Jeżeli ktoś rzuci coś takiego na ciebie, w dodatku w ferworze walki i z zamiarem pozbycia się twojej osoby z pola, na którym toczy się wymiana ciosów, to zwyczajnie ciężko jest przewidzieć, gdzie się wyląduje. Jeszcze gorzej, gdy w wyniku tego traci się też przytomność – i właśnie Salazar znalazł się w tej gorszej sytuacji. Nie mógł nawet otworzyć portalu z miejsca, do którego trafił z powrotem do karczmy. I to nie tylko dlatego, że mogłoby to być dla niego trudne albo nawet i niewykonalne, lecz także dlatego, że po prostu nie odzyskałby przytomności od razu po tym, jak wylądował po drugiej stronie magicznych wrót. To mogłoby potrwać nawet pół dnia, a w tym czasie magiczne ślady po portalu mogłyby albo zniknąć, albo stać się tak śladowe, że jego umiejętności nie wystarczyłyby na to, żeby je odczytać, a co dopiero wyczarować przejście, którym trafiłby tam, skąd przybył tutaj.
Odór bagna – gdy tylko dotarł do jego nozdrzy – sprawił, że mroczny obudził się niemalże od razu. Zmarszczył nos, chociaż to w ogóle nie pomogło na ten niespecjalnie przyjemny, choć jednocześnie charakterystyczny dla bagna, zapach. Nie zostało mu nic innego, jak poczekać na to, aż zacznie się do niego przyzwyczajać i także ignorować go. Dlatego też rozejrzał się wokół siebie. Niby wiedział, że jest na bagnach… Ale na jakich? Powywracane drzewa i pnie, które spoczywały w brudnej, zielonkawej wodzie i rośliny porastające brzegi większych jezior i mniejszych jeziorek może mogłyby mu coś podpowiedzieć, jednak nie był kimś, kto znał się na roślinności tak dobrze, żeby dowiedzieć się, na jakim konkretnie terenie wylądował. Właściwie, rozróżniał tylko te, które mogą posłużyć w celach medycznych. Poza tym, czuł też coś jeszcze, chociaż nie był to zapach. Miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda, ale… tak nie do końca fizycznie, a bardziej, jakby ten ktoś patrzył na niego tak, jak patrzy się na czyjąś aurę.
Nie zdążył nawet pomyśleć, co mógłby z tym zrobić – odejść, zbadać i pozbyć się potencjalnego zagrożenia, czy może jeszcze coś innego – bo nagle pojawił się przed nim kolejny portal i siłą przyciągnął go do siebie. Sprawiło to, że, bez możliwości walki i sprzeciwu, Salazar ponownie został pochłonięty przez coś takiego. Gdzie wyląduje? To wiedziała tylko osoba, która stworzyła portal.
Tym razem nie poczuł twardej ziemi pod plecami, a coś… miękkiego. Wydawało mu się, że dociera do niego też bagnisty odór, jednak był niewyraźny, jakby odległy lub blokowany przez coś. Gdy tylko otworzył oczy, od razu rozejrzał się po okolicy. Najpierw dostrzegł to, że znajduje się w pozycji półleżącej w jakimś fotelu. Był duży i to właśnie jego oparcie musiał poczuć pod plecami. Wygodny też był, jednak nie to go teraz obchodziło. Gdy spojrzał w górę, nie zobaczył nad sobą nieba lub koron drzew, a sufit, na którym wisiał też kandelabr – nie był zapalony, choć świece znajdowały się na swoich miejscach. Zobaczył też, że nie było tu żadnego źródła światła, co akurat dla niego nie było problemem, bo przecież widział w ciemności. Ujrzał również dwa inne fotele i wydawało mu się, że w nich także ktoś spoczywa, chociaż były one ustawione pod kątami, które sprawiały, że nie mógł dostrzec, kto mógłby je zajmować. Gdy tak przyglądał się pokojowi, zaczął domyślać się, że jest to pokój, w którym mieszkańcy mogli spędzać swój wolny czas. Oprócz foteli znajdował się tu też nieduży stół – prawdopodobnie z jakiegoś ciemnego drewna patrząc na to, że w oczach Salazara miał on ciemny odcień szarego – z przystawionymi doń krzesłami o podobnym kolorze, regały z podobnego drewna, na niektórych półkach spoczywały nawet jakieś księgi lub zwoje, chociaż jeśli ktoś chciałby je stamtąd wyciągnąć, mógłby ryzykować tym, że pergamin rozsypałby się, gdy tylko zostałby poruszony. Dwa okna były zasłonięte grubym i ciemnym – w oczach Salazara czarnym – materiałem, co nie tylko blokowało światło z zewnątrz, lecz także utrudniało oszacowanie pory dnia. Na jednej ze ścian, akurat tej, na której położone było przejście do innego pomieszczenia lub części posiadłości, wisiały trzy obrazy. Były w dość dobrym stanie, patrząc na to, że miejsce to wyglądało na opuszczone – wszystkie przedstawiały martwą naturę, jednak na każdym z nich namalowane było coś innego. Pierwszy przedstawiał wazon z trzynastoma kwiatami, z czego każdy z nich był inny, co Sal rozróżnił po tym, że nie tylko miały różną liczbę płatków, lecz także różniły się one wielkością i kształtem. Na drugim dało się zauważyć kilka butelek z różnymi cieczami, prawdopodobnie alkoholami, a na ostatnim można było ujrzeć kosz z jabłkami i gruszkami, widocznie spoczywający na ziemi, wśród niewysokiej trawy.
Był też kominek, który właściwie znajdował się naprzeciw foteli. Raczej zwyczajny, kamienny, chociaż w środku znajdował się tylko – na pewno bardzo zimny – popiół, więc od dawna nikt w nim nie palił. I zjawa, stojąca teraz dokładnie przed kominkiem. I to nie byle jaka, bo było widać, że jest to starszy mężczyzna z dość długą, siwą brodą, który patrzył się teraz uważnie prosto na niego. Wyglądało też na to, że ubrany był w długą szatę, która mogła kojarzyć się z tym, że nosi ją stary mag. Salazar uniósł brew w górę, zaskoczony tym, co przed sobą widzi.
– Strasznie tu, prawda? - odezwał się duch maga. Mówił głosem, który kojarzył się ze starcem. Brzmiał tak typowo, że nawet, jeśli ktoś jedynie usłyszałby go, to od razu rozpoznałby, że głos, który przemawia, na pewno należy do osoby w podeszłym wieku. Elf wzruszył tylko ramionami, bo domyślił się, że gdyby zjawa miała wobec niego złe zamiary, to nie rozmawialiby teraz.
– Chciałbyś wiedzieć, dlaczego cię tu ściągnąłem, prawda? - zapytał, a Salazar kiwnął tylko głową. Przynajmniej teraz wiedział, kto odpowiada za ten drugi portal, ten, który pojawił się przed nim na bagnach i go wciągnął.
– Nadal jestem na bagnach? - mroczny elf odezwał się pierwszy raz, jakby w końcu uświadomił sobie, że rzeczywiście widzi przed sobą ducha, który dodatkowo z nim rozmawia. Poza tym, musi być też silną istotą, skoro nie tylko udało mu się wyczuć istotę żywą w okolicy, a także sprowadził ją w to miejsce. I to magicznie.
– Tak, nadal JESTEŚCIE na terenie bagien. Są to Mgliste Bagna, jeśli mam być dokładny – odpowiedział mu duch, chociaż wyraźnie podkreślił liczbę mnogą. Jakby chciał upewnić się, że Salazar nie zapomni o tym, że nie jest jedyną osobą żywą, która tu trafiła.
– Więcej szczegółów zdradzę, gdy dołączą do nas pozostałe osoby – powiedział na koniec. Nie odezwał się więcej, więc Salazar zrobił to samo. Cóż, zostało mu jedynie czekanie. Tym bardziej, że nie mógł też wstać z fotela, a gdy spojrzał w stronę tajemniczej zjawy, wyraźnie właśnie na nią zrzucając winę za to, że nie może wstać, stary mag jedynie wyszczerzył się w jego stronę, prezentując mu zaskakująco dobrze zachowane zęby.