Plany Niebiańskie:
Maro narodził się, tak jak spora ilość aniołów, w krainie Planów Niebiańskich. Nie był on jednak ani jedynym ani pierworodnym dzieckiem swoich demonobójczych rodziców. Jako pierwsza na świat przyszła jego siostra Jovi. Była ona ulubienicą, ponieważ od najmłodszych lat uczyła się posługiwać różnorakim orężem i trenowała sztuki walki. Trudno zaprzeczyć, że rodzice byli z niej bardzo dumni. Kiedy usłyszeli o nadejściu drugiego dziecka, byli bardzo szczęśliwi, ponieważ spodziewali się oni kolejnego wspaniałego wojownika. Tak oto na świat przyszedł Maro. Wbrew oczekiwaniom okazał się on słabym aniołem, dla którego trzymanie miecza, a co dopiero wojowanie nim było prawdziwym wyzwaniem. Pomimo pewnego zawodu jaki sprawił rodzina i tak nadal bardzo go kochała. Kiedy jego siostra trenowała, a rodzice zajmowali się tępieniem różnego rodzaju pomiotów, Maro nieakceptowany przez resztę rówieśników szukał czegoś, czym i on mógłby się zająć. Odkrył, że posiada w sobie talent do malowania. Od tamtej pory spędzał całe dnie na malowanie, oddając się ku tej czynności całym sobą. Na jego obrazach znajdowało się wszystko co tylko mogło się na znaleźć. Od poszczególnych miejsc Planów Niebiańskich poprzez ich mieszkańców, zwierzęta i tak dalej.
Swego czasu poznał przyjaciółkę, która jako jedyna nie patrzyła na jego słabości. Bardzo dobrze się dogadywali. Maro w końcu zaczął żywić do niej pewne uczucie, ale nie była to sympatia kochanków. Anielica zaczęła mu przypominać siostrę, z którą miał więcej wspólnego niż z Jovi. Lubiła dla niego pozować, a on lubił ją malować. Przez to, że była dwa lata starsza niestety musiała szybciej opuścić Plany Niebiańskie. Nie było nawet czasu by się pożegnać. Od tamtego momentu zamknął się on trochę w sobie i rzadko się do kogoś odzywał. Nigdy nie poznał, co było celem jej wyprawy, ale sam sobie wyznaczył cel żeby ją odnaleźć.
Do swoich dwudziestych pierwszych urodzin nie podejmował już żadnych innych aktywności prócz malowania, lecz w końcu nastał dzień, w którym i on musiał opuścić swój dom. Rozkaz Pana go pozytywnie zaskoczył, ponieważ Maro miał za zadanie prezentować swoją sztukę światu. Nieść ukojenie ludzkim duszom za pomocą pięknych krajobrazów, a obrazy miały zapewniać rozrywkę. Anioł czym prędzej powrócił do domu, by spakować wszystkie mu potrzebne rzeczy po czym pożegnał się z rodzicami i wyruszył do Alaranii. Wśród wszystkich rzeczy miał trochę pieniędzy, parę pędzli, farby oraz pierwszy portret, na którym uwiecznił swoją przyjaciółkę, ale nigdy go jej nie podarował- czego żałował.
Alarania:
Jednym z pierwszych miast, na jakie natrafił, była Trytonia. Nie gościł w tym miejscu jednak długo chcąc zwiedzać świat. Na szczęście spotkał kupca, z którym zabrał się do Turmalii, miasta położonego po drugiej stronie Alaranii. Anioł ukrywał przed nim swoją tożsamość. Maro i sprzedawca umówili się, że każdy będzie sprzedawać swój towar, ale zarobkiem będą się dzielić na wspólny koszt podróży. Pewnego dnia po odwiedzinach na jednym z miejskich targów sprzedawca zaoferował aniołowi układ, w którym Maro przekaże wszystkie swoje pieniądze, ale w zamian otrzyma bardzo poręczny prezent. Anioł bez zastanowienia przyjął ofertę. Niespodzianką okazały się buteleczki zawierające farby, które nigdy się nie kończą oraz węgiel ze świętego drzewa dzięki, który również był tak wytrzymały, że nigdy się nie tępił po naostrzeniu.
Mężczyźni podróżowali razem jeszcze przez wiele, wiele lat od Trytonii poprzez Arturon, Seranee, Fargoth, koło pustyni Nanher, dalej przez Nową Aerie, Ekradon, Menaos, Elfidranie, Aghar i Leonie aż dojechali do Turmalii. Postanowili, że pomimo tylu dobrze spędzonych razem chwil to właśnie tutaj zakończy się ich długoletnia wędrówka jako, że handlarz chciał na starość już osiąść ze swoim majątkiem.
Maro podczas podróży wydawał swoje pieniądze na praktyki u miejscowych czarodziei, którzy szkolili go w dziedzinie magii istnienia, ponieważ chciał żeby jego obrazy przynosiły jeszcze więcej radości. Chciał żeby zaczęły "ożywać". Nie byłyby one tak naprawdę żywe. Owszem zwierzęta bądź rasy posiadałyby swoje typowe zachowania, ale nie posiadałyby duszy i byłyby zależne od właściciela.
-Naprawdę uważasz, że jest to możliwe? - zapytał zaciekawiony Maro swojego mistrza Warova.
-Oczywiście. Nic w świecie magii jest niemożliwe. Postaram się Ciebie tego nauczyć. Choć sam nigdy nie próbowałem, to na pewno Tobie się uda. - tłumaczył aniołowi Warov.
Po paru dniach Maro w końcu dzięki magii tchnął życie w obraz, a z płótna wyszła mała polna mysz, którą namalował na sam początek.
-No widzisz młody? Wiedziałem, że ci się uda - poklepał anioła po plecach.
-To wspaniałe. Powiadasz, że może on robić, co mu karzę? - pytał dalej lekko zszokowany Maro.
-Oczywiście. Jak już nauczysz się "ożywiać" malunki na dłużej to i możesz nawet kiedyś namalować sobie pokusę i spędzić z nią upojną noc! - Powiedział Warov i roześmiał się na cały głos.
Ostatnia wypowiedź mistrza jest tą, którą Maro chciałby zapomnieć. Choć miał on rację.
Turmalia:
Krążąc po Turmalii, Maro nasłuchiwał ciekawych plotek od ludzi przypływających do portu. Starał się wychwytywać informacje na temat swojej przyjaciółki. Kiedy Maro uwieczniał Ocean Jadeitów, ktoś go zaczepił, oferując mu pieniądze.
-Przepraszam bardzo. Czy ten obraz jest na sprzedaż? - obcy wskazał obraz anielicy.
-Wszystkie są na sprzedaż poza tym. Ten obraz ma wartość bardzo sentymentalną. -powiedział anioł, nie przerywając malowania.
-Czy na pewno? Nigdy wcześniej nie widziałem tak wspaniałego obrazu królowej Delii i zapłaciłbym za niego każdą cenę.
-Czy naprawdę wiesz, kto się znajduje na płótnie? - zapytał zszokowany Maro.
-Tak. Choć wygląda na obrazie na trochę młodszą to jestem pewien, że jest to Władczyni Arrantalis, Delia. Powinieneś uwiecznić ten piękny kraj. Mógłbym cię tam nawet zabrać, bo kursuję na tym szlaku. Wszak ceną byłby niestety ten obraz.
-Każda cena warta jest spotkania z królową. Nawet ten obraz jest tego wart. Zbiorę tylko resztę moich rzeczy i wyruszymy.
Maro jedynie poszedł skopiować obraz. Nie miał zamiaru rozstawać się z oryginałem. Za jakiś czas wrócił do portu i wręczył obraz kapitanowi, po czym udali się na statek. Kiedy dotarli już na Arrante, Maro pożegnał kapitana i ruszył wybrukowanymi uliczkami.
Arrantalis, wyspa Arranta:
Maro był zachwycony widokiem wyspy. Pierwszym co uczynił kiedy, postawił stopę na suchym lądzie, było uwiecznienie miasta i jego mieszkańców. Część osób, kiedy go spostrzegła, postanowiła kupić od niego kilka obrazów. Z pieniędzmi zarobionymi za sprzedaż poszukał miejsca, w którym mógłby nocować i malować w samotności. Znalazł on jakąś starą pracownię. Była ona w sam raz i mógł on nawet malować w niej sporej wielkości obrazy. Nie potrzebował więcej. Można powiedzieć, że resztę swojego życia do czasu obecnego spędził na Arrancie.
W międzyczasie podszkolił się w ożywianiu swoich malowideł. Często malował psy, które to bardzo lubił. Choć nie mogły z nim przesiadywać za długo, bo tylko kilka godzin, to doceniał ich towarzystwo.
W końcu nastał wyczekiwany dzień i pewnego dnia na plaży Arranty aniołowi udało się spotkać swoją dawną przyjaciółkę. Niestety mieli okazję się widzieć tylko przez chwilę i widać było, że Delia go nie rozpoznaje. Po tym zostali rozdzieleni przez jej królewskie obowiązki i po tym już nigdy nie mieli okazji się spotkać. Choć przybiła go ta sytuacja i zamknął się w sobie prawie tak samo jak wiek temu to przełamał smutek i stwierdził, że cel, który sobie postawił został osiągnięty. Nieważne w jakich okolicznościach. Pozostał on na Arrantalis i mając nadzieję na ponowne spotkanie jeszcze przez jakiś czas udawał się na tą samą plażę dopóki nie odpuścił przez brak efektów. Od tamtego zdarzenia minęło już dużo czasu, w którym zyskał niemałą sławę przez swoje malunki i dorobił się przyzwoicie ciężkiej sakiewki. Nie mając osobiście wyznaczonego celu zastanawiał się nad wybraniem w kolejną podróż.