Owoce poszukiwań. Przemiana
: Sob Lip 24, 2010 3:53 pm
Nie pamiętał już kiedy rozstał się z czarodziejem Arathainem, aniołem Niarą, wędrowcem Merdionem, demonem Xeroxem i czarodziejką o której wolałby zapomnieć. Nawet spotkanie zamieszkałych terenów przychodziło mu z trudnością. Wędrował Ścieżką Dusz za swoim przeznaczeniem, a raczej za swoim celem. Wiedział, że tutaj znajdzie to czego szuka. Czuł to tak mocno, jak głośno dziecko słyszy bicie serce matki, kiedy jest do niej przytulone. "Wszystko albo nic" - myślał idąc.Musiał w końcu zakończyć poszukiwania wiedzy i potęgi. Mimo, że jak do tej pory były owocne, coraz bardziej był tym znużony. Nastał czas, aby zacząć nieco inne poszukiwania, ale równie ważne. Swoje miejsce na tym świecie, ciekawe czy upadły takie ma ?
Coś po lewej przyciągnęło jego uwagę. Gdy podszedł bliżej, bez zaskoczenia stwierdził, że są to ukryte w skale olbrzymie drzwi. Były pokryte runami, które Varlein ledwo co mógł rozszyfrować, choć nie wiedział czy poprawnie. Jednak coś w jego duszy aż radował się na ten widok. "To tu !" krzyczały wszystkie jego nerwy i zmysły. Kiedy przejechał palcami po tych runach, te po kolei zapalały się, jakby każda z nich posiadał za sobą lampę. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech. Już wiedział co zrobić.
Ciszę tego miejsca przerwał melodyjny śpiew upadłego anioła. W dali dało się słyszeć zaśpiew chórów anielskich, zawodzenie demonów, szum liści i strumienia, odgłos ludzkiej rozmowy i wiele innych, których już nie dało się odróżnić. Ta brama nie była dobra, ani zła, tak samo było z wiedzą jaką chroniła. Była neutralna i tylko od tego, kto posiądzie ta wiedzę, zależało czy przysłuży się ona dobru czy złu. W końcu nastąpiła nagła cisza, lecz zdawała ona się nawet w takim miejscu nienaturalna. Runy się rozświetliły, a następnie zgasły. Drzwi z głośnym zgrzytem zaczęły się powoli otwierać. Z rogów sypały się odłamki skał i piach. "Dawno nie były otwierane" - pomyślał nieśmiertelny. Po chwili już szedł mrocznym korytarzem nasłuchując. Uśmiechnął się gdy wrota na powrót zaczęły się zamykać. Już wiedział dlaczego przy nich znalazł tyle kości. Może ktoś zdołał otworzyć te drzwi z zewnątrz, ale już nie potrafił tego zrobić od wewnątrz.
Stanął jak wryty, nie tego się spodziewał. Sadził, że będzie to wielka grota z wieloma regałami uginającymi się pod ciężarem i ilością ksiąg. Fakt grota była niczego sobie pod względem rozmiarów. Sufit ginął w wszech obecnej czerni. Jednak, nie było tu regałów pod sąsiednią ścianą, na podwyższeniu stał kamienny ołtarz a na nim coś leżało. Powoli podszedł i wszedł na podwyższenie. Na ołtarzu leżały oprawione w skórę dwie książki. Tytuły z upływem czasu zdarzyły się zatrzeć.Nie zdążył dotknąć żadnej z nich. Czas jakby zwolnił lub całkiem się zatrzymał dla wszystkiego wokół.
Pojawiły się trzy istoty. Raz widział staruszków w łachmanach, by po chwili ujrzeć mędrców w kapturach, skrywających twarze w cieniu. Bodźce zaczęły szybciej do niego napływać, ekscytacja rosła.
- Kim jesteście ? - spytał się.
- A kim chciałbyś, abyśmy byli ? - odpowiedzieli pytaniem. Zastanowił się, aby w końcu pokazać palcem na pierwszą po lewej istotę
- Ty mógłbyś być piękną kobietą - powiedział z poważną miną, po czym wskazał placem kolejną istotę.
- Ty mógłbyś być księgą zawierającą wszelkie tajemnice i wiedzę tego i innych światów - po czym wskazał na ostatnią istotę z szerokim uśmiechem.
- Ciebie w ogóle mogłoby nie być - powiedział, jednak nikt się nie zaśmiał.
- My nie mamy płci - odpowiedziała pierwsza.
- Nie starczyłoby Ci twojego nieśmiertelnego życia, aby przeczytać to wszystko - wyznała druga.
- Ale tu jestem - powiedziała trzecia.
Rozmowa z tymi jakże dziwnymi istotami zaczynała go irytować. Zwłaszcza, że nie wiedział jak one naprawdę wyglądają. Sprawy nie polepszał fakt, że kamienne ołtarze nie kojarzyły mu się z niczym przyjemnym.
- Będziemy tak tracić czas, czy powiecie mi o co w tym wszystkim chodzi ? - spytał nie kryjąc rosnącej irytacji.
- Nadszedł czas...
- Wyboru między dobrem lub złem...
- To od Ciebie zależy kim chcesz być - powiedzieli po kolei.
Złość Varleina rosła z każdym następnym słowem. Kim oni są, aby stawiać przed nim wybór. Nie da im tej satysfakcji. Zgarnął wszystkie trzy księgi z ołtarza.
- Nie zamierzam niczego wybierać. Będę złem tworzącym dobro i dobrem rodzącym zło, a także neutralnością, która nie będzie miała z tym nic wspólnego. Będę sobą - niemal warknął, odwrócił się i zaczął oddalać.
- Niech i tak będzie - powiedzieli chórem, a upadły nie wiedział, że to wyjście także było do samego początku możliwe. W pewnej chwili Varleinowi zaczęło się kręcić w głowie, wzrok. Złapał się za głowę. "To chyba nie był dobry wybór" - pomyślał po czym padł nieprzytomny na podłogę.
Coś po lewej przyciągnęło jego uwagę. Gdy podszedł bliżej, bez zaskoczenia stwierdził, że są to ukryte w skale olbrzymie drzwi. Były pokryte runami, które Varlein ledwo co mógł rozszyfrować, choć nie wiedział czy poprawnie. Jednak coś w jego duszy aż radował się na ten widok. "To tu !" krzyczały wszystkie jego nerwy i zmysły. Kiedy przejechał palcami po tych runach, te po kolei zapalały się, jakby każda z nich posiadał za sobą lampę. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech. Już wiedział co zrobić.
Ciszę tego miejsca przerwał melodyjny śpiew upadłego anioła. W dali dało się słyszeć zaśpiew chórów anielskich, zawodzenie demonów, szum liści i strumienia, odgłos ludzkiej rozmowy i wiele innych, których już nie dało się odróżnić. Ta brama nie była dobra, ani zła, tak samo było z wiedzą jaką chroniła. Była neutralna i tylko od tego, kto posiądzie ta wiedzę, zależało czy przysłuży się ona dobru czy złu. W końcu nastąpiła nagła cisza, lecz zdawała ona się nawet w takim miejscu nienaturalna. Runy się rozświetliły, a następnie zgasły. Drzwi z głośnym zgrzytem zaczęły się powoli otwierać. Z rogów sypały się odłamki skał i piach. "Dawno nie były otwierane" - pomyślał nieśmiertelny. Po chwili już szedł mrocznym korytarzem nasłuchując. Uśmiechnął się gdy wrota na powrót zaczęły się zamykać. Już wiedział dlaczego przy nich znalazł tyle kości. Może ktoś zdołał otworzyć te drzwi z zewnątrz, ale już nie potrafił tego zrobić od wewnątrz.
Stanął jak wryty, nie tego się spodziewał. Sadził, że będzie to wielka grota z wieloma regałami uginającymi się pod ciężarem i ilością ksiąg. Fakt grota była niczego sobie pod względem rozmiarów. Sufit ginął w wszech obecnej czerni. Jednak, nie było tu regałów pod sąsiednią ścianą, na podwyższeniu stał kamienny ołtarz a na nim coś leżało. Powoli podszedł i wszedł na podwyższenie. Na ołtarzu leżały oprawione w skórę dwie książki. Tytuły z upływem czasu zdarzyły się zatrzeć.Nie zdążył dotknąć żadnej z nich. Czas jakby zwolnił lub całkiem się zatrzymał dla wszystkiego wokół.
Pojawiły się trzy istoty. Raz widział staruszków w łachmanach, by po chwili ujrzeć mędrców w kapturach, skrywających twarze w cieniu. Bodźce zaczęły szybciej do niego napływać, ekscytacja rosła.
- Kim jesteście ? - spytał się.
- A kim chciałbyś, abyśmy byli ? - odpowiedzieli pytaniem. Zastanowił się, aby w końcu pokazać palcem na pierwszą po lewej istotę
- Ty mógłbyś być piękną kobietą - powiedział z poważną miną, po czym wskazał placem kolejną istotę.
- Ty mógłbyś być księgą zawierającą wszelkie tajemnice i wiedzę tego i innych światów - po czym wskazał na ostatnią istotę z szerokim uśmiechem.
- Ciebie w ogóle mogłoby nie być - powiedział, jednak nikt się nie zaśmiał.
- My nie mamy płci - odpowiedziała pierwsza.
- Nie starczyłoby Ci twojego nieśmiertelnego życia, aby przeczytać to wszystko - wyznała druga.
- Ale tu jestem - powiedziała trzecia.
Rozmowa z tymi jakże dziwnymi istotami zaczynała go irytować. Zwłaszcza, że nie wiedział jak one naprawdę wyglądają. Sprawy nie polepszał fakt, że kamienne ołtarze nie kojarzyły mu się z niczym przyjemnym.
- Będziemy tak tracić czas, czy powiecie mi o co w tym wszystkim chodzi ? - spytał nie kryjąc rosnącej irytacji.
- Nadszedł czas...
- Wyboru między dobrem lub złem...
- To od Ciebie zależy kim chcesz być - powiedzieli po kolei.
Złość Varleina rosła z każdym następnym słowem. Kim oni są, aby stawiać przed nim wybór. Nie da im tej satysfakcji. Zgarnął wszystkie trzy księgi z ołtarza.
- Nie zamierzam niczego wybierać. Będę złem tworzącym dobro i dobrem rodzącym zło, a także neutralnością, która nie będzie miała z tym nic wspólnego. Będę sobą - niemal warknął, odwrócił się i zaczął oddalać.
- Niech i tak będzie - powiedzieli chórem, a upadły nie wiedział, że to wyjście także było do samego początku możliwe. W pewnej chwili Varleinowi zaczęło się kręcić w głowie, wzrok. Złapał się za głowę. "To chyba nie był dobry wybór" - pomyślał po czym padł nieprzytomny na podłogę.