Fargoth ⇒ Droga na północ
Droga na północ
Po opuszczeniu karczmy kobieta zarzuciła kaptur na głowę, ciskając spojrzeniami na boki. Powróciła na dziedziniec i zdecydowanie stukając obcasami o bruk mijała ludzi niczym niewielkie, jasnowłose tornado. Nie lubiła miast, gdyż ciężko było jej wyważyć kroki. Zresztą, w takim tłumie było jej wszystko jedno, mogłaby nawet zamiast stóp mieć kopyta. Rozmyślała, czy faktycznie opłaca jej się wędrować na Arturon. Nie lubiła, gdy podejmowała decyzję a za moment nie miała pewności, czy pomysł był dobry. Chwyciła z irytacją za dyndający wisior i pogładziła medalion palcami krótko. Drażnił ją, więc wrzuciła łańcuszek za dekolt. Zimny kamien przylepił się do jej wilgotnej skóry. Nie wiedziała, czemu się tak poci. Zdenerwowana? Kto, ja? - pomyślała, zdmuchując z twarzy pukiel włosów. W tym momencie usłyszała głos staruszki, która wydzierała się niemiłosiernie. Usta miała przykryte chustką przewieszoną przez szyję trochę zbyt wysoko. Patrzyła na Phen gorejącymi oczyma.
- Ty! Ty dziewko, powiadam ci, uważaj, gdyż za swe winy nóż w twych plecach tkwić będzie! Rychło to nadejdzie! Rychło! - i zanim zaniosła się suchym kaszlem, dźgnęła ją laską między żebra.
- Do diabła - warknęła Phen, łapiąc się pod bok ale i nie spowalniając kroku - obyś sczezła w piekle, suko... - mruknęła pod nosem, wymijając kolejną grupkę ludzi.
- Ty! Ty dziewko, powiadam ci, uważaj, gdyż za swe winy nóż w twych plecach tkwić będzie! Rychło to nadejdzie! Rychło! - i zanim zaniosła się suchym kaszlem, dźgnęła ją laską między żebra.
- Do diabła - warknęła Phen, łapiąc się pod bok ale i nie spowalniając kroku - obyś sczezła w piekle, suko... - mruknęła pod nosem, wymijając kolejną grupkę ludzi.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Gabriel szedł przez dziedziniec zadowolony. Ostatnie kilka dni udało mu się spędzić w karczmie i wypocząć po długiej podróży z Mrocznych Dolin. Zdążył również pozwiedzać miasto, w którym nie przebywał już od kilkunastu lat. Niewiele się zmieniło, aczkolwiek miło było powrócić, choćby na krótki okres, do znajomego miejsca. Teraz jednak postanowił wyruszyć w dalszą drogę, w sumie tylko po to, by podróżować.
Kiedy mijał ludzi na brukowanym dziedzińcu, w pewnym momencie jakaś stara kobieta walnęła go, wcale mocno, w piszczel. Powstrzymał się od dosadnego wyrażenia i zamiast tego kulturalnie spytał:
- Czy nie ma babcia jakiegoś swetra do dziergania? Albo może laska wadliwa? Próbuje babcia szukać wody, ale pomyliła różdżki? - Już chciał ją wyminąć, kiedy złapała go żelaznym chwytem swojej kościstej ręki za przedramię, bo wyżej nie sięgała.
- Pokutę raz po raz odprawiasz, a i tak diabeł w tobie siedzi! A wciąż skrzydła anielskie chcą cię unosić! Zginiesz śmiercią koszmarną, makabryczną, dusze potępionych upomną się o ciebie! I tylko siebie możesz za to winić, diable przeklęty!
"Cudownie" pomyślał z rozbawieniem graniczącym z irytacją. "Wieszczka się znalazła. Szkoda tylko, że mówi rzeczy, o których już od dawna mi wiadomo".
- Radzę babci wytrzeźwieć. Jak się nie umie pić, to herbatkę się parzy - zadrwił po czym wyrwał stanowczo rękę.
Traf chciał, że w tym samym momencie pod nogami przebiegał mu kot, co zaowocowało tym, że po zrobieniu kilku rozpaczliwych kroków potknął się i poleciał jak szczupak, przy okazji przewracając jakąś jasnowłosą kobietę.
- Głupi futrzak - mruknął, po czym spojrzał na leżącą pod nim dziewczynę. Pod jednym okiem miała czarną, przykuwającą wzrok bliznę. Szybko się podniósł, po czym pomógł jej wstać.
- Przepraszam cię za to. Połączenie staruchy wieszczki i wyliniałego kota zdecydowanie wspomagają złośliwość losu - uśmiechnął się przepraszająco, mając nadzieję, że kobiecie nic się nie stało.
Kiedy mijał ludzi na brukowanym dziedzińcu, w pewnym momencie jakaś stara kobieta walnęła go, wcale mocno, w piszczel. Powstrzymał się od dosadnego wyrażenia i zamiast tego kulturalnie spytał:
- Czy nie ma babcia jakiegoś swetra do dziergania? Albo może laska wadliwa? Próbuje babcia szukać wody, ale pomyliła różdżki? - Już chciał ją wyminąć, kiedy złapała go żelaznym chwytem swojej kościstej ręki za przedramię, bo wyżej nie sięgała.
- Pokutę raz po raz odprawiasz, a i tak diabeł w tobie siedzi! A wciąż skrzydła anielskie chcą cię unosić! Zginiesz śmiercią koszmarną, makabryczną, dusze potępionych upomną się o ciebie! I tylko siebie możesz za to winić, diable przeklęty!
"Cudownie" pomyślał z rozbawieniem graniczącym z irytacją. "Wieszczka się znalazła. Szkoda tylko, że mówi rzeczy, o których już od dawna mi wiadomo".
- Radzę babci wytrzeźwieć. Jak się nie umie pić, to herbatkę się parzy - zadrwił po czym wyrwał stanowczo rękę.
Traf chciał, że w tym samym momencie pod nogami przebiegał mu kot, co zaowocowało tym, że po zrobieniu kilku rozpaczliwych kroków potknął się i poleciał jak szczupak, przy okazji przewracając jakąś jasnowłosą kobietę.
- Głupi futrzak - mruknął, po czym spojrzał na leżącą pod nim dziewczynę. Pod jednym okiem miała czarną, przykuwającą wzrok bliznę. Szybko się podniósł, po czym pomógł jej wstać.
- Przepraszam cię za to. Połączenie staruchy wieszczki i wyliniałego kota zdecydowanie wspomagają złośliwość losu - uśmiechnął się przepraszająco, mając nadzieję, że kobiecie nic się nie stało.
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phen udreptała zaledwie kilka kroków, gdy poczuła na sobie ciężar czyjegoś ciała. Runęła jak długa, niemalże wbijając zęby w kostkę brukową. Odruchowo sięgnęła po sztylet, jednak nie wyjęła go, rozumiejąc, że najwyraźniej nic jej nie zagraża. Stał nad nią mężczyzna, ot, wysoki i czarnowłosy. Było w nim jednak coś nieludzkiego. Wyciągnął do niej dłoń lecz ona przez kolejnych kilka uderzeń serca ni drgnęła. W końcu potrząsnęła głową i uśmiechnęła się półgębkiem.
- Tak... - mruknęła, podnosząc się dość zgrabnym ruchem - wariatka nawąchała się jakichś oparów znad garnka z jaszczurkami. - westchnęła, otrzepując spodnie. Trochę bolało ją kolano jednak zignorowała ten fakt. Sprawdziła, czy niczego przez przypadek nie zgubiła po czym ponownie spojrzała na mężczyznę przed sobą. Uśmiechnęła się dziwnie i po prostu zaczęła iść dalej.
- Tak... - mruknęła, podnosząc się dość zgrabnym ruchem - wariatka nawąchała się jakichś oparów znad garnka z jaszczurkami. - westchnęła, otrzepując spodnie. Trochę bolało ją kolano jednak zignorowała ten fakt. Sprawdziła, czy niczego przez przypadek nie zgubiła po czym ponownie spojrzała na mężczyznę przed sobą. Uśmiechnęła się dziwnie i po prostu zaczęła iść dalej.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Kobiecie najwyraźniej niespecjalnie obeszło to, że na nią wpadł. Kiedy odeszła, również miał po prostu odwrócić się w swoją stronę, jednak coś go podkusiło, by jeszcze raz na nią spojrzeć. Niemalże natychmiast zauważył, że lekko, prawie niezauważalnie utyka na jedną nogę. Jako że nigdzie mu się nie spieszyło, podbiegł do niej.
- Jeżeli twoja noga zaczęła boleć dopiero teraz, to bardzo mi przykro. Ale myślę, że powinnaś na chwilę usiąść i sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku.
W sumie nie musiał sobie zawracać nią głowy. Ale że od dłuższego czasu nie miał okazji by wykazać się jakimiś milszymi gestami pomyślał, że czas to nadrobić, by potem znów być normalnym sobą. A poza tym, gdyby się okazało, że przez to przymusowe spotkanie z brukiem ma jakąś kontuzję, byłoby mu trochę głupio, dodając że to wszystko wina pomarszczonej staruchy, kota i jego nagłemu braku koordynacji ruchowej. "Żałosne. Upadły, były anioł zagłady stracił równowagę przez babcię. Śmiechu warte".
- Jeżeli twoja noga zaczęła boleć dopiero teraz, to bardzo mi przykro. Ale myślę, że powinnaś na chwilę usiąść i sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku.
W sumie nie musiał sobie zawracać nią głowy. Ale że od dłuższego czasu nie miał okazji by wykazać się jakimiś milszymi gestami pomyślał, że czas to nadrobić, by potem znów być normalnym sobą. A poza tym, gdyby się okazało, że przez to przymusowe spotkanie z brukiem ma jakąś kontuzję, byłoby mu trochę głupio, dodając że to wszystko wina pomarszczonej staruchy, kota i jego nagłemu braku koordynacji ruchowej. "Żałosne. Upadły, były anioł zagłady stracił równowagę przez babcię. Śmiechu warte".
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phen starała się zignorować tępy ból w kolanie. Gdy usłyszała za sobą kroki i głos mężczyzny, który na nią wpadł, ściągnęła brwi. Miała ochotę burknąć, co go to obchodzi, lecz zmitygowała się. Zsunęła kaptur z głowy i spojrzała mu w oczy.
- Tak, chyba masz rację. - odrzekła tak po prostu i odeszła kilka kroków dalej do najbliższego murka, który okalał niewielki placyk porośnięty trawą. Klapnęła ciężko i zabrała się za niedbałe rozwiązywanie sznurowadeł. Nie podnosiła głowy. Gdy doszła do wysokości piszczeli, po prostu odchyliła długą cholewę. Podciągnęła spodnie z lekkim trudem, gdyż były dość obcisłe. I oto ukazało się kościste kolano, które powinno być blade jak księżyc w pełni, jednak mieniło się wszystkimi odcieniami fioletu i brązu. Starych siniaków jeszcze nie pokryły nowe lecz gdy to się stanie, noga zapewnie będzie wyglądać na sinoczarną i na pierwszy rzut oka wręcz nadgnitą. Phen zmarszczyła nos na samą myśl. Zbyt wiele stłuczeń nabawiła się ostatnimi czasy. Guzki schodziły w dół przerywaną zadrapaniami ścieżką.
- Wspaniale. - mruknęła sama do siebie - Widzisz, nic mi nie jest. Nawet nie przecięłam skóry. - zaśmiała się dość odpychająco, po czym potarła dłonią twarz, która znów stała się maską bez wyrazu. Phen sięgnęła do torby i zaczęła w niej grzebać zapamiętale. W końcu odnalazła niewielką fiolkę z brunatną zawartością. Otworzyła ją, wyciągając zębami korek i przysunęła palce do otworu. Mazista ciecz oblepiła jej rękę. Kobieta drugą dłonią zatkała i schowała cudeńko, po czym rozmasowała kolano maścią. Przez chwilę noga się błyszczała, najwyraźniej skóra potrzebowała chwili czasu, by wchłonąć lek.
- Wszystko w porządku. Nie boli mocno, a nawet jeśli... - znów zanurzyła rękę w torbie - to mam jeszcze lepszy lek znieczulający. - i w tym momencie wyjęła napoczętą butelkę wina. Uśmiechnęła się do ukochanego trunku jakby był jakąś rodziną za którą pół życia tęskniła, po czym upiła kilka łyków z błogością wymalowaną na twarzy. Po chwili opamiętała się i chrząknęła.
- A ty co taki miły? Jakiś znachor, pasjonat uciśnionych? - zapytała, nie oczekując właściwie odpowiedzi. Pociągnęła jeszcze łyk po czym wyraźnie się nad czymś zastanowiła. Rzuciła spojrzeniem w dół, w górę, otworzyła jeszcze usta lecz prędko je zamknęła. Wyciągnęła do niego rękę z butelką w geście poczęstunku.
- Tak, chyba masz rację. - odrzekła tak po prostu i odeszła kilka kroków dalej do najbliższego murka, który okalał niewielki placyk porośnięty trawą. Klapnęła ciężko i zabrała się za niedbałe rozwiązywanie sznurowadeł. Nie podnosiła głowy. Gdy doszła do wysokości piszczeli, po prostu odchyliła długą cholewę. Podciągnęła spodnie z lekkim trudem, gdyż były dość obcisłe. I oto ukazało się kościste kolano, które powinno być blade jak księżyc w pełni, jednak mieniło się wszystkimi odcieniami fioletu i brązu. Starych siniaków jeszcze nie pokryły nowe lecz gdy to się stanie, noga zapewnie będzie wyglądać na sinoczarną i na pierwszy rzut oka wręcz nadgnitą. Phen zmarszczyła nos na samą myśl. Zbyt wiele stłuczeń nabawiła się ostatnimi czasy. Guzki schodziły w dół przerywaną zadrapaniami ścieżką.
- Wspaniale. - mruknęła sama do siebie - Widzisz, nic mi nie jest. Nawet nie przecięłam skóry. - zaśmiała się dość odpychająco, po czym potarła dłonią twarz, która znów stała się maską bez wyrazu. Phen sięgnęła do torby i zaczęła w niej grzebać zapamiętale. W końcu odnalazła niewielką fiolkę z brunatną zawartością. Otworzyła ją, wyciągając zębami korek i przysunęła palce do otworu. Mazista ciecz oblepiła jej rękę. Kobieta drugą dłonią zatkała i schowała cudeńko, po czym rozmasowała kolano maścią. Przez chwilę noga się błyszczała, najwyraźniej skóra potrzebowała chwili czasu, by wchłonąć lek.
- Wszystko w porządku. Nie boli mocno, a nawet jeśli... - znów zanurzyła rękę w torbie - to mam jeszcze lepszy lek znieczulający. - i w tym momencie wyjęła napoczętą butelkę wina. Uśmiechnęła się do ukochanego trunku jakby był jakąś rodziną za którą pół życia tęskniła, po czym upiła kilka łyków z błogością wymalowaną na twarzy. Po chwili opamiętała się i chrząknęła.
- A ty co taki miły? Jakiś znachor, pasjonat uciśnionych? - zapytała, nie oczekując właściwie odpowiedzi. Pociągnęła jeszcze łyk po czym wyraźnie się nad czymś zastanowiła. Rzuciła spojrzeniem w dół, w górę, otworzyła jeszcze usta lecz prędko je zamknęła. Wyciągnęła do niego rękę z butelką w geście poczęstunku.
- Mirva
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziejka
- Profesje:
- Kontakt:
Na zatłoczonym targu pojawiła się jakby znikąd kobieta o kruczoczarnych włosach w strasznym nieładzie, lekko podartej szacie i opaską na oczach co świadczyło o tym, że była niewidoma. Ludzie na targu przepychali się, niewidoma czarodziejka starała się wymijać ludzi jednak w pewnym momencie ktoś popchnął Mirve tak, że ona się przewróciła i już nie mogła wstać, uniemożliwiał to jej tłum, który był całkowicie obojętny względem leżącej na ziemi, bezradnej dziewczyny. Czarodziejka starała się przyczołgać gdzieś na ubocze, co jej się udało kosztem utraty sporo energii, której i tak miała niewiele. Jeszcze nie do końca wyleczona rana na jej brzuchu dawała się we znaki. Siedziała oparta o niewielki murek i starała się odzyskać trochę energii.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
-Tu mam jeszcze lepszy lek znieczulający - uśmiechnął się niezauważalnie, kiedy wyciągnęła butelkę wina. Jej radość na widok trunku można porównać jedynie do tego, jak on patrzył na swój bukłak piwa.
- A ty co taki miły? Jakiś znachor, pasjonat uciśnionych? - po tym pytaniu pociągnęła łyka z butelki i, najwyraźniej napędzana dobrymi manierami zaproponowała poczęstunek napojem. Uprzejmie odmówił, postanawiając zachować względną trzeźwość przynajmniej tego dnia.
Widział, że nie spodziewała się odpowiedzi na to pytanie. A on nie miał zamiaru odpowiadać, szczególnie że nawet nie było jak. No bo co też powie? Że nie, wręcz przeciwnie, zazwyczaj się tych uciśnionych pozbywa? Zamiast tego postanowił koło niej usiąść i chwilę porozmawiać, dotrzymać towarzystwa.
- Czy to ważne? Po prostu czuję się zobowiązany pomóc innej ofierze staruchy wieszczki. A tak z ciekawości, jeżeli nie jest to tajemnicą, może powiedziałabyś mi cel swojej podróży? - Odgarnął włosy z twarzy. Przy okazji obrócił głową w prawo, zauważając siedzącą pod niskim murkiem czarnowłosą kobietę. Zaintrygowany zerknął w jej, bardzo silną zresztą, aurę. Wystarczył ułamek sekundy, by dowiedzieć się, że to czarodziejka, bardzo do tego potężna, o dużych umiejętnościach magicznych. Był pewien, że gdyby jej dotknął, byłaby niezwykle ostra.
Nagle pod wpływem swojej intuicji wstał, zupełnie ignorując kobietę, z którą dopiero co rozmawiał. Podszedł do czarodziejki powoli, ostrożnie, prawie bezszelestnie w tym ogólnym rozgardiaszu. Z bliska zauważył, iż czarnowłosa ewidentnie jest wyczerpana. Ukucnął koło niej, na tyle blisko, by go usłyszała i na tyle daleko, by móc w porę się uchylić, gdyby rzuciła jakieś zaklęcie.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał rzeczowo, nie cierpiąc bawić się w durne konwersacje typu: "Czy wszystko w porządku".
- A ty co taki miły? Jakiś znachor, pasjonat uciśnionych? - po tym pytaniu pociągnęła łyka z butelki i, najwyraźniej napędzana dobrymi manierami zaproponowała poczęstunek napojem. Uprzejmie odmówił, postanawiając zachować względną trzeźwość przynajmniej tego dnia.
Widział, że nie spodziewała się odpowiedzi na to pytanie. A on nie miał zamiaru odpowiadać, szczególnie że nawet nie było jak. No bo co też powie? Że nie, wręcz przeciwnie, zazwyczaj się tych uciśnionych pozbywa? Zamiast tego postanowił koło niej usiąść i chwilę porozmawiać, dotrzymać towarzystwa.
- Czy to ważne? Po prostu czuję się zobowiązany pomóc innej ofierze staruchy wieszczki. A tak z ciekawości, jeżeli nie jest to tajemnicą, może powiedziałabyś mi cel swojej podróży? - Odgarnął włosy z twarzy. Przy okazji obrócił głową w prawo, zauważając siedzącą pod niskim murkiem czarnowłosą kobietę. Zaintrygowany zerknął w jej, bardzo silną zresztą, aurę. Wystarczył ułamek sekundy, by dowiedzieć się, że to czarodziejka, bardzo do tego potężna, o dużych umiejętnościach magicznych. Był pewien, że gdyby jej dotknął, byłaby niezwykle ostra.
Nagle pod wpływem swojej intuicji wstał, zupełnie ignorując kobietę, z którą dopiero co rozmawiał. Podszedł do czarodziejki powoli, ostrożnie, prawie bezszelestnie w tym ogólnym rozgardiaszu. Z bliska zauważył, iż czarnowłosa ewidentnie jest wyczerpana. Ukucnął koło niej, na tyle blisko, by go usłyszała i na tyle daleko, by móc w porę się uchylić, gdyby rzuciła jakieś zaklęcie.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał rzeczowo, nie cierpiąc bawić się w durne konwersacje typu: "Czy wszystko w porządku".
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phen przewróciła oczami na jego odpowiedź. Wino w delikatny, miły sposób rozgrzewało jej wnętrze i właśnie na tym się skupiała. Chciała mu odpowiedzieć na zadane pytanie lecz ten odszedł. Obróciła lekko głowę i tknięta impulsem niewiadomego pochodzenia, wstała i podeszła do mężczyzny pochylającego się nad jakąś kobietą, która wyglądała jak zmaltretowany worek z ziemniakami. W sensie, wyglądała dość kiepsko. Phen westchnęła, próbując wcisnąć butelkę do przepełnionej już i tak torby. Zastanawiała się, czemu właściwie przejęła się faktem, że ktoś bezbronnie leży na bruku - może to była sprawka wina, może po prostu wypracowała sobie już typowo ludzkie odruchy. Na tę drugą myśl uśmiechnęła się pod nosem, lecz krótko.
- Co jest grane? - zapytała niezbyt mądrze, wbijając wzrok w kobietę, bynajmniej nie od niej oczekując odpowiedzi. Przykucnęła.
- Myślisz, że ona da rade usiąść? - zapytała czarnowłosego po chwili.
- Co jest grane? - zapytała niezbyt mądrze, wbijając wzrok w kobietę, bynajmniej nie od niej oczekując odpowiedzi. Przykucnęła.
- Myślisz, że ona da rade usiąść? - zapytała czarnowłosego po chwili.
- Mirva
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Czarodziejka
- Profesje:
- Kontakt:
Ludzie mijali ją obojętnie, zajęci swoimi sprawami, nie podszedł do niej nawet żaden strażnik miejski, zupełnie nikt. Jednak po nie tak długiej chwili ktoś do niej podszedł. Nie zauważyła na początku dwójki osób, które podeszły do niej, lecz dopiero po tym gdy zaczęli coś mówić, czarodziejka przez zmęczenie nie słyszała ich wyraźnie przez co także nie mogła udzielić odpowiedzi. Po chwili z braku sił zemdlała, a jej rana otworzyła się, barwiąc bandaż znajdujący się na jej brzuchu na czerwono krwią.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Na pytanie kobiety wzruszył ramionami, po czym na powrót spojrzał na czarodziejkę. Nie wyglądała najlepiej, z każdą sekundą chyba czuła się coraz gorzej. I wtedy zobaczył, jak jej ciało wiotczeje, a jej szata powoli zabarwia się na czerwono.
- Bez pomocy chyba nie ma takiej możliwości - powiedział, po czym podniósł czarodziejkę ostrożnie, uważając na jej ranę. Zwrócił się jeszcze do jasnowłosej kobiety. - Zaniosę ją do jakiejś karczmy i obejrzę jej ranę. Nic cię już tu nie trzyma, możesz odejść i mam nadzieję, że z twoim kolanem wszystko w porządku.
I już się na nią nie oglądając, zaczął lawirować zręcznie pomiędzy ludźmi. Szerokim łukiem ominął nawiedzoną staruszkę i skierował się do najbliższej gospody. Karczmarz chciał go zatrzymać, ale jedno przelotne spojrzenie wystarczyło, by zaniechał tej akcji. Gabriel wszedł po schodach, a potem wkroczył do pierwszego wolnego pokoju. Bardzo delikatnie położył czarodziejkę na łożu, po czym z ostrożnie podwinął jej szatę. Jej brzuch był przewiązany bandażami, niemalże całymi już zakrwawionymi. Odczepił od pasa jeden niewielki, acz ostry jak brzytwa nóż i precyzyjnym ruchem przeciął zużyty opatrunek. Nawet nie mrugnął, widząc okropną ranę, ot, często sam zadawał gorsze. Podniósł leżący na łóżku, czysty ręcznik i zamoczył go w miednicy stojącej na stołku.
Uważnie przemył jej ranę, po czym przyjrzał się obrażeniom. Ciężko było mu określić pochodzenie zranienia, jednak podejrzewał, że musiało mieć jakiś związek z magią. A na magię najlepiej działała magia.
Już kiedyś próbował połączyć swoje umiejętności regeneracji i dziedzinę emocji, która swego czasu całkiem nieźle mu działała, z dobrym skutkiem. Co prawda było to dawno, jakieś trzysta lat wstecz, ale nie było to przecież aż tak trudne, jeżeli miał spore pokłady energii. A od dłuższego czasu, żeby tak powiedzieć, tylko siedział i się opieprzał.
Po pół godzinie rana była już zasklepiona, czarodziejka oddychała zdecydowanie równiejszym oddechem, a Gabriel siedział na podłodze opierając się o łóżko i z trudem łapał oddech. Był to bardzo męczący zabieg, który przypomniał mu, dlaczego przez trzy stulecia go nie praktykował. Teraz nie był w stanie otworzyć oczu na dłużej, niż pięć sekund, a także czuł, jakby to on został zraniony. Aby poprawić sobie nastrój, przywitał się ze swoim najlepszym przyjacielem - panem Bezdennym Bukłakiem Piwa.
- Bez pomocy chyba nie ma takiej możliwości - powiedział, po czym podniósł czarodziejkę ostrożnie, uważając na jej ranę. Zwrócił się jeszcze do jasnowłosej kobiety. - Zaniosę ją do jakiejś karczmy i obejrzę jej ranę. Nic cię już tu nie trzyma, możesz odejść i mam nadzieję, że z twoim kolanem wszystko w porządku.
I już się na nią nie oglądając, zaczął lawirować zręcznie pomiędzy ludźmi. Szerokim łukiem ominął nawiedzoną staruszkę i skierował się do najbliższej gospody. Karczmarz chciał go zatrzymać, ale jedno przelotne spojrzenie wystarczyło, by zaniechał tej akcji. Gabriel wszedł po schodach, a potem wkroczył do pierwszego wolnego pokoju. Bardzo delikatnie położył czarodziejkę na łożu, po czym z ostrożnie podwinął jej szatę. Jej brzuch był przewiązany bandażami, niemalże całymi już zakrwawionymi. Odczepił od pasa jeden niewielki, acz ostry jak brzytwa nóż i precyzyjnym ruchem przeciął zużyty opatrunek. Nawet nie mrugnął, widząc okropną ranę, ot, często sam zadawał gorsze. Podniósł leżący na łóżku, czysty ręcznik i zamoczył go w miednicy stojącej na stołku.
Uważnie przemył jej ranę, po czym przyjrzał się obrażeniom. Ciężko było mu określić pochodzenie zranienia, jednak podejrzewał, że musiało mieć jakiś związek z magią. A na magię najlepiej działała magia.
Już kiedyś próbował połączyć swoje umiejętności regeneracji i dziedzinę emocji, która swego czasu całkiem nieźle mu działała, z dobrym skutkiem. Co prawda było to dawno, jakieś trzysta lat wstecz, ale nie było to przecież aż tak trudne, jeżeli miał spore pokłady energii. A od dłuższego czasu, żeby tak powiedzieć, tylko siedział i się opieprzał.
Po pół godzinie rana była już zasklepiona, czarodziejka oddychała zdecydowanie równiejszym oddechem, a Gabriel siedział na podłodze opierając się o łóżko i z trudem łapał oddech. Był to bardzo męczący zabieg, który przypomniał mu, dlaczego przez trzy stulecia go nie praktykował. Teraz nie był w stanie otworzyć oczu na dłużej, niż pięć sekund, a także czuł, jakby to on został zraniony. Aby poprawić sobie nastrój, przywitał się ze swoim najlepszym przyjacielem - panem Bezdennym Bukłakiem Piwa.
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phen podniosła wysoko brwi, słysząc jego słowa. Jakim prawem mówił, że może to lub tamto, albo tłumaczył jej cokolwiek? Prychnęła gniewnie, przełykając całe mnóstwo przekleństw, jakie napłynęły jej do ust. Nienawidziła, gdy ktoś się do niej zwracał w ten sposób.
- Co za palant. - syknęła pod nosem, wpatrując się w jego znikającą już wśród ludzi postać. Nagle tknęło ją znajome uczucie, które zachęciło ją do pójścia za nim. Wszak musi pokazać, że robi to, na co ma ochotę. Poza tym ciekawiło ją, co ten człowiek zamierza zrobić z nieprzytomną kobietą. Jeśli chodzi o rabunek, też chciałaby mieć w końcu w tym udział. Nie ma w życiu łatwo.
Przedzierała się między ludźmi zręcznie niczym lis, utrzymując się kilkanaście kroków za mężczyzną. Gdy nieznajomy wszedł do karczmy podążyła za nim jak cień. Udało jej się także dotrzeć pod drzwi pokoju lecz zatrzymała się i po prostu przyglądała całej sytuacji przez szparę niedomkniętych drzwi. Nie było to nic ciekawego. Zero gwałtów, zero rabunków. Nieco zganiła się za te myśli. W końcu kiedyś ona może być w takiej sytuacji i powinna modlić się, by spotkał ją ktoś chętny do pomocy. Westchnęła trochę za głośno i zdała sobie sprawę, że musiał ją usłyszeć. Pierwsza myśl była taka, by wiać, jednak przecież ona nie ucieka. No, zazwyczaj.
Pchnęła drzwi czubkiem buta, nie robiąc jednak ani jednego kroku w przód.
- Chciałam sprawdzić, czy nie zrobisz tej biednej kobiecie krzywdy. - powiedziała pewnym tonem i machnęła ręką z roztargnieniem.
- Co za palant. - syknęła pod nosem, wpatrując się w jego znikającą już wśród ludzi postać. Nagle tknęło ją znajome uczucie, które zachęciło ją do pójścia za nim. Wszak musi pokazać, że robi to, na co ma ochotę. Poza tym ciekawiło ją, co ten człowiek zamierza zrobić z nieprzytomną kobietą. Jeśli chodzi o rabunek, też chciałaby mieć w końcu w tym udział. Nie ma w życiu łatwo.
Przedzierała się między ludźmi zręcznie niczym lis, utrzymując się kilkanaście kroków za mężczyzną. Gdy nieznajomy wszedł do karczmy podążyła za nim jak cień. Udało jej się także dotrzeć pod drzwi pokoju lecz zatrzymała się i po prostu przyglądała całej sytuacji przez szparę niedomkniętych drzwi. Nie było to nic ciekawego. Zero gwałtów, zero rabunków. Nieco zganiła się za te myśli. W końcu kiedyś ona może być w takiej sytuacji i powinna modlić się, by spotkał ją ktoś chętny do pomocy. Westchnęła trochę za głośno i zdała sobie sprawę, że musiał ją usłyszeć. Pierwsza myśl była taka, by wiać, jednak przecież ona nie ucieka. No, zazwyczaj.
Pchnęła drzwi czubkiem buta, nie robiąc jednak ani jednego kroku w przód.
- Chciałam sprawdzić, czy nie zrobisz tej biednej kobiecie krzywdy. - powiedziała pewnym tonem i machnęła ręką z roztargnieniem.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Wiedział, że tamta kobieta go obserwuje, ale by zbyt zajęty uzdrawianiem czarodziejki, by zawracać sobie tym głowę. W razie konieczności bez problemu by sobie z nią poradził, ale skoro nie przeszkadzała, po prostu ją ignorował. Po skończeniu roboty i wypiciu kilku dużych łyków piwa, wreszcie na nią spojrzał. Wtedy też otworzyła sobie drzwi kopniakiem, chociaż wciąż nie wchodziła do środka.
Na jej oświadczenie roześmiał się słabo.
- Nie zrobiłbym tego nieprzytomnej kobiecie - rzekł cichym głosem, drżącym lekko ze zmęczenia. - Po pierwsze to żałosne i tylko ci, którzy ze względów swojej tragicznej aparycji nie mogą sobie pozwolić na coś więcej tak postępują. Po drugie dziewczyna powinna się na to zgodzić z własnej, nieprzymuszonej woli i czystej chęci. A po trzecie to nie jestem w aż takiej desperacji, by dobierać się do nieznajomej poznanej dopiero co na ulicy. - Tu chciał znacząco unieść brwi, ale zabrakło mu na to sił.
Zamknął oczy i przez chwilę tylko tak siedział, starając się choć trochę zregenerować siły. Nie zwracał specjalnej uwagi na to, czy jasnowłosa piękność wciąż tam stoi, choć wciąż słyszał jej oddech. Zastanawiał się, co teraz zrobić. Teoretycznie miał pełne prawo zostawić czarodziejkę samą i po prostu udać się w swoją stronę, jednak z własnego doświadczenia wiedział, iż lepiej mieć w tych kobietach sojuszniczki i przyjaciółki, niż wrogów. A zresztą, przecież i tak nie będzie w stanie wędrować przez kolejne kilka godzin, powinien więc zostać i przynajmniej poczekać, aż jego pacjentka się obudzi.
Po podjęciu decyzji lekko uniósł powieki i zerknął na stojącą wciąż w drzwiach ludzką kobietę.
- Jeżeli upewniłaś się, że nie zrobię jej krzywdy, byłbym wdzięczny, gdybyś poszła na dół i przyniosła coś na ząb. Leczenie jest dość wyczerpujące, a nie jestem w tym jakoś specjalnie zaprawiony... - To wszystko podkreślił jednym ze swych najpiękniejszych uśmiechów. - A domyślam się, że również jesteś głodna? Wtedy by można przynajmniej spędzić posiłek w miłym towarzystwie, wraz z nieprzytomną kobietą leżącą obok.
Na jej oświadczenie roześmiał się słabo.
- Nie zrobiłbym tego nieprzytomnej kobiecie - rzekł cichym głosem, drżącym lekko ze zmęczenia. - Po pierwsze to żałosne i tylko ci, którzy ze względów swojej tragicznej aparycji nie mogą sobie pozwolić na coś więcej tak postępują. Po drugie dziewczyna powinna się na to zgodzić z własnej, nieprzymuszonej woli i czystej chęci. A po trzecie to nie jestem w aż takiej desperacji, by dobierać się do nieznajomej poznanej dopiero co na ulicy. - Tu chciał znacząco unieść brwi, ale zabrakło mu na to sił.
Zamknął oczy i przez chwilę tylko tak siedział, starając się choć trochę zregenerować siły. Nie zwracał specjalnej uwagi na to, czy jasnowłosa piękność wciąż tam stoi, choć wciąż słyszał jej oddech. Zastanawiał się, co teraz zrobić. Teoretycznie miał pełne prawo zostawić czarodziejkę samą i po prostu udać się w swoją stronę, jednak z własnego doświadczenia wiedział, iż lepiej mieć w tych kobietach sojuszniczki i przyjaciółki, niż wrogów. A zresztą, przecież i tak nie będzie w stanie wędrować przez kolejne kilka godzin, powinien więc zostać i przynajmniej poczekać, aż jego pacjentka się obudzi.
Po podjęciu decyzji lekko uniósł powieki i zerknął na stojącą wciąż w drzwiach ludzką kobietę.
- Jeżeli upewniłaś się, że nie zrobię jej krzywdy, byłbym wdzięczny, gdybyś poszła na dół i przyniosła coś na ząb. Leczenie jest dość wyczerpujące, a nie jestem w tym jakoś specjalnie zaprawiony... - To wszystko podkreślił jednym ze swych najpiękniejszych uśmiechów. - A domyślam się, że również jesteś głodna? Wtedy by można przynajmniej spędzić posiłek w miłym towarzystwie, wraz z nieprzytomną kobietą leżącą obok.
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phen spojrzała na niego pobłażliwie i pogładziła pognieciony materiał tuniki.
- Nie miałam na myśli, że dopuścisz się gwałtu. - skoncentrowała wzrok na jego trunku. Niby zwykły bukłak, ale w pokoju unosił się delikatny zapach słabego alkoholu. On sam nie wyglądał jak okaz zdrowia, dziwił ją nieco fakt, że pije. Widać, że był dość wyczerpany, a teraz jeszcze chciał otumanić swój umysł, co przecież nastąpi dość prędko w tej sytuacji. W przypadku jakiejś nawet przypadkowej bójki stałby na przegranej pozycji. Westchnęła, słuchając dalej jego potoku słów. Popatrzyła przez chwilę na nieprzytomną pacjentkę, po czym utkwiła wzrok w jego szerokim uśmiechu. Sapnęła z rozdrażnieniem. Gdyby nie ostatnie zdanie, jakie wypowiedział i które ją nieco rozbawiło, zapewne odwróciłaby się na pięcie i polazła w siną dal. Nie będzie przecież usługiwać nieznajomym. Lecz, chwila, może jej się to opłaci? Oczy jej błysnęły.
- W porządku, kolego. Ale robię to dla tej biednej dziewki, nie przez twój szelmowski uśmieszek. Zaraz wracam. - rzuciła przez ramię i powędrowała przez korytarz do schodów. Zeszła cichutko na dół, wpatrując się we własne stopy przemierzające kolejne stopnie. Zastanawiała się kim był ten mężczyzna. Jakoś ciągle nachodziła ją myśl, że może zna tę kobietę. Wraz z ostatnią myślą dotarła do lady i podniosła wzrok na barmana. Zamówiła strawę bez chwili zastanowienia i czekała z boku, bębniąc palcami w tacę, którą postawili przed nią. Powolutku się zapełniała. Trzy miski gulaszu z warzywami, na płaskim talerzu nie najświeższy chleb, bukłak wody i dwa kufle piwa, skoro był taki chętny do picia. W sumie to sama by się po prostu napiła piwa. Od wina ostatnio dostawała zgagi.
Ze zniecierpliwieniem zapłaciła oberżyście, złapała umiejętnie za tacę i powędrowała z powrotem na górę. Drzwi od pokoju otworzyła jak ostatnio, nogą. Weszła swobodnie do środka, patrząc na kobietę. Nie zmieniła swojej pozycji ani o centymetr. Właściwie gdyby nie zasklepiona już rana, Phen pomyślałaby, że mają tu trupa. Potrząsnęła głową i przykucnęła przy nieznajomym, kładąc tacę tuż obok, na podłodze.
- Pomyślałam, że jak się obudzi to coś zje. Pewnie będzie już zimne i niesmaczne - zmarszczyła nos - ale jakoś to przeżyje. - stwierdziła lekko i usadowiła się nieopodal. Złapała za miskę z mięsem i zaczęła swobodnie pałaszować, wpatrując się w jedzenie zapamiętale. Faktycznie była głodna i dopiero to poczuła. Po kilku sporych kęsach sięgnęła po kufel i upiła zdrowo. Spojrzała w końcu na nieznajomego.
- Kim jesteś? - zapytała po prostu.
- Nie miałam na myśli, że dopuścisz się gwałtu. - skoncentrowała wzrok na jego trunku. Niby zwykły bukłak, ale w pokoju unosił się delikatny zapach słabego alkoholu. On sam nie wyglądał jak okaz zdrowia, dziwił ją nieco fakt, że pije. Widać, że był dość wyczerpany, a teraz jeszcze chciał otumanić swój umysł, co przecież nastąpi dość prędko w tej sytuacji. W przypadku jakiejś nawet przypadkowej bójki stałby na przegranej pozycji. Westchnęła, słuchając dalej jego potoku słów. Popatrzyła przez chwilę na nieprzytomną pacjentkę, po czym utkwiła wzrok w jego szerokim uśmiechu. Sapnęła z rozdrażnieniem. Gdyby nie ostatnie zdanie, jakie wypowiedział i które ją nieco rozbawiło, zapewne odwróciłaby się na pięcie i polazła w siną dal. Nie będzie przecież usługiwać nieznajomym. Lecz, chwila, może jej się to opłaci? Oczy jej błysnęły.
- W porządku, kolego. Ale robię to dla tej biednej dziewki, nie przez twój szelmowski uśmieszek. Zaraz wracam. - rzuciła przez ramię i powędrowała przez korytarz do schodów. Zeszła cichutko na dół, wpatrując się we własne stopy przemierzające kolejne stopnie. Zastanawiała się kim był ten mężczyzna. Jakoś ciągle nachodziła ją myśl, że może zna tę kobietę. Wraz z ostatnią myślą dotarła do lady i podniosła wzrok na barmana. Zamówiła strawę bez chwili zastanowienia i czekała z boku, bębniąc palcami w tacę, którą postawili przed nią. Powolutku się zapełniała. Trzy miski gulaszu z warzywami, na płaskim talerzu nie najświeższy chleb, bukłak wody i dwa kufle piwa, skoro był taki chętny do picia. W sumie to sama by się po prostu napiła piwa. Od wina ostatnio dostawała zgagi.
Ze zniecierpliwieniem zapłaciła oberżyście, złapała umiejętnie za tacę i powędrowała z powrotem na górę. Drzwi od pokoju otworzyła jak ostatnio, nogą. Weszła swobodnie do środka, patrząc na kobietę. Nie zmieniła swojej pozycji ani o centymetr. Właściwie gdyby nie zasklepiona już rana, Phen pomyślałaby, że mają tu trupa. Potrząsnęła głową i przykucnęła przy nieznajomym, kładąc tacę tuż obok, na podłodze.
- Pomyślałam, że jak się obudzi to coś zje. Pewnie będzie już zimne i niesmaczne - zmarszczyła nos - ale jakoś to przeżyje. - stwierdziła lekko i usadowiła się nieopodal. Złapała za miskę z mięsem i zaczęła swobodnie pałaszować, wpatrując się w jedzenie zapamiętale. Faktycznie była głodna i dopiero to poczuła. Po kilku sporych kęsach sięgnęła po kufel i upiła zdrowo. Spojrzała w końcu na nieznajomego.
- Kim jesteś? - zapytała po prostu.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Chociaż czuł sporą chęć by się roześmiać, gdy skwitowała jego łajdacki uśmiech, powstrzymał się od tego, choć pozwolił sobie na lekki półuśmiech. Kiedy wyszła, wstał wcale zgrabnie i energicznie i przyjrzał się czarodziejce. Oddychała już równo i coraz głębiej, ale wciąż nie wyglądało na to, by miała odzyskać przytomność. Przeciągnął się i wygiął palce, aż strzyknęły. Odgarnął jeszcze włosy z twarzy i usiadł z powrotem na podłodze. Wtedy do pokoju wróciła kobieta z tacą pełną jedzenia.
Z wdzięcznością okazaną delikatnym uśmiechem przyjął strawę. Nie był to posiłek najwyższych lotów, ale w gdy człowiek jest głodny, wszystko zje, w skrajnych przypadkach nawet piasek (wiedział to z własnego doświadczenia). Nie spieszył się z obiadem, szybkie pochłanianie żywności było niezdrowe. No a o zdrowie dbać należy, szczególnie w tych czasach. Zgodził się, że porcja dla czarodziejki może się przydać, w ostateczności można pójść po coś jeszcze. Co chwila popijał piwem z kufla, choć nie umywało się do jego własnego. Ale z czystej uprzejmości należało już to naczynie opróżnić, no nic, jakoś to wytrzyma.
Chwilę zwlekał z odpowiedzią na pytanie. Co prawda wyjawienie imienia nie powinno zrobić mu większej krzywdy, ale nigdy nic nie wiadomo. A zresztą...
- Jestem Gabriel del Sereafin. Traf chciał, że znam się co nieco na magii, więc postanowiłem tej oto kobiecie pomóc w potrzebie. I, prawdę mówiąc, lubię ratować damy z opresji. - Wbrew woli po raz kolejny jego usta rozszerzyły się w łobuzerskim uśmiechu. Odstawił pustą miskę na tacę i spojrzał spod nieco przymkniętych powiek w stalowe oczy jasnowłosej. - A ty, srebrnooka piękności? Kim jesteś?
W sumie zrobił to odruchowo. Magią emocji dyskretnie na nią wpłynął, by zaufała mu i odpowiedziała. Był ciekaw, kim jest ta kobieta, o cynowo-złotej aurze, roztaczającej szmaragdową poświatę.
Z wdzięcznością okazaną delikatnym uśmiechem przyjął strawę. Nie był to posiłek najwyższych lotów, ale w gdy człowiek jest głodny, wszystko zje, w skrajnych przypadkach nawet piasek (wiedział to z własnego doświadczenia). Nie spieszył się z obiadem, szybkie pochłanianie żywności było niezdrowe. No a o zdrowie dbać należy, szczególnie w tych czasach. Zgodził się, że porcja dla czarodziejki może się przydać, w ostateczności można pójść po coś jeszcze. Co chwila popijał piwem z kufla, choć nie umywało się do jego własnego. Ale z czystej uprzejmości należało już to naczynie opróżnić, no nic, jakoś to wytrzyma.
Chwilę zwlekał z odpowiedzią na pytanie. Co prawda wyjawienie imienia nie powinno zrobić mu większej krzywdy, ale nigdy nic nie wiadomo. A zresztą...
- Jestem Gabriel del Sereafin. Traf chciał, że znam się co nieco na magii, więc postanowiłem tej oto kobiecie pomóc w potrzebie. I, prawdę mówiąc, lubię ratować damy z opresji. - Wbrew woli po raz kolejny jego usta rozszerzyły się w łobuzerskim uśmiechu. Odstawił pustą miskę na tacę i spojrzał spod nieco przymkniętych powiek w stalowe oczy jasnowłosej. - A ty, srebrnooka piękności? Kim jesteś?
W sumie zrobił to odruchowo. Magią emocji dyskretnie na nią wpłynął, by zaufała mu i odpowiedziała. Był ciekaw, kim jest ta kobieta, o cynowo-złotej aurze, roztaczającej szmaragdową poświatę.
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Phenomena lustrowała przez moment Gabriela. Zamrugała kilkukrotnie, widząc jego ukrywany brak aprobaty co do posiłku. Jeszcze jej za to odpłaci. Jakoś. Westchnęła i dojadła z ociąganiem swoją porcję gulaszu. Była pełna w połowie porcji, jednak wolała zjeść do końca. Niewiadomo kiedy znów zje ciepłą strawę. Piła piwo i patrząc prawie przez szkło, zastanawiała się nad odpowiedzią na zadane pytanie. W końcu odłożyła kufel z donośnym stuknięciem. Dzięki bogom nic nie wylała. Oblizała usta.
- Jestem nikim - wzruszyła ramionami - mam na imię Phenomena i jestem nikim szczególnym. Ot, cała historia. - uśmiechnęła się półgębkiem.
- Jestem nikim - wzruszyła ramionami - mam na imię Phenomena i jestem nikim szczególnym. Ot, cała historia. - uśmiechnęła się półgębkiem.
- Gabriel
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Nie nalegał więcej. Widział, że kobieta nie ma ochoty mówić o sobie niczego innego, bo i po co? Nie znali się, a przypadkowe spotkanie nie powinno być opacznie interpretowane jako przesłanie od Pana. Gabriel zdawał sobie sprawę z tego, że jeszcze nie zasłużył na powrót do Niebios, a Stwórca nie będzie mu tego ułatwiał. Sam musi posprzątać swój bałagan.
- Phenomeno, nie mam zamiaru wnikać w twoje rozmyślenia egzystencjalne ani tym bardziej nakłaniać cię do ponownego rozpatrzenia kwestii bycia "nikim". Intryguje mnie jednak cel twojej podróży. Po naszym, nazwijmy to dość bliskim spotkaniu sprawiałaś wrażenie, jakoby niespecjalnie cię obeszło, czy nie doznałaś żadnego uszczerbku na zdrowiu. Ciekaw jestem, czy coś jest warte takiego zlekceważenia.
Po raz kolejny spojrzał na czarodziejkę. Miał nadzieję, że niedługo się obudzi i dowie się, czemu pani magii była tak osłabiona i kim tak naprawdę jest.
- Phenomeno, nie mam zamiaru wnikać w twoje rozmyślenia egzystencjalne ani tym bardziej nakłaniać cię do ponownego rozpatrzenia kwestii bycia "nikim". Intryguje mnie jednak cel twojej podróży. Po naszym, nazwijmy to dość bliskim spotkaniu sprawiałaś wrażenie, jakoby niespecjalnie cię obeszło, czy nie doznałaś żadnego uszczerbku na zdrowiu. Ciekaw jestem, czy coś jest warte takiego zlekceważenia.
Po raz kolejny spojrzał na czarodziejkę. Miał nadzieję, że niedługo się obudzi i dowie się, czemu pani magii była tak osłabiona i kim tak naprawdę jest.
– Jaskier! Nie śpij w siodle!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
– Ja nie śpię. Ja twórczo myślę!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość