Zatrzymał wierzchowca na środku skrzyżowania i wytężył wzrok. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że nie wszystko w tym miejscu jest w porządku. Pierwsze co wzbudziło jego nieufność to zupełny brak jakichkolwiek dźwięków z otoczenia. Mimo środka dnia światło słoneczne nie mogło się przebić przez okrywającą całą okolicę mgłę. Była ona tak gęsta, że nie widział dalej niż na sto metrów przed sobą.
Czekał chwilę, zastanawiając się, czy jeśli teraz krzyknie, to ktokolwiek mu odpowie. W końcu zsiadł z konia i postawił obie stopy na żwirowej powierzchni. Rozejrzał się we wszystkie strony, starając się dostrzec jakikolwiek znak, że w mieście pozostał ktoś żywy. W panującej wokół ciszy udało mu się jednak wyłowić pewien powtarzający się dźwięk. Jakby szuranie czegoś ciężkiego po żwirze. Szybko odwrócił się w tamtą stronę.
W tej gęstej jak mleko mgle poruszał się jakiś ciemny kształt. Był wielkości dorosłego człowieka i oddalał się od niego w stronę bocznej uliczki. Zrobił kilka kroków w tamtym kierunku, starając się nie stracić tego czegoś z oczu. Nagle zatrzymał się gwałtownie.
Tuż pod jego stopami zauważył ciągnące się przez całą długość ulicy krwawe ślady. Mgła utrudniała widoczność ale zdawało mu się, że ślady kończą się tam, gdzie zniknął ciemny kształt. W bocznej uliczce.
Opuszczone Królestwo ⇒ Cerna Hora
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 648
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
- Jukersus
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 3
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek - Obrońca
- Profesje:
- Kontakt:
Lekki ruch barkiem starczył, aby tarcza zsunęła się na przedramię. Dłoń spoczęła na rękojeści miecza, który powoli wysunął się z pochwy. Starał się zachować ciszę, kiedy powoli stawiał kolejne kroki zbliżając się do miejsca, gdzie spostrzegł znikający w mroku kształt. Poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić, a mięśnie napinają się. Organizm reagował jak należy.
— Nie...ny je...t ... w...ca s...ą...o ze ś...ki... — usłyszał stłumiony głos dochodzący spod lekkiego skórzanego pancerza, który miał na sobie. Zatrzymał się. Niezręcznie, używając ręki w której dzierżył miecz, wyciągnął zza kołnierza żelazny łańcuszek na którym wisiał niewielki medalion przedstawiający wyobrażenie jakiegoś artysty na temat łba niedźwiedzia.
— Co?
— Mówię, że "Niepewny jest los wędrowca schodzącego ze ścieżki". — Ostatnie słowa wypowiedziane zostały z namaszczeniem, niczym prawda oświecona. Głos wyraźnie dochodził z wisiora. Gdyby ktoś próbował, miałby niemały problem z określeniem jego barwy, dla niewprawnego ucha raz brzmiał niczym głos starca, aby po chwili zastanowienia wydawać się dźwiękami dochodzącymi z krtani młodzieńca. Zdecydowanie jednak był to głos męski.
— Możesz zachować swoje mądrości na później, nie wiem, czy zauważyłeś, ale jestem teraz dość zajęty. — W głosie Juka dało się wyczuć wyraźne podirytowanie. — Wiesz, miecz, tarcza, coś dziwnego czające się w mroku... i takie tam.
Medalion westchnął.
— Tobie wszystko trzeba bezpośrednio, co? Dlaczego moim potomkiem nie może być jakiś szanowany i inteligentny mag... Słuchałeś kiedyś bardzich pieśni? Pełno jest w nich fragmentów jak to "wszedł w czarne odmęty nieprzepastnych mroków, w których jedynie oczy bestii spozierały na blask stali, którą dzierżył w dłoni" i podobne. Dalej jest z reguły fragment o tym jak zabija bestię, pokonuje wrogów i po drodze, żłopiąc od niechcenia kufel drogiego trunku, znajduje jakąś pannę do uratowania. To się zwykle tak nie kończy. Widzisz, masz tu zrównaną z ziemią wioskę, ślad świeżej krwi i coś, co wlazło w ciemną alejkę. I co robisz? Idziesz w ciemną alejkę. Czyś ty zgłupiał?! — pytanie zostało zadane zdecydowanie zbyt głośno. Juk przycisnął rękę do piersi, starając się zagłuszyć głos dochodzący z medalionu, jednak wiedział, że próby utrzymywania ciszy już nie pomogą, jeśli cokolwiek żyło jeszcze w tej wiosce, teraz wiedziało o jego obecności.
— Nie...ny je...t ... w...ca s...ą...o ze ś...ki... — usłyszał stłumiony głos dochodzący spod lekkiego skórzanego pancerza, który miał na sobie. Zatrzymał się. Niezręcznie, używając ręki w której dzierżył miecz, wyciągnął zza kołnierza żelazny łańcuszek na którym wisiał niewielki medalion przedstawiający wyobrażenie jakiegoś artysty na temat łba niedźwiedzia.
— Co?
— Mówię, że "Niepewny jest los wędrowca schodzącego ze ścieżki". — Ostatnie słowa wypowiedziane zostały z namaszczeniem, niczym prawda oświecona. Głos wyraźnie dochodził z wisiora. Gdyby ktoś próbował, miałby niemały problem z określeniem jego barwy, dla niewprawnego ucha raz brzmiał niczym głos starca, aby po chwili zastanowienia wydawać się dźwiękami dochodzącymi z krtani młodzieńca. Zdecydowanie jednak był to głos męski.
— Możesz zachować swoje mądrości na później, nie wiem, czy zauważyłeś, ale jestem teraz dość zajęty. — W głosie Juka dało się wyczuć wyraźne podirytowanie. — Wiesz, miecz, tarcza, coś dziwnego czające się w mroku... i takie tam.
Medalion westchnął.
— Tobie wszystko trzeba bezpośrednio, co? Dlaczego moim potomkiem nie może być jakiś szanowany i inteligentny mag... Słuchałeś kiedyś bardzich pieśni? Pełno jest w nich fragmentów jak to "wszedł w czarne odmęty nieprzepastnych mroków, w których jedynie oczy bestii spozierały na blask stali, którą dzierżył w dłoni" i podobne. Dalej jest z reguły fragment o tym jak zabija bestię, pokonuje wrogów i po drodze, żłopiąc od niechcenia kufel drogiego trunku, znajduje jakąś pannę do uratowania. To się zwykle tak nie kończy. Widzisz, masz tu zrównaną z ziemią wioskę, ślad świeżej krwi i coś, co wlazło w ciemną alejkę. I co robisz? Idziesz w ciemną alejkę. Czyś ty zgłupiał?! — pytanie zostało zadane zdecydowanie zbyt głośno. Juk przycisnął rękę do piersi, starając się zagłuszyć głos dochodzący z medalionu, jednak wiedział, że próby utrzymywania ciszy już nie pomogą, jeśli cokolwiek żyło jeszcze w tej wiosce, teraz wiedziało o jego obecności.
Słuchaj, do walki ludzie stają z różnym nastawieniem. Jedni sądzą, „a może mi się uda przeżyć” – nie uda się, to już trupy jeśli trafią na zawodowca. Inni myślą „pofechtujemy się, zobaczymy kto lepszy(...)” – to też trupy, jeszcze przed walką. I są jeszcze inni, myślą: „zabić, zabić, zabić” albo w ogóle nie myślą o niczym szczególnym, po prostu zabijają. I chodzą sobie po świecie, nie mając często pojęcia, co to jest „przejście Brasa”(...) Możesz biegać... Jak masz dziesięciu przeciwników przeciw sobie. Ale jednego? Zabij go i już.
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 648
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Powoli szedł w dół ulicy, ostrożnie mierząc każdy krok i co chwilę oglądając się na boki. Zewsząd otaczała go przygnębiająca cisza. Jeżeli byli tu jacyś ludzie, to opuścili to miejsce już jakiś czas temu. Zabite deskami okna nie pozwalały zajrzeć do środka. Zapewne gdyby wojownik spróbował złapać za klamki okazałoby się, że drzwi do mijanych budynków również zamknięte są na głucho.
Podążał dalej w obranym wcześniej kierunku. Kilka razy zdawało mu się, że słyszy za plecami odgłos szurania o żwir. W końcu zatrzymał się i obrócił. Za sobą zauważył tylko gęstą, mlecznobiałą mgłę. Nikogo poza nim tu nie było. Pokręcił głową, ganiąc się za zbyt wybujałą wyobraźnię i kontynuował marsz do przodu.
Zanim zrobił następny krok, zdrętwiał w miejscu. Tam gdzie jeszcze przed chwilą leżała prosta droga, teraz ziała pusta otchłań. Ogromna, bezdenna dziura w ziemi, ciągnąca się stąd aż po horyzont. Zachwiał się nad przepaścią, trzymając jedną stopę w powietrzu. W końcu udało mu się odskoczyć do tyłu. Wyglądało na to, że dalej nie przejdzie. No chyba, że spróbowałby zejść na dół. Nie wiedział jednak jak daleko sięga ta przepaść i czy w tej mgle udałoby mu się, w razie czego, wrócić do miasta. Przeszedł go dreszcz na myśl o tym, że po długiej, bezowocnej wspinaczce traci siły i spada w dół.
Podążał dalej w obranym wcześniej kierunku. Kilka razy zdawało mu się, że słyszy za plecami odgłos szurania o żwir. W końcu zatrzymał się i obrócił. Za sobą zauważył tylko gęstą, mlecznobiałą mgłę. Nikogo poza nim tu nie było. Pokręcił głową, ganiąc się za zbyt wybujałą wyobraźnię i kontynuował marsz do przodu.
Zanim zrobił następny krok, zdrętwiał w miejscu. Tam gdzie jeszcze przed chwilą leżała prosta droga, teraz ziała pusta otchłań. Ogromna, bezdenna dziura w ziemi, ciągnąca się stąd aż po horyzont. Zachwiał się nad przepaścią, trzymając jedną stopę w powietrzu. W końcu udało mu się odskoczyć do tyłu. Wyglądało na to, że dalej nie przejdzie. No chyba, że spróbowałby zejść na dół. Nie wiedział jednak jak daleko sięga ta przepaść i czy w tej mgle udałoby mu się, w razie czego, wrócić do miasta. Przeszedł go dreszcz na myśl o tym, że po długiej, bezowocnej wspinaczce traci siły i spada w dół.
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 648
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Wojownik długo przedzierał się przez zatopione w gęstej mgle uliczki. Co chwilę do jego uszu dochodziły z otoczenia podejrzane dźwięki, zanim jednak zdołał się odwrócić, źródło hałasu milkło. Słońce już zaszło, a mężczyzna niestrudzenie brnął naprzód, klucząc, skręcając i wciąż zmieniając kierunek marszu. W końcu stanął bezradny na jakimś skrzyżowaniu. Przypominało mu ono drogę, przy której zostawił wierzchowca, jednak po zwierzęciu nie został najmniejszy ślad. Wojownik zapragnął zawrócić. Ale skąd przyszedł? Zabłądził. Rozejrzał się dookoła z przerażeniem... Wszędzie te same puste domy z zabitymi na głucho drzwiami i oknami. Wszędzie ta sama zawiesista, szara mgła, wciskająca się w każdą wolną przestrzeń. Zabłądził. To chyba koniec... Pozostanie w tym mieście na zawsze.
Zamieszkujące Cerną Horę zło miało posilić się raz jeszcze.
Zamieszkujące Cerną Horę zło miało posilić się raz jeszcze.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości