Nowa Aeria<br><br><br>Właśnie w tym miejscu znajdują się wszystkie wspaniałości tego świata. Z całego kontynentu napływają tu okręty po brzegi wypełnione złotem, szlachetnymi kamieniami, sztuką, Valladońskimi dywanami, tkaninami zza oceanów… Jest gorący, letni dzień. Znajdujesz się na targach. Czujesz egzotyczne owoce, tak dojrzałe i wonne, że niemalże możesz poczuć, jak rozpływają ci się w ustach; kwiaty z północy, słodkie, łagodne i delikatne; przyprawy – wszystkie, jakie zna świat; a to wszystko łączy się ze sobą dziko i wdziera ci się w nozdrza, otumaniając zmysły. Do tego twój wzrok błądzi między pełnymi barw kramami kupieckimi, gdzie każdy handlarz uśmiechnie się do ciebie i zapewni, że to właśnie jego bransolety ze szmaragdem są najwspanialsze – jedynie 500 ruenów za sztukę! Przechodzisz wokół ciasnych i krętych korytarzy, mijasz kolorowe ptaki zamknięte w klatkach, a ich złote skrzydła trzepoczą o kraty, mając jeszcze nikłą nadzieję na ponowną wolność. Idziesz dalej, próbując nie zgubić się w tym miejscu pośród tłumu ludzi różnych kultur. Widzisz elfy pustynne – Murzynów, którzy łatwo rzucają się w oczy przez barwne chusty założone niedbale na ciemnobrązowe ciało; dostrzegasz niewielką grupę pradawnych, a przynajmniej tak wyglądają - jak czarodzieje, jednak różniący się od ludzkich magów… pośród tłumu znajdują się i podejrzanie wyglądający, wysocy mężczyźni, od których wyczuwasz zapach… siarki? A nade wszystko zalewa cię tłum ludzi i półelfów różnego pochodzenia, różniących się od siebie wyglądem; jak chociażby bardów, dzięki którym każda uliczka tego miasta jest wypełniona muzyką, a wielowiekowe mury tętnią życiem. Kilka podejrzanych uliczek dalej wydawało ci się, że dostrzegłeś coś w ciemnościach… jednak coś ci mówi, że nie powinieneś sprawdzać, czy było to jedynie złudzenie. Wokół ciebie ogrom przepięknych kobiet również handluje – sprzedając swoje usługi, jak malowanie innym kobietom na dłoniach i nogach wzorzystej henny, pielęgnują paznokcie, śpiewają, malują innym twarze (obserwujesz jedną - zastanawiasz się, co to za czary, ta kobieta jeszcze dwie minuty wcześniej nie była tak piękna!?). Więcej kobiecych usług możesz doświadczyć w bardziej intymnych zakątkach rynku i o nieco późniejszej porze… <br>Jest tu tyle przeróżnych istot, że rozglądasz się jeszcze chwilę, mając nadzieję zobaczyć syrenkę. Jednak to jedna z tych bardzo nielicznych osobliwości, których tu nie ma.<br>Chcąc odpocząć od zgiełku, kierujesz się w stronę zieleni miejskiej, którą dostrzegłeś jeszcze stojąc wśród kramów z orientalnymi przyprawami. Wreszcie znajdujesz miejsce nieco oddalone od gwaru miasta, gdzie słyszysz, jak w bocznej uliczce grupa trubadurów podryguje na nieznaną ci dotąd harmonię… kojarzy ci się ona ze słońcem, tańcem i potęgą. Wtedy dostrzegasz piękno tego miejsca – architekturę ludzką połączoną z elfią; wokół wielkiej sadzawki, w której pływają różnokolorowe lilie, wznoszą się wysokie palmy i drzewa magnolii. Stoisz na przyjemnie chłodnym kamieniu – na marmurze, w którym cała przestrzeń jest znakomicie zaprojektowana.<br>Co czujesz, widząc to miejsce? Możesz jeszcze raz spróbować ogarnąć to bogactwo umysłem, i jeszcze raz, i ponownie; zapamiętaj je. Nawet jeśli po jakimś czasie wyda ci się on nieznośny i uciążliwy, zatęsknisz za nim. <br>Jeszcze spacerujesz po marmurowych mostach i arkadowych podcieniach, obserwując, jak zachodzące słońce rozlewa się na tafli wody niemożliwie wielkich fontann i basenów. W kamienicach migocą światła świec, a z rynku dobiegają cię jeszcze odgłosy niknącego śmiechu i brzęku monet. To miasto, które żyje handlem. Dlatego właśnie władzę sprawują w nim te rodziny, które najlepiej znają się na ekonomii – najbogatsi kupcy. Dzięki nim Nowa Aeria jest w ciągłym blasku świetności.<br>Zanim odejdziesz, zerkasz na przepiękny dom. Wydaje ci się najpiękniejszy ze wszystkich, jakie dotąd zdołałeś tu ujrzeć – terakotowa posadzka, krużganki, finezyjna kolumnada, a przede wszystkim te ozdoby! Mozaiki o wielu przepięknych kolorach i kwiatowe ornamentacje, które nawet nocą w blasku latarń ukazywały piękno swoich barw. To duży, piękny pałacyk. Nagle dostrzegłeś, że w jednym z okien widać oświetlony pokój. Zza zasłony widzisz kobietę, powoli podchodzącą do mężczyzny. Zanim się spotkają, on gasi światło świec. <br>Byłeś cichym i nieświadomym światkiem nocy, w której poczęła się ich jedyna córka, potomkini rodu szlachetnych kupców, jednych z kilku rodzin władających tym miastem. Nadano jej imię Atristan.<br><br><br>Sofia z Kareninów Finnsword<br><br>Spójrz na tę kobietę – szczęście się do niej uśmiecha przez całe jej życie. Pewnie pomyślisz sobie – oh tak, mając taką urodę już zanim się urodziła Prasmok był jej przychylny. Mówiono o niej, że jest odbiciem słońca. Chyba się ze mną zgadzasz, widząc jak spaceruje w jego promieniach, gdzie światło tak odbija się od jej skóry, że musisz mrużyć oczy. Czy to anioł? <br>Te długie włosy rozsypują się za jej plecami, są tak jasne, że kojarzą ci się ze skrzydłami cherubinów. Do tego jej chód, arystokratyczny, godny, władczy. Oh, chyba cię spostrzegła – na chwilę obróciła twarz w twoją stronę. Nieprawdaż, jaką piękną jest kobietą? To świdrujące spojrzenie szafirowych oczu…<br>Jedynym mankamentem okazał się dla wielu jej charakter – była szalenie ambitna, przedsiębiorcza i inteligentna. Nie brzmi to jak wady, jednak wynikiem tych cech postępowała nie zawsze z myślą innych. Kształciła się pod okiem guwernantki i z mnóstwa ksiąg, jakie jej rodzina miała w posiadaniu. Niewiele czasu minęło, kiedy przerosła wiedzą swoją nauczycielkę, dostając kolejno trzech innych guwernerów; aż dorosła na tyle, by móc uczęszczać do akademii. Tam właśnie uczyła się logistyki, handlu, zarządzania (a swoją drogą, odebrała wykształcenie muzyczne i została wirtuozem skrzypiec), i właśnie tam poznała Finnicka Finnsworda. <br>Nie posiadał on dużego majątku, ani nie był wybitnie przystojnym mężczyzną, a mimo to Sofia prędko się z nim zaprzyjaźniła, a później – nawiązali głębszą relację. Może ci się to wydawać dziwne, tak zwyczajny człowiek i nieziemsko piękna kobieta razem? Ale zerknij na niego. Widzisz podobieństwa między nimi? Sposób poruszania się, inteligencja, spory zasób wiedzy, a także jego otwartość i poczucie humoru. Dogadywali się znakomicie i właśnie dzięki temu jeszcze zanim ukończyli Akademię, zaczęli wspólny biznes i pobrali się. <br>Wiodło im się doskonale, w szybkim czasie zdołali wyprzedzić inne rodziny kupieckie i wskoczyli na stanowisko władców dzielnicy. Przypadła im jedna z najlepiej dochodowych, choć trudnych do zarządzania. Mimo to po zaprowadzeniu kilku reform sytuacja poprawiła się znacznie, a obrót pieniędzy na rynku został podwojony. <br>A teraz spróbuj cofnąć się pamięcią do wcześniejszego obrazu, gdzie widziałeś zaświecone światło w ich komnacie. Przez kilka lat Finnswordowie starają się o potomka. Jednak tym razem Sofia jest pewna, że zajdzie w ciążę – za sprawą rytuału, któremu poddała się, wierząc, że odmieni swój los. <br>Ubrana w ciemne chusty, udała się do człowieka, o którym mówiono, że jest szamanem, uzdrowicielem… Przyszła, ów człowiek postukał jej w czoło kosturem, pomamrotał coś nad głową, posypał jej ramiona magicznym proszkiem (pachniał i smakował jak cynamon…) i wziął za to dwa mieszki złota. Ale niezrażona tym Sofia, na przekór swojej własnej inteligencji, uwierzyła, że tym razem na pewno uda jej się zajść w ciążę.<br>Spostrzegasz, jak Finnick zdmuchuje ostatni płomień świecy, by oprócz nich nie mógł wiedzieć, jak wspaniała była ta noc, w której poczęła się ich jedyna córka.<br><br>Atris Finnsword<br><br>Urodziła się wcześniakiem. Tydzień przed jej narodzeniem Sofia zachorowała. <br>Możemy wkroczyć do iście królewskiej scenerii – piękne, złote włosy rozsypują się na poduszkach wokół bladej, zmożonej chorobą twarzy pani Finnsword. Na łożu jest mnóstwo bogato zdobionych Valladońskich poduch, pościel zza oceanów, a nad nią baldachim zdobiony perłami i cyrkonią. Zza okna wlewa się pomarańczowe światło zachodu, wraz z różowo-fioletowymi chmurami, niosąc ze sobą echo upalnego południa. Wiatr co rusz wprawia w taniec kolorowe chusty zwisające z lekkich, drewnianych szaf i lampionów. Możesz też rozejrzeć się i zachwycać dowoli złotymi wazami z Turmalii, rzadkimi słodyczami z Andurii (czy próbowałeś kiedyś pianki z rodzynkami?), i mnóstwem rodzimych słodkości – baklavy czy sułtańskiego kremu. <br>To bogactwo nic nie znaczyło w tym momencie, no, może prócz tego, że dzięki niemu wokół Sofii krzątało się pięciu uzdrowicieli, służba i zatroskany mąż. Gorączka jej rosła.<br>Po kilkugodzinnej interwencji lekarzy Sofia zaczęła odzyskiwać siły, a jej temperatura przestała wzrastać; jednak w tym momencie pojawił się również kolejny problem – dziecko, które nosiła pod sercem słabło. Rodzice usłyszeli, że jeśli nie usuną ciąży, zginie i dziecko, i matka. Decyzja miała proste rozwiązanie, mimo to żadne z nich nie było gotowe na jej podjęcie. <br>Finnick gorączkowo próbował znaleźć jakąś alternatywę. W tej sytuacji odezwał się do niego jeden z uzdrowicieli, proponując coś, co mogło się jednak nie powieść…<br>Była to ostatnia deska ratunku, iskra nadziei. Należało przeprowadzić poród wcześniej. <br>Finnswordowie niewiele myśląc, zgodzili się na ten niebezpieczny wariant. Poród musiał odbyć się przez cesarskie cięcie, bez znieczulenia. Matka Atris mężnie zniosła ból, tak samo jak nieoczekiwany krwotok. Operacja trwała kilka godzin, przez noc aż do wschodu słońca. Właśnie kiedy pierwsze, nieśmiałe promienie złotego słońca przezierały przez ściany budynków, na rękach ledwo przytomnej Sofii leżała jej malutka córka. Zaraz jednak została wzięta pod opiekę lekarzy, miała zapewnioną odpowiednią opieka, dzięki czemu jeszcze mogła rosnąć w podobnych warunkach jak w brzuchu matki. <br><br>Dzieciństwo<br><br>O ile organizm Sofii znakomicie poradził sobie po przebytej chorobie, o tyle Atris przez całe życie nosiła skutki wymuszonego porodu. Bycie wcześniakiem sprawiło, że jej nogi były kruche, poruszanie się początkowo sprawiało trudność… tak samo jak mowa, czytanie, samodzielność. Miała kilka piastunek, opiekunów, logopedów – wszystko, na co było stać rodziców. A jak już wiesz, stać ich było na wszystko. <br>Atris często gęsto chorowała. Widać to było na pierwszy rzut oka – jej ciało było zbyt szczupłe, wątłe, włosy nie dorównywały gęstości mamie; do tego marny wzrok niebieskich oczu, które również po matce odziedziczyła. Jednak w porównaniu do Sofii, jej cera była szara, bez życia, sposób poruszania się… cóż… Wyglądała tak, jakby suknie, które nosiła, były dla niej zbyt ciężkie. Potykała się przy dygnięciach, nie mogła biegać, przy najmniejszym wysiłku jej serce tłukło w piersiach tak mocno, jakby miała je wypluć razem z płucami. Także była przytwierdzona do łoża, zabierana wyłącznie w najbardziej bezpiecznych i sterylnych warunkach na spacer – trzymana jakby na smyczy, wyprowadzana jak zwierzę.<br>Jedyną rzeczą, która mogła sprawić jej radość i którą się zajmowała, leżąc długie godziny wśród wygodnych poduszek, była edukacja. Proszę, spróbuj zapytać o cokolwiek związanego z handlem bądź geografią – bądź pewien, że mała odpowie. Wdała się w rodziców, była niesamowicie inteligentna i pojętna. Uczyła się niesamowicie szybko (być może dlatego, że jedynie to sprawiało jej rozrywkę?), co sprawiło, że już w wieku ośmiu lat otrzymała prywatnych nauczycieli z każdej dziedziny nauki. Rodzice więc często powtarzali jej, że ma szczęście w porównaniu do tego, jak oni musieli zdobywać swoją edukację. <br>Rodzinie Finnswordów powodziło się nadal znakomicie. Jednak sprawiało to, że musieli często wyjeżdżać w interesach, a w obawie przed zakaźnymi chorobami z innych stron świata, Atris zostawiali w wielkim pałacu samą, razem z piastunkami, nauczycielami i prywatnymi lekarzami. Czy dziewczyna miała jakichś przyjaciół? Wyobraź sobie życie w zamknięciu praktycznie całe życie, twoje wyjścia ograniczają się do „spacerów” z piastunkami, którym twoi rodzice zapłacili sowicie, żeby móc zrzucić na kogoś winę za twoją kolejną grypę; nie było zbytnio możliwości poznawania nowych ludzi – a na pewno nie takich, których Atris poznałaby z własnej woli. Oczywiście, uczono jej etyki królewskiej (jakżeby inaczej miała prowadzić interesy?), co sprawiało, że poznawała wiele nowych osób – oczywiście z kręgów królewskich. Wśród nich pojawiali się również ludzie w jej wieku, jako dzieci wpływowych biznesmenów. Rodzice często przedstawiali ich sobie nawzajem, żartując, że w przyszłości się zaręczą i stworzą wspaniałe imperium, kiedy oni już będą tak starzy, że w głowie im będzie jedynie rozpieszczanie wnuków.<br>Spójrz na tego chłopczyka – ile może mieć lat? Czternaście? Jest śmiesznie ufryzowany, ma na sobie rajtuzy i bufony przy rękawach. Atris nosi prostą suknię z mnóstwem orientalnych wzorów, a włosy ma elegancko zaczesane do tyłu, spięte czerwonym grzebykiem z wygrawerowanym smokiem (podobno przynosi szczęście). Oboje witają się z wielką kurtuazją, dokładnie tak, jak zostali nauczeni. Ich rozmowa też przebiega dokładnie tak, jak powinna – niewinne pytania, grzeczne odpowiedzi. Jednak w głębi duszy dziewczyna chciałaby śmiać się ze śmiesznego wyglądu tego chłopca – zaś on myśli, że gdyby nie widoczne znamiona choroby na ciele Atris, byłaby piękna niczym jej matka. Zwłaszcza, kiedy dostrzega uwodzicielski uśmiech, który przemyka na jej twarzy.<br>Kiedy Atris miała piętnaście lat, a rodzice zmuszeni byli wyjechać, miała zostać ponownie zamknięta wśród wielkich pałacowych kamieni. Tym razem jednak wyprosiła u rodziców możliwość podróży w interesach, argumentując przy tym, że w tym wieku jest już silniejsza i powinna uczyć się umiejętności swoich rodziców. Zgodzili się.<br><br>Saestro<br><br>Podróż do nadmorskich królestw przebiegła bardzo dobrze – dojrzalszą już Atris zachwyciło jedzenie i inna kultura tamtych rejonów. Zdarzało jej się być może wśród rzeczy importowanych do Nowej Aerii widzieć te pochodzące znad morza, jednak były one niczym w porównaniu do tych, które mogła oglądać na żywo. Tak samo zapachy i klimat, zupełnie różniły się od tego znanego jej od urodzenia. Tam też poznała wielu ludzi w jej wieku. Para królewska Lawsfordów miała wiele dzieci. Sprawiło to, że dziewczyna mogła rozwinąć swoje skrzydła – rozmawiała ze starszymi synami królewskimi o nauce i światopoglądzie; zaczęła być również bardzo pewna siebie. Ponieważ dorastała, jej figura z „patyczkowatej” zdawała się kwitnąć – zaokrąglała się w odpowiednich miejscach. Obserwowała swoją matkę i od niej uczyła się wielu sztuczek – kiedy i w jaki sposób się uśmiechnąć, jak w niemalże niezauważalny sposób odsłonić ramię, dekolt lub nóżkę. Dzięki powoli zdobywanemu doświadczeniu Atris była niesamowicie obiecującą kandydatką na przejęcie rodzinnego majątku. Rozmowy z innymi przestawały być dla niej trudnością, a nawet powoli uczyła się czerpać z nich przyjemność i korzyści. <br>Rodzice sądząc, że towarzystwo dobrze wpływa na rozwój ich małej córki, zostali u Lawsfordów dłużej niż planowali – było to prawie pół roku. Wydawało się, jakby już wszystko było w ich życiu poukładane – Atris przestała chorować, zaczęła wyglądać zdrowiej, miała żyłkę do interesów jak jej rodzice, świetnie dogadywała się z arystokratami, zdobywała coraz to nową wiedzę i umiejętności. Było wspaniale, więc jak zwykle zresztą w takich chwilach, musiał pojawić się moment, który zniszczył całe szczęście.<br><br>W chwili ponownego przybycia do Nowej Aerii, Atris zapadła w bardzo ciężką chorobę płuc. Lekarze próbowali tłumaczyć to zmianą klimatu. Z początku choroba wyglądała niewinna, jednak infekcja postępowała dalej. W końcu przybrało to tak poważny rozmiar, że powstrzymywanie choroby okazywało się niemożliwe. Już raz jej życie było zagrożone, przez co determinacja rodziców w utrzymaniu jej w dobrym zdrowiu było dużo większe. Dbali o nią najlepiej, jak potrafili – chuchali i dmuchali, zamawiali nowych znawców, uzdrowicieli, magów, lekarzy – nic. Dzięki temu czasami było lepiej, że wydawało się, że kaszel i choroba już nie powróci, a raz Atris była u skraju śmierci. <br>Po kilku miesiącach walki z infekcją rodzicie zrozumieli, że muszą pogodzić się z faktem, że jest to choroba śmiertelna. Mimo tych pesymistycznych myśli i zrezygnowanych twarzach każdego lekarza, który wychodził z komnaty dziewczyny, w umysłach Finnswordów tliła się nikła nadzieja na odzyskanie córki. Wpuszczali do domu każdego, o kim tylko słyszeli, że zna się na rzadkich przypadłościach… na nic.<br>Aż w końcu Sofia odnalazła tego mężczyznę.<br><br>Ubrana w ciemne chusty spacerowała po ciemnych zakamarkach Nowej Aerii, choć inni mogli zrobić to za nią, liczyła na łut szczęścia w znalezieniu jakiegoś podejrzanego szamana, czy człowieka o niezbyt dobrej reputacji, a jednak skutecznego w działaniu. A jak już usłyszałeś wcześniej, do kobiety całe życie uśmiecha się szczęście. Ten spacer, choć był już którymś w kolei, znowu spełznął na niczym. W tak beznadziejnym i zrozpaczonym nastroju kobieta powróciła do domu. Było pusto. Jej męża nie było w salonie, nie znalazła go również w korytarzu. Udając się w stronę sypialni, zdejmując z siebie ciemne chusty, dostrzegła nikły zarys jakiejś sylwetki. <br>- Finnicku, czemu stoisz w takich ciemnościach? Myślałam, że czuwasz przy… - zwolniła ton swojego głosu, zawiesiła zdanie, kiedy zrozumiała, że mężczyzna stojący przy łożu nie jest jej mężem. – Atris… - głucho dokończyła zdanie.<br>Przestraszyła się, ponieważ w tej części pałacu nie znajdowała się straż. Nie była pewna, czy powinna wzywać pomoc. Jak on się tutaj dostał? Czy zabił kogoś ze strażników? Albo… kogoś z rodziny?<br>- Kim jesteś i jak się tu dostałeś?<br>Sofia postanowiła użyć dyplomacji, przynajmniej po to, by kupić dla siebie czas. W kącie komnaty znajdował się dzwonek, który alarmował najemników i innych ludzi z pałacu o niebezpieczeństwie. Musiała się jakoś przedostać w tamtą stronę, więc nie urywając kontaktu wzrokowego z intruzem, próbowała powoli przedostać się w tamto miejsce. <br>Reakcja włamywacza zdziwiła kobietę – ten ukłonił się, z uprzejmym uśmiechem podejmując rozmowę.<br>- Wybacz mi moje maniery. Na imię mi Saestro i jestem tu, ponieważ wiem, jak mogę ci pomóc. Nie obawiaj się, nikomu w twoim pałacu nie stała się krzywda.<br>Dłoń Sofii zacisnęła się na rękojeści sztyletu, który nosiła ukryty pod suknią, przywiązany do biodra.<br>- Czemu znajdujesz się tutaj, gdzie jesteśmy sami? Jeśli nie masz złych zamiarów, pozwól mi wezwać służbę, żebym czuła się bezpieczniej. Dzięki temu mogę przedyskutować każdą opcję pomocy, jaką jesteś gotów mi zaoferować, z moim mężem.<br>Mężczyzna zaśmiał się cicho, pod nosem.<br>- Jesteś bardzo ostrożna, prawda?<br>- A ty… jesteś piekielnym?<br>Przeszła jej przez myśl ta opcja, gdyż miała kiedyś z nimi do czynienia. Wokół nich była dziwna aura, której jednak kobieta nie potrafiła dobrze określić… Mimo to, intuicja podpowiadała jej takie rozwiązanie. <br>Saestro kiwnął głową z pewnym siebie uśmiechem na twarzy. Podrapał się po brodzie, po chwili jednak ukłonił się ponownie.<br>- Tak, jestem. To, co chcę ci przekazać nie powinno być słyszane przez osoby postronne. Rzucimy na tę sprawę trochę światła – powiedział nonszalanckim, nieco niedbałym głosem, zapalając świece. Zniknął mrok, który nadawał całej scenerii upiornego wyrazu, zamieniając przestrzeń w ciepłe, intymne miejsce, co nadało tej sytuacji groteskowy wymiar.<br>Jak długo trwały rozmowy za zamkniętymi drzwiami? Wbrew pozorom, niedługo – na pewno nie mniej, niż godzinę. Mimo wrodzonej nieufności matka Atris gotowa była zrobić wszystko, żeby ratować swoją córkę. Z tego powodu podjęła decyzję, aby przystać na tajemnicze warunki Saestro. Nie żądał on w zamian pieniędzy, ani sławy. Powiedział jedynie, że po zapłatę przyjdzie w odpowiednim czasie. Dla Sofii wystarczyło zapewnienie, że ową „zapłatą” nie będzie odebranie życia Atristan Nic innego tak naprawdę się dla niej nie liczyło bardziej. <br>Podpisała więc cyrograf, piórem miast atramentu zamoczonym w jej własnej krwi.<br><br> <br>Kiedy nadszedł świt, po piekielnym nie było żadnego śladu. Na łożu w swojej komnacie spała Atris, całkowicie zdrowa. Rodzice byli szczęśliwi jak nigdy dotąd, a z czasem ich powód do wesela był jeszcze większy – ślady po wszystkich przebytych chorobach zaniknęły, dziewczyna odzyskała pełną sprawność i odporność na infekcje. Wypiękniała, stała się silna, a dzięki zwiększonej koncentracji i możliwości dłuższej pracy nad tekstami literackimi również stała się mądrzejsza. <br>- Wspaniale, ale powiedz mi, co było tą zapłatą!?<br>W chwili podpisania przez Sofię kontraktu z piekielnym, ojciec wziął na swoje ciało jej chorobę. Po trzech latach przybył do niego Saestro, kiedy byli sami, i odebrał, co mu było należne – jego życie i jego duszę.