Bardzo dawno temu, coś około sześćdziesięciu dwóch lat, kiedy Renea była jeszcze człowiekiem, wychowywała się u hrabiego Henro von Lisendrott.
Szlachcic wziął dziewczynę pod swą opiekę, gdy ta miała ledwie kilka lat. Była sierotą, choć znała swoich rodziców. Po ich śmierci pałętała się bez celu po
ulicach miasta. Wtedy to w ciemnym zaułku swojego miasta znalazł ją hrabia Henro. Tak, bowiem był on właścicielem niewielkiej osady, jaka zwała się
Lisendrott. Pomimo swego bogactwa miał też dobre serce. Choć istnieje prawdopodobieństwo, iż ulitował się nad przemoczoną i brudną Renae z innego
powodu.
Hrabia Henro miał niegdyś żonę. Kobieta jednak zmarła przy porodzie, a wraz z nią jej przedwcześnie urodzona córka. Mężczyzna bardzo przeżył stratę
najdroższych mu osób. Zaś tamto wydarzenie wpłynęło na jego dalsze postępowanie. Zaczął on troszczyć się o mieszkańców swego miasta, walczył z –
jak sam to określił – „zarazą”, która dziesiątkowała ludność. Spędzał też więcej czasu pośród zwykłych mieszczan, a majątek nie był już dla niego
priorytetem.
Przygarnął pod swój dach osieroconą dziewczynkę. I choć był surowy, zastępował jej ojca. Mogła korzystać z dóbr jakie posiadał na własność Henro,
jednak wszystko miało swą cenę. Mężczyzna nie chciał, by dziewczyna wyrosła na rozpieszczoną szlachciankę. Zależało mu na tym, by szanowała
wszystko to, co dostała. Kazał jej więc wyuczyć się jakiegoś zawodu i choć dał jej wybór, bezustannie pilnował czy aby dziewczyna pracuje wystarczająco
ciężko. Ona zaś od pierwszych dni pobytu w jego posiadłości uwielbiała przebywać w stajni. Kiedy przyszedł więc dzień wyboru zawodu do wyuczenia,
dziewczyna wiedziała, co chce robić.
Od dziewiątego roku życia Renae pracowała w stajni należącej do hrabiego. W zamian za to, mężczyzna dopilnował, by dziewczyna odbyła należytą
edukację. Była naprawdę utalentowaną zaklinaczką koni. Dzięki ciężkiej pracy wyrobił się nie tylko jej charakter, ale także wytrzymałość i odporność. A
lekcje pod okiem hrabiego sprawiły, że potrafiła zachować się także w towarzystwie.
Wszystko to jednak skończyło się z nastaniem jesieni, kiedy to dziewczyna osiągnęła dwudziesty piąty rok. W miasteczku ciągle wtedy panowała
„zaraza”. Było gorzej niż przez wszystkie ubiegłe lata. Ludzie jeden po drugiem znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. Jednego wieczoru Renae
uświadczyła uosobienia „zarazy”. Osobnik był sam, a dziewczyna była świadkiem, kiedy to uśmiercił jej opiekuna. Przerażona uciekła, chowając się w
stajni, błagała w duchu, by ten koszmar czym prędzej się skończył. Wampir bez trudu odnalazł dziewczynę. Do teraz nie widziała jego twarzy, jednak
kiedy zbliżył się wystarczająco, rozpoznała w nim swojego zmarłego ojca.
- Chodź dziecino. Tu kończy się twój marny, śmiertelny żywot, a zaczyna dużo ciekawsza przygoda. - Usłyszała jego donośny głos.
Dziewczyna nie wiedziała jak zareagować. Doskonale pamiętała śmierć swoich rodziców. Może i miała wtedy niespełna siedem lat, ale co z tego? Takich
obrazów się nie zapomina.
Następne co się działo, to zaledwie niewyraźne obrazy, niczym luki w pamięci Renae. Z całą pewnością jednak towarzyszył temu ból.
Niewiele pamięta też z kolejnych kilku tygodni swej „nowej” egzystencji. Tak, egzystencji, bowiem nie była pewna czy jeszcze żyła. Z całą pewnością z
każdym mijającym dniem ogarniała ją coraz to większa nienawiść do jej ojca i mentora zarazem. Mężczyzna bowiem był tym, który uczynił z niej to, czym
jest do dziś.
Renae pomimo nienawiści jaką żywiła do ojca, pozwoliła mu się uczyć. Uczyć życia, po życiu. Trwało to długo, ale w końcu nadszedł czas rozstania z
mentorem. Renae nie może zaprzeczyć, iż był to jeden z radośniejszych dni. Całą sobą nienawidziła go, a od teraz nie musiała go także oglądać.
Jednak to nie wystarczyło. Niemożność oglądania wschodów i zachodów słońca była dla niej karą. Mijały kolejne lata, a wampirzyca z każdym dniem
coraz bardziej pragnęła zemsty na swym ojcu. Szkoliła się więc wytrwale, by odnaleźć swego znienawidzonego mentora i własnoręcznie pozbawić go
jego potencjalnej i umiłowanej nieśmiertelności.
Ten czas właśnie nadszedł...