~~~~Drzwi same z siebie puściły z zamków, magiczna wersyfikacja języka demonów zadziałała bezbłędnie. Elf puścił przodem podobną mu panią, uśmiechnął się na sam widok starego dobrego gabinetu.
Owalny pokój przypominał miniaturową biblioteczkę. Dookoła ścian wysokie dębowe regały i szafy podtrzymywały tomy ksiąg i map, każda z nich oprawiona w cenną skórę. W dwóch szafach mieścił się malutki barek. Zielone butelki i lampki do wina gnieździły się jak pszczoły w ulu. Chociaż nie bzyczały, i nie produkowały miodu, miało się ochotę włożyć tam dłoń. Lucan tak właśnie zrobił. Spośród wiernych mu alkoholi, wybrał podłużną smukłą postać. Nazywała się "Blanc". Wino z rejonów Równin Drivii. Niestety, zniszczona wiekiem etykieta nie mówiła nic więcej.
- Czuj się jak u siebie, miła mi Ayathell. - poprosił, kładąc butlę wraz z lampkami na prostokątnym twardym biurku na którym porozstawiane papiery, kałamarz, czy świece znalazły swoje miejsce wieki temu. - Doprawdy, nie wiem nic o twojej podróży i samym celu przybycia. Co taką piękną, zdolną Elfkę może kusić do świątyni demonów?
Nalewając wino do pierwszej z dwóch lampek, wskazał kobiecie purpurową kozetkę ułożoną między jednym regałem, a drugim. Na ścianie wisiał obraz pełen ognia i ciemnych barw. Tajemniczy portal ujawniający się po środku makabrycznej scenerii piekła skupiał w swym centrum mroczną postać z kosą. Czy był to Lucan... a może Śmierć? Samo płótno pachniało iście ponuro. Rama natomiast - brązowa i pasująca do czerwonej wiśni ścian - na pewno kosztowała sporo grosza.
~Gesty. Gra ciała. Ayathell jest w tym naprawdę dobra, wręcz niesamowita. Każdy jej ruch i gest miał jakiś ukryty sens, przesłanie. Dzięki ciału komunikowała się z nim, wmawiała mu wiele rzeczy. Kusiła. Tak, chciała nim obracać jak Szatan. W jej oczach tliła się kobieca energia zdolna ujarzmić każdego mężczyznę. Lucan dostrzegł to kiedy pomagał jej schodzić z konia, kiedy tylko ujął jej dłonie i spojrzał się po raz pierwszy w oczy. Spojrzenie Elfki zasługuje na specjalną uwagę. Powinien być zatem ostrożny w spoglądaniu na nią i wpatrywaniu się. Cielesne siły Ayathell mogą zwieść niczym zakazany owoc. Lucan lubi owoce.
- Mimo wszystko uciekasz od odpowiedzi na moje pytanie. Nadal nie powiedziałaś mi dla kogo pracujesz. Z twojej perspektywy może to być sekret i zabezpieczenie przed wydaniem, dla mnie szemrane interesy i bycie nie w porządku z kimś, kogo prosisz o pomoc. Nie jestem twoim sumieniem, baczę przed tym, aby kogokolwiek umoralniać i nauczać, lecz póki nie jesteś ze mną w stu procentach szczera... ja nie mogę kiwnąć palcem w twej sprawie, droga Ayathell. Musisz przemyśleć to, czego w ogóle oczekujesz... ode mnie, od swojego pracodawcy... od przyszłości. Gdybyś bowiem służyła zachciankom Lolth, nie zgodziłabyś się na sojusz z kimś... z kimś tak zaciekle tajemniczym.
Uśmiechnął się kącikami warg, ponownie sprawiając na stopach kobiety krople czerwonego wina. Dłońmi masował je wzdłuż i w szerz. Palce mężczyzny, choć wyglądały na twarde i okrutne w swym dotyku, przynosiły odprężającą rozkosz i ukojenie. Elf bowiem starał się jak mógł, aby żadna kropelka nie przegapiła roztarcia na boskiej skórze rozmówczyni. Wojowniczka, czując na sobie dotyk Lucana, mogła myśleć wiele rzeczy. To jej własna, prywatna sprawa. Zdecydowanie nie mogłaby myśleć niczego złego. Demonolog zachowywał się na swój sposób. Przywitał się, pomógł, zaprowadził do osobnego pokoju, pokazał gabinet. Teraz jeszcze wino i masaż... widać Demon Namiętności tkwi w jego jadeitowych oczach świecących przebiegle i tak zjawiskowo.
- Historia Mrocznych Elfów dowiodła, że nie wolno ufać nikomu, kto chce nam pomóc. Jesteśmy dla Alarani zbyt silni, abyśmy mogli istnieć jako duże ugrupowanie, naród. Tym bardziej nie wiem, czy mógłbym ci pomóc, kompletnie nie wiedząc, co miałbym do wykonania dla ciebie. Jak na razie okrążasz jedną i tą samą myśl... chodzisz o ścieżce ogólników. Ja natomiast chciałbym poznać szczegóły. Wszystkie.
Spojrzał się uważnie Ayathell.. wzrok zakotwiczył na figlarnych ustach i oczach.
- Porównując nasze twarze... naprawdę jesteśmy do siebie podobni jak rodzeństwo. Myślę, że gdyby dało się więcej, doszłabyś do tego samego zdania, co ja. Mam ci to jakoś udowodnić? - spytał spokojnie, w ogóle nie mrugając.