Mgliste Bagna ⇒ Wędrówka wśród mgły
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Wędrowali długo, długo, w milczeniu, nie licząc czasu i nie zatrzymując się ani razu na odpoczynek. Drobne ślady stóp topielicy znikały pod warstwą popiołu i zwęglonej trawy, jaką pozostawiał po swoim przejściu podążający za nią ifryt.
Skończyła się noc, a blady świt z trudem przebił się przez zasłonę mgieł i bagienne zarośla. Do Maurii wciąż było daleko.
Zapadł wieczór, a później - niemal niezauważalnie - wstał kolejny poranek, ponury, szary i ciemny. Bez słowa i bez zmian mijał drugi dzień wędrówki.
Dopiero, gdy południe już dawno minęło, okolica zaczęła robić się mniej bagnista, a splątana do tej pory i nieprzepuszczająca światła roślinność wyraźnie poczęła się przerzedzać. O zmroku wyszli z mokradeł. Wśród purpury znikającego za czarną połacią boru słońca, dały się dostrzec pierwsze światła, pierwsze zabudowania miasta.
- I co... Sudżahid? Tam to już Mauria. Idziesz dalej, czy zostajesz tutaj? - dziewczyna stanęła i odwróciła się do sunącego za nią wśród trzasku iskier demona, odzywając się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Pod stopami czuła chłód wieczornej rosy.
Skończyła się noc, a blady świt z trudem przebił się przez zasłonę mgieł i bagienne zarośla. Do Maurii wciąż było daleko.
Zapadł wieczór, a później - niemal niezauważalnie - wstał kolejny poranek, ponury, szary i ciemny. Bez słowa i bez zmian mijał drugi dzień wędrówki.
Dopiero, gdy południe już dawno minęło, okolica zaczęła robić się mniej bagnista, a splątana do tej pory i nieprzepuszczająca światła roślinność wyraźnie poczęła się przerzedzać. O zmroku wyszli z mokradeł. Wśród purpury znikającego za czarną połacią boru słońca, dały się dostrzec pierwsze światła, pierwsze zabudowania miasta.
- I co... Sudżahid? Tam to już Mauria. Idziesz dalej, czy zostajesz tutaj? - dziewczyna stanęła i odwróciła się do sunącego za nią wśród trzasku iskier demona, odzywając się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Pod stopami czuła chłód wieczornej rosy.
- Sudżahid
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Ifryt
- Profesje:
- Kontakt:
- A jaką mam gwarancję, że wrócisz? Tsss.... - zapytał, cicho wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby, wywołując tym samym syk.
Coś nie podobało mu się w tej dziewczynie, która bez odpoczynku wędrowała dwa dni, bez chwili wytchnienia i bez przerwy na jedzenie. Wiedział, że to nie było naturalne, że nie było to właściwie ludziom - ale nie wiedział z jakiego powodu tak się zachowywała. Ciągle oszołomiony nowymi doznaniami, jego zmysł magiczny nie potrafił dostrzec w niej istoty ożywionej mocą nekromantycznej woli.
Sudżahid rozbłysnął jaśniejszym, żywszym płomieniem, prawie całkowicie zmieniając swą formę w żywy ogień - pozostawił sobie tyle tylko ciała, by nie musieć znowu zbierać wszystkich rzeczy z ziemi, jak tuż po swoim przybyciu. W swej żywiołowej, energicznej formie uniósł się nieco w górę i nagle, bez ostrzeżenia, warknął. Zamachał samymi czarnymi dłońmi w jedną i drugą stronę, odwrócił się i machnął raz jeszcze. Za każdym ruchem wystrzeliwały ogniste pociski, małe, mordercze komety żądne jakiejś ofiary, jakiegoś podatnego na ogień wyschłego drzewa czy zdeformowanego, bagiennego krzaka. Uderzyły, to w ziemię, to w jakąś skrytą pod wielkimi, mięsistymi liścmi jaszczurkę, to znowu w kikut jakiegoś drzewka, z każdym uderzeniem wywołując niewielką eksplozję rozrzucającą na okolicę płonące szczątki.
Ifryt, jakby na pokaz, zakręcił się w powietrzu, sypiąc na okolicę deszcz iskier. Jego rozdmuchana, płomienista sylwetka zmalała błyskawicznie, skurczyła się i sczerniała w oka mgnieniu. Po chwili przed topielicą stał dumnie wyprostowany, rogaty mężczyzna o czarnej skórze. Jakby po chwili zastanowienia, Sudżahid ściągnął fioletowy pas z bioder i rozwinął go, trzymając w dłoniach. Dopiero gdy wzrok Aishele zarejestrował, iż jest praktycznie nagi, zreflektował się, uśmiechnął szeroko i zakrył ciało kontuszem.
Pas materiału złożył odpowiednio, przyłożył do głowy i, po chwili zmagań, zawiązał na głowie prowizoryczny turban.
- Coś mi w Tobie zgrzyta, śmiertelna, coś iskrzy. - syknął, tym razem bez płomieni, gwałtownie się do niej zbliżając. - Jak brzmi Twe miano?
Ognie tańczyły teraz tylko w jego oczodołach oraz wokół zalążków czarnych stóp, zostawiając na ciemnej, przegniłej nieco trawie czarne ślady i niewielkie obłoczki pary. Pomimo to, Aishele mogła wyczuć, dosłownie: wyczuć jego obecność.
Czy to poprzez dar do wizji, czy to dzięki władaniu Magią Emocji, topielicę naszły skojarzenia z potężną, uśpioną górą. Choć nigdy za życia go nie widziała, teraz wiedziała, że poprzecinana żarzącymi się liniami ciało Sudżahida przypominało potężny wulkan, pełen emocji i w ciągłej gotowości do wybuchu.
Coś nie podobało mu się w tej dziewczynie, która bez odpoczynku wędrowała dwa dni, bez chwili wytchnienia i bez przerwy na jedzenie. Wiedział, że to nie było naturalne, że nie było to właściwie ludziom - ale nie wiedział z jakiego powodu tak się zachowywała. Ciągle oszołomiony nowymi doznaniami, jego zmysł magiczny nie potrafił dostrzec w niej istoty ożywionej mocą nekromantycznej woli.
Sudżahid rozbłysnął jaśniejszym, żywszym płomieniem, prawie całkowicie zmieniając swą formę w żywy ogień - pozostawił sobie tyle tylko ciała, by nie musieć znowu zbierać wszystkich rzeczy z ziemi, jak tuż po swoim przybyciu. W swej żywiołowej, energicznej formie uniósł się nieco w górę i nagle, bez ostrzeżenia, warknął. Zamachał samymi czarnymi dłońmi w jedną i drugą stronę, odwrócił się i machnął raz jeszcze. Za każdym ruchem wystrzeliwały ogniste pociski, małe, mordercze komety żądne jakiejś ofiary, jakiegoś podatnego na ogień wyschłego drzewa czy zdeformowanego, bagiennego krzaka. Uderzyły, to w ziemię, to w jakąś skrytą pod wielkimi, mięsistymi liścmi jaszczurkę, to znowu w kikut jakiegoś drzewka, z każdym uderzeniem wywołując niewielką eksplozję rozrzucającą na okolicę płonące szczątki.
Ifryt, jakby na pokaz, zakręcił się w powietrzu, sypiąc na okolicę deszcz iskier. Jego rozdmuchana, płomienista sylwetka zmalała błyskawicznie, skurczyła się i sczerniała w oka mgnieniu. Po chwili przed topielicą stał dumnie wyprostowany, rogaty mężczyzna o czarnej skórze. Jakby po chwili zastanowienia, Sudżahid ściągnął fioletowy pas z bioder i rozwinął go, trzymając w dłoniach. Dopiero gdy wzrok Aishele zarejestrował, iż jest praktycznie nagi, zreflektował się, uśmiechnął szeroko i zakrył ciało kontuszem.
Pas materiału złożył odpowiednio, przyłożył do głowy i, po chwili zmagań, zawiązał na głowie prowizoryczny turban.
- Coś mi w Tobie zgrzyta, śmiertelna, coś iskrzy. - syknął, tym razem bez płomieni, gwałtownie się do niej zbliżając. - Jak brzmi Twe miano?
Ognie tańczyły teraz tylko w jego oczodołach oraz wokół zalążków czarnych stóp, zostawiając na ciemnej, przegniłej nieco trawie czarne ślady i niewielkie obłoczki pary. Pomimo to, Aishele mogła wyczuć, dosłownie: wyczuć jego obecność.
Czy to poprzez dar do wizji, czy to dzięki władaniu Magią Emocji, topielicę naszły skojarzenia z potężną, uśpioną górą. Choć nigdy za życia go nie widziała, teraz wiedziała, że poprzecinana żarzącymi się liniami ciało Sudżahida przypominało potężny wulkan, pełen emocji i w ciągłej gotowości do wybuchu.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Nie, dziewczyna nie spłonęła rumieńcem, kiedy ognisty obnażył się przed nią. Choć gdyby nie była umarłą, a krew żywiej krążyła w jej żyłach, byłoby to zapewne nieuniknione.
- Przykro mi, że ci zgrzyta i iskrzy - odparła. - Mam na imię Aishele. I jeżeli moje słowo ci nie wystarcza, to rzeczywiście, innej gwarancji nie masz - dodała hardym tonem. Tym razem nie cofnęła się, kiedy ifryt do niej podszedł, choć jeszcze przed momentem z niepokojem śledziła wzrokiem jego harce.
- Jeśli zaś słowo to za mało, to...
Zamilkła wpół słowa, zapominając, co właściwie chciała powiedzieć. Zapatrzyła się w dal, na majaczące światełka. Niknące pasma purpury po zachodniej stronie nieba odbiły się i zamigotały dziwnie w bezbarwnych oczach topielicy. Potarła nadgarstkiem skroń, nade wszystko pragnąc się uspokoić, ale widok ifryta w odległości pół kroku od niej znowu wzbudził w nieumarłej falę zaprawionego fascynacją lęku. Nie wiedziała, czego można się po nim spodziewać, i to ją przerażało.
- Sudżahid... Kim ty właściwie jesteś? - zapytała cicho, mrużąc powieki, a głos miała podobny do szumu tataraku nad stawem. Mały ślimaczek wypełzł spod szarego sukna, zasłaniającego dekolt topielicy. Przeszedł powoli po wystającym obojczyku i po szyi, by zniknąć w płatkach róży, zatkniętej za uchem dziewczęcia. Nie zwróciła na niego uwagi.
- Przykro mi, że ci zgrzyta i iskrzy - odparła. - Mam na imię Aishele. I jeżeli moje słowo ci nie wystarcza, to rzeczywiście, innej gwarancji nie masz - dodała hardym tonem. Tym razem nie cofnęła się, kiedy ifryt do niej podszedł, choć jeszcze przed momentem z niepokojem śledziła wzrokiem jego harce.
- Jeśli zaś słowo to za mało, to...
Zamilkła wpół słowa, zapominając, co właściwie chciała powiedzieć. Zapatrzyła się w dal, na majaczące światełka. Niknące pasma purpury po zachodniej stronie nieba odbiły się i zamigotały dziwnie w bezbarwnych oczach topielicy. Potarła nadgarstkiem skroń, nade wszystko pragnąc się uspokoić, ale widok ifryta w odległości pół kroku od niej znowu wzbudził w nieumarłej falę zaprawionego fascynacją lęku. Nie wiedziała, czego można się po nim spodziewać, i to ją przerażało.
- Sudżahid... Kim ty właściwie jesteś? - zapytała cicho, mrużąc powieki, a głos miała podobny do szumu tataraku nad stawem. Mały ślimaczek wypełzł spod szarego sukna, zasłaniającego dekolt topielicy. Przeszedł powoli po wystającym obojczyku i po szyi, by zniknąć w płatkach róży, zatkniętej za uchem dziewczęcia. Nie zwróciła na niego uwagi.
- Sudżahid
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Ifryt
- Profesje:
- Kontakt:
- Kimś, komu nie odpowiedziałaś na pytanie. - sapnął, dysząc w stronę topielicy dymem z ust, dymem, w którym wyraźnie czuł było zapach siarki.
Zachichotał i minął topielicę, ruszając po zboczu niewielkiego pagórka, z którego oglądali Maurię. Ciało jego, w tej formie, stabilizowało się: skóra, jakkolwiek ciągle poznaczona przypominającymi blizny, rozżarzonymi węgielkami, pociemniała. Nieliczne jeszcze płomienie błądzące po jego ciele zniknęły, a czarno-szara skorupa ujednoliciła się, pochłaniając część pęknięć. Usta nie pluły już ogniem, a język zamiast płomieni przypominał gęsty kłąb dymu. Jego ruchy w tej formie były gwałtowne, szybkie, ale jednocześnie płynne - nie były to chaotyczne, niezręczne gesty kogoś zdenerwowanego, ale raczej zwinne ruchy energicznego, gotowego do działania...
- Ifrytem. - powiedział po kilku krokach. - Manifestacją żywego Płomienia, dwukrotnie Rozjaśnionym. Czartem, który Cię spopieli, jeśli zaczniesz mleć ozorem i Piekielnym, który może Twą duszę równie dobrze schwytać, co zniszczyć.
Odwrócił się błyskawicznie, przyjmując jednocześnie postawę gotowości do działania. Pochylił się lekko, nogi postawił szeroko, a na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech. Gdyby nie ten strój, gdyby nie ukrycie rogów, przypominałby bardzo wygląd czarta znany z bajek i baśni - cóż, może tylko brak ogona nieco burzył odpowiedniość wyglądu Sudżahida do skojarzeń.
Uważnie obserwował jej ruchy, gotów rzucić się na topielicę w każdym momencie, otrzymawszy choćby jeden gest, jeden pretekst do sądu, iżby miała mu się sprzeciwić czy okazać słabość w związku z ciężarem niebezpiecznej wiedzy, w jakiej posiadanie weszła.
Zachichotał i minął topielicę, ruszając po zboczu niewielkiego pagórka, z którego oglądali Maurię. Ciało jego, w tej formie, stabilizowało się: skóra, jakkolwiek ciągle poznaczona przypominającymi blizny, rozżarzonymi węgielkami, pociemniała. Nieliczne jeszcze płomienie błądzące po jego ciele zniknęły, a czarno-szara skorupa ujednoliciła się, pochłaniając część pęknięć. Usta nie pluły już ogniem, a język zamiast płomieni przypominał gęsty kłąb dymu. Jego ruchy w tej formie były gwałtowne, szybkie, ale jednocześnie płynne - nie były to chaotyczne, niezręczne gesty kogoś zdenerwowanego, ale raczej zwinne ruchy energicznego, gotowego do działania...
- Ifrytem. - powiedział po kilku krokach. - Manifestacją żywego Płomienia, dwukrotnie Rozjaśnionym. Czartem, który Cię spopieli, jeśli zaczniesz mleć ozorem i Piekielnym, który może Twą duszę równie dobrze schwytać, co zniszczyć.
Odwrócił się błyskawicznie, przyjmując jednocześnie postawę gotowości do działania. Pochylił się lekko, nogi postawił szeroko, a na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech. Gdyby nie ten strój, gdyby nie ukrycie rogów, przypominałby bardzo wygląd czarta znany z bajek i baśni - cóż, może tylko brak ogona nieco burzył odpowiedniość wyglądu Sudżahida do skojarzeń.
Uważnie obserwował jej ruchy, gotów rzucić się na topielicę w każdym momencie, otrzymawszy choćby jeden gest, jeden pretekst do sądu, iżby miała mu się sprzeciwić czy okazać słabość w związku z ciężarem niebezpiecznej wiedzy, w jakiej posiadanie weszła.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
- Ach - powiedziała tylko, ni to potwierdzając, ni to wyrażając zdumienie i podziw. - Czyli demonem, tak? - upewniła się po chwili.
Cóż, na dziewczynie, mało przecież wykształconej i mało zaznajomionej z dziwami tego świata, same słowa nie wywarły może odpowiednio wielkiego wrażenia. Niewykluczone, że pierwszy raz słyszała o istocie takiej jak ifryt. Nie miała natomiast żadnych podstaw, by wątpić w pogróżki płomienistego demona, zaś jego silne emocje, których niemal materialne tętno intuicyjnie wyczuwała, sugerowały, iż niebezpiecznie byłoby robić coś przeciwko niemu. Nie była głupia, nie miała takiego zamiaru.
- A zatem... - zaczęła Aishele ostrożnie, jakby stąpała wokół ogniska i gotowa była w każdym momencie uskoczyć przed rozzłoszczonym syczącym płomieniem. - ...zatem co planujesz? To ty mi nie odpowiedziałeś. Zostajesz tu? Czy idziesz? Jeśli mam iść sama do miasta, to muszę wspomnieć, że nie mam ani jednej brzęczącej monety... Bez tego wiele nie załatwię.
Mówiąc to, topielica zrobiła kilka kroków bez sensu. Najpierw podeszła w stronę ifryta, patrząc na niego niewzruszenie i poważnie, podeszła blisko, tak że mógł poczuć wyraźnie, że jej ciało pachnie jeziorem, tatarakiem, błotem, nadbrzeżną miętą - choć pewnie nie mógł rozpoznać tych woni. Później, nie spuszczając z niego wzroku - cofnęła się. Żaden z tych ruchów nie miał uzasadnienia. Chodziła w kółko, odgarnęła mokre włosy z policzka, roztrąciła bosą stopą kępę paproci, oparła się dłonią o pień brzozy, pobielony jak wiejska chałupa...
Przypomniał się jej obraz dużego, pobielanego dworu. Liściki pisane patykiem na brzozowej korze z takim przejęciem. Zapach sitowia nad stawem. Duży krzew róży przy schodach. Różane płatki na powierzchni wody, tańczące z ognistymi iskrami zachodu, a w końcu zapadające ciężko w głęboką toń.
Zrobiła pół kroku do tyłu i objęła swoje ciało ramionami, chudymi jak patyki, jak gdyby chciała się schować.
Cóż, na dziewczynie, mało przecież wykształconej i mało zaznajomionej z dziwami tego świata, same słowa nie wywarły może odpowiednio wielkiego wrażenia. Niewykluczone, że pierwszy raz słyszała o istocie takiej jak ifryt. Nie miała natomiast żadnych podstaw, by wątpić w pogróżki płomienistego demona, zaś jego silne emocje, których niemal materialne tętno intuicyjnie wyczuwała, sugerowały, iż niebezpiecznie byłoby robić coś przeciwko niemu. Nie była głupia, nie miała takiego zamiaru.
- A zatem... - zaczęła Aishele ostrożnie, jakby stąpała wokół ogniska i gotowa była w każdym momencie uskoczyć przed rozzłoszczonym syczącym płomieniem. - ...zatem co planujesz? To ty mi nie odpowiedziałeś. Zostajesz tu? Czy idziesz? Jeśli mam iść sama do miasta, to muszę wspomnieć, że nie mam ani jednej brzęczącej monety... Bez tego wiele nie załatwię.
Mówiąc to, topielica zrobiła kilka kroków bez sensu. Najpierw podeszła w stronę ifryta, patrząc na niego niewzruszenie i poważnie, podeszła blisko, tak że mógł poczuć wyraźnie, że jej ciało pachnie jeziorem, tatarakiem, błotem, nadbrzeżną miętą - choć pewnie nie mógł rozpoznać tych woni. Później, nie spuszczając z niego wzroku - cofnęła się. Żaden z tych ruchów nie miał uzasadnienia. Chodziła w kółko, odgarnęła mokre włosy z policzka, roztrąciła bosą stopą kępę paproci, oparła się dłonią o pień brzozy, pobielony jak wiejska chałupa...
Przypomniał się jej obraz dużego, pobielanego dworu. Liściki pisane patykiem na brzozowej korze z takim przejęciem. Zapach sitowia nad stawem. Duży krzew róży przy schodach. Różane płatki na powierzchni wody, tańczące z ognistymi iskrami zachodu, a w końcu zapadające ciężko w głęboką toń.
Zrobiła pół kroku do tyłu i objęła swoje ciało ramionami, chudymi jak patyki, jak gdyby chciała się schować.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
Ifryt najwyraźniej albo ją zignorował, pragnąc okazać jej wyższość i pogardę, albo w ogóle nie usłyszał tego, co powiedziała. Dość, że nie spieszył się z odpowiedzią.
Zalegająca polanę na skraju bagien cisza zaczynała robić się ciężka i niemal namacalna. Topielica bała się jednak odezwać, by nie rozdrażnić demona. Trwała więc w takim zawieszeniu przez kilka chwil, niepewna, co powinna uczynić, tymczasem wszystko wokoło ciemniało, kontury drzew zacierały się coraz bardziej, światła Maurii niknęły w oddali, zaś kula słońca już prawie całkowicie zatonęła w głębinie czerni.
Z chwilą gdy ostatni z ostatnich lśniących promieni rozpłynął się w mętnej ciemności, a obmywająca stopy rosa zrobiła się jeszcze zimniejsza niż przedtem, Aishele w niejasny sposób poczuła się obserwowana. Ta chwila zawieszenia musiała sprzyjać pewnemu skupieniu, wyciszeniu, które pozwoliło czułemu zmysłowi magicznemu dziewczyny wyczuć wokół siebie jakieś zawirowanie. Jakby ktoś na nią patrzył. Trwało to tylko moment. Zbyt krótko, by zdążyła chociaż zastanowić się nad naturą tego zjawiska.
Kiedy dziewczyna doszła do wniosku, że coś jej się tylko wydawało, znów poczuła na sobie czyjś wzrok. Wypisane na nadgarstku litery zapiekły ją paskudnie, aż syknęła. I to wrażenie zniknęło jednak tak samo prędko, jak się pojawiło.
Sama nie rozumiejąc do końca dlaczego, topielica osunęła się na trawę i wbrew sobie zaczęła szlochać. Ogarnęło ją poczucie beznadziei, zupełnej, absolutnej i bezbrzeżnej. I chaotyczny lęk, którego źródeł ona sama nie potrafiłaby wskazać, a który wiązał się z nagłym przeczuciem zupełnej klęski i nieodwołalnej destrukcji.
Zalegająca polanę na skraju bagien cisza zaczynała robić się ciężka i niemal namacalna. Topielica bała się jednak odezwać, by nie rozdrażnić demona. Trwała więc w takim zawieszeniu przez kilka chwil, niepewna, co powinna uczynić, tymczasem wszystko wokoło ciemniało, kontury drzew zacierały się coraz bardziej, światła Maurii niknęły w oddali, zaś kula słońca już prawie całkowicie zatonęła w głębinie czerni.
Z chwilą gdy ostatni z ostatnich lśniących promieni rozpłynął się w mętnej ciemności, a obmywająca stopy rosa zrobiła się jeszcze zimniejsza niż przedtem, Aishele w niejasny sposób poczuła się obserwowana. Ta chwila zawieszenia musiała sprzyjać pewnemu skupieniu, wyciszeniu, które pozwoliło czułemu zmysłowi magicznemu dziewczyny wyczuć wokół siebie jakieś zawirowanie. Jakby ktoś na nią patrzył. Trwało to tylko moment. Zbyt krótko, by zdążyła chociaż zastanowić się nad naturą tego zjawiska.
Kiedy dziewczyna doszła do wniosku, że coś jej się tylko wydawało, znów poczuła na sobie czyjś wzrok. Wypisane na nadgarstku litery zapiekły ją paskudnie, aż syknęła. I to wrażenie zniknęło jednak tak samo prędko, jak się pojawiło.
Sama nie rozumiejąc do końca dlaczego, topielica osunęła się na trawę i wbrew sobie zaczęła szlochać. Ogarnęło ją poczucie beznadziei, zupełnej, absolutnej i bezbrzeżnej. I chaotyczny lęk, którego źródeł ona sama nie potrafiłaby wskazać, a który wiązał się z nagłym przeczuciem zupełnej klęski i nieodwołalnej destrukcji.
Kolejny krok sprawił że Aishele się potknęła omal nie przewracając. Kiedy zdumiona rozglądała się za przyczyną, dostrzegła na wpół wgniecioną w błota bagien, mosiężna lampę oliwną, zdobioną przyciągającymi wzrok dziwnymi wzorami. Wykonanie przedmiotu, pomimo mało wartościowego materiału było kunsztowne. Lampa była ciepła i ciężka w dotyku. Zdawało się iż słychać było gdzieś z jej głębi wiatr poruszający suchy piasek. Aishele obróciła ja kilka razy aby obejrzeć ze wszystkich stron znalezisko i potrząsnęła lekko. Część błota opadła z lampy i ukazały się dalsze kawałki zdobień, co raz to bardziej zawiłe i ornamentalne.
- Sudżahid
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Ifryt
- Profesje:
- Kontakt:
- Ja też nie mam złota, którym mogłabyś płacić w swoich miastach - odparł wyniosłym tonem pośród trzaskających płomieni.
Machnął gorącą ręką przed sobą, gdy pachnąca wodą i moczarami topielica zbliżyła się do niego. Nie, nie był w stanie rozróżnić poszczególnych zapachów, ale każdy z subtelnych tonów nieodmiennie kojarzył mu się z wrogą, obcą i nieprzyjazną wodą. Sam tej nienawiści do końca nie rozumiał, ale lubował się jej smakiem, temperamentem i nieziemską siłą, którą nienawiść zdawała się dawać. Którą dawała.
Odraza napełniła jego serce, gdy Aishele zaczęła płakać i trząść się niczym zbity imp. Nie znosił słabości, ale do pewnego stopnia ją jeszcze rozumiał - w przeciwieństwie do niepojętego dlań użalania się nad sobą, histerycznej wręcz depresji i nieokiełznanego żalu nad własnym losem, nie pojmowania przyjemności płynącej z egzystencji. Jakże by go miał nie radować sam fakt istnienia, sama przyjemność odczuwania Ognia i smak Magii?
Magia... Tak, to było dokładnie to, co wyczuł szóstym zmysłem. Już, już miał wybuchnąć gniewem nad głową żałosnej wręcz topielicy, gdy ta odnalazła jakiś emanujący Mocą przedmiot. Irytacja stanem potrzebnej mu dziewczyny błyskawicznie została zastąpiona ciekawością.
- Co tam masz? - zatrzeszczał pytaniem, obchodząc Aishele dookoła. Stanął przed nią, żarzące się ręce splótł na piersi i zmrużył oczy, przyglądając się oczyszczanej ze skorupy błota lampie, zawiłym wzorom i niezrozumiałym - jeszcze? - ornamentom.
Oblizał się mimowolnie.
Machnął gorącą ręką przed sobą, gdy pachnąca wodą i moczarami topielica zbliżyła się do niego. Nie, nie był w stanie rozróżnić poszczególnych zapachów, ale każdy z subtelnych tonów nieodmiennie kojarzył mu się z wrogą, obcą i nieprzyjazną wodą. Sam tej nienawiści do końca nie rozumiał, ale lubował się jej smakiem, temperamentem i nieziemską siłą, którą nienawiść zdawała się dawać. Którą dawała.
Odraza napełniła jego serce, gdy Aishele zaczęła płakać i trząść się niczym zbity imp. Nie znosił słabości, ale do pewnego stopnia ją jeszcze rozumiał - w przeciwieństwie do niepojętego dlań użalania się nad sobą, histerycznej wręcz depresji i nieokiełznanego żalu nad własnym losem, nie pojmowania przyjemności płynącej z egzystencji. Jakże by go miał nie radować sam fakt istnienia, sama przyjemność odczuwania Ognia i smak Magii?
Magia... Tak, to było dokładnie to, co wyczuł szóstym zmysłem. Już, już miał wybuchnąć gniewem nad głową żałosnej wręcz topielicy, gdy ta odnalazła jakiś emanujący Mocą przedmiot. Irytacja stanem potrzebnej mu dziewczyny błyskawicznie została zastąpiona ciekawością.
- Co tam masz? - zatrzeszczał pytaniem, obchodząc Aishele dookoła. Stanął przed nią, żarzące się ręce splótł na piersi i zmrużył oczy, przyglądając się oczyszczanej ze skorupy błota lampie, zawiłym wzorom i niezrozumiałym - jeszcze? - ornamentom.
Oblizał się mimowolnie.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
- Coo? - zapytała Aishele, bardziej do tej pory zainteresowana własną piętą, niż tym czymś. Uchwyciła przedmiot za uszko, podniosła, popatrzyła niechętnie i bez ekscytacji. Był dość ciężki. Metalowy, poza tym nie przyglądała mu się za bardzo.
- Nie wiem, stary czajnik? - Wzruszyła ramionami.
Wtem znów poczuła magię, poczuła ją konkretnie w postaci drażniącego mrowienia w palcach. W ustach poczuła dziwną słodycz, a jej nozdrza wychwyciły ledwie odczuwalny, ciepły zapach piasku - skojarzyłby jej się pewnie z piaskiem pustyni, gdyby kiedyś na pustyni była. Mimo wszystko, dziewczyna nie skojarzyła tego z owym zaśniedziałym odrobinę, leżącym jeszcze przed momentem w cuchnącym bagnie przedmiotem.
- Czajnik, chyba tak. A co? Chcesz go? - podsunęła ifrytowi lampę pod nos, wzruszając ramionami raz jeszcze i ocierając jednocześnie resztki łez rękawem.
- Nie wiem, stary czajnik? - Wzruszyła ramionami.
Wtem znów poczuła magię, poczuła ją konkretnie w postaci drażniącego mrowienia w palcach. W ustach poczuła dziwną słodycz, a jej nozdrza wychwyciły ledwie odczuwalny, ciepły zapach piasku - skojarzyłby jej się pewnie z piaskiem pustyni, gdyby kiedyś na pustyni była. Mimo wszystko, dziewczyna nie skojarzyła tego z owym zaśniedziałym odrobinę, leżącym jeszcze przed momentem w cuchnącym bagnie przedmiotem.
- Czajnik, chyba tak. A co? Chcesz go? - podsunęła ifrytowi lampę pod nos, wzruszając ramionami raz jeszcze i ocierając jednocześnie resztki łez rękawem.
Lampa zasyczała a z jej czubka wydobył się niebieski dym, kłębił się on przez chwilę aby wreszcie zacząć nabierać kształtów. Z błękitnego obłoku uformowała się postać kobiety, która zamiast nóg posiadała poskręcany ogon z błękitnych oparów wydobywających się właśnie z lampy. Kobieta rozejrzała się wokoło ziewając i zasłaniając dłonią usta. - Trochę pospałam. - Powiedziała to jakby się usprawiedliwiając. Popatrzyła z góry na topielicę. - Hej, jestem Divia. Miło ciebie poznać, kimkolwiek jesteś.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
- O... - powiedziała mądrze topielica, cofając się o krok w lękliwym odruchu i ze zdumienia upuszczając domniemany czajnik na trawę, tuż pod ogniste stopy ifryta.
Błękitny opar, z którego, niczym z bezkształtnej gliny, uformowało się w jakiś sposób ciało tej postaci, ten modry jak bławatki nad stawem obłok, ten wonny dym, przypomniał małej umarłej palone przy jej własnej śmierci kadzidła. Wijące się jak wężyki cieniuchne strużki dymu, które ulatywały do nieba, gubiąc czasami drogę. Znów ciąg obrazów przeleciał przez jej myśli - przykryta jasnym płótnem tratwa, chóralne zawodzenia, wszystko to zaledwie na skraju świadomości, sen i fantazja, i znikająca poza ich nieprzejrzystą zasłoną rzeczywistość. Odurzający zapach lilii. Setki białych płatków zapadające w ciemność razem z nią samą.
- Divya... Czego od nas chcesz? - zainteresowała się wreszcie w miarę przytomnie, choć może mniej grzecznie. - Co tu robisz, mieszkasz tu? Jesteś... jesteś umarłą duszą? Potrzebujesz czegoś?
Aishele słyszała w dzieciństwie opowieści o nieszczęśliwych duchach błąkających się po uroczyskach, moczarach, ruinach i innych ponurych miejscach. Mgliste Bagna zaś zdecydowanie zaliczały się do kategorii miejsc ponurych. W dodatku to ciało Divyi, utkane z błękitnego dymu, trochę zamazane, nie do końca realne, całkiem nieźle pokrywało się z wyobrażeniem o niematerialnym cieniu zmarłej istoty. Dziewczynie opowiadano również, że dusze takie mogą być złośliwe, ale najczęściej potrzebują czegoś, by móc odejść w spokoju - dlatego nękają podróżnych, straszą, dokuczają, łamią dyszle wozów i każą stać gdzieś na polu, samemu i w nocy.
Stąd też pytanie topielicy, która w nieznajomej nie miała prawa rozpoznać dżinnki. Baśni o dżinnach nigdy nie słyszała.
Błękitny opar, z którego, niczym z bezkształtnej gliny, uformowało się w jakiś sposób ciało tej postaci, ten modry jak bławatki nad stawem obłok, ten wonny dym, przypomniał małej umarłej palone przy jej własnej śmierci kadzidła. Wijące się jak wężyki cieniuchne strużki dymu, które ulatywały do nieba, gubiąc czasami drogę. Znów ciąg obrazów przeleciał przez jej myśli - przykryta jasnym płótnem tratwa, chóralne zawodzenia, wszystko to zaledwie na skraju świadomości, sen i fantazja, i znikająca poza ich nieprzejrzystą zasłoną rzeczywistość. Odurzający zapach lilii. Setki białych płatków zapadające w ciemność razem z nią samą.
- Divya... Czego od nas chcesz? - zainteresowała się wreszcie w miarę przytomnie, choć może mniej grzecznie. - Co tu robisz, mieszkasz tu? Jesteś... jesteś umarłą duszą? Potrzebujesz czegoś?
Aishele słyszała w dzieciństwie opowieści o nieszczęśliwych duchach błąkających się po uroczyskach, moczarach, ruinach i innych ponurych miejscach. Mgliste Bagna zaś zdecydowanie zaliczały się do kategorii miejsc ponurych. W dodatku to ciało Divyi, utkane z błękitnego dymu, trochę zamazane, nie do końca realne, całkiem nieźle pokrywało się z wyobrażeniem o niematerialnym cieniu zmarłej istoty. Dziewczynie opowiadano również, że dusze takie mogą być złośliwe, ale najczęściej potrzebują czegoś, by móc odejść w spokoju - dlatego nękają podróżnych, straszą, dokuczają, łamią dyszle wozów i każą stać gdzieś na polu, samemu i w nocy.
Stąd też pytanie topielicy, która w nieznajomej nie miała prawa rozpoznać dżinnki. Baśni o dżinnach nigdy nie słyszała.
Zaśmiała się serdecznie. - Ależ... Nic nie chcę od was. Dlaczegóż bym miała chcieć? - Zaplotła ręce na piersiach odsłaniając w uśmiechu białe zęby. - Nie mam powodu aby czegokolwiek żądać od ciebie. - Rozejrzała się wreszcie wokoło i dostrzegła ifryta. - No proszę, książę płomieni. Zaczynam rozumieć strach dziewczyny. Nie wydaje mi się aby to była dobra partia dla niej. Czego chcesz od niej? - Podniosła z ziemi swoją lampę i otrząsnęła z niej grudki ziemi. Popatrzyła na Aishele i przypinając lampę za uszko do pasa podpłynęła w powietrzu do topielicy. Położyła swoją dłoń na jej ramieniu. - Nie obawiaj się. - Wyczuła pod palcami że kobieta jest martwa. - Oh! Ty nie żyjesz? Jak mi przykro. - Jej twarz wyrażała nieudawany smutek. - Chyba nie umiem tobie pomóc, przepraszam.
- Sudżahid
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 20
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Ifryt
- Profesje:
- Kontakt:
Gdy z metalowego naczynia zaczęła się formować osobliwa, niematerialna postać, Ifryt tylko przekrzywił głowę i zmrużył oczy, w zaciekawieniu obserwując rozgrywającą się scenę. Jego dłonie rozżarzyły się, jakby tylko czekały na okazję do wyplucia z siebie kolejnych strumieni płomieni... ale nic się nie stało.
Beztroski, dość... życzliwy ton uformowanej z dymu istoty całkowicie go zaskoczył i zdezorientował. Od kiedy tylko zapłonął, był w Piekle i nie spodziewał się, że, najprawdopodobniej magiczna, istota, która dopiero co wydostała się z jakiejś formy więzienia czy też schronienia będzie w dobrym humorze. Oczekiwał raczej szału, furii czy też zwykłej chęci mordu, głodu niszczenia, który mógłby narosnąć przez czas pobytu Divyi w lampie.
- Martwa! - olśniło go nagle, gdy Divya wypowiedziała swe słowa do Aishele. To właśnie było tym, co mu w niej nie pasowało, to jej nieżycie psuło kompozycję duszy, jaką poznał dzięki trawionym istnieniom!
- Co? - warknął, buchając przy tym kilkoma kłębami płomieni, usłyszawszy komentarz istoty różnej, ale jednocześnie podobnej do niego samego. On złą partią dla niej?! Nie, żeby interesował się jakimś cuchnącym wodą kawałkiem nieumarłego ciała, ale... on miałby być złą partią, on, Ifryt?!
- Co masz na myśli, dziwna? - sapnął wrogo, umyślnie przekręcając imię dżinnki.
Beztroski, dość... życzliwy ton uformowanej z dymu istoty całkowicie go zaskoczył i zdezorientował. Od kiedy tylko zapłonął, był w Piekle i nie spodziewał się, że, najprawdopodobniej magiczna, istota, która dopiero co wydostała się z jakiejś formy więzienia czy też schronienia będzie w dobrym humorze. Oczekiwał raczej szału, furii czy też zwykłej chęci mordu, głodu niszczenia, który mógłby narosnąć przez czas pobytu Divyi w lampie.
- Martwa! - olśniło go nagle, gdy Divya wypowiedziała swe słowa do Aishele. To właśnie było tym, co mu w niej nie pasowało, to jej nieżycie psuło kompozycję duszy, jaką poznał dzięki trawionym istnieniom!
- Co? - warknął, buchając przy tym kilkoma kłębami płomieni, usłyszawszy komentarz istoty różnej, ale jednocześnie podobnej do niego samego. On złą partią dla niej?! Nie, żeby interesował się jakimś cuchnącym wodą kawałkiem nieumarłego ciała, ale... on miałby być złą partią, on, Ifryt?!
- Co masz na myśli, dziwna? - sapnął wrogo, umyślnie przekręcając imię dżinnki.
Ściągnęła wargi patrząc na ifryta. - Jakby tego nie było widać. Wciąż ją straszysz, poza tym masz powiązania z piekłem jak mało kto. Jesteś z gruntu niedobry. I nie nazywam się dziwna, tylko Divja. - Odwróciła się do Aishele i ze smutną twarzą powiedziała:
- Mogę tobie jakoś pomóc dziewczyno? Może jest coś co ci choć trochę ułatwi życi... ekhem. ...istnienie? - westchnęła spoglądając na topielicę.
- Mogę tobie jakoś pomóc dziewczyno? Może jest coś co ci choć trochę ułatwi życi... ekhem. ...istnienie? - westchnęła spoglądając na topielicę.
- Aishele
- Senna Zjawa
- Posty: 276
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Zjawa
- Profesje: Włóczęga , Medium
- Kontakt:
W szarej ciemności zmierzchu jedynymi źródłami światła zdawały się być te dwie dziwne, zapewne równie silne, prastare i pod pewnymi względami podobne, choć jednak tak różne istoty - dżinnka i ifryt. Jego oczy i dłonie żarzyły się niebezpiecznie, z oczywistą groźbą możliwego w każdej chwili wybuchu. Jej ciało natomiast, uformowane z kłębów gęstego dymu, emanowało spokojną, bladą i bezpieczną jasnością. A może to tylko odblask i odbicie postaci ognistego demona?
Aishele od obojga wyczuwała ogromne pokłady magii i czuła się pomiędzy tymi dwiema potęgami jak mała zagubiona dziewczynka. Którą w gruncie rzeczy była. Nie pomyślała nawet, jakie to zabawne, posądzać kogoś o bycie umarłą duszą, podczas gdy samej jest się nieżywą. Tak naprawdę dziewczyna uważała bowiem swój stan za przejściowy - choć dawno już straciła rachubę, jak długo w stanie owym pozostaje. Nie myślała o sobie jak o nieumarłej, a jak o zwyczajnym człowieku. I była głęboko przekonana, że niebawem powróci do normalnego życia, wystarczy tylko znaleźć ten dziwny przedmiot, tę małą błyskotkę dla lisza. Lisz przecież obiecał.
- Och... Tak, właściwie myślę, że tak... - wyjąkała w końcu, patrząc niepewnie na Divyę. Wydawała się ona taka dobra, taka życzliwa, że dziewczyna ufnie przysunęła się bliżej niej, jakby w jej błękitnych ramionach mogła się schronić przed płomiennym furiatem. Znów poczuła zapach rozgrzanego słońcem piasku, a ten wywołał w niej niewypowiedzianą tęsknotę za ciepłem, za życiem. Topielica nie zwróciła nawet uwagi na podejrzenia, jakoby ifryt miał być dla niej jakąś partią. Tak po prawdzie, to nie wszystko z trwającej wymiany zdań do niej docierało. Niektóre słowa jakby gubiły się po drodze i rozpływały w zapomnieniu. Czuła się w trochę oszołomiona.
- Jesteś taka miła, troskliwa - szepnęła smutno. - Nie wiem kim jesteś, ale czy znasz się na magii? Mam pewien... problem...
Zaczęła o tym mówić z nadzieją, że może ta niespodziewana sojuszniczka, tak chętna do pomocy, zapewne mądra, będzie umiała znaleźć trop drugiej połówki Talizmanu. Bowiem jak dotąd błąkanie się po bagnach nie przyniosło żadnych efektów. Jakie zresztą miałoby przynieść? Topielica sama już nie wiedziała, na co liczyła przychodząc tutaj. Mogła najwyżej trafić na energetyczny ślad, ledwie wyczuwalną szóstym zmysłem pozostałość magicznych wibracji po zabranej stąd przed latami albo wiekami pierwszej połówce. I cóż z tego?
A Divya wyglądała na mądrą. I taką, której można zaufać. Choć, z drugiej strony, chwalić się od razu tym, iż jest na usługach lisza, Aishele wcale nie zamierzała.
Poza tym, był tu jeszcze Sudżahid. Jemu nie ufała. Dlatego zamilkła, nim zdążyła wyjawić niechcący zbyt wiele.
Z kłopotu pod tytułem "co teraz powiedzieć" wybawiła dziewczynę kropelka krwi, która spadła na jej dłoń.
- Co to...? - zapytała z lękiem i spojrzała w górę. Kolejne krople zaczęły po kilku chwilach rozpryskiwać się na źdźbłach trawy, liściach, twarzy topielicy, zostawiać rdzawoczerwone ślady na nieskazitelnych ramionach dżinnki, parować z sykiem przy zetknięciu z gorącym ciałem ifryta.
Aishele nie mogła mieć pojęcia, że ten makabryczny magiczny opad to dzieło lisza i jej, jako nieumarłej, nie zaszkodzi. Nie mogła też wiedzieć, że Megdar skierował ten deszcz zniszczenia przeciwko zmierzającej ku jego siedzibie grupie, której jednak udało się odpędzić groźne ołowiane chmury - odpędzić właśnie tu. Krwawy deszcz wyglądał strasznie i dziewczyna wystraszyła się nie na żarty.
Wszystkie zwierzęta gdzieś poznikały, żaby ucichły, ptaki pochowały się lękliwie w koronach omszałych dębów. Tylko jeden kruk, czarny jak sama śmierć, o oczach pokrytych bielmem, pojawił się znikąd na zachmurzonym niebie i wyraźnie zmierzał właśnie tutaj.
Narastający szum zwiastował, iż nadciąga porządna ulewa.
Aishele od obojga wyczuwała ogromne pokłady magii i czuła się pomiędzy tymi dwiema potęgami jak mała zagubiona dziewczynka. Którą w gruncie rzeczy była. Nie pomyślała nawet, jakie to zabawne, posądzać kogoś o bycie umarłą duszą, podczas gdy samej jest się nieżywą. Tak naprawdę dziewczyna uważała bowiem swój stan za przejściowy - choć dawno już straciła rachubę, jak długo w stanie owym pozostaje. Nie myślała o sobie jak o nieumarłej, a jak o zwyczajnym człowieku. I była głęboko przekonana, że niebawem powróci do normalnego życia, wystarczy tylko znaleźć ten dziwny przedmiot, tę małą błyskotkę dla lisza. Lisz przecież obiecał.
- Och... Tak, właściwie myślę, że tak... - wyjąkała w końcu, patrząc niepewnie na Divyę. Wydawała się ona taka dobra, taka życzliwa, że dziewczyna ufnie przysunęła się bliżej niej, jakby w jej błękitnych ramionach mogła się schronić przed płomiennym furiatem. Znów poczuła zapach rozgrzanego słońcem piasku, a ten wywołał w niej niewypowiedzianą tęsknotę za ciepłem, za życiem. Topielica nie zwróciła nawet uwagi na podejrzenia, jakoby ifryt miał być dla niej jakąś partią. Tak po prawdzie, to nie wszystko z trwającej wymiany zdań do niej docierało. Niektóre słowa jakby gubiły się po drodze i rozpływały w zapomnieniu. Czuła się w trochę oszołomiona.
- Jesteś taka miła, troskliwa - szepnęła smutno. - Nie wiem kim jesteś, ale czy znasz się na magii? Mam pewien... problem...
Zaczęła o tym mówić z nadzieją, że może ta niespodziewana sojuszniczka, tak chętna do pomocy, zapewne mądra, będzie umiała znaleźć trop drugiej połówki Talizmanu. Bowiem jak dotąd błąkanie się po bagnach nie przyniosło żadnych efektów. Jakie zresztą miałoby przynieść? Topielica sama już nie wiedziała, na co liczyła przychodząc tutaj. Mogła najwyżej trafić na energetyczny ślad, ledwie wyczuwalną szóstym zmysłem pozostałość magicznych wibracji po zabranej stąd przed latami albo wiekami pierwszej połówce. I cóż z tego?
A Divya wyglądała na mądrą. I taką, której można zaufać. Choć, z drugiej strony, chwalić się od razu tym, iż jest na usługach lisza, Aishele wcale nie zamierzała.
Poza tym, był tu jeszcze Sudżahid. Jemu nie ufała. Dlatego zamilkła, nim zdążyła wyjawić niechcący zbyt wiele.
Z kłopotu pod tytułem "co teraz powiedzieć" wybawiła dziewczynę kropelka krwi, która spadła na jej dłoń.
- Co to...? - zapytała z lękiem i spojrzała w górę. Kolejne krople zaczęły po kilku chwilach rozpryskiwać się na źdźbłach trawy, liściach, twarzy topielicy, zostawiać rdzawoczerwone ślady na nieskazitelnych ramionach dżinnki, parować z sykiem przy zetknięciu z gorącym ciałem ifryta.
Aishele nie mogła mieć pojęcia, że ten makabryczny magiczny opad to dzieło lisza i jej, jako nieumarłej, nie zaszkodzi. Nie mogła też wiedzieć, że Megdar skierował ten deszcz zniszczenia przeciwko zmierzającej ku jego siedzibie grupie, której jednak udało się odpędzić groźne ołowiane chmury - odpędzić właśnie tu. Krwawy deszcz wyglądał strasznie i dziewczyna wystraszyła się nie na żarty.
Wszystkie zwierzęta gdzieś poznikały, żaby ucichły, ptaki pochowały się lękliwie w koronach omszałych dębów. Tylko jeden kruk, czarny jak sama śmierć, o oczach pokrytych bielmem, pojawił się znikąd na zachmurzonym niebie i wyraźnie zmierzał właśnie tutaj.
Narastający szum zwiastował, iż nadciąga porządna ulewa.
- Oczywiście że mogę .... - przerwała i spojrzała za wzrokiem topielicy. Czerwone krople gnały ku ziemi. Divja skupiła moc powietrza i postawiła przeciw chmurom szybko wiatr o przeciwnym kierunku. Była tak zaaferowana tą czynnością że nawet nie dostrzegła pojedynczego czarnego ptaka który zmierzał w ich stronę. Skoncentrowała moc i zmieniła powiew wiatru w zogniskowany wir powietrza który unosił w górę magiczne chmury i tam je rozpędzał. Magia przychodziła jej zupełnie naturalnie i bez problemów. Uśmiechała się lekko używając mocy a na wpółprzymknięte oczy jaśniały wesołym blaskiem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości