Opuszczone królestwa zamieszkiwane były przez znikomą liczbę żywych istot, tym bardziej inteligentnych. Każdy, kto miał chociaż trochę zdrowego rozsądku, dawno wyniósł się z tych przeklętych równin. Ale tak czy inaczej, wielu podróżnych było zmuszonych przemierzać te tereny w celu dotarcia nad wielkie wody i z powrotem. Rzadko ktokolwiek zbaczał z utartych szlaków, które tylko na krótkich dystansach były wyłożone kamieniami, co było pozostałością po przedwojennych traktach. Jedynie nieliczne osiedla zdobiły swoją obecnością równiny zroszone niedużymi, rzadkimi lasami.
Erraihisar właściwie odpowiadał taki stan rzeczy, uwielbiała samotność. Nawet mimo tego, że czasami czuła nieprzebraną ochotę przylgnięcia do innych podróżników, tak jak stało się i teraz. A wszystko za sprawą paskudnej ulewy, która nie dawała o sobie zapomnieć od kilku dni. Zupełnie jakby uwzięła się na dziewczynę i nie opuszczała jej na metr. Jednak taka pogoda panowała na znacznej części równiny, przez co szlaki stały się bagniste, czasami ledwo widoczne i nieprzejezdne. Erra przed zmierzchem zdołała dotrzeć do częściowo zalanej kotliny, przez którą wiódł szlak prowadzący w stronę wybrzeża. Mimo że woda nagromadziła się tu w sporych ilościach, mogła się tu schronić przed deszczem - jedno ze zbocz kotliny było uformowane w formę przypominającą daszek, pod którym była możliwość spędzenia czasu bez uciążliwych strug wody spływających po ciele. Dziewczyna, trzęsąc się odrobinę z zimna, przysiadła pod skalną ścianą, obejmując kolana ramionami. Była zbyt zmęczona i głodna, żeby tracić siły na przemianę w panterę. Przeklęła kilka razy pod nosem, karcąc się, że nie zrobiła tego wcześniej. Głód dokuczał jej niesamowicie.
- Jest tu ktokolwiek?! - krzyknęła na całe gardło, chociaż miała znikomą nadzieję, żeby ktokolwiek znalazł się w takim miejscu. Ale któż to może wiedzieć, może ktoś inny też zapragnie zatrzymać się na noc w suchym miejscu?
Opuszczone Królestwo ⇒ [Bagnista kotlina] Przeklęty deszcz
- Erraihisar
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Cillian
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Ktokolwiek jeszcze nie widziałem, ale ja jestem... - odparł spokojny głos gdzieś z oddali.
Tak, tak... coś poszło nie tak. Rzucanie kilku zaklęć na raz, jednoczenie się z Sobowtórem, wreszcie teleportacja. Nikt nie powinien się dziwić, iż prawdopodobieństwo porażki przy tylu skomplikowanych czynnościach jest dość wysokie. Ale czarodziej nie miał wyjścia. Podczas jego nieobecności, prototyp szalał sobie w najlepsze i psuł wszystko w zasięgu wzroku, łącznie z relacjami, jakie zdążył zawiązać z nowo poznanymi istotami. Smutne. Dobrze, że nie został przeniesiony gdzieś na Mroźną Północ. Wciąż znajdował się w Opuszczonym Królestwie. "Jeśli to mają być plusy tej sytuacji, to mimo wszystko jednak nie czuję się zbytnio dowartościowany..."
Stwórca postanowił, że jedna z jego owieczek zgubi drogę. A co, jemu to wolno! Tak jakoś wyszło. I ta okrutna pogoda. Owszem, Arathain miał dość siły, by na bliżej nieokreślonym obszarze powstrzymać deszcz przez pewien czas. Ale wystarczyło mu przekierowanie kropel w inną stronę, słowem, suche ubrania i buty. Naciągając kapelusz na oczy, powędrował przed siebie. Zalane tereny były nie lada wyzwaniem dla osób bez przewodnika. Chyba, że były one magami. Wtedy na przykład zamiast omijać monstrualne bagna, równie dobrze można je było zamienić w stały grunt. Albo po prostu po nich przejść. Bandyci rezygnowali z podobnych miejsc. Nie były opłacalne, a ich działania to w gruncie rzeczy swego rodzaju biznes. Brak korzyści? Trzeba się zwijać. Ta prosta zasada tu działała, więc zazwyczaj nie trzeba było martwić się o bezpieczeństwo swoje i mieszka. Zazwyczaj... bo więcej trupów padało z rąk nieumarłych i dzikich zwierząt. Życie.
Aratek postanowił nie kryć się w cieniu, by niepotrzebnie nie straszyć przedstawicielki panterołaków. Bo i po co. Chwilę temu, gdy znalazł to miejsce, w którym bezpardonowo należało uciąć sobie drzemkę, przypałętała się nowa osoba. Magik nie gardził towarzystwem. Rozgarniętym towarzystwem. Pojawił się w bezgłośnym gromie tuż przed niewiastą, cztery, może pięć kroków przed nią. Był chyba jedyną błyskawicą podczas tej niemej burzy.
- Cześć.
Tak, tak... coś poszło nie tak. Rzucanie kilku zaklęć na raz, jednoczenie się z Sobowtórem, wreszcie teleportacja. Nikt nie powinien się dziwić, iż prawdopodobieństwo porażki przy tylu skomplikowanych czynnościach jest dość wysokie. Ale czarodziej nie miał wyjścia. Podczas jego nieobecności, prototyp szalał sobie w najlepsze i psuł wszystko w zasięgu wzroku, łącznie z relacjami, jakie zdążył zawiązać z nowo poznanymi istotami. Smutne. Dobrze, że nie został przeniesiony gdzieś na Mroźną Północ. Wciąż znajdował się w Opuszczonym Królestwie. "Jeśli to mają być plusy tej sytuacji, to mimo wszystko jednak nie czuję się zbytnio dowartościowany..."
Stwórca postanowił, że jedna z jego owieczek zgubi drogę. A co, jemu to wolno! Tak jakoś wyszło. I ta okrutna pogoda. Owszem, Arathain miał dość siły, by na bliżej nieokreślonym obszarze powstrzymać deszcz przez pewien czas. Ale wystarczyło mu przekierowanie kropel w inną stronę, słowem, suche ubrania i buty. Naciągając kapelusz na oczy, powędrował przed siebie. Zalane tereny były nie lada wyzwaniem dla osób bez przewodnika. Chyba, że były one magami. Wtedy na przykład zamiast omijać monstrualne bagna, równie dobrze można je było zamienić w stały grunt. Albo po prostu po nich przejść. Bandyci rezygnowali z podobnych miejsc. Nie były opłacalne, a ich działania to w gruncie rzeczy swego rodzaju biznes. Brak korzyści? Trzeba się zwijać. Ta prosta zasada tu działała, więc zazwyczaj nie trzeba było martwić się o bezpieczeństwo swoje i mieszka. Zazwyczaj... bo więcej trupów padało z rąk nieumarłych i dzikich zwierząt. Życie.
Aratek postanowił nie kryć się w cieniu, by niepotrzebnie nie straszyć przedstawicielki panterołaków. Bo i po co. Chwilę temu, gdy znalazł to miejsce, w którym bezpardonowo należało uciąć sobie drzemkę, przypałętała się nowa osoba. Magik nie gardził towarzystwem. Rozgarniętym towarzystwem. Pojawił się w bezgłośnym gromie tuż przed niewiastą, cztery, może pięć kroków przed nią. Był chyba jedyną błyskawicą podczas tej niemej burzy.
- Cześć.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
- Erraihisar
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje:
- Kontakt:
Erraihisar podniosła się z ziemi, kiedy usłyszała głos z oddali. Zmrużyła oczy i, chociaż widziała doskonale w ciemności, deszcz był w tym momencie większą przeszkodą, żeby kogokolwiek dostrzec. W dodatku skutecznie osłabiał też inne zmysły, rozsiewając hałas chlupoczącej wody i zmywając zapachy. Dziewczyna prychnęła tylko cicho i czekała aż osobnik znajdzie się bliżej.
Nie spodziewała się maga na takim odludziu, więc, gdy ten zjawił się przed nią w sposób, jaki czarodzieje uwielbiali, Erraihisar prychnęła gniewnie i pewnie by się zjeżyła, gdyby nie fakt, że była przemoczona do suchej nitki. A temu wszystkiemu towarzyszył szczęk i brzdąknięcie stali, kiedy mechanizmy stalowych pazurów umieściły je w dłoniach dziewczyny. Nie było to nic skomplikowanego - jedynie kilka sprężyn, trochę metalu i odpowiednie miejsce, które po naciśnięciu zwalniało blokadę.
Dziewczyna stała krótką chwilę, lekko przygarbiona, jakby gotowa do skoku. Przez pierwsze kilka sekund czuła się skołowana, ponieważ oczy dostrzegły błysk, ale uszy nie usłyszały grzmotu. Jednak, kiedy już pozbyła się tego uczucia, zlustrowała dokładnie postać mężczyzny, długo wpatrując się w jego oczy. Nie miała pojęcia, czy wie on cokolwiek o jej gatunku, chociaż złote oczy o pionowych źrenicach mogły to zdradzać. Ogon jak zwykle owinęła sobie wokół talii jak pasek, a uszy były prawie niewidoczne wśród burzy splątanych, przemoczonych włosów.
Erraihisar z tego, co zobaczyła wywnioskowała, że mężczyzna nie wygląda groźnie. Wyprostowała się więc, chociaż nie schowała pazurów na miejsce. Patrzyła się jeszcze chwilę w jego oczy, po czym spróbowała się na siłę uśmiechnąć. Przypomniała sobie też, dlaczego nie powinna zamieniać się w panterę, kiedy była głodna - nawet teraz przez głowę przemykały jej myśli o smaku czarodziei.
- Witaj - mruknęła wyraźnie, ale szorstkim głosem, co mogło być skutkiem długiego milczenia. Nic więcej nie powiedziała, nie umiejąc za bardzo prowadzić konwersacji. Za to niezauważenie wzięła głębszy oddech, próbując wyczuć czy nieznajomy ma ze sobą coś do jedzenia, co ją w tym momencie najbardziej interesowało.
Nie spodziewała się maga na takim odludziu, więc, gdy ten zjawił się przed nią w sposób, jaki czarodzieje uwielbiali, Erraihisar prychnęła gniewnie i pewnie by się zjeżyła, gdyby nie fakt, że była przemoczona do suchej nitki. A temu wszystkiemu towarzyszył szczęk i brzdąknięcie stali, kiedy mechanizmy stalowych pazurów umieściły je w dłoniach dziewczyny. Nie było to nic skomplikowanego - jedynie kilka sprężyn, trochę metalu i odpowiednie miejsce, które po naciśnięciu zwalniało blokadę.
Dziewczyna stała krótką chwilę, lekko przygarbiona, jakby gotowa do skoku. Przez pierwsze kilka sekund czuła się skołowana, ponieważ oczy dostrzegły błysk, ale uszy nie usłyszały grzmotu. Jednak, kiedy już pozbyła się tego uczucia, zlustrowała dokładnie postać mężczyzny, długo wpatrując się w jego oczy. Nie miała pojęcia, czy wie on cokolwiek o jej gatunku, chociaż złote oczy o pionowych źrenicach mogły to zdradzać. Ogon jak zwykle owinęła sobie wokół talii jak pasek, a uszy były prawie niewidoczne wśród burzy splątanych, przemoczonych włosów.
Erraihisar z tego, co zobaczyła wywnioskowała, że mężczyzna nie wygląda groźnie. Wyprostowała się więc, chociaż nie schowała pazurów na miejsce. Patrzyła się jeszcze chwilę w jego oczy, po czym spróbowała się na siłę uśmiechnąć. Przypomniała sobie też, dlaczego nie powinna zamieniać się w panterę, kiedy była głodna - nawet teraz przez głowę przemykały jej myśli o smaku czarodziei.
- Witaj - mruknęła wyraźnie, ale szorstkim głosem, co mogło być skutkiem długiego milczenia. Nic więcej nie powiedziała, nie umiejąc za bardzo prowadzić konwersacji. Za to niezauważenie wzięła głębszy oddech, próbując wyczuć czy nieznajomy ma ze sobą coś do jedzenia, co ją w tym momencie najbardziej interesowało.
Długa i monotonna tułaczka z rodzinnych stron coraz bardziej dawała się we znaki. Alarania dziwnie spustoszała na trasie Nim. Ani żywej duszy. A dziwne, dlatego że Szepczący Las, stał się obcy, zdziczały, może tylko się taki wydawał, po nieprzyjemnych wydarzeniach jakie miały tam miejsce. Ominęła Danae szerokim łukiem i przeszła przez Góry Dasso. Nimlos szła przed siebie i miała na celu jak najdalsze krainy.
Kiedy znalazła się w Opuszczonym Królestwie, zastał ją deszcz. Przeklęte anomalie pogodowe pokrzyżowały dojście nad Morze Cienia. Na dodatek zboczyła z drogi i nie miała pojęcia gdzie się obecnie znajduje. Wszędzie błoto i... skały?
- Coś jest nie tak - powiedziała sama do siebie, spokojnie. Rozejrzała się dookoła i nie dojrzała żadnych oznak życia. Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu jakiejś jaskini, by schronić się przed deszczem.
Kiedy znalazła się w Opuszczonym Królestwie, zastał ją deszcz. Przeklęte anomalie pogodowe pokrzyżowały dojście nad Morze Cienia. Na dodatek zboczyła z drogi i nie miała pojęcia gdzie się obecnie znajduje. Wszędzie błoto i... skały?
- Coś jest nie tak - powiedziała sama do siebie, spokojnie. Rozejrzała się dookoła i nie dojrzała żadnych oznak życia. Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu jakiejś jaskini, by schronić się przed deszczem.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
- Cillian
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
Arathain zmierzył zwierzołaczkę badawczym spojrzeniem. Drażniła go ta nutka tajemniczości jaką rozsiewa swoją osobą. Zresztą, pewnie i tak prędzej czy później nie mógłby się powstrzymać przed zajrzeniem w głąb jej umysłu. Nagle cofnął się o krok. "Zjeść mnie? Mnie? Ale jak to?" - nie potrafiąc zrozumieć fenomenu tej sytuacji, czarodziej przyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej i wysilił się na najbardziej zdziwioną minę, na jaką potrafił, gotowy zmierzyć się ze wzrokiem zdezorientowanej niewiasty. Ciemno było. Może nie zauważyła, albo zignorowała... nieważne.
W celu naprawienia błędu, otworzył torbę. Wciąż miał w niej tonę słodyczy. Nie każdy je lubi, ale chyba warto spróbować, co? Rzucił lizaka prosto w twarz nowej znajomej. Stalowe szpony błysnęły, a cukierek został zręcznym ruchem przechwycony.
- Smakują lepiej, niż ja. Chyba... Jestem Aratek. Zdradzisz mi swoje imię? - W oczekiwaniu na odpowiedź poświęcił się rysowaniu na ziemi dziwnych, świecących symboli swoim kosturem. Błyszczały drobinkami magicznej energii, przesycone mocą, by wkrótce unieść się w powietrze i zniknąć. Jedne po cichu, rozpływając się po prostu, inne dumnie, jak umierające gwiazdy. - Pozwól, że poświecę - rzekł i w mig nad rozmówcami pojawiło się światło. Łagodne, jasne, acz lekko przyćmione. Zaś jego stwórca przysiadł sobie obok Err, ot tak. Przymknął oczy i pozwolił zatracić się w obrazach z głowy kobiety. Były... niezwykłe.
W celu naprawienia błędu, otworzył torbę. Wciąż miał w niej tonę słodyczy. Nie każdy je lubi, ale chyba warto spróbować, co? Rzucił lizaka prosto w twarz nowej znajomej. Stalowe szpony błysnęły, a cukierek został zręcznym ruchem przechwycony.
- Smakują lepiej, niż ja. Chyba... Jestem Aratek. Zdradzisz mi swoje imię? - W oczekiwaniu na odpowiedź poświęcił się rysowaniu na ziemi dziwnych, świecących symboli swoim kosturem. Błyszczały drobinkami magicznej energii, przesycone mocą, by wkrótce unieść się w powietrze i zniknąć. Jedne po cichu, rozpływając się po prostu, inne dumnie, jak umierające gwiazdy. - Pozwól, że poświecę - rzekł i w mig nad rozmówcami pojawiło się światło. Łagodne, jasne, acz lekko przyćmione. Zaś jego stwórca przysiadł sobie obok Err, ot tak. Przymknął oczy i pozwolił zatracić się w obrazach z głowy kobiety. Były... niezwykłe.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
- Erraihisar
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje:
- Kontakt:
Erra uniosła brwi, dostrzegając nienaturalne zdziwienie na twarzy czarodzieja. Okręciła się nawet, żeby spojrzeć za swoje plecy, przypuszczając, że mężczyzna coś tam dostrzegł. Nie zauważyła jednak niczego oprócz skalistego parasola chroniącego przed deszczem. Gdy spojrzała z powrotem na Arathaina, uśmiechnęła się krzywo, dochodząc do wniosku, że mag ma jakieś omamy.
Dziewczyna bez problemu chwyciła rzucony przedmiot i, co dziwne, najpierw go powąchała zanim skierowała na niego swoje oczy.
- Nie - odrzekła krótko na jego pytanie, nie zamierzając popierać tego żadnymi argumentami. Mimo to, po chwili znowu się odezwała, marszcząc brwi. - Wy jecie takie coś? Paskudztwo... - mruknęła zniesmaczonym tonem, ale wciąż trzymała lizaka w dłoni. Najwyraźniej zastanawiała się czy jest na tyle głodna, żeby to zjeść. Na wszelki wypadek odsunęła się o krok od symboli rysowanych przez Arathaina.
Przebywanie w głowie dziewczyny mogło być dla czarodzieja niezbyt przyjemnym doświadczeniem. Erraihisar nie myślała o niczym konkretnym. Właściwie jej umysł sprawiał wrażenie dzikiego, trochę zwierzęcego. Głównym przedmiotem rozważań było aktualnie jedzenie, więc Arathain, co jakiś czas widział w jej myślach kawałek swojego ciała, niekoniecznie pieczonego, ale z jeszcze świeżą krwią. Myśli te stawały się wyraźniejsze, kiedy dziewczyna zerkała na niego ukradkiem swoim ciekawskim spojrzeniem.
Jednak po jakimś czasie wszystkie dotychczasowe myśli prysnęły, jak zdmuchnięty płomień świeczki, a zastąpiły je niewyraźne kształty, gdy Erra ze zmrużonymi oczami zaczęła wpatrywać się w dal. W jej głowie kształtowała się ludzka sylwetka, ale stworzona raczej z zapachów i dźwięków niż bodźców wzrokowych.
- Towarzyszka podróży? - mruknęła najwyraźniej do Arathaina, chociaż nadal wpatrywała się w punkt gdzieś za ścianą deszczu.
Dziewczyna bez problemu chwyciła rzucony przedmiot i, co dziwne, najpierw go powąchała zanim skierowała na niego swoje oczy.
- Nie - odrzekła krótko na jego pytanie, nie zamierzając popierać tego żadnymi argumentami. Mimo to, po chwili znowu się odezwała, marszcząc brwi. - Wy jecie takie coś? Paskudztwo... - mruknęła zniesmaczonym tonem, ale wciąż trzymała lizaka w dłoni. Najwyraźniej zastanawiała się czy jest na tyle głodna, żeby to zjeść. Na wszelki wypadek odsunęła się o krok od symboli rysowanych przez Arathaina.
Przebywanie w głowie dziewczyny mogło być dla czarodzieja niezbyt przyjemnym doświadczeniem. Erraihisar nie myślała o niczym konkretnym. Właściwie jej umysł sprawiał wrażenie dzikiego, trochę zwierzęcego. Głównym przedmiotem rozważań było aktualnie jedzenie, więc Arathain, co jakiś czas widział w jej myślach kawałek swojego ciała, niekoniecznie pieczonego, ale z jeszcze świeżą krwią. Myśli te stawały się wyraźniejsze, kiedy dziewczyna zerkała na niego ukradkiem swoim ciekawskim spojrzeniem.
Jednak po jakimś czasie wszystkie dotychczasowe myśli prysnęły, jak zdmuchnięty płomień świeczki, a zastąpiły je niewyraźne kształty, gdy Erra ze zmrużonymi oczami zaczęła wpatrywać się w dal. W jej głowie kształtowała się ludzka sylwetka, ale stworzona raczej z zapachów i dźwięków niż bodźców wzrokowych.
- Towarzyszka podróży? - mruknęła najwyraźniej do Arathaina, chociaż nadal wpatrywała się w punkt gdzieś za ścianą deszczu.
Idąc przed siebie, usłyszała przed sobą jakby rozmowę. Bardzo cichą, więc stwierdziła, że to muszą być jakieś wybryki wyobraźni. Ze zwykłego stukotu deszczu o skały, można było usłyszeć szepty. Nagle się zatrzymała, gdyż dojrzała, że pod skałami stoi dwójka ludzi. Ruszyła w ich stronę i z bezpiecznej odległości zapytała:
- Można się tu schronić? - Poprawiła kaptur okrywający jej głowę. Przed nią ukazała się dziewczyna ubrana w sukienkę. Obok niej siedział mężczyzna. Znów czarodzieje, pomyślała lekko zażenowana. Po ostatniej przygodzie z czarodziejami nie żywiła do nich sympatii. Stworzył jakieś światło, które było nikłe, ale stała na tyle blisko by je dojrzeć.
- Można się tu schronić? - Poprawiła kaptur okrywający jej głowę. Przed nią ukazała się dziewczyna ubrana w sukienkę. Obok niej siedział mężczyzna. Znów czarodzieje, pomyślała lekko zażenowana. Po ostatniej przygodzie z czarodziejami nie żywiła do nich sympatii. Stworzył jakieś światło, które było nikłe, ale stała na tyle blisko by je dojrzeć.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
- Cillian
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
Aratek przymknął tylko oczęta z politowaniem. "Świat i jego mieszkańcy powinni być bardziej otwarci na innych. W końcu nie przyszedłem tutaj nikogo krzywdzić. A ona chce mnie zjeść..." - umysł chłopaka kreował wiele pomysłów na zmiany, niestety jednak nigdy nikomu nie udałoby się wcielić ich w życie. Nie chciała się przedstawiać, jej wybór. "Właściwie, to powinienem szanować jej decyzję. Maniakalny wpływ na osobowość stoi chyba nawet poza moimi granicami..."
- Jak wolisz - łagodnie wyszeptał. Przez moment zapanowało milczenie, reakcja na komentarz odnośnie lizaczka była równie spokojna, co wcześniej. - Jestem uzależniony, wybacz mi - powstrzymywałby chichot, gdyby tylko mu się chciało. A tak świat usłyszał niewinny śmiech postrzelonego maga. Bywa. - No, bardzo przepraszam, że nie noszę przy sobie mięsa czarodziei - odparł z niejakim przekąsem, zadziornie unosząc prawą brew do góry. Mówiąc to, zerkał w oczy rozmówczyni i uśmiechał się równie szczerze, jak zwykł to robić, zawierając nowe znajomości.
Natomiast przysiadłszy się bliżej, czytanie myśli zamienił w zabawę. Co prawda w umyśle Err panowała raz po raz, naprzemiennie pustka z różnymi, niekonkretnymi obrazami. Przeważało... jedzenie. "Och Stwórco, trudno jest utopić się na takiej płyciźnie..." Umiejętności maga nie ograniczały się do nieefektywnego przeglądania nadsyłanych projekcji. Mógł względnie swobodnie ingerować we wspomnienia, prowadzić selekcję itp., toteż niechciane "widoki" po prostu zbywał i nie było to dla niego niczym niezwykłym.
Znów pustka. Kobiece kształty. Myśli o niej. Nie byli sami. Tłok w kotlinie, o tej porze roku, w taką pogodę? Niebywałe. Ale poniekąd interesujące.
- Towarzyszka podróży? - zapytała tak, że Arathain ledwo ją dosłyszał. Opierając się wygodniej o ścianę, wziął głęboki oddech. Wyczuł jej obecność jeszcze zanim padło pytanie. Strumienie magii były wszędzie, nikt nie mógł odebrać im pierwszego miejsca na podium posłańców.
- Nie... nie wydaje mi się. Nie znam jej - udzielił odpowiedzi równie konspiracyjnie. Nie było potrzeby, by wyciągał wachlarz ironicznych odzywek, miał przerażająco dobry humor i momentami ociekał zbyt realistycznym, pozytywnym myśleniem. Brrr...
Resztę czasu spędzili przysłuchując się spadającym kroplom i szumowi, dopóki, dopóty domniemana "towarzyszka podróży" do nich nie zawitała. Czyżby kolejna interesująca osobowość? Może.
- Można się tu schronić?
- Ty również chcesz mnie zjeść? Nie ma mowy w takim razie. - Czarownik udawał oburzonego i nad wyraz poważnego, ale kąciki ust zdradzały, że właśnie umiera ze śmiechu, stresując Nimlos.
- Jak wolisz - łagodnie wyszeptał. Przez moment zapanowało milczenie, reakcja na komentarz odnośnie lizaczka była równie spokojna, co wcześniej. - Jestem uzależniony, wybacz mi - powstrzymywałby chichot, gdyby tylko mu się chciało. A tak świat usłyszał niewinny śmiech postrzelonego maga. Bywa. - No, bardzo przepraszam, że nie noszę przy sobie mięsa czarodziei - odparł z niejakim przekąsem, zadziornie unosząc prawą brew do góry. Mówiąc to, zerkał w oczy rozmówczyni i uśmiechał się równie szczerze, jak zwykł to robić, zawierając nowe znajomości.
Natomiast przysiadłszy się bliżej, czytanie myśli zamienił w zabawę. Co prawda w umyśle Err panowała raz po raz, naprzemiennie pustka z różnymi, niekonkretnymi obrazami. Przeważało... jedzenie. "Och Stwórco, trudno jest utopić się na takiej płyciźnie..." Umiejętności maga nie ograniczały się do nieefektywnego przeglądania nadsyłanych projekcji. Mógł względnie swobodnie ingerować we wspomnienia, prowadzić selekcję itp., toteż niechciane "widoki" po prostu zbywał i nie było to dla niego niczym niezwykłym.
Znów pustka. Kobiece kształty. Myśli o niej. Nie byli sami. Tłok w kotlinie, o tej porze roku, w taką pogodę? Niebywałe. Ale poniekąd interesujące.
- Towarzyszka podróży? - zapytała tak, że Arathain ledwo ją dosłyszał. Opierając się wygodniej o ścianę, wziął głęboki oddech. Wyczuł jej obecność jeszcze zanim padło pytanie. Strumienie magii były wszędzie, nikt nie mógł odebrać im pierwszego miejsca na podium posłańców.
- Nie... nie wydaje mi się. Nie znam jej - udzielił odpowiedzi równie konspiracyjnie. Nie było potrzeby, by wyciągał wachlarz ironicznych odzywek, miał przerażająco dobry humor i momentami ociekał zbyt realistycznym, pozytywnym myśleniem. Brrr...
Resztę czasu spędzili przysłuchując się spadającym kroplom i szumowi, dopóki, dopóty domniemana "towarzyszka podróży" do nich nie zawitała. Czyżby kolejna interesująca osobowość? Może.
- Można się tu schronić?
- Ty również chcesz mnie zjeść? Nie ma mowy w takim razie. - Czarownik udawał oburzonego i nad wyraz poważnego, ale kąciki ust zdradzały, że właśnie umiera ze śmiechu, stresując Nimlos.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
- Erraihisar
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 6
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje:
- Kontakt:
Erraihisar nie podzielała dziwnej wesołości Arathaina. A kiedy wspomniał o mięsie czarodziei, zmrużyła oczy, wpatrując się w niego. Czuła, że wokoło działa jakaś magia, ale zrzucała winę tego na magiczne światło, które przywołał mężczyzna. A teraz zaczęła mieć wątpliwości czy nie próbuje na niej innych sztuczek. Tym bardziej tej jednej, której nienawidziła, ale której użył na niej jeden z czarodziei w przybytku, w którym spędziła część życia. Postanowiła to sprawdzić - obserwując minę czarodzieja, przywołała w myślach jak sobie wyobrażałaby go nago i to z najdrobniejszymi szczegółami. Jednak gdy tylko Arathain przysunął się bliżej niej, odsunęła się o identyczny kawałek.
Gdy zjawiła się kolejna osoba, Erra zlustrowała ją swoim złotym spojrzeniem i wzruszyła ramionami na pytanie.
- Nie kupiłam tego miejsca, on raczej też nie. Więc chyba można. - Nimlos nie wydawała się groźna dla panterołaczki. Nie omieszkała również spróbować wywęszyć czy Nimlos nie ma ze sobą czegoś smaczniejszego do zjedzenia niż to paskudztwo od czarodzieja.
Gdy zjawiła się kolejna osoba, Erra zlustrowała ją swoim złotym spojrzeniem i wzruszyła ramionami na pytanie.
- Nie kupiłam tego miejsca, on raczej też nie. Więc chyba można. - Nimlos nie wydawała się groźna dla panterołaczki. Nie omieszkała również spróbować wywęszyć czy Nimlos nie ma ze sobą czegoś smaczniejszego do zjedzenia niż to paskudztwo od czarodzieja.
Spojrzała na Arathaina lekko zmieszana. Czy każdy musiał jej przypominać dawne bycie wilkołakiem? Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć na to pytanie. Przeniosła wzrok na dziewczynę, siedzącą obok czarodzieja, która, jak widać nie była zachwycona przybyciem Nimlos.
- Skoro tak... - nie dokończywszy zdania weszła pod "dach" i ściągnęła kaptur z głowy. Oparła się o skały i rozejrzała się po okolicy. Nie zanosi się na koniec deszczu, westchnęła w myślach. Gdyby nie ten deszcz, już cieszyłaby się nadmorskim krajobrazem. Trytonia, Arturon, cel podróży wydawał się być blisko, a jednak.
- Skoro tak... - nie dokończywszy zdania weszła pod "dach" i ściągnęła kaptur z głowy. Oparła się o skały i rozejrzała się po okolicy. Nie zanosi się na koniec deszczu, westchnęła w myślach. Gdyby nie ten deszcz, już cieszyłaby się nadmorskim krajobrazem. Trytonia, Arturon, cel podróży wydawał się być blisko, a jednak.
Kto zanurkuje, kiedy jestem na dole?
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto sprawi, że zacznę walczyć?
Kto przywróci mnie do życia?
Nie pozwól mi utonąć...
Wszystkie moje czerwone sny...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości