Wybrzeże Cienia[Obszar Przybrzeżny]Smak Morza

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Awatar użytkownika
Dumuzi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dumuzi »

Dumuzi uśmiechnął się... Może jednak nie? W jego obecnej formie uśmiech mógł znaczyć również gadzi, ostrzegawczy grymas odsłaniający zębiska – te nawet w ludzkiej formie miały coś bestialskiego... Niepokojącego.
– Ostatnie czasy, dwa wieki, pomijając marność pojedynczych lat, spędziłem w Otchłani. Dlatego też obce są mi obecne zawirowania polityczne.
Chwilę się zastanawiał. Na ile może ufać wampirowi? Pradawnemu bardzo spodobała się postawa Gardenii – płomienista nawet nie wspomniała o szkielecie. Natomiast zaufanie wampirowi... Były to dla smoka istoty zdradzieckie, acz zdradzieckie z wielką klasą. Tę cechę nawet u nich lubił, nawet zadając cios w plecy zachowywali maniery, nawet mierząc się z ostateczną śmiercią nie tracili rezonu. Zmierzył raz jeszcze Medarda wzrokiem, zastanawiając się nad jego osobistą siłą.
– Trzeba Ci poznać kilka informacji, mimo tak krótkiego i szorstkiego obejścia, pozyskaliśmy. Dysponuje on potężną magią śmierci i koniunkcją efektów elementarnych, zwykł działać na odległość. Natomiast śmiem twierdzić, że na rzecz tej magii zarzucił sposoby bardziej subtelne i metafizyczne o strukturze magii. Może o tym świadczyć fakt, że mimo wszystko od kiedy zaczęliśmy się ukrywać i upozorowaliśmy własną śmierć, nas nie widział. Owszem, teleportując się zapewne błysk magii go uświadomił, jednak obce są mu takie metody działania jak i obce jest delikatne nim przeciwdziałanie. Zapewne wiąże się to z tym, że to megaloman. Kiedy nie zadziałał pierwszy atak na nas, chociaż i tak o okazały, postanowił posłać z nieba ogień którym mógłby bez trudu zmieść z powierzchni ziemi armię lub spore miasto. Wokół jego siedziby rośnie stężenie śmiercionośnej emanacji jakby miało zabijać swą obecnością. W tych rzeczach upatrywałbym jego słabość.
Mówił głosem monotonnym, lekko znużonym. W tej chwili nie miał najmniejszej ochoty na kwieciste wywody, manipulowanie prawdą – bo nie było takiej potrzeby – i zabłyśnięcie elokwencją. W tej chwili Dumuzi miał ochotę... Coś zjeść. O tak.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Tupot nóg wybudził Orpheusa ze stagnacji w której zanurzył się schodząc do kajuty. Czyżby marynarze zeszli ze stanowisk? Do czego to podobne? Młody Reventlow skinął na Bransona i otworzył drzwi na korytarz. Wszyscy jak jeden mąż rozeszli się do swoich kajut. Nawet Sullivan przemknął mu koło nosa próbując wejść do kajuty. Chłopak chwycił go za ramię.
- Co ty robisz?
Wybudził się wodząc wzrokiem na około.
- Ja?
Zadał pytanie dość nieprzytomnie.
- Tak, co się dzieje na statku?
Widząc brak reakcji ze strony towarzysza, ruszył przed siebie w stronę wyjścia.
- Zajmijcie się nim.
Jego ostrze wręcz chciało wyskoczyć z pochwy. Wystarczył tylko impuls. Uchylił delikatnie drzwi wchodząc na pokład. Wampir i kolejni wędrowcy, na szczęście. Czemu nie czuć było ich lądowania? Dziwne się rzeczy tu działy... Może to byli łowcy demonów polujący na takie szkaradzieństwa jak ta poprzednia gadzina, która teraz włóczyła się bezpańsko po statku? Trefny osąd, w żaden sposób się do niej nie odnosili. Za to rozmawiają z wampirem.
- Panowie i panie...
Huknął rozwierając drzwi. Czy to wskroś impulsu, że tyle dziwacznych rzeczy się na tym statku wydarzyło, albo przekonanie, że w żaden już sposób przed wielką katastrofą nie da się już go uchronić. Motywy tego postępowania mogły być barwne niczym wachlarz pawia. Przed Damuzim pojawiło się pokrętne człeczysko, które od dołu do góry skwitowało smoczysko.
- Poniekąd widzę, że nowi wędrowcy na naszym statku zawitali. Miło mi widać parę nowych twarzy na pokładzie. Ośmielę się wtrącić w jakże tą ważną dysputę... Czyżby waszym sposobem podróży była owa teleportacja? Niestety arkana tej wiedzy nie są mi zgłębione, jednak dokładnie znam wspaniałe skutki jej zastosowania.
Oznajmił chłopak wykazując nadnaturalną siłę mowy w tej sprawie. Gdy było wcześniej widać go jako szarego kupczyka, nieco bardziej gadatliwego, teraz zaszła istotna zmiana. Choć wyglądał tak samo, emanował taką aurą pewności i elokwencji, że wywarła ta siła na moment pauzę pełną podziwu. Taki to choć młody z pewnością setki tysięcy ludzi mógłby prowadzić jako prorok, władca albo i może król. W jego słowach nie było widać jakiejś nuty wrogości, nawet tej, którą wcześniej mógł wampir arystokrata wysnuć. Jednak nie wiadomo, czy jej tylko skrzętnie nie ukrywał. Jednak w jakim to sensie te słowa z siebie wydał, było na wskroś nieprzeniknione. Uśmiechnął się tylko lekko. Choć sobie z tego nie zdawał sprawy, podlotek rozmawiał z odwiecznymi jak równy z równym.
Ostatnio edytowane przez Orpheus 13 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Maie nie uważała, że używanie przez licza czarów potężnych i obszarowych świadczyło o jego słabości lub braku rozsądku. Raczej było dowodem siły, jaką władał nieumarły mag, potęgi jaka nie jest dana przeciętnemu mistrzowi magii. Gardenia nigdy nie spotkała nekromanty osobiście, ale sądząc po poziomie zniszczeń, jakie wywołało jego zaklęcie, najprawdopodobniej mieli do czynienia z arcymistrzem. Licz znacznie przewyższał ich pod względem zarządzania energią czarów i mógł sobie pozwolić na używanie czarów jak przyzwanie meteoru bez większych obciążeń dla siebie.
Chwilę potem na pokład wszedł jeden z załogantów. Jasnowłosy młodzieniec o przyjemnych dla oka rysach i odrobinę zbyt piskliwym głosie.
- Witaj, panie - skinęła mu głową. - Wybacz to wtargnięcie ale mamy pilną sprawę do księcia Karnsteina. Nie zabawimy tu długo.
Nagle Gardenię przeszył wyjątkowo nieprzyjemny dreszcz. Poczuła się jakby ktoś właśnie przeszedł po jej grobie. Jednocześnie nie uważała, żeby była to reakcja organizmu na widok tego młodego człowieka. Zawirowania docierały do niej poprzez zmysł magiczny. Przełknęła ślinę i potrząsnęła głową. Wszystko przez to, ze znajdowali się na otwartym morzu gdzie jej samopoczucie zawsze drastycznie się obniżało. Jakkolwiek by nie było zapragnęła odejść z tego miejsca jak najszybciej. Odwróciła się więc z powrotem do Medarda.
- Cieszę się, że jesteś a nami, Medardzie. Nie jestem pewna... ale wydaje mi się, że dziedzina śmierci, którą włada nasz przeciwnik, powinna mieć na ciebie mniejszy wpływ niż na nas. - Westchnęła i popatrzyła na linię horyzontu. To co musieli teraz zrobić, to odnaleźć elfią wojowniczkę. Tylko ona posiadała jakieś konkretne informacje na temat licza. W końcu zmagała się z nim i jego armią dłużej od nich wszystkich. - Skoro wszystko już ustalone, to nie traćmy czasu. Dumuzi zabierze nas stąd, jak tylko będziesz gotowy. - Popatrzyła na Pradawnego. - Udajmy się na Mgliste Bagna. Trzeba porozmawiać z Tenisse.

Ciąg dalszy
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Mgliste Bagna?
Zapytał z ciekawością chłopak, była to tak odległa kraina, że pościg jaki toczył się za nimi z pewnością zostałby daleko w tyle. Nie byłoby żadnych szans na to, że szpiedzy króla Arata i jego ojca natrafili by na jego ślad.
- Mgliste Bagna, mówicie? Nie ośmielałbym się naprzykrzać w tej chwili, jednak czy byłaby taka możliwość, abyście zabrali mnie tam ze sobą? Mówiąc "ja" mam na myśli także moich towarzyszy. Łącznie pięć osób. To nie jest przysługa, ja z pewnością wam to wynagrodzę. W złocie? Mogę wam nawet pomóc z przeciwnikiem, o którym tak w tajemnicy rozmawiacie.
Oznajmił, rzucając wszystko na tą jedną szalkę. Teleportacja ta tajemnicza sztuka, którą posługiwali się tylko nieliczni, była warta każdej ceny. Dla Orpheusa i jego towarzyszy oznaczała ucieczkę od wszystkich dotyczących ich problemów.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Pojawienie się nowych gości na statku zrobiło niemałe zamieszanie. Na szczęście dla piratów żaden z majtków nie odważył się wyściubić choćby czubka nosa ponad to, czym zwykle zajmował się o tej porze. Smoki bowiem nie przepadają, gdy się im przeszkadza lub co gorsza nagabuje niczym zwykły prostak. Jednak ciekawski niby-kupiec zrezygnował z udawania tchórzliwego łyka, który Svastisa za nogi ułapił.
Gdy ów tajemniczy osobnik posłyszał o wyprawie na Bagniska w celu wysłania na tamten świat potężnego lisza-nekromanty, niemal od razu poszedłby w przysłowiowy ogień. Narwaniec jaki czy ki diabeł?! Medard odpowiedział z właściwą sobie dokładnością:
- Oczywiście, moje zdanie nie zmieniło się od ostatniego razu. Im szybciej dotrzemy na miejsce, tym lepiej dla nas i naszych potencjalnych sojuszników. Na miejscu opowiecie mi co i jak. Jak liczną armię sługusów zebrał ów szkieletor, na którego się wybieramy, bo znając życie tego typu istoty lubują się w tworzeniu tysięcy nieumarłych minionów. Macie trochę racji - wampirom magia śmierci nie jest w stanie poważniej zaszkodzić. Nie spotkałem się z przypadkiem, by jakikolwiek krwiopijca poległ od czarów z tej dziedziny. Wracając do teleportacji - nie mam nic przeciw, jeżeli nie spartolicie czegoś na samym początku...
Nad okrętem krążyły wielkoskrzydłe albatrosy, a drące się w ferworze gonitwy za pożywieniem mewy, skuy i tracze dodawały kolorytu bijącej o kadłub toni morskiej. Takiego harmidru nie sposób było spotkać gdziekolwiek indziej poza oceanem.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Dumuzi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dumuzi »

Dumuzi poczuł dreszcz przebiegający po skórze, ziemny jak oddech grobu, szczypiący, nieprzyjemny. Nie miał wątpliwości na temat jego magicznego pochodzenia, lata nemoriańskich tortur niemal pozbawiły go odczuwania czegokolwiek dotykiem, nie odróżniłby faktury jedwabiu od granitu. Zostawała magia. Smok rozważył decyzję, trzeba się stąd wynosić. Spojrzał na Orpheusa surowo. Człowiek już zabłysnął charyzmą, acz ilu mogło w spokoju wytrzymać smocze spojrzenie?
- Człowiecze, gdybyś miał przynajmniej dwa wieki, mógłbyś mnie obrazić. Zdradzę ci pewną mądrość, do której dojścia pewnie nie starczyłoby ci żywota. Smoka nie można zatrudnić i mu zapłacić. Cokolwiek robimy, robimy tylko z własnej woli. Zapłata jest tylko wyrazem szacunku. My się nie wynajmujemy, a wchodzimy w sojusze. Bacz na to, gdybyś spotkał innych, mniej wyrozumiałych. Szukasz śmierci? Bo tam, gdzie my idziemy, jest tylko śmierć.
Licz ciążył Pradawnemu nad głową niczym topór kata. Co, jeśli ich śledził? Trzeba było temu zaradzić. Nawet na taką odległość? W głowie gada mieszały się różne koncepcje. Od prozaicznych – kiedy już się do niego dostaną, przetnie go w pól mieczem rozrywając wszystkie pasma mocy podtrzymujące ciało w nieżyciu, a byt na tym świecie. Tylko jak się dostać? Najpierw trzeba było przenieść ich do Mglistych Bagien. Tym razem postanowił wykorzystać inny sposób teleportacji, wykorzystujący potęgę pustki. Użył go kilka razy uciekając z niewoli, aktywując portale i po przejściu je niszcząc. Ciekawe czy ślad też zatrą? Dumuzi nie był tego pewnien, zbyt mało opracował ten wybieg.
- Dobrze, zabiorę wszystkich. Macie jedną klepsydrę na zebranie rzeczy i wejście w krąg. Wchodzenie w niego potem... Można pozwiedzać inne krainy, niekoniecznie tam, gdzie się wybieramy. Człowiecze, zabierz przy tym również dla mnie prowiant. Byle nie chleb i wodę, to jadło psa.
Dumuzi kilkoma zamaszystymi ruchami wykreślił dłońmi w powietrzu okrąg, którego smolista, iluzjonistyczna granica podrygiwała niepokojąco, mącąc wzrok. On stał w środku, od środka do krawędzi było z dwa metry miejsca. Smok teraz zamknął oczy, kucnął, jedną dłoń z rozpostartymi palcami położył na pokładzie, drugą wyciągnął w powietrze, zaciśniętą. Smok pracował w całkowitym milczeniu, jego oddech stał się płytki, gdy naginał rzeczywistość do swej woli. Podłoga zaskrzypiała, poczęła ciemnieć. Wokół rozległo się donośne dudnienie, jakby dobiegające z wielkiej, zamkniętej przestrzeni nieopodal. Pierwszy gest woli, a pustka została ujarzmiona, rozpłynęła się widmowymi liniami po powierzchni kręgu tworząc raniące umysł wzory. Lecz skupiona energia wyciekała, powodując te dźwięki i widmowe kształty majaczące na olinowaniu okrętu. Drugi gest woli, a Dumuzi spiął przestrzeń, krąg wypełniły bagienne, śmierdzące opary jakby wydobywające się ze szczeliny w strukturze przestrzeni. Wyciągnięta w powietrze dłoń Dumuziego z trudem utrzymywała w sobie czarną kulę. Nie była to kwestia siły fizycznej, a woli. Kawałek pustki tętnił, pulsował, zajadle pragnął dobrać się do czegoś i to wchłonąć. Dodatkowe efekty towarzyszące skupieniu się Pradawnego się nasiliły. Smród bagien objął cały statek. Lecz jeszcze coś, jakby ogień i jasny żar południa. Na moment wydało się, że są w jasnym piecu topiącym rzeczywistość. Pomiędzy jednym mrugnięciem oka, a drugim każdy doświadczył obrazu statku zwiniętego w trąbkę, pogniecionego jak karta papieru. Chociaż tak nie było naprawdę, oczy mamiły.
- Do kręgu i kucnąć.
Stwierdził. I stało się, trzeci akt woli rozerwał strukturę przestrzeni i zmusił ją, aby tu było tam, a tam tu. Wnętrza kręgu było widać na moment dwa przenikające się krajobrazy, podłoga falowała jakby straciła spoistość, dźwięki rozchodziły się echem. Wnet...
Ułamki sekund przed właściwą teleportacją Pradawny wypuścił z dłoni czarną kule, matowa perła pustki wzbiła się na kilka centymetrów w górę, on cofnął dłoń jak oparzony. Wszyscy w kręgu zapadli się w dół, jakby w wodę i ruchome piaski bardzo nieprzyjemnym odczuciem. Nad nimi spadała kula, rosnąca niczym wybuch nicości, ścigająca ich aby pochłonąć. Przyżeniała, traciła kształty, rozlewała się wszem. Teleportowali się, Dumuzi skrzywił się w gniewnym wyrazie.
Tymczasem spoza kręgu wyglądało to jakby jego wnętrze toczyły gęste, czarne opary. Gdy oni stracili się ze statku, krąg zniknął w mgnieniu oka i zninęły opary. Pozostał smród bagien i coś jeszcze... Dla wrażliwych, dezintegrująca fala która rozrywała wszystkie bruzdy w przestrzeni wyrównując ją. Przestrzenny, metafizyczny maelstrom.

Ciąg dalszy
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Dwie dziesiąte klepsydry

Drzwi do kajuty ponownie się otworzyły, a do pomieszczenia wkroczył Orpheus.
- Szybko, zbierajcie wszystko co macie.
- Ale co się dzieje?
- Nie ma na to czasu, mamy szanse ostatecznie zgubić pościg.
Powiedział Orpheus zgarniając wszystkie swoje rzeczy do swojej torby podróżnej, widząc to jego przyjaciele zrobili to samo. Chłopak mówił na poważnie.

Dziewięć dziesiątych klepsydry

Wierzeje drzwi pokładowych rozwarły się ponownie. Pierwsza wyszła młoda śniada dziewczyna, za nim blond-włosy chłopak niosący duży tobołek. Za nim czarnowłosy z tornistrem, kobieta i brązowowłosy. Orpheus spojrzał na kapitana statku Gersena i uśmiechnął się. Musiał załatwić jeszcze jedną rzecz zanim opuści ten statek.
- Kapitanie.
Rzekł chłopak.
- Wszak jestem Ci jeszcze coś winien za tą podróż i prowiant.
Chwycił za sakiewkę, w której miał już wyliczone sześćdziesiąt pięć złotych gryfów i rzucił ją Kapitanowi.
- Mam nadzieję, że będzie nam jeszcze dane kiedyś robić interesy, bo to sama przyjemność. Ahoj!
Machnał na pożegnanie załodze, dziewczynie, której tajemnicy niedane było mu rozwiązać i Kapitanowi. Po czym już jako ostatni wszedł do kręgu. Potem miał przyjemność przeżyć pierwszą w swoim życiu teleportację.

Ciąg dalszy
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

Przemierzała spokojnie ciemny korytarz pod pokładem, gdy nagle napotkała kupca. Mężczyzna szybko się z nią pożegnał i odbiegł, a ona stała przez chwilę jak sparaliżowana. On chyba stracił zmysły! Dokąd chce pójść na środku morza? - zadała sobie kilka gorączkowych pytań, po czym ruszyła za kupcem. Wyszła na pokład w momencie, gdy tamten się teleportował - co więcej, teleportował się z trzema innymi postaciami. Rozpoznała wampira, ale pozostała dwójka była jej zupełnie nieznana. Kolejne dziwactwa na tym przeklętym statku?! W jej zmysł magiczny uderzyła fala mocy, gdy grupka zniknęła. Stała przez chwilę z oczami jak spodki, po czym, kręcąc głową, odeszła i oparla się o burtę. Dręczyły ją różne pytanie; Kim byli ci... były te istoty? Gdzie się udały? Jak znalazły się na statku? Na żadne nie znała odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Będąc jeszcze nieco zamroczonym winem wypitym do wczorajszej kolacji, a wcześniej do obiadu... i śniadania, Gersen po prostu wziął dostarczoną mu sakiewkę i zrezygnowany przypiął ją do pasa. O co mu chodzi? Nawet nie dopłynęliśmy do celu? Nie zdążył nawet zadać więcej pytań, gdyż od razu pojawiły się kolejne, a kapitan po raz kolejny pożałował tego, że w ogóle wsiadł na tą łajbę. Teleportacja i cała zgraja dziwaków nagle gdzieś znika. Wygląda na to, że w końcu kłopot z głowy. To co pozostało jednak przed nim, wydawało się być jednak równie kłopotliwym zadaniem. Na początek musi odnaleźć elfkę Miriamele i porozmawiać o planach. Muszą kiedyś spieniężyć łupy z napadu...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Gdy tylko wąpierz ujrzał efekty działań magicznych inkantacji pradawnego, z szybkością idącego za potrzebą w krzaki pioruna kulistego podrałował do beczek, za którymi zostawił manatki. Wszystkie przedmioty były na swoich miejscach: to w kieszeniach plecaka, to w przypominających rozdęte kufry walizach. Chybcikiem pozbierał klamoty i z bagażami niczym udający się na wygnanie infamis bądź obładowany towarami kupiec ruszył wprost ku majaczącym w smrodzie bagiennych wyziewów kompanom. W międzyczasie oglądał się dookoła, by zobaczyć, co też kombinuje szemranej proweniencji handlarz - niejaki Alexander o nazwisku ani chybi pasującym na człowieka z dalekiej Północy, gdzie łosie i reny zimą przenoszą się do osad ludzkich, by tam obskubywać korę z drzew w ogrodach mieszkańców i ucztować na miejskich zieleńcach... Mniejsza z tym, wszyscy mieli poważniejszy orzech do zgryzienia - pokazanie liczowi, tej śmierdzącej kupie zmurszałych gnatów, gdzie jest jego miejsce. Bynajmniej nie chodziło tu o krypty czy mauzolea. Praktycznie przed samym zamknięciem portalu wąpierz wbił się między Gardenię, a świtę człowieka, który zachowaniem coraz bardziej zaczynał przypominać miejscową szlachtę. Taki zeń kupiec, jak z licza Paladyn.

Ciąg dalszy:
http://forum.granica-pbf.pl/viewtopic.p ... 123#p11123
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

        Kątem oka zauważyła ruch na pokładzie, odwróciła więc wzrok od niezbyt spokojnego morza i spojrzała za siebie. Gersen rozglądał się wokoło niezbyt przytomnym, rozbieganym wzrokiem, szukając czegoś lub kogoś. Smokołaczka zaszyła się chyba w jakimś mało widocznym miejscu, a maga nie widziała już od dłuższego czasu, więc zapewne szukał właśnie swojej wspólniczki. Elfka uśmiechnęła się, a gdy Kapitan spojrzał w jej stronę, pomachała mu, by zwrócić na siebie uwagę. ona też miała kilka spraw do omówienia. Bo przecież, skoro nie mają już pasażerów w postaci grupki kupców, mogą dobić do brzegu gdziekolwiek. Miała nadzieję, że nastąpi to szybko, bo każda minuta na tym statku utwierdzała ją w przekonaniu, że nienawidzi morskich podróży.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Powolne kroki stawiane na przeklętym pokładzie okrętu doprowadziły kapitana do elfki. Miriamele, która miała być jego towarzyszką w jednym napadzie, nagle stała się członkiem załogi i przeżyła wraz z nim znacznie więcej czasu niż było to przewidziane? Choć może to i dobrze? Założył ręce za plecami, niejako w geście władzy, lecz tak naprawdę po prostu nie wiedział co innego z nim zrobić. Beznamiętne spojrzenie spoczęło na elfce, która przed momentem wyszukała Gersena na statku.
- Wydaje mi się, że i ty chcesz jak najprędzej opuścić ten statek. Nie mylę się? Moim zdaniem, możemy zawinąć gdziekolwiek bliżej brzegu. Tym bardziej, że płyniemy ku północy i morza niedługo będą pełne dryfujących lodów.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

- Będę o wiele szczęśliwsza, kiedy stanę na stałym lądzie - zgodziła się ze wspólnikiem. - Morze zdecydowanie nie jest moim żywiołem - dodała, patrząc z niesmakiem i niejakim strachem na wodę dookoła. Zdecydowanie - dodała w myślach.
- Jak najprędzej wróćmy na stały ląd i kontynuujmy naszą podróż - powiedziała po chwili. Trudniejsza część planu za nami - pomyślała. Teraz tylko pewny zysk - uśmiechnęła się do siebie. Już niedługo będzie bardzo bogata. Pozostawała jeszcze kwestia tego, co zrobi z tymi pieniędzmi, ale nie zaprzątała sobie tym głowy. Nie miała wątpliwości, że na pewno się przydadzą.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Kapitan statku mruknął ze zrozumieniem i chwycił w dłonie sakiewki. Najpierw przesypał wszystkie monety do jednej, po czym odliczył kilka monet i przesypał z powrotem. Po zastanowieniu dorzucił jeszcze dwie, lecz chwilę potem zrezygnował z tego pomysłu, wynikiem czego dwie smoki wróciły do sakiewki trzymanej w prawej dłoni.
- Zabierz łupy. Pora się wynosić.
Po tym krótkim oświadczeniu, Gersen zwrócił się do swoich marynarzy. Na szczęście był na wyższym poziomie statku, przez co wszyscy mogli go bez problemu ujrzeć. On sam przyglądał się przez kilka chwil każdemu marynarzowi z osobna. W gruncie rzeczy był ciekawy, jaka będzie ich decyzja. Przerzucił mniejszą, dużo mniejszą, sakiewkę na niższy poziom pokładu, a brzęk monet sprawniej sprowadził uwagę mężczyzn niż jakikolwiek okrzyk mógłby to zrobić. Odchrząknął.
- Panowie, to wasza zapłata. Teraz płyniemy na zachód, gdy już będziemy blisko lądu, opuścicie kotwice i razem z elfką pożegnamy was. Statek zostaje pod waszą komendą. Możecie zdecydować co z nim zrobić.
Mężczyzna po swoich słowach zniknął gdzieś za barierką oddzielającą poziomy, a potem poszedł schodami prowadzącymi pod pokład, by zebrać swoje rzeczy. Niedługo stanie na lądzie. Zastanawiał się tylko, co się stanie, jeśli ci biedacy natkną się na okręt, który zapewne poszukuje skradzionych łajb...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

Uśmiechnęła się zadowolona. Nie mogła się już odczekać zejścia na ląd. Nie miała zamiaru wracać na morze przez długi, długi czas. Gersen załatwił już wszystkie sprawy z marynarzami, postanowiła więc zastosować się do jego instrukcji i zeszła pod pokład, do swojej kabiny, w której znajdowały się łupy. Pozbierała wszystkie torby i spakowała, by mieć możliwie jak najmniej sztuk bagażu, a następnie położyła je razem ze swoimi rzeczami tuż przy drzwiach, by mogła je szybko zabrać. Rozejrzała się wokoło, czy przypadkiem czegoś nie zostawiła i po krótkim na myśle spakowała jeszcze jeden z kocy leżących na półce. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać ciepłe okrycie.
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Już prawie były kapitan statku, którego nazwać nie miał okazji, kończył zbierać swoje rzeczy z jednej z komnat ułożonych w rzędzie. Znajdował się zaraz nad ładownią, w której, jak dobrze pamiętał, mieściło się mnóstwo beczek z winem. Dlaczego nie mógłbym sobie zabrać jednej? To wciąż mój statek? Wracając z ładowni z beczką na ramieniu, miał też kilka innych zdobyczy. Cudowny w smaku ser pleśniowy, suszoną szynkę, pieczywo i nieznane mu bliżej przyprawy. Jednak pachniały ładnie - skusił się na taki prezent pożegnalny. Po drodze uzupełnił swoje zapasy tytoniu jabłkowego, który niegdyś został porwany mu przez bardzo nieznośne ptaszysko. Nie minęło więcej niż pół obrotu zegara, gdy mężczyzna wynurzył się spod pokładu, turlając sporą beczkę i niosąc kilka rodzajów toreb, których mieszanka zapachów nie pozwalała konkretnie określić ich zawartości. Odkładając tobołki, stanął przy lewej burcie - zobaczył ląd.
- Opuścić kotwice i przygotować szalupy. Od teraz już popłyniemy. Żegnam, wilki morskie! I niech wam morze... mokrym będzie!
Pierwsza na szalupie wylądowała beczka z winem, za nią wskoczyły torby z prowiantem. Pozostali tylko pasażerowie. Skoro Gersen jest kapitanem, pomyślał, że nie wypada wsiadać na pokład przed damą. Rozglądając się więc wokół, poszukiwał swojej towarzyszki - Miriamele.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość