Co cię nie zabije, to cię tylko wkurzy
: Sob Sty 04, 2025 7:57 pm
Keira szła przez cmentarz, nie zdając sobie sprawy, że w deszczu jej kroki stają się coraz bardziej ciche, aż w końcu zlewają się z tłem melancholijnych dźwięków wiatru. Nie obchodził ją ani ból stóp, ani zimno, które przenikało jej ciało. Cała jej uwaga była pochłonięta przez myśli, które powracały jak ból głowy po nocy pełnej niepokojów.
„Jak mogłam być taka głupia?” – pomyślała, spoglądając na szare niebo, które teraz zdawało się bezbrzeżne. Od lat błąkała się po tym świecie, próbując znaleźć sposób na zdjęcie klątwy, która ją zniewoliła, a rozwiązanie było… tak blisko. Tak oczywiste. Wszystkie znaki prowadziły do tego momentu, jakby cały jej los był układanką, którą teraz zaczynała dostrzegać. Kiedyś zastanawiała się, dlaczego tak długo nie mogła znaleźć odpowiedzi, a teraz, stojąc tu, na deszczowym cmentarzu, nagle wszystko stało się jasne. W jej umyśle, jak błyskawica, rozbłysło to, czego wcześniej nie dostrzegała. Odpowiedź leżała w tym, co już miała, w tym, co było jej najbliższe.
„Zawsze miałam odpowiedź przed sobą…” – myślała, czując się coraz bardziej skrępowana swoją nieświadomością. „A ja… szukałam jej wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinnam.” Czuła się… jakby od nowa odkryła swoje życie, jakby na nowo musiała nauczyć się, jak oddychać, po tym jak przez tyle lat tłumiła własne uczucia i zapomniane wspomnienia. Czuła wstyd. I gorycz. Cmentarz, który teraz przemierzała, pełen był zapomnianych grobów, a ścieżki pokrywały się z wątłymi, rosnącymi dziko krzewami. Deszcz nie przestawał padać, tworząc kałuże na ziemi, w których odbijały się smutne, opadające liście. Chciała przyspieszyć krok, ale coś trzymało ją w miejscu. Czuła, że ta podróż nie była jeszcze skończona. Jeszcze musiała coś zrobić.
Kiedy dotarła do grobu Devon – tak czuła, że to jest właśnie ten punkt – w jej sercu zagościła cisza. Na tym cmentarzu nie było nic przypadkowego. Każdy kamień, każdy kwiat, każdy oddech w deszczu przypominał jej, że była już blisko końca tej mrocznej drogi.
„To tutaj” – pomyślała, stając przed skromnym nagrobkiem, na którym widniało proste imię: „Devon". W tym momencie po prostu wiedziała, że dotarła do celu, że nie była już daleko od rozwiązania. Keira stała nad grobem Devon, czując, jak w jej piersi tłoczy się ciężar niewypowiedzianych słów. Gdy spojrzała na zimną, kamienną tablicę, w jej pamięci natychmiast pojawił się obraz, który wciąż dręczył ją od tamtej nocy. Była to noc, której nigdy nie mogła zapomnieć, a jednak zapomniała. Jak w ogóle śmiała? „To ja ją zabiłam” – pomyślała, zamykając oczy. To zdanie odbijało się echem w jej umyśle, jakby była to niewidoczna nić łącząca ją z tym, co wydarzyło się tamtego dnia. Pamiętała to wyraźnie – jak w ciemności, zaledwie kilka kroków od tego samego grobu, stanęła naprzeciwko Devon, gotowa podjąć decyzję, której nie mogła cofnąć. Anielica pamiętała to jak sen – szybko, bez wahania, rzuciła się na Devon, wbijając ostrze w jej ciało. Gdy upadła na ziemię, Keira poczuła, że wszystko zostało już przesądzone. Nie było już odwrotu. Zginęła, a Keira poczuła, jak mrok, który ją ogarniał, staje się jeszcze głębszy. To była jej decyzja, jej ręka, która pozbawiła życie tej kobiecie. Jej złość, ból i upadek w końcu wzięły górę, przeważając nad resztkami człowieczeństwa. Keira jednak nie była wtedy pod wpływem klątwy.
Jeszcze.
Ona tylko wypełniała rozkazy Pana, które ją do tego doprowadziły.
Usłyszała kroki. Ciche, ale wyraźne, jakby coś zaczęło zmieniać rytm tej ciszy, którą sama wyczuwała. Spojrzała w bok, a jej serce na moment zamarło. Mirva stał tam, w deszczu, patrząc na nią z takim samym spokojem, jaki zawsze w nim widziała. Nie wyglądał zaskoczony ani wściekły. Jego twarz była zimna, ale Keira wiedziała, że pod tą zimną powierzchownością kryje się coś, czego nie rozumiała do końca. Może nie chciała rozumieć.
Wzrok Keiry powędrował na chwilę ku niebu, jakby chciała zebrać w sobie wszystkie słowa, które miały wyjść. Potem znów spojrzała na Mirvę.
– Wiem, jak to zdjąć – powiedziała cicho, bez obaw, bo była pewna, że teraz ma w rękach klucz, który był jej tak długo nieznany. – Wiem, jak zdjąć tę klątwę. Proszę, nie zabijaj mnie jeszcze.
Keira czuła się nagle dziwnie pusta, jakby przez moment obawiała się, że może nie zdążyć. Chciała poczuć ulgę, ale coś w jej sercu nie pozwalało jej w pełni uwierzyć, że to, czego pragnęła przez tyle lat, w końcu się spełni. A jednak… kiedy patrzyła na niego, widziała, że w tej chwili wszystko już zostało powiedziane.
Przez chwilę nie było słów, a deszcz padał coraz mocniej, spadając na ich twarze, ciała, i grób Devon. A potem, w tej ciszy, Keira poczuła, jak odpowiedź, której szukała, nagle staje się rzeczywistością. Czuła, że to teraz, teraz albo nigdy.
- Klątwa musi wrócić do pierwotnego jej posiadacza - zaapelowała, lecz nim poczucie winy i gula w jej gardle całkowicie zablokowały jej możliwości rozmowy, dodała tylko szybko: - Do Devon.
„Jak mogłam być taka głupia?” – pomyślała, spoglądając na szare niebo, które teraz zdawało się bezbrzeżne. Od lat błąkała się po tym świecie, próbując znaleźć sposób na zdjęcie klątwy, która ją zniewoliła, a rozwiązanie było… tak blisko. Tak oczywiste. Wszystkie znaki prowadziły do tego momentu, jakby cały jej los był układanką, którą teraz zaczynała dostrzegać. Kiedyś zastanawiała się, dlaczego tak długo nie mogła znaleźć odpowiedzi, a teraz, stojąc tu, na deszczowym cmentarzu, nagle wszystko stało się jasne. W jej umyśle, jak błyskawica, rozbłysło to, czego wcześniej nie dostrzegała. Odpowiedź leżała w tym, co już miała, w tym, co było jej najbliższe.
„Zawsze miałam odpowiedź przed sobą…” – myślała, czując się coraz bardziej skrępowana swoją nieświadomością. „A ja… szukałam jej wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinnam.” Czuła się… jakby od nowa odkryła swoje życie, jakby na nowo musiała nauczyć się, jak oddychać, po tym jak przez tyle lat tłumiła własne uczucia i zapomniane wspomnienia. Czuła wstyd. I gorycz. Cmentarz, który teraz przemierzała, pełen był zapomnianych grobów, a ścieżki pokrywały się z wątłymi, rosnącymi dziko krzewami. Deszcz nie przestawał padać, tworząc kałuże na ziemi, w których odbijały się smutne, opadające liście. Chciała przyspieszyć krok, ale coś trzymało ją w miejscu. Czuła, że ta podróż nie była jeszcze skończona. Jeszcze musiała coś zrobić.
Kiedy dotarła do grobu Devon – tak czuła, że to jest właśnie ten punkt – w jej sercu zagościła cisza. Na tym cmentarzu nie było nic przypadkowego. Każdy kamień, każdy kwiat, każdy oddech w deszczu przypominał jej, że była już blisko końca tej mrocznej drogi.
„To tutaj” – pomyślała, stając przed skromnym nagrobkiem, na którym widniało proste imię: „Devon". W tym momencie po prostu wiedziała, że dotarła do celu, że nie była już daleko od rozwiązania. Keira stała nad grobem Devon, czując, jak w jej piersi tłoczy się ciężar niewypowiedzianych słów. Gdy spojrzała na zimną, kamienną tablicę, w jej pamięci natychmiast pojawił się obraz, który wciąż dręczył ją od tamtej nocy. Była to noc, której nigdy nie mogła zapomnieć, a jednak zapomniała. Jak w ogóle śmiała? „To ja ją zabiłam” – pomyślała, zamykając oczy. To zdanie odbijało się echem w jej umyśle, jakby była to niewidoczna nić łącząca ją z tym, co wydarzyło się tamtego dnia. Pamiętała to wyraźnie – jak w ciemności, zaledwie kilka kroków od tego samego grobu, stanęła naprzeciwko Devon, gotowa podjąć decyzję, której nie mogła cofnąć. Anielica pamiętała to jak sen – szybko, bez wahania, rzuciła się na Devon, wbijając ostrze w jej ciało. Gdy upadła na ziemię, Keira poczuła, że wszystko zostało już przesądzone. Nie było już odwrotu. Zginęła, a Keira poczuła, jak mrok, który ją ogarniał, staje się jeszcze głębszy. To była jej decyzja, jej ręka, która pozbawiła życie tej kobiecie. Jej złość, ból i upadek w końcu wzięły górę, przeważając nad resztkami człowieczeństwa. Keira jednak nie była wtedy pod wpływem klątwy.
Jeszcze.
Ona tylko wypełniała rozkazy Pana, które ją do tego doprowadziły.
Usłyszała kroki. Ciche, ale wyraźne, jakby coś zaczęło zmieniać rytm tej ciszy, którą sama wyczuwała. Spojrzała w bok, a jej serce na moment zamarło. Mirva stał tam, w deszczu, patrząc na nią z takim samym spokojem, jaki zawsze w nim widziała. Nie wyglądał zaskoczony ani wściekły. Jego twarz była zimna, ale Keira wiedziała, że pod tą zimną powierzchownością kryje się coś, czego nie rozumiała do końca. Może nie chciała rozumieć.
Wzrok Keiry powędrował na chwilę ku niebu, jakby chciała zebrać w sobie wszystkie słowa, które miały wyjść. Potem znów spojrzała na Mirvę.
– Wiem, jak to zdjąć – powiedziała cicho, bez obaw, bo była pewna, że teraz ma w rękach klucz, który był jej tak długo nieznany. – Wiem, jak zdjąć tę klątwę. Proszę, nie zabijaj mnie jeszcze.
Keira czuła się nagle dziwnie pusta, jakby przez moment obawiała się, że może nie zdążyć. Chciała poczuć ulgę, ale coś w jej sercu nie pozwalało jej w pełni uwierzyć, że to, czego pragnęła przez tyle lat, w końcu się spełni. A jednak… kiedy patrzyła na niego, widziała, że w tej chwili wszystko już zostało powiedziane.
Przez chwilę nie było słów, a deszcz padał coraz mocniej, spadając na ich twarze, ciała, i grób Devon. A potem, w tej ciszy, Keira poczuła, jak odpowiedź, której szukała, nagle staje się rzeczywistością. Czuła, że to teraz, teraz albo nigdy.
- Klątwa musi wrócić do pierwotnego jej posiadacza - zaapelowała, lecz nim poczucie winy i gula w jej gardle całkowicie zablokowały jej możliwości rozmowy, dodała tylko szybko: - Do Devon.