Wczesne lata Viriena, bo zwykle przedstawia sie tym imieniem, sa zagadka. Nikt nie dowiedzial sie skad pochodzi, z jakiego stanu i czym zajmowal sie w
latach mlodzienczych. Milcza na ten temat takze wszystkie kroniki i akta, w przeszlosci mial najwyrazniej poteznych znajomych... mogacych zatuszowac
niewygodne fakty. Biografia bohatera rozpoczyna sie po wstapienia do strazy miejskiej w Valladon. Wspomnianych jest tam kilka pochwal za
rozpracowanie pomniejszych band przemytnikow i zlodziei. Po dosc spektakularnej karierze miejskiego sledczego zostal tylko wpis o umozenie sprawy
odebrania lapowki. Wpadl, biedak. Czy aby na pewno? Lista potencjalnych kandydatow na szefa ochrony pewnego szlachcica, zawierala jego nazwisko i
skierowala nas do... Elitarnej Akademii Wojskowej. Zostal jej absolwentem w wieku lat 17! Jakim prestizem cieszy sie ta szkola, wspominac nie musze?
Kilkukrotnie natknelismy sie na jego podpisy dotyczace rotacji straznikow w kilku mniejszych dworkach na terenie calego panstwa. Nie mamy zadnych
dowodow na kontakty z arystokracja pierwszego, a nawet i drugiego rzedu, wiec zawod szpiega pozwalam sobie wykluczyc. Wartym zaznaczenia jest
pozniejsza posada szefa dzialu celnego w Trytonii, zasiedzial ja nawet dwa lata. Prace utracil niejako wskutek zmiany kadry po przejeciu wladzy w
miescie przez nowy rezim. Nic nadzwyczajnego. Majac lat 22 mial juz kariere i znajomosci, na ktore prosty czlowiek, mieszczanin stracilby lat 50 i sporo
sil. Do pracy w charakterze dowodcy ochrony powrocil przy okazji budowy sanktuarium w miescie Meot, wedlug naszych informacji pilnowal porzadku
przy zaladunku kruszcu i surowcow na tratwy, ktorymi materialy splywaly po rzece Nefari. Zadnych skandali, ani nadzwyczajnych sytuacji nie
odnotowano. Umiejetnosci, ktore wyniosl z Akademii Wojskowej okazaly sie pomocne dopiero przy zetknieciu sie z wojna. A wlasciwie z malymi
potyczkami. Jakis ambitny szlachcic prawdopodobnie uruchomil swoje znajomosci i odszukal jego profil w archiwum szkoly zolnierskiej. Zgodnie z
wiarygodnymi zrodlami, pan Arhe prowadzil nieduza grupe (gora 5-osobowa), ktora miala za zadanie sabotaz i zwiad. Sukcesy w napadach na
posterunki wrogow, skuteczny wywiad, umiejetnosc pracy w terenie, dyskrecja oraz subtelne metody zaoowocowaly awansem. Zostal desygnowany do
pracy z wyzej psotawionymi urzednikami i wplatany w mase intryg, o ktorych zanudzac nie bede. Za swój osobisty sukces uznaje zdobycie tych
informacji- zabójca do wynajecia, calkiem drogo sie cenil, z tego co wiem. Urzednicy i ubozsi szlachcice nie byli w stanie wylozyc pieniedzy na jego uslugi,
a on nie chcial byc produktem podatnym na prawa rynku. Zaczal swoj romans z organizacja majaca wplywy w kilku miastach, kilka miesiecy pozniej
organizacja sie rozpada. Skutek wojen wewnetrznych. Na tym moglbym skonczyc raport. W ciagu ostatnich lat ucichl- pracuje w roli poslanca i wykonuje
mniejsze zlecenia, jak ochrona bankietow i temu podobne rzeczy.
PS. Chcialbym zaznaczyc, ze koszty operacyjne tego sprawozdania wzrosly dwukrotnie. Oczekuje zaplaty, panie.
Z wyrazami szacunku.
Marcus Fennigeal
Jedenaście lat. Właśnie tyle spędził w zapomnianych krainach północnej Alaranii. Oczywiście, jeśli tylko obliczenia Gersena były choć trochę zbliżone do
tych faktycznych. Przez jedenaście lat prześladowało go wrażenie, że coś z nim pogrywa, bawi się nim. Już po kilku tygodniach zaczął odchodzić od
zmysłów. Kiedy frustracja i bezradność osiągnęły szczyt, miał tylko dwa możliwe wyjścia: przystosować się lub poddać się błogiej senności i zostać
wśród ośnieżonych szczytów, odległych na północ tak daleko, że nikt nawet nie potrafił zaznaczyć ich na mapach. Ponad dekadę zajęła mu podróż, nim
zobaczył znajome wieże alarańskich strażnic. Spodziewał się euforii, przypływu radości i spokoju. Wkraczając do cywilizacji nie poczuł jednak nic.
Beznamiętną pustkę.
Był wieczór, mijał właśnie bardzo przyjemny dzień. W ciągu kilkunastu godzin odmienił diametralnie swoje życie ogromnym sukcesem. Stał się jednym zn
najbogatszych ludzi na wybrzeżu. Całe popołudnie w myślach odwiedzał następne kroki swojego planu. Rozpraszała go jedynie wizja poprzedniej nocy.
Przed oczami mężczyzny pojawił się piękny, wyjątkowy okręt. Wzburzone fale odbijały się od niego wściekle. Kilka minut później wszystko ustało, a
masy wody, idealnie uformowane otaczały go niczym bariera. Nie potrafił tego w żaden sposób wytłumaczyć. Z rozmyślań wyrwały go delikatne, ale
wyczuwalne drgania statku. Wyszedł na pokład, rozejrzeć się co może powodować takie problemy. Z dziwnym przeczuciem poszedł na dziób statku i
wychylił się przez balustradę. Zakręciło mu się w głowie, statek uderzył o coś, wyrzucając Gersena za burtę. Ostatnim co pamięta to widok
przepływającego statku i lodowato zimna woda wdzierająca mu się do gardła.
Świadomość odzyskał siedząc na lodowej tafli, przy ognisku, które utrzymywał tłuszcz nieznanego mu zwierzęcia. Dojście do siebie zajęło mu bardzo
długo. Nie pamiętał kto rozpalił ognisko, jak długo wędruje po zmrożonym morzu, ani w jaki sposób się tam znalazł. Swoją drogą dziwne, że w całej
krainie pogoda i warunki zmieniają się jak w kalejdoskopie, a w dalekich krainach noce mogą trwać kilka cykli księżyca, a śnieg nie znika nigdy.
Następne tygodnie mijały na bezcelowej podróży, w której narastała w nim świadomość przegranej. Przytłaczała go nieskończoność lodowej pustyni
oraz wszędzie biel na horyzoncie. Cudem znajdywał pożywienie. Cudem przeżył, choć był już wykończony. Był moment, w którym po prostu chciał
odpocząć i zasnąć. To prawdopodobnie byłby ostatni jego sen... wieczny. Po kilku następnych dniach bezsensownej drogi nastąpił przełom. Trafił na
zwiadowcę ludu nomadów. Obywateli północy, jak ich nazywał. Okazało się, że już od dawna stąpa po lądzie, tylko przysłoniętym grubą warstwą
białego puchu. Odpoczynek w obozie koczowników nieco odświeżył siły Gersena. Nastąpił przełom- nie może umrzeć!
W czasie podróży trafił na kilka wędrujących obozów ludzi z północy. Blady, niemal biały kolor ich skory nasuwał skojarzenia z chorobą, ale nawet ich
kobiety były większe i bardziej umięśnione od niego. Nomadowie posługiwali się własnym językiem, bardzo szeleszczącym. Różnił się znacznie nawet od
wsi położonych daleko na północy, które Gersen odwiedzał w dawniejszych czasach. Mimo to, nieliczne skróty i skojarzenia wydały mu się znajome. Być
może mieli wspólnych potomków. Obywatele północy, choć całkiem inni od Gersena- pod każdym względem, traktowali go jak brata. Ignorując problemy
w komunikacji uparcie nauczyli go jazdy na tamtejszych wierzchowcach- podobnych do alariańskich mułów, ale większych i z płaskimi stopami, które
przypominały kształtem grot strzały. Nazywali je Urrahmi. Najdziwniejszą jednak cechą nomadów było to, że mimo strasznie niskich temperatur,
wszyscy- kobiety i mężczyźni ubrani byli głównie w skórzane spodnie. Często wyśmiewali skulonego przy ognisku Gersena, próbującego przygarnąć
choć odrobinę ciepła. Przystosowanie do warunków. Nieco później odkrył, że sam przybrał masy mięśniowej i stał się bardziej wytrzymały.
Jednak północ najbardziej wpływała na psychikę. Hartowała ją na przemian wprowadzając człowieka w depresję miesięcznymi ciemnościami, by później
zadziwiać i koić duszę fantastycznymi zjawiskami na nocnym niebie. Samotność była jedyną rzeczą, która towarzyszyła mu w czasie wędrówki. Podobno
po długim okresie ludzie czujący się samotni, wyobcowani szaleją. Gersen może poświadczyć, że po czterech latach można się przyzwyczaić. Co więcej-
przypuszcza, że teraz nie mógłby prowadzić towarzyskiego życia.
Ostatni z „klanów”, które napotkał na swej drodze Gersen był zarazem największym. Wódz tego kilkudziesięcioosobowego wędrującego obozu przywitał
go jak znajomego z dawnych lat. Gersen czuł w zachowaniu tych ludzi coś więcej, niż tylko ponadprzeciętną gościnność. Ten sam człowiek zamknął go w
namiocie z własną córką na noc. Rankiem osobiście wszedł do namiotu, bez żadnych ceregieli. Gersen dostał kartki w języku, który o dziwo rozumiał.
Miał być gościem na rytuale ziemi. Chętnie obejrzał część kultury charakteryzującej ten ciężko żyjący, ale szczęśliwy ród. Po zakończeniu modlitw wódz
przyniósł ze sobą duży, dwuręczny miecz oraz następną kartkę. Długość ostrza nie przekraczała normalnych rozmiarów dla dwuręcznych broni, ale było
coś, co je wyróżniało. Na dwie, symetryczne części dzielił je fioletowy kamień. Kartka głosiła coś o ametyście, obronie przed klątwami i ciemnością. Było
jeszcze jedno, miecz miał należeć do Gersena- według opisu - „obcego wędrowca”. Akceptując obyczaje ludzi z północy przyjął miecz, jednak był
nastawiony do miecza bardzo sceptycznie. Preferował... mniejsze ostrza. Później okazało się, jak bardzo się mylił.
Wraz z postępem w podróży krajobraz zaczął się zmieniać. Burze śnieżne ustępowały, delikatnym podmuchom, a temperatury, przy których łamią się
włosy, na zwyczajnie mroźne. Kolejno biel była zastępowana przez brąz, a ta następnie przez zieleń łąk i lasów. Wrócił do Alaranii. Tu z kolei pojawił się
kolejny szokujący fakt. Dzień, w którym wrócił był dokładnie na tydzień przed tym, w którym zaginął. Musi znaleźć kogoś, kto potrafiłby wytłumaczyć to
zjawisko! Niedługo ma przeprowadzić jeden z największych napadów na Wybrzeżu Cieni, a jeśli wszystko pójdzie tak, jak zaplanował... zdąży dojść do
Arturonu, zanim jego statek w ogóle się tam znajdzie!