru chwilach wyciągnęła ze swej kieszeni parę buteleczek i zaczęła je napełniać kilkoma aromatycznymi kwiatami. Jako znachorka potrzebowała tego typu składników, by tworzyć wywary, które miały opatrywać czyjeś rany bądź uzdrawiać w magiczny sposób. Była rada, że w tej krainie znalazła wreszcie to, czego potrzebowała.
Nawet myśl o Aaliyi, która niesamowicie ją zdenerwowała po niedługim czasie się rozmyła. Gdzieś jednak, w zakamarkach swojej podświadomości wiedziała, że ona jej teraz potrzebuje, ale nie była pewna, czy ma rację. Nie chciała jednak stąd pójść tak szybko. Czuła się tu bezpiecznie
Spojrzała na Helgę, która usiadła na pobliskim drzewie i zaczęła obserwować wraz ze swoją właścicielką.
Dzień był upalny i Ellcora nie miała ochoty na piesze wycieczki. Chciała w pewnym sensie odpocząć i czuć, że nie musi się martwić o nic. Słońce piekło niemiłosiernie, zatem wyciągnęła z torby sznureczek i za jego pomocą, zgarnęła włosy z uszu, tworząc niedbale koński ogon.
- Rosalie
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 17
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Wróżka
- Profesje:
- Kontakt:
Rosalie spała w najlepsze na czerwonym muchomorze, gdy nagle poczuła lekki chłód. Obudziła się i nieco rozespana otarła oczy, bo jakaś ogromna istota zasłaniała jej słońce. Wróżka nie wiedziała, czy uciekać, zagadać do owej osoby, czy może tylko się przyglądać. Zdecydowała się na trzecią opcję, a przynajmniej miała zamiar obserwować nową postać do chwili, aż stwierdzi czy stanowi ona zagrożenie, czy nie.
Osoba ta wyglądała na ludzką kobietę, prawdopodobnie jakąś znachorkę, lub wiedźmę, gdyż zbierała kwiaty i zioła. Jednak nie była stara, lecz całkiem młoda i piękna. Rosalie zaciekawiła nowa osoba, dawno na polanie nie było nikogo tak wielkiego, może czasem przechodziły tędy leśne elfy, ale nigdy nie było tu ludzi.
Tuż obok kobiety na gałęzi siedział mały, czarny kruk. Wróżka wywnioskowała, że ptak ten przybył tu razem z kobietą i prawdopodobnie była to istota magiczna.
Nagle Rosalie zauważyła lecącego wysoko ponad głową ludzkiej przybyszki chochlika. Wróżka spotkała go już wcześniej - był to Mobik, ten który chciał się z nią ścigać. Rosalie wiedziała, że zwykle chochliki nie akceptują żadnych ras poza naturianami i elfami, a tych których uznają za wrogów natury, starają się za wszelką cenę przegonić głupimi psotami. Mobik najwyraźniej wpadł na wyjątkowo idiotyczny pomysł zrzucenia dość ciężkiego kamienia, prosto na głowę kobiety z wysokości kilkunastu metrów. Wróżka widziała złośliwy wyraz twarzy niebieskofioletowego osobnika, który celował w przybyszkę wielkim kamieniem, tak ciężkim, że aby go utrzymać wspomagał się nogami.
Wróżka obserwowała co się stanie w skupieniu. Chochlik wycelował, a następnie upuścił kamień. Nagle czarny kruk zerwał się do lotu i w mgnieniu oka pochwycił spadający przedmiot, chroniąc przed nim kobietę. Mobik był wyraźnie zdezorientowany, po chwili jednak odleciał z niesamowitą prędkością w kierunku pobliskiego zagajnika.
Rosalie widząc całą tę akcję wywróciła tylko oczami, po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu, że chochliki są zbyt chaotyczne, porywcze i wolą najpierw działać, a potem myśleć. Według wróżki owa kobieta nie wydawała się zła - ona po prostu zbierała kwiaty. Kruk przez chwilę zaczął krążyć nad polaną wypatrując niebezpieczeństwa, a następnie wrócił do kobiety.
Osoba ta wyglądała na ludzką kobietę, prawdopodobnie jakąś znachorkę, lub wiedźmę, gdyż zbierała kwiaty i zioła. Jednak nie była stara, lecz całkiem młoda i piękna. Rosalie zaciekawiła nowa osoba, dawno na polanie nie było nikogo tak wielkiego, może czasem przechodziły tędy leśne elfy, ale nigdy nie było tu ludzi.
Tuż obok kobiety na gałęzi siedział mały, czarny kruk. Wróżka wywnioskowała, że ptak ten przybył tu razem z kobietą i prawdopodobnie była to istota magiczna.
Nagle Rosalie zauważyła lecącego wysoko ponad głową ludzkiej przybyszki chochlika. Wróżka spotkała go już wcześniej - był to Mobik, ten który chciał się z nią ścigać. Rosalie wiedziała, że zwykle chochliki nie akceptują żadnych ras poza naturianami i elfami, a tych których uznają za wrogów natury, starają się za wszelką cenę przegonić głupimi psotami. Mobik najwyraźniej wpadł na wyjątkowo idiotyczny pomysł zrzucenia dość ciężkiego kamienia, prosto na głowę kobiety z wysokości kilkunastu metrów. Wróżka widziała złośliwy wyraz twarzy niebieskofioletowego osobnika, który celował w przybyszkę wielkim kamieniem, tak ciężkim, że aby go utrzymać wspomagał się nogami.
Wróżka obserwowała co się stanie w skupieniu. Chochlik wycelował, a następnie upuścił kamień. Nagle czarny kruk zerwał się do lotu i w mgnieniu oka pochwycił spadający przedmiot, chroniąc przed nim kobietę. Mobik był wyraźnie zdezorientowany, po chwili jednak odleciał z niesamowitą prędkością w kierunku pobliskiego zagajnika.
Rosalie widząc całą tę akcję wywróciła tylko oczami, po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu, że chochliki są zbyt chaotyczne, porywcze i wolą najpierw działać, a potem myśleć. Według wróżki owa kobieta nie wydawała się zła - ona po prostu zbierała kwiaty. Kruk przez chwilę zaczął krążyć nad polaną wypatrując niebezpieczeństwa, a następnie wrócił do kobiety.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości