Gdzie nadzieja zanika
: Czw Lis 04, 2021 8:55 pm
- Nie podoba mi się tutaj.
Odezwała się młoda dziewczyna, na oko mająca piętnaście lat. Miała na sobie resztkę obdartej, czarnej sukienki, oraz czarne pończochy, wyglądała jakby mieszkała w lesie od wielu dni. Jej blada cera doskonale kontrastowała z czernią jej ubrania, ale nie była na tyle jasna, by dziewczyna była dobrze widoczna wśród cieni drzew.
- A to niby dlaczego?
Zapytał jej towarzysz. Mężczyzna dwudziesto, może dwudziesto paro letni. Miał bladą cerę i niemal białe włosy, nosił na sobie czarną koszulę i spodnie lniane, w porównaniu do dziewczyny wyglądał jakby uciekł z jakiejś zapadłej wioski, choć też błąkał się po lesie co najmniej kilka tygodni.
- Jest brudno i nie mogę nosić sukienki.
Odezwała się dziewczyna, a jej towarzysz westchnął tylko, spoglądając wymownie w niebo... znaczy w korony drzew, bo nieba stąd widać nie było.
- Chciałabym pójść do miasta choć na chwilę.
Kontynuowało dziewczę.
- Paradoksalnie spaceruje tędy niesamowicie dużo ludzi, nie masz co narzekać.
Odpowiedział mężczyzna. Głos miał spokojny, opanowany i wydawać by się mogło, że to nie była ich pierwsza rozmowa o podobnym temacie.
- Poza tym, nie ma miejskiego zgiełku, tłumów... i co najważniejsze - słońca.
- Akurat to ostatnie mi nie przeszkadzało! Wystarczyło wychodzić w nocy.
Opowiedziała młoda kobieta i usiadła na jakimś zmurszałym pieńku.
- Niedługo pójdziemy do cywilizacji, ale tylko na chwilę. Co jakiś czas warto zobaczyć co się w świecie zmieniło... warto też nie zdziczeć.
Powiedział białowłosy do towarzyszki, która akurat w tej chwili zaczęła wpatrywać się w węża, pełzającego niedaleko, szukającego zapewne jakiejś zdobyczy. Dziewczynie aż oczka się zaświeciły (i to dosłownie) na ten widok i przez najbliższe kilka chwil, obserwowała zwierzątko, a jej towarzysz dotrzymywał jej kroku.
Odezwała się młoda dziewczyna, na oko mająca piętnaście lat. Miała na sobie resztkę obdartej, czarnej sukienki, oraz czarne pończochy, wyglądała jakby mieszkała w lesie od wielu dni. Jej blada cera doskonale kontrastowała z czernią jej ubrania, ale nie była na tyle jasna, by dziewczyna była dobrze widoczna wśród cieni drzew.
- A to niby dlaczego?
Zapytał jej towarzysz. Mężczyzna dwudziesto, może dwudziesto paro letni. Miał bladą cerę i niemal białe włosy, nosił na sobie czarną koszulę i spodnie lniane, w porównaniu do dziewczyny wyglądał jakby uciekł z jakiejś zapadłej wioski, choć też błąkał się po lesie co najmniej kilka tygodni.
- Jest brudno i nie mogę nosić sukienki.
Odezwała się dziewczyna, a jej towarzysz westchnął tylko, spoglądając wymownie w niebo... znaczy w korony drzew, bo nieba stąd widać nie było.
- Chciałabym pójść do miasta choć na chwilę.
Kontynuowało dziewczę.
- Paradoksalnie spaceruje tędy niesamowicie dużo ludzi, nie masz co narzekać.
Odpowiedział mężczyzna. Głos miał spokojny, opanowany i wydawać by się mogło, że to nie była ich pierwsza rozmowa o podobnym temacie.
- Poza tym, nie ma miejskiego zgiełku, tłumów... i co najważniejsze - słońca.
- Akurat to ostatnie mi nie przeszkadzało! Wystarczyło wychodzić w nocy.
Opowiedziała młoda kobieta i usiadła na jakimś zmurszałym pieńku.
- Niedługo pójdziemy do cywilizacji, ale tylko na chwilę. Co jakiś czas warto zobaczyć co się w świecie zmieniło... warto też nie zdziczeć.
Powiedział białowłosy do towarzyszki, która akurat w tej chwili zaczęła wpatrywać się w węża, pełzającego niedaleko, szukającego zapewne jakiejś zdobyczy. Dziewczynie aż oczka się zaświeciły (i to dosłownie) na ten widok i przez najbliższe kilka chwil, obserwowała zwierzątko, a jej towarzysz dotrzymywał jej kroku.