Opuszczone Królestwo ⇒ [Nieużywany trakt] Tuż u celu
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
[Nieużywany trakt] Tuż u celu
Podróż rzeczywiście była długa. Długa, trochę ciężka, ale bardzo zabawna.
Aithne z całkowitą pewnością mogła orzec, że jej uczucia wobec Anabde i Larkina przybrały jeszcze na sile. Poza tym ten nowy, jak się z trudem dowiedziała gdzieś pomiędzy podróżowaniem a obozowaniem, Aratek niejaki (to chyba było zdrobnienie, ale nie dociekała, bo się przy nim czuła niekomfortowo), nie dał się za bardzo poznać. Nie działał jej na nerwy, ale nie wiedziała o nim właściwie nic. I dobrze jej z tym było, nie czuła potrzeby zacieśniania więzi. Ariene, mimo że z pewnością dało się ją lubić, niezmiennie działała jej na nerwy, co perfidnie wykorzystywała do żartów Faryale. Pozostawał jeszcze Revelin - też prawdziwa zagadka dla Upadłej, aczkolwiek kojarzył się jej trochę z Larkinem, dlatego niemal go lubiła - Sheridan - tego to nie trawiła i żarli się przy każdej możliwej okazji - oraz Errian. Ten ostatni tak ją, kolokwialnie mówiąc, wpieniał, że kilkakrotnie naprawdę nosiła się z zamiarem zabicia go. Jednak jedno karcące spojrzenie Anabde wystarczało, by, mamrocząc przekleństwa pod nosem, rezygnowała ze swoich planów.
Teraz jechali drogą w bardzo złym stanie, dokoła nie było widać nawet żywej duszy, nawet zwierząt nie dostrzegała, ptaki się chyba zapadły pod ziemię. Albo nad chmury, skoro latają. W każdym razie w ich radosnej drużynie zapanowała cisza, co było dziwne. Aithne zgarbiła się w siodle i przycisnęła ręce do brzucha, naiwnie wierząc, że stłumi to jego głośne burczenie.
- Czy w tym zafajdanym, wielkim, całkowitym NIGDZIE znajdziemy coś do jedzenia? - rzuciła ni stąd, ni zowąd, podniósłszy głos, by usłyszeli ją jadący trochę z przodu i jadący trochę z tyłu. - I nie, nie będę jadła grzybów! Zresztą tu nie ma grzybów, tu nie ma niczego! Gdzie są te ruiny? - zdenerwowała się i warknęła wymownie. - Buchnijmy artefakty i miejmy z głowy.
Ruiny Nemerii, Ai, usłużnie podpowiedziała Faryale, westchnąwszy ciężko nad swoją towarzyszką. To Nemeria i nie sądzę, by były tam kramy ze świeżym jedzeniem. Ani jakiekolwiek kramy.
- Cicho tam - burknęła do przyjaciółki. - No, Nemeria, gdzie jest ta Nemeria? Rozbijmy kilka łbów, złapmy coś dobrego do jedzenia, zakośmy artefakty i do domu. Przecież tu jest nudno, Opuszczone Królestwo jest takie... opuszczone - denerwowała się dalej, jak zawsze dając popis swojej niezwykłej błyskotliwości.
Ai, nie kompromituj się, poprosiła załamana Faryale, zwiesiwszy ze zrezygnowaniem łeb.
- Żyj z tym - poradziła jej sympatycznie Aithne, prychnąwszy głośno.
Aithne z całkowitą pewnością mogła orzec, że jej uczucia wobec Anabde i Larkina przybrały jeszcze na sile. Poza tym ten nowy, jak się z trudem dowiedziała gdzieś pomiędzy podróżowaniem a obozowaniem, Aratek niejaki (to chyba było zdrobnienie, ale nie dociekała, bo się przy nim czuła niekomfortowo), nie dał się za bardzo poznać. Nie działał jej na nerwy, ale nie wiedziała o nim właściwie nic. I dobrze jej z tym było, nie czuła potrzeby zacieśniania więzi. Ariene, mimo że z pewnością dało się ją lubić, niezmiennie działała jej na nerwy, co perfidnie wykorzystywała do żartów Faryale. Pozostawał jeszcze Revelin - też prawdziwa zagadka dla Upadłej, aczkolwiek kojarzył się jej trochę z Larkinem, dlatego niemal go lubiła - Sheridan - tego to nie trawiła i żarli się przy każdej możliwej okazji - oraz Errian. Ten ostatni tak ją, kolokwialnie mówiąc, wpieniał, że kilkakrotnie naprawdę nosiła się z zamiarem zabicia go. Jednak jedno karcące spojrzenie Anabde wystarczało, by, mamrocząc przekleństwa pod nosem, rezygnowała ze swoich planów.
Teraz jechali drogą w bardzo złym stanie, dokoła nie było widać nawet żywej duszy, nawet zwierząt nie dostrzegała, ptaki się chyba zapadły pod ziemię. Albo nad chmury, skoro latają. W każdym razie w ich radosnej drużynie zapanowała cisza, co było dziwne. Aithne zgarbiła się w siodle i przycisnęła ręce do brzucha, naiwnie wierząc, że stłumi to jego głośne burczenie.
- Czy w tym zafajdanym, wielkim, całkowitym NIGDZIE znajdziemy coś do jedzenia? - rzuciła ni stąd, ni zowąd, podniósłszy głos, by usłyszeli ją jadący trochę z przodu i jadący trochę z tyłu. - I nie, nie będę jadła grzybów! Zresztą tu nie ma grzybów, tu nie ma niczego! Gdzie są te ruiny? - zdenerwowała się i warknęła wymownie. - Buchnijmy artefakty i miejmy z głowy.
Ruiny Nemerii, Ai, usłużnie podpowiedziała Faryale, westchnąwszy ciężko nad swoją towarzyszką. To Nemeria i nie sądzę, by były tam kramy ze świeżym jedzeniem. Ani jakiekolwiek kramy.
- Cicho tam - burknęła do przyjaciółki. - No, Nemeria, gdzie jest ta Nemeria? Rozbijmy kilka łbów, złapmy coś dobrego do jedzenia, zakośmy artefakty i do domu. Przecież tu jest nudno, Opuszczone Królestwo jest takie... opuszczone - denerwowała się dalej, jak zawsze dając popis swojej niezwykłej błyskotliwości.
Ai, nie kompromituj się, poprosiła załamana Faryale, zwiesiwszy ze zrezygnowaniem łeb.
- Żyj z tym - poradziła jej sympatycznie Aithne, prychnąwszy głośno.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Jakoś podobało mu się to miejsce. Miało swoją atmosferę. Przede wszystkim było puste, co dla normalnych ludzi mogłoby być niepokojące, ale Larkin odnajdywał w tym radość. Nie było tu żebraków, padających na kolana przy poirytowanym smrodem Lutee, nie było tanich dziwek z trądem, napastliwie oferujących swe ciała; fajna sprawa. Tylko stan drogi wyjątkowo go irytował, Lutee potykał się co kilka kroków, by szarpnąć łbem ze złością.
- Trzeba było nie zeżreć całego przygotowanego na drogę prowiantu w pierwszej godzinie.- zauważył złośliwie Larkin, obracając się w siodle, by móc spojrzeć na swoją drogą przyjaciółkę. Burgundowe oczy błyszczały; właśnie w ten sposób miał zamiar poradzić sobie z nudą, konfrontacje z Aithne zawsze były ciekawe.
- Trzeba było nie zeżreć całego przygotowanego na drogę prowiantu w pierwszej godzinie.- zauważył złośliwie Larkin, obracając się w siodle, by móc spojrzeć na swoją drogą przyjaciółkę. Burgundowe oczy błyszczały; właśnie w ten sposób miał zamiar poradzić sobie z nudą, konfrontacje z Aithne zawsze były ciekawe.
Errian przeniósł wzrok na Larkina i Aithne, uśmiechając się z rozbawieniem. Oho, znowu się zaczynało, pewnie zaraz zrobi się głośno. Ilekroć dziewczyna zabierała głos, cisza pryskała niczym mydlana bańka. Nie rozumiał, skąd w niej tyle buntu przeciw całemu światu, ale to było właściwie śmieszne.
Popatrzył po swoich pozostałych towarzyszach i westchnął głośno. Stanowili dla niego grupę bardzo ciekawych, indywidualnych osób, które z chęcią poznawał bliżej. Zawsze lubił się uczuć, a każda nowa znajomość była nauką. Trochę intrygował go ich tajemniczy kolega, mówiący praktycznie tyle, co nic (Aithne, ucz się od niego), który roztaczał wokół siebie specyficzną aurę. Nie skupiał się na niej zanadto, jednak podświadomie wiedział, że to nie jest człowiek. Drugą fascynującą go osobą była Ariene, bo wydawało się mu, że jej zachowanie w niektórych chwilach wskazuje na szlacheckie pochodzenie. Potrafił poznać kogoś urodzonego w tym kręgu, w końcu sam się tam wychowywał. Ale nie zamienił z nią jeszcze na ten temat nawet słowa.
- Sprawdzę na mapie - zaofiarował się, wygrzebał z torby poszukiwany przedmiot i pogrążył się w lekturze, na chwilę odłączając się od rozpoczynającej się dyskusji jego towarzyszy.
Popatrzył po swoich pozostałych towarzyszach i westchnął głośno. Stanowili dla niego grupę bardzo ciekawych, indywidualnych osób, które z chęcią poznawał bliżej. Zawsze lubił się uczuć, a każda nowa znajomość była nauką. Trochę intrygował go ich tajemniczy kolega, mówiący praktycznie tyle, co nic (Aithne, ucz się od niego), który roztaczał wokół siebie specyficzną aurę. Nie skupiał się na niej zanadto, jednak podświadomie wiedział, że to nie jest człowiek. Drugą fascynującą go osobą była Ariene, bo wydawało się mu, że jej zachowanie w niektórych chwilach wskazuje na szlacheckie pochodzenie. Potrafił poznać kogoś urodzonego w tym kręgu, w końcu sam się tam wychowywał. Ale nie zamienił z nią jeszcze na ten temat nawet słowa.
- Sprawdzę na mapie - zaofiarował się, wygrzebał z torby poszukiwany przedmiot i pogrążył się w lekturze, na chwilę odłączając się od rozpoczynającej się dyskusji jego towarzyszy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Pana Revelina nie interesowały ani problemy głodowe panny Aithne, ani ciekawa okolica, nawet Ariene chwilowo przestała być obiektem jego najgorętszych uczuć. Zanim zdradzę wam na kim skupiła się uwaga naszego blondyna wspomnę, że upadły jest materialistą. Podłym materialistą. Daj mu cukierka, a cię pokocha. Daj mu dwa i spodziewaj sie od niego oświadczyn.
Nie, żebym coś sugerował.
Revelin uśmiechnął się do siebie pod nosem, a dwuznaczność ów uśmiech uznać można za co najmniej niepokojącą. Ściągnął niedbale wodze swojego gniadoszka (gniadoszek był dobry zakupem, wytrzymałe konisko o olewackim podejściu do życia), konisko parsknęło w odpowiedzi, ale posłusznie skierowało swoje kroki nieco na bok. Kilka chwil i już rumak maszerował spokojnym stępem przy Bryzie, zaszczycając ją jedynie krótkim spojrzeniem.
- Dobrodzieju!- zaczął Revelin wyjątkowo radośnie, obracając się w stronę Aratka i posyłając mu najszczęśliwszy ze swoich uśmiechów. Przyjrzał się twarzy chłopaka, w którego oczach było zdecydowanie za dużo wiedzy jak na tak młody wygląd. Coś w nim było innego; Revelin poczuł, że Aratek ma w sobie sporo tajemnic, toteż wiele ich łączyło.
- Powiedz mi coś o sobie.- zaproponował, szczerząc zęby.
Nie, żebym coś sugerował.
Revelin uśmiechnął się do siebie pod nosem, a dwuznaczność ów uśmiech uznać można za co najmniej niepokojącą. Ściągnął niedbale wodze swojego gniadoszka (gniadoszek był dobry zakupem, wytrzymałe konisko o olewackim podejściu do życia), konisko parsknęło w odpowiedzi, ale posłusznie skierowało swoje kroki nieco na bok. Kilka chwil i już rumak maszerował spokojnym stępem przy Bryzie, zaszczycając ją jedynie krótkim spojrzeniem.
- Dobrodzieju!- zaczął Revelin wyjątkowo radośnie, obracając się w stronę Aratka i posyłając mu najszczęśliwszy ze swoich uśmiechów. Przyjrzał się twarzy chłopaka, w którego oczach było zdecydowanie za dużo wiedzy jak na tak młody wygląd. Coś w nim było innego; Revelin poczuł, że Aratek ma w sobie sporo tajemnic, toteż wiele ich łączyło.
- Powiedz mi coś o sobie.- zaproponował, szczerząc zęby.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Ariene westchnęła ciężko, czując niejaką bezradność w obliczu kłócących się Aithne i Larkina czy nawet Revelina samego w sobie. Ponieważ jednak cały świat o niej zapomniał, odetchnęła w duchu, siadając wygodniej na Jutrzence. Klacz parsknęła głośno i machnęła łbem, odpowiadając na mniej poprawny dosiad właścicielki, ale dziewczyna nie miała zamiaru uprzyjemniać życia swojej wrednej małpie. Odchyliła głowę, zapatrzyła się w zasnute szarymi chmurami niebo i powstrzymała ochotę na przywołanie pulsaru światła, by nim podrzucać sobie z nudów. Do tej pory skrzętnie ukrywała swoje zdolności magiczne, nie chcąc, by towarzysze poznali jej pełne możliwości. Wolała uchodzić za zwykłą złodziejkę, która zna kilka magicznych straszaków.
- Mapę? Podziel się, ja też chcę - jęknęła do Erriana i skierowała Jutrzenkę do wierzchowca młodzieńca, ignorując jej protesty.
Nawet czytanie mapy stanowiło pasjonującą rozrywkę w takim momencie.
- Mapę? Podziel się, ja też chcę - jęknęła do Erriana i skierowała Jutrzenkę do wierzchowca młodzieńca, ignorując jej protesty.
Nawet czytanie mapy stanowiło pasjonującą rozrywkę w takim momencie.
Nienormalni winni trzymać się razem!
- Cillian
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
"Biedna Aithne. Trzeba poświęcać jej więcej uwagi, bo nas zamęczy tymi swoimi jękami i wrzaskami. I już zjadła wszystkie swoje zapasy. No nie, moich lizaków to ja jej nie dam!" - oburzony Arathain już knuł w myślach, jak to sprytnie wywinąć się z udostępniania towarzyszom jedzenia i picia. W tym też czasie - dzieląc swą uwagę na dwoje - obserwował reakcję Revelina. Manewr się powiódł. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Blondyn zmniejszył odległość między nimi. Czarodziej udawał całkowicie obojętnego, nieobecnego. Tak naprawdę próbował się wyciszyć. Czyste powietrze. Mroczna kraina. Żałował, że w pobliżu nie ma polany. Że trawiastych równin tu nie uświadczy. Tak bardzo chciał na nich poleżeć, odpocząć.
- Dobrodzieju! - ktoś krzyknął, ale Mag nie zareagował. Jechał wgapiony w krajobraz, chłodny powiew wiatru usilnie próbował rzeźbić kości policzkowe. Revelin cały czas się uśmiechał. "Dlaczego?" - Powiedz mi coś o sobie - zaproponował wietrząc zęby. Czarownik próbował się opierać, ale ten uroczy, niewinny i zaraźliwy uśmieszek wreszcie go zmógł i pokonał. Cóż za niecodzienna zdolność! "Też tak chcę...!" Okazując zainteresowanie nieskromnej osobie Białowłosego, zaskarbił sobie odpowiedź na jakiekolwiek pytania. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zrobiło mu się miło.
- Nie śmiej się tak! - rozkazał nie potrafiąc powstrzymać chichotu i szturchnął Upadłego w ramię. Droczyć to się lubił. Był to raczej jednak przyjazny gest, niż próba manifestacji własnego ego. Bryza parsknęła z dezaprobatą. Po tym zaś, Pradawny zignorował rzeczywistość i zaczął spoglądać w niebo. Rev przez chwilę najprawdopodobniej nie wiedział o co chodzi. Wtedy to usłyszał głos w swojej głowie. Tak, przekaz telepatyczny.
~ Aratek. Lat... o wiele za dużo. Emerytowany Czarodziej, Strażnik Ludzkości na mocy zakonnych ślubów, alchemik, truciciel szczurów, skarbnica informacji wszelakich, filantrop, kolekcjoner książek, koneser słodyczy. Niegardzący dobrą i obfitującą w kłopoty przygodą nieprofesjonalny odkrywca o niepewnej przyszłości.
Przerwał. Chyba powiedział za dużo...
- Śpisz? - zapytał. Kiedy zorientował się, że - o dziwo - jego słuchacz wcale nie przyciął komara, uśmiech samoistnie wpłynął mu na usta. Rozpromienił się jeszcze bardziej. Zdjął szpiczasty kapelusz i pozwolił zefirkowi smagać włosy. - Tak to mniej więcej wygląda. Długa historia. Jeszcze nie tak dawno rozmawiałbyś ze srebrnobrodym starcem. Lubisz cukierki? - niedyskretna zmiana tematu. - Znam takie miejsce, gdzie jest ich mnóstwo! - W krótkim czasie otworzył swoją torbę i ukazał oczom Revelina multum każdego rodzaju niszczycieli szkliwa. Zachęcającym gestem zaproponował przywłaszczenie kilku.
Nie chciał, by podróżni zaczęli się gapić na ich dwójkę, więc na chwilę zamilkł. Długo jednak siedzieć cicho nie potrafił. Zamiast skupić się na wnętrzu, obserwował Upadłego tak, jak się prezentował z zewnątrz. Zatrzymał się na szafirowych, błyszczących oczach. Spoglądał na nie, nie zwracając uwagi na fakt, że ze strony postronnego odbiorcy to zachowanie można było uznać za dość niepokojące. Czyżby coś z nich wyczytał? Wątpliwe. Czytać, to potrafił w myślach. A dlaczego tego nie wykorzystał, by dowiedzieć się czegoś o Panie Blondynie, nie wiadomo.
- Ładne to. Na szyi. Też chcę takie - obwieścił, wzrokiem skupiając się na powrót na drodze. Nawet się nie spostrzegł, że w powietrzu wisi kolejna kłótnia między uczestnikami wyprawy, ani że tak naprawdę chyba nikt z zebranych nie wie, gdzie się znajdują. Bo wisiorek był ładny... Jego właścicielowi zaś podarował możność podjęcia dowolnego tematu, rozwinięcia poprzedniego, lub ucieczki gdzie pieprz rośnie, na widok tak postrzelonej osoby, jak Arathain.
- Dobrodzieju! - ktoś krzyknął, ale Mag nie zareagował. Jechał wgapiony w krajobraz, chłodny powiew wiatru usilnie próbował rzeźbić kości policzkowe. Revelin cały czas się uśmiechał. "Dlaczego?" - Powiedz mi coś o sobie - zaproponował wietrząc zęby. Czarownik próbował się opierać, ale ten uroczy, niewinny i zaraźliwy uśmieszek wreszcie go zmógł i pokonał. Cóż za niecodzienna zdolność! "Też tak chcę...!" Okazując zainteresowanie nieskromnej osobie Białowłosego, zaskarbił sobie odpowiedź na jakiekolwiek pytania. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zrobiło mu się miło.
- Nie śmiej się tak! - rozkazał nie potrafiąc powstrzymać chichotu i szturchnął Upadłego w ramię. Droczyć to się lubił. Był to raczej jednak przyjazny gest, niż próba manifestacji własnego ego. Bryza parsknęła z dezaprobatą. Po tym zaś, Pradawny zignorował rzeczywistość i zaczął spoglądać w niebo. Rev przez chwilę najprawdopodobniej nie wiedział o co chodzi. Wtedy to usłyszał głos w swojej głowie. Tak, przekaz telepatyczny.
~ Aratek. Lat... o wiele za dużo. Emerytowany Czarodziej, Strażnik Ludzkości na mocy zakonnych ślubów, alchemik, truciciel szczurów, skarbnica informacji wszelakich, filantrop, kolekcjoner książek, koneser słodyczy. Niegardzący dobrą i obfitującą w kłopoty przygodą nieprofesjonalny odkrywca o niepewnej przyszłości.
Przerwał. Chyba powiedział za dużo...
- Śpisz? - zapytał. Kiedy zorientował się, że - o dziwo - jego słuchacz wcale nie przyciął komara, uśmiech samoistnie wpłynął mu na usta. Rozpromienił się jeszcze bardziej. Zdjął szpiczasty kapelusz i pozwolił zefirkowi smagać włosy. - Tak to mniej więcej wygląda. Długa historia. Jeszcze nie tak dawno rozmawiałbyś ze srebrnobrodym starcem. Lubisz cukierki? - niedyskretna zmiana tematu. - Znam takie miejsce, gdzie jest ich mnóstwo! - W krótkim czasie otworzył swoją torbę i ukazał oczom Revelina multum każdego rodzaju niszczycieli szkliwa. Zachęcającym gestem zaproponował przywłaszczenie kilku.
Nie chciał, by podróżni zaczęli się gapić na ich dwójkę, więc na chwilę zamilkł. Długo jednak siedzieć cicho nie potrafił. Zamiast skupić się na wnętrzu, obserwował Upadłego tak, jak się prezentował z zewnątrz. Zatrzymał się na szafirowych, błyszczących oczach. Spoglądał na nie, nie zwracając uwagi na fakt, że ze strony postronnego odbiorcy to zachowanie można było uznać za dość niepokojące. Czyżby coś z nich wyczytał? Wątpliwe. Czytać, to potrafił w myślach. A dlaczego tego nie wykorzystał, by dowiedzieć się czegoś o Panie Blondynie, nie wiadomo.
- Ładne to. Na szyi. Też chcę takie - obwieścił, wzrokiem skupiając się na powrót na drodze. Nawet się nie spostrzegł, że w powietrzu wisi kolejna kłótnia między uczestnikami wyprawy, ani że tak naprawdę chyba nikt z zebranych nie wie, gdzie się znajdują. Bo wisiorek był ładny... Jego właścicielowi zaś podarował możność podjęcia dowolnego tematu, rozwinięcia poprzedniego, lub ucieczki gdzie pieprz rośnie, na widok tak postrzelonej osoby, jak Arathain.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 88
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Łowca Dusz
- Profesje:
- Kontakt:
Sheridan wywrócił oczami, obrazując swój entuzjazm wobec tych kłótni i rozmów. Czy oni nie mogli przez chwilę być cicho? Nie wymagał od nich myślenia, zastanawiania się, jakiegokolwiek planowania, ale czy naprawdę musieli ciągle gadać? Zbliżali się już do ruin Nemerii, czy którekolwiek z nich wiedziało chociaż, czego tak właściwie szukają? Artefakt, świetnie, znajdźmy sobie artefakt, na pewno mnóstwo artefaktów leży na ulicach tego opuszczonego miasta. Do wyboru, do koloru.
Sapnął zirytowany, kiedy Aithne powiedziała coś wyjątkowo głośno, i powstrzymał chęć ukręcenia jej tego rudego, potarganego łba. Często go śmieszyła, ale należała do osób, których dłuższa obecność owocowała poważnymi migrenami i silnym znerwicowaniem. Zaczynał jej mieć dość, poza tym Larkin przy niej też zaczynał zachowywać się nieznośnie. Kto by się wdawał w kłótnie z tą jazgotliwą harpią, hm? Chyba tylko desperat, który ma słaby słuch.
Czy Larkin niedosłyszy?
Ich nowego, małomównego towarzysza i nękającego go Revelina zignorował, bo w końcu przez głos Aithne niewiele dźwięków się przebijało. Czy kogoś to zaskakuje? Nie? No właśnie. Westchnął, przyglądając się chwilę Ariene i Errianowi, którzy dokładnie studiowali mapę, sprzeczając się o coś półgłosem, uniósł brew, przyglądając się pergaminowi w ich rękach, po czym znowu westchnął, tym razem z politowaniem.
Podjechał do nich, wyjął chłopakowi mapę z ręki, obrócił ją i oddał.
- Teraz spróbujcie coś z niej odczytać, geniusze - zaproponował, kręcąc głową. - Lokalizowanie geometryczne mapy, słyszeliście kiedyś? - rzucił jeszcze teoretycznie, a potem pogonił swojego wierzchowca i znowu zwolnił w przestrzeni, w której nikt nie mógł mu zanadto przeszkadzać.
Poważnie zastanowił się nad tym, czy skrócenie Aithne o głowę - i w kolankach przy okazji, a co, jak szaleć, to szaleć - byłoby korzystne dla wyprawy. Na pewno uczyniłoby ją łatwiejszą do zniesienia.
Sapnął zirytowany, kiedy Aithne powiedziała coś wyjątkowo głośno, i powstrzymał chęć ukręcenia jej tego rudego, potarganego łba. Często go śmieszyła, ale należała do osób, których dłuższa obecność owocowała poważnymi migrenami i silnym znerwicowaniem. Zaczynał jej mieć dość, poza tym Larkin przy niej też zaczynał zachowywać się nieznośnie. Kto by się wdawał w kłótnie z tą jazgotliwą harpią, hm? Chyba tylko desperat, który ma słaby słuch.
Czy Larkin niedosłyszy?
Ich nowego, małomównego towarzysza i nękającego go Revelina zignorował, bo w końcu przez głos Aithne niewiele dźwięków się przebijało. Czy kogoś to zaskakuje? Nie? No właśnie. Westchnął, przyglądając się chwilę Ariene i Errianowi, którzy dokładnie studiowali mapę, sprzeczając się o coś półgłosem, uniósł brew, przyglądając się pergaminowi w ich rękach, po czym znowu westchnął, tym razem z politowaniem.
Podjechał do nich, wyjął chłopakowi mapę z ręki, obrócił ją i oddał.
- Teraz spróbujcie coś z niej odczytać, geniusze - zaproponował, kręcąc głową. - Lokalizowanie geometryczne mapy, słyszeliście kiedyś? - rzucił jeszcze teoretycznie, a potem pogonił swojego wierzchowca i znowu zwolnił w przestrzeni, w której nikt nie mógł mu zanadto przeszkadzać.
Poważnie zastanowił się nad tym, czy skrócenie Aithne o głowę - i w kolankach przy okazji, a co, jak szaleć, to szaleć - byłoby korzystne dla wyprawy. Na pewno uczyniłoby ją łatwiejszą do zniesienia.
Nienormalni winni trzymać się razem.
- Anabde
- Szukający Snów
- Posty: 183
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Nekromanta
- Profesje:
- Kontakt:
Anabde popatrzyła na przyjaciółkę dziwnie zainteresowana. Obróciła się w siodle, by móc sięgnąć do przyczepionych z tyłu tobołków- z jednego z nich wyciągnęła soczyście zielone, smakowicie wyglądające jabłko. Przetarła je szmatką, w którą było zawinięte, po czym zamknęła wszystkie klamry tobołka, by przypadkiem nie otworzył się w czasie podróży. Znów siadła przodem w kierunku jazdy, owoc podrzucając w dłoni. Podniosła go na wysokość oczu i obróciła kilka razy, by przyjrzeć się ze wszystkich stron lśniącej skórce. Wreszcie, usatysfakcjonowana wynikiem oględzin, przyłożyła jabłko do ust i ugryzła pierwszy kęs.
- Dobre.- uznała po przełknięciu jedzenia, niby przypadkiem patrząc prosto na Aithne i szczerząc się do niej w wyjątkowo radosny sposób. Zjadła jeszcze kilka kęsów, bardzo z siebie zadowolona. Jednym kawałkiem podzieliła się nawet z Lantano! Ale należało się ogierowi, od dłuższego czasu maszerował spokojnie i grzecznie, nawet przestał napastować biedne kobyły. Nie, żeby się zmęczył (to raczej rzadko mu się zdarzało), bardziej nazwałabym to znudzeniem. Bo ile można kwiczeć, rżeć, prychać, kopać i cyrkować, kiedy kobiety nie wykazują najmniejszego zainteresowania jego wyczynami?
Lantano trafił się też ogryzek, kiedy dziewczyna już zjadła co było do zjedzenia. Siwek od razu się ożywił; oczka zaczęły mu błyszczeć i jakoś energiczniej stępował od kiedy otrzymał prezent. Teraz miał cały zapieniony i zaśliniony pysk, ale nie wyglądał na przejętego tym faktem. Mielił wędzidło, które miało teraz posmak jabłka.
Anabde czuła na sobie pełne zawodu i wyrzutu spojrzenie Aithne (no bo co, Upadła tu umiera z głodu, a ta sobie na jej oczach (!) pałaszuje w najlepsze?!), toteż westchnęła męczeńsko i znów obróciła się w stronę tobołka. Z tego samego, który krył w sobie zielone jabłko wyciągnęła owoc o lekko zaczerwienionej skórce. Gdy upewniła się, że wszystko zapięła tak jak powinna, cmoknęła na Lantano i zebrała wodze. Ogier przysunął się do Faryale, na całe szczęście nie wykazując szczególnego zainteresowania siwą klaczą- nadal jego uwagę pochłaniało wędzidło. Zerknął na nią wprawdzie kątem oka, zarżał cichutko, ale to tyle. Nekromantka tymczasem podała owoc Aithne.
- Proszę.- mruknęła. Natychmiast odjechała nieco na bok, bo może i Lantano zachowywał się przyzwoicie, ale niewiele trzeba by go sprowokować. Nie miała ochoty na kolejne utarczki z upierdliwym ogierem.
- Dobre.- uznała po przełknięciu jedzenia, niby przypadkiem patrząc prosto na Aithne i szczerząc się do niej w wyjątkowo radosny sposób. Zjadła jeszcze kilka kęsów, bardzo z siebie zadowolona. Jednym kawałkiem podzieliła się nawet z Lantano! Ale należało się ogierowi, od dłuższego czasu maszerował spokojnie i grzecznie, nawet przestał napastować biedne kobyły. Nie, żeby się zmęczył (to raczej rzadko mu się zdarzało), bardziej nazwałabym to znudzeniem. Bo ile można kwiczeć, rżeć, prychać, kopać i cyrkować, kiedy kobiety nie wykazują najmniejszego zainteresowania jego wyczynami?
Lantano trafił się też ogryzek, kiedy dziewczyna już zjadła co było do zjedzenia. Siwek od razu się ożywił; oczka zaczęły mu błyszczeć i jakoś energiczniej stępował od kiedy otrzymał prezent. Teraz miał cały zapieniony i zaśliniony pysk, ale nie wyglądał na przejętego tym faktem. Mielił wędzidło, które miało teraz posmak jabłka.
Anabde czuła na sobie pełne zawodu i wyrzutu spojrzenie Aithne (no bo co, Upadła tu umiera z głodu, a ta sobie na jej oczach (!) pałaszuje w najlepsze?!), toteż westchnęła męczeńsko i znów obróciła się w stronę tobołka. Z tego samego, który krył w sobie zielone jabłko wyciągnęła owoc o lekko zaczerwienionej skórce. Gdy upewniła się, że wszystko zapięła tak jak powinna, cmoknęła na Lantano i zebrała wodze. Ogier przysunął się do Faryale, na całe szczęście nie wykazując szczególnego zainteresowania siwą klaczą- nadal jego uwagę pochłaniało wędzidło. Zerknął na nią wprawdzie kątem oka, zarżał cichutko, ale to tyle. Nekromantka tymczasem podała owoc Aithne.
- Proszę.- mruknęła. Natychmiast odjechała nieco na bok, bo może i Lantano zachowywał się przyzwoicie, ale niewiele trzeba by go sprowokować. Nie miała ochoty na kolejne utarczki z upierdliwym ogierem.
Nienormalni winni trzymać się razem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
- Dziękuję, wspaniałomyślna kobieto - ucieszyła się Aithne, obdarzając przyjaciółkę szerokim uśmiechem, i podrzuciła jabłko w dłoni z taką miną, jakby je w tym momencie oceniała. Zaraz jednak chwyciła je pewnie i sprawnym ruchem przełamała na niemal równe połówki, przymrużając z zadowoleniem oczy.
Przechyliła się w siodle, wspierając się łokciem na kłębie swojej klaczy, i wyciągnęła w jej stronę jeden kawałek, uważając, by nie stracić przypadkiem równowagi w tej niewygodnej pozycji.
- Masz, jędzo - mruknęła ciszej i o wiele przyjemniejszym głosem, uśmiechając się z niejakim przekąsem.
Faryale obróciła łeb do wyciągniętego w jej stronę jabłka, zastrzygła uszami, a potem z pełną gracją owoc wzięła. Chrupnęła z zadowoleniem jabłkiem między zębami i parsknęła, dziękując w ten sposób za poczęstunek.
- Ale wiesz, że możesz mówić z pełnym pyskiem? Przecież go nie używasz do artykulacji - zauważyła filozoficznie Aithne, zabierając się do pałaszowania własnej połówki jabłka.
Odpowiedź uzyskała dopiero wtedy, kiedy Faryale zakończyła dokładne przeżuwanie owocu. Klacz przełknęła, odetchnęła i stuliła z niezadowoleniem uszy, tupnąwszy mocniej nogą.
Ale to niegrzeczne, Aithne. Wiem, że dobre wychowanie jest dla ciebie dość obce, jednak podstawowych zasad możemy się trzymać, mruknęła niezadowolona klacz, machając ze świstem ogonem.
- Pfefadzas - wysepleniła Upadła, przełknęła kolejny kęs i otarła usta rękawem z soku. - Nie jesteśmy na żadnych zakichanym balu, wypchaj się manierami - poradziła przyjaciółce, wzruszając ramionami.
Aithne!, żachnęła się Faryale i machnęła mocno łbem, niezadowolona z jej zachowania. Dlaczego choć raz nie możesz się zachować jak normalna dziewczyna?, jęknęła z niejakim przerażeniem.
- Za to mnie kochasz. Zresztą sama mówiłaś, że coś takiego mogłoby zaszkodzić mojej nieskazitelnej reputacji babo-chłopa, pamiętasz? - dodała dobitnie, uśmiechając się z zadowoleniem.
Jednak z następnym kęsem owocu się zawahała, zapatrzyła się niewidzącym wzrokiem przed siebie, w dal, na jej nosie pojawiło się kilka charakterystycznych zmarszczek. Zastygła na grzbiecie Faryale, wpatrując się intensywnie w stronę, w którą jechali, jakby coś niepokojącego dostrzegła.
Aithne? Ai, coś się stało?, spytała klacz, unosząc łeb, by lepiej widzieć to, co prawdopodobnie ukazało się oczom Upadłej.
Dziewczyna nie odpowiedziała, nadal trzymając uniesione do ust jabłko.
Przechyliła się w siodle, wspierając się łokciem na kłębie swojej klaczy, i wyciągnęła w jej stronę jeden kawałek, uważając, by nie stracić przypadkiem równowagi w tej niewygodnej pozycji.
- Masz, jędzo - mruknęła ciszej i o wiele przyjemniejszym głosem, uśmiechając się z niejakim przekąsem.
Faryale obróciła łeb do wyciągniętego w jej stronę jabłka, zastrzygła uszami, a potem z pełną gracją owoc wzięła. Chrupnęła z zadowoleniem jabłkiem między zębami i parsknęła, dziękując w ten sposób za poczęstunek.
- Ale wiesz, że możesz mówić z pełnym pyskiem? Przecież go nie używasz do artykulacji - zauważyła filozoficznie Aithne, zabierając się do pałaszowania własnej połówki jabłka.
Odpowiedź uzyskała dopiero wtedy, kiedy Faryale zakończyła dokładne przeżuwanie owocu. Klacz przełknęła, odetchnęła i stuliła z niezadowoleniem uszy, tupnąwszy mocniej nogą.
Ale to niegrzeczne, Aithne. Wiem, że dobre wychowanie jest dla ciebie dość obce, jednak podstawowych zasad możemy się trzymać, mruknęła niezadowolona klacz, machając ze świstem ogonem.
- Pfefadzas - wysepleniła Upadła, przełknęła kolejny kęs i otarła usta rękawem z soku. - Nie jesteśmy na żadnych zakichanym balu, wypchaj się manierami - poradziła przyjaciółce, wzruszając ramionami.
Aithne!, żachnęła się Faryale i machnęła mocno łbem, niezadowolona z jej zachowania. Dlaczego choć raz nie możesz się zachować jak normalna dziewczyna?, jęknęła z niejakim przerażeniem.
- Za to mnie kochasz. Zresztą sama mówiłaś, że coś takiego mogłoby zaszkodzić mojej nieskazitelnej reputacji babo-chłopa, pamiętasz? - dodała dobitnie, uśmiechając się z zadowoleniem.
Jednak z następnym kęsem owocu się zawahała, zapatrzyła się niewidzącym wzrokiem przed siebie, w dal, na jej nosie pojawiło się kilka charakterystycznych zmarszczek. Zastygła na grzbiecie Faryale, wpatrując się intensywnie w stronę, w którą jechali, jakby coś niepokojącego dostrzegła.
Aithne? Ai, coś się stało?, spytała klacz, unosząc łeb, by lepiej widzieć to, co prawdopodobnie ukazało się oczom Upadłej.
Dziewczyna nie odpowiedziała, nadal trzymając uniesione do ust jabłko.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Prawdopodobnie byłby wyzwał Anabde za zabranie jej zabawy (w końcu gnębienie głodnej Aithne jest zabawniejsze od gnębienia szczęśliwie najedzonej Aithne!), ale coś przerwało nudę. Tym czymś był niepozorny głaz wystający na drogę. Porośnięty był mchem, przez co w pierwszej chwili można go było uznać za nienaturalny pagórek- dopiero po bliższych oględzinach Larkin zorientował się, że jest to fragment jakiejś budowli, prawdopodobnie muru. Zmarszczył czoło, na razie niczego nie komentując. Na potwierdzenie jego teorii nie trzeba było długo czekać. Już po kilku krokach koni pojawiły się kolejne ślady cywilizacji- mniejsze i większe odłamki skalne, niektóre niosące na sobie ślady misternych rzeźbień.
Lutee zatrzymał się na skraju urwiska; pchnięte kopytem kamyczki stoczyły się w dół zbocza. Stanęli własnie przez niedużą doliną. Trawa wyglądała na wyblakłą, jej kolor stracił na wyrazistości, zdawała się być wręcz szara. Krótka, twarda, kołysała się leniwie na chłodnym wietrze, przypominając fale na rozległym, popielatym morzu. Dolina sprawiała dość ponure wrażenie, zupełnie jakby wraz z upływającym czasem radość życia ulatniała się z tego miejsca. Najpewniej była to cecha charakterystyczna dla całego Opuszczonego Królestwa, jednak to na pewno nie pomoże go zaludnić. Zwłaszcza kiedy wokoło rosły karłowate, o grubych, ciemnych pniach drzewa, skąpo porośnięte liśćmi. Na drugim końcu doliny widać było zarys zamku bądź pałacu, górującego nad niknącym wśród drzew miastem. Ruiny Nemerii.
Larkin zerknął przez ramię na resztę grupy- niektórzy przypatrywali się dolinie z ponurym wyrazem twarzy, inni zupełnie nie zwrócili uwagi na ten wyjęty z horroru krajobraz. Na nim samym sceneria nie zrobiła szczególnego wrażenia, można powiedziec, ze był przyzwyczajony do podobnie urokliwych miejsc. Nabrał powietrza do płuc i obrócił się przodem w kierunku jazdy.
- Hurra, kompania.- mruknął kpiąco pod nosem, dając Lutee łydkę. Ogier prychnął z niezadowoleniem pod nosem, po czym zaczął ostrożnie schodzić w dół zbocza. Zadanie nie było łatwe, ale wreszcie cała grupa bezpiecznie stanęła na dróżce prowadzącej przez dolinę. Nie słychać było ani świergotu ptaków, ani innych zwierzęcych odgłosów, kiedy natomiast przejechali pod jednym z tych brzydkich drzew, z gałęzi zerwał się obudzony nietoperz i wprowadził niejakie zamieszanie do grupy.
To jest przyprawił Aithne o zawał, zmuszając ją do wściekłego tłumaczenia się, że myślała, iż to zamach na jej życie przy pomocy magii, a nietoperz to wytwór zaklęcia. Nie żeby nie patrzyła wtedy na Erriana, prawda. Larkin parsknął śmiechem, w duchu uznając, że coś mu tu wisi w powietrzu.
Lutee zatrzymał się na skraju urwiska; pchnięte kopytem kamyczki stoczyły się w dół zbocza. Stanęli własnie przez niedużą doliną. Trawa wyglądała na wyblakłą, jej kolor stracił na wyrazistości, zdawała się być wręcz szara. Krótka, twarda, kołysała się leniwie na chłodnym wietrze, przypominając fale na rozległym, popielatym morzu. Dolina sprawiała dość ponure wrażenie, zupełnie jakby wraz z upływającym czasem radość życia ulatniała się z tego miejsca. Najpewniej była to cecha charakterystyczna dla całego Opuszczonego Królestwa, jednak to na pewno nie pomoże go zaludnić. Zwłaszcza kiedy wokoło rosły karłowate, o grubych, ciemnych pniach drzewa, skąpo porośnięte liśćmi. Na drugim końcu doliny widać było zarys zamku bądź pałacu, górującego nad niknącym wśród drzew miastem. Ruiny Nemerii.
Larkin zerknął przez ramię na resztę grupy- niektórzy przypatrywali się dolinie z ponurym wyrazem twarzy, inni zupełnie nie zwrócili uwagi na ten wyjęty z horroru krajobraz. Na nim samym sceneria nie zrobiła szczególnego wrażenia, można powiedziec, ze był przyzwyczajony do podobnie urokliwych miejsc. Nabrał powietrza do płuc i obrócił się przodem w kierunku jazdy.
- Hurra, kompania.- mruknął kpiąco pod nosem, dając Lutee łydkę. Ogier prychnął z niezadowoleniem pod nosem, po czym zaczął ostrożnie schodzić w dół zbocza. Zadanie nie było łatwe, ale wreszcie cała grupa bezpiecznie stanęła na dróżce prowadzącej przez dolinę. Nie słychać było ani świergotu ptaków, ani innych zwierzęcych odgłosów, kiedy natomiast przejechali pod jednym z tych brzydkich drzew, z gałęzi zerwał się obudzony nietoperz i wprowadził niejakie zamieszanie do grupy.
To jest przyprawił Aithne o zawał, zmuszając ją do wściekłego tłumaczenia się, że myślała, iż to zamach na jej życie przy pomocy magii, a nietoperz to wytwór zaklęcia. Nie żeby nie patrzyła wtedy na Erriana, prawda. Larkin parsknął śmiechem, w duchu uznając, że coś mu tu wisi w powietrzu.
Errian zorientował się, że został oskarżony o zaatakowanie Aithne nietoperzem. Ponieważ z pomocą Ariene (i Sheridana, cóż) ogarnął mapę, to nie zdziwił się widokiem Nemerii. Zdziwił się natomiast tym świętym oburzeniem ze strony dziewczyny. No bo co on niby mógłby zrobić, biedny mag, przecież nie jest aż tak dobry, żeby nietoperzami sterować.
Nie, chwila, bo to nie miał być nietoperz, tylko jakieś coś z zaklęcia. Raju, ale się trudno tej dziewuchy słuchało. A zrozumieć? Czarna magia, w skrócie, ale się starał, doceńmy.
- Że nasłałem na ciebie nietoperzo-zaklęcie? - spróbował się upewnić, mimowolnie uśmiechając się szeroko. - Nie przeceniaj mnie, aż tak po... potężny nie jestem - poprawił się, zanim dokończył "porąbany jak ty". No co, szczera prawda! - Właściwie to tylko sztuczki umiem, nietoperze mnie nie lubią - mruknął ciszej, wzruszając ramionami.
Zapatrzył się na ruiny Nemerii, marszcząc czoło, i na chwilę zignorował cały świat, poważnie zastanawiając się nad tym, co ich też tam czeka. Po świecie nie krążyły przyjemne opowieści, raczej mówiono, że jak się wejdzie, to się nie wyjdzie. Nieciekawie.
- Proponowałbym zachować teraz większą czujność. Atmosfera tego miejsca stężała, mogą nas czekać niespodzianki - stwierdził wtedy, mocniej marszcząc czoło.
Czuł magię. Ponurą, ciężką, wręcz lepką magię, ale była ona daleko. Chyba dopiero w samej Nemerii. Mimowolnie spojrzał na Ariene, szukając u niej potwierdzenia swoich przypuszczeń, bo już był pewien, że ona jest wiedźmą. Nie trudno się domyślić, w sumie.
Nie, chwila, bo to nie miał być nietoperz, tylko jakieś coś z zaklęcia. Raju, ale się trudno tej dziewuchy słuchało. A zrozumieć? Czarna magia, w skrócie, ale się starał, doceńmy.
- Że nasłałem na ciebie nietoperzo-zaklęcie? - spróbował się upewnić, mimowolnie uśmiechając się szeroko. - Nie przeceniaj mnie, aż tak po... potężny nie jestem - poprawił się, zanim dokończył "porąbany jak ty". No co, szczera prawda! - Właściwie to tylko sztuczki umiem, nietoperze mnie nie lubią - mruknął ciszej, wzruszając ramionami.
Zapatrzył się na ruiny Nemerii, marszcząc czoło, i na chwilę zignorował cały świat, poważnie zastanawiając się nad tym, co ich też tam czeka. Po świecie nie krążyły przyjemne opowieści, raczej mówiono, że jak się wejdzie, to się nie wyjdzie. Nieciekawie.
- Proponowałbym zachować teraz większą czujność. Atmosfera tego miejsca stężała, mogą nas czekać niespodzianki - stwierdził wtedy, mocniej marszcząc czoło.
Czuł magię. Ponurą, ciężką, wręcz lepką magię, ale była ona daleko. Chyba dopiero w samej Nemerii. Mimowolnie spojrzał na Ariene, szukając u niej potwierdzenia swoich przypuszczeń, bo już był pewien, że ona jest wiedźmą. Nie trudno się domyślić, w sumie.
Nienormalni winni trzymać się razem.
- Emeryt?!- powtórzył mało konspiracyjnym szeptem. Nigdy nie miał okazji nauczyć się telepatii (zresztą nie była mu potrzebna, nie krępował się z wykrzykiwaniem swoich uwag), wobec tego musiał posłużyć się zwyczajną mową.
- Nieźle się trzymasz jak na emeryta, Aratek.- dodał, najpierw robiąc mało zadowoloną minkę. Bo przecież musiał udawać zazdrosnego młodzieńca, który za kilkadziesiąt lat zmieni sie w pomarszczonego mężczyznę o siwej brodzie, prawda? Nie mógł wspomnieć o tym, ze sam też trzyma się nie najgorzej jak na swoje czterysta pięćdziesiąt lat. Po niedługiej chwili uśmiechnął się do towarzysza, a uśmiech ten zdecydowanie się poszerzył, gdy jego oczom ukazała się torba cudów. Cukierki! Najróżniejsze, owocowe, czekoladowe, z nadzieniem, ciągnące się, twarde, kwaśne, słodkie, do wyboru do koloru!
- Kocham cukierki!- wykrzyknął, ale zaraz zatkał sobie usta rękoma. Zerknął nerwowo na resztę podróżnych, którzy na szczęście nie wykazali zainteresowania psuciem sobie szkliwa. Blondyn odetchnął z ulgą i znów skupił swoje spojrzenie na Arathainie.
- Jesteś najlepsiejszym emerytem jakiego znam.- uznał w przypływie czułości, wybierając z torby kilka co ciekawiej wyglądających cukierków. Zatkał sobie nimi usta akurat w chwili, gdy białowłosy zwrócił uwagę na jego wisiorek.
- Płoszę?- wymamrotał niewyraźnie, przeżuwając ciągutkę. Gdy ją przełknął, zorientował się o co chodzi rozmówcy.
- A, piórko. Moje, nie dam Ci. Nie pamiętam skąd ukradłem.- wyjaśnił bardzo szybko i mało wyczerpująco, a to dlatego, że już zatykał sobie otwór gębowy kolejnym cukierkiem.
- Nieźle się trzymasz jak na emeryta, Aratek.- dodał, najpierw robiąc mało zadowoloną minkę. Bo przecież musiał udawać zazdrosnego młodzieńca, który za kilkadziesiąt lat zmieni sie w pomarszczonego mężczyznę o siwej brodzie, prawda? Nie mógł wspomnieć o tym, ze sam też trzyma się nie najgorzej jak na swoje czterysta pięćdziesiąt lat. Po niedługiej chwili uśmiechnął się do towarzysza, a uśmiech ten zdecydowanie się poszerzył, gdy jego oczom ukazała się torba cudów. Cukierki! Najróżniejsze, owocowe, czekoladowe, z nadzieniem, ciągnące się, twarde, kwaśne, słodkie, do wyboru do koloru!
- Kocham cukierki!- wykrzyknął, ale zaraz zatkał sobie usta rękoma. Zerknął nerwowo na resztę podróżnych, którzy na szczęście nie wykazali zainteresowania psuciem sobie szkliwa. Blondyn odetchnął z ulgą i znów skupił swoje spojrzenie na Arathainie.
- Jesteś najlepsiejszym emerytem jakiego znam.- uznał w przypływie czułości, wybierając z torby kilka co ciekawiej wyglądających cukierków. Zatkał sobie nimi usta akurat w chwili, gdy białowłosy zwrócił uwagę na jego wisiorek.
- Płoszę?- wymamrotał niewyraźnie, przeżuwając ciągutkę. Gdy ją przełknął, zorientował się o co chodzi rozmówcy.
- A, piórko. Moje, nie dam Ci. Nie pamiętam skąd ukradłem.- wyjaśnił bardzo szybko i mało wyczerpująco, a to dlatego, że już zatykał sobie otwór gębowy kolejnym cukierkiem.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 80
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Wiedźma
- Profesje:
- Kontakt:
Ariene pokiwała wolno głową, zerknąwszy przelotnie na Erriana. Miał rację, jednak powinien wziąć pod uwagę fakt, że im dalej od miasta, tym są bezpieczniejsi. Czyli na razie nie ma powodu do paniki.
- Nie wnośmy jeszcze stanu alarmowego - zaproponowała uspokajająco, unosząc dłoń, którą nie poklepywała szyi Jutrzenki. - Rzeczywiście, aura robi się nieciekawa, ale to sama Nemeria jest zagrożeniem, nie jej okolica - poprawiła towarzysza, uśmiechając się lekko pod nosem, jakby coś ją nagle bardzo ucieszyło. Bardzo dziwnie ucieszyło.
Zawiesiła wzrok na ruinach, przekrzywiła głowę, a potem przeniosła wzrok na zasnute chmurami niebo. Potrzebowała o wiele dłuższej chwili niż zawsze na ocenienie, ile czasu zostało do zmroku. Zmroku niewątpliwie oznaczającego, że powinni zacząć być czujni. Zabawne, że w ciemnościach zawsze robiło się najgroźniej. Dla niej wtedy była najlepsza zabawa!
- Powinniśmy się spieszyć. Niedługo zapadnie noc - uznała wreszcie, znów przenosząc spojrzenie na ich cel. - A jak się ściemni, to dopiero będziemy się martwić. Nawet nie potworami i nieumarłymi, tylko po prostu tym, że nie trafimy do Nemerii. Tu noce są z pewnością ciemne przez te chmury - wygłosiła krótką przemowę, po czym cmoknęła na Jutrzenkę.
Nie było zanadto z czym dyskutować, bo z oczywistym nie powinno się dyskutować, dlatego też wszyscy zgodnie ruszyli za dziewczyną, nieuchronnie zbliżając się do Nemerii.
Potem pozostanie tylko dowiedzieć się, co to za artefakt bądź artefakty, gdzie jest ukryty i go stamtąd ukraść. Bułka z masłem, co?
Ciąg dalszy: Ariene, Aithne, Larkin, Revelin, Anabde, Arathain, Sheridan, Errian.
- Nie wnośmy jeszcze stanu alarmowego - zaproponowała uspokajająco, unosząc dłoń, którą nie poklepywała szyi Jutrzenki. - Rzeczywiście, aura robi się nieciekawa, ale to sama Nemeria jest zagrożeniem, nie jej okolica - poprawiła towarzysza, uśmiechając się lekko pod nosem, jakby coś ją nagle bardzo ucieszyło. Bardzo dziwnie ucieszyło.
Zawiesiła wzrok na ruinach, przekrzywiła głowę, a potem przeniosła wzrok na zasnute chmurami niebo. Potrzebowała o wiele dłuższej chwili niż zawsze na ocenienie, ile czasu zostało do zmroku. Zmroku niewątpliwie oznaczającego, że powinni zacząć być czujni. Zabawne, że w ciemnościach zawsze robiło się najgroźniej. Dla niej wtedy była najlepsza zabawa!
- Powinniśmy się spieszyć. Niedługo zapadnie noc - uznała wreszcie, znów przenosząc spojrzenie na ich cel. - A jak się ściemni, to dopiero będziemy się martwić. Nawet nie potworami i nieumarłymi, tylko po prostu tym, że nie trafimy do Nemerii. Tu noce są z pewnością ciemne przez te chmury - wygłosiła krótką przemowę, po czym cmoknęła na Jutrzenkę.
Nie było zanadto z czym dyskutować, bo z oczywistym nie powinno się dyskutować, dlatego też wszyscy zgodnie ruszyli za dziewczyną, nieuchronnie zbliżając się do Nemerii.
Potem pozostanie tylko dowiedzieć się, co to za artefakt bądź artefakty, gdzie jest ukryty i go stamtąd ukraść. Bułka z masłem, co?
Ciąg dalszy: Ariene, Aithne, Larkin, Revelin, Anabde, Arathain, Sheridan, Errian.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości