Vatres urodził się w ubogiej rodzinie. Matka zajmowała się domem i pracowała na pół etatu w pobliskiej karczmie jako kelnerka. Ojciec chłopaka natomiast był zwykłym rolnikiem, który wychodził na pole wcześnie rano, by późnym wieczorem resztkiem sił wrócić do domu. Mieszkali w małym domku, w sam raz dla małej rodziny. Jak widać nie byli zbyt zamożni. Młodzieniec już od małego wykazywał się ponadprzeciętnymi zdolnościami muzycznymi, jednak bez oszlifowania były one praktycznie niczym. Kiedy osiągną odpowiedni wiek, rodzice postanowili wysłać go do odpowiedniej placówki, gdzie mógłby rozwijać swoje zdolności. Znajdowała się ona tydzień drogi od domu. Mimo to chciali zapewnić pierworodnemu lepszą przyszłość, więc nie tylko przekazali swoje wszystkie oszczędności na jego rozwój, ale także postanowili rozstać się z nim na parę lat, by osiągną więcej niż oni i wiódł godne życie. Tak więc wyprawili go, dali mu pieniądze i posłali w nieznane. Niestety sami nie mogli odprowadzić go na miejsce, gdyż gospodarstwo by upadło. Gdy Vatres dotarł na miejsce jego oczom ukazał się ogromny zielony dwór otoczony żelaznym ogrodzeniem. Przed bramą stała para strażników, którzy przepędziliby najpewniej chłopca, gdyby nie pokazał pieniędzy. Fakt, że po całym tygodniu drogi był niesamowicie zmęczony nikogo nie poruszył. Wzięto od niego całą sumę, po czym kazano się jak najszybciej przygotować do popołudniowych zajęć z gry na lutni. Młodzieniec z pokorą wykonnywał każde polecenie przez cztery lata. Wszystko czynił starannie i niemal idealnie. Pilnie się uczył i starał nie wchodzić nikomu w drogę. Starsi i bogatsi uczniowe z wielką ochotą go dręczyli, tym bardziej, że posiadał o wiele więcej talentu niż reszta uczniów. Z czasem rósł. Jego ciało gwałtownie się zmieniało. Gdy nabrał odpowiednich gabarytów już nikt nie ważył się zadrwić z niego. Mimo to ani razu nie użył siły wobec kogoś. W domu nauczono go z pokorą przyjmować porażki i znosić cierpienie. Wiedział, że przemoc rodzi przemoc i nigdy nie był mściwy. Ponadto zawsze starał się zachować pogodę ducha, mimo iż zawsze wyglądał na bardzo poważnego. Kiedy wreszcie skończył szkołę miał dzwadzieścia jeden lat. Wyruszył jako mizerny siedemnastolatek, a do domu miał wrócić jako prawdziwy męszczyzna. Skończywszy naukę w placówce spakował się, podziękował wszystkim i ruszył w drogę. Przez pierwszy dzień padało. Jednakże las dawał niejakie schronienie przed deszczem. Na noc przestało padać, więc postanowił założyć mały obóz. Przed spaniem jeszcze spojrzał na mapę, upewniszy się, że przez cały dzień zmierzał w dobrym kierunku. W nocy obudziły go odgłosy szperania w jego rzeczach. Ognisko dalej się paliło, dlatego przed jego oczami ukazał się wysoki, chudy człowiek w szarych szatach i długim spiczastym kapeluszu. Po witał go, po czym dalej wziął się za buszowanie w jego torbach. Gdy Vatres wstał by go pogonić, nieznajomy pochwycił z torby lutnię i odskoczył pięć metrów w tył. Parę razy brzdąkną na instrumencie i zaśmiał się wniebogłosy. Następnie wyciągną długi paluch w kierunku podróżnika, zrobił nim cztery kółka i wykrzyczał jakieś bzdury. Dla chłopaka te słowa nie znaczyły nic, jednak jak się później okazało miały zmienić jego życie. To właśnie był ostatni obraz jaki Vatres ujrzał. Następnie jego oczy zaszły mgłą, a gdy już całkiem pobladły nie widział już nic, oślepł. Od szalonego czarodzieja usłyszał, że skoro go widział, to nie zobaczy już nic. Jednakże zyska wiele wyjątkowych zdolności, jeśli tylko je odkryje. Następnie starzec podał mu instrument i uciekł. Zrozpaczony i przerażony chłopak usiadł na ziemi. Jego mniemaniem był zbyt stary aby płakać i przeklinać swój los. Nie był już dzieckiem, więc gdy tylko oswoił się z odpowiednimi myślami, zaczął przypominać sobie słowa dziwaka. Ponad to zorientował się, że bez możliwości odczytania mapy nie zna drogi. Rozpatrując swe położenie odkrył, że nie tylko stracił wzrok. Pozostałe zmysły wyostrzyły się i były znacznie bardziej wydajne niż kiedykolwiek. Tej nocy nie mógł już zasnąć, więc postanowił do rana nauczyć się poruszać choćby w najmniejszym stopniu. Kiedy słońce wzniosło się nie mógł tego zobaczyć, ale poczuł jego ciepło na policzkach. Nie był wesoły, ale uśmiechną się, by dodać sobie otuchy. Na tyle na ile to było możliwe jak najszybciej posprzątał obozowisko i ruszył w dogę. Problem polegał na tym, że nie wiedział gdzie iść. Błąkał się po lesie wiele dni, zanim usłyszał jakiekolwiek ludzkie istoty. Do tego czasu już całkiem nieźle opanował podstawy. Na jego nieszczęście podróżnikami okazała się para bandytów. Vatres nie miał już sił uciekać. Na dodatek była to okazja aby spytać kogoś o drogę. Cierpliwie usiadł na ziemii i postanowił poczekać. Gdy rabusie go dopadli najpierw go zbili obawiając się, że rosły mężczyzna będzie stawiał opór. Kiedy skończyli, zauważyli, że jest ślepy. Przez chwilę było im go żal, ale gdy zobaczyli jego tygodniowe zapasy przestali się zastanawiać. Zabrali mu wszystko co miał. Jak już odchodzili, resztkami sił zapytał ich o drogę do miasta. Złodzieje pod wpływem minimalnej litości doprowadzili go na skraj lasu, po czym zostawili powiedziawszy, że za pobliskimi krzakami znajduje się jego cel. Chwilę potem straże miasta ujrzały go wywlekającego się z lasu. Natychmiast skierowano go do domu, gdzie zajęli się nim już starzy rodzice. Po tygodniu nalegań wyszedł z domu obiecawszy im, że zapracuje na dom i opiekę. Nie miał już przyszłości na dworach szlacheckich. Jednak wyruszył na ulicę by litością i niewiarygodnymi zdolnościami odpłacić się rodzicielom. Po roku ciężkiego życia rany się zagoiły a on sam odkrył atuty wyostrzonych zmysłów i ślepoty. Ludzie go nie doceniali, mimo iż będąc ślepym widział więcej niż oni. Z czasem odkrył znaczenie słów dziwacznego maga. Okazało się, że gdy w tekście śpiewanych przez niego piosenek znajdują się rozkazy, słuchający wypełniają je niczym w transie. Po paru dniach przemyśleń nad moralnością swych czynów, zaczął zarabiać na swej klątwie. Niebawem stać go było na zapewnienie rodzicom spokojnej starości, a sobie godnego życia. Gdy już osiągnął pewne cele, postanowił ruszyć w drogę jako wędrowny bard. Mijały lata a Vatres był co raz lepszy w graniu, śpiewaniu i korzystaniu z umiejętności jakie dała mu klątwa. Pewnego razu spotkał człowieka zaprawionego w boju, który zainteresowany jego zdolnościami sensorycznymi postanowił nauczyć go jak w pełni je wykorzystywać. Przez cztery lata szkolił niezwykłego barda, w zamian pragnąc jedynie towarzystwa i umilonych muzyką, pogodnych wieczorów. Kiedy już stwierdzili, iż niczego więcej nie może go nauczyć, postanowili się rozstać. Wędrowiec wiele razy oferował mu naukę sztuk walki, jednak Vatres nie zamierzał pokonywać ludzi, ale ich zmieniać. A do tego nie były potrzebne mu zdolności ofensywne. Wystarczyło mu odpowiednie szkolenie w unikaniu wszelkich zagrożeń. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciał nauczać ludzi swojej pokornej postawy dając im swój przykład, a nie zwyciężając ich. Po dziś dzień wędruje zabawiając wszystkich i siebie, grając i śpiewając, a także niosąc bardzo ważne dla niego nauki.