DemaraMuuuszę ich dorwać!

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Indiana
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Feerie
Profesje: Rozbójnik , Wędrowiec
Kontakt:

Muuuszę ich dorwać!

Post autor: Indiana »

Indiana siedziała pod drzewem, grzejąc się w blasku wschodzącego słońca. Rzuciła patyk Zefirowi, a ten niezwykle chętnie jej go przynosił i liczył na więcej. Feerie wcale nie miała ochoty na postój, ale zastanawiała się, co ma zrobić z upstrzoną licznymi plamami krwi tuniką. Nawet w wodach tutejszej rzeki nie dało się ich do końca sprać. Następnym razem musi ubrać coś ciemnego. Nigdy nie wiadomo kiedy trafi się na zwyrodnialca, a ten tutaj był wyjątkowo drażniący.
Spojrzała na leżące obok zwłoki mężczyzny i jego powóz. Koń zwiał już jakiś czas temu, jak tylko Indiana zwróciła mu wolność.

- Zefir! – prychnęła oburzona z lekkim uśmiechem, gdy ten polizał ją po twarzy. Ponownie rzuciła patyk. – Hm… – mruknęła, spoglądając na pelerynę truposza.

Handlarz wprawdzie wiózł do miasta zwykłe towary, ale podpadł skrzydlatej tym, jak traktował swojego wierzchowca. Biedne zwierzę, cały grzbiet miało w bliznach od bata. Na dodatek on twierdził, że tak trzeba, bo inaczej go nie słucha. Taką miał tępą tę głowę, że bez niej wyglądał nawet lepiej.
Podleciała do jego zwłok i zdarła z nich ciemną pelerynę, również mocno zakrwawioną, ale przynajmniej nie było tego aż tak widać. Od razu ją przymierzyła i zakryła nią swoje ubrania. Było idealnie. Tylko z tak ukrytymi skrzydłami nie mogła latać, materiał był dość ciężki.

- No to chyba czeka nas spacer – mruknęła do szakala, a ten z patykiem w pysku wesoło machał ogonem. – Dobrze, już dobrze. Ale ostatni raz, mamy robotę w tym mieście – mówiła, biorąc od swojego towarzysza obśliniony badyl.

Gdy popołudniowe słońce zaczęło dawać się we znaki, naturianka zdołała dotrzeć już na obrzeża. Ostatnio dowiedziała się o przejezdnym cyrku wykorzystującym różne zwierzęta. Od dawna próbowała go wyśledzić a ostatnio informacja, że zmierza on do Demary, wpadła jej w ręce bez żadnego wysiłku. Po prostu zasłyszała ją w jakiejś karczmie, gdy wpadła się czegoś napić. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Założyła maskę i kaptur, by jak najbardziej ukryć swoją tożsamość, która była bardzo wyraźnie uchwycona na listach gończych, których nawet tu nie zabrakło.
Wokół na razie rozciągał się wiejski krajobraz, stare domki, pola uprawne oraz zagrody. Bardziej wyglądało to jak odrębna wioska niż obrzeża dużego miasta. Jako że panował tu względny spokój, Indiana nie byłaby sobą, gdyby po drodze nie sprawdziła, czy wszystko jest w porządku. Na ogół rolnicy szanowali swoje zwierzęta i uprawiane ziemię, w końcu z tego żyli. Aczkolwiek trafiali się tacy, którzy trzymali swoich podopiecznych tylko po to, by później ich zabić i zjeść, tego Indiana już nie była w stanie akceptować. Nie miała jednak na tyle czasu by to sprawdzić - cyrk pewnie niedawno wjechał za bramy i zaraz zacznie się rozkładać.
Nie myliła się, tuż obok niej wydeptaną dróżką przebiegł młody chłopak i zaczął głośno obwieszczać, że już jutro po południu odbędą się pokazy. Feerie odetchnęła z ulgą - jednak nie musiała się śpieszyć tak bardzo, jak myślała. Postanowiła więc pobieżnie sprawdzić okolicę i zdrzemnąć się gdzieś tutaj. Bliżej centrum mogliby ją szybciej znaleźć, a co gorsze okraść. Indiana wzdrygnęła się na samą myśl - te całkiem nowe magiczne błyskotki były dla niej bezcenne i nigdzie się bez nich nie ruszała.
Szybko wypatrzyła jedno z wyższych drzew i podeszła. Ściągnęła pelerynę i wleciała prosto w jego koronę. Zefir został na dole i widząc, że nic ciekawego się nie dzieje, zaczął szukać sobie miejsca na drzemkę. Naturianka tymczasem z góry obserwowała otoczenie. Tu i ówdzie kręciło się kilka osób, ale miejsce wyglądało, jakby było wymarłe, dosłownie można by usnąć przyglądając się temu wszystkiemu. I pomyśleć, że nie tak daleko krajobraz jest kompletnie inny, bardziej typowo miejski. Na szczęście nie działo się nic złego, przynajmniej pozornie. Jednakże, aby sprawdzić dokładniej, Indi musiała poczekać aż zapadnie zmrok. Do tej pory zdjęła maskę i poszła w ślady Zefira, układając się na jednej z grubszych gałęzi.

Wieczorem niespodziewanie zbudziło ją muczenie krowy, co było dość niespodziewane, gdyż wszelkie bydło powinno już spać. Odruchowo założyła ściągnięty wcześniej artefakt, bo w końcu nigdy nie wiadomo co będzie się działo. Zleciała z drzewa, odłożyła na razie ukradzione ubranie na jednym z bardziej wystających korzeni, po czym wybudziła szakala i razem ruszyli w stronę źródła dźwięku. Miękko wylądowała na trawie, trzymając chepesz w gotowości. Futrzak natomiast chyba coś wyczuł, bo w pewnym momencie wyrwał do przodu.

- Zefir, czekaj! – zawołała naturianka, jednocześnie próbując krzyknąć i mówić szeptem. Nic to nie dało, więc zwyczajnie poleciała za nim, ile tylko sił miała w skrzydłach.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Demara, przez wielu poetów nazwana miastem zachodzącego słońca, była równie żywa co zamieszkujące jej ulice istoty. Każdy dzień był niczym wdech, zgiełk miasta zlewał się bowiem w szum, niczym powietrze przybywające do płuc, zaś wraz ze zmierzchem rozpoczynał się wydech, kiedy to panował niemal całkowity spokój. Tak samo jak każda inna istota, Demara nie tylko żyła, ale też i nabierała życia, rosnąć z każdym dniem, aż te zlały się w miesiące, a miesiące w lata. Serce z czerwonej cegły zdawało się z każdym mrugnięciem otaczać się coraz to większą ilością budynków, aż w końcu wzrost był tak szybki, iż gdzieś po drodze zatraciła się definicja miasta.

        Cegły wciąż były wszędzie, lecz zamiast labiryntu sklepów, mieszkań oraz uliczek tworzyły one płoty, za którymi skrywały się skromne, obarczone upływem czasu domy i towarzyszące im połacie terenu, wykorzystywane głównie do upraw roślin gospodarczych i przetrzymywania zwierząt hodowlanych. Zamiast starannej siatki kamiennych dróg, odnaleźć tutaj można było jedynie wydeptane ścieżki od domostwa do domostwa, jak i również główną drogę, szeroką na cztery powozy i prowadzącą od bram miasta aż poza rzekę, gdzie znikała ona w odmętach lasu, za którym to skrywa się horyzont.

        Nie oznaczało to jednak, iż teren ten przypominał zapomnianą przez czas i bogów wioskę, oj nie. Wśród tutejszych zwierząt hodowlanych znaleźć można było wiele gatunków nietypowych, magicznych nawet, co prawdziwe było również pod względem roślin, bez trudu można było bowiem ujrzeć grządki pełne ziół, których byle prosty człowiek z wioski nawet nie wiedział jak podlewać, a co dopiero uprawiać tak, by nie straciły one wartości. Domy poświęcone powyższym przeplatały się z takimi, gdzie rzemieślnicy poświęcali się swojemu fachowi z dala od zgiełku miasta. Od prostych kowali zaczynając po magicznych skrybów, nie brakowało tutaj ludzi, którzy chcieli mieszkać blisko miasta, lecz którzy z różnych powodów nie chcieli bądź nie mogli spędzać czas na zatłoczonych ulicach ceglanego królestwa.

        Rzecz jasna, mówienie o "ludziach" jako społeczności było dosyć mylące, ponieważ miasta i ich okolice zawsze miały tendencje do wprowadzania wszelkich ras w swoje okolice. Nic więc dziwnego, że Urzaklabina, która od tygodnia przebywała w okolicy, zdawała się ledwo przyciągać uwagę tutejszych… Nie licząc dzieci, te bowiem zdawały się żyć z tego, że zwracają uwagę na wszystko, co było inne od nich.

- Czy to prawda, że twój ojciec był normalny, a twoja matka była krową?

        Było popołudnie, słońce wciąż dumnie ogrzewało swoimi promieniami wszystko, co nieskryte było pod koroną drzew lub dachem domostwa, dlatego też Krasula zmuszona była przebywać w domostwie, które to gościło minotaurzyce. Nie oznaczało to jednak, że była całkiem odizolowana od świata zewnętrznego, okna były bowiem liczne i szerokie, a dach nad jej głową sięgał o wiele dalej niż ściany. Dzięki temu naturianka mogła wchodzić w interakcje nie tylko z rodziną, która ją gościła, ale także z tymi, co akurat przechodzili przez jedną z wydeptanych dróżek blisko domostwa.

- Bardzo śmiała teoria, aczkolwiek nie jestem w stanie zrozumieć, czemu to akurat matka była krową. Może to po matce mam ręce i rozum tak jak wy, a ojciec był wspaniałym bykiem?

        Urzaklabina od pięciuset lat zmagała się ze światłem słonecznym, i przez ten czas nauczyła się, jak nie umrzeć z nudów czy też z bezczynności, szczególnie w dni takie jak ten, kiedy to chmury były ledwie legendą z zamierzchłych czasów, a zmierzch zdawał się równie nieosiągalny co życie wieczne. Gdy była wśród innych istot rozumnych, to starała się pomagać, ile tylko mogła, wtedy bowiem czas szybciej mijał, lecz młodzieńcze lata były już dawno za nią, i nie mogła ona tego robić cały dzień. Dlatego też teraz był czas na odpoczynek, jej futrzaste ręce oparte na parapecie, a na rękach jej krowia łepetyna, kolana zaś dzielnie podpierały resztę jej cielska na drewnianej podłodze domostwa.

- Byki są głupie i brzydkie, jak chłopcy! A krowy są majestatyczne i dają pyszne mleko. Więc to na pewno mężczyzna i krowa, nie na odwrót!

        Drugi głos, piskliwy, a zarazem donośny, należał do młodej dziewczynki w szarej sukience brudnej od kurzu i błota. Sama dziewczynka też higieną nie grzeszyła, wyglądała bowiem, jakby ze świniami się przytulała, ale ten fakt zdawał się jej nie przeszkadzać w wypatrywaniu minotaurzycy o to, co akurat wpadnie jej do głowy. Krasula także nie miała nic przeciwko, wiedziała bowiem iż kąpiele błotne są uznawane przez nieliczne społeczności za źródło piękna. Czy było to faktycznie prawdą, to już nie wiedziała, ale kto wie, może małolata obecna przed nią będzie jedną z tych, co zdoła udowodnić lub obalić tę teorię za kilkanaście lat?

- To w takim razie pewnie masz rację, bo co jak co, ale nie ma zbyt wielu rzeczy, co pyszniejsze są od porcji świeżego mleka prosto od krowy. - Urzaklabina próbowała nie chichotać, nie chciała bowiem, aby młoda pomyślała, iż minotaurzyca się z niej naśmiewa. Cóż ona poradzi, iż humor jej z wiekiem stał się równie specyficzny co ona sama? - Ale byków to ty nie obrażaj, porównując ich do chłopców. Z byka to jeszcze coś może wyjdzie, obiad na przykład, a chłopcy to do niczego się nie nadają.

- Krasula! - Kobiecy głos z wnętrza domostwa przerwał dalszą rozmowę. Minotaurzyca podejrzewała, o co może chodzić, więc podniosła się z parapetu i odwróciła się do środka. Dziewczynka, która wcześniej zajmowała jej uwagę, postanowiła w tym momencie poszukać innej rozrywki i zniknęła, prawdopodobnie w pogoni za przygodą albo żeby podzielić się z innymi dziewczynkami, że chłopcy są bezużyteczni. - Chłopi cielaka ubili na kolację, myślisz, że dasz radę znowu mi pomóc obrobić jednego ze swoich?

        Urzaklabina zaśmiałaby się, gdyby nie to, że to nie pierwszy raz kiedy to się stało. Tak samo było drugiego dnia jej pobytu tutaj, i o ile wtedy dostała ona zadyszki od uciechy, to teraz ledwie westchnęła, jej uśmiech mimo wszystko równie szczery jak wcześniej.

- A żebyś wiedziała, że zrobię po raz kolejny, tylko tym razem nie dziw się, jak mięsa ubędzie w trakcie!

- Zero podjadania! W stodole cię wychowali, że jedzenia cudzego nie szanujesz?

- Czy uwierzyłabyś mi, gdybym powiedziała, że tak było?

        Było już późno, praktycznie noc, lecz sen jeszcze nie zdołał dosięgnąć wszystkich. Na podwórku domostwa, w którym wcześniej przebywała Krasula, panowała iście biesiadna atmosfera. Dzieci biegały dookoła sporego ogniska lub bawiły się w chowanego tam, gdzie nie sięgało światło ognia lub blask księżyca. Dorośli tymczasem tańczyli w rytm swych własnych śpiewów z każdym, kto akurat był pod ręką. Liczne stoły, przyniesione nawet od dalszych sąsiadów, pełne były strawy i browaru, i choć nie było wykwintnie, to jednak nikt nie narzekał. Przy jednym takim stole tylko cztery z sześciu krzeseł było zajętych. Był tam chłop, Alaranin, do którego należało gospodarstwo, jego żona o tym samym kolorze skóry, tutejszy kowal o czekoladowej karnacji oraz naturianka.

- Naprawdę będziesz w stanie to zrobić? - Kowal był stary, głos jego zdradzał to, choć jego łysa głowa oraz brak zarostu doskonale maskowała ten fakt. - Moja miła nie chodziła od dwudziestu lat. Lekarze nawet nie przekraczają progu pokoju, a inni uczeni w magii zdają się domagać jej wagi w złocie, zanim choćby spojrzą na nią.

- Nie mam wątpliwości, że byłabym to w stanie zrobić. - Krasula starała się uśmiechać, ale był to marny trud. Pomimo wesołej atmosfery dookoła, rozmowa, którą teraz prowadziła, była usłana goryczką, a alkohol, który krążył już w jej krwi, nie pomagał jej w kontroli negatywnych emocji. Biorąc kolejnego łyka browaru, jakby w nadziei, że przestanie czuć, zanim złamie mężczyźnie serce, minotaurzyca przełknęła resztki piwa zalegającego w ustach, nim wypowiedziała następne słowa. - Nie znaczy to jednak, że tak się stanie. Bez względu na moje czy twoje chęci, magia nie ugnie się przed nami. Wszystko zależy od twojej żony i tego, jak bardzo serce jej pragnie tego, aby znów mogła ona stać na własnych nogach. Jedyne, co mogę ci obiecać, to że zostanę przy niej do samego końca jej choroby.

- Matka by mnie wyśmiała, gdybym jej powiedział, że goszczę u siebie krowoludzia z sercem większym niż to anielskie. - Gospodarz wtrącił się do rozmowy, widział bowiem ból w oczach swego sąsiada. Wszyscy przy stole rozumieli bowiem, iż choroba ta nie ma naturalnego końca innego niż długa i bolesna śmierć. - Gdzie będziesz planowała zamieszkać jeśli faktycznie pozostaniesz tutaj na dłużej?

- Stóg siana w stodole to wszystko, o co mogę was prosić. - Urzaklabina z pokornym uśmiechem spojrzała na gospodarza i gospodynie, którzy jak dotąd dali jej wszystko, o co prosiła, a nawet więcej. - Wciąż także nie odwdzięczyłam się wam za waszą gościnę, nietaktem więc byłoby pójść do innego domostwa, wtedy bowiem nie byłabym przy was, gdyby moje usługi były potrzebne. Chyba że na pamięć już znacie przepisy na maści i wywary, którymi od kilku dni was rozpieszczam?

- I NIECH SI STANIE CO SI STANIE, PSZY TAK PIKNEJ MŁODEJ DAMIE~
- JAK NI STANIE, TO ŁO PANIE, TO SIE CHYBA NIC NIE STANIE~

        Śpiewanie w środku nocy samo w sobie nie było dziwne, szczególnie gdy głosy odpowiedzialne za melodie ewidentnie należały do kogoś tak narąbanego, że ciężko było cokolwiek zrozumieć. To, że śpiewającymi osobami była dwójka pijanych w trzy dupy mężczyzn i równie napruta minotaurzyca było już nieco rzadszym zjawiskiem. Ta nietypowa trójka obejmowała się, z naturianką między dwoma ludźmi, lecz nie robili tego z uczucia a po to, by móc zachować pozory równowagi.

        W którymś momencie sił do śpiewu zabrakło, jak i również zmysłu kierunku, gdyż wyprawa oryginalnie mająca doprowadzić kowala do jego domostwa zaprowadziła trójkę na tak zwane obrzeża obrzeży. Byli już przy moście, który przebiegał przez rzekę, za którą to widać było las, o ile ktokolwiek był w stanie go zauważyć w nocnych ciemnościach. Przy moście akurat stała para strażników na nocnej zmianie, prawdopodobnie sprowadzonych tutaj po niedawnym incydencie w lesie, gdzie zamordowano człowieka i nie znaleziono sprawcy. Rzecz jasna, gdy tylko ci zobaczyli, kto idzie w ich stronę, spojrzeli na siebie nawzajem, kiwnęli głową porozumiewawczo, a następnie jak nigdy nic poszli w stronę Demary, by schować się w barakach i nie musieć przejmować się pijakami w środku nocy.

        Pijana trójca zdołała dotrzeć do środka mostu, gdzie następnie z gracją walącego się budynku padli na siebie nawzajem, z krową na szczycie nowo utworzonego mięsnego wulkanu alkoholowych oparów. Śpiewy już dawno przerodziły się w chichot, choć Urzaklabina była tak rozweselona ich obecną sytuacją, iż zareagowała w jedyny znany jej sposób, by oznajmić światu jej radość.

- MUUUUUUUUUUUU~
Awatar użytkownika
Indiana
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Feerie
Profesje: Rozbójnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indiana »

Zefir na szczęście nie uciekł zbyt daleko, wielki pościg za drobną wiewiórką zakończył się zaledwie kawałek dalej. Indiana westchnęła ciężko, widząc znikającą wśród liści rudą kitę. Mimo rozproszenia próbowała nie zapomnieć, skąd dobiegało muczenie. Gwizdnęła dwa razy, przywołując Zefira węszącego przy drzewie, a następnie lekko unosząc się nad ziemią, ruszyła w stronę mostu. Wszechobecną ciszę zakłócał jedynie trzepot jej skrzydeł i dyszenie szakala, który dreptał tuż obok. Im jednak bliżej rzeki była, tym wyraźniej słyszała coś w rodzaju chichotu.
Gdy tylko szum rzeki stał się wystarczająco wyraźny, ujrzała coś, czego… kompletnie się nie spodziewała. Dwóch mężczyzn przygniecionych przez minotaurzyce. Feerie na początku nie mogła rozgryźć, o co chodzi, ale założyła, że chcieli w jakiś sposób skrzywdzić naturiankę. W końcu to ludzie. Jako że białoskóra leżała na nich, Indi uznała, iż był to nieplanowany wypadek przy pracy, pary niedoszłych oprawców.

- Pomogę ci – odezwała się i korzystając z magii swojej biżuterii, zdołała bez większych problemów pomóc wstać Urzaklabinie mimo jej wagi i braku współpracy.

Gdy tylko upewniła się, że ta zdoła ustać na własnych nogach, zamierzała wymierzyć sprawiedliwość. Jednakże w tym momencie do jej nosa dotarła woń alkoholu, na którą wcześniej nie zwróciła większej uwagi zaaferowana nietypowym widokiem. Cała trójka była po prostu kompletnie pijana.

- SERIO?! JA TU SIĘ MARTWIĘ, ŻE CI COŚ ZROBILI, A WYŚCIE SIĘ PO PROSTU SCHLALI?! – krzyknęła poirytowana w stronę rogatej. Dodatkowo w swej złości złożyła skrzydła i wylądowała na ziemi tylko po to, by solidnie tupnąć nogą. Gdyby most był drewniany, byłoby wysoce prawdopodobne, że przy takiej sile z łatwością pozbyłaby się jednej czy dwóch desek.

Na koniec jeszcze, dając upust swoim emocjom, z impetem kopnęła leżący przy jej nodze kamyk, który trafił prosto w barierkę, od której odbił się i uderzył jednego z pijaczków w głowę. Na szczęście niezbyt mocno.
Tymczasem Zefirowi najwyraźniej udzielił się humor skrzydlatej, bo nie przestawał powarkiwać na obcych mu ludzi i białoskórą naturiankę. Był gotów nawet zaatakować, jeśli któreś z nich postanowi się do niego zbliżyć.
Dopiero po wzięciu kilku głębszych oddechów i paru gniewnych pomrukach wpadła na pomysł użycia swojej magii do pozbycia się negatywnych efektów upojenia alkoholem u minoatuarzycy. Kamień, którym była przyozdobiona maska Indiany, na krótką chwilę zalśnił turkusowym światłem. Zaraz po tym okazało się, że Urzaklabina momentalnie wytrzeźwiała.

- Dobra, skoro już idzie się z tobą dogadać… Zrobili ci coś? Jak nie to sobie lecę, jak tak, to zaraz coś na to poradzę. – Położyła dłoń na rękojeści swojej broni zawieszonej przy pasie. Nie miała czasu użerać się z pijakami, ale musiała mieć pewność. W końcu chodziło o naturiankę. Nie mogła jednak poświęcić jej całego dnia, czy też raczej nocy. Gdzieś tu miał się niebawem rozłożyć cyrk, o ile już tego nie zrobił. Zwierzęta wykorzystywane w takich atrakcjach były zazwyczaj bardzo źle traktowane i poddawane okrutnym tresurom. Indi obserwowała to wiele razy, zawsze było tak samo. Po krótkim namyśle postanowiła wykorzystać jeszcze minotaurzyce skoro już i tak zdążyła się do niej odezwać.

- Słuchaj… Następnego wieczora mają tu być pokazy cyrkowe, wiesz może, gdzie dokładnie się rozłożyli? – spytała z pełną powagą.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

        Świat tańczył, a wraz z nimi zmysły minotaurzycy zdawały się skakać w każdą stronę na raz. A może to ona sama odczuwała wszechobecne falowanie, a świat wciąż był, jaki był przed piątym kuflem?

“Piąty, piętnasty, kogo to obchodzi, tak miło się leży i ciepło jest…”

        Minotaurzyca wciąż pamiętała - choć nie przejmowała się tym zbytnio w swym upojeniu - że leżała na dwóch rosłych mężczyznach. Ludzie niemal od razu po upadku popadli w alkoholowy sen. Zimne kamienie, z których zbudowany był most, zdawały się im nie przeszkadzać, bo jeden z nich to nawet pochrapać zaczął, tak świetnie mu się spało. Krasula by też w objęcia świata snów by popadła, gdyby nie to, że rozległ się kobiecy głos, a grawitacja momentalnie zmieniła kierunek.

“A nie, ktoś mnie po prostu podnosi.”

- a n… kto nosi… - Z jej oryginalnych myśli ledwie bełkot został, gdy postanowiła je na głos wypowiedzieć. Tylko śpiewanie jej po pijaku dobrze wychodziło, jeśli to, co wcześniej rozbrzmiewało po okolicy, można było nazwać w ogóle śpiewaniem.

        Gdy tylko zaczęła stać na własnych nogach, a Indiana skupiła się na dwóch nieprzytomnych jegomościach, naturianka niczym kiepsko zbudowana wieża zaczęła kiwać się i przechylać w stronę krawędzi mostu, lecz nim wpadła do rzeki, zdołała rękami oprzeć się o kamień dzielący obecnie ją od nieplanowanego nurkowania po pijaku. By się nawet oparła głową o zimną skałę, ta bowiem była niezwykle kusząca dla upitej minotaurzycy, lecz nim do tego doszło, jej głowę przeszył nieznośny dźwięk, który po chwili zdołało się zidentyfikować jako krzyk tej, co pomogła jej wstać.

“Przepraszam, ale czy można by ciszej? Moi towarzysze ewidentnie śpią i niech tak zostanie!”

- …sza, cisz… towaszzzzz… śpi…

        Gdy minotaurzyca zaobserwowała tupnięcie nogą, to aż parsknęła, opluwając przy tym sobie podbródek, po czym na dodatek machnęła w stronę Feerie ręką, jakby chciała ją odgonić tak, jak się odgania natrętne muchy. To, że czynność ta nieomal nie wytrąciła ją z równowagi, było tylko dalszym dowodem na to, że ta krówka napruła się w trzy dupy, jak to chłopi zwykli mawiać. Kamień napastujący kowala - to on bowiem oberwał w ramach furii skrzydlatej - oraz warczący psowaty to nie były już rzeczy, które zamglony oparami alkoholu mózg zdołał zarejestrować.

        Wtedy ni z tego, ni z owego, trzeźwość i klarowność umysłu zderzyły się ze świadomością Krasuli, która nieomal nie padła na kolana od tak nagłej zmiany. Jeszcze przez kilka sekund nocny krajobraz tańczył jej przed oczami, lecz gdy to minęło, to nie było już ani śladu po tym, że jeszcze niedawno zażyła drastyczne wręcz ilości trunków procentowych. Urzaklabina aż musiała przetrzeć oczy, bo przez chwilę czuła się, jakby się wybudziła ze snu, tak drastyczne były różnice przed i po magii która została na niej użyta. A skoro o magii mowa, to minotaurzyca zdołała wyczuć śladowe ilości pozostałe po tejże, a co za tym idzie, była pewna, że to nieznana jej Feerie postanowiła ją pozbawić skutków ubocznych balowania.

- Huh…

        Minotarzyca wyprostowała się i obróciła w stronę Indiany, gdy ta zaczęła do niej przemawiać. Wciąż na wszelki wypadek podpierała się jedną ręką o mur na moście, a drugą przecierała twarz tak, jakby dopiero co ktoś jej przerwał drzemkę. Nagłe utracenie alkoholu we krwi było bardzo, ale to bardzo dziwnym odczuciem, niekoniecznie przyjemnym i nie czymś, o co chciałaby prosić bez poważniejszego powodu.

- Ciekawe zastosowanie… Nie jestem pewna czy aspektu harmonii, czy też magii życia, w tym przypadku chyba obydwa fragmenty magii by na ten efekt pozwoliły. Musisz być popularna wśród biesiadników, nawet jeśli nie wydajesz się zbyt przyjazna wobec kogoś, kto po prostu nieco za dobrze się bawił wśród znajomych.

        Nie ruszając się z miejsca, zaczęła przyglądać się Feerie, wędrując oczami po każdym pozornie ważnym szczególe, od sylwetki zaczynając i na bez wątpienia magicznych artefaktach kończąc.

- Wracając do twojego pytania, dziecię natury, jedyne co mi zrobili, to dotrzymali mi dobrego towarzystwa i pozwolili mi miło spędzić czas. To, że przy okazji schlałam się jak świnia to jedynie efekt uboczny. Poza tym, jak sama widzisz, oni sami w podobnym, jeżeli nie gorszym stanie upojenia się znajdują, więc jeśli już to mnie powinnaś posądzać o to, że przykładnych chłopów upiłam i skazałam na ból i cierpienie, gdy tylko zbudzą się następnego ranka.

        To, jak szybko Feerie złapała za broń, oraz jej kolejne pytanie o pokazy cyrkowe, w połączeniu z jej dotychczas agresywnym wobec ludzi nastawieniem, było niemalże jednoznaczne dla minotaurzycy. Skrzydlata nie chciała zaobserwować występu, lecz miała inne, potencjalnie szkodliwe dla tego cyrku plany. Zwykły człowiek, w ramach swej ograniczonej zamkniętym umysłem moralności, pewnie by spróbował ją wypytać o to, co dokładnie chce zrobić, a może by i nawet zechciałby ją powstrzymać, ale Krasula była ponad tak płytkie rozumowanie. Tak samo, jak niosła ona pomoc każdemu, kto o to wypyta, tak samo nie stawała na cudzej drodze bez powodu, a to, że inna naturianka spełniała wolę Matki Natury z ogniem w oczach, nie było nawet powodem na pstryczek w nos, a co dopiero poważniejsze działania ze strony Urzaklabiny.

- Może i nie jestem stałym mieszkańcem tych okolic, ale od rodzin dookoła i ich skaczących z niedoczekania dzieci już kilka dni temu dowiedziałam się o cyrku i pokazach, które mają się w nim odbyć. Nie jestem całkiem pewna, gdzie się rozłożyli, ale znam pewną matkę trojga dzieci, która bez wątpienia ma wypalone na pamięć miejsce, do którego chcesz się udać.

        Nim powiedziała cokolwiek jeszcze, Urzaklabina ruszyła w stronę Feerie pewnym krokiem i miłym uśmiechem na ustach. Zamiast stanąć przed nią, minęła ją, dbając przy tym o to, by zachować adekwatny dystans. Chwilę później Krasula przykucnęła przy kowalu i gospodarzu, który ją gościł, którzy to wciąż drzemali sobie w najlepsze.

- Jak na ironię losu przystało, osoba, którą byłaś tak skora poszatkować, jest zarazem gospodarzem domu, w którym obecnie mieszkam, a także mężem tej kobiety i jestem pewna, że jeśli pomożesz mi obydwu tych delikwentów wtaszczyć do ich domów, do ciepłych łóżek, to ów dama, o której wspomniałam, z chęcią zaprowadzi nas obydwie do tego miejsca. Co jak co, ale nie wyglądasz mi na istotę miastową, więc nie miej mi za złe, że chce w razie czego być obok i upewnić się, że nie przelana zostanie zbędna krew w ramach byle nieporozumienia.

        Krasula w międzyczasie ułożyła kowala w dość specyficzną pozę, która z pozoru nie miała sensu, lecz gdy chwilę później cielsko kowala znalazło się przerzucone przez bark minotarzycy jak worek ziemniaków, oczywiste się stało, że naturianka wiedziała, jak podnieść chłopa z podłogi, nawet jeśli sama nie grzeszyła znaczną tężyzną fizyczną.

- Tak przy okazji mów mi Krasula, jeśli możesz, choć nie obrażę się, jeśli krową czy nawet pijaczyną mnie nazwiesz po tym co dzisiaj zaobserwowałaś. - W tym momencie wyszczerzyła ona swe ząbki, uśmiech równie szeroki co szczery, nie brakowało bowiem w jej krowim sercu miejsca na dobroć wobec nieznajomych - To jak, pomożesz mi i podniesiesz tego drugiego, czy będę musiała go zostawić na pastwę losu zostawić?
Awatar użytkownika
Indiana
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Feerie
Profesje: Rozbójnik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indiana »

Indiana po prostu nie wierzyła w zachowanie minotaurzycy. To szanującym się naturianom przecież nie godziło. Na dodatek odganiała ją jak jakiegoś natręta, a przecież ona przyleciała tu ją wyswobodzić z łap tych wstrętnych ludzi. Na pewno specjalnie ją spili, przecież sama nie mogła się tak upodlić. Tak. Z pewnością wina Alarian, to zawsze oni byli przyczyną całego zła na świecie. O czym Indi wielokrotnie zdążyła się już przekonać.

- Co…? – spytała wytrącona z rasistowskich przemyśleń – Uhm, nie wiem w sumie. Mogę nią leczyć – odparła na zapytanie o magii, nie wiedziała o niej zbyt dużo. Nie była żadnym magiem w końcu i nie czytała prastarych ksiąg o jej używaniu. Wiedziała tylko, że artefakt pozwala na jej używanie. Jak? Dlaczego? Tego już nie musiała rozumieć, ważne, że działało – Biesiadników? Masz na myśli tę zgraję bezwartościowych, ludzkich pomiotów, które jedyny język, jaki rozumieją to śmierć i zniszczenie? – spytała oburzona. Nigdy nie śmiała nawet pomyśleć, że zostanie posądzona o uzdrawianie nędznych pijaczków.

Zupełnie zdezorientowało ją bycie oglądaną przez minotaurzyce, jakby była jakimś rzadkim artefaktem. Zamilkła aż i przez moment nie wiedziała co powiedzieć.

- Co jest? Wróżki nigdy nie widziałaś? – prychnęła i nerwowo poruszyła skrzydłami. Natomiast gdy usłyszała kolejne słowa aż wypieków dostała na policzkach z poirytowania. Rumieńce pozostawały zasłonięte, ale nie mogła ukryć tonu głosu — Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Na pewno oni cię schlali, to zawsze wina ludzi! Na dodatek jeszcze tak ci namącili w głowie, że winę zrzucasz na samą siebie. Potwory! Ale nie martw się, zaraz zrobię z nimi porządek – poklepała minotaurzyce po ramieniu i podeszła do pary schlanych mężczyzn.

Już się schylała, by jednego z nich podnieść, gdy białowłosa wyjawiła niezwykle wartościowe informacje. Wystarczy, aby ją zaprowadziła do tych ludzi, a potem to już jej wszystko wyśpiewają. Po dobroci lub nie. Uśmiechnęła się pod nosem, maska nie zakrywała całej twarzy, więc doskonale widać było znacznie uniesione kąciki ust feerie. W międzyczasie podniosła jednego z towarzyszy naturianki i zamierzała z impetem wrzucić go do niezbyt głębokiej rzeki przepływającej pod mostem, na którym akurat wszyscy stali.

- Oh… - westchnęła rozczarowana i rzuciła delikwenta ponownie na ziemię, na co ten jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, nawet nie otwierając oczu.

Od razu uznała, że bardziej opłacalnym czynem będzie rozwalenie cyrku i zapobiegnięcie cierpieniom wszystkich zwierząt i nieludzi w nim wykorzystywanych niż zabójstwo pijaka, który miał czelność spić przedstawicielkę naturian. Mimo to była trochę zawiedziona, naprawdę chciała nim cisnąć w lodowatą wodę.

- Niech będzie… Krasulo. Ja jestem Indiana – podniosła drugiego mężczyznę bez zbytnich problemów dzięki swoim artefaktom i ruszyła w stronę wskazaną przez minotaurzycę – Robię to, tylko żeby dowiedzieć się kilku rzeczy – podkreśliła.

Po drodze Zefir nie odstępował ich nawet na krok, co rusz pałętając się pod nogami kobiet. Mogło to być szczególnie problematyczne dla Urzaklabiny, ponieważ już kilka razy prawie go kopnęła, tymczasem Indiana przyzwyczajona do towarzystwa szakala przy każdej tego typu sytuacji zwyczajnie wzlatywała kawałek nad ziemię. Na dodatek robiła to równie gładko i szybko jakby wcale nie miała na barkach dorosłego mężczyzny słusznej wagi.
Awatar użytkownika
Urzaklabina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Mędrzec , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Urzaklabina »

- Miło cię poznać, Indiana. Podałabym ci dłoń, ale nasze nieprzytomne bagaże trochę w tym utrudniają, więc odpuszczę sobie tej formalności jeżeli tobie to nie robi różnicy. - Widać było, że humor dopisywał minotaurzycy, pozwoliła sobie bowiem na żart, zanim zaczęła iść drogę powrotną do domostwa, które nie tak dawno opuściła po pijaku. - I spokojnie, może i jestem starą krową, ale głowę myślącą mam i parę oczu sprawnych także posiadam, nie musisz więc tłumaczyć swoich działań, szczególnie nie wobec mnie. - Krasula powiedziała to spokojnie, chcąc ukoić fanatyczkę Matki Natury, którą Indiana bez wątpienia była.

Po tych słowach naturianka nie postanowiła rozkoszować się ciszą zabarwioną cichym zgiełkiem nielicznych budynków, gdzie sen został odstawiony na bok na rzecz pracy tudzież biesiadowania z tego czy innego powodu. Starała się iść u boku feerie, co by mieć ją w zasięgu wzroku, a zarazem na tyle z przodu by skrzydlata kobieta mogła podążać śladem minotaurzycy bez konieczności pytania o to, którędy iść. Biorąc pod uwagę, iż żadna z nich nie miała problemu z udźwignięciem schlanych mężczyzn, dotarcie do pierwszego domu, tego należącego do kowala, zajęło tylko kilka minut.

- Poczekaj na ulicy jeśli możesz, miejscowi mnie znają na tyle, by nie spanikować, ale nie wiem jak dokładnie zareagują na kogoś tak egzotycznego jak ty.

Krasula nie kryła się z tym, że obleciała wzrokiem sylwetkę Indiany przy swoich ostatnich słowach. Nie wstydziła się też uśmiechu, który zagościł na jej ustach gdy po raz kolejny mogła docenić piękne dary tego świata i to jak przeróżne kształty przybierają, od zdrowych proporcji odzianych w lekki materiał zaczynając po czekoladową karnację, przez którą to Urzaklabina zaczęła nabierać apetytu na słodycze.

Nie chcąc marnować zbyt dużej ilości czasu, przestała ona rozbierać Indianę wzrokiem, zamiast tego podchodząc do drzwi domostwa i pukając w nie na tyle mocno, by obudzić mieszkające tam osoby. Indiana nawet z tej odległości mogła ujrzeć, iż drzwi otworzył rosły młodzieniec, niemal identyczny do swojego ojca, tyle że młodszy i o jaśniejszych włosach, który nieprzytomnego kowala wziął na swoje barki ze słowami podziękowania na swych ustach. Nie trwało to dłużej niż minutę, a kiedy drzwi zamknęły się ponownie, a kowal zniknął za nimi dźwigany przez własnego syna, minotaurzyca powróciła do Indiany.

- Dobra, jednego mamy z głowy. Tego tutaj też ja będę musiała trzymać ja gdy będziemy go odstawiać, bo jego żona to niezłe ziółko i o ile ja ze swoją krowią twarzą się nie miałam żadnych problemów, to ty mogłabyś oberwać patelnią w ramach oskarżenia o kuszenie jej męża, bez względu na to jak bardzo nieprzytomny i owiany alkoholowymi oparami on by był.

Po tych słowach, nie czekając na pozwolenie czy pytanie, zabrała gospodarza z rąk Indiany i przerzuciła go przez swoje ramie niczym worek spitych ziemniaków, a mężczyzna nawet nie przestał chrapać w międzyczasie, więc najwyraźniej nie przeszkadzało mu takie traktowanie.

- Tak jak wspominałam, to jego żona będzie wiedziała, gdzie dokładnie będzie ten cyrk, więc gdy tylko zaciągnie swojego męża pijaczynę do łóżka, to będzie mogła nam pomóc. - Zamiast iść dalej, Krasula stała w miejscu, patrząc na Indianę i przemawiając, mając nadzieje, że ta wysłucha ją, zanim ruszy ślepo przed siebie i wpadnie w tarapaty, wciągając w nie przy tym połowę niewinnej ludności cywilnej w okolicy. - Pytanie tylko, co dokładnie chcesz zrobić z tym cyrkiem? Jeżeli chcesz tylko uwolnić wykorzystywane przez nich zwierzęta, to możemy to zrobić w dzisiejszą noc, byle szybko, jednak jeżeli jesteś z tych, co chce użyźnić ziemię Matki Natury krwią tych, co winni, to wolałabym ustalić z tobą kilka rzeczy, bo mam kilka spraw do załatwienia, w których nagłe wieści o masowym morderstwie by definitywnie przeszkodziły, szczególnie jeśli wyjdzie na jaw, że byłam za to niejako odpowiedzialna.

Widać było, że Urzaklabina nie była zmartwiona ewentualną śmiercią - jako naturianka doskonale rozumiała Indianę, nawet jeśli sama nie była szczególnie proaktywna w mszczeniu się za czyny przeciwko matce naturze. Doskonale rozumiała, że jak w każdym konflikcie, obydwie strony mają swoje własne racje, równie prawdziwe i właściwe. Jednak koniec końców trzeba było wybrać stronę, a skoro natrafiła na Indianę, to równie dobrze mogła jej pomóc i może nawet obejdzie się z minimalnym rozlewem krwi?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości