Lawendowy Dwór[Koci Dwór] Ekscentryczna przyzwoitka

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

[Koci Dwór] Ekscentryczna przyzwoitka

Post autor: Tristan »

Lady Irene de Valle mieszkała w dużej posiadłości niedaleko Rododendronii, wcale nie tak daleko od dworu Tristana jak by mogło się wydawać, za to znacznie bliżej miasta. Była wdową. Pochodziła z wyższej arystokracji. Pierwszy raz wyszła za mąż, kiedy miała dziewiętnaście lat, lecz szybko owdowiała. Jej drugi mąż zachorował na nieznaną wtedy chorobę i również odszedł od niej do Arkadii. Trzeciego męża straciła w wieku 55 lat. Kochała każdego z nich, ale tylko z drugim udało jej się zajść w ciążę. Miała córkę, która, rzecz jasna, była już grubo po czterdziestce.
Po śmierci trzeciego męża Lady Kat postanowiła, że nie będzie się więcej angażować w związki. Strach przed tym, że odejdzie od niej ukochana osoba był zbyt silny.

Od zawsze lubiła zwierzęta i w posiadłości miała kilka kotów, psy, papugi, po ogrodzie przechadzały się pawie. Terenu przed gryzoniami broniły wyszkolone undiry. Miała też lamy, alpaki i ozdobne kury. Złośliwi twierdzili, że zwierzęta zastępują jej dzieci. Nie było to miłe, przynajmniej w oczach arystokracji, ale było w tym wiele prawdy. Kat pielęgnowała swoje koty chodziła na spacery z psami, czesała alpaki - swoją drogą sprowadzone z baaardzo daleka, nie mówiąc już o tym ile musiała za nie zapłacić. W posiadłości znajdowały się też stajnie z pięknymi, nieraz bardzo rzadkimi końmi. Ale Irene była bogata, bardzo bogata. Miała ogromny posag, a potem odziedziczyła trzy majątki, każdy po kolejnym mężu. Mając tylko jedną córkę większość majątku została dla starej wdowy. I cóż, samotna, w wielkim dworze mogła jedynie zająć się swoimi zwierzętami. Po całym domu biegały więc koty, tak te rasowe, jak dachowce, lecz wszystkie wypielęgnowane, w obróżkach wysadzanych kamieniami, niektóre miały obwiązane wokół szyi wstążeczki, głównie kotki, za to niektóre kocury biegały w satynowych muszkach, były też takie, które nosiły aksamitki, a na nich wisiorki. Innymi słowy przydomek Irene "Lady Kat", miał swoje, mocno ugruntowane, podstawy.

Gdy Rael przyjechała do "Kociego Dworu" było już dość późno, z Irene widziała się tylko przelotnie, ale były umówione na śniadanie.
Jej pokój był piękny, choć urządzony w zupełnie innym stylu niż sypialnie we dworze Tristana. Amarantową tapetę zdobiły egzotyczne liście i żurawie, przez co pokój mógłby się wydawać zbyt ciemny. Na szczęście białe meble i wielkie okna z białymi firankami rozjaśniały pomieszczenie. Kanapę, fotele, szezlong i krzesła obito zieloną satyną w ciemno różowe peonie. Znajdowało się tutaj dużo roślin doniczkowych, ze ścian zwisały fantazyjne pnącza, w kącie stała ogromna, ceramiczna donica z niebotycznie wielką dieffenbachią. Łoże, tak jak pozostałe meble było białe, przykryte aksamitną kapą pasującą do reszty pokoju. Przy oknach stał dodatkowy, wielki fotel, obity takim samym aksamitem, co kapa na łóżku, a w nim, a miękkiej, haftowanej poduszce spał, wielki, rudy kocur, zwinięty w kulkę.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Po wyjeździe z posiadłości Tristana Rael i Gallel nie rozmawiali ze sobą za wiele. Anioł próbował wypytywać trochę córkę o samopoczucie, ale ta była wyraźnie myślami w innym świecie, więc rozsądnie uznał, że nie ma sensu naciskać. Podziwiali więc widoki mijane za oknem.
        W głowie błogosławionej zaś niepewność mieszała się z ekscytacją – zaczął się bardzo ważny etap w jej życiu i przez to dopadła ją gonitwa myśli, zarówno tych związanych z najbardziej bieżącą sytuacją, jak i tą przyszłą. Myślała na przykład jak wytrzyma te miesiące u lady Kat – kobiety o dość zróżnicowanej opinii. Ojciec miał o niej dobre zdanie, ale wiele osób zarzucało jej ekscentryzm. To nie musiało być nic złego i Rael była raczej dobrej myśli jeśli chodzi o to jak się dogadają, lecz czasami nachodziły ją wątpliwości.
        - Jesteś blada – zauważył w końcu z troską Gallel.
        - To z nerwów – przyznała szczerze jego córka, uśmiechając się przepraszająco.
        - Boisz się nieznanego? – odgadł anioł, co wcale nie zdziwiło Rael, gdyż wiedziała, że jej ojciec jest bardzo przenikliwy.
        - Nie martw się – kontynuował ciepłym tonem niebianin. Wyciągnął rękę, by ująć córkę za dłoń. – Nieważne co cię trapi, dasz radę się z tym zmierzyć. Wiem to. Nikt nie stanie na drodze do twojego szczęścia. Do waszego szczęścia. Nie mówię, że będzie łatwo, przygotowania do ślubu są zawsze trudne i pewnie będziesz czuła się momentami przytłoczona… Ale masz bliskich, masz nas i swoją przyszłą rodzinę. A lady Irene na pewno również będzie dla ciebie wsparciem – zapewnił. Od zawsze wzbraniał się przed używaniem przydomku wdowy, uznając go za niestosowny, nawet jeśli niegroźny.
        Rael głęboko westchnęła, Gallel zaś w mig pojął co chciałaby powiedzieć. Uśmiechnął się – trochę z zadowoleniem, trochę z rozbawieniem, ale też z ojcowską troską.
        - Nie bój się jej – poprosił. – Wiem, że nie miałyście okazji się poznać, ale przecież nie umieszczałbym cię w miejscu, gdzie mogłoby ci coś grozić albo gdzie byłabyś nieszczęśliwa. Trochę wiary w ojca, hm?
        - Wierzę ci, ale sam wiesz, że nie każde troski można zagłuszyć głosem rozsądku.
        - To prawda – przytaknął anioł, nie bawiąc się w gierki słowne. Wycofał się na swoje miejsce. – Jeszcze najbliższe trzy tygodnie będę w okolicy, jeśli będziesz potrzebowała pomocy albo chociaż rozmowy, poślij po mnie.
        Rael uśmiechnęła się do ojca – nawet nie wiedział jak wiele ta propozycja dla niej znaczyła, nawet jeśli nie planowała skorzystać z tej propozycji bez bardzo, bardzo ważnego powodu.

        Ponieważ Biennevanto dotarli do posiadłości lady Irene dość późno, Gallel nie zajmował gospodyni zbyt wiele czasu - pomógł z wprowadzeniem córki do powozu, po czym wymówił się, że obowiązki każą mu z samego rana być kawał drogi stąd i pojechał, żegnając się z obiema damami. Rael również nie zajmowała swojej nowej opiekunce zbyt wiele czasu - była zmęczona po podróży, a starsza pani również sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę udać się na spoczynek. Zaproszenie na śniadanie niebianka przyjęła jednak ze szczerym, choć nie przesadnym entuzjazmem i z uśmiechem przyjęła propozycję.
        Gdy niebianka została sama w swoim pokoju, pozwoliła sobie na westchnienie ulgi. Nie to, że była spięta - naprawdę mimo niewielu wydarzeń, ten dzień mocno ją wymęczył. Pokojowi i bagażowi poświęciła więc niewiele uwagi, skupiając się tylko na niezbędnych czynnościach, by nie wygnieść sobie garderoby i by rano mieć odpowiednie rzeczy pod ręką. Trudno było jednak przejść obojętnie obok śpiącego w fotelu kocura. Rael chwilę przyglądała mu się z zainteresowaniem z pewnej odległości, po czym podeszła i przykucnęła przy nim.
        - Dobry wieczór panu - zagaiła cicho, bo po gabarytach wnioskowała, że to kocur. Po chwili ostrożnie wyciągnęła rękę i równie ostrożnie go pogłaskała. Nie napastowała jednak kota jeśli ten sobie tego nie życzył - wystarczyło jedno krzywe łypnięcie, by odpuściła. I tak zresztą była dość zmęczona, dlatego wkrótce życzyła rudemu kocurowi dobrej nocy i poszła do łóżka. Nim zamknęła oczy szepnęła jeszcze w stronę okna “dobranoc, Tristanie”, jakby miała nadzieję, że wiatr zaniesie jej słowa do ukochanego. Później niemal natychmiast zmorzył ją sen.

        Rano zaś Rael wstała dość wcześnie - porządnie wypoczęła, choć spała przecież pierwszą noc w nowym miejscu. Dzięki temu jednak miała okazję, by na spokojnie obejrzeć pokój, w którym została umieszczona. Doceniła nietypowe zestawienie jasnych mebli z ciemnymi obiciami ścian, wzór na tapetach, tkaniny. To było ładne i dość nietuzinkowe wnętrze - pasowało w sumie do lady Kat. O pardon: lady Irene.
        Rael wyszykowała się do zjedzenia śniadania ze swoją opiekunką. Wybrała na ten dzień prostą sukienkę w efneńskim stylu, błękitną, z niebieską tasiemką pod biustem. Włosy splotła w luźny warkocz - to była fryzura, która wymagała od niej najmniej zachodu, była wygodna i jednocześnie dość elegancka. Wydawało jej się, że dobrze się prezentuje - wystarczająco elegancko i wygodnie jednocześnie. Nie od razu jednak zeszła do jadalni: miała jeszcze chwilę, którą wykorzystała na napisanie listu do Tristana. Nie skończyła go, ale zawarła pierwsze wrażenia z pobytu w posiadłości lady Irene - więcej zamierzała dopisać, gdy już pozna panią domu we własnej osobie. Gdy więc skończyła pierwszy akapit, wstała i wyszła na spotkanie ze swoją tymczasową opiekunką.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Był ciepły poranek, więc Kat zaprosiła Rael na śniadanie na tarasie. Starsza pani miała całkowicie siwe włosy upięte dzisiaj w delikatny kok. Do długiej, prostej, kremowej spódnicy, dobrała błękitną bluzkę z wiązaniem przy szyi i ozdobnymi, białymi koronkami.
Na tarasie stał szklany stół i dwa wygodne fotele. Na kolanach lady leżał piękny kot o długiej, białej sierści. Kobieta gładziła go delikatnie, a ten powolutku poruszał koniuszkiem ogona, mrucząc przy tym głośno. Była to kotka, bo na szyi miała zawiązaną różową wstążkę. W oczekiwaniu na niebiankę Kathrine raczyła się letnią herbatą, podaną w finezyjnej filiżance.
- O kochanie, jesteś już. - Kat od razu zauważyła wychodzącą na taras Rael. Uśmiechnęła się szczerze pokazując zdrowe, białe zęby - w jej wieku było to wręcz zaskakujące.
- Siadaj, proszę. Nie wiedziałam co lubisz, więc jest jajko, rogaliki, konfitura, świeże bułki, masło i wędlina. Jedz co chcesz i ile chcesz. - Siwowłosa wydawała się być bardzo sympatyczną i ciepłą osobą.
- I proszę, mówi mi Kat, Kathy, Kathrine, a całą tą lady i Irene zachowajmy sobie na inne okazje. Skoro mamy mieszkać pod jednym dachem nie udawajmy, że masz do czynienia ze sztywną wdową. Mówmy jak jest, wszystkie plotki o szalonej kociej babci są prawdą - zaśmiała się. Widać było, że staruszka ma do siebie ogromny dystans i mimo wieku nieprzeciętną werwę.
- To Beza - przedstawiła Rael kotkę, która leżała jej na kolanach. - Chyba nie muszę wyjaśniać pochodzenia tegoż przydomku, dla mojej pięknej, śnieżnobiałej kocicy. Inna sprawa, że to łasuch na słodkie jakiego jeszcze nie widziałaś.
- No dobrze słoneczko, powiedz mi proszę co lubisz do picia - zaczęła i jak za sprawą magicznej różdżki obok nich pojawiła się służka.
- Mamy wiele rodzajów herbaty. Ja, osobiście, raczę się czarną herbatą z kwiatami ketmii i miodem. Cudowna! Ale mamy też inne mieszanki, lżejsze, mniej słodkie. Co byś chciała? Może kakao? Gorącą czekoladę? Mleko? Jest też jakiś sok. Jest sok, prawda? - zwróciła się do służki, która kiwnęła głową.
Kathrine mówiła dużo, na szczęście nie nazbyt szybko. Niektórych przytłaczała jej gadatliwość i ilość energii. Zwłaszcza tych, którzy uważali, że stara wdowa powinna wyłącznie umartwiać się i siedzieć cicho. Kat wiedziała jaką ma opinię, ale nie zamierzała zmieniać się w ponurą kobiecinkę tylko dlatego, że komuś nie podobało się, że nadal jest pełna życia i mieszka ze stadem zwierząt. Była w świetnej kondycji fizycznej i wierzyła, że ma przed sobą jeszcze wiele pięknych lat wśród żywych. Miałaby je marnować na siedzenie w ciemny pokoju i opłakiwanie przeszłości? Nie. To nie była Kat.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael zeszła do jadalni i stamtąd dojrzała, że pani domu nie oczekuje jej w środku, a na zewnątrz. Spodobał jej się ten pomysł - pogoda była piękna, aż się prosiło, by zasiąść na tarasie i rozkoszować się widokami. Poprzedniego dnia, gdy niebianka przybyła do lady Irene, było już ciemno, więc dopiero teraz będzie miała okazję zobaczyć okolicę. Spodziewała się, że będzie podobnie jak u Tristana - te same wysokie, majestatyczne góry, las, łąki. Jednak u niego był jeszcze piękny ogród na pierwszym planie. Tu? Rael spodziewała się, że dojrzy zagrody dla licznych zwierzęcych towarzyszy swojej opiekunki. Może nawet wybieg dla koni? Choć Biennevanto nie była pewna, czy Kat miała konie. Cóż, przekona się, pewnie tego samego dnia.
        - Dzień dobry - przywitała się z promiennym uśmiechem, wychodząc na taras. Było to powitanie z jednej strony uprzejme przez użyte słowa, a z drugiej swobodne przez jej ton. Przystanęła i dygnęła, nawet wiele nad tym nie myśląc: tego po prostu wymagały od niej dobre maniery, a nie chciała robić swojej opiekunce afrontu. Szybko jednak lady Irene sama skróciła dystans między nimi, proponując by przeszły na ty. Niebianka przyjęła propozycję z uśmiechem.
        - Rael - odparła, by nie było wątpliwości, że do niej też można mówić po imieniu. Na komentarz o szalonej kociej babci nie mogła zareagować inaczej, jak również śmiechem.
        W międzyczasie przysiadła na drugim fotelu. Podziękowała za śniadanie - dla niej było tu wszystko czego mogłaby potrzebować. Jednocześnie nie mogła nie myśleć w tym momencie o Tristanie i tym jak wyznał jej, że on lubi zacząć dzień od czegoś słodkiego. Chyba przez to wspomnienie ukochanego teraz sięgnęła po rogaliki i dżem, a nie coś bardziej wytrawnego.
        - Faktycznie, nie trzeba zgadywać - zgodziła się z uśmiechem, gdy została jej przedstawiona Beza. Już miała na końcu języka pewne pytanie, ale wtedy została zagadnięta o to czego miałaby ochotę się napić.
        - Chętnie napiłabym się tego samego co ty - odparła. - Tylko bez miodu… Nie chcę się zasłodzić - usprawiedliwiła się, wskazując na talerzyk, gdzie leżał rogalik i kleks dżemu.
        Nim służąca poszła po napoje, Rael nałożyła sobie jeszcze kawałeczek masła, a gdy została sama z Irene, oderwała kawałek pieczywa i nałożyła na niego dodatki tak, aby nie umorusać się przy wkładaniu tego wszystkiego do ust. Nim jednak wzięła kęs, zapytała o to, co wcześniej ją zainteresowało.
        - W nocy strzegł mnie pewien rudy kocur, wielki dżentelmen - oświadczyła. - Jak ma na imię?
        Użyte przez nią słowa nie były kpiną ani żartem - i dla niej zwierzęta były prawie jak ludzie, więc czasami mówiła o jednych i drugich tak samo.
        - Mogę? - zapytała po chwili, wyciągając w stronę Bezy kawałeczek rogalika z masłem.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Magnus - odparła spokojnie kobieta.
- Potężne imię, dla potężnego kota - uśmiechnęła się. W tym czasie Beza zwęszyła rogalika i masełko. Jej różowy nosek zaczął "wibrować", natychmiast wybudziła się z letargu i jak szalona zaczęła lizać smakołyk.
- Oj ty łasuchu. - Kat nie miała nic przeciwko karmieniu kotki, sama czasem to robiła. No przecież była to jej słodziutka, biała kulka. Nagle spod stolika dało się usłyszeć cichutkie "miau". Pod nogami kobiet kręcił się kolejny kot. A właściwie szylkretowa kotka o gęstym futrze.
- O, dzień dobry kochanie - odezwała się do niej siwowłosa. - Szyneczki? - zapytała i od razu nabrała na widelec wędlinę. Jak się szybko okazało, pod stolikiem stała malutka, porcelanowa miseczka, do której Kathrine włożyła mięso.
- To Szyszka, ona akurat woli jeść nieco bardziej konkretnie - wyjaśniła. W tym czasie służka przyniosła świeży dzbanek herbaty i nalała napój do filiżanki Rael, po czym wycofała się taktownie.

Z tarasu rozciągał się widok na niewielki staw. Wokół niego znajdował się różany ogród. Nie była to metafora, w ogrodzie Kat rosły wyłącznie róże, przynajmniej w tym na który mogły w tej chwili patrzeć. Miały wszystkie kolory, nawet czarne, fioletowe i niebieskie. Były róże o drobnych kwiatostanach i takie o ogromnym kwieciu. Pnące, zwisające, przystrzyżone na kształt drzewek i takie, które rozkładały się dywanem na trawie. Kat zauważyła, że Rael przygląda się otoczeniu.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile pozwoleń trzeba mieć, by uprawiać różę adriońską, nie mówiąc już o gatunkach z terenów eravallskich. Mój pierwszy mąż przywiózł mi złotą różę od cesarzowej Niry. Pojęcia nie mam jakim cudem to zrobił i jak przetrwała podróż, ale koniecznie muszę ci ją pokazać! - starsza pani rozpoczęła rozmowę na temat kwiatów bez zbędnych wstępów, od razu przeszła do opowieści na temat ogrodu. Robiła to tak naturalnie, jakby między nią a Rael nie było żadnego dystansu. Jakby znały się od zawsze.
- Ale o tym może później... Powiedz mi kochanie, jak się czujesz? Jak się spało? Pokój ci odpowiada?
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael zareagowała wesołością na wieść o imieniu potężnego kocura, który ją strzegł - tak, to do niego bardzo pasowało. Generalnie towarzystwo kotów i ich nietuzinkowej pani póki co wprawiało ją jedynie w dobry nastrój. Beza była przecież przeurocza, gdy z takim przejęciem zlizywała masło z rogalika, a Irene pytająca kolejnego pupila o to czy zje szynkę brzmiało rozczulająco. Być może na dłuższą metę coś takiego mogłoby denerwować, ale w przypadku niebianki minęłoby na pewno wiele czasu nim by do tego doszło - była cierpliwa i w gruncie rzeczy lubiła osoby nietuzinkowe, o ile swoim ekscentrycznym zachowaniem nikomu nie szkodziły, a przecież to był właśnie ten przypadek. Była więc coraz bardziej przekonana, że dogada się ze swoją tymczasową opiekunką.
        Gdy służka nalała jej herbaty, Rael podziękowała jej cicho, po czym zaraz upiła łyk. A zaraz po tym drugi.
        - Jest doskonała - pochwaliła z wyraźną przyjemnością. Nie była wielką koneserką herbaty, a mimo to była w stanie wyczuć, że liście były pierwszorzędnej jakości i dodatek kwiatów bardzo dobrze z nimi współgrał. Miód… Może i by tu pasował, ale Rael wolała pić niesłodzony napar.
        Gdy Kat zaczęła opowiadać o swoim pięknym różanym ogrodzie, niebianka odstawiła filiżankę i złożyła dłonie na udach, na moment przerywając posiłek. Nie musiała się wszak nigdzie spieszyć, wolała uważniej posłuchać, gdyż to co mówiła Irene było całkiem interesujące. Szczególnie wzmianka o tych najbardziej wyjątkowych okazach kwiatów - liczyła, że być później później uda się pójść na spacer z lady Kat i obejrzeć z bliska te rośliny i posłuchać dokładniejszych historii o nich. Zresztą starsza pani sama to zaproponowała.
        Gwałtowny zwrot w rozmowie i pytanie o samopoczucie niespecjalnie zaskoczyły Rael, choć dało się zauważyć jak szybko obróciła głowę - wcześniej patrzyła na ogród, a teraz skupiła wzrok na swojej rozmówczyni.
        - Pokój jest piękny i bardzo wygodny, dziękuję - zapewniła natychmiast, jednak szczerze a nie z teatralną gorliwością. - Dobrze wypoczęłam. Co prawda podróż nie była daleka, ale jakoś… Chyba odwykłam od długich jazd powozem, bo byłam tak zmęczona, że spałam jak kamień. Nawet nie pamiętam czy cokolwiek mi się śniło - wyznała. Dla niektórych byłby to pewnie zły omen - w końcu wierzono, że sen wyśniony pierwszej nocy w nowym miejscu jest proroczy.
        - Mogę mieć pytanie jak u ciebie w dworze wygląda kwestia korespondencji? Czy jeśli będę chciała wysłać jakiś list to mam go gdzieś zostawić czy wręczyć służbie? - zapytała natychmiast o to, co było dla niej takie ważne. - Przyznam, że koresponduję z bardzo wieloma osobami i pewnie będę tego potrzebowała prędzej czy później - wyznała trochę przepraszającym tonem, w razie jakby to miało stanowić kłopot.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- I bardzo dobrze! - skwitowała Kat, kiedy Rael wyznała, że nic się jej nie śniło. - Im mniej się śni tym lepiej. Umysł podsuwa czasem bzdury, w które nie warto wierzyć. Bierz to za dobry omen kochanie, spokojny sen, to spokojna dusza - powiedziała kiwając głową.
- Ach, korespondencja, tak, tak... Przy głównych schodach. - Kobieta wzięła łyk herbaty. - Stoi granatowa komoda ze złotymi zdobieniami. Na niej dwie szkatułki. Bordowa, z rzeźbioną różą "korespondencja dalsza", zielona z liściem paproci "korespondencja bliższa". Z różanej, listy wysyłane są raz na kilka dni, najpóźniej raz w tygodniu. Z paproci kurier zabiera listy codziennie rano i zawozi ją do Rododendronii, tam rozsyłane są dalej. A teraz najważniejsze. W prawej szufladzie zawsze znajdziesz czysty papier, pióro, atrament, lak i pieczęcie. Lewa szufladka jest pusta, tam wkładaj listy do Lawendowego Dworu. Wiem jak jest, dziecinko. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Nie raz byłam zakochana. Zresztą sama będę miała teraz sporo korespondencji do lorda Tristana i Saury. Jeśli chcesz, żeby list dotarł tego samego dnia, wkładaj go do szuflady wieczorem dnia poprzedniego. Kurier będzie zabierał listy do Lawendowego Dworu z samego rana i zawoził je tam, dopiero później reszta korespondencji trafi do stolicy.
Kathrine wyjaśniła wszystko bardzo szczegółowo. Rael była w obcym domu, musiała go poznać, a staruszka nie zamierzała zrzucać wszystkiego na służbę. Zresztą lubiła towarzystwo i często jej go brakowało, dlatego tak chętnie opowiadała o wszystkim niebiance.
- No cóż... - westchnęła Irene. - Nie wiem jak ty, moja droga, ale ja po śniadaniu muszę rozruszać stare kości. Proponuję krótką przejażdżkę po parku, co ty na to? Mój stajenny dobierze ci odpowiedniego konia. Jazda konna dobrze robi na trawienie. A później zobaczymy? Hm? Jak zapatrujesz się na ten pomysł?

Lawendowy Dwór
Pierwsza noc bez Rael w pobliżu minęła mu niespokojnie. Spać nie pozwalało mu tym razem głównie podekscytowanie. Był zakochany z wzajemnością. Jego dzieci polubiły Rael, a jej ojciec zgodził się na ślub. Poprzedni dzień przyniósł eksplozję wrażeń. Tristan wstawał w nocy kilkukrotnie. Chodził po swojej sypialni, wyglądał na balkon. Zajrzał do Elowena i Prim. Usnął dopiero nad ranem, co właściwie nie było dziwne, bo przeważnie i tak nie mógł spać. Różnica była taka, że tym razem z innych powodów.

Dzień przyniósł obowiązki. Papiery, pracę i zajęcia, które w tamtym momencie bardzo go nudziły. Przyszedł jednak moment, którego obawiał się najbardziej. Sprawa Sary i Ariny. Póki co jej status był jasny: zostają we dworze pod jego opieką. Martwił go jednak ich stan psychiczny i fizyczny. O ile Sara szybko dochodziła do zdrowia, tak z Ariną było dużo gorzej. Młodsza doznała znaczniej mniejszych obrażeń, poza tym nie do końca była świadoma tego co może stać się w przyszłości. Póki co była w miłym domu, otoczona przyjaznymi ludźmi. Miała ciepłe łóżko, zwierzaki, siostrę, dobre jedzenie i małą towarzyszkę zabaw w postaci Prim. Arina widziała to wszystko inaczej.

Lord wyszedł na taras przylegający do pokoju, który zajmowały dziewczynki. Arina siedziała w wielkim fotelu wymoszczonym poduszkami. Nogi miała na podnóżku i choć było ciepło okryto ją lekkim kocem.
- Dzień dobry - lord przywitał się miękkim, lekkim tonem, by nie wystraszyć dziewczynki.
- Dzień dobry - odpowiedziała niepewnie.
Lord przystawił sobie metalowe krzesło, które stało pod ścianą i usiadł niedaleko Ariny.
- Podoba ci się widok? - zapytał.
- Bardzo. Jest piękny. - Arina była zapatrzona w dal na ogród, fontanny, ścieżki, a dalej na park i las.
- Ja się czujesz?
- Nie najlepiej, proszę lorda. - Dziewczynka starała się być bardzo grzeczna.
- Nie musisz tak do mnie mówić. Jestem Tristan. Będzie nam łatwiej się zrozumieć, jeśli skrócimy do siebie dystans - wyjaśnił, choć już wcześniej kazał im mówić sobie po imieniu.
- Bardzo cię boli? - kontynuował. Dziecko pokiwało głową.
- Poślę po więcej leków do miasta. Przestanie boleć, obiecuję.
Pomiędzy nimi zapadła długa cisza.
- Nie przestanie. - Milczenie przerwała Arina. - Nigdy nie przestanie. To nie przestaje boleć. Sara to jeszcze dziecko, zapomni. Jej wspomnienia się zatrą. Moje nie. Jak można zapomnieć, że ktoś znęca się na tobą i ukochanymi każdego dnia, że chcę cię sprzedać. Jak można zapomnieć śmierć matki, pobicie, gwałt. Jak mam to zapomnieć? Jakim cudem ma przestać boleć? Teraz jestem tutaj, w pięknym, pańskim dworze. Śpię w jedwabiu tuląc do siebie siostrę, dostaję desery, a służba wynosi mnie na zewnątrz, bo nie jestem w stanie chodzić. Ale to się skończy - mówiła nie patrząc na Tristana tylko gdzieś w dal, Jej wzrok był utkwiony w jednym miejscu. Nie płakała, ale w jej głosie było słychać ogromną gorycz.
- Masz swoje dzieci, lordzie Tristanie. Za chwilę będziesz miał żonę i kolejne potomstwo. My trafimy do innego, nieznanego domu. Do nieznanych ludzi. Albo do sierocińca. A z sierocińca to już niedaleka droga do zamtuza albo rynsztoku. Lord naprawdę myśli, że ktoś zechce dziewczynkę taką jak ja? Zbrukaną? Że ktoś przyjmie pod swój dach dwoje dzieci, w tym jedno zepsute. Sara ma szansę. Mi pozostaje się cieszyć tym co mam teraz, bo potem... Potem będzie tylko gorzej. Babcia Anastazja wszystko mi wyjaśniła. Wyjaśniła konsekwencje tego co się stało. - Do oczu Ariny dopiero teraz nabiegły łzy, przełknęła głośno ślinę, żeby się nie rozpłakać.
- Jeśli w moim brzuchu coś jest, to nie chcę tego. I nigdy nie będę tego chcieć. Żałuję, że nie umarłam razem z mamą...
Tristana zamurowało. Zwykle wiedział co powiedzieć, ale nie tym razem. Poczuł jakby w gardle uwięzła mu kamienna kula. Sądził, że Arina będzie cichutkim, jąkającym się dzieckiem, które niewiele rozumie. Ale tamta dziewczynka musiała być wynikiem strachu i stresu pourazowego. Zaś ta, która siedziała z nim teraz, tutaj, była znacznie dojrzalsza niż się spodziewał.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        W sumie to Rael była trochę zaskoczona tym jak Irene podsumowała jej brak snów. Spodziewała się, że specjalnie się tym nie przejmie, tak jak zresztą ona sama nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi, niemniej starsza pani wydawała się być z tego wręcz zadowolona. Błogosławiona nie musiała się jednak domyślać o co chodzi czy dopytywać, bo lady Kat sama pośpieszyła z wyjaśnieniami. Pannie Biennevanto nie pozostało nic jak tylko się z nią zgodzić – jej argumenty były bardzo logiczne.
        Temat korespondencji musiał wypłynąć jeszcze przy tym posiłku, nie było innego wyjścia – Rael tyle korespondowała, że to był dla niej prawie że priorytet. Poza tym teraz miała jeszcze jedną bardzo ważną osobę, z którą chciałaby utrzymać stały kontakt – Tristana oczywiście. Instrukcji Irene słuchała więc pilnie, choć z tego co zrozumiała system w posiadłości był raczej łatwy, a podpisy na szkatułkach dodatkowo wszystko ułatwiały. Przy mowie o przyborach do pisania zastanowiła się chwilę – czy w jej pokoju coś było? Nie pamiętała teraz. Założyła jednak, że pewnie jakaś papeteria znajduje się w szufladach, w końcu tak było w większości posiadłości. Niemniej w razie czego wiedziała gdzie szukać – poradzi sobie.
        Uwaga o zakochaniu sprawiła, że Rael uśmiechnęła się nieśmiało, ale nie podjęła tego tematu – ten zresztą zaraz się skończył, a Irene wróciła do spraw formalnych. Niebianka kiwała głową, słuchając ostatnich uwag.
        - Chyba zapamiętam – przyznała z uśmiechem. – A w razie czego będę dopytywać – dodała nim taka propozycja padła ze strony jej opiekunki. Uśmiechnęła się. Tego wieczoru na pewno napisze list do Tristana, by dostał go następnego dnia. Nie chciała, by ich rozłąka trwała zbyt długo, nawet jeśli póki co korespondencja musiała być dla nich substytutem bliskości. Bardzo liczyła na to, że ich rozłąka upłynie szybciej niż myślała. I że wkrótce będą mogli się chociaż odwiedzić.
        Myśli o narzeczonym sprawiły, że Rael na moment się rozmarzyła, a na jej twarzy pojawił się nikły, ale bardzo czuły uśmiech – Irene na pewno domyśliła się gdzie uciekły myśli jej rozmówczyni. Niebianka jednak szybko na powrót złapała wątek rozmowy i nie trzeba było jej niczego powtarzać. Rozradowała się na propozycję małej wycieczki.
        - Bardzo chętnie – zgodziła się. – Będę potrzebowała tylko chwili na przebranie się. Ktoś po mnie przyjdzie czy spotkamy się w jakimś konkretnym miejscu?
        Wbrew pozorom druga opcja jej nie przerażała. Nie będzie miała problemów z dotarciem do głównego holu i na dwór, a spodziewała się, że to właśnie stamtąd udadzą się do stajni. Ewentualnie drugim wyjściem na ogród, ale i tak spodziewała się, że trafi. Szczególnie jeśli dostanie instrukcje. Czuła jednak, że to daremne rozważania i Irene kogoś po nią pośle.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Oczywiście, że w pokoju Rael był papier, koperty, pióro i wszystko co było potrzebne do pisania listów, czy pamiętnika, ale w razie gdyby coś się skończyło Kathrine trzymała też zapas w komodzie służącej do korespondencji. I warto było o tym wspomnieć, by nie krępować gościa później. Przecież byłoby niekomfortowe, gdyby Rael w razie braku odpowiednich przyrządów, musiała biegać za służbą.
- Och, oczywiście kochanie. Sama muszę się przebrać. Przecież nie będę jeździć w takim stroju - zaśmiała się lekko staruszka. Była inna niż o niej mówiono. Wcale nie przypominała wariatki, z kocim stadem u boku. Irene była dystyngowaną kobietą, o dobrych manierach. Rozmowną, miłą i pełną empatii, towarzyską i radosną. Damą, która chyba była po prostu postrzegana przez pryzmat posiadanych zwierząt. Jej dwór był utrzymany w doskonałej kondycji i czystości. Służba kompetentna i miła. Dlaczego więc nawet Ais uważała ją za lekko szurniętą? Ona. Ta, która wiedziała wszystko... No cóż, plotki, nawet najrozsądniejszym, czasem mieszały w głowie.
- Przyślę do ciebie służki, pomogą ci się przebrać, a potem zaprowadzą przed stajnie. O nic nie musisz się martwić - zapewniła siwowłosa.

Dokończyły śniadanie, a jakąś godzinę później spotkały się przed stajniami. Budynki były bardzo ładne, pomalowane na biało, a okna i wejście okalały rzeźbione, drewniane ramy. Wokół budynku posadzono pnące róże. Białe, czerwone i różowe. Ich kwiaty idealnie kontrastowały z bielą ścian. U Irene było niesamowicie sielankowo. Gospodyni dbała o piękno wokół siebie. Trudno było się temu dziwić, w końcu została sama, a nie chciała żyć jak zmartwiona kobieta. Wyglądało na to, że jest ogromną estetką i otacza się pięknem, bo to sprawia jej przyjemność i daje spokój.

Siwowłosa była już w siodle. Męskim siodle. Miała na sobie długie, czarne buty do jazdy konnej, kremowe, obcisłe spodnie i bordowy żakiet z baskinką, pod nim widać było zieloną kamizelkę i białą koszulę z ozdobnym, gęstym żabotem, uwieńczonym dużą, złotą broszką z czerwonym kamieniem na środku. Na głowie mała niski, wiśniowy cylinder, przepasany czarną wstążką. Jej włosy spięte były w ciasny koczek na karku. Na dłoniach dostrzec można było czarne, eleganckie rękawiczki. Każdy kto kiedyś powiedział o niej "stara wdowa" powinien ją teraz zobaczyć. Owszem, jej oblicze zdobiły zmarszczki, a metryka mówiła, że już dawno powinna zalec w fotelu, ale tego widoku mogłaby pozazdrościć jej niejedna panna. Obcisłe spodnie sprawiły, że widać było, jej szczupłe i długie nogi, a żakiet uwydatnił nadal wąską talię. Kat mogłoby jeszcze powalczyć o niejedno męskie serce.
- O! Jesteś już moja droga! - ucieszyła się Kat.
- Pierro przygotował dla ciebie Frezję i Goździka, nie wiedziałam, jakie siodło preferujesz - wyjaśniła.
Frezja była klaczą o izabelowatym umaszczeniu, niezbyt wysoką, smukłą, osiodłaną damskim siodłem. Zaś Goździk bułanym wałachem, również nie za wysokim, lecz bardziej umięśnionym, niż Frezja. Oba konie miały starannie zaplecione grzywy i ogony. Goździka rzecz jasna wyposażono w męskie siodło.
- A to moja Aksamitka. - Irene poklepała swoją klacz po szyi. Aksamitka była smukłym koniem, o lśniącej, gniadej sierści. Jej czarną grzywę zapleciono w tak zwane "koreczki", ale ogon pozostał rozpuszczony.
- Stara, dobra przyjaciółka.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Dobrze, że się rozumiały - lady Kat była jednak zupełnie inna niż przedstawiało ją towarzystwo, rozsądna, rzeczona i jednocześnie pełna wigoru. Rael liczyła się co prawda z tym, że być może to na dłuższą metę wyjdą jej dziwactwa, ale na Prasmoka, kto nie miał jakiś swoich specyficznych przyzwyczajeń? Na ten moment wyglądało na to, że na swoje miano wariatki Irene zasłużyła sobie tylko przez to, że miała więcej zwierząt niż służby, a to akurat niebiance w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało.
        - W takim razie od zobaczenia w stajniach. - Rael pożegnała się z uśmiechem i poszła do swojej komnaty, by tam się wyszykować na przejażdżkę. Dostała przypisaną sobie służącą, która pomogła jej zmienić odzież, a później poprowadziła ją na zewnątrz, w miejsce spotkania z panią domu. Biennevanto nie oszczędziła sobie przy tej okazji by zadać jej parę pytań - niewinnych oczywiście. Ot, upewniła się czy mijany mebel to ta komódka, o której wspominała Irene, czy dobrze pamięta drogę do jadalni, na taras i tak dalej. Nie była nachalna ani wścibska, ot, czymś zajmowała ten krótki czas, w którym przebywały w swoim towarzystwie.

        Na przejażdżkę Rael ubrała się w suknię do jazdy. Miała tak naprawdę tylko jeden strój do tego typu aktywności, bo uważała, że tyle jej wystarczy - do tej pory się nie myliła, bo nawet gdy z Tristanem wybierała się na przejażdżkę, była to krótka wyprawa, po której suknię można było wyczyścić i wkrótce nosić ponownie, bez specjalnego prania z namaczaniem. Była to kreacja bardzo typowa zważywszy na jej zastosowanie - z szeroką spódnicą, uszyta tak, by mimo całej swojej elegancji nie przeszkadzać w kierowaniu wierzchowcem i by wygodnie siedziało się w niej w siodle, materiał był trochę grubszy, praktyczny, tak by nie podarł się na gałązkach i by nie podwiewało go przy galopie. Suknia była prosta, zielona, ozdobiona tylko na na gorsecie. Rael nosiła do niej szeroki skórzany pas, w identycznym kolorze co rękawiczki. Do tego kapelusik z szerokim rondem, by chronić się przed słońcem i nie spalić nosa, choć zdawało się, że słońce specjalnie nie prażyło.
        Gdy dotarła do stajni i zobaczyła swoją opiekunkę, naszły ją pewne wątpliwości czy jednak była dobrze przygotowana do spędzania czasu z tą kobietą. Nie podejrzewała jej co prawda o jakieś nadludzkie umiejętności, wytrzymałość czy wybitnie nietypowy dla jej wieku wigor, ale czuła, że na podstawie tego co o niej wiedziała, mocno jej nie doceniła.
        - Pięknie wyglądasz - pochwaliła ją niebianka w odpowiedzi na powitanie.
        Później Rael spojrzała w kierunku przygotowanych wierzchowców - cóż, wybór był jasny. Chyba, że uparłaby się, aby przekładać siodło, bo drugi koń miałby bardziej pasujący jej temperament. Ona jednak nie była ani tak wybredna, ani się na tym nie znała, zawierzyła więc wyborowi Kat i jej stajennego. Podeszła do Frezji i zdjąwszy rękawiczki pogłaskała ją między oczami, witając się z nią jakby była człowiekiem albo chociaż rozumiała ludzką mowę. Przelotnie popieściła również Goździka, a nawet Aksamitkę, gdy Irene podjechała na niej kawałeczek bliżej.
        - Piękne konie, widać, że bardzo o nie dbacie - pochwaliła Rael, specjalnie używając liczby mnogiej, bo odnosiła się i do pani domu i do stajennego, który się tu jeszcze kręcił. Po chwili dosiadła przypisanej sobie klaczy, a gdy tylko się do tego zabrała, zaraz podszedł służący, by służyć jej w razie czego wsparciem. To jednak nie było konieczne - Biennevanto sama z wdziękiem wspięła się na grzbiet wierzchowca i poprawiła sobie spódnicę tak, by nie odsłaniać nieprzyzwoicie kostek.
        - Wszystkie twoje konie mają imiona od kwiatów - ni to zapytała ni to stwierdziła. - Wiele ich jeszcze masz? Jest wśród nich Róża? - zagaiła, mając w pamięci jak wielką miłością arystokratka darzyła te kwiaty.
        - Za tobą - zachęciła, gdy już dobrze siedziała w siodle i była gotowa do drogi. Swoje słowa poparła gestem dłoni w skórzanej rękawiczce barwy koniaku.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Kat nie zamierzała przeciągać Rael przez chaszcze. Ona po prostu tak ubierała się do jazdy konnej - tylko dlatego, że mogła i było jej wygodniej. Był to jednak kolejny pretekst do tego, by nazywać ją szaloną. Dama w męskim siodle? Skandal! W ogóle kobieta w jej wieku jeżdżąca jeszcze konno? Kolejny skandal.
- Dziękuję kochanie, ty również - odwzajemniła komplement siwowłosa.
- Tak, wszystkie konie mają imiona albo po kwiatach, albo po ziołach, czy innych roślinach. Jest na przykład Tymianek i Rozmaryn. Tutaj w sumie mam dwadzieścia cztery konie, z czego sześć z nich jest zaprzęgowych, a cztery należą do kurierów. Są konie paradne, choć silne, jak moja Aksamitka czy twoja Frezja. Tak się składa, że nie mam Róży. Róża była matką mojej Aksamitki. - Znów pogładziła klacz po karku. Kiedy mówiła, zdążyły już ruszyć szeroką ścieżką w stronę oddalonego od nich parku. Irene jechała wolnym stępem, tak by spokojnie mogły rozmawiać.
- Ale mamy małą Różyczkę, jej córkę, czyli wnuczkę Róży. Róża odeszła kilka lat temu. Chciałam, żeby Różyczka pojawiła się w jej linii rodowej, a Aksamitka była już dorosła, więc pozostało czekać na wnuczkę.

Wysypane na drodze jasne kamyczki chrzęściły pod kopytami obu koni. Wiał lekki, ciepły wiatr. Nie było ani zbyt gorąco, ani zbyt chłodno. Wręcz idealnie na przedpołudniową przejażdżkę. Słońce świeciło łagodnie i delikatnie muskało twarze obu dam.
- Mam też inne majątki, a w nich stajnie - wyjaśniła co miała na myśli wcześniej.
- Widzisz Rael, miałam trzech mężów. Po każdym odziedziczyłam jakiś majątek, w różnych częściach Łuski. Ale osiadłam tutaj, gdzie mieszkałam z moim ostatnim ukochanym. Ta posiadłość była mi najbliższa sercu. Wiem, że pewnie słyszałaś o mnie różne rzeczy. Potrójna wdowa, której udało się mieć tylko jedno dziecko, która mieszka ze zwierzętami, jest stara, jeździ w męskim siodle i robi wiele innych rzeczy, które nie przystoi kobiecie, wdowie, damie, a już tym bardziej takiej, która przekroczyła pewien wiek. Ale nie jestem aż taka szalona jak o mnie mówią. Po prostu żyję tak, jak chcę, jak mi odpowiada. Nie miałam już sił szukać miłości, choć mogłam. Wolałam otoczyć się zwierzętami, roślinami, pięknym domem i ludźmi, którzy to zrozumieją. Bo widzisz, każdy, kto tu pracuje rozumie moją miłość do kotów, koni, pawi i natury. Wiele osób o mnie słyszało, ale tak naprawdę niewiele mnie zna. Cieszę się, że twój ojciec jest jedną z tych, którzy mi ufają. To dla mnie zaszczyt, że powierzył mi ciebie.

W czasie gdy Lady Irene mówiła, dotarły już do parku i wjechały między drzewa. Gałęzie były tak przycięte, by nie przeszkadzały podczas jazdy. Kat prowadziła je na razie prostą dróżką, by później skręcić w prawo, chwilę później znalazły się w pięknej alei wysadzanej wysokimi lipami.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael z wielką uwagą słuchała o wierzchowcach Kat. Częściowo – w kwestii klucza nadawania imion – potwierdziły się jej przypuszczenia, w innych kwestiach spudłowała, a w jeszcze innych arystokratka dodała sporo od siebie, opowiadając o całej swojej stadninie. Ta prezentowała się imponująco, niebianka nie ukrywała tego, że była pod wielkim wrażeniem. Dwa tuziny wierzchowców! Owszem, część roboczych, ale to i tak sporo – jak w profesjonalnej stadninie. Albo, cóż, po prostu u pasjonatki. Zważywszy na strój jak i całokształt tego jak prezentowała się Irene, chyba można było ją tak nazywać. Wszystko więc do siebie pasowało.
        Wieść o tym, że w stadzie nie ma Róży, ale kiedyś była, również pasowała do całości obrazu. Tak samo jak to, że Kat chciała powtórzyć to imię w trochę zmienionej formie w tej samej linii rodowej. Tej uwagi Rael z początku nie zrozumiała, ale cierpliwie czekała na wyjaśnienie – opłacało się, bo Irene szybko zagaiła temat. No, trochę na okrętkę, ale w sumie było to trochę potrzebne by w pełni zrozumieć sytuację. Ogrom informacji jednak był taki, że wręcz trochę przytłoczył niebiankę. Miała tyle pytań, tyle się dowiedziała, a jeszcze tyle chciała wiedzieć… Ale nie wypadało. Nie miała ośmiu lat, by zasypywać swoją opiekunkę pytaniami. No bo wiedziała o tym, że Irene wielokrotnie wychodziła za mąż, ale od dłuższego czasu pozostawała wdową, jednak skąd pochodzili jej mężowie, gdzie miała pozostałe posiadłości, skąd w ogóle pochodziła ona sama – to mogłoby być ciekawe. Co działo się z tamtymi domami, gdy nie było w nich właścicielki? Na pewno służba dbała o wszystko, ale jednak nie od dziś wiadomo, że dom bez rodziny niszczeje w sposób bardziej metaforyczny niż fizyczny – w pewnym momencie dla wszystkich staje się obcy.
        A mimo tych wszystkich nurtujących ją pytań Rael ograniczyła się tylko do nieśmiałego uśmiechu i uprzejmego skinienia głową.
        - Dziękuję, w imieniu swojego ojca – odparła. – Fakt, on nie lubi wydawać ocen na podstawie opinii innych. Choć polegał na Ais w wielu kwestiach… choćby wtedy gdy został mu zaprezentowany Tristan… - wtrąciła szybko i cicho, mimochodem. – To jednak w tym przypadku jej nie posłuchał i polegał na swojej ocenie. I zamiłowania do zwierząt z pewnością nie uważa za wadę, prędzej zaletę, bo to jednak świadczy o dobrym sercu.
        Choć Rael mówiła o ojcu, nie ulegało przy tym wątpliwości, że i ona tak myśli – było w intonacji tego ostatniego zdania coś takiego, co nie pozostawiało złudzeń, że mówiła też w swoim imieniu.
        - Szczerze powiedziawszy nie sprawiasz wrażenia szalonej – odważyła się wyrazić swoją opinię po chwili milczenia spowodowanej pokonywaniem bardziej skomplikowanego terenu. – Bardzo otwartej, może za bardzo jak na tutejsze standardy, to tak, ale szalonej… Ktoś musiał mieć do ciebie urazę, że zrobił ci taką opinię na dworze – podsumowała dość śmiało.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Kat uśmiechnęła się pod nosem.
- Taaak - powiedziała przeciągle. - Być może. Krąży o mnie wiele plotek. Nie wpisuję się w stereotypy. Nie żyję tak jak chcą tego inni, a Rododendrończycy bywają mało wyrozumiali. W gruncie rzeczy mają dobre serca, ale czasem trzeba przebić się przez żelazną skorupę. Przede wszystkim nie próbuję tłumaczyć się wszystkim wokoło z tego jak żyję. Może gdybym to robiła byłoby inaczej, ale jestem za stara na to by zważać na każdego, kto wydaje na mnie zły osąd. Nie muszę podobać się każdemu, ważne, że akceptuje mnie pewne grono, to mi wystarcza. Zresztą, nawet gdybym chciała, nie zmienię opinii wszystkich, którzy uważają mnie za wariatkę.

Mówiła dość poważnie, ale nie wydawała się bardzo zmartwiona. Jakby już przyzwyczaiła się do tego jak jest. Wiedziała, że nie każdy ją lubi i nie była w stanie nic z tym zrobić. Zresztą, nie próbowała, bo to mijało się z celem. O każdym krążyły jakieś plotki, większe lub mniejsze. O Tristanie większość miała przychylne zdanie, ale byli też tacy, którzy wypominali mu romans z Tantris przed ślubem. Nikt przecież nie wiedział, że to wszystko było udawane. Niektórzy pamiętali szepty i pośpieszny ślub i nie zamierzali mu tego wybaczyć. Inni zaś puścili to w niepamięć i patrzyli na niego przez pryzmat wdowca, dobrego ojca wychowującego samotnie dwoje dzieci.

Wyjechały z alei na otwartą przestrzeń, przez chwilę po obu stronach drogi znajdowały się pola lawendy. Irene jechała swobodnie, jakby urodziła się w siodle. Wyprostowana, szczupła, w pięknym stroju, w niczym nie kojarzyła się ze staruszką. Wkrótce znalazły się niedaleko dużego stawu, który zasilała wąska rzeczka. Trudno było powiedzieć, czy był to naturalny twór, czy też stworzony ludzką ręką. Z pewnością był to zbiornik zadbany, z przejrzystą wodą i pod okiem dobrego ogrodnika, ponieważ wokół nie rosła zwykła trzcina, a różne gatunki roślin i kwiatów lubiących wodę. W stawie pływały kolorowe ryby. Rzeczkę natomiast przecinał szeroki, drewniany mostek zbudowany tak, by swobodnie dało się przez niego przejechać dwoma wierzchowcami obok siebie. Kat zamierzała oprowadzić je wokół stawu, tak by Rael miała możliwość przyjrzenia się wszystkiemu wokoło.
- Pewnie masz do mnie mnóstwo pytań kochanie - zagaiła siwowłosa po krótkiej chwili milczenia.
- Pytaj najdroższa, pytaj - zachęciła ją. - Nie obrażę się o pytania. Bo widzisz, wychodzę z założenia, że nie ma trudnych pytań, są tylko trudne odpowiedzi, ale i je warto przedstawić.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael potakiwała - wszystko co mówiła Kat było prawdą. Nie wpasowywała się w stereotypy i to rodziło plotki. Ona jednak już zaczynała mieć pewne przypuszczenia z czego mogło to wynikać, ale póki co zachowywała to dla siebie. Jeszcze będzie miała czas na wygłaszanie swoich sądów. Podobało jej się jednak podejście jej tymczasowej opiekunki - nie zważała na krzywdzące komentarze i nie pozwalała, by psuły jej one samopoczucie czy ograniczały wolność. To wbrew pozorom wymagało dużej odwagi.
        Gdy dotarły nad staw, Rael wyraźnie się rozpromieniła - widok był piękny. Trochę wpływając na trasę ich przejażdżki niebianka zbliżyła się, by móc obserwować pływające przy brzegu ryby. Niemniej cały czas słuchała swojej towarzyszki - dawała temu wyraz zerkając na nią co chwilę z wyraźnym zainteresowaniem. A gdy Irene tak po prostu zauważyła, że ona może mieć do niej sporo pytań, przez moment wyglądała na odrobinę zażenowaną. Teoretycznie nie wypadało być wścibskim. Praktycznie… W tym dworze nie wszystko działało według konwenansów. Podziękowała więc skinieniem głowy, z uśmiechem.
        - Zastanawiam się skąd pochodzisz - zaczęła. - I w jakie rejony Alaranii rzucał cię los… Słuchając cię odnoszę wrażenie, że Rododendronia to tylko aktualny przystanek, a wcześniej takich miejsc było znacznie więcej.
        Na razie Rael ograniczyła się do tej jednej kwestii - gdy uzyska odpowiedź na to, zapyta o kolejną rzecz. Tak po prostu, by rozmowa toczyła się swobodnym tempem. Wszak nigdzie im się nie spieszyło - miały cały dzień przed sobą, a przejażdżka mogła trwać i trwać, zważywszy na piękną pogodę i jeszcze piękniejsze otoczenie.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Och tak, masz absolutną rację. Rododendronia jak na razie wydaje się być moim miejscem na ziemi, ale być może któregoś dnia postanowię wyjechać - odparła swobodnie Kat.
- Pochodzę z Thenderionu, ale na studia wyjechałam do Nimerin, tam poznałam mojego pierwszego męża. Nie chciałam wychodzić za mąż tak od razu. Pragnęłam mieć wykształcenie. Dopiero kiedy ukończyłam nauki wzięliśmy ślub i przeprowadziłam się do jego majątku w Viviendal. Tam poznałam eravallską kulturę. Zawsze podobał mi się ich spokój ducha. Bardzo miło mieszkało się w zatoce, budził mnie szum morza i zapach bryzy. To było zupełnie co innego niż życie w głębi lądu.

- Za kolejną miłością wyjechałam aż do Niry - ciągnęła swoją opowieść. - Ach, jeśli tylko kiedyś będziesz miała okazję, musisz ją zobaczyć. To zupełnie inny świat, inni ludzie. Architektura jest tak piękna i lekka, wszędzie pną się rośliny, drzewa przybierają fantazyjne kształty. Mimo wielu kolorów, wszystko do siebie pasuje. Nira jest najpiękniejszym miejscem jakie widziałam. Latem pływaliśmy do Vadorn, na wyspę. Lubiłam tam mieszkać. Żyć. Czułam się tam bardzo szczęśliwa. Kiedy straciłam ukochanego wyjechałam, bo wszystko mi go przypominało. Wróciłam do Thenderionu, miałam tam blisko góry i rodzinę. W Nirze nawet szum morza przypominał mi o stracie.
- Do Rododendronii przyjechałam by poznać inną kulturę. Nie spodobała mi się. - Uśmiechnęła się, a odwróciwszy w stronę Rael głowę mrugnęła do niej porozumiewawczo.

- Zawsze chciałam zobaczyć Rapsodię i udałam się w tamtejsze strony. Sądziłam, że poznałam mężczyznę właśnie stamtąd. Niestety okazało się, że większość jego majątku jest tutaj, w Rododendronii. Wtedy byłam już tak zakochana, że wyjechałabym nawet na północ, byle byśmy byli razem. I tak trafiłam tutaj. Z czasem polubiłam surowy klimat, zmiany pór roku. Obserwowanie jak wszystko zapada w zimowy sen, a później budzi się do życia. Dobrze mi tutaj. Zagrzałam miejsce. Wydaje mi się, że zostanę tutaj już do śmierci. Trochę nie wyobrażam sobie zabierania gdzieś całej mojej gromady kotów, koni i innych zwierząt. A trudno byłoby mi się z nimi rozstać.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael słuchała historii Kat szybko dochodząc do wniosku, że to historia jak z książki – tę kobietę los rzucał absolutnie wszędzie, podróżowała po całym kontynencie. Już samo to, że studiowała w Nimerin robiło na niebiance wrażenie: ona sama nigdy nie opuściła środkowej Alaranii… Choć i tak miała na koncie wiele krajów, które udało jej się odwiedzić w podróżach z ojcem.
        - Co studiowałaś? – wtrąciła się, bo to był temat równie ciekawy co jej burzliwe losy rodzinne. Panna Biennevanto lubiła ludzi wykształconych, a szczególny jej podziw wywoływały kobiety, bo nadal było ich niewiele w nauce.
        Później było coraz lepiej i lepiej – Viviendal. Dla Rael to była już całkowita egzotyka. No i Nira, która najwyraźniej przypadła Irene najbardziej do gustu, bo opowiadała o niej ze specyficzną czułością. Błogosławiona aż nie mogła powstrzymać ciepłego uśmiechu, gdy tego słuchała i postanowiła sobie, że na pewno wypyta swoją opiekunkę o ten kraj, gdy już kwestie obyczajowe się wyczerpią. Miały sporo czasu, by poruszyć każdy ciekawiący ją temat.
        Brutalne podsumowanie stosunku Kat do Rododendronii wywołało krótki śmiech Rael – podobała jej się taka szczerość. I to jak zakpił z niej los – nie uważała tego za złośliwość Prasmoka, a raczej za dobry żart, bo w końcu ostatecznie lady Irene była tu szczęśliwa. I rozumiała też jej praktyczne podejście do życia – to, że nie zamierzała rzucić wszystkiego w jednej chwili i wyjechać, że czuła się zobowiązana przez wszystkie zwierzaki, którymi się opiekowała. Naprawdę nie była szurniętą starszą panią, jak ją przedstawiano – była po prostu niezależną kobietą, która czasami być może nie zważała na konwenanse. To jeszcze nie było nic złego.
        - Czyli twój pierwszy mąż był Eravallem? – upewniła się. – I poznałaś go na studiach? Czy tylko przy okazji pobytu w Nimerin?
        Dla Rael logiczne było zadawać pytania chronologicznie, choć i tak miała ich tyle, że spodziewała się, iż połowy zapomni, idąc od jednego tematu do drugiego i porzucając te, które się ze sobą kłóciły. Ale miały czas – przejażdżka mogła jeszcze trochę potrwać, bo pogoda była piękna, a warunki wcale nie zwiastowały, żeby ich wierzchowce miały się szybko zmęczyć, skoro był to ledwie spacerek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości