[Las na granicy Otchłani] Chcę wolnym być, chcę żyć
: Czw Sie 15, 2024 11:22 am
Mrok nadal zaglądał do pokoju księżniczki ciemności. Samotność stawała się w pewnym momencie tak przytłaczająca, że Gillian, nie mogąc znaleźć ukojenia po dręczącym ją koszmarze, postanowiła opuścić swoją komnatę. Ubrana w czarne, jedwabne szaty, które płynnie opływały jej sylwetkę, cicho przemykała przez korytarze zamku. Światło pochodni rzucało długie, upiorne cienie na kamienne ściany, lecz księżniczka nie zwracała na nie uwagi. Jej myśli były skierowane ku zewnątrz, ku ciemności, która panowała poza murami zamku. Zamek króla ciemności, usytuowany na szczycie ponurego wzgórza, był monumentalnym świadectwem potęgi i mroku całego rodu. Jego kamienne mury, pokryte gęstym bluszczem, wznosiły się wysoko, jakby próbowały sięgnąć samego nieba, którego nigdy nie rozświetlało słońce. Wieże, ostro zakończone, strzelały ku górze niczym zęby jakiejś pradawnej bestii. Ich czarne gargulce, o groteskowych twarzach, wydawały się obserwować każdy ruch, a cienie rzucane przez nie w świetle pochodni tworzyły złowrogie kształty na zimnych, kamiennych ścianach.
Gillian w końcu dotarła na dziedziniec. Noc była gęsta i nieprzenikniona, a jedynie blady blask księżyca przebijał się przez ciężkie chmury, rzucając blade światło na kamienne mury zamku. Księżniczka poruszała się cicho jak cień, stąpając po zimnym bruku. Dziedziniec zamku był przestronny, otoczony wysokimi murami. Kamienne posągi, przedstawiające dawno zmarłych wojowników i mityczne stworzenia, stały w rzędach po obu stronach, a ich puste oczy wydawały się wpatrywać w Gillian, jakby wiedziały o jej niepokoju. W powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i starych kamieni, przesycony wspomnieniami.
Nemorianka szła powoli, zamyślona, jej myśli krążyły wokół koszmaru, który wydawał się tak realny. Wciąż czuła chłód sztyletu w ręku, wciąż pamiętała spojrzenie mężczyzny, które przeszyło ją na wskroś. Zastanawiała się, co ten sen oznaczał. Czy był to tylko wytwór jej umysłu, czy może jakaś przestroga, znak od losu?
Przechodząc obok studni, zatrzymała się i spojrzała w jej głębokie wnętrze. Woda na dnie była czarna i nieprzenikniona, jakby kryła w sobie tajemnice zamku. Wpatrując się w nią, demonica próbowała zrozumieć swoje własne uczucia. Gniew, strach, niepewność – wszystkie te emocje mieszały się w niej, tworząc burzę, której nie mogła uspokoić. Podniosła głowę i spojrzała na wieże zamku, które wznosiły się nad nią jak mroczne strażnice. Przypominały jej o ciężarze odpowiedzialności, który spoczywał na jej barkach. Była księżniczką ciemności, córką króla Kralla, i wiedziała, że jej los nie był prosty. Musiała być silna, musiała być bezlitosna. Ale czy naprawdę była gotowa zabić kogoś, kogo nigdy nie poznała, tylko dlatego, żeby uniknąć głupiego małżeństwa?
Na dziedzińcu czekał na nią jej wierny rumak, czarny jak noc, z oczami błyszczącymi w mroku. Co prawda Gillian nie miała w planach dalekiej podróży, lecz w tym momencie coś ją tknęło. Dosiadła konia i ruszyła w stronę lasu, szukając wytchnienia wśród szeptów drzew i szelestu liści. Jej umysł nadal był pełen mrocznych myśli, które niczym zjawy nawiedzały jej duszę. Jechała przez gęsty las, czując, jak chłodne powietrze orzeźwia jej zmysły.
- Jestem głupia - szepnęła jakoby do siebie, mając nadzieję na to, że te słowa rozwieją natłok myśli. Jakikolwiek głos w tej chwili wydawałby się orzeźwieniem.
Nagle, z boku, w cieniu jednego z drzew, dostrzegła ruch. Z początku zignorowała to, uznając za kolejną złudę nocy, lecz coś kazało jej się zatrzymać. Zeszła z konia i podeszła ostrożnie do miejsca, gdzie dostrzegła poruszenie. Tam, pod rozłożystym dębem, dostrzegła istotę, której wcześniej nie widziała w swoim królestwie. Była to młoda kobieta, o ciemnej skórze, z uszami przypominającymi niedźwiedzie, a na jej szyi i nadgarstkach spoczywały ciężkie łańcuchy. Jej oczy były pełne bólu i strachu, a całe ciało drżało z zimna.
Gillian podchodziła do niej bardzo nieufnie, jej ręka spoczywała na rękojeści sztyletu schowanego pod płaszczem.
- Kim… czym ty jesteś? - spytała Gillian, jej głos był zimny i stanowczy, choć w sercu czuła niepokój. Księżniczka przyglądała się dziewczynie, zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo mogłoby się kryć za jej ewentualnymi słowami. Wiedziała, że nie może ufać nikomu, szczególnie w tak mrocznym i zdradliwym świecie.
Gillian w końcu dotarła na dziedziniec. Noc była gęsta i nieprzenikniona, a jedynie blady blask księżyca przebijał się przez ciężkie chmury, rzucając blade światło na kamienne mury zamku. Księżniczka poruszała się cicho jak cień, stąpając po zimnym bruku. Dziedziniec zamku był przestronny, otoczony wysokimi murami. Kamienne posągi, przedstawiające dawno zmarłych wojowników i mityczne stworzenia, stały w rzędach po obu stronach, a ich puste oczy wydawały się wpatrywać w Gillian, jakby wiedziały o jej niepokoju. W powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i starych kamieni, przesycony wspomnieniami.
Nemorianka szła powoli, zamyślona, jej myśli krążyły wokół koszmaru, który wydawał się tak realny. Wciąż czuła chłód sztyletu w ręku, wciąż pamiętała spojrzenie mężczyzny, które przeszyło ją na wskroś. Zastanawiała się, co ten sen oznaczał. Czy był to tylko wytwór jej umysłu, czy może jakaś przestroga, znak od losu?
Przechodząc obok studni, zatrzymała się i spojrzała w jej głębokie wnętrze. Woda na dnie była czarna i nieprzenikniona, jakby kryła w sobie tajemnice zamku. Wpatrując się w nią, demonica próbowała zrozumieć swoje własne uczucia. Gniew, strach, niepewność – wszystkie te emocje mieszały się w niej, tworząc burzę, której nie mogła uspokoić. Podniosła głowę i spojrzała na wieże zamku, które wznosiły się nad nią jak mroczne strażnice. Przypominały jej o ciężarze odpowiedzialności, który spoczywał na jej barkach. Była księżniczką ciemności, córką króla Kralla, i wiedziała, że jej los nie był prosty. Musiała być silna, musiała być bezlitosna. Ale czy naprawdę była gotowa zabić kogoś, kogo nigdy nie poznała, tylko dlatego, żeby uniknąć głupiego małżeństwa?
Na dziedzińcu czekał na nią jej wierny rumak, czarny jak noc, z oczami błyszczącymi w mroku. Co prawda Gillian nie miała w planach dalekiej podróży, lecz w tym momencie coś ją tknęło. Dosiadła konia i ruszyła w stronę lasu, szukając wytchnienia wśród szeptów drzew i szelestu liści. Jej umysł nadal był pełen mrocznych myśli, które niczym zjawy nawiedzały jej duszę. Jechała przez gęsty las, czując, jak chłodne powietrze orzeźwia jej zmysły.
- Jestem głupia - szepnęła jakoby do siebie, mając nadzieję na to, że te słowa rozwieją natłok myśli. Jakikolwiek głos w tej chwili wydawałby się orzeźwieniem.
Nagle, z boku, w cieniu jednego z drzew, dostrzegła ruch. Z początku zignorowała to, uznając za kolejną złudę nocy, lecz coś kazało jej się zatrzymać. Zeszła z konia i podeszła ostrożnie do miejsca, gdzie dostrzegła poruszenie. Tam, pod rozłożystym dębem, dostrzegła istotę, której wcześniej nie widziała w swoim królestwie. Była to młoda kobieta, o ciemnej skórze, z uszami przypominającymi niedźwiedzie, a na jej szyi i nadgarstkach spoczywały ciężkie łańcuchy. Jej oczy były pełne bólu i strachu, a całe ciało drżało z zimna.
Gillian podchodziła do niej bardzo nieufnie, jej ręka spoczywała na rękojeści sztyletu schowanego pod płaszczem.
- Kim… czym ty jesteś? - spytała Gillian, jej głos był zimny i stanowczy, choć w sercu czuła niepokój. Księżniczka przyglądała się dziewczynie, zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo mogłoby się kryć za jej ewentualnymi słowami. Wiedziała, że nie może ufać nikomu, szczególnie w tak mrocznym i zdradliwym świecie.