
Posępny krok gościa przywitał wszystkich klientów. Właściciel oberży, podstarzały grubasek o wdzięcznej puszystej tuszy, oraz jego towarzyszka, dość młoda dama o nietuzinkowych kształtach wyłaniających się spod gęstych falbanek, patrzyli tylko zza lady na wysoką, dumną postać stojącą w progu "Hulaszczej Podwiązki". Tajemnicza postać zamknęła za sobą drewniane, na wpół mocowane stalą drzwi. Z kaptura zarzuconego płaszcza spadały duże krople wody. Odbijały się od suchej ziemi i opadały dookoła milczącego podróżnika. Nikt, prócz samego karczmarza, nie rozpoznawał go. Mężczyzna bowiem zbyt często widział ów ubiór, a także kostur ściskany w lewej dłoni Elfa. Zielone, jaskrawe oczy wyłaniające się z cienia w końcu zetknęły się z nim twarzą w twarz. Brakowało tylko jednego łokcia, a zetknęłyby się ze sobą.
- Witaj, Przyjacielu. - Lucan odezwał się cicho nie płosząc przy tym zaciekawionej klienteli zerkającej w jego stronę. - Jeśli można... daj mi gorący miód z piwem oraz coś ciepłego na strawę. Zapłacę po wszystkim.
Mimowolnie spoczął wzrokiem na znajomej kobiecie, Ternettcie. Kokietka sympatyzowała z nim często, kiedyś... dawno dawno temu przy kominku i zbiorach poezji wybranej. Mimo jej zawodu usługiwania w oberży, oraz wyglądu przypominającego wyłącznie portową prostytutkę, należała do osób bardzo mądrych i poczciwych. Rozsądnych, co najważniejsze. Lucan również do niej się uśmiechnął, co zakończyło się ucałowaniem wierzchu prawej dłoni.
Pełen podziwu dla wybornego piękna ciągle młodej Ternetty usiadł niedaleko lady i wyjścia kuchennego, w samym kącie zderzającym z sobą dwie marmurowe, wysadzane kamieniami ściany. Tuż przy kominku Elf zdawał się być nikim więcej prócz jednego z wielu nieznajomych przybyszy pragnących tylko dobrze zjeść, przespać się (czasem z kimś) i ruszyć w dalszą podróż.
Nic bardziej mylnego. Lucan zdjął z siebie płaszcz wierzchni, prezentując ciemną karnację skóry, spiczaste uszy i doskonale wyrzeźbioną sylwetkę. Pokazując po sobie moc, potęgę i pozytywny nastrój oczekiwał podania zamówionego jadła. Kto wie ile jeszcze czasu zajmie mu odczekanie aż przeminie druzgocząca, krzykliwa burza panująca tuż za oknem...