Strona 1 z 3
Odpoczynek w podróży
: Sob Kwi 17, 2010 5:24 pm
autor: Meiro
W końcu los zaprowadził go do małej wioski zamieszkanej głównie przez elfy, driady i chochliki. Przywitały go uśmiechnięte twarze, skinienia głowami, czy życzliwe uściski ręki. Co niektóre elfy, robiły mu ten zaszczyt i witały go w ich ojczystym, starym języku. Każde takie powitanie pobrzmiewało mu w głowie jeszcze przez chwilę, jakby nie chciał zapomnieć tego dźwięcznego dialektu. "Tutaj mogę zostać na dłużej" - pomyślał ze spokojem i zadowoleniem. Na całe szczęście, jego pierścień był niemal przepełniony duszami. Na samą myśl, że miałby pożywić się którymś z mieszkańców, robiło mu się niedobrze. Nie wyobrażał sobie, że mógłby zakłócić spokój i radość tej mieściny.
Niedługo po tym znalazł karczmę, niemal idealną dla niego. Napis na szyldzie nad wejściem brzmiał "Cisza". Na twarzy chłopaka wykwitł łagodny uśmiech. Po chwili oglądania napisu, jakby był najpiękniejszą rzeczą na świecie, wszedł do lokalu. Uszczęśliwiony zauważył, że karczma była czysta i schludna, a z kuchni unosił się zachęcający zapach serwowanych potraw. Karczmarz okazał się wysokim elfem o łagodnej twarzy, ale bystrym spojrzeniu.
- Przepraszam, ma Pan wolny pokój do wynajęcia na parę tygodni ? - spytał z nadzieją wypisaną na twarzy. Elf uśmiechnął się w odpowiedzi, pokazując pełne i białe uzębienie.
- Oczywiście - powiedział wręczył klucz chłopakowi. Po uiszczeniu opłaty za dwa tygodnie, udał się po schodach na pierwsze piętro lokalu. Z satysfakcją stwierdził, że jego pokój znajdował się na końcu korytarza. "Będę miał naprawdę spokój" - pomyślał i wszedł do pomieszczenia. Pod oknem stało duże łóżko z śnieżno białą pościelą. Siadając na nim, jego uśmiech się poszerzył, gdyż materac był miękki i wygodny. "Czyżbym trafił do Raju" - pomyślał i radosny zapadł w drzemkę.
: Sob Kwi 17, 2010 6:29 pm
autor: Saira
Nastało późne popołudnie, pogoda niespodziewanie z pięknego lata zamieniła się w zimną jesień. Lodowaty wiatr dął w okna karczmy, a z nieba zaczęła siać lekka mżawka. Karczmarz stał oparty o swoją ladę, w oczekiwaniu na klientów. Tego dnia było bardzo spokojnie. W rogu karczmy siedział tylko jeden gość, popijający piwo. Był to stary znajomy karczmarza - Yerden, wiekowy mężczyzna z długą brodą. Wieczór zapowiadał się na bardzo spokojny. Deszcz siąpił co raz mocniej, karczmarz spojrzał przez okno i z nostalgią oglądał kolejne krople spływające po szybie.
Nagle drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem trzaskając o ścianę, wpuszczając do środka wiatr i wilgoć. Do środka wbiegła kobieta, była wysoka i zwinna. Miała na sobie długi czarny płaszcz, mokry od deszczu. Zrzuciła z głowy kaptur ukazując pociągłą twarz i piękne ciemne włosy. Była to urocza elfka - żona karczmarza. Zdyszana podbiegła do męża i chwytając go za nadgarstek krzyknęła coś w języku elfów. Karczmarz natychmiast wybiegł zza lady i popędziła za kobietą już znikającą na zewnątrz. Zdążył jeszcze krzyknąć coś do Yerdena, po czym również zniknął.
Po pół godziny drzwi do karczmy znów się otworzyły. Jako pierwsza weszła żona karczmarza delikatnie przytrzymując drzwi. Następnie w drzwiach ukazała się postać gospodarza trzymającego na rękach jakąś ledwo żywą postać. Nieprzytomna kotołaczka dosłownie lała się przez ręce mężczyzny. Całą trójka była przemoczona do suchej nitki. Mimo to para gospodarzy zachowała trzeźwość umysłu. Elf wniósł dziewczynę po schodach na górę i umiejscowił ją w jednym z wygodniejszych pokoi. Zwinna elfka szybko przybiegła do pokoju dziewczyny i zajęła się opatrywaniem jej ran.
Saira miała na twarzy liczne siniaki, wyglądało na to, że została pobita. Żona karczmarza szybko odkryła, że kocia dziewczyna ma również złamane żebro. Jej nadgarstki były powykręcane i sine. Leżała bezwładnie na posłaniu ledwo oddychając, a elfka starał się ulżyć jej w cierpieniu.
: Sob Kwi 17, 2010 8:01 pm
autor: Meiro
Obudził go odgłos trzaskanych drzwi. "Czyżby przemianowali karczmę na "Hałas" ?" - pomyślał z irytacją i przeczesał dłonią włosy. Wstał i nalał sobie piwa do kufla. Zdążyło zrobić się letnie. Znów położył się na łóżku, ale sen znowu nie chciał nadejść. Przewracanie z boku na bok, ani trochę nie pomagało. Liczenie owiec też nie sprawdziło się.
Po kilkudziesięciu minutach znów jego uwagę przyciągnął hałas z dołu. Ktoś wszedł po schodach i otworzył drzwi do pokoju obok. Meiro zwrócił uwagę na ciche, gorączkowe rozmowy. Rozpoznał głos karczmarza, oprócz niego słyszał też jakąś kobietę i sądząc po akcencie i dialekcie również pochodziła z elfiego rodu. Zaciekawiło go to zamieszanie, na tyle, że postanowił sprawdzić co się stało.
Wyszedł z pokoju i przechodząc obok pokoju zerknął do środka. Zobaczył, że na łóżku leży nieprzytomna kobieta z długimi czarnymi włosami i kocimi uszami. Jej twarz była cała sina, jakby ktoś zatroszczył się, aby ani kawałek nie był normalnego koloru. Nieznajoma elka opatrywała jej rany, a karczmarz się temu przyglądał, czasem pomagając. Szybko poszedł do toalety, aby zachować pozory i wrócił do pomieszczenia, które nazywał "swoim pokojem". Zmysłem magicznym powędrował do dziewczyny obok.
"Liczne siniaki, obtarcia, złamane żebro... Nieźle się o nią zatroszczono" - pomyślał, ale nie wierzył, że coś takiego mógłby zrobić mieszkaniec tego miasta. Stawiał na przejezdnych, miał ochotę poszukać sprawców cierpień tej kobiety, ale uświadomił sobie, że to szukanie igły w stogu siana. "Gdybym tak wiedział, gdzie ją zaatakowano" - pomyślał z irytacją i żalem.
Naprawdę współczuł tej pechowej nieznajomej. Przez chwilę główkował, jak mógłby jej pomóc. Wpadł na pewien pomysł. Skoncentrował się i utworzył skoncentrowaną strużkę czystej magii, która posłał w nieruchome ciało. "To na pewno pomoże w leczeniu" - z tego czego zdążył się nauczyć czysta magia, mogła być też użyta w celu wspomaganie leczenia obrażeń. Oczywiście nie była tak skuteczna jak magia druidyczna, ale lepsze to niż nic.
Z resztą i tak postanowił poczekać do nocy oraz poszukać śladów napastników. Jego twarz wykrzywił drapieżny uśmiech. "Zapowiada się ciekawa noc" - pomyślał i położył się na łóżku. Czekał, aż panowanie nad światem obejmie jego Bogini.
: Nie Kwi 18, 2010 10:56 am
autor: Saira
Saira nadal leżała nieprzytomna, pomoc elfki w leczeniu jej ran była nieoceniona. Otarcia na nadgarstkach zostały uleczone prawie natychmiast, okazało się bowiem, że jak na elfy przystało i karczmarz, i jego żona posiadali magię leczenia. Gospodarz usiadł przy kotołaczce i skupiając całą swoją wolę położył ręce na jej złamanym żebrze. Długo trwało, zanim moc zaczęła działać, ale udało się. Żebro zrosło się za pomocą magii. Jednak nie wszystkie schorzenia dało się tak uleczyć. Żona gospodarza starała się z całych sił, by twarz dziewczyny choć trochę wróciła do normy, jednak na to potrzeba było czasu. Wiele energii kobieta poświęciła by z pięknej twarzy dziewczyny zniknęła opuchlizna, jednak siniaki na policzkach i pod oczami pozostały. Małżeństwo i tak zrobiło dla niej więcej, niż mogła się spodziewać. Najgorsze dolegliwości zostały albo uleczone, albo stłumione.
Kobieta i mężczyzna wyszli z pokoju pozostawiając nieprzytomną kocicę samą. Saira nie czuła niczego i nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był gęsty, ciemny las i krople deszczu spadające na jej twarz. A może to był sen?
Nastała noc. Do tej pory dziewczyna nie odzyskała przytomności. Na małym stoliczku obok łóżka stała zapalona świeca, a fotel w rogu pokoju zajmowała żona karczmarza, czuwająca przy dziewczynie. W końcu oboje z karczmarzem uznali, że kocica nie odzyska tej nocy przytomności. Mąż zabrał elfkę z pokoju dziewczyny i para udała się na spoczynek. Saira została sama.
Noc minęła jej spokojnie, dzięki miksturom elfki, kotołaczka nie dostała gorączki i była w stanie spać spokojnie. Obudziła się jednak wczesnym rankiem.. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Z wielkim trudem próbowała otworzyć sklejone ropą oczy. Przez wąskie szparki, ledwo rozchylonych powiek spostrzegła że jest w jakimś całkiem obcym miejscu. Bolała ją głowa, miała wrażenie, że ból przeszywa całe jej ciało. I tak właśnie było. Zdołała otworzyć szerzej oczy, rozejrzała się po pomieszczeniu, nie dostrzegła jednak żadnego niebezpieczeństwa. Jej myśli były splątane niczym sznur, w głowie kłębiły się obrazy i słowa. Dziewczyna nie była w stanie ustalić czy to huczy jej w uszach, czy też na zewnątrz. Spróbował podnieść się na łóżku do pozycji siedzącej, to był jednak zły pomysł. Ból był tak silny, że dziewczyna aż krzyknęła. W jej oczach pojawiły się łzy, a ciało osunęła się z powrotem do pozycji leżącej.
: Nie Kwi 18, 2010 12:53 pm
autor: Meiro
Świat oblała srebrzysta poświata księżyca. Wstał i podszedł do okna, a jego wzrok poszybował w górę. Nawet gwiazdy w tym mieście, miały w swoim pięknie coś z melancholii. "Przykro mi, nie tym razem" - pomyślał, po czym otworzył okno. Jak zawsze jego Bogini przyjęła go z otwartymi ramionami. Kucnął na parapecie i zwinnie zeskoczył na tyły domu. "Gdzie teraz ?" - zastanawiał się, nie wiedział od czego zacząć, choć teren miasteczka od razu odrzucił. To było nie możliwe, aby ktoś nie interweniował w obronie napastowanej kobiety.
Swoje krok skierował w stronę lasu. Mimo to, że był cały spowity czernią i cieniami, poczuł czyiś wzrok na sobie. Odwracając się zobaczył karczmarza, jak mu się przygląda z okna. Uśmiechnął się do niego drapieżnie, zerkając w okno pokoju napadniętej dziewczyny. Ela skinął głową, ale jego spojrzenie nie zmieniło się. Meiro odwrócił się i znowu pochłonęły go cienie. Szybko dotarł na skraj lasu, przekraczając linię drzew nawet nie zwolnił.
Nagle poczuł, jakby ktoś objął go od tyłu za szyję. W głowie rozbrzmiał dźwięczny, szlachetny kobiecy głos "Czego znowu szukasz, moje dziecię ?". Raptownie zatrzymał się. Pokręcił głową i ruszył dalej, uznał słowa w jego głowie, za omamy słuchowe. - "Przecież wiesz, że to nie omamy" - znów zabrzmiał głos, tym razem rozbawiony. - "Kim jesteś ?" - zapytał szeptem. - "Nie poznajesz swojej Bogini ? Twojej macochy ?" - spytał głos, a ton był jeszcze bardziej rozbawiony. - "Ale Ty nie jesteś moją macochą" - stwierdził chłopak z żalem i smutkiem. - "Jestem nią od dawna, tylko ty o niczym nie wiesz. TO nie ja ciebie wybrałam, tylko ty mnie. Odwróciłeś się od Boga, który Ci to zrobił, kochanie" - po tych słowach poczuł, jakby ktoś go głaskał po głowie - "Wybierając noc, wybrałeś mnie, a ja uznałam Ciebie za jedno ze swoich dzieci" - wyjaśniła Bogini Nocy z pieszczotliwością w głosie. - "Teraz już idź, niech Twoja broń stanie się przedłużeniem sprawiedliwości" - usłyszał jeszcze, ale tym razem w głosie jego Bogini zabrzmiała jakaś zimna i bezlitosna nuta.
Odszukanie napastników zajęło mu prawie całą noc, jednak gdy pierwsze promienie słońca zaczęły wylewać się zza horyzontu, on stał pośrodku martwych ciał. "Spóźniłeś się" - pomyślał patrząc na mały kawałek ognistej kuli. Po kwadransie biegu był już w miasteczku i szedł coraz bardziej zaludnionymi uliczkami. Jego uwagę przyciągnął stragan z różnobarwnymi kwiatami. Wśród kwiatów siedziała starowinka z chustą na głowie.
- Witam, mogłaby Pani przygotować piękny bukiet kwiatów ? - zapytał kobietę, ta w uśmiechu pokazała szczerbate uzębienie. Nic nie mówiąc zaczęła zbierać frezje, piwonie, irysy, a nawet fiołki i róże. Po kilkunastu minutach czekania trzymał najpiękniejszy i najbardziej kolory bukiet jaki widział. Niestety, widział ich za mało, jak na jego gust. - Dziękuję - powiedział i podał kobiecie Złotego Gryfa. Ta w odpowiedzi znowu się tylko uśmiechnęła.
Znużony po nocy spędzonej na szukaniu wszedł do karczmy. W rogu siedział mężczyzna z długą brodą. Podszedł do niego i wyciągnął rękę z kwiatami. Elf roześmiał się.
- Jestem już zajęty - powiedział żartem.
- Daj to tej dziewczynie - powiedział Przeklęty, lekko zirytowanym głosem. Nie miał nastroju do żartów. Mężczyzna skrzyżował ramiona na piersi i popatrzył uważnie na chłopaka.
- Sam je jej zanieś - powiedział i sięgając pod ladę podał mu wazon.
- Wielkie dzięki - niemal warknął Meiro, wyrwał naczynie z rąk karczmarza i poszedł je napełnić.
Po kilku minutach był już pod drzwiami pokrzywdzonej kobiety i zastanawiał się czy wejść, czy zostawić bukiet pod drzwiami. Cicho otworzył drzwi i wszedł do środka, próbując narobić jak najmniej hałasu. Wazon z kwiatami postawił na stoliczku, który stał blisko łóżka i nie patrząc na dziewczynę wyszedł. Oparł się spocony o drzwi i odetchnął. "Tchórz" - pomyślał, co było prawdą. Obawiał się nawet zerknąć na dziewczynę, aby jej czasem nie obudzić. Miał tylko nadzieję, że spała. Nigdy nie był dobry we takich sytuacjach, nie w tym go szkolono. Wszedł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Chciał zasnąć i pozbyć się tego głupiego uczucia z piersi.
: Pon Kwi 19, 2010 9:17 pm
autor: Saira
Saira leżała bezwładnie na łóżku, po nie udanej próbie podniesienia się do pozycji siedzącej siły opuściły ją całkowicie. Starała się sobie przypomnieć, co stało się poprzedniej nocy, ale obrazy były strasznie zamglone. Poczuła senność i zamknęła oczy. Sen jedna nie nadchodził. Wtem usłyszała czyjeś kroki na korytarzu przed pokojem. Nagle drzwi do pomieszczenia w którym leżała uchyliły się a przez nie wślizgnęła się jakaś postać. Saira słyszała jak kroki zbliżają się do jej łóżka, nie była jednak w stanie się podnieść. W końcu zobaczyła czyjąś sylwetkę i dłonie, a w nich wazon z kwiatami. Postać postawiła kwiaty na stoliku i wyszła. Zaskoczona kocica nie zdążyła nawet zwrócić uwagi na twarz nieznajomego, bo z pewnością był to mężczyzna.
Kobieta spojrzała na kwiaty, bukiet był imponujący, prawie natychmiast pokój wypełnił się zapachem frezji i fiołków. Zaskoczona leżała znów wpatrując się w sufit. Nagle usłyszała kolejne zbliżające się kroki. Tym razem do pokoju weszła kobieta, elfka, żona gospodarza. Usiadała przy dziewczynie i zmieniając jej opatrunki zaczęła opowiadać o wydarzeniach poprzedniego wieczoru. Kotołaczka powoli zaczynała sobie przypominać wydarzenia, jednak jej pamięć z poprzedniego dnia pozostała wybiórcza. Z pomocą elfki Sairze, nie bez bólu udało się usiąść na łóżku. Wtedy to zdobyła się na pytanie o kwiaty. Elfka jednak nie miała pojęcia od kogo mogą być, obiecała jednak się dowiedzieć. Od razu wykluczyła męża i Yerdena, a jedynym gościem w karczmie prócz kotołaczki był młody mężczyzna zajmujący pokój na końcu korytarza, natychmiast powiedziała Sairze o swoich przypuszczeniach. Rozmawiały jeszcze przez chwilę o kwiatach, o stanie zdrowia dziewczyny i innych mniej istotnych sprawach, po czym Raila, bo tak miała na imię żona karczmarza, opuściła pokój. Nie minęło jednak pół godziny, a Raila była z powrotem, w dłoniach niosła tace, a na nie talerz z zupą i kubek z ziołami. Saira nie mogła uwierzyć, że znalazła się wśród tak miłych ludzi, jedyne co mogła powiedzieć to "dziękuje", z pewnością zrobiła by dużo więcej, ale w tym momencie nie była w stanie nawet samodzielnie utrzymać łyżki. Opuchlizna z nadgarstków została wyleczona, jednak ból pozostał. Raila nakarmiła kocice, po czym kazała jej się zdrzemnąć. Saira jednak nie była śpiąca, ubłagała opiekuńczą Raile, by ta pozwoliła jej poczytać książkę. W końcu elfka musiała ulec, przyniosła z dołu najcieńsza książkę jaką znalazła, by dziewczyna mogła utrzymać ją w dłoniach i pozwoliła Sairze poczytać. Obiecała jednak, że niedługo wróci.
Kobieta wsparta na stosie poduszek z książką ledwo trzymaną w dłoniach, oparta o kołdrę zaczęła czytać, z myśli jednak nie chciał jej wyjść nieznajomy od bukietu kwiatów.
: Pon Kwi 19, 2010 10:39 pm
autor: Meiro
Podczas snu obracał się niespokojnie z jednej strony na drugą, jakby tym chciał odpędzić niechciany sen. Jego głowa latała z jednej strony na drugą, nie zatrzymując się dłużej w jednej pozycji. Ręce kurczowo ściskały kołdrę. Niestety, nic nie pomagało. A we śnie stał czarnowłosy chłopak z kosą w ręku i płonącymi tatuażami na ciele. Przed nim stał niewielki rząd postaci z wymalowanym obrzydzeniem na twarzach, do nich w swoim czasie żywił cieplejsze uczucia, a którzy się o0d niego odwrócili. Obok rozciągał się tłum przeklętych, ci nawoływali aby się przyłączył do ich krwawej wojny przeciwko demonom i innym paskudztwom. "Chodź, to czego będziesz pragnął o poranku to nie okład z młodych piersi, tylko krew" - każde ich słowo wywoływało w nim obrzydzenie, pogłębiało niechęć do jego Stwórcy, jednocześnie jakaś część niego, chciała oddać się w wyciągnięte ręce. Za sobą miał morze złożone z ciał rdzennych mieszkańców Otchłani i ich krewniaków na świecie, w którym żył. Ona z kolei, chciały go dorwać w swoje szpony i rozerwać, rozkoszując się każdym jego jękiem, krzykiem oraz odgłosem łamanych kości i rwących się mięśni. A on stał i nie wiedział w którą stronę mógłby odwrócić wzrok, aby nie widzieć takich twarzy.
Nagle obudził się siadając z krzykiem. Przeczesał mokre od potu włosy. "To mnie wykończy" - pomyślał, sam nie wiedząc czy miał na myśli te sny, czy następujący po nich potworny ból głowy. Wstał i skierował się do łazienki w tym lokalu. Całe szczęście, tylko on wynajmował pokój, więc nie było kolejek. Obmył twarz w zimnej wodzie i spojrzał na swoją twarz, odbitą w lustrze. Cienie pod oczami, nie wskazywały na to, że wstawał wyspany. Plusem bycia Przeklętym, była ich nadzwyczajna wytrzymałość. On by to i wszystko inne oddał za rodzinę i zwykłe życie.
Po szybkim prysznicu, opasany tylko w biodrach ręcznikiem wrócił do pokoju. Jednak, za każdym razem kiedy przechodził obok pokoju pobitej dziewczyny, zerkał w stronę drzwi. Ubrał się i popatrzył w lustro. Cienie trochę zblakły i nie wyglądał, jak świeżo pochowany i ożywiony trup. Rzucił sobie smutny, gorzki i ironiczny uśmiech, po czym wyszedł z pokoju. Jego spojrzenie znów powędrowało w stronę drzwi do pokoju nieznajomej z kocimi uszami. Wkurzony na samego siebie popatrzył przed siebie. "Chyba mam jakąś słabość do potrzebujących pomocy i ochrony zmiennokształtnych pań" - pomyślał, nie wiedząc czy to dobrze, czy raczej źle. Usiadł za jednym ze stolików i zamówił obfite śniadanie, do tego dzban piwa. Zauważył, że na migreny po koszmarach jednym ze skutecznych leków jest złocisty płyn. Po kilku minutach karczmarz przyniósł jego zamówienie.
- Coraz lepiej z nią - powiedział i puścił do Meira oczko. Chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale elf odszedł dostarczyć inne zamówione śniadanie. Zagapił się na pomarańczowe niebo wieczoru i zastanowił się. "Dlaczego, tak interesuje mnie los tej kobiety ?!" - chyba jeszcze nie chciał znać odpowiedzi.
: Wto Kwi 20, 2010 4:23 pm
autor: Saira
Saira wsparta na stosie poduszek nadal czytała książkę, którą dostała od Raili. Zauważyła, że niebo za oknem zaczyna robić się co raz ciemniejsza, a jej powieki stawały się co raz cięższe, wytrwale jednak zagłębiała się w historię Rodu Północnej Ziemi. Z każdą minutą co raz gorzej szło jej czytanie, aż w końcu osunęła się na poduszki, książka zaś sam wypadła jej z rąk. Saira zasnęła.
Obudziła się dopiero następnego ranka. Kiedy otwarła oczy zauważyła siedzącą przy niej Railę, a na stoliku obok łózka już czekało na nią śniadanie. Nadgarstki przestały ja boleć, więc Raila pozwoliła jeść jej samodzielnie. Cały czas pozostawała jednak przy chorej. Twarz kocicy zaczynała już nabierać żywych barw, siniaki powoli znikały, pod prawym okiem dziewczyny można było jeszcze dostrzec wielką, żółto - siną plamę, jednak jej policzki były już rumiane. Sińce na plecach i brzuchu bolały co raz mniej, tak, że dziewczyna samodzielnie była w stanie usiąść na łóżku. Po zjedzonym śniadaniu do pokoju dziewczyny wszedł karczmarz. Ku radości kocicy oznajmiono jej, że już niedługo wyzdrowieje. Wizyta karczmarza miała jednak więcej powodów. Jako, ze poranek był niezwykle ładny, a w karczmie nie było gości, na prośbę Raili karczmarz zgodził się wynieść, nadal słabą, Sairę do ogrodu za budynkiem. Przygotowano dla niej duży, wygodny, posłany gruba kołdrą leżak. Karczmarz wziął dziewczynę na ręce i zniósł do ogrodu, ułożywszy ją na leżaku odszedł, a resztą zajęła się już elfka, przykryła kocice grubym pledem i podała książkę tę samą, przy której Saira wczoraj zasnęła.
Kotołaczka niewiele mówiła przez ten czas, można by powiedzieć, że z wdzięcznością poddawał się woli swych obecnych opiekunów. Nie mogła sobie nawet wymarzyć lepszej opieki. Poranek był cudowny, słońce wznoszące się co raz wyżej zdążyło już wysuszyć rosę z trawy. Ogród za budynkiem karczmy był imponujący. Widać było, że Raila bardzo o niego dba. leżak stał niedaleko wejścia, przy drewnianej ścianie karczmy, tak by dziewczyna miała widok na rośliny. Ogród podzielony był jakby na dwie cześć. Ta w której umieszczono Sairę była usiana kwiatami. Na wprost niej rosły krzaki rozłożystych Kwiatów Północy, za nimi można było dostrzec róże, a ścieżki między zagonami zdobiły stokrotki i niezapominajki. Widok, był na prawdę piękny. Drugą część ogrodu od reszty oddzielał, mały drewniany plotek. Za nim rosły zioła i przyprawy. Z daleka kocica była w stanie dostrzec tylko koper, bazylię i majeranek, za nimi jednak widziała jeszcze mnóstwo innych roślin.
Zapach porannego powietrza wprawił kocice w dobry nastrój. Wziąwszy książkę do ręki zaczęła czytać.
: Wto Kwi 20, 2010 6:27 pm
autor: Meiro
Obudziły go promienie nieliczne słońca, które przedzierały się przez szczeliny między zasłonami. W zajęcie pozycji siedzącej było zbyt energiczne i poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła, a raczej jego zawartość. Z powodu wczorajszej migreny wypił za dużo piwa, więc jak było można się spodziewać, z rana nie czuł się najlepiej. Wstał i niepewnie podszedł do okna. Odsunął zasłony i przywarł do ściany obok okna. Od razu zgonił się za to. Niestety, nie mógł nic poradzić na to, że nieznajoma na leżaku dziwnie na niego wpływała.
"Zaczynasz głupieć" - pomyślał i wydawało mu się to w stu procentach prawdziwe. Porywając ręcznik z półki ruszył do łazienki. Zimny prysznic dobrze mu zrobił, dalej miał nieprzyjemnie sucho w ustach, ale przynajmniej żołądek przestał podskakiwać przy każdym ruchu. Otoczony w biodrach ręcznikiem ruszył do swojego pokoju. W korytarzu spotkał elkę, która jak podejrzewał była żoną karczmarza. Ukłonił się jej grzecznie i pozdrowił. Kobieta zachowywała się dziwnie, zauważył tylko, że zaczęło się od chwili gdy spostrzegła jego tatuaże. Sprawiała wrażenie jakby znała ich znaczenie. "Mam nadzieję, że tak nie jest" - pomyślał, w innym wypadku wysoce prawdopodobne było jego opuszczenie lokalu, a możliwe, że i miasteczka. Jak zawsze ubrany w nieskazitelny garnitur zszedł na dół, zostawiając swój płaszcz w szafie. Dzień był zbyt ciepły, a mimo, że nie odczuwał ciepła i zimna tak dotkliwie jak ludzie, nie lubił chodzić w upalne dnie mając na sobie niepotrzebne ubrania.
Na śniadanie zamówił sobie świeży chleb z serem i wędliną, polecaną przez elfa. Do tego poprosił o lampkę wina. Piwo niebezpiecznie wzbudzało w nim nieodpartą chęć wypicia więcej tego trunku, niż jego głowa mogła przetrzymać. A koszmary w zupełności mu wystarczały.
Dokończywszy posiłek wyszedł na zewnątrz i zaczął spacerować ulicami miasta. Jego uwagę znów przyciągnęła staruszka z kwiatami. Tym razem kupił biało-różowego fiołka i jaskra. Nie wiedział tylko w jakim celu. Gdy tak wąchał je, prawie wsadzając nos w kwiaty, zobaczył niepokojącą sytuację. Jak to przeważnie bywało chłopcy zaczepiali małą elfkę, ciągnąc ją za włosy czy szarpiąc sukienkę. Podszedł do tej grupki dzieci.
- Zostawcie ją - niemal warknął, na co chłopcy rozbiegli się we wszystkie kierunku, zostawiając swoją ofiarę w spokoju. Przykląkł i otarł łzy z policzka dziewczynki. Ta wystraszona chciała uciec, ale przytrzymał ją za rączkę i uśmiechnął się. Potem delikatnie zaplótł kwiaty w blond włosy dziecka. W podzięce elfka uśmiechnęła się szeroko i radośnie, jak to tylko dzieci potrafią i w podskokach pobiegła w swoją stronę. Meiro patrzył w ślad za dziewczynką. Jego twarz wypełnił szczęśliwy uśmiech, przy którym zabawnie mrużył oczy. Może dla tej dziewczynki nie było to wiele, dla niego wręcz przeciwnie. Świadczyło to o tym, że jeszcze nie był potworem. Miał nadzieję, że nigdy to się nie zmieni. Wstał i ruszył dalej spokojnym krokiem na jego spacer po miasteczku. A mijający go mieszkańcy na widok jego uśmiechu, odwdzięczali się tym samym.
: Wto Kwi 20, 2010 10:00 pm
autor: Saira
Sairze pobyt w ogrodzie wyraźnie sprzyjał. Czytanie książki jednak znów jej nie szło, wolała leżeć i rozkoszować się widokiem kwiatów. Nie myślała wcale o tym co się stało feralnego wieczoru. Jej umysł zaprzątały różne wspomnienia i myśli, ale wszystko co się wtedy stało jakby wymazała z pamięci. Teraz obserwowała dwa motyle tańczące ze sobą. Nagle usłyszała, że gdzieś za nią otwierają się drzwi. Z budynku wyszedł karczmarz, aby wnieść dziewczynę z powrotem do środka. Lekko zawiedziona, że stało się to tak szybko poddała się bez walki i pozwoliła zanieść do pokoju. Resztę wieczoru spędziła sama w pokoju, tego dnia w karczmie było wielu gości i Raila zajrzała do niej tylko na chwilę. Znudzona kocica zasnęła tak szybko jak poprzedniego wieczoru.
Kolejne dni mijały jej pod znakiem leczenia i nudy. Z każdym porankiem czuła się jednak co raz lepiej i po tygodniu po raz pierwszy pozwolono jej się ubrać i zjeść w głównej sali karczmy. Był kolejny piękny poranek, a promienie słońca wlewały się do pomieszczenia niczym górski strumień. Jak zwykle rano główna sala była pusta. Saira zeszła powoli po schodach ubezpieczana przez Railę. Jej ubranie do niczego już się nie nadawało, dlatego dziewczyna miała na sobie skunie jaką przygotowała dla niej żona karczmarza. Saira musiała przyznać, że wygląda ładnie, siniaki z twarzy zniknęły, a suknia dodawała jej uroku, jednak nie czuła się w niej sobą. Miała elficki krój, długie, obszerne rękawy i liczne wiązania, była jednak bardzo dopasowana, a to Saira lubiła w strojach. Kobiety przeszły przez pomieszczenie, a Raila wybrała dla kocicy stolik przy oknie. Dziewczyna usiadła i grzecznie czekała na posiłek. Teraz, kiedy czuła się już dużo lepiej, zaczęła zastanawiać się, jak może odwdzięczyć się swoim opiekunom.
: Pią Kwi 23, 2010 2:46 pm
autor: Meiro
Przez kilka dni w ogóle nie miał ochoty wychodzić ze swojego pokoju. Jego nogi nosiły go tylko raz dziennie, na parter lokalu, aby zjeść coś ciepłego. Nie musiał tego robić, ale przyzwyczaił się do minimum jednego normalnego posiłku dziennie, z resztą bardzo lubił wysilać swój przytępiony węch do rozpoznawania zapachów przypraw. Resztę czasu spędzał leżąc w łóżku patrząc się w sufit. Przez większość czasu, wcale nie myślał, leżał jakby wyłączony z rzeczywistości.
Pewnego poranka, zdecydował, że już dość tego pobłażania. Z westchnięciem podniósł się z łóżka. Wciągnął na siebie ubrania, które dzięki temu, że powieszone na wieszakach nie były wygniecione. Spojrzał w lustro i uśmiechnął się krzywo. O dziwo sińce pod oczami zniknęły, a twarz była jakby bardziej energiczna. "Czas coś zjeść" - pomyślał i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zszedł po schodach i o mało co nie stanął jak skamieniały w miejscu. Miał wielką ochotę uciec z powrotem na górę. "Chyba nie przeraża cię spotkanie z kobietą ?" - pomyślał i usiadł przy najbliższym wolnym stoliku. Jak na złość, nic nie przysłaniało mu widoku na nieznajomą z pokoju obok. Z twarzy zniknęła opuchlizna i siniaki, a dopasowana suknia podkreślała jej urodę. Musiał przyznać, że jest ładna.
Po chwili podeszła do niego żona karczmarza i poprosiła o zamówienie. Uśmiechnął się do niej dość smutno i blado, aby wywołało to niepokój na twarzy elfki.
- Poproszę jakąś zupę - powiedział. Choć nie miał najmniejszej ochoty na taką potrawę. Dopóki nie przyniesiono jego zamówienie, zmuszał się, aby nie patrzeć w stronę nieznajomej. "Wszędzie, byle nie tam" - powtarzał sobie, choć jego zachowanie irytowało go. Mimo to, nie popatrzył tam. Gdy kobieta przyniosła mu zupę z miłym uśmiechem, odpowiedział jej tym samym co miał przed złożeniem zamówienia. Nic innego nie mógł przywołać na twarz. Podziękował i zaczął jeść, pochylając głowę i wbijając wzrok w potrawę. "Demony miałyby niezły ubaw widząc mnie w tej chwili" - pomyślał zrezygnowany.
: Pią Kwi 23, 2010 7:48 pm
autor: Saira
Saira przez chwilę wierciła się na krześle, próbując przyjąć jak najwygodniejszą pozycję. Na plecach pozostało jeszcze kilka siniaków, które czasem nieprzyjemnie ją "gniotły". Czekając na Railę zauważyła mężczyznę schodzącego po schodach, pomyślała, że to zapewne mężczyzna, który mieszkał obok niej. Uśmiechnęła się przyjaźnie w jego stronę, ale ten jakby jej nie zauważył, mimo to dziewczyna nadal się uśmiechała. Miała po prostu doskonały nastrój, czuła się co raz lepiej, pogoda była piękna, a jej opiekunowie doskonali, miała się z czego cieszyć, poza tym znalazła sposób na odwdzięczenie się gospodarzą.
Po kilku chwilach Raila wróciła z kuchni przynosząc ciepły posiłek, położyła na stole dwa nakrycia i usiadła obok Sairy. Razem zjadły śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Sale wypełniły przyjazne głosy kobiet. Pełen szczerości i ciepła śmiech Sairy rozniósł się po pomieszczeniu. Kocica zdążyła już się zaprzyjaźnić z
elfką. Śniadanie wydało jej się spełnieniem marzeń, ostatnie dni były dla niej wypełnione bólem i śmiertelną nudą, leżąc w łożu starała się nie myśleć, ale nie zawsze jej się to udawało. Od czasu do czasu kocica spoglądała w stronę tajemniczego gościa, wydawał jej się taki smutny i przygnębiony, ale przecież mogła się mylić.
Rozmowa z Railą zeszła na tory opieki nad dziewczyną, wtedy to Saira podjęła temat wdzięczności, początkowa Raila nie chciała zgodzić się na rozwiązanie zaproponowane przez kotołaczkę, ale w końcu uległa. Ciepły uśmiech Sairy prawie nie zachodził z jej twarzy. Kiedy kobiety zjadły Raila zabrała talerze i zniknęła gdzieś w kuchni. Dziewczyna siedziała jeszcze przez chwile przy stoliku rozglądając się po karczmie. W kącie po drugiej stronie pomieszczenia, tej w której siedział tajemniczy mężczyzna stała duża ława, na niej zaś leżała skóra jakiegoś zwierzęcia, Saira pomyślała, że tam będzie jej dużo wygodniej. Początkowo myslała o wyjściu do ogrodu, a nie wiedziała, czy wolno jej już wychodzić, mimo, że od bardzo dawna była dorosła, pod opieka karczmarzy czuła się jak mała dziewczynka. Przeszła przez salę mijając, jak jej się wydawało, smutnego mężczyznę i usiadła na długiej ławie. Usadowiła się w kącie podciągając kolana pod brodę. Za plecy wsunęła sobie skórę, leżącą wcześniej na ławie, tak by siniaki na plecach nie mogły sprawiać jej bólu. Oparła głowę o kolana i zaciekawieniem spojrzała w stronę jedynej osoby przebywającej w sali.
: Pią Kwi 23, 2010 10:01 pm
autor: Meiro
Gdy nieznajoma wstała drgnął lekko, gdy jej kroki się zbliżały, a oczy potwierdziły bodźce słuchowe, miał wielką ochotę stać się dużo mniejszy od krasnoluda. Jednak, nie mógł się powstrzymać i odwrócił głowę. Do ostatniej chwili podziwiał jej figurę.
"O mało co..." - pomyślał, choć nie był pewien czy kobieta zauważyła, że się jej przyglądał.
Czuł, jakby ktoś wciskał mu szpilkę między łopatkami. Brakowało mu pewności siebie, aby się obrócić.
"Zabija demony, a obawia się dziewczyny" - pomyślał ze złością. Chyba ostatnie wydarzenia nadszarpnęły jego pewność siebie w stosunku do płci przeciwnej. Na samą myśl, że mógłby podejść i zacząć rozmowę przechodził go dreszcz, a przed oczami pojawiały się nieskończone się wątpliwości.
Wstał od stołu, a elfka spojrzała w jego stronę i z troską wskazała na nietknięty talerz zupy. Meiro przybrał przepraszający wyraz twarzy.
- Przepraszam, zupa na pewno jest przepyszna, ale straciłem apetyt - powiedział i skierował się w stronę schodów. Zdobył się na to i spojrzał na nieznajomą. Serce lub żołądek, nie był pewien, wykonało salto, gdy nawiązali kontakt wzrokowy. Na jego twarz wypłynął niepewny i smutny uśmiech. Musiał się powstrzymać przed biegiem do pokoju.
Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, odetchnął z ulgą.
"Co się z tobą dzieje ?" - zadał sobie pytanie. Nigdy nie grzeszył pewnością siebie w tych sprawach, ale jego ostatnie zachowanie, było po prostu żałosne. Poczuł wielką ochotę na spacer.
Znów jego uwagę przyciągnęły kwiaty.
"Czy czasem ta staruszka nie rzuciła na mnie uroku ?"- pomyślał, ale od razu odrzucił taką możliwość. Nie musiał nic mówić kobieta sama wzięła się do przygotowywania bukietu. Po chwili szedł dalej, a w dłoni trzymał bukiet o kwiatach w jasnych kolorach. Wydawał mu się piękniejszy od poprzedniego. Jego spojrzenie powędrowało za odbijającym się światłem. Gdy podszedł bliżej zobaczył, że promienie słoneczne odbijał srebrny łańcuszek z kamieniem w kształcie księżyca.
Po niecałej minucie stał na zewnątrz i przyglądał się kupionej błyskotce. Zaczynał niepokoić się o siebie. Nie miał najmniejszego pojęcia dlaczego kupił kwiaty i naszyjnik. Z rezygnacją wrócił do lokalu. Nie chciał, aby ktoś zauważył co kupił. Na szczęście okno od pokoju zostawił otwarte.
Włozył łańcuszek do środka bukietu i napisał na niewielkiej karteczce.
"Mam nadzieję Pani, że Twój bóle już minęły". Po czym złożył w pół karteczkę i włożył obok łańcuszka. Impuls kazał mu go wyciągnąć. Dotknięcie kamienia wywołało w nim uczucie pustki. Zrozumiał, iż kamień mógł magazynować magię. Wypełnił go czystą magią, ponoć demony obawiają się jej i ponownie, już w pudełku wsunął pomiędzy kwiaty. Ostrożnie uchylił drzwi i zaczął nasłuchiwać.
"Droga wolna" - stwierdził, próbował aby jego kroki były szybkie ale jak najcichsze. Na jego twarzy zagościł uśmiech, nie było nieznajomej w jej pokoju. Złapał za klamkę i nacisnął, drzwi pod jego naporem otworzyły się.
"Na szczęście zapomniała zamknąć pokój" - pomyślał z ulgą po czym szybko postawił podarunek na stoliczku i wrócił do siebie do pokoju. Oparł się wyczerpany o drzwi.
- Tak, diagnoza potwierdziła się, zgłupiałem do końca. - powiedział i nadal nie mógł uwierzyć w to co zrobił. Obawiał się nawet rozmowy z tą kobietą, ale też interesowała go. Chyba miał słabość do zmiennokształtnych kobiet.
Podarowany Łańcuszek
: Nie Kwi 25, 2010 11:43 am
autor: Saira
Mężczyzna zniknął, znudzona kotka nadal siedziała na ławie, tym razem gapiąc się w przestrzeń. Raila nie wracała z kuchni, więc dziewczyna postanowiła wrócić do swojego pokoju, zdawała sobie sprawę, że nie powinna sama wchodzić po schodach, a jednak zdecydowała się na to. Wszystko poszło dobrze, nie dostała zawrotów głowy, nic jej nie zabolało. Schody zostały pokonane. Weszła do swojego pokoju. Od razu jej uwagę przykuł świeży bukiet kwiatów. Zdziwiona rozejrzała się po pokoju, pomieszczenie jednak było puste. Podeszła do kwiatów z nieukrywanym zaciekawieniem. Zobaczyła w środku karteczkę, rozłożyła ją i przeczytała, uśmiechnęła się do siebie, w jej oczach jednak kryło sięcoś jeszcze. Oprócz karteczki kwiaty kryły inna niespodziankę. Co raz bardziej zaskoczona Saira zaczęła obracać w dłoniach wisiorek, musiała przyznać, że był śliczny. Jakiś impuls sprawił, że postanowiła działać. Wyszła z pokoju, szybkim krokiem przeszła przez korytarz. Zatrzymała się przed drzwiami nieznajomego i zapukała, tylko on mógł połozyc to w jej pokoju. Wpatrując się w drewniane drzwi i myśląc o tym co powinna teraz zrobić, czekała na odpowiedź.
: Nie Kwi 25, 2010 12:34 pm
autor: Meiro
Już zasypiał, myśli przestawały krążyć po głowie. Pustka zapraszała w swoje ramiona na następne kilka godzin. Wyciągała ręce i gładziła po policzku, poddałby się jej. Jednak, pukanie do drzwi wyrwało go z tej matni.
- Chwila - powiedział swoim swoim smutnym głosem, na tyle głośno, aby osoba na zewnątrz usłyszała go. Rozglądnął się szybko po pokoju w poszukiwaniu spodni i koszuli. Wciągnął je szybko na siebie, nawet nie kłopocząc się zapinaniem guzików od koszuli. Przeczesał dłonią włosy i boso ruszył do drzwi. "Ciekawe czego chce ode mnie karczmarz ?" - zastanowił się, któż by inny miał do niego sprawę. Przez chwilę pojawiła się twarz nieznajomej, ale potrząsnął głową. "Zainteresowanie jest jednostronne" - pomyślał i otworzył drzwi. Przez chwilę stał jakby był zrobiony z kamienia, z miną wyrażającą zachwyt, przerażenie i zdziwienie. "Co ona tu robi ? Chce tylko coś pożyczyć, uspokój się..." - różne myśli tłukły mu się po zadziwiająco pustej czaszce, w tym momencie. W końcu opanował się i przybrał normalny wyraz twarzy, choć stan jego ubrania irytował go i zawstydzał jednocześnie.
- Słucham ? - spytał, starając nadać głosowi normalne brzmienie. Niestety, do końca nie udało się i można było usłyszeć w jego głosie lekkie napięcie.
: Nie Kwi 25, 2010 12:45 pm
autor: Saira
Siara podniosła jedną brew i zmierzyła wzrokiem na wpół rozebranego mężczyznę. Opanowała się jednak.
- Chciałam podziękować za kwiaty... i prezent - powiedziała. Nie miała pewności, czy to właśnie nieznajomy je zostawił, ale drogą dedukcji nie mógł być to nikt inny, w pierwszej chwili chciała zapytać, czy to od niego były kwiaty. Postanowiła jednak postawić go przed faktem, dokonanym i zobaczyć czy będzie zaprzeczać, czy raczej nie.