Wiatr dał mocno targając połami płaszcza Wędrowca, który przemierzał ponure pustkowia pozostałe po niegdyś wspaniałym królestwie. Chodź pełno tu było niebezpieczeństw ten jeden konkretny podróżnik akurat się ich nie obawiał. Jeszcze nie tak dawno - przynajmniej podług miar starszych ras, a nie ludzi - również on oglądałby się bacznie dookoła i wypatrywał pierwszych oznak niebezpieczeństwa. Od tamtego czasu jednak trochę się zmieniło. Wędrowiec się zmienił. Meridion - bo o nim tutaj mowa - od ostatniej naszej opowieści o nim, zdołał opanować drzemiące w nim moce i posługiwanie się nimi nie stanowiło już takiego zagrożenia jak dawniej. Miało to jednak swoją cenę? Jaką? Jeszcze o tym usłyszycie.
Tymczasem wiatr wokół niego zaczął dmuchać silniej. Wędrowiec zatrzymał się więc - nie jednak dla tego, iż siła wiatru powstrzymywała jego dalszą wędrówkę, lecz dlatego, iż w tym wietrze wyczuł czyjąś obecność.
Opuszczone Królestwo ⇒ [Pustkowia] Długi powrót
- Meridion
- Lord Demon
- Posty: 448
- Rejestracja: 16 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Mędrzec , Władca , Wędrowiec
- Kontakt:
- Quetzalcoatl
- Szukający drogi
- Posty: 32
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Włóczęga
- Kontakt:
Tańczący wraz z kroplami wody z których zbudowane były chmury, pod postacią wiatru Quetzalcoatl nie zwracał uwagi na drobne przejawy życia toczącego się na ciele jego Praojca pod nim - tak, nawet pustkowie nie było tak puste, jak się o nim mówiło. Jego uwaga została przykuta dopiero w momencie, gdy na dole pojawiła się istota całkiem innego pokroju.
Smok zaprzestał swego tańca i opuścił poziom chmur, zniżając się teraz bliżej powierzchni ziemi, gdzie zadął, przyginając okoliczne drzewa, mierzwiąc trawy i pieszcząc nagą skałę, tam gdzie brakło roślin. Swoimi zmysłami czuł teraz przemierzającego pustkowia Wędrowca, którego natura nie pasowała do tego świata. Jego esencja nie pochodziła od Praojca, lecz z jakiegoś innego miejca. Quetzalcoatl przyglądał mu się dłuższy czas, obserwując go, nim wiedziony ciekawością postanowił wejść w interakcję z nim.
Przez chwilę zastanawiał się nad wyborem postaci, którą powinien przybrać - choć chwila ta dla człowieka wydała się zaledwie mgnieniem oka, smoki bowiem myślały znacznie szybciej niż ludzie. Niemniej smok się zastanawiał. W pierwszej kolejności pomyślał o przywdzianiu iluzji, jak to robił często gdy miał kontakty z niższymi rasami. Niemniej jednak nie lubił tej formy i unikał jej, gdy tego mógł, a w Opuszczonym Królestwie każdego tak czy siak traktowało się z nieufnością, nie ważne czy przypominał skromnego uczonego, czy też bestię. Zresztą instynkt podpowiadał mu, że ten oto konkretny podróżny od razu przejrzy jego iluzję. Tak więc Quetzalcoatl wiedział, iż tym razem nie będzie zmuszony ukrywać swojej natury, co zawsze było dla niego miłe. Z drugiej strony, pojawianie się w swej naturalnej postaci było zwykle przytłaczające dla innych istot. Zdecydował się więc w końcu na coś pośredniego, a nie widząc sensu w ukrywaniu swojej transformacji postanowił zmienić swoją postać na oczach wędrowca.
Meridion poczuł jak wiatr zerwał się nagle mocniej, po czym zaczął się kłębić, z każdą sekundą zmieniając się w coś, co przypominało miniaturową trąbę powietrzną. Ta przybrała na sile, porywając gałęzie, kępy trawy i małe kamienie, które jęły się formować w coś z grubsza przypominającego ludzkie ciało. Chwilę potem, ich struktura zmieniła się nagle, a wiatr ucichł w nienaturalnie nagły sposób. Przed trójką podróżnych wyrosła wtem wysoka na osiem stóp, smukła postać pokryta srebrno-błękitną łuską wyposażona w parę smoczych skrzydeł dopasowanych do rozmiarów postaci i gadzi łeb.
Tuż po przemianie postać przemówiła wielotonowym głosem, który w żaden sposób nie mógłby dobyć się z ludzkiego gardła, a w którym słyszało się szum wiatru, szept liści i bębnienie wiatru o skałę:
- Witaj nieznajomy wędrowcze. Jestem Quetzalcoatl. Czy wyjawisz mi co sprowadza tutaj istotę twojego pokroju?
Smok zaprzestał swego tańca i opuścił poziom chmur, zniżając się teraz bliżej powierzchni ziemi, gdzie zadął, przyginając okoliczne drzewa, mierzwiąc trawy i pieszcząc nagą skałę, tam gdzie brakło roślin. Swoimi zmysłami czuł teraz przemierzającego pustkowia Wędrowca, którego natura nie pasowała do tego świata. Jego esencja nie pochodziła od Praojca, lecz z jakiegoś innego miejca. Quetzalcoatl przyglądał mu się dłuższy czas, obserwując go, nim wiedziony ciekawością postanowił wejść w interakcję z nim.
Przez chwilę zastanawiał się nad wyborem postaci, którą powinien przybrać - choć chwila ta dla człowieka wydała się zaledwie mgnieniem oka, smoki bowiem myślały znacznie szybciej niż ludzie. Niemniej smok się zastanawiał. W pierwszej kolejności pomyślał o przywdzianiu iluzji, jak to robił często gdy miał kontakty z niższymi rasami. Niemniej jednak nie lubił tej formy i unikał jej, gdy tego mógł, a w Opuszczonym Królestwie każdego tak czy siak traktowało się z nieufnością, nie ważne czy przypominał skromnego uczonego, czy też bestię. Zresztą instynkt podpowiadał mu, że ten oto konkretny podróżny od razu przejrzy jego iluzję. Tak więc Quetzalcoatl wiedział, iż tym razem nie będzie zmuszony ukrywać swojej natury, co zawsze było dla niego miłe. Z drugiej strony, pojawianie się w swej naturalnej postaci było zwykle przytłaczające dla innych istot. Zdecydował się więc w końcu na coś pośredniego, a nie widząc sensu w ukrywaniu swojej transformacji postanowił zmienić swoją postać na oczach wędrowca.
Meridion poczuł jak wiatr zerwał się nagle mocniej, po czym zaczął się kłębić, z każdą sekundą zmieniając się w coś, co przypominało miniaturową trąbę powietrzną. Ta przybrała na sile, porywając gałęzie, kępy trawy i małe kamienie, które jęły się formować w coś z grubsza przypominającego ludzkie ciało. Chwilę potem, ich struktura zmieniła się nagle, a wiatr ucichł w nienaturalnie nagły sposób. Przed trójką podróżnych wyrosła wtem wysoka na osiem stóp, smukła postać pokryta srebrno-błękitną łuską wyposażona w parę smoczych skrzydeł dopasowanych do rozmiarów postaci i gadzi łeb.
Tuż po przemianie postać przemówiła wielotonowym głosem, który w żaden sposób nie mógłby dobyć się z ludzkiego gardła, a w którym słyszało się szum wiatru, szept liści i bębnienie wiatru o skałę:
- Witaj nieznajomy wędrowcze. Jestem Quetzalcoatl. Czy wyjawisz mi co sprowadza tutaj istotę twojego pokroju?
- Meridion
- Lord Demon
- Posty: 448
- Rejestracja: 16 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Mędrzec , Władca , Wędrowiec
- Kontakt:
- Smok Wiatru - powiedział Meridion, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Już wcześniej przeczuwał naturę tej istoty, a teraz gdy pokazała mu się, zyskał pewność. - To dla mnie zaszczyt spotkać kogoś z twojego gatunku - rzekł pochylając głowę w geście powitania. - Jestem Meridion, a przynajmniej tak mnie nazywają, bo ciężko jest powiedzieć czy jestem tym Meridionem, którym byłem niegdyś.
- Pytasz co mnie tutaj sprowadza... - rzekł po chwili rozglądając się po okolicy - Mieszkam tutaj - powiedział skierowując swój wzrok z powrotem na smoka, a widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy, rzekł: - Nie, moim domem nie jest Otchłań, jak mógłbyś przypuszczać. Owszem, mam z tamtymi istotami wiele wspólnego, jednak urodziłem się tutaj, w Alaranii. Dopiero potem moja natura odmieniła się i stałem się... można by powiedzieć demonem, jednak to jest nieco mylące określenie.
Można by powiedzieć, że Wędrowiec mówił zbyt wiele jak do kogoś kogo spotyka się pierwszy raz. Smoki jednak były ciekawymi świata istotami, a zaspokajanie jej sprawiało, że przychylniej patrzyły na swojego rozmówcę. Ponadto Meridion nie musiał obawiać się tego tutaj osobnika. Owszem, ten mógłby zniszczyć swym tchnieniem jego powłokę, jednak spowodowałoby to tylko chwilowy dyskomfort, do czasu gdy mógłby przyoblec się w nową powłoką.
- Właściwie to właśni wróciłem do domu - powiedział po chwili. - Trochę mnie tutaj nie było, jednak jak widzę niewiele się tu zmieniło. - Tak, na pustkowiach naprawdę niewiele się zmieniało. Wszystko wyglądało tak jakby wstrzymało oddech na bardzo, bardzo długi czas.
- Pytasz co mnie tutaj sprowadza... - rzekł po chwili rozglądając się po okolicy - Mieszkam tutaj - powiedział skierowując swój wzrok z powrotem na smoka, a widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy, rzekł: - Nie, moim domem nie jest Otchłań, jak mógłbyś przypuszczać. Owszem, mam z tamtymi istotami wiele wspólnego, jednak urodziłem się tutaj, w Alaranii. Dopiero potem moja natura odmieniła się i stałem się... można by powiedzieć demonem, jednak to jest nieco mylące określenie.
Można by powiedzieć, że Wędrowiec mówił zbyt wiele jak do kogoś kogo spotyka się pierwszy raz. Smoki jednak były ciekawymi świata istotami, a zaspokajanie jej sprawiało, że przychylniej patrzyły na swojego rozmówcę. Ponadto Meridion nie musiał obawiać się tego tutaj osobnika. Owszem, ten mógłby zniszczyć swym tchnieniem jego powłokę, jednak spowodowałoby to tylko chwilowy dyskomfort, do czasu gdy mógłby przyoblec się w nową powłoką.
- Właściwie to właśni wróciłem do domu - powiedział po chwili. - Trochę mnie tutaj nie było, jednak jak widzę niewiele się tu zmieniło. - Tak, na pustkowiach naprawdę niewiele się zmieniało. Wszystko wyglądało tak jakby wstrzymało oddech na bardzo, bardzo długi czas.
- Quetzalcoatl
- Szukający drogi
- Posty: 32
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Włóczęga
- Kontakt:
"W demonie tym, w istocie jest coś nietypowego" - pomyślał smok wciągając po raz kolejny jego zapach w nozdrza. To go zaciekawiło, a smoki niewiele mają słabości silniejszych niż ciekawość. Skoro jak przybysz twierdził urodził się w Alaranii to jego historia musiała być naprawdę bogata by mógł stać się... tym czym się stał. Jak mogło dojść do tego?
Dopiero po chwili silniejszy podmuch wiatru wyrwał Quetzalcoatla z zamyślenia, uświadamiając sobie, iż nieznajomy wbija w niego wzrok bez skrępowania. "Odważny jest" - przemknęło mu przez umysł.
- Ciekawi mnie jak zatem stałeś się... - powiedział swoim wielotonowym i wykonując gest który można by nazwać uniesieniem brwi, gdyby tylko smok je miał. Oczywiście smok nie musiał się obawiać, iż swoją natarczywością urazi wędrowca, zresztą... mało który z smoków się tym przejmował.
Dopiero po chwili silniejszy podmuch wiatru wyrwał Quetzalcoatla z zamyślenia, uświadamiając sobie, iż nieznajomy wbija w niego wzrok bez skrępowania. "Odważny jest" - przemknęło mu przez umysł.
- Ciekawi mnie jak zatem stałeś się... - powiedział swoim wielotonowym i wykonując gest który można by nazwać uniesieniem brwi, gdyby tylko smok je miał. Oczywiście smok nie musiał się obawiać, iż swoją natarczywością urazi wędrowca, zresztą... mało który z smoków się tym przejmował.
- Meridion
- Lord Demon
- Posty: 448
- Rejestracja: 16 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Mędrzec , Władca , Wędrowiec
- Kontakt:
- To długa i skomplikowana historia - zaczął Meridion po czym zachichotał - a która nie jest, nieprawdaż? Jeśli jesteś ciekaw przyczyn mojej decyzji, to jest ona dość banalna chodź możliwe, że trudna do zauważenia dla waszego gatunku. Otóż, cała moja historia rozpoczęła się od tego, iż ludzkie ciała w przeciwieństwie do smoczych są bardzo śmiertelne, a mnie nie uśmiechało się szybkie dołączenie do stada dusz w zaświatach i bycie na łasce jakiegoś bóstwa. Jako, iż zamiana w nieumarłego również nie była zbyt kuszącym wyjściem, wybrałem tą postać w której obecnie mnie widzisz - powiedział spoglądając prosto w smocze oczy, co było nie lada osiągnięciem. Meridion rzecz jasna sugerował, iż smoki widzą o wiele więcej niż cielesna powłoka. - O szczegółach przemiany nie mam zamiaru wspominać... lepiej niech zostaną zapomniane - dodał po chwili z głębokim westchnięciem.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie próbować zniszczyć tylko dlatego, że jestem teraz demonem? - rzekł, a w jego głosie dało wyczuć się wyczuć znudzenie i zmęczenie.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie próbować zniszczyć tylko dlatego, że jestem teraz demonem? - rzekł, a w jego głosie dało wyczuć się wyczuć znudzenie i zmęczenie.
- Quetzalcoatl
- Szukający drogi
- Posty: 32
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Smok
- Profesje: Mędrzec , Badacz , Włóczęga
- Kontakt:
Na ostatnie słowa, smocze wargi ściągnęły się, a ogon nerwowo zadrgał:
- Teraz Ty zdajesz się oceniać zbyt pochopnie demonie - od jego głosu zadrżała ziemia, po chwili jaszczur się opamiętał. - Wbrew krążących o nas opiniach, nie pożeramy kogo popadnie, a ty jak na razie nie dałeś mi powodów bym chciał pozbyć się ciebie. Nie wyczuwam też byś kłamał - nozdrza smoka poruszyły się, chodź w przeciwieństwie do ludzkich wyczuwały również delikatne zmiany w aurze istot - chodź w przypadku istoty twojego pokroju to trudne zadanie i mogę się mylić - w ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez smoka zabrzmiała nutka groźby i ostrzeżenia zarazem.
Smok okrążył dookoła postać demona, co było jednym z jego sposobów na uspokojenie się.
- Powiadasz, że dopiero wróciłeś do domu... zatem to nie ty jesteś przyczyną niedawnych wydarzeń - powiedział bardziej do siebie niż do demona, po czym wyciągnął łeb do góry rozglądając się po okolicy i nasłuchując szeptów wiatru. - W takim razie... - to powiedział już bezpośrednio do Meridiona - obawiam się, że twój powrót do domu nie będzie należał do najspokojniejszych.
- Teraz Ty zdajesz się oceniać zbyt pochopnie demonie - od jego głosu zadrżała ziemia, po chwili jaszczur się opamiętał. - Wbrew krążących o nas opiniach, nie pożeramy kogo popadnie, a ty jak na razie nie dałeś mi powodów bym chciał pozbyć się ciebie. Nie wyczuwam też byś kłamał - nozdrza smoka poruszyły się, chodź w przeciwieństwie do ludzkich wyczuwały również delikatne zmiany w aurze istot - chodź w przypadku istoty twojego pokroju to trudne zadanie i mogę się mylić - w ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez smoka zabrzmiała nutka groźby i ostrzeżenia zarazem.
Smok okrążył dookoła postać demona, co było jednym z jego sposobów na uspokojenie się.
- Powiadasz, że dopiero wróciłeś do domu... zatem to nie ty jesteś przyczyną niedawnych wydarzeń - powiedział bardziej do siebie niż do demona, po czym wyciągnął łeb do góry rozglądając się po okolicy i nasłuchując szeptów wiatru. - W takim razie... - to powiedział już bezpośrednio do Meridiona - obawiam się, że twój powrót do domu nie będzie należał do najspokojniejszych.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości