Dalekie Krainy[Berefar] Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Tenyks
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

[Berefar] Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć

Post autor: Tenyks »

Tenyks najczęściej podróżował po środkowej Alaranii. Tym razem jednak zapuścił się do niezwykle urokliwej krainy zwanej Doliną Wisielców. Postanowił zatrzymać się w mieście Berefar. Ludzie byli tutaj inni, można było zapomnieć o miejskim gwarze i krzykach dzieci. Posępne spojrzenia pełne podejrzliwości najprawdopodobniej już lata temu zapomniały czym jest uśmiech. Nawet dzieci bawiły się jakoś tak inaczej, jakby wszelkie ich siły do życia wyparowały. Z wielkim westchnieniem ganiały siebie nawzajem, a z jeszcze większym nastroszonego kota, który nieszczególnie miał teraz ochotę na pieszczoty.
Demon nie potrafił zrozumieć ów stanu rzeczy. Nie współczuł tym ludziom, był jedynie ciekawy, choć wprawdzie nie na tyle, by ów sprawę wnikliwie wybadać. Nie zamierzał rozmawiać z miejscowymi, którzy ewidentnie byli istotami podrzędnymi. Powinni być wystarczająco wdzięczni, iż nie sieje paniki swoim prawdziwym wyglądem, a skrywa go pod maską skrzętnie stworzonej iluzji.
Jak to miał w swoim zwyczaju po zobaczeniu centrum kierował się w stronę obrzeży w celu znalezienia miejsca dla siebie, jakiejś opuszczonej rudery czy ruin pałacyku. Jednakże w pewnym momencie coś przykuło jego uwagę. Coś znajomego w powietrzu, jakaś bliska mu magia… Czuł to wyraźnie, ale nie był w stanie określić, skąd dochodzi. Przystanął na moment, rozglądając się wokół. Gdy już myślał, że umysł płata mu figle, dosłownie w ostatniej chwili kątem oka spostrzegł jednego ze swoich golemów. Już z daleka potrafił je rozpoznać. Ich monotonne ruchy pozbawione jakichkolwiek emocji były dość charakterystyczne. Aczkolwiek dla przeciętnego przechodnia mogli uchodzić za wyjątkowo zamyślonych ludzi.
Tylko co tu robił jeden z jego tworów? Przecież zawsze zostawiał je w swoich siedzibach podczas podróży i tworzył nowe na miejscu w razie potrzeby.

- Chyba że… - demon sam nie mógł uwierzyć w niebywałe zrządzenie losu. Czy to mógł być ten wysłany, aby pilnować Gaii? Czy to oznacza, że ona tu jest, czy może ów bezwolny twór zgubił ją już dawno i teraz błąka się po świecie?

Z jakiegoś powodu kaer natherin po raz pierwszy liczył na zawodność swojego tworu. Zawsze tworzył je w nurcie perfekcjonizmu i dbałości o szczegóły, jednakże teraz tak niespodziewana wizja ponownego spotkania z dawną ukochaną napawała go irracjonalnym lękiem. Wahał się, czy iść za golemem, czy jednak udać, iż nic nie widział i żyć dalej. Nawet powstawiał już pierwszy krok, ale z ciężkim westchnieniem zawrócił.
Zazwyczaj kierujący się chłodną logiką demon pozwolił swoim emocjom dojść do głosu, serce biło jak oszalałe. Wiedział, że spotkanie nie będzie łatwo, prawdopodobnie zaboli. Nie wiedział również, czy na pewno Gaia tu jest, był golem, ale mogło wydarzyć się tak wiele. Tenyks miał głowę pełną różnorakich scenariuszy.
Stał się jednak coś, czego nawet nie brał pod uwagę. Kilku rosłych mężczyzn o twarzach przysłoniętych czarnymi chustami zaatakowało jego golema, który wprawdzie był nauczony się bronić, ale niestety był w mniejszości. Tylko dlaczego zaatakowali jego twór i dlaczego akurat teraz?

- Cholerni ludzie! Naprawdę nie mają co robić?! – myślał zdenerwowany demon, po czym korzystając z magii chaosu, sprawił, iż brukowana ulica zaczęła wić się niczym wąż i oddelegowała napastników z dala od golema, który skupiony na swoim zadaniu mimo drobnego uszczerbku na zdrowiu wstał i ruszył szukać czarodziejki, którą powinien mieć pod nadzorem.

Tuż za nim w bezpiecznej odległości podążał Tenyks. Rozważał, co powinien powiedzieć, gdy zobaczy swoją dawną miłość. Powinien normalnie się przywitać? Przeprosić? Wytłumaczyć raz jeszcze swój punkt widzenia? Bardzo chciał to dobrze zaplanować, ale nie mógł przewidzieć, jak zareaguje ona.
Awatar użytkownika
Gaia
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Gaia »

         Od wielu lat życie Gai bynajmniej nie należało do usłanego różami. Samotna, przeklęta, w dodatku ścigana przez tajemnicze zjawisko, którego źródła dotąd nie potrafiła ustalić… - chętnie zamieniłaby się swoją egzystencją choćby z żebraczką koczującą pod świątynią. Tamta przynajmniej miała rodzinę, z którą dzieliła trudy codzienności. Ale czarodziejka, nawet gdyby mogła, nie chciałaby obarczać nikogo brzemieniem, jakie przyszło jej dźwigać. Nie pytała o jego sens, była zbyt dojrzała na doszukiwanie się interpretacji w zdarzeniach będących zwykłym ciągiem przyczynowo-skutkowym. To że wyjątkowo dla niej niesprzyjającym - to już osobna kwestia.
         Światełko nadziei w postaci informacji, jakie mogła zdobyć w Karnstein, zgasło bezpowrotnie. Spalone mosty tudzież budynki zawalone w gruz nie wróżyły jej dobrej relacji z tamtym miejscem. Tyle dobrze, że zmarnowała tylko jedną noc. Czymże była jedna noc w obliczu wieków spędzonych na poszukiwaniu ucieczki od własnego losu? Zaledwie kroplą w morzu podobnych, choć zapewne nie tak śmiercionośnych inicjatyw.
         Z chwilowym deficytem motywacji, za to z przyrostem poczucia pustki, włóczyła się aktualnie po Alaranii i okolicach bez konkretnego celu. Nadrzędny ciągle pozostawał ten sam, ale na sposoby by go osiągnąć kończyły jej się pomysły. Być może nie pozostawało jej nic innego niż wieczna tułaczka i chwytanie się drobnych okruchów normalności, jak teraz, gdy siedziała przy ognisku w jakiejś pomniejszej wiosce, gdzieś niedaleko Rododendronii. Miejsca, w którym niegdyś była tak szczęśliwa… Odwiedziła stary dom, który dawno temu dzieliła ze swoim ukochanym. Niewiele z niego zostało; gdyby nie spalił go ogień, zapewne do tego czasu stałby się już stertą przegniłego drewna. Zupełnie jak to, co zostało z ich sielanki. Pustka i zgnilizna. Gaia miała jej serdecznie dość.
         Wpatrywała się w tańczących wokół ognia wieśniaków. Na jej twarzy utrzymywał się łagodny uśmiech, który w zamyśle miał wyglądać na nostalgiczny, jednak jeśli ktoś zdecydowałby się przyjrzeć pradawnej bliżej, dostrzegłby głęboki smutek, jaki skrywały jej szare oczy. Nie płakała; wylała już zbyt dużo łez, by jeszcze potrafiła płakać nad swoim losem. Chciała wierzyć, że pogodziła się z tym, iż gdy tylko wieśniacy pójdą spać do swoich chałup, ona swoim zwyczajem będzie musiała zwinąć manatki i nigdy więcej tu nie wracać. Stać się niewartą zapamiętania, by chronić ludzi, którzy nie zasłużyli na krzywdę z jej strony.
         Kobieta poczuła jak coś ściska ją za serce. Już dawno porzuciła swoje marzenia o zostaniu matką - po tym jak jej klątwa odebrała magiczne zdolności małemu ragariańskiemu chłopcu, którym opiekowała się przez jakiś czas - ale świadomość tego, że nie ma na świecie osoby, dla której czarodziejka znaczyłaby cokolwiek, wciąż pozostawała niezagojoną raną na jej duszy. I nic nie mogło tego zmienić. Podejmowane przez nią próby uwolnienia się od klątwy zawsze kończyły się porażką, a próbowała już przecież wszystkiego…
         … tyle że wcale nie.
         Był jeszcze jeden sposób, który Gaia skutecznie wyparła ze świadomości. Jej duma nigdy by nie pozwoliła na taki krok, mimo że pozornie mógłby wydawać się najłatwiejszym rozwiązaniem. Każdy, kto para się magią i wiedzą tajemną wystarczająco długo, wie, że klątwy można zdejmować, ale można je też cofnąć. Problem w tym, że cofnąć je może tylko osoba, która ją rzuciła. Błaganie byłego ukochanego o litość? To było poniżej godności wiekowej i w gruncie rzeczy potężnej czarodziejki. Wolała poświęcić trzysta lat na bezowocnym szukaniu innego wyjścia, wolała cierpieć samotność, ale proszenie osoby, która ją tak urządziła, by cofnęła swe słowa? Niedoczekanie.
         Przynajmniej tak myślała do tej pory. Kiedy jednak niedawne fiasko silnie odcisnęło się na jej poczuciu własnej skuteczności, Gaia zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że może jednak sama nie jest w stanie przezwyciężyć niecnego zaklęcia.
         Zagryzła wargi, grzebiąc w ziemi patykiem. Ile lat musi jeszcze zmarnować zanim w końcu się podda? I czy takie życie jest w ogóle cokolwiek warte? Po cóż jej długowieczność, jeśli ma ją spędzić na niekończącej się ucieczce i odwlekaniu tego co nieuniknione…? Może powinna po prostu poddać się ścigającej ją tajemniczej mocy. A może przestać dbać o dobro innych i stać się złą czarownicą, którą straszy się dzieci po nocach…
         A może, podpowiadał jej głosik w głowie, może schować dumę do kieszeni i odnaleźć Teynksa. Minęło tyle lat… Na pewno już dawno o niej zapomniał i cofnięcie klątwy będzie dla niego niczym strzepnięcie z ramienia niewidzialnego kurzu?
         Gaia sama nie wiedziała, czy wolałaby być dla niego nic nieznaczącym kurzem, czy stoczyć bitwę na argumenty z mężczyzną, którego niegdyś kochała, a który następnie zniszczył jej całe życie. Nie mogła gwarantować, że gdyby przyszło do konfrontacji i nagromadzony przez stulecie żal przybrał formę złości, byłaby w stanie powstrzymać się od próby wyrządzenia mu krzywdy. A jeśli stanie przed nim i na dzień dobry uraczy go jakimś zabójczym zaklęciem, potencjalne negocjacje trafi szlag. Nie do końca ufała sobie, że będzie w stanie do tego stopnia trzymać swoje emocje na wodzy.
         Cóż, nie dowiem się, póki to się nie wydarzy. Tak czy inaczej, co mi szkodzi?
         Oczywiście nie miała pojęcia, gdzie jej dawny kochanek obecnie się znajdował. Ale nic nie szkodzi. Włóczyła się po świecie długo - powłóczy się jeszcze trochę, aż w końcu na niego wpadnie. Albo o nim usłyszy. Będzie szła przed siebie, tak jak to robiła do tej pory, szukając innych rozwiązań, a jeśli przypadkiem gdzieś go spotka, zniży się do tego, by z nim porozmawiać. Jeden raz. Jedna szansa. Tyle była w stanie zaryzykować.
         Po tylu latach, gra była warta świeczki.
Awatar użytkownika
Tenyks
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Tenyks »

Tenyks cały czas pozostawał w ukryciu i rozważał wszelkie możliwe opcje i prawdopodobne rekacje kobiety. W głównej mierze przeważały te negatywne, co oznaczało, iż musiał działać niebywale ostrożnie i wykazać się pewną dozą delikatności. Wykluczało to nagłe ujawnienie, które z pewnością wywołałoby niemały szok i okropnie emocjonalną reakcję. Nawet jeśli uzasadnioną.
Kaer natherin zazwyczaj rozwiązał swoje problemy przy pomocy magii i golemów. W tym wypadku również postanowił sięgnąć po tę metodę. Przez chwilę rozważał, czy powinien zmodyfikować tego, który stale obserwował Gaie. Jednakże wtedy ryzykował stracenie jej z oczu, poza tym z pewnością wyczułaby, że coś jest nie tak. Demon zdecydował o stworzeniu całkiem nowego. Miał on przypominać iluzję wyglądu, którą zazwyczaj nakładał na siebie sam Tenyks. Postanowił podświadomie oswoić pradawną z możliwością ponownego spotkania.
Najpierw jednak potrzebne było jakieś spokojne miejsce, gdzie mógłby wdrożyć swój plan w życie. Szybko przyszła mu na myśl ruina znajdująca się całkiem niedaleko stąd, skutecznie wyznaczała ona granicę między centrum a obrzeżami. Tam też się udał.
Połowicznie zawalony budynek bez dachu odstraszał samym swoim wyglądem. Mimo to rozejrzawszy się wokół, Tenyks pewnym krokiem wszedł do środka, przeciskając się przez w połowie wyważone drzwi.
Zaczął czarować. Najpierw kształt, wysoki mężczyzna o jasnej cerze i ciemnych włosach. Rysy jego warzy miały być złudnie znajome, ale błękitne oczy powinny skutecznie rozwiać wszelkie wątpliwości.
Następnie ubranie, eleganckie, choć bez przesady. Skromne, aczkolwiek godne. Potrzebny był również rozum i pewna doza inteligencji, aby brak duszy nie został zbyt szybko odkryty. Na koniec wystarczyło jeszcze w ów golema tknąć widmo życia. Wtedy też zamrugał on po raz pierwszy i sam stanął na własne nogi.

- Masz na imię Sky – powiedział kaer natherin, a jego twór pojętnie skinął głową.
- Sky – powtórzył, jakby chciał zaprezentować swój głos, który niczym zbytnio się nie wyróżniał.

Ostatni etap planu zakładał wprowadzenie w świadomość tworu jego zadania i ogólne nakreślenie sytuacji, w której się znajdzie, aby mógł odpowiednio dostosować swoje działanie.

Kaer natherin zaprowadził Sky’a tam, gdzie podążała czarodziejka. Wskazał mu ją i wypchał naprzód, aby od tego momentu golem zaczął swoją samodzielną już misję.
Sztucznie wykreowany mężczyzna podszedł do czarodziejki nieco zbyt szybko, przez co przydepnął jej szatę i się wywrócił, ciągnąc ze sobą pradawną. Trudno biedaka winić, jak na pierwsze minuty życia i tak radził sobie całkiem dobrze. Aczkolwiek Tenyks, który przy pomocy magii umysłu widział to, co golem, poczuł zażenowanie. Tak to jest, gdy tworzy się coś na szybko.

- Cóż za spotkanie – powiedział mężczyzna z dość sztucznym uśmiechem – Wygląda na to, że byłaś dla mnie za wolna – dodał, wstając z ziemi i nawet nie przepraszając.

Demon w tym momencie przeklinał swój pomysł. Uznał, iż danie wolnej ręki golemowi było prawdopodobnie błędem i powinien przejąć nad nim całkowitą kontrolę. Jednakże w tym momencie pozornie głupi twór wreszcie wykazał, iż ma trochę rozumu w tej pustej głowie.

- Ah, proszę wybaczyć. Pomyliłem panienkę z byłą narzeczoną. Jestem Sky – powiedział już z nieco bardziej naturalnym wyraz twarzy.

Następnie wstał i zaoferował Gaii pomoc, wyciągając do niej rękę w iście szarmanckim geście.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości