DanaeKrótka wizyta w mieście.

Jedno z trzech elfich królestw znajdujących się w szepczącym lesie. Otoczone murami rozległe miasto wtopione w leśną gęstwinę magicznego lasu.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Krótka wizyta w mieście.

Post autor: Mesmer »

Gospoda „Czwarta Pora Roku”.

        Po kontuarze poturlała się złota moneta, zatrzymana zdecydowanym plaśnięciem złożonej na płask dłoni. Wędrówkę krążka śledziły dwie pary oczu. Jedna należała do barmanki i to ona podniosła z lady drogocenny krążek. Uważnie wpatrywała się w niego nie z obawy o jego autentyczność, ale by wyrazić swoją dezaprobatę dla zachowania klienta, które było, co tu kryć, szemrane. Mężczyzna, na którym barmanka usiłowała wyrazem twarzy wymóc określone wrażenie, jakoś średnio sobie radził z czytaniem mowy ciała. Spoglądał tylko na nią spod głęboko naciągniętego kaptura z mieszaniną złości i zakłopotania.
- Mówisz poważnie?
- Tak.
- Próbujesz mnie poderwać?
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Co? Eee…
- Powiesz mi jak cię zwą?
- Mesmer.
- To imię czy nazwisko?
- Oba.
- Nazywasz się Mesmer Mesmer? Rany, strach zapytać jak masz na drugie.
- Pomożesz mi czy nie?
- Sama nie wiem. Wpadasz tu pół godziny przed zamknięciem, szastasz złotem na prawo i lewo, zachowujesz się jak kawał dupka…
- Posłuchaj.
- …i ni z tego, ni z owego prosisz mnie o przysługę? Coś pominęłam?
- …Nie.
- A wiesz jak mam na imię?
- Eee, nie wiem. Słuchaj, zapomnij o całej sprawie. Nie będę ci zawracać…
- Jestem Sophia Mendez. W czym mogę ci pomóc Mesmerze?

Piętnaście minut przed zamknięciem upiorowi udało się wstępnie dobić targu. Sophia przez „S”, nie przez „Z”, oznajmiła, że poważnie zastanowi się nad jego prośbą o zorganizowanie mu kilku „mieczy do wynajęcia” i że skontaktuje się z nim później. Albo nie. Złoto zabrała.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Gdy Sophia już miała zamykać karczmę, wystawiła na jednym ze stołów pajdę chleba, kilka plasterków wędzonego boczku, jabłko oraz kubek cienkiego wina. Robiła tak co jakiś czas przez kilka dni. Jeden z takich okresów miał miejsce właśnie w tym momencie. Kelishi odpowiadał taki układ. Płaciła z góry, tuż po zawitaniu do karczmy, a dzięki temu miała dla siebie maleńki pokoik na poddaszu i dwa posiłki dziennie, które barmanka wystawiała dla niej, gdy już sala pustoszała albo była całkowicie pusta. Nawykła też do nieco ekscentrycznej kobiety, która nawet w pomieszczeniach zasłaniała twarz kapturem. Panterołaczka zbiegła lekko ze schodów, chwyciła tacę i wcisnęła się z nią w kąt, by nie przeszkadzać mijającej ją kobiecie z miotłą. Wymamrotała do barmanki coś na kształt podziękowania i szykowała się już do powrotu na górę, do ostrzenia swojego mieczyka pożyczoną osełką.
- Skarbie! Kończą ci się fundusze! - Lekko rozbawiony głos kobiety z miotłą zatrzymał zmiennokształtną w pół kroku.
- No nie mów... Wyniosę się, spokojnie.
- A ja wiem, gdzie możesz zarobić... - Sophia niemal wyćwierkała nowinę, ciekawa reakcji swojego gościa. Gdy druga kobieta błysnęła jedynie spod kaptura nieco dziwnymi oczami, barmanka wzruszyła ramionami. Opłacało jej się informowanie stałej klientki. - Ostatnio chroniłaś jakichś kupców, nie? Niejaki Mesmer chce wynająć zabijaków. Podesłać go do ciebie, jak przyjdzie?
- Podeślij. - Panterołaczka skinęła głową i powoli ruszyła na górę, do swojego pokoiku. - Będę u siebie jeszcze przynajmniej dzień. Możesz rano dać mi igłę i nici?
- A pewnie! Ale jak znam twój talent do szycia, to kogoś przy okazji zabijesz. - Barmanka zaśmiała się za znikającą na schodach kobietą i wróciła do sprzątania. A Kelisha dotarła wreszcie na górę, gdzie zabrała się do żucia kolacji i rozmyślania nad lepszym upakowaniem wszystkiego w plecaku.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        …Jak może być tak gorąco?
Napływ ostrych upałów przynosił ze sobą doznania zbliżone wejściu w sam środek smoczego oddechu. Od intensywnego gorąca mieszkańcy prawie nie wychodzili na ulicę, szukali jakiegokolwiek zacienionego miejsca, padali na twarz i tak już zostawali. Byle wytrzymać do wieczora. Nikomu nie chciało się ruszać palcem u lewej stopy, o jakiejkolwiek sensownej pracy nie wspominając. No może poza miejscowymi magami. Ich zaklęcia do obniżania temperatury stały się nagle bardzo popularne. I złotodajne. Mało kogo jednak było stać na taki luksus.
Niektórym pogoda szczególnie dawała się we znaki. Przesiadujący pod oknem Mesmera zawodowy wieszcz zagłady od rana bełkotał, iż upały są ni mniej, ni więcej, klątwą rzuconą przez licza z dalekiego zachodu, że umieścił on nad Danae ogromną soczewkę skupiającą świetlne promienie i knuje, by ugotować wszystkich żywcem. Alchemik polecił mu, by wracał do cienia, po czym sam schował się do pokoju.
Na niewiele to pomogło. W środku był taki sam ukrop jak na zewnątrz. Mężczyzna nawet się nie pocił, bo zanim pot zdążył dobrze osiąść na ciele już wyparowywał do atmosfery, pozostawiając po sobie jeno zaschniętą warstwę soli. Skóra piekła demona, przez co często przesiadywał w swojej łaźni, w wypełnionej chłodną wodą balii. I właśnie podczas jednego z takich posiedzeń nadleciał gołąb pocztowy z wiadomością od Sophii Mendez.
Słońce zamigotało o szyby okna i uderzyło w oczy ptaka ostrym światłem. Oślepiony gołąb pocztowy wyrżną o okiennicę i spadł na przesiadującego pod nim zawodowego wieszcza zagłady.

***

- To znak!

***

Jakiś czas później

        - Pojadę nad Wybrzeże Cienia, znajdę jakiś przyjemny kawałek plaży i kupię go. Będę trzymał stopy w chłodnej wodzie i piasku, popijał kolorowe drinki i… – alchemik rozmarzył się pokonując kolejną przecznicę dzielącą go od „Czwartej Pory Roku”. Czuł, szczególnie gdy zwalniał kroku, jak obute w sandały stopy nagrzewały się od kamienia. Nie chciał nawet myśleć co by się stało z jego podeszwami, gdyby zatrzymał się na chodniku dłużej.
Wchodząc do oberży spojrzał na wylegującego się pod schodami psa. Tylko unosząca się co jakiś czas klatka piersiowa zwierzaka świadczyła o tym, że nie był to porzucony na ziemi kawałek białego futra. Sophię znalazł tam gdzie ostatnio – za barem. Kobieta siedziała rozparta na wysokim krześle, z nogami ułożonymi na miękkim stołku. W dłoni trzymała packę, którą metodycznie waliła w nadlatujące z dworu muchy. Ot, rozrywka na ospałe popołudnie.
Alchemik zajął miejsce przy kontuarze.
- Dostałem wiadomość. Podobno masz dla mnie najemnika.
- To ona.
- Ten wasz człowiek, czy ta wasza ona, dobra jest?
- Dlaczego sam nie zapytasz? Jest na górze. Pierwsze drzwi na prawo.
- Mhm, a kiedy reszta?
- Jaka reszta? Za te pieniądze? W taką pogodę? Ciesz się, że w ogóle kogoś znalazłam.
Sophia trzasnęła packą w blat, spojrzała na Mesmera wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu i to był koniec rozmowy.

Kierując się do wyznaczonego pokoju ocenił swoje odbicie w wiszącym przy schodach lustrze. Ogarną wzrokiem swoją spaloną słońcem, rumianą jak pomidor gębę. Jasne, lniane ubranie kleiło się nieprzyjemnie i przylegało do ciała. Był spocony jak koń, pachniał zapewne podobnie. Cud jeśli właścicielka pokoju nie zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Poświecił więc chwilę, zawiązał zaklęcie iluzji, a następnie nałożył je na siebie. Na najbliższe dziesięć minut zapewniło mu to przyzwoity wygląd i zapach.

Zapukał.
- Przysłała mnie Sophia Mendez. Nazywam się Mesmer.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Co? Chwila! - Panterołaczka wrzasnęła, wyrwana ze snu. W taki dzień ciężko było robić cokolwiek innego. Wylazła spod stołu, gdzie leżała w poszukiwaniu cienia i pospiesznie złapała płaszcz rzucony na siennik. Zapięła ciuch na ramieniu i naciągnęła kaptur na twarz. Nie pomyślała, oczywiście, o wcześniejszym umieszczeniu ogona na swoim miejscu. Owinęła się więc nim tylko pospiesznie w talii, mając nadzieję, że nie zapomni się i nie zacznie nim poruszać, ani nic takiego. Podciągnęła jeszcze spodnie na swoje miejsce i rozejrzała się po pokoiku. Nie zapomniała o niczym. Większość rzeczy było spakowane, zostawała tylko broń ułożona na stoliku. Podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Witaj. Jestem Kelisha. Chcesz wejść? Muszę zebrać ostatnie rzeczy. I masz okazję na przybliżenie mi sytuacji oraz pytania. - Sama bezczelnie zmierzyła gościa od stóp do głów. I powęszyła. Biorąc pod uwagę pogodę panującą w okolicy, wydawał się nazbyt wypoczęty i odświeżony. Ona sama drzemała sporą część dnia, a czuła się wymęczona upałem i spocona. - I czy jesteś pewien, że chcesz robić cokolwiek dziś?
Odsunęła się od drzwi, by przepuścić Mesmera. I uniknąć kontaktu. Tego tylko brakowało do doskonałego dnia. Najpierw nie wyspała się, bo do późnej nocy ostrzyła miecz. Miała odnieść osełkę z samego rana i nie miała wyjścia. Rano zaspała i musiała znosić obecność innych gości karczmy jak i zimne śniadanie. Potem udało jej się parę razy ukłuć igłą przy próbie zaszycia maleńkiego rozdarcia w płaszczu. Wreszcie musiała zrezygnować i zanieść go Sophii. Z racji swojego sekretu nie chciała go tak po prostu zostawiać i paradować z pokrytymi futrem uszami. Musiała więc siedzieć przy barmance i wymyślić szybko historyjkę o poparzeniu, by uzasadnić, czemu nie zdejmie tego przeklętego kaptura. Gdy tylko przypomniała sobie o wszystkim, zdenerwowała się do tego stopnia, że musiała przycisnąć łokciem koniuszek ogona, by nie drgał nerwowo.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        Kiedy się przywitali…
- Czy ona mnie obwąchała?
Gdy powitanie dobiegło końca a upiór został wpuszczony do pokoju sięgnął do głowy i zdjął z niej turban. Wielokrotnie zakręcona tkanina dobrze chroniła przed przegrzaniem a jednocześnie była wygodna i przewiewna. Warta swojej ceny.
- Dziś? Nie, pewnie, że nie. Nie sądzę żebym dał radę w taki upał robić cokolwiek. Ledwo dotarłem tutaj. – Uśmiechnął się. Duszna pogoda wyciskała z niego siły. Usiadł na wolnym krześle a nakrycie ułożył na kolanie. – Poza tym moje zlecenie wymaga szczegółowego przygotowania. Dodatkowego ekwipunku. Może jeszcze kilku ludzi. I raczej na pewno przystąpimy do realizacji dopiero gdy słońce zajdzie. Jeśli wszystko ma pójść po mojej myśli niezbędny będzie element zaskoczenia. – ściągnął łopatki do tyłu, jakby w sam środek pleców trafiła go strzała. Wcisnął się w oparcie krzesła. Wysuszona skóra swędziała niemożebnie. Mesmer marzył o tym, żeby sięgnąć do tyłu i się podrapać ale ze względu na towarzystwo powstrzymał się. Zacisnął tylko palce u stóp. Spróbował skierować swoją uwagę na coś innego. Na kobietę w kapturze.
- Kelisho. – spojrzał na nią posługując się zmysłem magicznym. Aura najemniczki była giętka i lepka, przypominała typowego skrytobójcę, ale demon nie wyczuwał w niej charakterystycznego zapachu krwi. Czyżby łowczyni? – Jestem… Byłem właścicielem całkiem dobrze prosperującego laboratorium alchemicznego na Wybrzeżu Cieni. Niestety z powodu złych intencji pewnej osoby mój zakład został zniszczony a najważniejsze zdobycze naukowe skradzione. Udało mi się odzyskać małą część moich zapisków. Niestety, najważniejsze księgi z receptami wciąż znajdują się w rękach złodziejki. – Krople potu wielkości zielonych groszków spłynęły mu z czoła na oczy. Zamrugał. Starł wilgoć ręką i ponownie podniósł wzrok na rozmówczynię. – Ostatnio dowiedziałem się, że osoba odpowiedzialna za zniszczenie mojego laboratorium przybyła kilka dni temu do Danae. Najprawdopodobniej ma ze sobą moje zapiski. Zamierzam je odzyskać… - westchnął. – Ale to nie jest takie proste. Złodziejka to mistrzyni magii i znana osobistość w kręgach alchemicznych. Nie dam jej rady w bezpośrednim starciu. Dlatego potrzebuję planu i pomocników.
Nie wytrzymał. Podrapał się po szyi. Przestał.
- Wiesz gdzie znajduje się Akacjowy Dworek? To ten zielony zamek na wzgórzu. Mieszka tam Harbina Zara. Złodziejka jest jej gościem. Pierwszą przeszkodą będą więc wysokie mury obronne. - Zaplótł palce obu dłoni. - Powiedz mi, jak sobie radzisz ze wspinaczką?
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Panterołaczka zaczekała, aż gość usiądzie, po czym sama zajęła miejsce na brzegu łóżka, jak najdalej od niego. Pozwoliła sobie jednak na wyciągnięcie przed siebie nóg. Wzrok wbiła gdzieś w okolice własnych butów, aby nie ryzykować bez potrzeby ukazywania oczu. Na początkowy wywód o specjalnych przygotowaniach pokiwała tylko głową ze zrozumieniem. Siedziała spokojnie do momentu, gdy Mesmer nie zaczął mówić o samej sprawie.
- Alchemik? Milutko... - Mruknęła, podnosząc odruchowo wzrok do oczu rozmówcy. Od czasu, gdy jeden z przedstawicieli tej profesji usiłował poderżnąć jej gardło, by zdobyć krew, nie przepadała za alchemikami. Szybko jednak się opanowała i pochyliła głowę, chowając dokładniej twarz pod kapturem. Pozostawało jeszcze tylko zignorować stające dęba włoski na karku oraz położone wzdłuż głowy uszy. Humor zmiennokształtnej wyraźnie powrócił, gdy wyczuła w powietrzu cudzy pot. Czyli jednak to wielkie wejście było tylko tanią sztuczką. Wierzchem dłoni starła wilgoć z czoła i skroni, przeklinając w duchu aż taki upał.
- Widziałam Dworek kilkakrotnie, ale nigdy nie zwracałam na niego zbytniej uwagi. Po gołym murze nie wejdę. Ale po linie, albo drzewie owszem. Jakbyś robił plany, pamiętaj, ze jestem przede wszystkim łuczniczką. Miecza używam, jak już nie mam wyjścia i raczej nie kończy się to najlepiej. Ale spokojnie, w nocy strzelam równie dobrze, jak za dnia. A to oznacza, że doskonale. Chcesz cichej roboty, czy zamieszania, które odwróci uwagę od poszukiwania złodziejki?
Kelisha przez cały czas trzymała łokcie przyciśnięte do boków, by upewnić się, że ogon nie wysunie się nagle spod koszuli. Aby nie wyglądało to aż tak nienaturalnie, zaczęła odpinać i zapinać karwasz na lewym przedramieniu. Niby ot tak, dla zajęcia palców.
- Masz zapewnionych jeszcze jakiś ludzi? Jeśli nie, w grę wchodzi tylko skradanie się i przeszukanie rzeczy tej złodziejki, a nie wiem, czy dasz radę iść tak, by nie wzbudzać podejrzeń.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        Najemniczka lekko się spięła kiedy wspomniał o swojej profesji. Zaciekawiło go to ale postanowił na razie nie podejmować tego tematu. Teraz najważniejsze były jego księgi.
- Z pewnością będzie ich więcej. Potrzebuję tylko rozejrzeć się po mieście i zasięgnąć języka wśród miejscowych. Może ty znasz kogoś kto by się nadawał? – podniósł złożone ręce i ułożył brodę na wyprostowanych kciukach.
- W porządku, teraz przedstawię ci jak widzę przeprowadzenie całej akcji. Mam człowieka w dworku. O umówionej godzinie opuści wam liny, po których dostaniecie się do środka. Tam skorzystacie z ekwipunku, który wam dostarczę i narobicie zamieszania. Dużego i głośnego. To ma wyglądać jak zorganizowany bandycki napad, będziecie nosić barwy tutejszej gildii złodziei. Jeśli się postaracie to powinno wywabić Alyssę z jej komnaty. Albo gospodyni poprosi ją o pomoc. Tą drogą czy inną na pewno przyjdzie zobaczyć co się dzieje na dziedzińcu i zaatakuj was używając dziedziny umysłu. Dlatego ważnym będzie, żebyście oprócz walki ze strażą dworku przeszkadzali jej, na wszelki możliwy sposób, w rzucaniu zaklęć. Twój łuk z pewnością będzie tu przydatny. – pokiwał kciukami, broda powędrowała to w górę, to w dół. – Ja w tym czasie przedostanę się do dworku inną drogą a potem udam się na poszukiwanie komnaty zajmowanej przez złodziejkę. Kiedy tylko odzyskam księgi dam wam znak do odwrotu. Nie wcześniej. Macie zrobić wszystko co konieczne, żeby zatrzymać na sobie uwagę ludzi hrabiny oraz magiczki. Nie wolno wam uciekać nawet wtedy gdy pojawi się magia. Przed akcją podam wam mikstury na czasowe wzmocnienie zdolności bojowych ale reszta zależeć będzie już od was. Jeśli Alyssa wróci do swojej komnaty przed zakończeniem przeze mnie poszukiwań nie będzie zapłaty. – pociągnął nosem i wyprostował się. Ręce oparł na kolanach.
- Czy potrzebujesz jakiegoś specjalnego sprzętu? Broni? Jeśli pomoże ci w lepszym wykonaniu zadania mogę spróbować go załatwić.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Gdy Mesmer snuł swoje plany, zmiennokształtna siedziała bez ruchu i gapiła się w podłogę, jakby przysnęła w nietypowej pozycji. Dopiero, gdy skończył, założyła nogę na nogę i podparła brodę na dłoni.
- Cała akcja ma się odbyć nocą, jak rozumiem. Nie znam lepszej metody odwracania uwagi, niż mały pożar. A jeśli dodać do tego walkę, powinno pójść całkiem sprawnie. Będę potrzebowała więcej strzał. Jestem przygotowana na polowanie, nie coś takiego. I jeśli jedna albo dwie będą przygotowane do podpalenia, mogę narobić zamieszania. Jeśli nie takie strzały, może jako alchemik zdołasz zdobyć jakieś potraktowane zaklęciami, aby po trafieniu w cel ro chociaż rozbłyskiwały. Chcesz, abyśmy byli w barwach gildii złodziei, więc nie mogę zaproponować tamtejszych najemników... będę potrzebowała płaszcza z głębokim kapturem, albo chociaż czegoś do zakrycia twarzy. I dość ważny szczegół... akcja ma się odbyć w najbliższych dniach, prawda? Najwyżej w ciągu tygodnia?
Kelisha przy ostatnim pytaniu przechyliła lekko głowę, opuściwszy rękę, by spleść palce obu dłoni na kolanie. Powoli, bo powoli, ale zbliżał się nów. Musiała mieć pewność, że będzie w ogóle w stanie walczyć. Z doświadczenia wiedziała, że gdy księżyc znikał, nie nadawała się do wykonania nawet najprostszych polecań. Chyba, że brzmiały one podobnie do "zamów sobie kolejne piwo" albo "nie przeszkadzaj sobie".
- A właśnie... po wszystkim, gdzie mam Cię szukać? Nie, żebym nie ufała, ale chcę być pewna zapłaty. Jeśli... Alyssa, tak? Jeśli ona jednak nie wyjdzie... mamy próbować wedrzeć się do samego dworu? I czy nie prościej wynająć skrytobójcę, który za jednym zamachem zabije ją jak i zdobędzie księgi?
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        - Tak byłoby najprościej. Niestety nie stać mnie na to, żeby zawierzać powodzenie misji wyłącznie jednej osobie. Nawet utalentowanej. Gdyby coś poszło nie tak Alyssa zaszyłaby się gdzieś, gdzie na pewno nie udałoby mi się jej dostać, a potem wysłałaby za mną łowców nagród. Takie zamieszanie znów oddaliłoby mnie od zapisków. – pokręcił głową.- Nie. Wolę zająć się odzyskaniem ksiąg osobiście. W razie porażki będę miał zarzuty wyłącznie do siebie. – wciągnął powietrze nosem. – Złodziejka wyjdzie. Będzie musiała. Jako gość hrabiny Zary nie będzie mogła stać bezczynnie kiedy atakowany jest dom, który ją przyjmuje. To by ją stawiało w złym świetle. Nie, bardziej się martwię czy wasza grupa wytrzyma na placu dostatecznie długo bym zdołał przeszukać jej komnatę. Liczę na waszą kreatywność.
Wysłuchał uważnie jakiego sprzętu zamaskowana kobieta potrzebuje, obrazując sobie w głowie skąd i jak załatwi potrzebne elementy. Skwitował całość krótkim „Mhm-mhm”.
- Wybuchające strzały to zbyt skomplikowane zamówienie jak na tak krótki okres przygotowań. Prędzej strzały przenoszące niewielkie eksplodujące pakunki... – planował.
- Rozpoczęcie do końca tygodnia… tak, tak… Dłużej na pewno nie. Alyssa nie będzie siedzieć w mieście wiecznie. Myślę, że wstępnie możemy się umówić na jutro, po zachodzie słońca spotkamy się w tej karczmie. W największym pokoju na samym końcu korytarza. Zbiorę tam resztę zespołu i przyniosę ze sobą sprzęt dla wszystkich. Samą akcję natomiast przeprowadzimy pojutrze o trzeciej w nocy. Zapłatę za wykonanie zadania zostawię u Sophii, myślę, że to pewne i bezpieczny miejsce.
Wstał z krzesła. – W takim razie do jutra. Zachowuj siły.
Założył turban na głowę, poprawił jego wygodne ułożenie. Potem skłonił się najemniczce i zszedł na dół, wrzucić coś na żołądek. Posiłek dostosowany do pogody - szklankę wody, kawałek arbuza i garść czereśni. Następnie ruszył na miasto kontynuować przygotowania.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        Pojutrze, 2:40 w nocy.

Mesmer stał przy oknie. Patrzył na palące się wzdłuż ulicy jasnożółte światła i milczał. Założone za plecy dłonie poruszały się – palce migały szybko, jakby wystukiwały wyjątkowo skomplikowaną melodię.
Wszedł jeden z jego najemników, ale zawahał się przed drzwiami.
- No? - Spytał upiór, nie odwracając się.
- Nic. Nie ma po niej śladu. Co teraz? Przerywamy akcję czy czekamy dalej?
Mesmer zamyślił się.
- Ani jedno, ani drugie. Wczoraj też jej nie było. Nie możemy dłużej czekać. Ktoś zajmie jej miejsce.
Najemnicy popatrzyli po sobie. – Kto?
- Ja.
- Ale… Ale myślałem, że zamierzasz przemknąć do zamku, zabrać swoje księgi i wtedy szybko się ulatniamy?
- To było zanim mój plan uszczuplił się o jednego człowieka! – walnął pięścią w ścianę. – Wciórności! - cios spowodował pęknięcie, odpadło kilka kawałków tynku. – Trzeba wprowadzić zmiany, nie ma rady.
- Ej! – upomniała go barmanka. – Proszę nie niszczyć mi lokalu, dobrze? Poza tym… - oparła się o kontuar, zawieszając wzrok na czwórce mężczyzn. - …jak zamierzacie niepostrzeżenie przemknąć przez miasto wyglądając w ten sposób? Grupa zamaskowanych, przebranych na czarno postaci, uzbrojonych jak na wojnę, na pewno wzbudzi podejrzenia straży, czy przypadkowych obserwatorów, nie?
- Wiem ale bez obaw, wszystko pod kontrolą. – powiedział demon. Ukrył głowę w kapturze. – Weźcie swoje mikstury. – odkręcił niewielką fiolkę z szarą cieczą i wypił duszkiem. Pozostali „rabusie” zrobili to samo ze swoimi porcjami. Alchemik przełknął dokładnie napar, pocmokał, po czym wydmuchał powietrze. Słonawy jak owczy ser. Potem naciągnął spod brody na nos maskę.
– W porządku, teraz pora zająć się kamuflażem.
Mag iluzji otoczył siebie i swoich towarzyszy fałszywym obrazem. W miejscu gdzie stali teraz kręciły się w miejscu cztery psy.
- No ślicznie psiaki. Nic tylko brać na kolana i czochrać. – zarechotała Sophia, zapatrzona na czworonogi. – Ostrzegam, jak mi który zapaskudzi podłogę to oberwie ścierką.
- Zostawię tu na wszelki wypadek komplet broni i przebranie bandyty. Na karteczkach jest napisane co jest co – woreczki z proszkiem eksplodującym oraz napar wzmacniający. – powiedział do kobiety nakrapiany na brązowo-czarno terier. – Miło cię było poznać, Sophio Mendez.
- I nawzajem narwańcu. Tylko mi nie pozabijaj chłopaków, bo stracę renomę. Po wszystkim mają wrócić do domów, do żon, jasne?
- Jasne, zrobię co w mojej mocy. – terier wywalił jęzor, zamerdał, po czym wybiegł w ciemną noc. A za nim podreptała reszta psiarni.
Barmanka westchnęła, zgarnęła z kontuaru militarne sprzęty i udała się z nimi na zaplecze.

***

        Strażnik posesji Akacjowy Dworek o imieniu Ssian zacisnął usta i popatrzył na kobietę wykonującą ten sam fach. Larnika westchnęła, bez przekonania odpowiedziała spojrzeniem swojemu towarzyszowi niedoli na tą niedzielną noc. Dla świętego spokoju wychyliła się do przodu, opierając rękami o kamień i wyciągając głowę jak najdalej poza mur obronny.
- Hej-ho, czy jest tu kto? – zapytała, patrząc na ciemną plamę lasu pod nimi. – Czy ktoś się tam skrada z niecnymi zamiarami? – zachichotała, po czym odwróciła się przodem do Ssiana. – Nikogo tam nie ma. Wydawało ci się. Zresztą kto chciałby atakować taką starą ruderę? – wzruszyła ramionami. - Tu nie ma nic wartościowego.
- Wiem co widziałem. Między drzewami coś przebiegło, jakiś biały cień. – Ssian zgrzytnął zębami i założył górną wargę na dolną. Wyglądał przez to jak młody smok, prastare gady nie umiały jednak sapnąć dostojnie tak jak zrobił to strażnik, co też przywróciło jego buzię do normalnego stanu.
Larnika, nazywana przez znajomych Nika, westchnęła bezradnie i pokręcił głową. Ponownie wychyliła się przez mur i groźnie zamachała swoim morgenszternem w stronę poruszanej podmuchami wiatru ściany drzew.
- Panie biały cieniu! Pokaż się no w tej chwili. Pokaż się, bo jak nie to, jak matkę szanuję, zaraz zejdę na dół i będzie rzeźnia. Jatka będzie.
Wiatr ucichł a smukłe jodełki znieruchomiały na baczność.
- Patrz tam. - Ssian wyciągnął przed siebie ramię z wysuniętym palcem wskazującym. - Coś tam się rusza, mówiłem ci. – zaczął ściągać z pleców kuszę.
- Przestań. – Nika trąciła go w ramię. – Do psa będziesz strzelać?
I rzeczywiście. Z lasu na odsłonięty kawałek trawiastej ziemi tuż przed dworkiem wybiegł mały nakrapiany terier. W jego mokrych ślepiach odbijało się światło trzymanej przez strażniczkę pochodni. Zamerdał. Zaszczekał. Znowu zamerdał.
- Uuu-oooooo. – Nika zawisła na ramieniu strażnika. – Jaki słodki. Wpuścimy go na dziedziniec.
- Sam nie wiem. Hrabina zakazała otwierania bramy po zmroku.
- A co taka psinka miałaby zrobić? Obsikać rabatki? No popatrz tylko na niego, jak do ciebie merda. Jest taki malutki i wystraszony. Na pewno zgubił się komuś.
Strażniczka zaczęła ciągnąć Ssiana w stronę schodów.
Mężczyzna machnął ręką. – A zresztą, wpuść go. – uśmiechnął się pod nosem i podążył za kobietą. – Może znajdę jakiś patyk, to mu porzucam. Przez te „poetyckie” śpiewy z dworku i tak nie zaśniemy.

Mesmer obserwował główną bramę, niezgrabnie drepcząc z nogi na nogę. Od podsłuchiwania rozmowy o obsikiwaniu rabatek zachciało mu się na stronę. Ale nie było już na to czasu. Masywne podwoje, droga wjazdowa do Akacjowego Dworku, otwierały się do wewnątrz.
- Przygotujcie się. – przemówił poprzez mowę umysłów do reszty najemników. – Wchodzicie zaraz za mną. Kiedy skończę zakładać woreczki z eksplodującym proszkiem atakujemy.
Metal szczęknął o metal, kołowrotek się przesunął, trybik przeskoczył na niższy poziom, brama stała otworem.

Larnika schyliła się w kierunku nadbiegającego teriera. Trzymała w ręce połówkę swojej śniadaniowej podsuszanej. - Nu, masz.
Nakrapiany psiak przyhamował czterema łapami, drapiąc brukowaną powierzchnię dziedzińca, skręcił ostro w lewo, ominął strażniczkę i pognał do środka.
- Hej, zaczekał mały. – odwróciła się za futrzakiem i pobiegła za nim, dzwoniąc blaszkami zbroi. – Nie uciekaj. Mam tu dla ciebie coś pysznego.

- A idź ty z tą kiełbasą.
Mesmer rzucił okiem za goniącą go strażniczką, po czym szybko położył niewielki, wypchany woreczek przy beczkach. Potem pognał przez całą długość placu, rzucając podobne pakunki w różnych miejscach i migając się przed próbującymi go złapać rekami.
W tym samym czasie Ssian rozpoczął zamykanie bramy wjazdowej ale nie zdążył dokończyć pracy, bo w pełnym pędzie minęły go trzy kolejne zwierzaki.

***

- Mam cię, łobuzie!
Upiór przekręcił się i huknął o ziemię, kiedy strażniczka złapała go obiema rękami za kostkę.
Jęknął. Larnika zamrugała zdezorientowana. - A co to takiego?
Mesmer silnym szarpnięciem uwolnił nogę. Następnie najszybciej jak potrafił sięgnął do umysłu kobiety, oplatając go zaklęciem iluzji. Ponieważ znajdował się w pozycji mało sprzyjającej czarowaniu a biodro po upadku bolało go i rozpraszało uwagę, nie był pewien, czy miraż zagnieździ się prawidłowo. Przez chwilę strażniczka i rozpłaszczony na ziemi alchemik mierzyli się wzrokiem.
Wtem kobieta fuknęła. - No nie uciekaj znowu. – i pobiegła gdzieś za budynek, goniąc iluzoryczny obraz teriera. Mesmer odetchnął z ulgą, zaczął gramoląc się na nogi.

- Atakujemy.

***

Kilka minut później

Zamieszanie, które zaplanował sobie upiór doszło do skutku. Na całym placu hajcowały się rabatki, podpalone podczas eksplozji Mesmerowych woreczków. „Psia iluzja” rozproszyła się. Straż dworku, w sile siedmiu chłopa, wysypała się na plac. Mogłoby się wydawać, że trójka najemników jest bez szans. Nie do końca. Po pierwsze straż była zaspana, zaskoczona i niekompletnie uzbrojona. Po drugie specyfik demona zapewniał zamaskowanym bandytom zwiększoną wytrzymałość i wyostrzał zmysły.
Starcie rozkręcało się.
W pewnej chwili na balkonie pojawiła się kobieta w zielonej koszuli nocnej. Powietrze zgęstniało od magii. Mesmer i jego ludzie złapali się za głowy gdy zaklęcia zaczęły drążyć ich umysły.
- Strzelaj w balkon! – rozkazał jednemu z najemników. Pociski uzbrojone w niewielkie kapsułki z duszacym gazem poleciały w stronę magiczki, zmuszając ją do przerwania inkantacji i przemieszczenia się. Demon poczuł, że bolesna obręcz czaru wyraźnie zelżała.
- Kontynuujcie ostrzał. Wchodzę do środka. – przemówił do najemników, mając nadzieję, że dostarczony im sprzęt wystarczy przeciwko rozwścieczonej Alyssie.

***

Kilka minut później

Już był w ogródku, już witał się z gąską. Nie docenił jednak przebiegłości naczelnej Gildii Alchemików. Alyssa, mimo iż była złodziejem i morderczynią, jednakowoż sporą wiedzę posiadała. Kiedy ktoś zaatakował ją alchemicznymi mieszankami dodała dwa do dwóch i wróciła się do swojej komnaty. Upiór, dźwigający swoje zapiski, praktycznie zderzył się z nią w drzwiach.
- Stój! – krzyknęła kobieta. Niepotrzebnie, demon wyczerpany walką i obciążony grubym tomiskiem, nie miał sił uciekać. Alyssa momentalnie zaplotła jakieś paskudny, składany czar drążący umysł. Zaklęcie „dotyk śmierci” zawisło nad nim jak katowski topór nad skazańcem.
– Oddaj mi to, Mesmerze, a pozwolę ci żyć.
Mag wiedział, że to kłamstwo ale nie miał żadnej alternatywnej. Z nich dwojga to kobieta dysponowała większymi zapasami energii. Zanim uciekłby poza zasięg działania magii Alyssy, lub zanim zdążyłby ją dosięgnąć swoim zaklęciem pustki, magia umysłu zrobiłaby z niego zaślinione warzywo. Miał jedną szansę, by wykręcić się z tego cało. Trudną. Kosztowną, ale konieczną. Oddał księgę.
- Mądry wybór. – Alyssa uśmiechnęła się zjadliwie, przygarniając zapiski alchemika do siebie. – Obawiam się jednak, ze nie mogę dotrzymać obietnicy. Jesteś zbyt kłopotliwy demonie. Żegnaj.
Miliony rozpalonych igieł wbiło się w umysł Mesmera. Wrzasnął i wyrzucił wolne już ręce przed siebie, kierując w stronę swoich drogocennych zapisków zaklęcie struktury. Opasłe tomisko rozpłynęło się w rękach kobiety, przelało przez nie i roztrysnęło na podłodze komnaty szaroburą kałużą.
- Nie! – wrzasnęła. – Coś ty zrobił?! Te recepty były bezcenne!
Mimowolnie upiór poczuł się tym stwierdzeniem miło połechtany. Nie było jednak na to czasu. Korzystając z chwilowego rozproszenia uwagi przeciwniczki rzucił się kierowanym przez siebie człowiekiem do przodu i trzasnął Alyssę prawym sierpowym, posyłając magiczkę na deski. Poczuł wyraźne wibracje rozchodzące się wzdłuż ramienia. To musiało ją zaboleć.
- Uciekajcie. – wysłał głośny rozkaz mentalny do swoich ludzi.

Spoglądał przez chwilę na nieprzytomną naczelną Gildii Alchemików, bijąc się z myślami. Jednak nie zabił jej. Teraz nie było już o co kruszyć kopii.
Od strony schodów na niższe pietra doszły go odgłosy szurania wielu par butów. Strażnicy wracali do budynku. Upiór zerwał się z miejsca, zamknął drzwi do komnaty, zabarykadował je szafką i obciążył ją zaklęciem struktury. Czarowanie szło mu ciężko, był wypruty z energii. Następnie skorzystał z ostatniej porcji eksplodującego proszku by przebić się do sali pod nim.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        Na pierwszy rzut oka pomieszczenie, do którego zeskoczył przypominało sporej wielkości salę balową. Owalny kształt, stoliki z krzesłami, podwyższenie na którym ustawiono instrumenty muzyczne, kulinarne zaplecze, wszechobecne kryształy i lampiony. Wciąż odziany w czarny uniform bandyty, kaptur i maskę alchemik rozejrzał się błyskawicznie dookoła. Szukał drogi ucieczki. Straż mogła go tu znaleźć w każdej chwili.
Drzwi prowadzące do pomieszczenia kuchennego wydawały się rozsądnym rozwiązaniem.
Zanim jednak czmychnął w tamtym kierunku coś przykuło jego uwagę.
Coś dużego, okrągłego i przykrytego jedwabną tkaniną stało w najlepiej oświetlonej części pomieszczenia. Pamiętając o przeszukujących dworek strażnikach oraz leżącej piętro wyżej magiczce, która prawie pozbawiła go głowy, Mesmer zapragnął zbadać czym jest ów obiekt. Pociągnął za zakrywający go materiał.
Ku jego zaskoczeniu pod spodem znajdowało się sporej wielkości, okrągłe, kryształowe naczynie, wypełnione błękitnym płynem. Nie, poprawił się w myślach, nie jakieś zwykłe naczynie. Akwarium z syrenką.
Pół-kobieta, pół-ryba leżała na dnie. Kryształ i warstwa cieczy nie pozwalała z miejsca ocenić, czy była przytomna. Mesmer podsunął więc do akwarium krzesło, wskoczył na nie i zajrzał do syrenki z góry. Ciecz, w której pływała miała dziwny zapach. Zaciągnął się. Musiał natychmiast przytrzymać się krawędzi kryształowego baniaka, bo odurzające opary rozmiękczyły mu kolana. Pokręcił głową na boki, by odzyskać ostrość widzenia.
Roztwór wodny, w którym trzymano naturiankę, musiał mieć silne działanie psychoaktywne. Inaczej już dawno by stąd uciekła. Łamał wolę. Otumaniał umysł. Nie pozwalał złapać kontaktu z rzeczywistością. Zupełnie jakby trzymali ją w akwarium wypełnionym wódką. Wciąż jednak mogła śpiewać. Przypomniał sobie to strażnik mówił o dochodzącej nocą z zamku pieśni.

        Upiór postanowił że zabierze syrenkę ze sobą. Sytuacja była o tyle trudna, że była ona odurzona po same czubki uszu. Mimo, że naczynie było odkryte sama nie da rady się z niego wydostać. Alchemik przykucnął. Przyłożył obie ręce do zimnej, gładkiej powierzchni. Zacisnął powieki i zmusił się do ostatniego magicznego wysiłku. W krysztale pojawił się otwór. Mesmer wstrzymał oddech i zaczekał aż błękitny roztwór wyleje się na podłogę. Kiedy akwarium osuszyło się wgramolił się do środka i po kilku nieudanych próbach wytaszczył nieprzytomną na zewnątrz.
I tu pojawił się kryzys, bo mimo, że bardzo starał się nie wdychać unoszących się w powietrzu oparów, ciało coraz bardziej odmawiało mu posłuszeństwa. Kierowany już tylko siłą woli demon dźwignął swojego zwiotczałego nosiciela na nogi, zatoczył się po stojący nieopodal wózek z talerzami, bezceremonialnie zrzucił z niego wszystkim naczynie, robiąc przy tym niesłychanego rabanu. Nieważne. Syrenka trafiła na wózek, płetwą do przodu.
Raz, dwa, trzy, cztery, Mesmer rozpędził się i w półprzytomnym zwidzie wypchnął pojazd kołowy do pomieszczenia kuchennego, gdzie wreszcie mógł zaczerpnął powietrza. Wózek wyskoczył mu z rąk, bezwładnie potoczył się do przodu i zatrzymał na stole do krojenia warzyw. Wisząca nad nim wiązanka suszonego majeranku rozhuśtała się niebezpiecznie i spadła na naturiankę.
Awatar użytkownika
Therannon
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Therannon »

Gdy Therannon usiłowała sobie przypomnieć, co się stało, w pamięci zachowała tylko obraz dwóch ludzi, z których jeden nakrył jej twarz chustką nasączoną jakimś płynem. Potem straciła przytomność. Kiedy się obudziła, widziała tylko błękitną wodę i jakieś zamazane postaci. Słowo "obudziła" jest tu jednak niewłaściwe. "Dolali czegoś do wody"- zdążyła tylko pomyśleć i znów straciła kontakt z rzeczywistością.
Kolejne wspomnienia zawierały już tylko światło, błękit i ludzkie głosy, chaotyczną mieszanka doznań które nie mają ze sobą niczego wspólnego. Nie miała pojęcia gdzie jest, ile minęło czasu ani kim są ci wszyscy ludzie. Wiedziała tylko czego od niej chcą. Półprzytomna syrena śpiewała ilekroć ktoś wydał jej polecenie kierowane wprost do jej umysłu. Mgliście zdawała sobie sprawę, że jest uwięziona, ale ilekroć próbowała coś w związku z tym uczynić, do wody dolewano nową porcję narkotyku. Gdyby nie zwiotczający mięśnie specyfik, instynktownie miotałaby się w naczyniu aż by je rozbiła. Teraz ledwo miała siły, by choć trochę się poruszyć. Gdyby umiała płakać, pewnie by to zrobiła.
Hałas jaki zrobił swym wejściem Mesmer nie zrobił na syrenie wrażenia. Usłyszała go, ale nie wywołał u niej żadnej reakcji. Poczuła coś dopiero, gdy cały płyn w którym ją trzymali wyciekł na podłogę, choć nadal nie miała pojęcia co się dzieje. Otworzyła oczy ale zaraz je zamknęła, gdy światło ją oślepiło. Najwyraźniej ktoś usiłował wyciągnąć ją z akwarium, ale kilka razu udało mu się ją upuścić. Therannon wiedziała, że jest ciężka, ale nie myślała, że aż tak. Kolejny łomot, tym razem jednak rozbolała ją głowa. W końcu wyciągnięto ją z naczynia i załadowano na jakiś wózek. Zakręciło jej się w głowie, miała wrażenie, że spada gdzieś w dół. Niemiłe uczucie pędu zniknęło, gdy wózek zatrzymał się na przeszkodzie. Spadło na nią coś miękkiego i szorstkiego.
Dalej kręciło jej się w głowie, a gdy otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą tylko rozmazaną, wielobarwną plamę. Koniec ogona podniósł się nieznacznie, poruszył i opadł. Zakrztusiła się i wypluła trochę błękitnego płynu. Trzeźwe myślenie wracało bardzo powoli. W polu widzenia spostrzegła, że coś się porusza. Zasyczała głośno jak wkurzony łabędź, gdy postać ponownie się poruszyła. Zadygotała na wózku z bezsilnej złości i chwyciła się kurczowo krawędzi, gdy zaczęła się zsuwać.
Teraz, kiedy wydostała się z akwarium, zmysły powoli jej wracały. Znów zaczęła widzieć ostro, aczkolwiek nie tak dobrze jak zwykle. Była w jakimś ciemnawym pomieszczeniu, nad jej głową wisiały pęki suszonych ziół. Poruszającą się postacią okazał się mężczyzna w dodatku dziwnie ubranym. Wydawał się nie mieć twarzy, miał na sobie maskę. Therannon podniosła się na tyle, na ile pozwalał mało elastyczny kręgosłup. Wózek zachwiał się i dziewczyna o mało nie spadła. Miękkie i szorstkie coś okazało się pęczkiem zielska wyglądającego jak majeranek. Kilka sekund zajęło jej przypomnienie sobie, do czego używa się majeranku. Kilka kolejnych na przypomnienie sobie jak się mówi.
- Wypuśćcie mnie! - jęknęła nadal niezbyt przytomnie.
Awatar użytkownika
Mesmer
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje: Mag , Alchemik , Zielarz
Kontakt:

Post autor: Mesmer »

        - Cśśś! – podbiegł do miotającej się na wózku kobiety, rzucając przy tym kilka spłoszonych spojrzeń na boki. Naturianka krzyczała, bo była zdezorientowana. Nie dziwił jej się. Kompletnie go nie znała, do tego opiła się mieszanki chemicznej, a to nie sprzyjało koncentracji. Jeśli znowu zacznie hałasować zbiegnie się tu cała dworkowa straż. Ściągnął maskę i kaptur, odkrywając twarz. Miał nadzieję, że to pomoże ułagodzić sytuację.
- Zabiorę cię stąd ale musisz być cicho. – wyszeptał a w jego głosie dało się wychwycić zdenerwowanie. Byli uwięzieni. W kuchni nie było drzwi na podwórze. Upiór odwrócił się i wyjrzał przez okrągłe okienko w drzwiach prowadzących do sali balowej. Skrzywił się, ponieważ kręcił się tam strażnik. Z każdym krokiem znajdował się coraz bliżej. Póki co nie oglądał się w stronę kuchni, jego uwagę całkowicie zajęło osuszone akwarium. W końcu podszedł tak blisko, że Mesmer mógłby policzyć blaszane pierścienie na jego kolczej zbroi. Chwiał się na nogach, znak, że opary działały również na niego.
- Jeśli będę miał szczęście to zaraz zemdleje. – pomyślał. Demon cofnął się od drzwi w zacienioną część pomieszczenia i nieopatrznie trącił szafkę. Wiszące na hakach chochle do zup rozkiwały się i z przerażonym brzdękiem wpadły na widelce. Ząbkowane sztućce zadzwoniły z wyrzutem, że wielkie łyżki kradną ich strefę prywatną. Strażnik nastawił ucha i ruszył zygzakiem w stronę, skąd dobiegł go metaliczny harmider. Mocno przytrzymując się skrzydeł drzwi zajrzał do ciemnego wnętrza kuchni. Tam, w słabym świetle padającym z sali balowej, dostrzegł leżącą na wózku do rozwożenia potraw, mokrą babę. Zanim zdążył przeanalizować całą sytuację ktoś zdjął mu misiurkę z głowy a zaraz potem, z ciemności, nadleciała chochla.

        Mesmer zrzucił górną część uniformu bandyty i założył na siebie zbroję kolczą strażnika oraz hełm. Ogłuszonego mężczyznę zaś przebrał w swoją bluzę, kaptur i maskę. W samą porę bo z drugiego końca pomieszczenia zbliżała się dwójka zbrojnych.
- Co tu tak śmierdzi?
Demon skulił się, schylił głowę. Zaczął prowadzić wózek z przykrytą czterema obrusami naturianką w stronę wyjścia, jakby nigdy nic.
- Bandyta zbił akwarium. Obezwładniłem go. – wskazał kciukiem za siebie. – Tam leży.
Jeden strażnik poszedł w stronę „bandyty”, drugi zatrzymał się, mierząc Mesmera wzrokiem. – Ej, co tam wieziesz? - alchemikowi przeszedł po plecach zimny dreszcz. W głowie pojawiło się kilkanaście potencjalnych odpowiedzi.
- Sufit jest naruszony. Hrabina kazała zabezpieczyć kryształową zastawę. – w końcu wybrał jedną i nie sprawdzając jaki wywrze ona skutek, pół biegnąc, pół idąc, opuścił salę balową. Trafił do głównego holu, skąd skręcił do wyjścia na dziedziniec.
Na placu przed dworkiem płomienie wciąż trawiły zielone krzewy i drzewka ozdobne. Kilku ludzi ze służby oraz straży biegało od studni i do studni, nosząc wiadra z wodą. Nie zwracali uwagi ani na upiora ani na pchany przez niego pojazd. Trzeba było ratować rezydencję hrabiny. Kiedy mijał bramę główną, ktoś krzyknął za jego plecami ale nie poszło za tym żadne działanie.
Mesmer zniknął w lesie.

***

A w lesie…

…pchanie wózka było prawie niemożliwe. Trawy wplątywały się w kółka a wystające co parę kroków z ziemi korzenie zagradzały drogę. W końcu Mesmer musiał wziąć syrenkę na plecy. Danae zostało w tyle. Zanim dotarł do dopływu rzeki Anibii na niebie pojawiły się pierwsze zapowiedzi świtu. Mroki nocy ustąpiły miejsca niebu barwy muszli. Kiedy wszedł po kolana do rwącego nurtu na horyzoncie wzeszło słońce. Alchemik rozumował prosto – syrena potrzebuje wody. A jeśli mają uniknąć ewentualnego pościgu nie mogą dalej uciekać razem. Sam był już bardzo zmachany i kilka razy o mało nie upadł. Przekręcił się więc, przykucnął, pozwalając by najpierw rybi ogon a potem cała reszta niesionej naturianki zanurzyła się w spienionej, rwącej wodzie. Puścił chwyt i patrzył jak pół-ryba, pół-kobieta odpływa razem z prądem. Przy tej prędkości nigdy jej nie dogonią.
- Powodzenia! – zawołał, po czym sam zaczął przedzierać z powrotem na brzeg.

Przesiedział tam kilka minut, po czym ruszył w dalsza drogę. Elementy strażniczej zbroi zostały na mokrym piasku.

Ciąg dalszy.
Zablokowany

Wróć do „Danae”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość