MauriaJeśli ja cię nie widzę, to ty mnie też

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Zhalia
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Łowca , Kolekcjoner
Kontakt:

Jeśli ja cię nie widzę, to ty mnie też

Post autor: Zhalia »

        Ariszia rzadko wzywała wszystkie swe wierne sługi naraz. Zazwyczaj musiał istnieć ku temu naprawdę dobry powód; jakim była, na przykład, zagłada całej Maurii, a nie byle złamany paznokieć wampirzycy. Gdy jednak takowe spotkania miały miejsce, coś wielkiego musiało się dziać. W bogato ozdobionej sali, pełnej uzdolnionych magów i uczonych z okolic państwa wiecznej śmierci, Zhalia stanęła zaledwie pięć kroków od tronu Arcylisza, który znajdował się na środku - po jego prawicy dumnie prezentowała się Ariszia (wówczas to koło niej stała wiernie nekromantka), natomiast po lewej stronie zasiadł Xargoleth - upiór, zamykający trójcę władców Maurii. Każdy z nich obok siebie miał swego najwierniejszego sługę; Freneyę, wampirzą czarodziejkę z uwielbieniem wypatrującej okazji do krwawej zabawy; Cordelię, wspierającej Arcylisza i z dumą prezentującej swe pokusie atrybuty; i w końcu Zhalię. Nadworną nekromantkę z zamiłowaniem do sztywnych osób.
“Ta pani od lalek bez tchu”, opowiadali. Kaer natherinka stała spokojnie obok swej wampirzej pani, przymykając delikatnie niewidzące oczy. Może i była kompletnie ślepa, aczkolwiek światła świec, które rozjaśniały salę, w pewnym sensie denerwowały zmysł kobiety.
        - Lord Goldrhyd z Valladonu, moja pani - zabrzmiał głos, którego Zaehr Thora nie rozpoznała w pierwszej chwili. Dopiero gdy zapowiedział trzeciego gościa, twarz jasnowłosej przyozdobił cień uśmiechu. Biedny służący o nieznanym jej imieniu zawsze obawiał się trójki magów, ochraniających władców Maurii. Zhalia wiedziała to tylko dlatego, że poznawała jego krzyki podczas spotkania jednego z nich.
        - Królowo Ariszio Velmeron - zaczął spokojnie następny gość. Świętowano rocznicę czegoś bliżej niezrozumiałego, mało znaczącego; na tyle nieważnego dla kaer natherinki, że nie zwróciła na to uwagi. - Słyszeliśmy o okropnej przypadłości nekromantki waszej wysokości.

        Zhalia poruszyła się. Gdyby nie świst powietrza, oznaczający powstrzymującą ją dłoń wampirzycy, demonica zapewne gwałtownie zareagowałaby na słowa mężczyzny. Teraz mogła jedynie oczekiwać słów nieznajomego, co bardzo ją denerwowało. Aczkolwiek następne zdanie wzbudziło nie tyle jej zdenerwowanie, co zaintrygowanie.
        - Przyprowadziliśmy bowiem kogoś, kto może w tej sprawie pomóc. Lub… chociażby być oczami pani od lalek bez tchu - rzekł, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zadowolenia. To znaczy, że Ariszia musiała w tym momencie się uśmiechnąć na te wieści. - Niech wejdzie.

        Zaehr Thora żałowała jedynie, że nie mogła na krótką chwilę odzyskać wzroku; ukrywając swą tożsamość na dworze, musiała pozostać w roli, dopóty nie pozna tego nieszczęśnika, który pojawi się w sali.
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Riordian jest osobnikiem, który ma tendencję pojawić się tam, gdzie znajdzie go jakiś problem. Jako osoba, która niekoniecznie potrafi wyczuć klimat w danym miejscu i zachować się odpowiednio, to w sumie ciężko określić co, czy też kto czego szuka. Czy to problem szuka jego, czy też czarodziej poszukuje problemu? Jeżeli byłaby to ta druga opcja, to byłoby to zdecydowanie nieświadome, bo co jak co, ale opiekun zdecydowanie nie marzył o tym, by znowu znaleźć się w jakiejś wyjątkowo dyskomfortowej sytuacji. W końcu… ile można, prawda?
        Jego ostatnie wyprawy były jednak względnie spokojne i nie obfitowały w żadne charakterystyczne dla jego podróży problemy, więc… nawet jeżeli o tym nie rozmyślał, to można było wyjść z założenia, że w końcu coś się wydarzy.
        Tak też było, gdy trafił do Valladonu. W sumie jego obecność w tym państwie-mieście w jego przypadku wynikała bardziej z przypadku, niźli wcześniej ustalonego planu. Zresztą, Riordian dość przezornie raczej starał się większe skupiska jakichkolwiek społeczności unikać, decydując się podróżować do tych mniejszych wiosek, w których może i nie miał tyle możliwości zajęcia i wsparcia lokalnych zgromadzeń. Mimo to jednak wychodził z założenia, że to te wielkie miasta zazwyczaj przynoszą kłopoty, a z drugiej strony… to w tych mniejszych miejscowościach bardzo rzadko jest ktoś, kto jest w stanie się zająć poważniejszymi zdrowotnymi problemami mieszkańców. Lekarze, jeżeli już są, to raczej znajdują się na dworach, miastach czy innych zamkach, a te mniejsze wioski pozostają bez opieki. To też zdawało się być jego misją: staranie się, by chociaż w minimalnym stopniu wyrównać ten brak równowagi na tym podłożu.

        Niestety jednak podczas pobytu jednego z pobytów w mniejszej wiosce, nieopodal Valladonu musiał zostać dłużej, by uzupełnić zapasy, zająć się pewnym cięższym przypadkiem utraty zdrowia wśród kilku mieszkańców. Kto wie, być może nawet zapobiegał tam wybuchowi jakiejś lokalnej epidemii? W takich czasach nigdy nie wiadomo, a takie wydarzenia mogą skutkować nawet zniknięciem takiej wioski z map. Nieistotne to jednak, bo jego obecność tam sprowadziła wybuch tej choroby do tylko kilku zarażonych, którymi się pewnie zajął. Jego obecność nie pozostała jednak niezauważona, i w zasadzie, gdy planował już wyruszyć w kolejną trasę, to w dzień poprzedzający jego wyjazd do wioski zajechał szlachcic, jeden z lordów Valladonu. Razem ze swoją świtą poinformował Riordiana, że słyszeli o jego pomocy w tej wiosce i, że potrzebują jego pomocy w mieście.
        Czarodziej – chociaż niechętnie – zgodził się im pomóc, bo ostatecznie jednak nie potrafił pozostawić ludzi w potrzebie i po spakowaniu się i pożegnaniu mieszkańców ruszył z nimi w podróż. Szybko się jednak okazało, że zamiary tej grupy wcale nie były tak dobre i w trakcie podróży go rozbroili. Nie było to ciężkie, bo opiekun nigdy nie był osobą, która by dobrze walczyła. Po odebraniu mu kostura był w pewnym stopniu bezbronny i zdany na ich łaskę. Chociaż… tak jakby mógł im coś tym kosturem zrobić! Po głowie zdzielić? Na Prasmoka… żaden to sprzeciw, któremu by nie podołali. Dlatego posłusznie siedział zamknięty w powozie, w którym go przewozili.

        Gdy dotarli, wyczuł dookoła siebie i środku transportu, w którym większość czasu przebywał, zdecydowanie inne aury. Ze względu na fakt, że w zasadzie dostawał tylko racjonowane pożywienie, a zewnętrznego świata wiele nie widział, to nie wiedział gdzie się znajdowali i mógł polegać tylko na wyczuwaniu aur, które panowały dookoła, więc gdy dojechali do miejsca, w którym znajdowało się wielu nieumarłych, to mógł się tylko domyślać, gdzie się znajdowali. Opcji było kilka.
        Kiedy został wpuszczony, albo raczej wepchnięty do pomieszczenia, w którym znajdował się jego porywacz, ale przede wszystkim kilkoro innych postaci, które niemalże od razu uderzyły go potężnymi aurami, to poczuł jak nogi robią mu się miękkie pod ciężarem jego ciała, utrzymał jednak swoją normalną, delikatnie skuloną postawę, gdyż i tak zazwyczaj opierał się na swoim kosturze, którego w tej chwili przy sobie nie miał. Zlustrował pomieszczenie uważnym spojrzeniem i przemknął spojrzeniem po twarzach postaci, które znajdowały się u szczytu Sali. Nie słyszał wstępu, który został wygłoszony przed jego wejściem, albo raczej wręcz wrzuceniem go do pomieszczenia, dlatego… w zasadzie nie wiedział co się tutaj dzieje. Poczuł tylko jednak przytłaczające spojrzenie na swojej osobie, co… nie mogło mu się podobać: nigdy nie lubił być w centrum żadnej uwagi. Przełknął głośno ślinę, ale się nie odezwał. W takiej sytuacji… chyba bezpieczniej było nie otwierać ust. Jeszcze by mu ucięli język za odzywanie się nieproszonym!
Awatar użytkownika
Zhalia
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Łowca , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Zhalia »

        Gdyby demonica posiadała wzrok, w tym momencie mogłaby zamordować lorda za jego “wspaniałomyślny” pomysł samymi nienawistnymi oczętami. Kobieta jednak musiała zdać się na pozostałe zmysły, chcąc jak najlepiej odczytać sytuację i zareagować nań stosownie. Co oczywiście było trudne, bowiem maska, którą Zhalia przybrała jako nadworna maginii Ariszii, stawiała kaer natherinkę jako genialną, acz pokrzywdzoną przez los istotę. Mimowolnie jasnowłosa sięgnęła dłonią do naszyjnika z jej prawdziwym ciałem, po czym pochyliła głowę w dół. Cała sala wydawała się zamilknąć, gdy w pomieszczeniu pojawił się czarodziej. Zapach jego aury Zhalia poczuła już w samym wejściu. Nie skrzywiła jednak twarzy, albowiem wiedziała, że zarówno jej “prezent”, jak i ona, są dobrze obserwowani. Szlachta zapewne teraz wymagała pewnego zachowania, a zatem Zaehr Thora postanowiła odegrać ich mały teatrzyk.
        A później pozbędzie się problemu. Cokolwiek się nim stanie, cokolwiek to będzie.
        Kaer natherinka pod nosem policzyła kroki, aby bez zaskoczenia dojść do pierwszego stopnia. Zeszła z wzniesienia, po czym stanęła prosto przed nieznajomym. Ze swoją posturą, niby to skrytej niewidomej nekromantki, trzymającej pokaźnych rozmiarów kosę, mogła przeciętnym ludziom wydawać się śmiercią we własnej osobie. Przez myśl jej przyszło zapytanie, czy jej nowy towarzysz należy do takowych osób.
Przekonajmy się.”
        - Oddałeś władcom Maurii należny im hołd? - zapytała. Oczywiście nie widziała, czy nieznajomy poprawnie się zachował, choć w obliczu panującej sytuacji jego maniery popadały w wątpliwość. Mało który porwany do miasta trupów człek w pierwszym odruchu klęka przed obliczem władców.
        - Ariszio, pozwól mi go zabrać z widoku. Nie widzę, aczkolwiek czuję, iż stanowimy w tej chwili za dobre widowisko dla tych śmierdzących truposzy - rzekła demonica. Gdy nie usłyszała słowa sprzeciwu, uznała to za zgodne skinienie głowy wampirzycy. Głową nakazała czarodziejowi podążać swoim śladem. Ponownie z jej ust można było usłyszeć ciche odliczanie kroków.

        W chwili, w której oboje znaleźli się poza głownym pomieszczeniem, Zaehr Thora wstrzymała powietrze, gotowa do wszelkiej potyczki. Nie mogła również pozwolić mężczyźnie uciec, bowiem uznano by to za niestosowne “odrzucenie” prezentu.
        - Racz mi powiedzieć, jak w ogóle tutaj wylądowałeś? - zapytała, unosząc głowę i utkwiwszy wzrok w pustce, wyostrzyła słuch. Wychwyci każde kłamstwo, każde przyspieszone bicie serca, każdą próbę ucieczki. Przy Zhalii tak naprawdę nikt nie miał szans, o ile nie brał jej na serio - a kto traktuje poważnie ślepą nekromantkę?
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Wsłuchując się po kolei we wszystkie – nawet jeżeli ostatecznie było ich niewiele – słowa, które padały w tym pomieszczeni zdawał sobie sprawę, że… nic nie wiedział. Nie wiedział, i był w sytuacji, w której zwyczajnie znaleźć się nie chciał. Nie cierpiał być w takim położeniu, które tak wiele od niego wymagało, a równocześnie sam nie wiedział czego ma się tak naprawdę spodziewać.
        Wiedział natomiast jedno: nie bał się żywych – i nieumarłych. Mógł bać się śmierci. Śmierć była czymś naturalnym. Śmierć, zagrożenie… mówi się, że odwagą nie jest bać się śmierci. Nie bać się śmierci to głupota. Odwagą jest natomiast przezwyciężyć swój lęk i stawić zagrożeniu czoła. Czy czuł się niekomfortowo w tej sytuacji? Czy czuł zagrożenie, niepewność? Cóż, tak, nie wiedział dlaczego się tu w zasadzie znalazł i ta sytuacja była też dla niego wyjątkowo niekomfortowa.
        Wiedział natomiast jedno: słabość nie była czymś, co powinno być przez niego wykazane.

        Gdy padło pytanie, odnośnie hołdu należnemu władcom Maurii poczuł się… jak zwykle. Głupio. Nie znał tych wszystkich uprzejmości, zachowań, które mogłyby być od niego wymagane. W Maurii… chyba nigdy nie był. A na pewno nie na jego dworze. Raczej też nie obcował z tutejszą arystokracją, więc nie wiedział jak się powinien tutaj zachować. Równocześnie jednak wartym wzmianki był fakt, że Riordian nie potrafił się zachować odpowiednio na żadnym dworze. Nie spędzał jednak czasu na dworach. Zasadniczo, to raczej starał się unikać tego typu miejsc i szlachecka etykieta w znacznym stopniu była mu, krótko mówiąc, obca.
        Nie odezwał się. Nie wiedział, jak ma zareagować, ostatecznie jednak gdy padły z ust demonicy słowa, które wręcz nakazały mu opuścić to miejsce i pójść za nią, to tylko ukłonił się okropnie niezgrabnie przed najwyżej postawionymi osobami w tym pomieszczeniu i pokuśtykał za Kaer Natherinką.
        Spiął się, widząc i czując w kościach podejście Zhalii. Niemalże skulił się w sobie, jednak o ucieczce nie było mowy.

        — Pani. — Zaczął, myśląc nad następnymi słowami, które powinny paść z jego ust. — Zostałem tutaj sprowadzony przez szlachcica z Valladonu. — Powiedział powoli, jakby ważąc każde kolejne słowo. Nie powiedział o fakcie swojego uprowadzenia, o tym, jak tutaj się tak naprawdę znalazł, ale… równocześnie też nie skłamał. — Nie znam powodu sprowadzenia mnie na ten dwór, ale jeżeli mogę służyć jakąkolwiek pomocą… — Dodał, pochylając delikatnie głowę, jakby oddając się do jej dyspozycji. Nie czuł się tutaj na tyle pewnie, by móc powiedzieć, że najchętniej by stąd zniknął, wyparował… Chowaniec Riordiana poruszył się gdzieś między jego szatami, jakby poszukując możliwości opuszczenia fałdów jego ubrania, ale czarodziej nakrył to miejsce dłonią, jakby nie myśląc o tym, że demonica w zasadzie nie mogłą tego widzieć. Wiedział jednak, że natura – nawet w przypadku demonów – zachowywała pewną równowagę i był pewien, że mimo jej oczywistej wady, albo raczej braku wzroku miała wyostrzone inne zmysły.
Awatar użytkownika
Zhalia
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Łowca , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Zhalia »

        Zaehr Thora była Śmiercią w czystej postaci. Panią od marionetek bez tchu. Lalkarzem z Maurii. Tyle tytułów, a jednak lud na dworach bądź trubadurzy nadal określali ją krótko jako Śmierć. Zhalia bowiem interesowała się życiem po życiu, ba, Niemalże nadawała nowe życie. Stworzyła ciało, które jej zdaniem było perfekcyjne - jeno drobny szczegół powstrzymywał ją od nazwania samej siebie nowym bogiem Alaranii.
        Te sakramenckie oczęta. Ta wada nie pozwalała doskonałej lalce demonicy w pełni poruszać się po tym świecie, a wszystko przez jej własną zachłanność. “Nigdy nie ujrzysz już piękna, za którym tak gonisz” - mówił jej ongiś mędrzec. Kaer natherinka jednak ego miała większe od niejednego przedstawiciela rasy niebiańskiej czy samego ich Pana, a zatem wiedziała doskonale, że złamie tę klątwę i dokończy swoje dzieło. A tym bardziej - ulepszy je, powieli. Zwłaszcza że Ariszia pokładała w niej ogromne nadzieje mimo stanu, w jakim znajdowała się demonica. Wampirzyca prawdopodobnie i tak podejrzewała, że Zhalia nie jest tym, za kogo się podaje, lecz puszczała to mimochodem; dlaczego? Nie jest to do końca wiadome. Zapewne miała w tym swój ukryty cel. Władczynię Maurii również zdenerwował “prezent” dla jej nadwornej maginii, a niechęć do czarodzieja była wyczuwalna daleko za główną salą. Kaer natherinka poprowadziła mężczyznę w stronę ogrodów, a także głównego wyjścia. Tylko tam ludzie chcieli rozmawiać o interesach, a milkli, ujrzawszy panią od lalek bez tchu. Dlaczego?
        Bowiem ona słyszy ich doskonale. Ich niecne plany, które potem może wyselekcjonować i podać Ariszii na tacy niczym słodkie intrygi na balu arystokracji. Nim jednak wyszli na zewnątrz, Zhalia podjęła rozmowę. Nadstawiła uszy, próbując wyłapać wszystko, co powinno się jej przydać, a jednocześnie nadal liczyła kroki. Zapach świeżej przestrzeni - o ile można tak powiedzieć o powietrzu w Maurii - był coraz bliżej.
        - Przez szlachcica z Valladonu, powiadasz? - zagaiła kobieta. - Cóż on ci obiecał, że zgodziłeś się przybyć do miasta trupów?

        W końcu znaleźli się nieopodal drzwi wejściowych. Delikatnie uchylone wrota ukazywały skrawek ogrodów, które niczym całe miasto - wydawały się martwe. Trawa była zdecydowanie bardziej ciemna od tej w innych częściach Alaranii, a niebo mimo wczesnej pory ciemniało, jakoby zwiastując nadejście czegoś niezwykle mrocznego. Zhalia czuła całym zmysłem magicznym ten urok, bowiem nie była w stanie rozkoszować się jego wyglądem. Przynajmniej nie na razie. Uśmiechnęła się krzywo, nieprzyjaźnie, do czarodzieja.
        - A kim ty jesteś, oferując swe usługi? - zapytała. - Ten valladoński cieć określił cię moim prezentem. Zgaduję, iż masz mi służyć za przewodnika. Niedorzeczność - prychnęła - z jaką zniewagą mnie tutaj traktują. Powiedz mi jednak, magu, co możesz dla mnie uczynić? Jesteś w stanie przywrócić mi wzrok, uzdrowić oczy?
Aura kobiety z każdą wzmianką o wzroku stawała się coraz bardziej mroczna. Kaer natherinka nie czuła tego, acz jej natura potrzebowała zaspokojenia. Tak dawno nie polowała, tak dawno nie miała okazji ujrzeć pięknych, zdrowych oczu… Jej egzystencjalne rozterki przerwał szelest szat. Momentalnie się spięła, ponieważ w pierwszym odruchu uznała, że to mężczyzna próbuje uciec.
        - Co to było? - spytała kobieta, unosząc brew. Gotowa była już chwycić po medalion ze swoim prawdziwym ciałem, aczkolwiek jeszcze się wstrzymała.
Jeszcze.
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Riordian nie zapuszczał się w takie rejony jak Mauria. Znał famę tego miejsca, ale również zdawał sobie sprawę z tego, jak tutaj funkcjonowało to miejsce oraz tutejsza populacja. Jednak to nie to było głównym powodem, dla którego tutaj się nie zapuszczał. Bo samo podejście ludzi, czy też nieumarłych do nekromancji, do śmierci i wszystkiego z nią związanego było dla niego… czymś niepojętym, tak… to duchy tych, którzy odeszli, skutecznie go odganiali.
        Jako opiekun, był w posiadaniu medalionu szeptów, który wyczulał go na świat duchowy, który ich otaczał. Był strażnikiem równowagi i przebywanie w okolicy, gdzie wiele dusz zostało źle potraktowanych go… dotykało. Czuł się w takim miejscu nieswojo. I nie chodzi tutaj nawet o samą Maurię, ale całą tutejszą okolicę. Przebywanie tutaj, czy w okolicy Doliny Umarłych… nadwyrężało jego organizm i odczuwanie tego, co go otaczało. Było tutaj sporo bodźców, które do niego docierały i… było to momentami wręcz przytłaczające.
        Charakterystyka czarodzieja doprowadzała do tego, że nawet pewne oczywiste zachowania jak pogardliwe spojrzenia, czy jakkolwiek inaczej przejawiana niechęć w jego kierunku potrafiła być przez niego zignorowana, gdyż nie do końca wiedział jak miały interpretować. I jak ta niechęć mogła być dla wielu oczywista, tak dla niego… już tak nie było.
        Jej pytanie wytrąciło go z tropu, bo jednak było zadane w sposób taki, że… zdawał sobie sprawę z tego, że mogła nie być zadowolona z odpowiedzi, z tego, jak tutaj się znalazł. Chociaż też nie wiedział jakie miała podejście co do jego pojawienia się tutaj. Czasem myślał, że dobrze by było spróbować się jednak nauczyć funkcjonowania bardziej jak inne istoty i zrozumienia ich zachowań. Wtedy w sytuacjach takich jak ta, miałby więcej zrozumienia na temat tego co powinien zrobić.
        – Nic mi nie obiecał. – Odparł krótko, nie zastanawiając się, czy jego krótka i zwięzła odpowiedź nie może przypadkiem zostać odebrana jako brak szacunku. Ta odpowiedź była… dokładnie tym: odpowiedzią, niczym więcej.
        Za uchylonymi wrotami mógł widzieć coś, co miało być określone mianem ogrodu, czegoś, co ma olśniewać i… biorąc pod uwagę tę okolicę, coś w tym było. Ktoś przyzwyczajony do tutejszej flory mógł odbierać to miejsce jako wyjątkowe. Riordian, który był podróżnikiem, więcej czasu spędzał w miejscach, które faktycznie zasługiwały na miano pięknych i olśniewających. Tutejsza okolica jednak była od tego daleka. Nie zdradził jednak po sobie żadnego zniesmaczenia, bo… piękne miejsca musiały mieć swoje odpowiedniki w postaci brzydkich i paskudnych miejsc. Tak działała równowaga i nie mógł jej oceniać negatywnie.
        Dostrzegł jej uśmiech, który odebrał jako coś dobrego. Słuchając jednak jej słów wyczuwał od niej mroczną aurę, która powoli zaczęła się od niej wydzielać. – Jestem czarodziejem. Druidem… Pomagam tym, którzy pomocy potrzebują. – Odparł, lekko pochylając głowę, gdy to wszystko mówił. Jakby uniżając się przed jej osobą. – Nie wiem jednak, czy mogę Ci pomóc. – Odparł, patrząc teraz w jej kierunku. Po jego pochylonej głowie nie było już śladu, a on wpatrywał się w jej twarz, a konkretnie w jej oczy, próbując zrozumieć to co widział. Nie odważył się jednak sięgnąć do swojej magii, by wspomóc swoje możliwości poznawcze na tym poziomie.
        – Klątwy są skomplikowane i pozbycie się ich jest skomplikowane. I ryzykowne. – Pozwolił sobie zauważyć. Nie był specjalistą w pozbywaniu się klątw, ale z kilkoma miał styczność, potrafił sobie z nimi poradzić, ale tutaj… czuł, że to nie była jakaś prosta klątwa. Czuł to patrząc na jej twarz, czuł to w jej aurze.
Wzdrygnął się widząc jej reakcję, również się spiął w odpowiedzi na to co zrobiła. Wypuścił powoli powietrze z płuc. – To mój chowaniec, jest schowany w moich szatach, jest niegroźny. – Odpowiedział, próbując ją uspokoić.
Awatar użytkownika
Zhalia
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Kaer Natherin
Profesje: Mag , Łowca , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Zhalia »

        Zdziwienie bardzo powoli malowało się na twarzy marionetki, nie tylko przez nadwyrężone ciągłym wysiłkiem mięśnie lalki bez tchu. Zhalia musiała poważnie przemyśleć odpowiedź, jaką otrzymała od czarodzieja. Dlatego też zwolniła nieco kroki, a oczy przymknęła - jakby brak dopływu chociażby światła z zewnątrz miałby pomóc w myśleniu.
        - Jak to… nic? - dopytała. - Więc przybyłeś tutaj z własnej woli, bo tak? Bo co? - dodała. Jako Kaer natherinka na pewno dała po sobie odczuć jawnie ukazywaną wyższość w tej konwersacji; przecież ona, jako istota bez żadnej skazy, tym bardziej na umyśle, nie mogła się pomylić. W pewnej sekundzie Zhalia pomyślała, że ten mężczyzna chce w jakiś sposób oszukać ją, wykorzystując fakt ślepoty swej rozmówczyni. Zaehr Thora była jednak ponad ludzkie gry i ceregiele, więc dumnie stąpała dalej w stronę ogrodów, gotowa w każdej sekundzie przystąpić do walki.
Otwierając drzwi na zewnątrz, gdyby tylko demonica mogła, nabrałaby powietrza pełną piersią i z zachwytem obejrzała ten malowniczy obraz. Większość kwiatów jednak zasłaniały dobrze zadbane ciernie, a czerń dominowała swym kolorytem, co dla większości ponętnych istot alarańskich byłoby dość smutnym widokiem. Kobieta poprowadziła swojego towarzysza właśnie na ścieżkę, którą jej bose stopy doskonale rozpoznawały.
        - Nie uwierzę, że ktoś taki z własnej woli przybył do Maurii. Opowiedz mi zatem całą prawdę otwarcie - zażądała demonica, swoją aurą przeszywając czarodzieja niczym morderczym spojrzeniem. Na kolejną odpowiedź druida jednak prychnęła śmiechem.
        - Mówisz, że pomagasz, lecz nie jesteś w stanie pomóc mi? - zaczęła, uśmiechając się szyderczo. - To co z ciebie za druid? - Nie ukrywała pogardy. Jak wyżej zostało wspomniane, Zhalia uważała się (jak w sumie większość Kaer natherinów) za osobę doskonałą, a jeśli nie była idealna - to dążyła do perfekcji dopóty, dopóki jej nie miała. Nie ma sensu tracić życia na bezsensowne nauki, kiedy nie da się wyszkolić tego w sposób idealny.
        - Ale już wiesz, że jest to klątwa, więc zwracam ci tę część honoru, druidzie - powiedziała po chwili namysłu. - Co zatem wiesz o klątwach, mój drogi? - Zhalia zainicjowała krótki spacer, po prostu zmierzając w stronę dalszej części ogrodu. Uważnie stąpała po kamieniach, co kilka sekund wymacując stopą bądź kijem odpowiednie podłoże, aby iść idealnie po ścieżce.
        - Ukryj lepiej swego chowańca. W Maurii im mniejsze stworzenie, tym bardziej jest prawdopodobne, że zostanie pożarte - oznajmiła. Zhalia pamiętała historię pająka Ariszii; Rokokłębka, bo tak się wabił, który tylko przypadkiem wylądował na talerzu Arcylisza. Biedny pajączek, chciał tylko dotrzeć do deseru…
        - Wzamian za informację bądź wszelką pomoc na dworze, jestem pewna, że Ariszia cię wynagrodzi - rzekła Kaer natherinka. - Ja, jako nadworna nekromantka Zaehr Thora, również mogę obiecać sowitą pomoc. - Demonica nie wiedziała, jaki cel dokładnie mogłoby mieć to zdanie, lecz powinno stanowić dość dobrą zachętę dla mężczyzny do otworzenia się.
Awatar użytkownika
Riordian
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Riordian »

        Nie odpowiadał wprost. Przemyślanie jego odpowiedzi szły naokoło, albo nie naprowadzały dokładnie na zadane przez nią pytania. Odpowiadał naokoło, chcąc zbyć te przez nią zadane, ale równocześnie udzielić odpowiedzi, która nie postawiłaby go w sytuacji jeszcze trudniejszej niż ta, w której się już znajdował. A to nie było wcale takie proste. Nie wspominając już nawet o tym, że… być może zupełna szczerość byłaby tutaj lepszym rozwiązaniem? Tego się już nigdy nie dowie.
        — Pojawiłem się tu, gdzie musiałem się pojawić. Los mnie tutaj zwiódł, Pani. — Odparł, ciągle odpowiadając bajkami, naokoło. Bał się, że prawdziwa historia w tej sytuacji byłaby tylko i wyłącznie bardziej problematyczna, niż takie wymijające odpowiedzi, które wcale nie były niezgodne z prawdą, a na pewno nie z jego wierzeniami. Skoro tutaj był, to… musiał tutaj trafić. Tak, czy inaczej.
        Westchnął ciężko po jej słowach. Żądając prawdy… wymagała od niego tego, czego obawiał się teraz najbardziej. Ale… czego się w zasadzie obawiał? Prawdy? Sam nie wiedział. Cała ta sytuacja wydawała się dla niego niewiarygodnie wręcz nietypowa. Ale…
        — Żadne z moich słów nie jest kłamstwem… nie mógłbym. — Odparł, chyląc lekko głowę przed rozmówczynią. Jego słowa w tej sytuacji faktycznie kłamstwem nie były, ale… pełną prawdą również nie. Wzdrygnął się trochę przed jej aurą, ale… miał do czynienia w przeszłości z potężnymi aurami. Czy mógł je porównywać? Niekoniecznie, ale był w stanie je znosić i nawet tak przytłaczająca aura go nie tłamsiła w zupełności.
        Nie skomentował jej wypowiedzi, to był niezwykle rozbudowany temat. Pomoc… jej brak, a możliwość jej udzielenia… to wszystko było w pewnych sytuacjach niebywale skomplikowane. Tak jak i jej klątwa, której supły nie mogłyby być czymś, co byłoby proste w rozplątaniu. I czuł to już na pierwszy rzut oka. Nie wspominając już o ich różnym spojrzeniu na świat i doskonałość. W tym, w co wierzył Rordian nie było miejsca na taką doskonałość per se, bo… doskonałość bazowała na niedoskonałości. I to w niej było doskonałe.
        Stąpał odrobinę za nią, gdzie w zasadzie ciężko było powiedzieć, czy idzie za nią, czy jednak obok niej. Dotrzymywał jej kroku, ale nawet przez moment nie wysunął choćby nosa przed jej postać.
        — Każda jest inna. Ich pokonanie, zdjęcie… wiąże się z ich zrozumieniem, zwalczeniem przyczyny, zrozumieniem umysłu rzucającego… — Pokrecił głową. — Niezwykle. Niezwykle skomplikowane. — Westchnął ciężko. Klątwy były czymś, co było… naprawdę ciężkie w zwalczaniu, ale i w zrozumieniu. Nie znaczy to, że nie było sytuacji, w których sobie z nimi poradził.
        — Dziękuję,, Pani. Będę mieć na uwadze. — Przytaknął, ponownie lekko pochylając przed nią głowę, starając się okazać odpowiednią dozę szacunku na ziemi, której nie znał. Nie martwiąc się tym, czy jest w stanie to zauważyć. Uniósł dłoń i oparł ją w okolicach klatki piersiowej, telepatycznie uspokajając Crusty’egp.
        — Nie zależy mi na wynagrodzeniu, podążam za równowagę, za zrozumieniem, za rozwiązaniem zagadek naszego świata. — Pokręcił głową, dając do zrozumienia, że kierują nim zdecydowanie niematerialne pobudki. — Lord Goldrhyd… sprowadził mnie tutaj, więc widocznie miałem się tutaj pojawić, czy to po to, by zająć się tą klątwą… nie wiem, być może, niezbadane są nasze losy. — Dodał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości