Szepczący Las[Knieja] Niespokojny duch

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Knieja] Niespokojny duch

Post autor: Taitha »

Zaraza zawsze zabija od środka... Cicha morderczyni trafia w najsłabszy punkt, kiedy jego ochrona jest osłabiona, a gdy już uda jej się przebić i przeniknąć przez tę wątłą warstwę, niszczy powoli, ale sukcesywnie zaatakowany organizm, by następnie rozprzestrzenić się i objąć swoim działaniem jak największą przestrzeń. Choroba postępuje, aż w końcu uśmierca tego, kogo dopadła i przenosi się na inny organizm, który może w równie łatwy sposób wyniszczyć... Nic nie może się przed nią uchronić.
Nawet tak potężna magiczna siła jak las

...

- Anuvasthe, czcigodny lalatzecie - zakapturzona postać skłoniła się lekko przed jednym ze starszych druidów, witając go i okazując należny szacunek. W odpowiedzi mężczyzna odkłonił się i rozłożył szeroko ręce, by utulić jedno ze swych dzieci.
- Anuvasthe, Tàith'o... natura cię pozdrawia i błogosławi, jako i ja. Sługa i podnóżek - odrzekł starzec, wypuszczając kobietę ze swojego uścisku i odsuwając się od niej o krok. Kapłanka zsunęła z głowy kaptur odkrywając swoją twarz rozświetloną lekkim uśmiechem, który został odwzajemniony tak przez mężczyznę nazwanego lalatzetem, jak i innego starszego druida, który razem z nim wyszedł by powitać przybyłą z daleka siostrę w ścieżce natury. Gestem zaproszono ją do ogniska, przy którym zebrana była cała starszyzna i kilku młodych druidów, którzy swoją wiedzą i umiejętnościami dowiedli, że mogą wziąć udział tak w naradzie, jak i całej misji...
Każdego z osobna witała lekkim skinieniem głowy i to samo otrzymywała w zamian. Wiele osób znała i pamiętała, ale nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej siedzieć przy ogniu razem z nimi i uczestniczyć w jednym z zebrań, na które do tej pory miała zakaz wstępu. Musiała być to w takim razie naprawdę ważna sprawa, skoro jej obecność była tak pożądana...
Podczas trwającego ponad kilkanaście minut przemówienia, Tàith'a dowiedziała się o dziwnych wydarzeniach mających miejsce w głębszej części lasu. Zwierzęta omijają knieję szerokim łukiem, a drzewa usychają jakby dotknięte jakąś nieznaną chorobą... Druid wspomniał również o łowcach, którzy mieli odnaleźć przyczynę tego stanu rzeczy, a którzy nie powrócili...
- Jak dawno to się zaczęło? - spytała Tàith'a, ze zmrużonymi oczami, wpatrując się w płomienie.
- Od ostatniego nowiu. Zurva poczuł dziwną energię, której źródło znajdowało się gdzieś w ciemnej kniei, więc wysłał zwierzęcych zwiadowców, którzy donieśli mu o usychających drzewach i uciekającej w popłochu zwierzynie - odrzekł jeden z kapłanów, zerkając na swojego towarzysza, który jedynie skinął głową, potwierdzając jego słowa. Nastała cisza, podczas której Tàith'a tworzyła w myślach wszystkie możliwe scenariusze.
- Należy wykluczyć magiczną ingerencję. Las sam w sobie posiada tyle magii, że odeprze każdy atak skierowany w jego serce - odezwał się jeden z młodszych druidów i natychmiast rozległy się pomruki i nieśmiałe słowa aprobaty dla tej teorii. Było w tym sporo racji. To miejsce było przesiąknięte na wskroś antyczną magią i wydawało się, że niemożliwym jest zrobienie czegokolwiek, co mogło przyczynić się do choćby najmniejszej zmiany...
- Niekoniecznie, Raviusie. Fundamenty magiczne są bardzo niestabilne, konstrukcje niepewne. Należy wziąć pod uwagę to, że ktoś mógł odnaleźć słaby punkt, jakąś lukę w systemie obronnym lasu... Wystarczy dosłownie kuksaniec, by zachwiać posadami magii i je zburzyć. Nie potrzeba tutaj niezwykle potężnej energii żeby...
- Nonsens, Ariamie... - przemowa innego kapłana natury została przerwana przez jego przedmówcę, który już otwierał usta by skontrować i obalić argument mężczyzny, kiedy najstarszy rangą druid uniósł rękę, prosząc tym samym o ciszę. Wszyscy zamilkli i spojrzeli nań, czekając na jego słowa. Starzec przez moment wpatrywał się w ogień, po czym bardzo powoli zaczął dzielić się swoim własnym, nieco szokującym spostrzeżeniem.
- Ja osobiście uważam, że w sprawę zamieszany jest świat duchowy, co nie byłoby takim novum, za jakie można to uważać... Myślę, że Tàith'a wie o czym mowa - w tym miejscu oczy wszystkich zebranych skupiły się na młodej kapłance, która nagle zmarszczyła brwi i uniosła spojrzenie na najwyższego kapłana patrząc nań pytająco. Ona miała wiedzieć o co chodziło? Świat duchowy nie był jej aż tak dobrze... znany...
W chwilę później przyszło zrozumienie, które wycisnęło powietrze z płuc kobiety. Jeżeli dobrze odczytała wskazówkę daną jej przez Ialatzeta, to rzeczywiście wiedziała w czym rzecz. Nie rozwiązywało to jednak sprawy. Instynktownie przesunęła dłonią po bliźnie na szyi...
- Niespokojny duch? Sądziłam, że nie mają one aż takiej siły by stopniowo osłabiać i wyniszczać las... To mało prawdopodobne. Wyjaśnia jedynie zachowanie zwierząt, ale nie usychanie roślin i drzew. Władają potężną magią, fakt, ale nie są w stanie naruszyć naturalnej bariery ochronnej... Chyba, że to nie magia, a natura sama w sobie. - Tàith'a wstała i zaczęła się przechadzać w tę i z powrotem, gorączkowo myśląc nad możliwym rozwiązaniem. Była w tym wszystkim jakaś luka, której nie mogła dostrzec. Znalazł ją natomiast kto inny - jeden z młodszych druidów, który najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego słowa są jak najbardziej trafne
- Może jakaś choroba, która dotyka rośliny... To chyba najbardziej wiarygodny scenariusz. - Wśród kapłanów przeszedł kolejny pomruk. Każdy zgodnie kiwał głową, popierając tezę młodszego brata.
Ustalono, że kiedy nastanie świt, wgłąb lasu wyruszą trzy grupy druidów pod eskortą łowców, a ich zadaniem będzie zlokalizowanie centrum dziwnych wydarzeń, identyfikacja oraz ewentualne odegnanie niespokojnego zwierzęcego ducha i zapobieżenie rozprzestrzenianiu się choroby. Na ten moment zebranie zostało zakończone...

...

Następnego ranka, zgodnie z obowiązującym planem z druidzkiej osady wyruszyły trzy grupy kapłanów natury i ich ochrona w postaci łowców - wytrawnych wojów i łuczników, których obowiązkiem było czuwać nad bezpieczeństwem druidów, oraz całego lasu. Sama Tàith'a nie dołączyła do żadnej z grup, ruszając samotnie na północ, by z dala obserwować działania swych braci i przyglądać się skutkom tajemniczej choroby, oraz zastanawiać się nad stworzeniem skutecznego lekarstwa, które uzdrowi zakażone rośliny lub na jakiś czas zatrzyma rozwój tejże. Nie chciała zbliżać się do zjawy bardziej, niż było trzeba. Wiedziała, że sama nie ma żadnych szans przeciwko zwierzęcemu duchowi, który teraz panoszy się gdzieś po lesie i może mieć dowolny kształt. Ostatnie takie spotkanie omal nie zakończyło się jej śmiercią, a minęło od niego dostatecznie sporo czasu, by wyciągnąć wnioski.
Zatrzymała się na niewielkiej polanie, z której widok na ciemną knieję był wręcz idealny. Daleko pomiędzy drzewami dostrzec można było niewielkie jasne punkty - palący się ogień w tymczasowych obozach każdej z grup. Nadchodził zmierzch, a podróżowanie w nocy nie należało do bardzo mądrych pomysłów... Tàith'a również postanowiła rozbić prowizoryczny obóz na owej polanie- zebrała drwa na opał i rozpaliła ogień, przy którym przyklękła by odpocząć. W płomienie wrzuciła pęk jakichś liści, które wyjęła ze swojej torby podróżnej. Wokół ogniska rozniosła się delikatna, relaksująca woń...
Młoda druidka nie miała teraz głowy do pracy, ćwiczeń, czy modlitw. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i czekała...
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Dawno nie spędzał czasu w takim wesołym towarzystwie. To była jego druga wizyta w tej osadzie, odkąd druidzi znieśli z niego zakaz zbliżania się do swoich lasów. Słyszał, że starszyzna ma kłopot z jakąś chorobą drzew, jednak aktualnie mało go to obchodziło. Nie został też zaproszony na odbywające się właśnie zebranie. Ci, którzy pamiętali jeszcze jego wybuch, unikali go przezornie. Niestety starsi, którzy znają w jakimś stopniu tę historię z opowiadań, mieli do niego podobne podejście.
Na szczęście znalazł gromadę młodych adeptów świętujących urodziny któregoś z nich. Bez żadnych uprzedzeń pozwolili mu się bawić ze sobą. Wieczór i noc spędzili na zabawach, jedzeniu i tańcach przy ogniu. Wszystko byłoby idealnie, gdyby mieli trochę mięsa. Przynajmniej dziewczyny odbijały go sobie co chwila jako ciekawostkę. Pewnie nie widziały jeszcze w życiu mężczyzny podobnego do niego.
Kiedy nastał dzień, zmęczone dzieciaki poszły spać. Uwagę zmiennokształtnego przyciągnęło kilka grup druidów ze strażnikami, udających się w głąb lasu w różnych kierunkach. Skojarzył to z wczorajszym zebraniem. Jednak, kiedy przypomniał sobie o braku zaufania jakim go darzono i niezaproszenie go, stracił ochotę na dopytywanie się o sytuację.
Skierował swoje kroki do lasu, zmieniając po drodze postać. Kilka dziewczyn, poznanych wczoraj na ognisku, machało do niego przez chwilę. Jednak, kiedy zobaczyły przemianę, schowały się w namiotach. Nie wiadomo czy ze strachu, czy z szoku jaki wywołała przemiana mięśni i sierść wyrastająca z zabójczym tempem z jego ciała.
Kilka pociągnięć nosem i rozchodzące się po okolicy zapachy zdradziły przed nim wszystkie szlaki zwierząt przemierzających ten las. Skierował się na zapach jeleni. Okres rozrodczy dobiegał końca i większość łań powinna już wychowywać młode. Skuszony wyobrażeniem delikatnego mięsa, ruszył śladem jego woni.

Zbliżał się wieczór, kiedy wielki niedźwiedź skierował swoje kroki z powrotem do osady druidów. Najedzony na kilka kolejnych dni, człapał powoli. Nie wiedział, co ci staruszkowie wyprawiają, jednak był im wdzięczy za dość skuteczne nagonienie mu zwierzyny. Tak sobie rozmyślał nad tym czym zająć się przez najbliższych kilka dni, które zamierzał spędzić w tej osadzie, kiedy wszedł na polanę. Z początku wydawała mu się normalna, jednak po chwili pojął, co go zatrzymało.
Przy granicy lasu płonęło małe ognisko roztaczające dookoła zapach palonych ziół. Rozpoznawał jakieś zapachy, dzięki naukom odebranym dawno temu, jednak nie mógł ich sobie przypomnieć. Rozejrzał się za przyczyną owego ogniska i szybko dostrzegł młodą dziewczynę siedzącą pod drzewem z zamkniętymi oczami. Z czystej ciekawości zaczął się zbliżać, by zbadać, dlaczego siedzi tak daleko od osady, sama...
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

Horyzont płonął blaskiem zachodzącego słońca. Niebo zabarwiło się na czerwono, jakby rzeczywiście zajęte ogniem chowającej się za drzewami gwiazdy dnia. Ów szkarłat zaczął w końcu ustępować miejsca atramentowej barwie nocnego nieba, a wszystko pokryło się nieprzeniknionym mrokiem... Jedynymi źródłami światła były ogniska rozpalone w czterech obozach - reszta lasu skąpana została w ciemności, w której nijak nie można było podróżować... Nocą knieja była niebezpieczna, zwłaszcza teraz, kiedy las terroryzował jeden z zabłąkanych, niespokojnych duchów.
Las był... dziwny... Młoda kapłanka natury nie czuła obecności zwierząt, nie potrafiła odnaleźć połączenia z esencją i nie słyszała szumu liści... Tak jakby wiatr w tym miejscu całkowicie się zatrzymał... Straciła jedyne połączenie z druidami, oraz swoimi zwierzęcymi braćmi, których nie mogła już wezwać na pomoc w razie niebezpieczeństwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna Tàith'a poczuła się zagrożona...
Knieja zawsze była miejscem ponurym i nieprzyjaznym, wzbudzającym niepokój samą swoją nietypową aurą i nienaturalną wręcz ciszą. Teraz ten efekt dodatkowo nasilił się...
Tàith'a nie była głupia - może i chciała pomóc wyleczyć zarazę zabijającą las od środka, ale bardzo daleko jej było do samobójczyni czy wariatki, która ryzykowałaby utratę życia w imię wyższych celów. Zresztą... taka ofiara na niewiele by się zdała i z pewnością nie zostałaby odpowiednio doceniona. Aby czuć się choćby odrobinę pewniej i bezpieczniej, kapłanka postanowiła utworzyć bezpieczny krąg, który stanowiłby tarczę tak przeciwko duchom jak i napastnikom jak najbardziej żywym. Jak to się mówi: "Przezorny zawsze ubezpieczony".
Z torby podróżnej wyjęła kilka gładkich okrągłych kamieni, na których za pomocą krótkiego nożyka wydrążyła malutkie tuneliki, przecinające się i łączące w kilku miejscach, tworząc tajemnicze symbole. Podczas tej czynności mamrotała śpiewnie pod nosem i kiwała się na piętach. Każdy z czterech przygotowanych w ten sposób kamieni rzuciła w jedną z czterech stron świata. Nie był to jednak koniec skomplikowanego rytuału mającego zapewnić jej ochronę. Ponownie sięgnęła do skórzanej torby, ale tym razem wyjęła z niej kilka gałązek i liści sporych rozmiarów. Za pomocą sierpa zaczęła je ciąć na połowy, następnie na ćwiartki i tak dalej, znów mamrocząc coś pod nosem. Śpiewne formuły przepełnione magią zdawały się odbijać głuchym, cichym echem po polanie, zagłuszając głośne trzaskanie płomieni. W końcu zioła zostały poszatkowane, a Tàith'a zaczęła wrzucać je w ogień, za każdym razem powtarzając słowa zaklęcia.

Tu`hives ano... Y`hves ano... Nov hyaro ut`he coma... Cuyva ostya no`q.

Kiedy powtarzała inkantację po raz piąty, wyciągnęła w stronę ogniska dłoń i jej spodnią część rozcięła na całej długości nożem. Zebrała na jego ostrze parę kropel swojej krwi i strząsnęła je na płonące drwa. Płomień nagle podskoczył w górę na jeden metr i zmienił swą barwę na jasnozieloną, by po krótkiej chwili powrócić do swej pierwotnej formy. Przez polanę przeszedł delikatny podmuch wiatru, który poruszył koronami drzew. Rozległ się szum liści, który ucichł tak szybko, jak się pojawił. Rytuał został dopełniony...
Młoda druidka jeszcze przez parę chwil siedziała przy ognisku, jakby czegoś nasłuchując. Odwróciła nawet głowę w stronę, z której zbliżał się niedźwiedź. Pomyślała prawdopodobnie, że jej się jedynie zdawało, bo potrząsnęła delikatnie głową i wstała by wyprostować kości.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Spokojnie się zbliżał do dziewczyny. Widział jak wykonuje jakieś dziwne gesty, ogień w ognisku pływał za jej ręką. Jednak nie przejmując się tym wciąż podchodził. Wydawało mu się, że przez chwilę spojrzała na niego. Jednak przez brak reakcji z jej strony uznał to za zwykły omam.
Człapiąc tak, obrzucił wzrokiem teren za ścianą drzew. Mógł dostrzec spokojnie 2 ogniska po jednym z każdego boku.
Widzę, że kroi się jakaś zadyma. Ciekawe, co im tak podpadło. uśmiechnął się sam do siebie w myślach. Krok za krokiem zbliżał się do ogniska. Wyraźnie już widział kasztan jej włosów rozkładający się nierównomiernie na odsłoniętych ramionach. Skóra wyglądająca zza zasłony ubrań wydawała się porządnie opalona. Widać było, że dziewczyna nie chowała się przed słońcem podczas wykonywania zadań.
Zaintrygowany obecnością dziewczyny w lesie o tej porze, oraz przyczyną jej samotnego siedzenia zbliżał się coraz bardziej. Najbardziej dziwiło go jej zachowanie. Dlaczego GO ignorowała. Nagle poczuł porażający ból w nosie. Zaskoczony przysiadł na zadzie.
Bariery. Tak. Dlatego sama sobie tutaj siedzi spokojnie. Ehh Widząc, że nieznajoma wstała zrozumiał, że musiała go już dostrzec. Z ciekawości wyciągnął jeszcze łapę przed siebie trafiając na jedną barierę. Musiał użyć siły, żeby zaczęła się lekko wyginać. Jednak przez jego uszkodzone końcówki nerwowe zaczynał przedzierać się do mózgu zalążek bólu. Cofnął więc łapę i czekał na jej reakcję.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

Ochronna zasłona rozpostarta nad tym małym kawałkiem ziemi, przywracała Tài pewność siebie, dawała jej poczucie bezpieczeństwa, oraz możliwość spokojnej pracy nad szukaniem rozwiązania problemu zarazy. Bariera miała jednak jedną malutką wadę - tłumiła większość dźwięków dochodzących z zewnątrz, toteż niczym dziwnym był brak reakcji, kiedy niedźwiedź zbliżał się do jej obozu... Nie było to prawdziwe zwierze, a zmiennokształtny, który zmienił swoją formę z ludzkiej na zwierzęcą - nie mogła zatem wyczuć jego obecności, ani usłyszeć przy pomocy zwierzęcej empatii.
Kapłanka spokojnie rozłożyła wszystkie ingrediencje na ziemi, obok położyła sierp i nóż a jeszcze dalej kamienny moździerz. Miała też przy sobie trzy zaschnięte gałęzie zarażonych drzew. Te pocięła na kilkanaście części i na moment zostawiła je, żeby zająć się dobieraniem i mieszaniem ziół oraz naparów. Co jakiś czas przerywała swoje zajęcie by wrzucić do ognia kawałek drewna, by podtrzymać płomień przy życiu jak najdłużej, ale szybko wracała do przerwanych czynności, skupiając się na nich w pełni.
Próbowała mieszanin różnych ziół i mikstur, używała też swojej magii do wzmacniania potencjalnego lekarstwa na tajemniczą chorobę dotykającą rośliny, ale nie udawało jej się znaleźć jednego skutecznego środka na wszystkie przypadłości. Każda mieszanka działała na kilka objawów, a resztę zdawała się ignorować...
Podczas miażdżenia kolejnej porcji liści, nasion i proszków, usłyszała za plecami dziwny dźwięk, jakby syk przechodzącej przez barierę energii i ciche trzaski, kiedy owa energia spotykała się z przeszkodą, którą porażała swoją mocą. Tàith'a chwyciła kostur i szybko odwróciła się, jego końcem celując w... Siedzącego przed polem ochronnym niedźwiedzia, badającego łapą co konkretnie nie pozwala mu przejść. Zmarszczyła lekko brew. Jakim cudem nie wyczuła, że do jej obozu zbliża się zwierzę? Nawet teraz, kiedy utrzymywała z nim kontakt wzrokowy nie słyszała żadnych przekazów, ani nie czuła emocji... Zupełnie jakby to nie było zwierzę. Już na początku wykluczyła możliwość, że jej nieproszony towarzysz to niespokojny duch. Rozpoznałaby go, przecież miała już z jednym z nich do czynienia...
Nie mogła mieć pewności, że zwierzę jej nie zaatakuje, więc postanowiła zachować ostrożność. Wyprostowała się i cofnęła rękę dzierżącą kostur, opierając się na nim
- Czym ty jesteś? - rzuciła pytanie w eter, przyglądając się uważnie niedźwiedziowi, jakby zamierzała dopatrzeć się szczegółu, który pozwoli jej dowiedzieć się z czym ma do czynienia.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Czekając tak przed tarczą obserwował krzątające się dziewczę. Wszystkie ruchy jakby dokładnie wyliczone. Wiedziała co robi z ziołami. Druidka. Młoda i głupiutka. Żeby samej się tutaj zapuszczać..
Jej reakcja na naruszenie magicznej tarczy była dość szybka, jak na kobietę. Jak tylko się odwróciła parsknął ze śmiechu. Zdziwienie malujące się na jej twarzy było wręcz rozbrajające. Patyczek, który wyciągnęła w jego stronę również tylko go śmieszył. Starał się jednak, żeby mimika pyska nie zdradzała go zbytnio. Ponadto młode ciało wyglądało smakowicie. Napięte w oczekiwaniu, niestety opamiętała się szybko, rozluźniła i skierowała w jego stronę pytanie.
Siedział tak dalej, przez chwilę zastanawiając się czy ciągnąć farsę, czy ujawnić się od razu. Ziewnął odruchowo pokazując szereg wielkich zębów. Pacnął jeszcze raz łapą po barierze tak, żeby się wgięła. Następnie spojrzał na druidkę uśmiechnął jak tylko najbardziej w tej postaci potrafił.
Pierwsze co wydobył z siebie był krótki ryk, który większość zwierząt odebrałaby jako: Oto Ja. Wasz król. Bijcie pokłony, albo skończycie jako kolacja. Biorąc jednak pod uwagę, że dziewczyna mogła przypadkiem opuścić parę lekcji zdecydował się na bardziej ludzką formę wymiany zdań.
- Niegrzecznie jest nazywać kogoś CZYMŚ. - Wydobył z gardła artykułowany warkot. Uczył się tego ostatnio sporo, więc powinna go zrozumieć. Dodatkowo wkładał całą silną wolę, w dokładne artykułowanie słów nieprzywykłą do tego krtanią. - Również stawianie na środku czyjejś drogi magicznej ściany nie należy to uprzejmych.
Wciąż siedział nie tyle obserwując, co wręcz pożerając ją wzrokiem. Owo intensywne spojrzenie w porównaniu z uśmiechem musiało wyglądać zabójczo.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

Ów patyczek mógł wyrządzić więcej szkody, niż mogło się zdawać. Poza tym była to jedyna broń, którą mogła się bronić. Gdyby miała jedynie nóż, to podczas ewentualnego ataku nie miałaby żadnych szans by choćby podejść do zwierzęcia... Mając w ręku kij zyskiwała półtorej metra dystansu. No i skąd, do diabła, pomysł, że służył on wyłącznie do walki bezpośredniej? Niemagiczni są tak mało pomysłowi, doprawdy... Kostur mógł też służyć za przewodnik energii magicznej, a wyposażony w dodatkowe źródło ogniskujące mógł zwiększać siłę zaklęć. Szczytem ignorancji jest zatem nazywanie niepozornej podpory patyczkiem.
Tàith'a przez moment zastanawiała się czy aby nie przepędzić... tego czegoś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać. Ni to zwierzę, ni to duch... A zatem co? Kolejne uderzenie łapą w barierę sprawiło, że przeszła przez nią lśniąca nikłym blaskiem fala, więc kobieta chwyciła kilka liści i wrzuciła je w płomienie. Ogień znowu podniósł się nieco w górę, a zaklęcie ochronne zostało dodatkowo wzmocnione. W tym też momencie przybysz odezwał się, a brwi Tàith'y uniosły w górę ze zdziwienia
- Bogowie muszą mieć w tym momencie ubaw po pachy... Zwierzołak. No niewiarygodne - rzuciła w odpowiedzi na charkot niedźwiedzia przemawiającego ludzkim głosem. Pokręciła głową z niedowierzaniem i odwróciła się do niego plecami, siadając przy ognisku, wracając do swoich zajęć. To dopiero było niegrzeczne.
- Grzeczne za to jest zakłócanie czyjegoś spokoju i przeszkadzanie w badaniach. A droga jest szeroka, na pewno zmieścisz się na niej omijając mój obóz - po tych słowach znów na moment przerwała i spojrzała jeszcze raz przez ramię. Nie mogła się skupić kiedy ktoś był obok i umyślnie przeszkadzał jej w pracy patrząc na ręce, lub inne partie ciała, bo chyba owe "inne" interesowały zwierzaka.
Odwróciła się zatem do niedźwiedzia, siadając wygodnie na trawie.
- Skąd przychodzisz? - spytała, dokładnie przyglądając się przybyszowi - jego pyskowi, łapom, futru... Rejestrowała spojrzeniem każdy jego ruch, wciąż nie mogąc odgadnąć jego intencji. Nie bardzo mogła (i swoją drogą niezbyt chciała) zaufać zwierzołakowi, toteż skazani byli na rozmowę przez niewidzialną, ale wyczuwalną magiczną zaporę.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Uśmiechnął się. Jednak była dość inteligentna. Większość osób, które go pierwszy raz widziało mówiącego, myślało że mają do czynienia z jakimś demonem. Pacnął sobie jeszcze raz od niechcenia w barierę. Mimo, że wzmocniona, to dalej nie wymagała od niego wielkiej siły do wygięcia.
Uśmiechnął się widząc, że jego obecność wyraźnie utrudnia jej pracę. Poświęcił kilka sekund na powrót do ludzkiej postaci. Futro przekształcające się w ubrania. Mięśnie kompresujące się do lekko mniejszego ciała. Niezbyt przyjemny widok, jeśli ktoś patrzy nie tam gdzie trzeba.
Po skończonej przemianie dalej siedział przed barierą. Jednak spokojnie mógł patrzeć dziewczynie w oczy bez pochylania się.
- Wybacz przeszkadzanie, ale w barierę wszedłem przypadkiem. Ponadto samotna dziewczyna w ciemnym lesie jest dość nietypowym widokiem. - Rozejrzał się dookoła. - Ponadto czemu jesteś sama, nie w towarzystwie innych druidów?
Wstał, żeby rozprostować kości. Strzeliło mu w karku, rękach i paru innych stawach. Nieprzyjemny dźwięk miażdżonej chrząstki.
- Co do tego skąd przychodzę... - wskazał na las w przeciwnym kierunku do osady - adepci w tej wiosce nie posiadali odpowiedniej ilości mięsa. Wiec urządziłem sobie ucztę niedaleko.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

- Zostaw to - rzuciła w stronę zmiennokształtnego, jeszcze zanim przestała na dobre zajmować się pracą. Jak można było kontynuować badania, kiedy spokój zakłócał wyjątkowo hałaśliwy niedźwiedź, którego najciekawszym zajęciem w tejże chwili było radosne trzaskanie łapą w magiczną barierę? A każde "pac" rozlegało się nieprzyjemnym i nieznośnie głośnym brzękiem, przez który niemożliwa była do przeprowadzenia jakakolwiek próba koncentracji.
W trakcie jego przemiany, kobieta była doń odwrócona i dzięka Bogu nie była narażona na oglądanie nieprzyjemnej sceny. Po raz kolejny wrzuciła w płomienie kilka leżących obok ogniska drewienek, a następnie odwróciła się by spojrzeć na nieznajomego. Bardziej podobał jej się jako zwierzę, ale cóż... Przynajmniej jako niedźwiedź mógł liczyć na nieco więcej uprzejmości, a tak jako ludzki mężczyzna... Łiii tam...
Tàith'a nie była tak zainteresowana wpatrywaniem się w oczy swojego rozmówcy, jak sam zmiennokształtny. Miała ciut ważniejsze rzeczy niż spoglądanie mu w ślepia, co zresztą nie było ni przydatne ni fascynujące.
- Lubię przebywać w samotności i takoż pracować. - odpowiedziała krótko na jego pytanie, sadowiąc się wygodnie na trawie, obejmując rękami swoje nogi i podciągając je pod sam tułów. Siedziała teraz bokiem do mężczyzny, co jakiś czas odwracając wzrok w stronę ognia. Gdy tylko usłyszała wzmiankę o mięsie i uczcie, jaką sobie urządził, odwróciła się do niego i obdarzyła chłodnym spojrzeniem zupełnie niepasującym do ciepłego odcienia brązu na jaki zabarwione były tęczówki jej oczu.
- Masz na sobie krew zwierząt z tego lasu? Jakbym miała mało problemów na głowie... Czy kapłani natury nie zdążyli napomknąć, że w pobliżu obozu NIE WOLNO zabijać zwierząt i posilać się ich mięsem? Knieja jest świętym sanktuarium i sam Ialatzet zabronił tu polować... - mogłaby tak jeszcze długo mówić na ten temat, ale to była zwykła gadka szmatka... Nie w jej gestii było dawanie reprymend komukolwiek, nawracanie, czy robienie czegokolwiek innego, co przekraczało jej kompetencje.
- Nieważne... Chyba nie dosłyszałam Twojego imienia. - bardzo mądrze i słusznie zauważyła młódka, pocierając palcami nasadę nosa. Pierwsze oznaki zmęczenia zaczęły się jej dawać we znaki.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Tak. Krew zwierząt. A niby czym innym mam się żywić hę? Nie będę jak jakiś koń żywił się trawą. Tak myśląc położył się na skraju pola ochronnego. Nieufna dziewczyna wciąż nie miała zamiaru zdjąć tej bariery. Jakby się obawiała tego, co może jej zrobić.
Cień rzucany przez jej zwiniętą sylwetkę tańczył za jej plecami. Zmiennokształtny z nudów zaczął kopać palcem rowki w ziemi wciąż wpatrując się w druidkę. Tak leżąc na boku z ręką pod głową różne myśli przechodziły mu przez głowę.
- To co mówi ten Lal-coś mało mnie obchodzi. Żyłem w tych lasach od młodości więc żaden człowiek nie będzie mi tłumaczył zasad królestwa zwierząt. Taka jest już kolej rzeczy, że za starzy oraz młodzi, którzy nie umieją sobie radzić, zginą. Czy to z mojej strony, czy ze strony pewnej watahy wilków grasującej pół dnia drogi na zachód.
Chłodny wieczorny wiatr rozwiewał liście drzew. Wielkolud wzdrygnął się lekko czując chłód ciągnący od rosy pokrywającej trawę i liście.
- Mów mi Andrew - odpowiedział na zadane pytanie. - Zamierzasz tak siedzieć całą noc sama? A jeśli wybrałaś się z pozostałymi bez pozwolenia nie obawiasz się, że zobaczą ognisko i przyjdą cię zatrzymać. - Leżał dalej, podpierając ręką głowę. Po lekko zamglonym wzroku oraz opadającej głowie domyślał się, że dziewczynę zaczyna powoli również ogarniać zmęczenie.
- A jak na ciebie wołają? I czy naprawdę aż tak moja obecność przeszkadza ci w tym, czym chcesz się zająć? Już wolę twoje towarzystwo niż wracać do tych staruszków. - Nie przerywał uśmiechu przez całą rozmowę.
Nagle dotarł do niego dziwny zapach. Słomy, tłuszczu, ogólnie miasta. Obrzucił wzrokiem okolicę i zauważył kolejną kobietę kryjącą się za drzewem. A Ty co tutaj robisz? Dodał sam do siebie w myślach zaciekawiony całą sytuacją.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Cyntia
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cyntia »

        Ocknęła się lesie. Dosłownie i w przenośni. Otaczały ją drzewa i inne rosliny, generalnie wszystko, co składa się faunę i florę terenów zalesionych. Nie pamiętała jednak jak się tu znalazła. Ba, nie pamiętała nawet, jak wydostała się z Bastionu, ani jak podróżowała przez Opuszczone Królestwo. Prosto ze stajni obok karczmy przeniosła się tu, a cała reszta była jedną, wielką czarną dziurą. Przez chwilę leżała zrezygnowana, gapiąc się w trawę, po czym niemrawo wstała i ruszyła przed siebie.

        Było jej obojętne, dokąd idzie. Ba, miała nawet nadzieję, że natknie się na jakiegoś niedźwiedzia czy coś, co ją rozszarpie i tym samym zakończy jej żywot. Sama jakoś nigdy nie potrafiła się na to zdobyć. A jednak, kiedy zobaczyła kobietę i potężnego mężczyznę kłócących się o coś, postanowiła zatrzymać się i posłuchać przez chwilę, o co właściwie chodzi. Wyglądała więc zza drzewa, nieświadoma, że jej czarne włosy i blada cera muszą być doskonale widoczne, czekając na nastepne słowa w ich rozmowie.
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

Chyba Andrew nie był aż tak naiwny żeby myśleć, że dziewczyna zdejmie barierę jak tylko nieznajomy przemieni się z niedźwiedzia w człowieka i przestanie kombinować nad tym jak obejść zabezpieczenia, tudzież sprawdzać jakim nakładem siły udałoby mu się je zniszczyć. Kapłanka nie była głupia ani łatwowierna. Nadal nie była pewna co do intencji zmiennokształtnego, więc dla swojego własnego bezpieczeństwa pozostawała w tej niewielkiej strefie ochronnej, jaką sobie wyczarowała przed kilkoma chwilami.
- Słowo IALATZETA powinno cię obchodzić. Powiem więcej: masz obowiązek go przestrzegać, jeżeli tutaj żyjesz. I nie ucz mnie proszę o zasadach panujących w przyrodzie, bo kto jak kto, ale ja je znam. Możesz mi wierzyć na słowo. - przerwała mu, zanim zdążył przyrównać śmierć niewinnych młodych zwierząt z jego ręki i z rąk watażki wilków. Nie można było między tym a tym postawić znaku równości. - Zwierząt nie obowiązują prawa ludzkie, a ich żery są wliczone w naturalny cykl. Zwierzołak natomiast, mimo iż czasami kieruje się zwierzęcym instynktem, podlegał prawom tych, których zadaniem jest opieka, ochrona lasu i zachowania naturalnej kolei rzeczy, harmonii...
- Andrew? TEN Andrew, o którym wśród młodych druidów chodzą plotki? Banita wyklęty przez kapłanów, któremu po wielu latach Ialatzet okazał łaskę i pozwolił powrócić? To wiele wyjaśnia... - Tàith'a uśmiechnęła się w dziwaczny sposób, okazując coś pośredniego pomiędzy chłodnym poczuciem wyższości, pogardą, lekkim rozbawieniem i zaciekawieniem. Doprawdy niezwykła to była mieszanka...
- Mam ci się tłumaczyć? W ogóle po czym wnosisz, że reszta druidów nie wie o tym, że tu jestem? - uniosła brwi ku górze w geście chłodnego zdziwienia z pytania oraz wniosków i podejrzeń, jakie wysnuwał nie wiadomo skąd.
- Tàith'a. Mówią mi Tàith'a. Kapłanka natury, od niedawna członkini rady druidzkiej, opiekunka kniei. Mniejsza o tytuły - mruknęła od niechcenia, machnąwszy na koniec lekceważąco dłonią. Na zadane pytanie nie odpowiedziała, wymownym milczeniem dając mu do zrozumienia, że zachwycona jego obecnością nie jest... Po części była to prawda, bo nie pozwalał się jej skupić na swojej pracy i z lekka irytował ją tym, że cały czas patrzył na nią nachalnie... To był kolejny powód, dla którego bariera ciągle stała. Ograniczony czarami facet to dobry facet... Przynajmniej nie zrobi czegoś głupiego, czego z pewnością prędzej niż później na pewno by pożałował. Na moment odwróciła się w stronę płomienia i wstała na moment by przeciągnąć się i rozprostować kości. Jako że Andrew i Tàith'ę dzieliła odległość czterech metrów, a dziewczyna stała do niego tyłem, mógł zobaczyć niewyraźny zarys tatuażu na jej odkrytych plecach. Nacięta skóra na ramionach przypominająca łuski również lekko lśniła w mocnym świetle ognia. Mimo iż stała tyłem do zmiennokształtnego i nie widziała tego co on, wyczuła czyjąś obecność. Oprócz niej i nieproszonego gościa w pobliżu był ktoś jeszcze...
- Czyżbyś przyprowadził ze sobą przyjaciół, Andrew? - rzuciła pytanie w eter, a głowę lekko odwróciła by spojrzeć przez ramię na rozpłaszczonego na ziemi mężczyznę.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Parsknął tylko pod nosem przy komentarzach o Lalatzecie. Rozbawiła go tylko. Dlaczego uważała, ze skoro nie przestrzegał zasad starszyzny kiedyś, zacznie to robić teraz? Z takim uśmiechem wciąż obserwował dziewczynę nie zaszczycając nowo przybyłej uwagą. Dostrzegał jakieś dziwne kształty na jej ciele, jednak nie zawracał sobie głowy ich pochodzeniem. Wśród młodych w osadzie było kilka osób z tatuażami.
- Nie było to zbyt trudne. Z pozostałych grup dochodzi zapach co najmniej trojga ludzi. A wyczuwam poza tymi dwoma co ich widać jeszcze chyba jeden obóz. A skoro tamtych wysłali z obstawą, to o twojej obecności tutaj wie albo wąska grupa osób albo nikt. Jeśli tytuły są prawdziwe, co mam gdzieś, to wymusiliby na tobie wzięcie przynajmniej jednego ze strażników. - Rozglądał się w poszukiwaniu jakiegoś patyka, żeby zająć ręce. dość szybko namierzył jeden tuż za barierą. - A jakbym przyprowadził przyjaciół, to stali by teraz ze mną. Jednak mało która wataha opuszcza swoje terytorium. Jeśli mówisz o tej kobiecie, która właśnie nam się przygląda, to nie mam pojęcia skąd się znajduje, ale jej zapach jest zupełnie nie stąd. Obstawiam czarodziejkę po teleportacji.
Z rozmachem wbił rękę do środka bariery. Stawiła większy opór niż się spodziewał, dlatego nie weszła cała ręka. jednak spokojnie sięgnął, do namierzonego patyka. Chwycił go spokojnie, narysował parę kresek, po czym zaczynając odczuwać już działanie magii na mięśniach wycofał rękę razem z kijkiem. Nie zwracając uwagi na reakcję Taithy zaczął ryć kreski patykiem po ziemi.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Cyntia
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cyntia »

        Cyntia schowała się za drzewem, gdy tylko dowiedziała się, że została odkryta. Dopiero teraz pomyślała o niewidzialności, ale cóż, było już na to za późno. Przez chwilę rozważała możliwość ucieczki, po wcześniejszym wymazaniu tamtej dwójce wspomnień o niej, ale uznała to za zbyt ryzykowne. Nie miala żadnej gwarancji, że któreś z nich również nie zna się na telepatii czy Magii Umysłu. Zresztą gdyby mieli jakieś złe zamiary na pewno już by nie żyła, albo przynajmniej byłaby tego stanu bardzo bliska.

        Wyszła więc zza drzew. Ogranęła wzrokiem dwójkę ludzi (?) przed sobą, po czym wbiła wzrok w ziemię.
- Przepraszam - niemal szepnęła. - Nazywam się Cyntia. Faktycznie, jestem czarodziejką, ale nie posiadam umiejętności teleportacji. I... chyba się zgubiłam.
Awatar użytkownika
Taitha
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taitha »

Kilka osób? WSZYSCY nosili na plecach tatuaże swoich zwierzęcych duchów opiekunów - tego nie dało się nie zauważyć. "Nadanie" przechodził każdy druid w dniu swojego ślubowania... W jej przypadku trzeba było też naznaczyć skórę śladami przypominające wężową łuskę, ale nie wiadomo dlaczego... Prawdopodobnie chyba tylko ze względów estetycznych, bo niby jaką funkcję miałoby to pełnić? No ale mniejsza o to...
- Za dużo myślisz. Przestań - przynajmniej będziesz mądrzej gadał, bo te bzdury, które teraz słyszę przekraczają moje pojmowanie... Albo nie, mam lepszy pomysł. Nic już nie mów - dopóki się człowiek nie odezwie jest szansa na to, że powie coś mądrego. I stosownego - po tych słowach odwróciła się i spojrzała wprost na postać, która w tym momencie kryła się za drzewami. Wyczuwała ją przez wzgląd na magię płynącą w jej żyłach. Nie czuła jednak nic, czego mogła się obawiać - nowo przybyła również nie była poszukiwanym Duchem Lasu, można odetchnąć z ulgą. W tym samym momencie niemal podskoczyła, kiedy w jej uszy uderzył głośny, przeciągły brzęk. Nieznośny ton wibrował w głowie kapłanki dosyć długo, by w końcu ucichnąć. W miejscu wbicia przez mężczyznę ręki w barierę, widniał teraz widoczny, blady ślad - bariera odniosła lekkie obrażenia, ale te mogły być zaczątkiem do jej obalenia. "Blizna" znikła jednak z chwilą, kiedy płonące drwa znowu skropiła paroma kroplami własnej krwi... Ta zabawa niedźwiedziołaka w sprawdzanie siły magicznej osłony kosztowała ją mnóstwo cierpliwości i jeszcze w dodatku traciła swoją bezcenną krew. Mogłaby mu w tym momencie wygarnąć to wszystko, zwyzywać od plugawych mieszańców, półgłówków, kretynów i innych puchatych rzeczy, ale po co? By dać mu satysfakcję, że udało mu się zwrócić na siebie jej uwagę? A w życiu... Ale wpadła na inny pomysł - pochyliła się i wzięła z torby sakwę, z której wyjęła migotliwy kamień o karmazynowej barwie i wrzuciła go w płomienie, odmawiając krótką modlitwę. Poza tym, że kamień po wrzuceniu do ognia cicho zaskwierczał, nie stało się kompletnie nic, ale zadowolona z siebie kobieta po skończeniu inkantowania zaklęcia vel modlitwy odwróciła się w stronę przybyszki.
- Mówi panna zbyt cicho i bełkotliwie, żeby ją zrozumieć. - powiedziała głośno, by dziewczyna z tej odległości ją usłyszała. Cóż... Ją i nieznaną czarodziejkę dzieliło kilkanaście metrów i do tego dochodziła magiczna bariera, która nieco tłumiła dźwięki.
- Ale imponujące jest to, że tu dotarłaś nie rozszarpana po drodze przez zwierzęta ani inne przesympatyczne stworzenia. Ot choćby to to co tu siedzi - wskazała brodą na Andrew, krzyżując jednocześnie ręce na piersiach.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Andrew usiadł widząc wychylającą się kobietę. Obracając patyk w rękach zwrócił się w stronę nowo przybyłej.
- Witaj. Wybacz koleżance. Trochę poddenerwowana jest. Uważaj, bo postawiła jakąś ścianę magiczną. - Rozsiadł się wygodnie obserwując chude ciało czarodziejki. Siedział tak zastanawiając się nad pochodzeniem kobiety. Przez te rozmyślania umknął mu rytuał druidki przeprowadzony nad ogniskiem. Jednak niezrażony uśmiechał się w stronę Cyntii.
- Może usiądziesz obok i razem poczekamy, aż zniesie tą barierę?
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości