- Tatusiu, spójrz, jaki śliczny...<br>Na ramieniu Gwen siedział mały nietoperz. Uleciał do góry, zaskrzeczał, zatoczył koło w powietrzu i z powrotem usiadł.<br>- Doprawdy; nie wiem, czemu fascynują cię te obrzydliwe stworzenia - ojciec spojrzał na nią z ukosa znad lektury książki. - Nie pobawisz się z koleżankami? wolisz ze zwierzątkami?<br>- No bo one mają klub w którym trzeba mieć zwierzątko a nietoperze się nie liczą...<br>- Tak powiedziały?<br>- Tak... bo one mają jaszczurki, i węże, i Rienn to ma nawet pająka, takiego znad powierzchni...<br>Ojciec westchnął.<br>- A ty jakie chciałabyś mieć zwierzątko?<br>- Tatusiu... - dziewczynka podbiegła do ojca, przytuliła go mocno i popatrzyła mu w oczy swoimi dużymi, błyszczącymi oczami. - A kupiłbyś mi panterę?...<br>Ojciec ze zdumieniem popatrzył na córkę.<br>- Dlaczego panterę?<br>- Na pałacu są płaskorzeźby z wygrawerowanymi panterami... i są takie piękne...<br>- Pomyślimy jeszcze - ojciec posadził Gwen na kolankach. Bardzo ją kochał.<br>xxx<br>- I twój ojciec wtedy kupił ci panterę? Tak po prostu?<br>- Pochodziłam z zamożnej rodziny - uśmiechnęłam się i spojrzałam na śpiącą Laylę w blasku ogniska.<br>- Więc ona ma już...<br>- Kiedy ją dostałam, miała rok, a ja siedem lat. Teraz mam dwadzieścia jeden... więc ona ma piętnaście.<br>- I wtedy już umiałaś rozmawiać ze zwierzętami?<br>Zaśmiałam się.<br>- To nie tak, że one mają jakiś język, którym się porozumiewają. Po prostu czuję ich pragnienia, potrzeby... w taki sposób je rozumiem. Duuuuużo wyraźniej, niż inni.<br>- Chyba rozumiem... mów dalej.<br>xxx<br>-... to naprawdę okropne, jak mogłeś do tego dopuścić, Rahidzie. Ma już prawie dziewięć lat, a zachowuje się gorzej, niż!.. ah, nieważne... W ogóle nie obchodzi jej, jakie ma pochodzenie, kiedy może się odezwać; jest bezczelna, zadaje się z ludźmi z niższych kast!...<br>- Przecież to jeszcze dziecko, siostro.<br>- To już nie dziecko! Od jutra przyprowadzę jej nauczyciela, który ją nauczy ogłady.<br>Ciotka Sinneah wyszła z salonu trzaskając drzwiami.<br>Gwenfyvar wszystko podsłuchała i nie mogła zrozumieć, co robi nie tak.<br>xxx<br>- Wtedy przyprowadziła mojego nowego nauczyciela... Seila Makhana... bodajże. Był synem jej kuzynki drugiego stopnia.<br>- Czego cię uczył?<br>- Trochę próbował mi wpoić zasady rządzące światem pod powierzchnią... ale rzadko kiedy mnie uczył.<br>xxx<br>- Jeszcze raz, pomalutku. Przedstaw się. <br>- Nazywam się Gwenfyvar Lawsford Giovanna de Molinair, jestem córką Rahida Cahela Sellena de Molinair, monarsze...<br>- Już, wystarczy - westchnął zrezygnowany. Po chwili znowu zagadnął, niedbale:<br>- Lubisz się bawić, prawda?<br>- Tak, bardzo! - elfka uśmiechnęła się.<br>- To chodź, pobawimy się trochę...<br>Nauczyciel powoli rozpinał swoją koszulę.<br>xxx<br>Zamilkłam i poczułam, że nie mogę kontynuować.<br>Mój towarzysz chyba wyczuł, że coś jest nie tak.<br>- Zgwałcił cie - powiedział sucho towarzysz.<br>Nie miałam odwagi potwierdzić, tylko siląc się na żartobliwy ton, powiedziałam:<br>- Bezczelny jesteś, że pytasz o to wprost.<br>Wyszło mi dużo bardziej szorstko, niż chciałam. Nie chciałam go urazić, ale nie znalazłam w sobie siły na powiedzenie czegokolwiek więcej.<br>Między nami zapadła cisza przerywana trzaskaniem drwa w ognisku.<br>xxx<br>- Ojcze... <br>- Oh, tu jest moja mała księżniczka! - powiedział, kładąc córkę na kolanach. Jak zwykle o tej porze pracował przy biurku, lub czytał książkę ze swojej dużej kolekcji. - Jak tam, spisałaś się na lekcjach?<br>- Tatusiu...<br>- Co?<br>- Bo ten pan chyba mnie bije...<br>- Ale jak to - zaśmiał się, nie rozumiejąc. - Jak to: chyba? Masz siniaczki? Pokaż...<br>- Bo to miała być tajemnica... Ten pan się ze mną tak bawił...<br>Powoli uśmiech blednął na twarzy Rahida. <br>- Opowiedz wszystko.<br>xxx<br>- Nazajutrz mój nauczyciel już nie żył.<br>Patrzyłam w ogień, było mi gorąco w twarz, ale tańczące płomienie skutecznie mnie zahipnotyzowały i nie mogłam oderwać od nich wzroku.<br>A raczej, nie mogłam spojrzeć w bok, na mojego towarzysza. <br>- Jak to się stało więc, ze dotarłaś tutaj?<br>- Mój ojciec zachorował...<br>xxx<br>- Gwen, muszę Ci coś powiedzieć.<br>Elfka usiadła posłusznie przy ojcu na skraju łoża. Chwyciła jego dłoń.<br>- Kiedy miałem dziewiętnaście lat, uciekłem stąd. Nienawidziłem tego miejsca. Dotarłem aż do Alarnii, do Szepczącego Lasu. Tam poznałem twoją mamę - uśmiechnął się. - To była wspaniała osoba... Przypominasz mi ją, wiesz, Gwiazdeczko? - pogładził jej włosy. - Miała na imię Nauzyka. Umarła podczas Twojego porodu. A ja postanowiłem, że wrócę tutaj, żebyś żyła pod dostatkiem, wśród mojej rodziny... ale zrozumiałem, jaki popełniłem błąd... nie potrafię sobie tego wybaczyć... Bardzo cię kocham.<br>- Ja też cię kocham, tato.<br>- Mam coś dla ciebie... to należało do twojej babki, a później matki. Niech cię chroni.<br>xxx<br>- Otrzymałam amulet mojej mamy... - uśmiechnęłam się, bawiąc się wisiorkiem. Srebro migotało w świetle ogniska. - Do tego mnóstwo pieniędzy.<br>- Twój ojciec umarł?<br>- I tak by go zabili. Za zabicie mojego nauczyciela. Ale ponieważ zachorował, darowali mu czas. Oczywiście rodzina Makhana nie była z tego zadowolona. Ojciec podejrzewał, że poszukaliby zemsty dalej, i zabiliby mnie. Dlatego kazał mi uciekać.<br>- Ile miałaś lat?<br>- Dwanaście bodajże...<br>xxx<br>- Wsiadaj, mała, tylko żeby nikt cię nie widział - powiedział chrapliwym szeptem jeden z kupców. Ukrył Gwen wraz z jej panterą i kosztownościami w kupieckiej karawanie, która miała wyruszyć w kierunku Alarnii.<br>- Cicho mała, cicho... - wyszeptała elfka do skomlącej Layli.<br>xxx<br>- Resztę historii znasz. Przybyłam tu, a w opiekę wzięła mnie rodzina mojej matki, która otrzymała już wcześniej wiadomość. Nauczyłam się wielu rzeczy... wychowałam... lecz nadal czuję, że to chyba nie jest moje miejsce na ziemi. <br>- Powiedz coś jeszcze, jakąś ciekawostkę...<br>- Potrafię ruszać uszami i nosem - wydymałam nozdrza, zastrzygłam uszami, a następnie zrobiłam głęboki ukłon. Mój towarzysz zaśmiał się.<br>- Coś jeszcze?<br>Drwa w ognisku złamały się, iskry zatańczyły z wiatrem. Powiew uniósł się wyżej, budząc liście dębów, pochwalił ich muzykę i ucichł.<br>- Wierzę, że świat jest przepiękny.<br>Mój towarzysz, drozd, zaśpiewał raz jeszcze, uleciał nad lasem i zniknął za koronami drzew.<br>- Ja też tak uważam - zaćwierkał na pożegnanie.