Cienie wspomnień
: Sob Lis 30, 2024 5:11 pm
Loneyethe nie spodziewała się, że podróż z młodym upadłym będzie taka barwna. Po odejściu z rezydencji hrabiego von Goose, wampirzyca zabraniała mężczyźnie w jakikolwiek sposób spoglądać wstecz - zbywała wszelkie kwestie o pozostałych towarzyszy, o damy dworu stamtąd, o sprawę zabójstwa i klan z krukami. Właśnie, kruki. To one najmniej i najbardziej jednocześnie interesowały nieumarłą.
A zapewne to jej ojciec będzie wiedzieć cokolwiek na ich temat. Kto inny na świecie mógłby ostrzec ją przed tym wszystkim zaraz po tym, jak próbował ją wydziedziczyć? Co ten głupi człowiek myślał, że pozbycie się w ten sposób rodziny zadziała? Kruki i tak obserwowały i śledziły Loneyethe, więc nie było dłużej sensu unikać tematu. A skoro tak, musiała spotkać się z ojcem.
Szczerze nie podejrzewała, że zajdą na wyspę tak prędko. Przyzwyczajona do wygód arystokratka nie mogła narzekać, gdy Mal postanowił zaoferować swoje skrzydła do podróży - dzięki temu ich przygoda nie ciągnęła się wieczność po jakichś zapyziałych karczmach i w uliczkach, w których na pewno nie mogła być widziana młoda panienka. To był zdecydowanie plus takiej podróży. Minusem była fryzura Loneyethe, którą wiatr rozwiał na wszelkie strony i którą później naprawdę trudno było przywrócić - więc nakazała Malthaelowi wylądować tuż przy plaży, aby w odbiciu wody mogła spokojnie wszystko ułożyć na nowo. Zagroziła mężczyźnie nawet, że jeśli tego nie zrobi, ona zamieni się w kota i poszarpie mu ładnie wszystkie piórka.
- Ech, co za zgroza - komentowała, nabierając nieco wody w dłonie i próbując wygładzić końcówki włosów. - Pan ojciec nie może mnie tak zobaczyć…
O ile pana Vonderheide na pewno nie obchodził wygląd jego jedynej córki, tak na pewno zainteresuje się jej przybyciem i informacją, że zaatakowały ją kruki. Że ktoś o tym wspomniał, że ją coś ściga. Teraz musi przecież coś z tym zrobić - a już na pewno nie skrywać się za fasadą kłamstw i wymówek.
- Więc, Malthaelu, mówiłeś, że dostałeś informacje w jednej z tych świątyń… Jest jakakolwiek, do której ja będę w stanie wejść? - zapytała, podchodząc bliżej anioła. Powszechnie, wampiry raczej stroniły od świętych miejsc. Dlaczego? Prasmok jeden wiedział, ale na pewno nie przez nadmierną świątobliwość.
- Wskaż mi zatem drogę. Resztę trasy winniśmy przejść pieszo, nie sądzisz? - dodała wampirzyca, przesadnie akcentując ostatnie pytanie; to nie było pytanie. To oczywista sugestia.
A zapewne to jej ojciec będzie wiedzieć cokolwiek na ich temat. Kto inny na świecie mógłby ostrzec ją przed tym wszystkim zaraz po tym, jak próbował ją wydziedziczyć? Co ten głupi człowiek myślał, że pozbycie się w ten sposób rodziny zadziała? Kruki i tak obserwowały i śledziły Loneyethe, więc nie było dłużej sensu unikać tematu. A skoro tak, musiała spotkać się z ojcem.
Szczerze nie podejrzewała, że zajdą na wyspę tak prędko. Przyzwyczajona do wygód arystokratka nie mogła narzekać, gdy Mal postanowił zaoferować swoje skrzydła do podróży - dzięki temu ich przygoda nie ciągnęła się wieczność po jakichś zapyziałych karczmach i w uliczkach, w których na pewno nie mogła być widziana młoda panienka. To był zdecydowanie plus takiej podróży. Minusem była fryzura Loneyethe, którą wiatr rozwiał na wszelkie strony i którą później naprawdę trudno było przywrócić - więc nakazała Malthaelowi wylądować tuż przy plaży, aby w odbiciu wody mogła spokojnie wszystko ułożyć na nowo. Zagroziła mężczyźnie nawet, że jeśli tego nie zrobi, ona zamieni się w kota i poszarpie mu ładnie wszystkie piórka.
- Ech, co za zgroza - komentowała, nabierając nieco wody w dłonie i próbując wygładzić końcówki włosów. - Pan ojciec nie może mnie tak zobaczyć…
O ile pana Vonderheide na pewno nie obchodził wygląd jego jedynej córki, tak na pewno zainteresuje się jej przybyciem i informacją, że zaatakowały ją kruki. Że ktoś o tym wspomniał, że ją coś ściga. Teraz musi przecież coś z tym zrobić - a już na pewno nie skrywać się za fasadą kłamstw i wymówek.
- Więc, Malthaelu, mówiłeś, że dostałeś informacje w jednej z tych świątyń… Jest jakakolwiek, do której ja będę w stanie wejść? - zapytała, podchodząc bliżej anioła. Powszechnie, wampiry raczej stroniły od świętych miejsc. Dlaczego? Prasmok jeden wiedział, ale na pewno nie przez nadmierną świątobliwość.
- Wskaż mi zatem drogę. Resztę trasy winniśmy przejść pieszo, nie sądzisz? - dodała wampirzyca, przesadnie akcentując ostatnie pytanie; to nie było pytanie. To oczywista sugestia.