Piracka gościnność
: Czw Sie 25, 2022 9:58 am
Wcześniej Barbarossa i Kelisha
Prowadzenie na smyczy, nawet absurdalnie mocnej, zwierzołaka nie zawsze bywało korzystne dla zdrowia. Każdy, choćby najlepiej przystosowany do życia w społeczeństwie, zmiennokształtny miał w sobie pewną dzikość i cechy zwierzęcia, którego postać potrafił przybrać. Kelisha nie tylko należała do tej bardziej zdziczałej części, dodatkowo była najemnikiem z wieloletnim stażem. Jej skok na grzbiet ogromnego minotaura opierał się nie tyle na sile, co technice. Instynktownie wiedziała, jak podejść do próby powalenia przeciwnika. Gdy tylko dotknęła ramion naturianina, zacisnęła na nich palce i podciągnęła się, by jeszcze bardziej zwiększyć impet uderzenia i dać sobie szansę na wgryzienie się w kark przeciwnika. Adewall z pewnością nie spodziewał się takiego ruchu ze strony panterołaczki. Nieprzygotowany na atak, upadł na piasek. W ludzkiej formie dziewczyna nie miała szansy przebić zębami jego grubej skóry, choć odruchowo próbowała. Ten sam instynkt, który pozwolił jej posłać minotaura na ziemię, spowodował, że straciła cenne sekundy. Przez to po chwili sama przekoziołkowała po plaży po potężnym szarpnięciu za łańcuch. Choć była wystraszona i wściekła, nie mogła nie docenić siły pirata. Splunęła piaskiem i spróbowała wytrzepać chociaż część jasnych drobinek, które zdawały się dostawać wszędzie.
- Następnym razem bardziej się postaram - odpyskowała minotaurowi z tą samą wrogością, jaką on jej okazywał. Pospiesznie obejrzała resztę załogi, która przybyła podziwiać przedstawienie i jeszcze bardziej utrudnić ucieczkę penterołaczki. Poprawiła kaptur i płaszcz, by lepiej osłaniał jej twarz oraz sylwetkę. Nie potrzebowała dodatkowego rozgłosu ani plotek, choć takie zachowanie jeszcze bardziej podkreślało, że odstawała od piratów. Grube, zgrzebne ubrania w ciemnych, ziemistych kolorach, które zasłaniały każdy możliwy skrawek skóry oraz płaszcz, na którym wciąż było widać zaschnięte, ciemne błoto puszczy doskonale świadczyły, że nie spędzała wiele czasu na wyspach, czy nawet wybrzeżu kontynentu.
Na zaczepki piratów odpowiadała stosując najbardziej znaną, uniwersalną i mało kulturalną ripostą. Kilku pokazała po prostu figę, ale cofnęła się też nieco bliżej Adewalla, doskonale rozumiejąc, że chwilowo tylko jego obecność trzymała tą bandę na dystans. Właściwie nie miała wielkiego wyboru, wciąż łączył ich mocny łańcuch.
- Powtarzam: chcesz, żebym zarobiła, odstaw mnie na kontynent i oddaj broń. Umiem obijać mordy i pyskować, jak to wycenisz, co? Daj mi robić to, w czym jestem dobra, albo skręć kark i miejmy to z głowy! Ja nawet nie pływam, na statku jestem całkiem bezwartościowa - syczała półgłosem do minotaura, gdy zbliżali się do trapu. Jednego wartościowego towaru miała po prawdzie pod dostatkiem, ale wciąż miała nadzieję, że nikt nie rozpoznał w niej panterołaka. Ani myślała przyznawać się piratom, że była chodzącym zapasem uniwersalnego, łatwo dostępnego i skutecznego leku. Gdy już miała postawić stopę na desce zawahała się i zatrzymała na moment, ale ruszyła zanim łańcuch zdążył się napiąć. Dalsza szarpanina z dużo silniejszym naturianinem nie miała większego sensu. Kelisha żyła wśród różnych zabijaków dostatecznie długo, by wiedzieć, kiedy należało odpuścić. Z ciężkim westchnieniem weszła na pokład statku.
Podczas rozmowy przybyłego z krasnoludem i jakimś mężczyzną, najemniczka rozejrzała się po okolicy, by następnie przyjrzeć towarzystwu. Wypatrywała czegokolwiek, co mogło być w zasięgu jej ręki i nadać się do ucieczki. Najlepsze byłby jeden z jej łuków, jednak na odzyskanie ich raczej nie miała co liczyć. Gdy łańcuch przeszedł w ręce kolejnej osoby, spojrzała na, w jej opinii, chudzielca jak na karalucha pływającego podstępnie w świeżym talerzu zupy.
- Gówno mnie to obchodzi i zagryzę was we śnie, jak tylko zdejmę obrożę - odpowiedziała na powitanie najbardziej uprzejmym i radosnym tonem, jaki potrafiła z siebie wydobyć. Po groźbie Adewalla, skierowała na niego wzrok, zadzierając głowę dostatecznie, by móc spróbować spojrzeć mu w oczy. - Lubię wołowinę.
Przejście na kolejny statek wydawało się dziewczynie całkowicie pozbawione sensu. Z drugiej strony, ona też miała swoje ulubione noże czy ścieżki, więc mogła zrozumieć chęć podróży na preferowanym pokładzie. Już poprzedni środek transportu nie zapowiadał dla niej przyjemnego rejsu, a Nautilius jeszcze bardziej potęgował to wrażenie. Milczała, gdy była prowadzona do masztu. Tutejsi piraci wydawali się ponurzy i wściekli, jakby brakowało tylko delikatnego bodźca, by rozszarpali pierwszą ofiarę, jaka wpadłaby im w ręce, co chwilowo oznaczało najpewniej panterołaczkę. Przynajmniej zapewniono jej nieco cienia. Niezbyt poprawiało to jej komfort i wciąż pociła się jak głupia, jednak przynajmniej nie była wystawiona na pełne słońce a i przy niewielkim deszczu takie zadaszenie powinno wystarczyć. Gdy dostała miskę z jedzeniem, początkowo planowała kucnąć, by móc łatwiej zerwać się na równe nogi. Zdała sobie jednak sprawę, że łańcuch i tak pozwoliłby jej uciec od ewentualnego zagrożenia co najwyżej o parę kroków, usiadła więc i oparła plecy o maszt.
Gulasz był wyraźnie nieświeży, było go niewiele i dziewczyna nie była bardzo głodna. Wiedziała, jednak, że nie należało gardzić ani okazją do odpoczynku, ani pożywieniem. Drugiej porcji mogła nie dostać bardzo długo, zabrała się więc za jedzenie. Obwąchała najpierw miskę, a później każdy wyjmowany palcami kęs. Wyglądające na najbardziej zepsute kawałki obgryzała dokładnie, zostawiając tylko zgniliznę, która mogła zaszkodzić nawet jej żołądkowi. Po wszystkim nie zostało wiele resztek, przynajmniej jeśli chodziło o mięso i sos. Trzy kąski wielkości paznokcia. Przez chwilę zastanawiała się, czy jednak nie zaryzykować zjedzenia również ich, jednak rozstrój żołądka i wymioty były zbyt dużym ryzykiem. Inaczej sprawa miała się z warzywami, których nie tknęła praktycznie w ogóle. Mogła po prawdzie je jeść, ale zwyczajnie nienawidziła zieleniny innej niż przyprawy, zostawiła więc na moment, gdy faktycznie nie miałaby wyboru. Za to zepsutymi kawałeczkami mięsa bezczelnie rzuciła w stronę swojego strażnika, nawet nie celując specjalnie.
- Ten wasz medyk to chyba o kant dupy, co? Widziałam paru rannych i nie wyglądali na jakoś świetnie połatanych. Czy wy po prostu lubicie, jak wam mordy blizny szpecą? - Dziewczyna nie miała ochoty się nadmiernie nudzić, więc postanowiła ni to porozmawiać, ni podrażnić morskiego elfa. Co jakiś czas rzucała jakieś pytania czy niezbyt pochlebne komentarze, czyszcząc w międzyczasie paznokcie na zmianę z próbami rozpięcia obroży. Raz zażartowała nawet kiepsko, że z nożem poszłoby jej dużo szybciej. Cały czas uparcie siedziała z kapturem naciągniętym na twarz, choć musiała wyglądać przez to jak wariatka. Nie zdjęła go nawet, gdy zaszło słońce.
Na pojawienie się kapitana, zareagowała tylko unosząc dłoń i machając delikatnie w geście powitania. W tamtym momencie nie wierzyła już, że ktokolwiek zwracał na nią jakąkolwiek uwagę. Po co mieliby? Skoro przez tak długi czas nie udało jej się uwolnić, miała już na to naprawdę nikłe szanse, nie wrzeszczała irytując wszystkich wokół, ograniczała się tylko do uszczypliwości wobec swojego strażnika, a i te nie były nadmiernie częste. Ot, byle nie zanudzić się do reszty. Pewnie bardziej interesowaliby się nią, gdyby była drobniutką dziewuszką w drogiej sukni i z biżuterią. Do bab wymachujących bronią byli raczej przyzwyczajeni. Kelisha wstała spod masztu i podeszła bliżej burty dopiero, gdy odbili od brzegu.
- Lepiej byłoby dla wszystkich, gdybyście mnie zostawili - mruknęła, przypomniawszy sobie przesąd, jakoby kobieta na statku miała przynosić pecha. Czarne koty też powinny. Uśmiechnęła się nawet półgębkiem, zastanawiając się, jak wiele nieszczęścia może ściągnąć na załogę będąc zarówno kobietą, jak i ogromnym czarnym kociskiem.
Panterołaczka dużo lepiej czuła się w chłodzie nocy. Drzemała co jakiś czas w ciągu dnia, nie była więc na tyle senna, by zasnąć głęboko, nie miała też najmniejszego zamiaru dawać bandzie piratów możliwości podejścia do siebie bez jej wiedzy. Pozwalała sobie tylko na krótkie, płytkie drzemki, by nie stracić sił. Dzięki temu była całkiem wypoczęta i piekielnie znudzona. Głód dawał o sobie znać, zerknęła więc na zostawione wcześniej warzywa. Po kilku godzinach nie wyglądały wcale bardziej zachęcająco. Westchnęła ciężko i sięgnęła po mały kawałek z miski, który obwąchała podejrzliwie. Niechętnie włożyła go do ust i przełknęła niemal bez gryzienia, by nie czuć smaku, którego zwyczajnie nie lubiła. Mimo wszystko wzdrygnęła się i zrezygnowała z dalszego jedzenia. Chwilowo pustawy żołądek był tylko delikatną niedogodnością, a nie zagrożeniem życia, mogła więc zaczekać.
Kelisha próbowała rozprostować nogi, spacerując w jedną i drugą stronę na ile pozwalał jej łańcuch. Co jakiś czas gmerała przy obroży, próbując ją rozpiąć i wyklinając pod nosem rzemieślnika, który nie ostrzegł jej, co tak naprawdę jej sprzedał. Wreszcie usiadła i oparła plecy o maszt. Pogapiła się chwilę w niebo, bezmyślnie dłubiąc paznokciem w desce pokładu. Wyrwała dość dużą drzazgę, popatrzyła na nią i upuściła. Znudzona spojrzała na pilnującego ją strażnika i uśmiechnęła się paskudnie. Znalazła sobie wreszcie jakąś rozrywkę. Po prawdzie kiepską i ryzykowną, ale wszystko chyba byłoby lepsze od kolejnych godzin spędzonych w dokładnie taki sam sposób. Przesuwała palcami po deskach, aż znalazła zadrę, przy której zaczęła gmerać. Wyrywała kawałeczki drewna, które odkładała na podołek, aż miała kilka przynajmniej długości cala. Jedną drzazgę wykorzystała, żeby łatwiej wyjąć z podeszw drobniutkie kamyczki i tak przygotowana przystąpiła do realizacji planu mającego zapewnić jej jakieś zajęcie.
- Wiesz, że wszyscy strasznie śmierdzicie? Gnijącymi glonami i rybami. Nawet trupem, ani krwią od nikogo nie czuć, a to było lepsze - rzuciła, chwytając pierwszy pocisk między dwa palce lewej ręki. Wycelowała i pstryknęła paznokciem drugiej dłoni, chcąc trafić w pirata, po czym sięgnęła po kolejny. - Może jestem zmuszona z wami siedzieć, ale będę uprzykrzać wam życie, aż się mnie nie pozbędziecie.
Kolejnym przedmiotem, który posłała w stronę swojego strażnika, był kawałek rzepy z potrawki. Miała cichą nadzieję, że rozdrażni go na tyle, żeby postanowił ją kopnąć lub uderzyć. Wtedy znalazłby się dość blisko, żeby mogła spróbować powalić go i zyskać jakąś broń czy narzędzie, by podjąć próbę uwolnienia się. Nie miała pojęcia, jak mogłaby potem opuścić statek, ale bez łańcucha u szyi miałaby jakiekolwiek możliwości działania.
Prowadzenie na smyczy, nawet absurdalnie mocnej, zwierzołaka nie zawsze bywało korzystne dla zdrowia. Każdy, choćby najlepiej przystosowany do życia w społeczeństwie, zmiennokształtny miał w sobie pewną dzikość i cechy zwierzęcia, którego postać potrafił przybrać. Kelisha nie tylko należała do tej bardziej zdziczałej części, dodatkowo była najemnikiem z wieloletnim stażem. Jej skok na grzbiet ogromnego minotaura opierał się nie tyle na sile, co technice. Instynktownie wiedziała, jak podejść do próby powalenia przeciwnika. Gdy tylko dotknęła ramion naturianina, zacisnęła na nich palce i podciągnęła się, by jeszcze bardziej zwiększyć impet uderzenia i dać sobie szansę na wgryzienie się w kark przeciwnika. Adewall z pewnością nie spodziewał się takiego ruchu ze strony panterołaczki. Nieprzygotowany na atak, upadł na piasek. W ludzkiej formie dziewczyna nie miała szansy przebić zębami jego grubej skóry, choć odruchowo próbowała. Ten sam instynkt, który pozwolił jej posłać minotaura na ziemię, spowodował, że straciła cenne sekundy. Przez to po chwili sama przekoziołkowała po plaży po potężnym szarpnięciu za łańcuch. Choć była wystraszona i wściekła, nie mogła nie docenić siły pirata. Splunęła piaskiem i spróbowała wytrzepać chociaż część jasnych drobinek, które zdawały się dostawać wszędzie.
- Następnym razem bardziej się postaram - odpyskowała minotaurowi z tą samą wrogością, jaką on jej okazywał. Pospiesznie obejrzała resztę załogi, która przybyła podziwiać przedstawienie i jeszcze bardziej utrudnić ucieczkę penterołaczki. Poprawiła kaptur i płaszcz, by lepiej osłaniał jej twarz oraz sylwetkę. Nie potrzebowała dodatkowego rozgłosu ani plotek, choć takie zachowanie jeszcze bardziej podkreślało, że odstawała od piratów. Grube, zgrzebne ubrania w ciemnych, ziemistych kolorach, które zasłaniały każdy możliwy skrawek skóry oraz płaszcz, na którym wciąż było widać zaschnięte, ciemne błoto puszczy doskonale świadczyły, że nie spędzała wiele czasu na wyspach, czy nawet wybrzeżu kontynentu.
Na zaczepki piratów odpowiadała stosując najbardziej znaną, uniwersalną i mało kulturalną ripostą. Kilku pokazała po prostu figę, ale cofnęła się też nieco bliżej Adewalla, doskonale rozumiejąc, że chwilowo tylko jego obecność trzymała tą bandę na dystans. Właściwie nie miała wielkiego wyboru, wciąż łączył ich mocny łańcuch.
- Powtarzam: chcesz, żebym zarobiła, odstaw mnie na kontynent i oddaj broń. Umiem obijać mordy i pyskować, jak to wycenisz, co? Daj mi robić to, w czym jestem dobra, albo skręć kark i miejmy to z głowy! Ja nawet nie pływam, na statku jestem całkiem bezwartościowa - syczała półgłosem do minotaura, gdy zbliżali się do trapu. Jednego wartościowego towaru miała po prawdzie pod dostatkiem, ale wciąż miała nadzieję, że nikt nie rozpoznał w niej panterołaka. Ani myślała przyznawać się piratom, że była chodzącym zapasem uniwersalnego, łatwo dostępnego i skutecznego leku. Gdy już miała postawić stopę na desce zawahała się i zatrzymała na moment, ale ruszyła zanim łańcuch zdążył się napiąć. Dalsza szarpanina z dużo silniejszym naturianinem nie miała większego sensu. Kelisha żyła wśród różnych zabijaków dostatecznie długo, by wiedzieć, kiedy należało odpuścić. Z ciężkim westchnieniem weszła na pokład statku.
Podczas rozmowy przybyłego z krasnoludem i jakimś mężczyzną, najemniczka rozejrzała się po okolicy, by następnie przyjrzeć towarzystwu. Wypatrywała czegokolwiek, co mogło być w zasięgu jej ręki i nadać się do ucieczki. Najlepsze byłby jeden z jej łuków, jednak na odzyskanie ich raczej nie miała co liczyć. Gdy łańcuch przeszedł w ręce kolejnej osoby, spojrzała na, w jej opinii, chudzielca jak na karalucha pływającego podstępnie w świeżym talerzu zupy.
- Gówno mnie to obchodzi i zagryzę was we śnie, jak tylko zdejmę obrożę - odpowiedziała na powitanie najbardziej uprzejmym i radosnym tonem, jaki potrafiła z siebie wydobyć. Po groźbie Adewalla, skierowała na niego wzrok, zadzierając głowę dostatecznie, by móc spróbować spojrzeć mu w oczy. - Lubię wołowinę.
Przejście na kolejny statek wydawało się dziewczynie całkowicie pozbawione sensu. Z drugiej strony, ona też miała swoje ulubione noże czy ścieżki, więc mogła zrozumieć chęć podróży na preferowanym pokładzie. Już poprzedni środek transportu nie zapowiadał dla niej przyjemnego rejsu, a Nautilius jeszcze bardziej potęgował to wrażenie. Milczała, gdy była prowadzona do masztu. Tutejsi piraci wydawali się ponurzy i wściekli, jakby brakowało tylko delikatnego bodźca, by rozszarpali pierwszą ofiarę, jaka wpadłaby im w ręce, co chwilowo oznaczało najpewniej panterołaczkę. Przynajmniej zapewniono jej nieco cienia. Niezbyt poprawiało to jej komfort i wciąż pociła się jak głupia, jednak przynajmniej nie była wystawiona na pełne słońce a i przy niewielkim deszczu takie zadaszenie powinno wystarczyć. Gdy dostała miskę z jedzeniem, początkowo planowała kucnąć, by móc łatwiej zerwać się na równe nogi. Zdała sobie jednak sprawę, że łańcuch i tak pozwoliłby jej uciec od ewentualnego zagrożenia co najwyżej o parę kroków, usiadła więc i oparła plecy o maszt.
Gulasz był wyraźnie nieświeży, było go niewiele i dziewczyna nie była bardzo głodna. Wiedziała, jednak, że nie należało gardzić ani okazją do odpoczynku, ani pożywieniem. Drugiej porcji mogła nie dostać bardzo długo, zabrała się więc za jedzenie. Obwąchała najpierw miskę, a później każdy wyjmowany palcami kęs. Wyglądające na najbardziej zepsute kawałki obgryzała dokładnie, zostawiając tylko zgniliznę, która mogła zaszkodzić nawet jej żołądkowi. Po wszystkim nie zostało wiele resztek, przynajmniej jeśli chodziło o mięso i sos. Trzy kąski wielkości paznokcia. Przez chwilę zastanawiała się, czy jednak nie zaryzykować zjedzenia również ich, jednak rozstrój żołądka i wymioty były zbyt dużym ryzykiem. Inaczej sprawa miała się z warzywami, których nie tknęła praktycznie w ogóle. Mogła po prawdzie je jeść, ale zwyczajnie nienawidziła zieleniny innej niż przyprawy, zostawiła więc na moment, gdy faktycznie nie miałaby wyboru. Za to zepsutymi kawałeczkami mięsa bezczelnie rzuciła w stronę swojego strażnika, nawet nie celując specjalnie.
- Ten wasz medyk to chyba o kant dupy, co? Widziałam paru rannych i nie wyglądali na jakoś świetnie połatanych. Czy wy po prostu lubicie, jak wam mordy blizny szpecą? - Dziewczyna nie miała ochoty się nadmiernie nudzić, więc postanowiła ni to porozmawiać, ni podrażnić morskiego elfa. Co jakiś czas rzucała jakieś pytania czy niezbyt pochlebne komentarze, czyszcząc w międzyczasie paznokcie na zmianę z próbami rozpięcia obroży. Raz zażartowała nawet kiepsko, że z nożem poszłoby jej dużo szybciej. Cały czas uparcie siedziała z kapturem naciągniętym na twarz, choć musiała wyglądać przez to jak wariatka. Nie zdjęła go nawet, gdy zaszło słońce.
Na pojawienie się kapitana, zareagowała tylko unosząc dłoń i machając delikatnie w geście powitania. W tamtym momencie nie wierzyła już, że ktokolwiek zwracał na nią jakąkolwiek uwagę. Po co mieliby? Skoro przez tak długi czas nie udało jej się uwolnić, miała już na to naprawdę nikłe szanse, nie wrzeszczała irytując wszystkich wokół, ograniczała się tylko do uszczypliwości wobec swojego strażnika, a i te nie były nadmiernie częste. Ot, byle nie zanudzić się do reszty. Pewnie bardziej interesowaliby się nią, gdyby była drobniutką dziewuszką w drogiej sukni i z biżuterią. Do bab wymachujących bronią byli raczej przyzwyczajeni. Kelisha wstała spod masztu i podeszła bliżej burty dopiero, gdy odbili od brzegu.
- Lepiej byłoby dla wszystkich, gdybyście mnie zostawili - mruknęła, przypomniawszy sobie przesąd, jakoby kobieta na statku miała przynosić pecha. Czarne koty też powinny. Uśmiechnęła się nawet półgębkiem, zastanawiając się, jak wiele nieszczęścia może ściągnąć na załogę będąc zarówno kobietą, jak i ogromnym czarnym kociskiem.
Panterołaczka dużo lepiej czuła się w chłodzie nocy. Drzemała co jakiś czas w ciągu dnia, nie była więc na tyle senna, by zasnąć głęboko, nie miała też najmniejszego zamiaru dawać bandzie piratów możliwości podejścia do siebie bez jej wiedzy. Pozwalała sobie tylko na krótkie, płytkie drzemki, by nie stracić sił. Dzięki temu była całkiem wypoczęta i piekielnie znudzona. Głód dawał o sobie znać, zerknęła więc na zostawione wcześniej warzywa. Po kilku godzinach nie wyglądały wcale bardziej zachęcająco. Westchnęła ciężko i sięgnęła po mały kawałek z miski, który obwąchała podejrzliwie. Niechętnie włożyła go do ust i przełknęła niemal bez gryzienia, by nie czuć smaku, którego zwyczajnie nie lubiła. Mimo wszystko wzdrygnęła się i zrezygnowała z dalszego jedzenia. Chwilowo pustawy żołądek był tylko delikatną niedogodnością, a nie zagrożeniem życia, mogła więc zaczekać.
Kelisha próbowała rozprostować nogi, spacerując w jedną i drugą stronę na ile pozwalał jej łańcuch. Co jakiś czas gmerała przy obroży, próbując ją rozpiąć i wyklinając pod nosem rzemieślnika, który nie ostrzegł jej, co tak naprawdę jej sprzedał. Wreszcie usiadła i oparła plecy o maszt. Pogapiła się chwilę w niebo, bezmyślnie dłubiąc paznokciem w desce pokładu. Wyrwała dość dużą drzazgę, popatrzyła na nią i upuściła. Znudzona spojrzała na pilnującego ją strażnika i uśmiechnęła się paskudnie. Znalazła sobie wreszcie jakąś rozrywkę. Po prawdzie kiepską i ryzykowną, ale wszystko chyba byłoby lepsze od kolejnych godzin spędzonych w dokładnie taki sam sposób. Przesuwała palcami po deskach, aż znalazła zadrę, przy której zaczęła gmerać. Wyrywała kawałeczki drewna, które odkładała na podołek, aż miała kilka przynajmniej długości cala. Jedną drzazgę wykorzystała, żeby łatwiej wyjąć z podeszw drobniutkie kamyczki i tak przygotowana przystąpiła do realizacji planu mającego zapewnić jej jakieś zajęcie.
- Wiesz, że wszyscy strasznie śmierdzicie? Gnijącymi glonami i rybami. Nawet trupem, ani krwią od nikogo nie czuć, a to było lepsze - rzuciła, chwytając pierwszy pocisk między dwa palce lewej ręki. Wycelowała i pstryknęła paznokciem drugiej dłoni, chcąc trafić w pirata, po czym sięgnęła po kolejny. - Może jestem zmuszona z wami siedzieć, ale będę uprzykrzać wam życie, aż się mnie nie pozbędziecie.
Kolejnym przedmiotem, który posłała w stronę swojego strażnika, był kawałek rzepy z potrawki. Miała cichą nadzieję, że rozdrażni go na tyle, żeby postanowił ją kopnąć lub uderzyć. Wtedy znalazłby się dość blisko, żeby mogła spróbować powalić go i zyskać jakąś broń czy narzędzie, by podjąć próbę uwolnienia się. Nie miała pojęcia, jak mogłaby potem opuścić statek, ale bez łańcucha u szyi miałaby jakiekolwiek możliwości działania.