Hrabina Clara de Counteville była zawsze pełna nadziei. Patrzyła w przyszłość na tyle optymistycznie, że nie dopuszczała do siebie myśli o tym, że jej życie kiedykolwiek odmieni się na gorsze. Od samego początku naznaczone było szczęściem. Wychowywana w rodzinie średnio zamożnych szlachciców, którzy prowadzili na stoku gór w Thenderionie małą uprawę winorośli. Przynosiła ona jednak spore zyski, ponieważ wino i szampan de Counteville'ów to jedne z najznamienitszych trunków w tej części Alaranii. Zresztą, uwielbiane jest przez możnych i właśnie to ono często występuje na stołach w towarzystwie wykwintnych kolacji. Tak więc kiedy Clara miała zaledwie kilka lat, jej rodzina znacznie wzbogaciła się. Zakładano kolejne obszary pod uprawy winogron, a piwnice poszerzano o kolejne beczki i butelki trunków. Ponieważ rodzice kobiety byli ludźmi pracy, nauczeni dbania o dom i rodzinę, szanujący każdy pieniądz, te same wartości przekazali córce. Nie została rozpieszczona, ani przyzwyczajona tylko do największych luksusów. A wręcz przeciwnie, była bardzo ambitna i pojętna. Wszyscy przez to wróżyli jej wielką przyszłość. Szybko dumni rodzice postanowili stopniowo powierzać jej coraz trudniejsze obowiązki przy zarządzaniu posiadłością.
Doglądając winobrania w cudowne, ciepłe wieczory ostatnich dni lata, chłonęła zapachy dojrzałych owoców i trawy skąpanej w nieśmiałych, długich smugach słońca.
Jednego dnia, kiedy miała dziewięć lat, zdawało jej się, że na horyzoncie widzi wielkiego pięknego ptaka. Pobiegła w tamtą stronę. Oddaliła się nieco od upraw. Były to piękne, łagodne błonia. Clarze zdawało się, że ten dziwny ptak usiadł na gałęzi jakiegoś drzewa. Popędziła w tamtą stronę najszybciej jak potrafiła, gnana dziecięcą ciekawością. Im bliżej była, tajemnicza postać rosła w jej oczach, aż dostrzegła, że nie jest to ptak. Był to człowiek, mężczyzna, z wielką parą pięknych, białych skrzydeł. Onieśmielona dziewczynka bała się podejść bliżej.
Anioł odpoczywał na polanie, oparłszy się o pień drzewa plecami. Po chwili dopiero poczuł czyjś wzrok na sobie i zauważył Clarę. Uśmiechnął się łagodnie, co nieco uspokoiło zdenerwowaną dziedziczkę. Podszedł bliżej i kucnął przy niej, pytając:
- Czy zgubiłaś się, malutka?
Nadal przestraszona dziewczyna nie potrafiła wydusić słowa, potrząsnęła jednak głową przecząco i zerknęła przez ramię na uprawy winorośli. Stamtąd zaczęły dochodzić zaniepokojone okrzyki dorosłych, którzy już zaczęli się niepokoić i wzywać Clarę.
- Ktoś chyba cię szuka. Powinnaś tam wrócić i nie martwić swoich bliskich.
Zaraz potem rozpostarł swoje skrzydła i wzleciał w powietrze. Jedno pióro jednak odpadło z jego skrzydeł i upadło pod nogami Clary. Podniosła je z nabożną czcią i pobiegła z powrotem do szukających jej służących.
Ciepły uśmiech Anioła zapamiętała na zawsze.
Pióro i związana w nim historia mocno poruszyły rodziców kobiety, którzy odebrali to jako szczęśliwy omen. W dodatku poczuli, że Najwyższy czuwa nad nimi. Podjęli wspólnie decyzję o ufundowaniu wspaniałej kaplicy poświęconej kultowi. Chcieli, aby znaleźli w niej azyl najubożsi. Kaplica była cudowna. Pełna kolorowych, migoczących witraży, przedstawiających różne rasy, oddające cześć Najwyższemu. Wypełniała ją muzyka i Alariańczycy gromadzący się tam na świąteczne nabożeństwa. Counteville'owie przeszli swoistą przemianę duchową. Nade wszystko jednak kochali swoją jedyną córeczkę, Clarę, której dobroci i mądrości mogli pozazdrościć najwięksi mędrcy. Ona zaś uczyniła sobie z pióra medalion, który przewiesiła na rzemyku i nosiła zawsze na szyi.
W wieku dwudziestu czterech lat była już na tyle dojrzała i samodzielna, że często wyjeżdżała w sprawach kupieckich do innych miast reprezentując interesy rodziców. Stało się jednak tak, że pewnego dnia, podczas jej podróży do Maurii na trakcie zatrzymała się na postój w zalesionej wiosce. Niestety, wybuchł pożar lasu. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, a konie karocy wpadły w szał i uciekły. Dziewczyna została sama na pastwę losu.
Ze stoków Gór Druidów można było dostrzec dym. Pracownicy winnic roznieśli między sobą wiadomość o pożarze i ostrożności, aby przypadkiem nie dotarł do Thenderionu. Counteville'owie jednak wiedzieli, co ogień może oznaczać - niebezpieczeństwo ich jedynego dziecka.
Pognali oni do świątyni, aby błagać Najwyższego o pomoc.
W Planach Niebiańskich zaś Anioł Światłości, młody, niemalże dopiero po ukończeniu szkolenia i po otrzymaniu pierwszego zadania, dostał Rozkaz, aby uratować szlachciankę przed pożarem. Najwyższy zlitował się nad swoimi wiernymi.
Odurzona dymem Clara powoli traciła przytomność. Poczuła, jak kręci jej się w głowie i miękną kolana. Ostatnie, co zobaczyła, to biała, uskrzydlona postać, zbliżająca się do niej, i uczucie, jakby uniosła się w powietrze.
Anioł zabrał ją w ustronne miejsce, gdzie ocucił ją, napoił i uleczył oparzenia. Ten jeden dzień jednak, zanim Clara powróciła do Thenderionu, spędzili razem. Anioł wyjawił jej swoje mię - Rouben. Ten krótki czas wystarczył, aby bez pamięci zakochali się w sobie. Jednak Rouben będąc posłusznym Rozkazowi, w nocy przeniósł ją z powrotem do rodzinnego domu i oddalił się do Planów, aby dalej móc pełnić służbę.
Rodzice byli przeszczęśliwi z powrotu córki. Kiedy usłyszeli o tym, że ich modlitwy zostały wysłuchane, postanowili ponownie zrobić coś dobrego, aby wyrazić swoją wdzięczność za boską interwencję. Wybudowali więc przytułek dla samotnych i ubogich. Sama Clara bardziej niż poprzednio wspomagała humanitarną działalność rodziców. Nocami jedynie przebywała w kaplicy, codziennie, aby móc przynajmniej spojrzeć na witraże z wizerunkami aniołów. Nie mogła przestać myśleć o Roubenie i miała nadzieję, że jednak on powróci.
Stało się tak pewnego dnia. Clara przysnęła wtedy na świątynnej ławce. Anioł wleciał przez otwartą rozetę fasady świątynnej i podszedł do swojej ukochanej. Ta przebudziła się.
- Czy... czy ja nadal śnię?...
- Nie. Jestem tu - odpowiedział i ujął ją za dłonie.
- Przekonałem się o twojej dobroci i wielkim zaangażowaniu. Jeśli ty czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie, proszę, nie czekajmy już dłużej.
- Roubenie. Jestem teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie - odpowiedziała.
- Musisz tylko pamiętać, ukochana, kim ja jestem. Moim życiem jest spełnianie Jego rozkazów.
- Chcę ci towarzyszyć w tym. Ja również chcę poświęcić się Najwyższemu!
Ich związek został uświęcony. Niedługo później doczekali się pięknej córeczki. Miała białe, jasne włosy po ojcu i błękitne oczy po matce. Iście anielską urodę. Oboje byli bardzo szczęśliwi, chociaż niestety, również mieli tylko jedno dziecko. Dziewczynka była wychowywana bardzo podobnie jak jej matka. Szybko jednak okazało się, że przejawia magiczne zdolności. Została więc oddana również pod nauki do guwernerów i magów, którzy wspomogli jej talent praktyką. Jej charakter był niesamowicie radosny, była iskierką dla najbliższych. Kiedy dojrzewała, oznajmiła rodzicom, że również pragnie poświęcić życie w szczytnej sprawie. Tak została kapłanką w wybudowanej przez dziadków pięknej świątyni. Oprócz tego oferowała pomoc medyczną dla mieszkańców Thenderionu.
Była cicha, łagodna i pokorna. Jak aniołek. Dla rodziców, wychowujących ją jak oczko w głowie, była dumą. Obchodzili się z nią jak z porcelanową laleczką, jakby przez swoją kruchość mogła się rozbić. Pilnowali i zabiegali o wszystko, próbując równocześnie nauczyć ją skromności. Nie chcieli przecież, żeby nadużywała swojego statusu, czy żeby była chciwa i rozwiązła. Każdy jej wybuch gniewu czy niechęć do wykonania jakiegoś zadania były karcone - mimo dużej czułości i miłości jej wychowanie to była żelazna dyscyplina. Przez to musiała tłumić w sobie emocje, czy myśli, których nie chciała przekazać w obawie przed brakiem akceptacji. Tak, to wychowanie miało swoje wady, ale z perspektywy czasu Blanche zrozumiała, że wszystko wynikało z tego, że rodzice chcieli dla niej jak najlepiej.
Te wady jednak dały o sobie znać w procesie dojrzewania. Czasowo zderzyło się to z najgorszym momentem życia dla niej i jej matki.Była to śmierć Roubena.
Niestety, podczas jednego z zadań powierzonych mu przez Najwyższego doszło do starcia z piekielnym. Kobiety nie znały szczegółów ani nie wiedziały nawet, czego dokładnie dotyczy rozkaz, ponieważ te informacje były zbyt poufne. Kapłanka jednak uznała, że jest to niesprawiedliwe. Że zadanie było zbyt trudne, i Najwyższy zostawił jej ojca samego, na pastwę losu. Ten kryzys wstrząsnął nią i odeszła z posługi kapłańskiej. Wtedy wszystko, co tłumiła w sobie wróciło ze zdwojoną siłą, zupełnie zmieniając jej temperament. Z cichej, pokornej osoby stała się wybuchowa, często rozdrażniona - czuła wielki żal do świata. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Najwyższy ich opuścił.
Hrabina Clara jednak zniosła tę traumę dużo lepiej. Pokornie wierząc i dziękując za ten czas, w którym mogła cieszyć się małżeństwem z Aniołem, uspokoiła swój żal za jego odejściem. W kilka lat później nawet związała się ponownie z pewnym wdowcem z rodu zaprzyjaźnionego Counterville'om. Tam doczekała się drugiego dziecka, syna, któremu nadano imię Robin. Kiedy podrósł, jasne było, że odziedziczy posiadłość wraz z jej winnicami. Miał wielki talent do prowadzenia biznesu. Przede wszystkim jednak dla Blanche stał się kimś bardzo ważnym. Zrozumiała ona, że życie toczy się dalej - jej rany zostały zaleczone i postanowiła ponownie pełnić posługę.
Zrozumiała, że w darze życia jest wielka mądrość, a także szczęście nie polega na zatrzymywaniu się w przeszłości. Że gdzieś jest wyjaśnienie wszystkiego, jakiś plan. To dało jej dużą siłę i cały swój temperament, charakter właśnie na tym stawia. To Najwyższy daje jej tę siłę, dzięki której staje przed tłumami i głosi. Dzięki Niemu nie boi się, może być sobą. Nie znaczy to jednak, że nie ma momentów w których jest w niej niepewność. Próbuje "leczyć" ją wsłuchując się w modlitwie w to, co podpowiada jej Głos.
Jej silny temperament i zdolność do krasomówstwa wzruszały lokalną społeczność.
Chociaż nie obyło się to bez kłopotów... Blanche była bardzo śmiała i korzystając ze swojego wysokiego statusu społecznego, zarówno jako kapłanki jak i wysoko urodzonej osoby, potrafiła wypowiedzieć swoje zdanie na temat poczynań lokalnych władz czy nawet władców. Nie zawsze spotykało się to z entuzjazmem szlachty. Dlatego Blanche była uważana za "kontrowersyjną postać". Według niektórych więc "zadzierała nosa", a dla tych bardziej świątobliwych osób była " odważnym głosem sumienia".