Rubidia[Posiadłość Alfonsa Goyi] Nie puść farby

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

[Posiadłość Alfonsa Goyi] Nie puść farby

Post autor: Ryan »

        Letni dzień jak wiele poprzednich. Ryan przewróciła się leniwie na drugi bok, ale światło wpadało wielkimi oknami bezlitośnie, informując malarkę, że już dawno po świcie, a wszyscy przyzwoici mieszkańcy tego miasta byli w pracy od dłuższego czasu.
Dziewczyna przeciągnęła się z przyjemnością, pokonując sztywność zaspanego ciała, i usiadła, ziewając szeroko. Po chwili z wciąż zamkniętymi oczami dźwignęła się na nogi i nieustannie lekko chwiejnym krokiem podążyła do łazienki.
Chłodna kąpiel zdziałała cuda. Z łazienki wyszła już całkiem przytomna szatynka w czarnej bieliźnie, znacznie żwawsza i wyraźnie gotowa do powitania nowego dnia.
        Zgarnęła spodnie rzucone wczoraj wieczorem na jedną ze skrzyń stojących w kącie. Chociaż walnięte w pełnym niepoważaniu, wiele gorzej wyglądać nie mogły po nocy niż prezentowały się rano. Rozdarte kolana i wyraźne przetarcie na tyle uda kradły całą uwagę w porównaniu z lekkim wymięciem odzienia.
Do kompletu ściągnęła białą, bawełnianą, męską koszulę z jednego z wieszaków wiszących na kiju u sufitu. Zawsze najpierw zsuwała ubrania, a później musiała uskuteczniać wszelkiej maści podskoki i kombinacje, żeby odzyskać pusty wieszak, gdy był potrzebny. Niestety do tej pory nie nauczyła się, że dużo łatwiej byłoby zdjąć ubranie razem z wieszakiem, a ten pusty odłożyć porządnie na skrzyni, żeby czekał na czyste ubranie. W zasadzie całe mieszkanie Ryan było najlepszym potwierdzeniem, że malarka i porządek stanowiły dwie wykluczające się przeciwności.
Podwinęła rękawy, guziki zapięła krzywo, myląc się o jedną dziurkę w górę, czy celowo, czy niechcący, tego nikt nigdy się nie dowiedział. Brzegi zbyt długiego dołu związała w artystyczny supeł i z tak zwichrowaną koszulą, zbyt rozchełstaną jak na przyzwoitą dziewczynę, z wciąż mokrymi włosami, te zawsze schły w drodze, Ryan ruszyła na miasto.
        Po drodze chwyciła pustą, stalową kankę czekającą przy drzwiach na kolejną misję, w drugą dłoń złapała buty, które zakładała w pół kroku, pierwszy przekręcając klucz w drzwiach, drugi już zbiegając ze schodów. Nie była spóźniona (tym razem), działała bardziej z przyzwyczajenia, gdy w niepotrzebnym pośpiechu wybiegała na gwarna uliczkę.

        Mieszkanie przy alei odchodzącej od głównego bulwaru miało wiele zalet. Wszędzie miała blisko. A do tego była to dzielnica czysto usługowo-handlowa, tak też już w podwórzu nieopodal urzędowały praczki i Ryan miała gdzie podrzucać pranie. Do najbliższej tawerny miała raptem niepełną przecznicę, a od niej do następnych daleko też nie było, więc nie groziła jej śmierć głodowa, chyba że z własnego zapominalstwa. Zaraz na rogu miała też kawiarnię, do której teraz wpadła, tak jak zwykle i tym razem wywołując pobłażliwy uśmiech kelnerki. Ta jedynie odebrała kuriozalne naczynie i pomachała Sky, która już wypadała z lokalu.
        Do galerii również nie miała daleko. Bulwar znajdował się nieopodal morza, a tym samym w pobliżu droższych i bogatszych dzielnic miasta. Tam właśnie mieściła się galeria, z którą w obecnej chwili Sky miała umowę o pierwokup prac.

        Chłód luksusowego wnętrza wywołał gęsią skórkę na ciele rozgrzanym przedpołudniowym słońcem.
        - Sky! - Rudowłosa piękność ubrana w prostą ale elegancką suknię wypłynęła zza kontuaru. - Masz dla mnie coś ciekawego? - Słowa lekko na wyrost. Simone jedynie zajmowała się sprzedażą, prowadziła galerię, ale właścicielem jak zawsze był jakiś bogacz, nie ona. To, że od dłuższego czasu była jedynym pracownikiem, bo była dobra w swoim fachu i traktowała galerię jak własne dobro było zupełnie inną kwestia.
        - Jeszcze nie, wciąż się robi - odpowiedziała szatynka, zdmuchując grzywkę, która nadal mokra przykleiła się do czoła i wpadała jej do oczu.
        - To zrób jeszcze jeden akt. - Simone uśmiechnęła się czarująco, w taki sam sposób, jak czarowała klienta.
        - Hę? - Ryan, zagapiła się na znajomą, współpracownika, ciężko było jednoznacznie zdefiniować ich zażyłość. Traktowały się zbyt poufale, by kontakty nazwać czysto formalnymi i związanymi jedynie z pracą. Z drugiej strony kobiet nie łączyło nic poza pracą i swobodnymi rozmowami.
Przecież Simone wiedziała, że akty, tym bardziej żeńskie, to zupełnie nie jej bajka. Ryan nigdy nie bawiło sztuczne do bólu (przynajmniej w jej opinii) upozowanie mające symulować kuszenie.
        - A k t - asystentka niemal przeliterowała - “Dama w czerwieni” sprzedała się już pierwszego dnia, wciąż wisi tylko z uwagi na umowę z klientem. - Simone uśmiechnęła się niecnie. Tak, jeśli coś się sprzedawało, zostawiała obraz na ścianie przynajmniej miesiąc, taka była umowa galerii. Sama wpadła na ten chyba niegłupi pomysł. Za jednym zamachem budowała poczucie większej wartości produktu i zwiększała szanse, aby ktoś jeszcze skusił się na dzieło, skoro temat był chwytliwy. Wtedy mogła złożyć zamówienie na kolejne o podobnej tematyce, zapewniając zarobek znacznie pewniejszy, niż wywieszanie przypadkowego obrazu.
        - A “Facet”? - Sky zmieniła temat.
        - Namalowałaś brzydala i wisi, co cię podkusiło? Najlepiej jakbyś go sobie zabrała, co komu po obcym gachu na ścianie? - Simone spojrzała z lekkim niesmakiem wpierw na ścianę, gdzie wisiał portret całkiem przeciętnego mężczyzny w średnim wieku, a później na Sky, która niemal wmusiła jej ten portret. Obraz był dobry, tylko motyw niezbyt chodliwy.
        Skyline westchnęła. Jedyna rzecz, do jakiej zmusił ją Jean, namalowanie swojego portretu. Potem zostawił jej to wiekopomne dzieło, które teraz niemal z wyrzutem spoglądało w jej stronę. Może celowo? Nie uciekła z Leonii, poszła swoją drogą… Czy naprawdę nikt nie mógł kupić tego bohomazu, żeby przestała go co chwila widzieć? Dlatego wstawiła portret do galerii, nie chciała co chwilę na niego spoglądać. Co tydzień też było zbyt często. Spalić go miała czy jak? Westchnęła bezgłośnie.
        - To jak, namalujesz? - Słowa Simone wyrwały Sky z wędrówki w przeszłość.
        - Jak mi zapozujesz - odcięła się Sky, zerkając zaczepnie na rudowłosą kobietę.
        - Niee, ja? Klienci od razu by się zorientowali - Simone zaprzeczyła, podśmiewając się z teatralną skromnością. Czyli właśnie zyskała modelkę. Ryan zapatrzyła się na kobietę trzepoczącą rzęsami. Płomienne włosy pięknie odcięłyby się na tle królewskiego błękitu. Rozrzucone w nieładzie na zwichrowanym atłasie, do kompletu z jasną cerą i delikatnymi rumieńcami prezentowanymi właśnie przez Simone, zupełnie jak na zawołanie. To się nawet mogło udać… Komercja, ale całkiem estetyczna…
        - Ryan? - Sydney gwałtownie strzepnęła głową, otrząsając się z planowania, wracając do rzeczywistości.
        - Tak? - zapytała w pełni przytomnie, no prawie. To tło z błękitu królewskiego, takiego wpadającego w dojrzałe chabry w pełnym rozkwicie, byłoby idealne.
        - To kiedy? - dopytała Simone, ponaglając szatynkę ostrzejszym spojrzeniem orzechowych oczu.
        - Nie wiem, może w przyszłym tygodniu, może za dwa. - Sky wzruszyła ramionami, wywołując sapnięcie asystentki, mówiące wszystko, artyści!
        - A! Bym zapomniała, ktoś życzył sobie portret, patrząc na tego twojego podstarzałego smutasa. - Ryan przechyliła głowę, gdy Simone powędrowała do biurka po wizytówkę. Malarka wzięła podaną jej moment później karteluszkę, oglądając ją z każdej strony.
        - Masz się pokazać najszybciej jak to możliwe, ponoć sprawa pilna, i koniecznie zabrać portfolio. - Tym razem to Sky sapnęła. Wszystkim się spieszyło, jakby miała jakieś magiczne sposoby na wyczarowanie obrazków, gdy tak naprawdę pochłaniały one całe tygodnie z życia.
        - Cóż, klient nasz pan - mruknęła Ryan, zabierając się do wyjścia. Simone pokiwała głową. To jedno łączyło wszystkich pracujących w branży usługowej.
        - To co, jesteśmy umówione - szatynka dodała na odchodne, machając ręką od niechcenia. Już dawno była w drzwiach.
        - Na co? - zbita z tropu asystentka zapytała, spoglądając czujniej, myśląc jednocześnie co jej umknęło?
        - Chciałaś akt.
        - Hej, nie chciałam aktu! - Nie zdążyła. Zawołała do zamkniętych drzwi. Nie, żeby tak całkiem nie chciała, żeby jej podobizna zawisła w galerii… ale... Myślenie o tym było zbyt krępujące! Schowała twarz w dłoniach, ciesząc się, że akurat nie było oglądających. Miała czas ochłonąć i się zastanowić.

        Ryan wróciła do mieszkania tą samą drogą, tym razem zabierając kankę pełną kawy. I tak zawsze piła zimną. Zostawiła wikt na dzisiejszy dzień za drzwiami. W zamian złapała dyżurną teczkę z przykładowymi pracami i znów wyszła na dwór.
Teka z surowej, jedynie wygarbowanej skóry, półtorej łokcia na dwa na płóciennym pasie, który mogła sobie przerzucić przez ramię, zrobiona była na zamówienie u kaletnika. Dość duża, by mogła pomieścić sensowny format płótna zdjętego z podobrazia, większy arkusz papieru, czy zwykłe szkice. Nie zawierała nic ekstrawaganckiego. Kilka prostych portretów akwarelą i olejem, to głównie na nich zarabiała, jakiś pejzaż, scenka rodzajowa, parę szkiców, wszystko oddzielone od siebie płachtami pergaminu. Wszystko klasyczne, standardowe, mające się podobać. Dla siebie Sky malowała nieco inaczej, ale wpierw musiała zarobić na czynsz. A klient zwykle chciał zobaczyć, czego mógł oczekiwać.

        Złapała pierwszą z brzegu dorożkę, teczka swoje ważyła, a też nie chciało jej się wędrować za miasto pieszo. W bramie posiadłości przywitał ją stróż. Po przedstawieniu wizytówki i zmierzeniu gościa wzrokiem, wskazano Ryan kierunek. W drzwiach zaś powitał ją kamerdyner. Zaserwował dziewczynie podobne spojrzenie, do których zdążyła już przywyknąć i nie zwracać na nie uwagi.
        - Ach pewnie asystentka pana portrecisty, niech będzie. - Pozwoliła, by gość w liberii poprowadził ją do wnętrza, nie wyjaśniając dawniej irytująco regularnego nieporozumienia. Przyzwyczaiła się już i nie strzępiła języka na darmo, prostując pomyłkę jedynie przy bezpośrednio zainteresowanych.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Krótkowłosa szatynka obserwowana była już od momentu, gdy nie została odprawiona przy bramie, a z jakiegoś powodu wpuszczona na teren posiadłości. Nikt jej nie odprowadzał, bo nie było takiej potrzeby. Lepiej dla intruza, by szedł prosto do rezydencji, bo próby samotnego zwiedzania ogrodów mogłyby skończyć się nie najlepiej, gdyby nieproszony gość natknął się na innego ochroniarza lub biegającego luzem psa, którego gwizdem nikt by nie odwołał.
        Ryan nie niepokojona weszła więc po marmurowych schodach, a jedno z dwóch skrzydeł pięknie rzeźbionych drzwi otworzyło się, ukazując kamerdynera, który skąpym gestem zaprosił dziewczynę do środka.
        Nim drzwi się zamknęły, a oczy szatynki przyzwyczaiły do „ciemności” wnętrza po rażącym popołudniowym słońcu, Ryan została już dokładnie otaksowana wzrokiem przez kamerdynera i szybko zakwalifikowana do odpowiedniej kategorii ludzi. Rozumowaniu przeczyła jednak karteczka z chaotycznymi, jednak znajomymi zawijasami spod pióra señory Isabeli. Lokaj swoje więc założył i poprosił gościa za sobą, prowadząc dziewczynę przez długi korytarz.
        Piękny, stary parkiet przykrywał w większości dywan o orientalnych wzorach, a pod ścianami stały niewielkie stoliczki i pulpity, głównie dla podtrzymywania ogromnych wazonów ze świeżymi kwiatami. Białe ściany zdobione były jedynie sztukaterią pod sufitem i nielicznymi pejzażami, które chociaż ewidentnie wyszły spod rąk różnych artystów, to przedstawiały podobny region Łuski. Nie minęli ich jednak wiele, gdy lokaj zatrzymał się, otwierając przed szatynką kolejne skrzydło i wpuszczając ją do środka, po czym zamykając za nią cicho drzwi, a Ryan została sama w bibliotece (jednej z kilku). Na szczęście nie na długo.
        Najpierw rozległ się donośny baryton, którym ktoś prowadził rozmowę z osobą nieco cichszą, nim w końcu konwersacja dotarła do drzwi biblioteki i umilkła w tym samym momencie, w którym oba skrzydła drzwi otworzyły się z rozmachem. W przejściu stał wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna, nieco szpakowaty, z zadbaną brodą i krzaczastymi brwiami. Znad tytoniowego dymu z trzymanego w zębach cygara spoglądały bystre, ciemne oczy. Ubrany w spodnie od garnituru i białą koszulę, ledwo opinającą szeroką pierś, zatrzymał się gwałtownie i spoglądał teraz na Ryan z mieszaniną przyjemnego zaskoczenia i konsternacji. Chudy okularnik z teczką stojący za mężczyzną kompletnie ginął w aurze, jaką roztaczał wokół siebie pan domu. Ten zaś szybko odzyskał rezon i w dwóch długich krokach znalazł się przy malarce.
        - Dzień dobry, panno… - zawiesił głos, czekając, aż dziewczyna się sama przedstawi, po czym uniósł lekko brwi i uśmiechnął się wesoło. Godność malarza znał od żony. Uścisnął dziewczynie dłoń i wyprostował się, bezczelnie i niespiesznie taksując wzrokiem drobną sylwetkę ubraną tak, jak jeszcze nigdy nie widział, a widział wiele.
        - Zawołaj Liama - odezwał się nagle, nie odwracając od dziewczyny wzroku. Okularnik jednak zdawał się wiedzieć, że do niego mowa, bo podszedł niepewnie o krok, chcąc coś powiedzieć szefowi dyskretnie przy uchu, jednak wystarczyło, by szpakowaty jegomość wyjął cygaro z ust, co zapowiadało poświęcenie komuś większej uwagi (to zaś było niewskazane), by okularnik przytaknął i czmychnął, nim pan domu zdążył się odwrócić.
        - To będzie dobre – mruknął rozbawiony Goya pod nosem i wyciągnął cygaro, odchodząc kilka kroków i gasząc je na jednej z popielniczek rozstawionych taktycznie po całym domu.
        - Rozumiem, że moja żona nie widziała się z panną bezpośrednio? – zapytał, zwracając się w końcu prosto do Ryan i wskazując jej jeden z foteli, na których mogła spocząć. Sam zajął sąsiedni, ustawiony lekko pod kątem.
        – Ma panna dość mylące miano, spodziewaliśmy się malarza – wyjaśnił bardziej z grzeczności. Głupi nie był, a do tego umiał czytać ludzi. Widać było, że dziewczyna jest przyzwyczajona do takich pomyłek.
        - Nie ma to jednak znaczenia, prawda? – zanucił przyjemnym głosem i ruchem głowy wskazał na teczkę, którą przyniosła dziewczyna. – Co może mi panna zaproponować?
        Alfonso był już praktycznie zdecydowany, chyba że dziewczyna pokazałaby mu kompletne bohomazy. Wystarczyłoby jednak, żeby była zwyczajnie dobra, a zatrudniłby ją tylko po to, by podrażnić przyjaciela. Młoda malarka była urodziwa, ale to jej sposób bycia i wygląd sprawił, że Goya słuchał jej jednym uchem, jednocześnie próbując zachować powagę.

        Liam wszedł do biblioteki niemal bezgłośnie, po prostu pojawiając się nagle w uchylonych drzwiach i zamykając je cicho za sobą. W dłoni miał teczkę, którą ostatnio widziano u okularnika, gdy ten przyszedł go szukać. Demon nie miał pojęcia, czemu Al ściąga go do tak banalnych spraw, ale nie zadawał pytań, tylko odebrał papiery i ruszył do biblioteki. Czytać dokumentów nie musiał, sam je napisał, więc teraz podszedł do szefa, świadomie pojawiając się w kącie jego wzroku, gdyby Goya przegapił jego wejście, bałamucąc kolejną dziewczynę. Ogólnie było mu obojętne, kto się przewija przez salony, byle szkód nie narobił, ale na widok tej drobnej szatynki demon niemal wstrzymał oddech.
        Ciężkie spojrzenie przesunęło się po pogiętym materiale koszuli, którego nie sposób było odnaleźć, gdzie ma górę, a gdzie dół. Kołnierz rozlewał się w dziwnej formie dekoltu, gdy rząd guzików przepiętych błędnie o jedno oczko niweczył jakikolwiek kształt odzieży. Spodnie w ostatniej fazie rozkładu przykuły jego wzrok na tak długo, że niemal udało mu się nie dotrzeć do rozwalonych butów. Niestety.
        Wywalone języki były jak potwarz.
        Demon zacisnął palce na teczce.
        - Liam?
        Nemorianin powoli odwrócił głowę w stronę przyjaciela i szefa, który szczerzył się z takim zadowoleniem, jakby przyszło mu po raz kolejny zostać ojcem. Z morderczego spojrzenia bruneta nie robił sobie nic.
        - To jest panna Sydney Ryan Skyline – powiedział, wskazując na malarkę i uśmiechając się do niej uprzejmie, nim wrócił do przyjaciela z podstępnym błyskiem w oku. Liam nawet nie drgnął. – Panna Skyline łaskawie zgodziła się namalować mój portret – powoli ciągnął Goya, bystrym wzrokiem szukając znajomych tików, których obcy nie dostrzegali. Doczekał się tylko jeszcze wolniejszej wędrówki zielonych tęczówek od siebie do malarki, nim złe spojrzenie wróciło na miejsce.
        - Pomysł Isabeli – dodał sędzia na dobitkę i westchnął, poddając się na razie. Miał jeszcze sporo rzeczy do załatwienia dziś, pobawi się później. - Dobrze, przedstaw pannie Skyline zasady - rzucił i odwrócił się w stronę malarki. - Dziękuję za fatygę i mam nadzieję na owocną współpracę – powiedział, ściskając dziewczynie dłoń i wychodząc z biblioteki.
        Liam spojrzał znów na dziewczynę, której nie polubił już chociażby dlatego, że wytrącała go z rytmu. Przywołał się do porządku, ignorując kpiące z niego, krzywo zapięte guziki. Krótkim gestem uchylił teczkę, wyciągając z niej dokument i kładąc na stoliczku obok.
        - Jeśli zgodzi się panna przyjąć zlecenie, konieczne będzie podpisanie umowy o wykonanie dzieła, którego przedmiotem jest sporządzenie portretu sędziego Alfonsa Goyi, zgodnie z ustalonymi wytycznymi.
        Kolejna kartka wylądowała na stoliczku.
        - Konieczne będzie również podpisanie klauzuli poufności, w której zobowiązuje się panna nie wyjawiać żadnych informacji pozyskanych w trakcie wykonywania dzieła, a także zachowania w tajemnicy jego charakteru i przedmiotu do czasu ukończenia dzieła. Dodatkowo zobowiązuje się panna nie opuszczać posiadłości bez zgody i asysty odpowiednich osób, które zostaną pannie przedstawione. Wszelkie niezbędne materiały zostaną pannie dostarczone na żądanie. Na czas wykonywania dzieła zamieszka panna w posiadłości – zakończył mężczyzna, kładąc trzeci pergamin na stoliczku. Wówczas zamknął teczkę i podszedł do jednego z sekretarzyków, wyciągając stamtąd kałamarz i pióro, po czym dostarczając je dziewczynie na stoliczek.
        - Podpis należy złożyć w wyznaczonych miejscach. Jakieś pytania?
        Zielone oczy dopiero teraz spojrzały wprost w twarz malarki i odradzały podobne pomysły.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Powędrowała za służącym, nie rozglądając się bardziej, niż pozwalało dobre wychowanie. W tym jednym z niewielu wypadków zachowywała się, jak matka nauczyła, chociaż głównie, aby nie wypaść nieprofesjonalnie. Drogie wnętrza już widywała, więc granie panienki ze wsi nikomu nie mogło się przysłużyć. Do kompletu nie była wścibska, więc dokonała jedynie ogólnej oceny na podstawie tego, co spostrzegała kątem oka czy w polu widzenia podczas marszu. Wnętrze mówiło o właścicielu wiele. Pieniądze wcale nie oznaczały gustu, wręcz przeciwnie.
Tu wszystko było urządzone ze smakiem, żeby nie powiedzieć skromnie czy oszczędnie. Widać było jakość materiałów i włożone w dom koszty, ale złoto nie lało się kinkietami i żyrandolami, sprawiając, że wnętrze nie przytłaczało, a otaczało swoistą powagą i prestiżem.
        Wprowadzona do biblioteki nie wędrowała po pokoju, a cierpliwie została tam, gdzie stanęła, gdy drzwi pomieszczenia zostały zamknięte. Dopiero teraz rozejrzała się ostrożnie, zapamiętując spostrzeżenia charakterystyczne głównie dla niej i jej sposobu postrzegania świata. Spytałby ktoś, czy były tam kwiaty, albo gdzie stały fotele, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Ale już opisałaby, jak światło wpadało przez okno, rozkładając się przyjemnie na meblach. Z jakiego drewna były półki na książki. Czy kolorystyka pokoju.
        Moment później drzwi otworzyły się szeroko i malarka mogła skupić spojrzenie na dwóch wchodzących mężczyznach. Kto był panem domu, od pierwszego uderzenia serca nie pozostawiało wątpliwości.
Tak samo jak to, że spodziewał się kogoś innego. Ryan uśmiechnęła się przyjaźnie. Pozbierał się szybciej niż inni, nie motał się, nie dziwił. Zadał bezpieczne i grzeczne pytanie, nie pozwalając sobie na niezręczną wpadkę.
        - Sydney Ryan Skyline - przedstawiła się, odwzajemniając zdecydowany uścisk dłoni. Wzrok zignorowała, nieodmiennie się uśmiechając. Co człowiek, to reakcja. Przywykła. W zasadzie to od jakiegoś czasu zaczynało ją to bawić.
Cierpliwie odczekała, aż okularnik zastosuje się do podanych wskazówek, uznając, że panu domu pasowało to cygaro. Komentarz skwitowała tylko uniesieniem brwi, wyraźnie nie była w temacie i chyba wtajemniczać jej nikt nie zamierzał. Cóż, taka robota.
        - Nie, pańska żona skontaktowała się ze mną poprzez galerię. Taka obsługa jest bardziej adekwatna do statusu naszych klientów - odpowiedziała, nie tracąc pogodnego wyrazu twarzy, siadając na wskazanym fotelu. Ciężko sobie wyobrazić, by osoby pokroju tego jegomościa ganiały po bulwarach i zaułkach, poszukując portrecisty. To było dobre dla turystów.
Następne słowa wypowiadane głosem pasującym do postury mężczyzny, wywołały u Ryan pełnoprawny a nie tylko grzecznościowy uśmiech. Bezpośrednio i bez ogródek nawiązał do niespodzianki, która większość zbijała z pantałyku.
        - Los zakpił z moich rodziców, a ci najwyraźniej postanowili pociągnąć dowcip - odpowiedziała wesoło, przyglądając się szpakowatemu mężczyźnie. Miał już swoje lata, ale spokojnie zaryzykowałaby stwierdzenie, że wciąż był w sile wieku, a na pewno nie należał do typów skłonnych do ustępstw.
        - To zależy, nie wiem czy spełnię pana oczekiwania - odpowiedziała, otwierając teczkę, żeby wyjąć prace. Darowała sobie pejzażyki. Mężczyzna też nie wyglądał na kogoś, kto lubił marnotrawić czas, gdybając nad milionami rozwiązań i opcji. Wyciągnęła płótna z przykładowymi portretami, podając je pojedynczo, zdejmując z nich pergamin i układając w zaplanowanym porządku, nie pasującym do całokształtu osóbki.
        - Akwarele mają swój urok, ale wydaje mi się, że olej pasowałby do wnętrza i znacznie lepiej by oddał pana osobę. - "Dokładnie tak jak cygaro", dodała w myślach. Najchętniej ulokowałaby mężczyznę w lekko przyciemnionym otoczeniu, razem z tym cygarem właśnie i szklaneczką whisky.
        Otwierających się drzwi nie usłyszała, zobaczyła dopiero ciemną postać pojawiającą się w zasięgu wzroku.
Mogłaby się założyć, że widziała tę samą teczkę, którą niósł okularnik. Niby teczka do teczki podobna, ale zachowanie szpakowatego typka samo w sobie było podejrzane, a do tego co jak co, ale znała się na przyborach papierniczych i artystycznych.
        Między dwójką ewidentnie się coś rozgrywało, chyba jej kosztem, tylko nie wiedziała co. Faceci. Powstrzymała westchnięcie, na twarzy utrzymując przyjemny uśmiech, czekając na rozwiązanie sytuacji.
        Aha, czyli jednak będzie portretować postawnego przystojniaka. Nie, wcale nie miała słabości do starszych facetów, obiektywnie stwierdziła z czysto estetycznego punktu, mógł się podobać.
        - Postaram się pana nie rozczarować. - Wstała, żeby odwzajemnić tym razem pożegnalny uścisk dłoni, i wraz z zamykającymi się drzwiami pełnię uwagi poświęciła bardziej zdystansowanemu typowi w czerni.
        Słuchała niskiego głosu, spoglądając na pierwszy pergamin. Prawniczy bełkot... Ach, więc sędzia. Prędzej by mu handlarza niewolnikami przypisała albo mafiosa, o, albo alfonsa właśnie. Kącik ust dziewczyny uniósł się nieznacznie, ale zaraz opadł, jak na stoliku wylądowała druga kartka. Podziczeli? Obrazek chcieli przecież nie transport insygniów królewskich.
        Na moment brwi dziewczyny zmarszczyły się poważnie, już miała oponować co do pozostania w posiadłości, ale równie szybko się rozluźniła. Z eskortą czy bez, jej różnicy nie robiło jak lubią, grunt, żeby pracować pozwolili.
Przejrzała tekst z grubsza, szukając głównie ustępów z gwiazdkami czy bardziej ścieśnionym pismem. Ale byli sprytni, wszystko zapisali jednakowymi, idealnymi literami. Jeśli chcieliby ją wyrolować, to co mały żuczek jak jej osóbka mógł zrobić przeciw możnym tego świata, do tego przeciw sędziemu? Zniknęłaby nawet, a nikt by się nie zorientował, ot była i nie ma, życie.
        I wtedy mężczyzna spojrzał na nią uważniej, a Ryan zupełnie się zawiesiła. Jaki to był kolor? Malachit? Szmaragd? Nie, nazbyt ciemne. Zieleń żelazowa? Też nie. Dodać ultramaryny, wyszedłby morski. Podbić żółcią kadmową? Wyszedłby szpetny oliwkowy… Niech tych Nemorian, podstępne piękno w pełnym wydaniu. Jak belladonna, cudny kwiat a jakże niebezpieczny... To właśnie dziwnie pierwotne przeczucie niebezpieczeństwa wywołane tymi samymi oczami, które próbowała wyobrazić sobie na płótnie, przywołało Ryan na ziemię.
        - Przepraszam, mógłby pan powtórzyć? - zapytała sympatycznie o ostatnie zdanie. Słyszała chłodny głos, ale treść słów zginęła gdzieś pod analizą barw.
        - Nie, nie mam. W Sunrię zaczynają się doroczne trzydniowe plenery, na których muszę być, brak możliwości opuszczenia posiadłości byłby nie do przyjęcia, musiałabym zrezygnować ze zlecenia, ale dozór mi nie przeszkadza. - Uznała za konieczne, aby wyjaśnić ten detal. Plenery były spotkaniem prestiżowym, rozwijającym i wesołym, żadne zlecenie nie było warte opuszczenia artystycznego spotkania.
        - Mam tylko sugestię. - Wzięła pióro do ręki, ale jeszcze się nie podpisała.
        - Terpentyna ma uciążliwy zapach, może przeszkadzać domownikom. - Jej nie przeszkadzała, ale inni mówili, że śmierdziała. - A parkiety nie lubią farb. - Wskazała wzrokiem nieskazitelną podłogę, zaraz potem składając podpis. Niech się wysilą, skoro chcą organizować pracownię malarską w eleganckim dworze. Nie bez powodu jej mieszkanie wyglądało jak wyglądało. Chcąc uniknąć zniszczeń, należałoby mieć oddzielną pracownię i dom, a że większość czasu i tak spędzała przed sztalugami… Znacznie prościej było mieszkać w pracowni z góry skazanej na poświęcenia.
        - Czyli mam przyjść jutro ze swoimi rzeczami? - zapytała, nie licząc na równie sympatyczne pożegnanie jak od sędziego. Od bruneta jakoś ziało chłodem.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Alfonsowi dziewczyna spodobała się od razu. Konkretna, uśmiechnięta i chyba nawet bystra. Pierwsze zdania wymieniła z nim pogodnie i spokojnie, niczemu się nie dziwiła, a fotel nie parzył ją w tyłek. Usiadła, jakby była u siebie i rozłożyła prace, a mężczyzna przysiadł na brzegu fotela, ze zmarszczonymi brwiami oglądając portrety. Chyba naprawdę będzie musiał sprawić sobie okulary.
        - Hm, rzeczywiście – mruknął, ledwie zerkając na akwarele. Nie wyobrażał sobie siebie w takim… ulotnym wydaniu. Jeśli już Isabela zażyczyła sobie ten portret, to niech chociaż będzie wart pokazania go gdzieś w domu. A spoglądając na przedstawione prace, Goya pierwszy raz pomyślał, że to może wcale nie taki głupi pomysł.
        - Podoba mi się panny oko. Jak również modelki – dodał, rechocząc już cicho z własnego dowcipu i puszczając do dziewczyny oko. – Modela tym razem dostanie panna nieco starszego – powiedział, podnosząc się z fotela, gdy spostrzegł Liama.
        Już samo przedstawienie mu dziewczyny przyniosło trochę uciechy, ale jak to z tym mrukiem bywa, trochę czasu minie, nim naprawdę będzie się z czego pośmiać. Na razie wystarczyło mu, że się odgryzł za niepowstrzymanie Isabeli od tego całego przedsięwzięcia. To, że ostatecznie pomysł mu się nawet spodobał nie miało znaczenia.
        Czas naglił, więc Goya pożegnał się z malarką i zostawił ją z Liamem. Na długo. To akurat zostało ustalone wcześniej, zanim jeszcze malarka przekroczyła próg rezydencji i namieszała. Alfonso nie mógł sobie pozwolić, by jakiś obcy człowiek spędzał z nim kilka godzin dziennie, a później snuł się nie wiadomo gdzie i rozpowiadał nie wiadomo co. Oczywistym było, że nie zawiesi swojego życia i pracy przez jakiś tam portret, więc malarz się nasłucha. Może i nie będą to żadne potencjalnie obciążające rozmowy, jednak nie zamierzał polegać na mętnych zapewnieniach, że artysta się skupia na pracy i nie podsłuchuje. Pieprzenie. Plan był więc taki, by malarza na miejscu uziemić, nie wypuszczać, opieczętować takimi obostrzeniami, że sam strach przed konsekwencjami powinien powstrzymywać od głupot, a w razie gdyby to nie starczyło… no właśnie po to był Liam. Ale dziewczyna nie powinna przecież robić aż takich problemów.
        Z tym, że dziewczyna ewidentnie o tym nie wiedziała, po raz drugi testując cierpliwość Nemorianina. Nie dosyć, że wyglądała jak psu z gardła wyjęta, to zachowywała się niewiele poważniej. Dokumenty obrzuciła wzrokiem, kartki obróciła chyba dla zasady, a na końcu zagapiła się na niego, jakby mówił w obcym języku.
        - Podpis należy złożyć w wyznaczonych miejscach. Jakieś pytania? – powtórzył niechętnie, słowo w słowo, a później słuchał uważnie.
        Trzydniowe plenery. Co za niedogodność. Cóż z tego, że dziewczynie dozór nie przeszkadza, jeśli to on prawdopodobnie będzie musiał jej towarzyszyć? Gdyby nie to, że nie zwykł marnować czasu, to próbowałby namówić Goyę do zmiany artysty na mniej problematycznego. Wiedział niestety, że jak Alfonso się na coś uprze, to nie ma sensu z nim dyskutować. Zwłaszcza jeśli już udało mu się upolować malarkę. Jak gdyby fakt, że jest kobietą miał zrekompensować wszelkie fatygi.
        Nie pozostawało nic innego, jak skinąć głową i cierpliwie czekać, aż dokumenty zostaną podpisane. Szatynka jednak tylko uniosła pióro i mówiła dalej. Poświęcił jej pełną uwagę, czekając na ową sugestię, ta jednak nie padła. Domyślił się jednak, co miała na myśli i powstrzymał od poprawienia jej. Zamiast tego zebrał podpisane dokumenty i schował na powrót do teczki. Kałamarz zakręcił, pióro wyczyścił i schował przyrządy na powrót do sekretarzyka.
        - Odpowiednie pomieszczenie zostanie przygotowane. Na jaką stronę mają wychodzić okna? – dopytał w międzyczasie. Trzeba byłoby być kompletnym ignorantem, by nie wiedzieć, że światło ma znaczenie, a nie zamierzał marnować czasu pokojówek na bieganie z jednego pomieszczenia do drugiego. Słysząc ostatnie pytanie malarki już westchnął cicho. Gdyby przeczytała dokładniej to, co podpisała, wiedziałaby, że…
        - Od momentu podpisania umowy pozostaje panna związana jej ustaleniami – odparł. – To znaczy, że ktoś podjedzie z panną do jej mieszkania, by zabrać niezbędne rzeczy, a później odwiezie tutaj. Po powrocie… - urwał nagle, spoglądając w kierunku drzwi na uderzenie serca, nim te otworzyły się szeroko. W przejściu stał zdyszany okularnik, więc demon zmrużył oczy i podszedł bliżej, wysłuchując szeptanej mu na ucho, krótkiej relacji. Konkretne słowa dobiec dziewczyny nie mogły, jednak jeśli wcześniej sądziła, że od demona ziało chłodem, teraz dało się niemal słyszeć pękający lód.
        Nemorianin przekazał drugiemu mężczyźnie teczkę z dokumentami i mrukniętymi wyjaśnieniami, na co okularnik poprawił oprawki na nosie, przytaknął i czmychnął z biblioteki, a Liam odwrócił się w stronę malarki.
        - Proszę za mną – rzucił krótko, wychodząc przodem dopiero, gdy zobaczył, że dziewczyna ruszyła się z miejsca. Szybkim krokiem przeciął hol i wypadł na zewnątrz, zwalniając nieznacznie dopiero pod naporem słońca. Za chwilę jednak podjechał powóz i demon uchylił drzwiczki, podając dziewczynie dłoń i pomagając jej wsiąść.
        - Drukarska, migiem – rzucił do woźnicy, nim sam wskoczył do powozu, siadając naprzeciwko malarki.
        Konie ruszyły z cichym okrzykiem woźnicy i powozem szarpnęło.


        W mieście powóz zatrzymał się równie gwałtownie, jak ruszył, ale demon bez słowa wyskoczył na zewnątrz jeszcze gdy konie drobiły kopytami, po czym odwracając twarz od słońca, zniknął zaraz w jakiejś kamienicy. Wrócił dwie modlitwy później, prowadząc za sobą młodą dziewczynę. Chyba tylko zaciśnięte nad jej łokciem w obręcz palce demona utrzymywały brunetkę we względnym pionie, bo chociaż dziewczę było młodziutkie, było też kompletnie pijane lub w inny sposób odurzone.
        Liam uchylił drzwi powozu, ustawiając dziewczynę przed schodkami, ale ta tylko spoglądała na niego z lekko nieprzytomnym uśmiechem.
        - Do powozu – mruknął.
        - Bo co? – zanuciła dziewczyna i parsknęła śmiechem, gdy demon rozglądał się, czy nie zwracają jeszcze na siebie uwagi. - No co? Co zrobisz, co Liam? Qué? Hej! Zostaw mnie! – pisnęła, ale wtedy już została bezceremonialnie złapana ramieniem w pasie, obalając się na bruneta, który w ten sposób wepchnął dziewczynę do środka, sadzając teraz naprzeciwko malarki. Sam usiadł obok, jedną ręką strzepnął szarpnięte rękawy koszuli i poprawił stójkę, drugą wciąż przytrzymując brunetkę, by nie uciekła lub nie przewróciła się na twarz, ciężko stwierdzić.
        - Adres – rzucił Liam do malarki, po czym wychylił się przez okno i powtórzył adres woźnicy. Powóz znów ruszył, a dziewczyna obok demona zachwiała się, próbując wymknąć ramię ze stalowego uchwytu. Bezskutecznie.
        - Papá ci połamie ręce! – prychnęła obrażona nastolatka i kopnęła siedzisko przed sobą. Dopiero wtedy też podniosła wzrok na szatynkę i zmrużyła oczy.
        - A ty to kto?
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Żeby lepiej przedstawić swój punkt widzenia, wyciągnęła jedną akwarelę. Oparta o parapet blondynka spoglądająca przez okno. Biała sukienka, złote włosy, zamyślone spojrzenie. Esencja ulotności i lata. Sympatyczne, miało swój urok, ale pasowało do mężczyzny jak wół do karocy. Znaczy pewnie dałoby się temat jakoś ugryźć i złapać ciekawe spojrzenie i w ten sposób, ale nie chodziło przecież o dopasowanie modela do techniki, a dobranie techniki do obrazu jaki miał przedstawiać.
Dla kontrastu wyciągnęła olejny portret dwójki kolegów. Chłopacy nonszalancko rozsadzeni na kanapie pokrytej ciemnym materiałem. Praca stara, z czasów sprzed egzaminów końcowych, ale poprawnie wykonana, dobrze pokazywała możliwości oleju w ujęciu szerszego planu.
Następne dwa płótna były typowymi portretami malowanymi z własnej kompozycji, przy pomocy opłaconych modeli. Typowo na potrzeby portfolio. Młody mężczyzna na eleganckim rzeźbionym krześle, na ciemnym tle mającym nie odciągać uwagi od głównego obiektu, oraz kobieta w wieczorowej sukni z perłami na szyi i ramionami okrytymi szalem.
Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc o modelkach, a widząc puszczone oczko zwyczajnie nie potrafiła się powstrzymać i dla żartu podłapała temat. - Poluję na jeszcze ładniejszą, ale trochę się stawia.
Co do starszego modela, nie skomentowała. Byli artyści uskuteczniający tylko sztukę głęboką, i nurt, gdzie na pracę wybierano zgarbionych staruszków, spracowane babinki, zabrudzonych rolników. To jakoś nigdy jej nie ciągnęło, podobnie jak akty, chociaż z innych pobudek, a w tej teczce była już tematyka czysto komercyjna. A żeby się dobrze sprzedać, trzeba było pokazać to, co młode i ładne. Jean wiszący w galerii od roku był najlepszym przykładem.

        Mężczyzna opuścił pokój, a malarka spakowała starannie prace i zajęła się umową.
Uważnie jej nie przeczytała, bo zwyczajnie nigdy takich rzeczy nie musiała podpisywać, a na domiar wszystkiego jeszcze dobrze nie skończyła drugiego zdania, a już zgubiła wątek. Podobnie jak oglądając oczy bruneta.
Okazało się jednak, że nie mówił nic ważnego, przez chwilę wystraszyła się, że umknęło jej coś istotniejszego niż miejsca na podpisy. Te akurat widziała.
Ważniejsze pytanie, czy w treści nie przegapiła czegoś istotnego, czy Liam dokładnie sparafrazował sens (wypowiedź była wyjątkowo lakoniczna w porównaniu z ilością kartek), czy może zataił jakiś kruczek, w który dała się wmanewrować.
Ryan nie należała jednak do osób martwiących się na zapas, negatywne myśli zepchnęła w kąt, w zamian spoglądając z nieco większym zaciekawieniem na Liama, gdy ten zapytał o okna. Rzadko kto zwracał uwagę na ten detal. Uśmiechnęła się lekko. Myślała, że zaproponują jej jakąś szopę albo piwnicę, a tu taka staranność o światło, dla artysty podstawa, dla większości kwestia abstrakcyjna.
        - Północ, jeśli można, ewentualnie zachód - odpowiedziała krótko. U siebie miała północną i zachodnią ścianę w oknach, co dawało jej dwie strony idealnego naświetlenia. Niezbyt ostrego jak południe i znacznie stabilniejszego niż wschód.
        Westchnięcie usłyszała i faktycznie gdyby przeczytała dokładnie, albo zwyczajnie się zastanowiła... ale przecież czy nie łatwiej byłoby, gdyby na spokojnie się spakowała i przyjechała przygotowana? Naprawdę zamierzali się tak telepać nad jednym rzemieślnikiem? W sumie ich sprawa.
        Zamieszanie, które powstało moment później widocznie nie było w planach. Udała, że nie widzi wpadającego do pokoju okularnika. Na Liama popatrzyła dopiero, gdy ten odezwał się do niej.
        Bez słowa zgarnęła teczkę i ruszyła za brunetem. Wsiadając do powozu, skorzystała z podanej ręki. Jak ktoś był taktowny, nie zamierzała go obrażać odrzucaniem dżentelmeńskich zachowań, a z wielką teczką dłoń mężczyzny się nawet przydała. Jednocześnie gdyby kurtuazją się nie wykazał, to wtarabaniłaby się do powozu i bez jego pomocy.
        Potem pozostało patrzenie przez okno. Podjazd był ładny. Droga do miasta również. Czasami tylko spoglądała na połyskujące zielone oczy, jeśli udało jej się je przyłapać. Musiałaby poeksperymentować z zielenią chromową i kadmową, ich przeziernością, podbijając żółcią... tytanową może?
Ten czarny kajal na powiekach tylko podkreślał intensywny kolor i dodawał spojrzeniu mężczyzny niecodziennego charakteru.
        Zostawiona sama w powozie dalej myślała intensywnie, bezwiednie gładząc teczkę, jakby planowała szkic, jednocześnie organizując wyprowadzkę. Jakby czegoś jej zabrakło, to najwyżej przyjadą ponownie, skoro nie dali czasu na zastanowienie się i zrobienie listy. Naprawdę dużo łatwiej by było, gdyby pozwolili jej wrócić jutro.
        Tok myślowy przerwał powrót bruneta z jakąś szarpiącą się małolatą. Teraz naprawdę próbowała udawać, że w powozie jej nie ma. Cudze sprawy, rodzinne kłótnie, dlatego powinna być w swojej pracowni a nie cudzym domu czy bryczce…
        Chłodny głos sprawił, że z okna wróciła spojrzeniem na zielone oczy. Już nawet miała odpowiedzieć, że chyba to nie był najlepszy moment, że podjadą jak brunet będzie miał więcej wolnego czasu, ale szybko zmieniła zdanie.
        - Róg Przybrzeżnej i Nadmorskiej - odpowiedziała krótko. Chyba to nie była chwila na polemikę. Skoro brunet chciał jechać teraz, to chyba wiedział co robi. I nawet zamyśliła się na moment, znów wahając się, czy aby nic nie dodać, ale ostatecznie przygryzła wargę, rezygnując.
Nie była spakowana, chwilę mogło jej zająć zebranie potrzebnych rzeczy, mogła też zabrać co niezbędne, żeby czekali jak najkrócej, patrząc na nafoszoną nastolatkę, ale czy wypowiadanie takich komunikatów pomogłoby brunetowi… Nie wyglądał, jakby go interesowało co zamierza zrobić, byleby ograniczyła uciążliwość. A niegrzeczna zgaga, jakby wywołana myślami, wreszcie zauważyła dodatkowego pasażera.
        - Ryan - odpowiedział zdawkowo, jak zawsze z grzecznym uśmiechem, jakby nie słyszała groźby o łamaniu rąk.

        Gdy dojechali na miejsce, dziewczyna bez zwłoki udała się na górę. Otworzyła drzwi i nie zdejmując butów, weszła w chaos, w którym chyba tylko ona umiała się poruszać, co o dziwo szło jej całkiem sprawnie. Teczkę z reprezentacyjnymi pracami odstawiła pod ścianę obok dwóch tub, przy czym jedną z nich zabrała i ustawiła przy ławie. Po niej przyszła pora na teczkę obszerniejszą, ale o połowę mniejszą gabarytowo od poprzedniej. Tam powoli trafiły szkicownik i pałeczki sangwiny, którą wolała od węgla. Pędzle, nożyk z elfickiej stali, ostry jak sam diabeł i jak on odporny na tępienie. Gumkę chlebową, sztuk kilka. Dobrą chwilę kręciła się po mieszkaniu, ale zawsze wracając z tym, czego szukała, a jeśli dziewczyna zwalniała, to tylko aby zastanowić się, co wziąć, a nie gdzie było. Na koniec podeszła do jednej ze skrzyń, z niej wydobyła płócienny wór, plecak, jednoznacznie ciężko było uznać, i wciągnęła do niego parę ubrań na zmianę ze skrzyni i z wieszaków. Na koniec wzięła wolną sztalugę i była gotowa. Prawie. Podeszła do podobrazia będącego w trakcie prac. Niewiele było widać poza ciemnym tłem, zdradzającym jedynie, że motywem głównym miała być twarz z półprofilu. Reszta była dopiero delikatnie zarysowana gwaszem i nie szło nawet stwierdzić, czy miał to być mężczyzna czy kobieta. Dotknęła rantu, jakby żegnała się z pracą, która musiała poczekać na lepsze czasy. Normalnie w jednym czasie pracowała nad kilkoma projektami, najwyraźniej nie tym razem.
Teczkę przerzuciła przez ramię, sznur będący naramiennikiem plecaka na pas od teczki, sztaluga w garść i mogła opuścić mieszkanie. Ciekawe na jak długo...
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Anita Beatriz Goya miała czternaście lat i była rozpieszczona jak dziadowski bicz. Każdą ojcowską surowość łagodziła matka, dla której spełnianie zachcianek córki było własną rozrywką. I chociaż ostatecznie z twardej ręki ojca i przychylności matki mogła wyrosnąć zdolna, kochana przez rodziców córka, chwilowo była zmorą posiadłości. Chwilowo, to znaczy odkąd nauczyła się chodzić. Potem zaczęła mówić i było już tylko gorzej. Oczywiście miała swoje przebłyski, kiedy wychodziła z niej naprawdę przyjazna dziewczyna, ale były to momenty rzadkie i ulotne.
        Najspokojniej było więc w ciągu tygodnia, gdzieś do wczesnego popołudnia, gdy Anita była w szkole. Czasem zdarzyło się, że odbierała ją matka i razem wracały późnym popołudniem, obie na tyle wyczerpane dniem, że stawały się łagodne i ciche. Innym razem jednak dziewczynie lekko odbijało z powodu jej statusu i uważała, że wszystko jej wolno, a ludzie wokół niej są po to, by jej służyć. Albo, co gorsza, znudzona jednostajnym towarzystwem w domu, urywała się ze szkoły i znikała w mieście ze znajomymi, których jej ojciec nigdy by nie zaaprobował. I nie bez powodu.
        To, co zastał Liam, wchodząc do kamienicy, wołało o pomstę do Księcia. Brak rodziców i opiekunów uznałby za tymczasowy, gdyby nie jawny syf i malaria w mieszkaniu, do którego trafił. Nie da się doprowadzić pokoju do takiego stanu w kilka dni, o nie; to było długoterminowe, konsekwentne zaniechanie. Ewidentnie dzieciaki żyły same sobie, co z oczywistych względów musiało urzec tak uciemiężoną rodzicielską troską Anitę.
        Zastanie jej jednak w tej melinie pijaną i palącą diabli wiedzą co, prowokowało tylko jedno potencjalne zakończenie tego spotkania. Towarzysze dziewczyny nawet nie protestowali, gdy ją stamtąd wyprowadzał i losowi dzięki, bo miałby dzieciaki na sumieniu. Cała ta sytuacja była wystarczająco nieprzyjemna bez dodatkowych komplikacji. Właśnie dlatego nie wierzył Alfonsowi, gdy ten zapewniał go o wspaniałościach posiadania rodziny. Liam miał dosyć tej jego i nawet nie myślał o własnej.
        Anita zaś oprzytomniała już na tyle, by spostrzec, że mają towarzystwo. Pytanie było niegrzeczne, ale to żadne zaskoczenie. Dopiero krótka, sympatyczna odpowiedź sprawiła, że demon zerknął na malarkę, nim znów stracił zainteresowanie.
        Powóz zatrzymał się pod kolejnym adresem, a Liam wysiadł z obrażoną, ale spokojniejszą dziewczyną, znów podając uprzejmie dłoń Ryan. Później bez słowa podążył za malarką aż do jej mieszkania, jednak progu nie przekroczył. Zajrzał tylko, by upewnić się, że nikogo innego tam nie ma, a później darował już kobiecie śledzenie jej wzrokiem, a sobie kolejnych nerwów. Nie pojmował, jak można żyć w takim bałaganie i nawet nie chciał o tym myśleć. Zarejestrował tylko położenie okien zgodne z tym, o co prosiła malarka w posiadłości. Stąd pewnie jej życzenie, by pracownia miała podobne światło.
        Dalsze rozmyślania przerwała mu wychodząca artystka, obładowana niczym osioł. Chaos zdawał się towarzyszyć jej na każdym kroku. Z grzeczności chciał zaoferować pomoc, ale Anita szarpnęła go nagle w dół schodów, a demon tylko podejrzewając przyczynę takiego zachowania, nie protestował. Dziewczyna cudem dobiegła do rynsztoka, nim gwałtowne wymioty zgięły ją w pół. Liam w ostatniej chwili zawinął wokół garści długie, falowane włosy, nim i te znalazłyby się w polu rażenia, i uniósł je nad głowę dziewczyny. Malarkę upolował wzrokiem i skinieniem wskazał powóz, niemo sugerując zajęcie miejsca i spokojne oczekiwanie. Los mu świadkiem, że tego dnia nic już nie uratuje.
        Z wozu było widać nietypową parkę jeszcze chwilę, nim młoda dziewczyna pozbierała się do kupy. Demon wyciągnął zza pazuchy ciemną chusteczkę, którą podał brunetce, a gdy ta otarła usta, chciała niepewnie oddać złożony materiał, ale Liam tylko skinął w stronę rynsztoka i Anita niepewnie wyrzuciła tam chustkę. Do powozu wróciła już spotulniała, zmęczona nastolatka, karnie zajmując swoje miejsce.
        - Przepraszam – mruknęła cicho, zerkając na Nemorianina, a właściwie na tył jego głowy, gdy brunet wyglądał za okno. Nie doczekała się odpowiedzi.

        Gdy wrócili do posiadłości, było już późne popołudnie, jednak ze względu na porę roku słońce wciąż wisiało dość wysoko. Powóz zatrzymał się przed schodami, na których czekała młoda pokojówka z rękoma splecionymi przed sobą na fartuszku. Liam wysiadł pierwszy, podając rękę najpierw Anicie, a później Ryan. Nastolatka poszła w kierunku schodów, a demon zwrócił się do malarki.
        - Panno Ryan, najmocniej przepraszam za sytuację, której była panna świadkiem – odezwał się, spoglądając na nią. – Zaraz ktoś pokaże pannie jej pokój – dodał, po czym skłonił się oszczędnie i ruszył w stronę posiadłości. Odprawił gestem skonsternowaną pokojówkę i wszedł szybko po schodach, przy których czekała lekko zgarbiona Anita. Odczekała, aż demon ją minie i ruszyła za nim krokiem dość szybkim, lecz z miną, jakby szła na ścięcie. Za nią nieco zdębiała pokojówka, bo przecież Pan mówił, że zaraz przyjedzie malarka, dla której uszykowała pokój. Ale z jakiegoś powodu z wewnątrz wystrzelił jak z procy kamerdyner, pełnym godności truchcikiem dobiegając do malarki, nim ta zdążyła ruszyć się z bagażami.
        - Panna pozwoli – powiedział i zebrał wszystkie jej rzeczy, ze sztalugą włącznie. – Proszę za mną – rzucił i ruszył przodem, gestem nawołując pokojówkę, by poszła z nimi. Ta podbiegła szybko do szatynki, rozumiejąc już że chodziło o pakunki.
        - Dzień dobry, panno Skyline – dygnęła dziewczyna w drodze, jak tylko służba potrafi. – Nazywam się Paola i gdyby panna czegoś potrzebowała, to proszę się nie wahać, jestem do usług. Panny pokój mieści się na drugim piętrze w zachodnim skrzydle. Pan mówił, że później pokaże pannie posiadłość, ale oczywiście może się panna przejść, jeśli takie życzenie. Proszę tylko uważać w ogrodzie, bo klif nad morzem zabezpieczony…
        Idący przed nimi kamerdyner westchnął ciężko nad gadulstwem pokojówki, która czasami naprawdę trajkotała dla czystej rozrywki. Na szczęście dotarli już do pokoju malarki i Paola porzuciła ploteczki, podbiegając do przodu, by otworzyć mężczyźnie drzwi.
        - To pokój gościnny, ale proszę się czuć jak u siebie. Jeśli będzie mnie panna potrzebowała, to proszę tu zadzwonić, o. – Dziewczyna na pokaz pociągnęła za tkaną szarfę zwisającą z sufitu przy drzwiach. Coś zadzwoniło cichutko i można było się tylko domyślać, że pokojówka i tak z jakiegoś powodu będzie wiedziała, kto i gdzie jej potrzebuje, nieważne gdzie sama będzie się znajdowała.
        Pokój był spory, ale nie marnował przestrzeni. Po lewej stronie od wejścia znajdowało się duże łóżko z towarzyszącymi mu po bokach, nocnymi stoliczkami, na których symetrycznie ustawiono świece. Na wprost wejścia były dwa okna wychodzące na południe – pod jednym stał niewielki pulpit wyposażony w zestaw papeterii, kałamarz i pióro, oraz obity niebieskim welurem fotel. Taką samą tkaniną pokryte było siedzisko przed łóżkiem, na którym kamerdyner zostawił rzeczy Ryan, po czym skłonił się i wyszedł. Po prawej stronie znajdowała się toaletka z taborecikiem z pasującym obiciem, a jeszcze dalej duża dwudrzwiowa szafa na rzeźbionych nóżkach, identycznych jak te od łóżka. Zupełnie pod ścianą znajdowały się drzwi do łazienki.
        Paola jeszcze raz zapytała, czy panna Skyline wszystko ma i czy na pewno niczego nie potrzebuje. Dopiero wtedy dygnęła króciutko i umknęła z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Po schodach na parter dosłownie zbiegała, chcąc zdążyć załapać się na podsłuchiwanie kłótni Pana z córką. Może to i nieładnie, ale za to, co panienka Anita czasami wyprawiała ze służbą, należało im się raz na jakiś czas trochę takiej rozrywki.
        Dlatego mimo, że Liam słyszał nadbiegającą dziewczynę i przezornie zatrzymał się przed zakrętem, ta i tak wpadła na niego z zaskoczonym piskiem, nim zbladła śmiertelnie, gdy padło na nią niezadowolone spojrzenie zielonych oczu.
        - Najmocniej pana przepraszam – szepnęła, chyląc głowę, ale demon niestety jej nie minął. Zerknęła niepewnie w górę.
        - Masz jeszcze jeden pokój do uszykowania. Zabierz jakieś prześcieradła i wróć na drugie piętro. Teraz – dodał, gdy dziewczyna wciąż wpatrywała się w niego, zamiast ruszyć z kopyta i dopiero ostatnie słowo dało jej nieco rozpędu. Nemorianin westchnął i ruszył dalej, docierając w końcu do zachodniego korytarza, gdzie ulokowano malarkę. Stanął pod jej drzwiami i odwrócił się na pięcie, będąc teraz do nich plecami. Przeciągnął spojrzeniem po korytarzu, w myślach inwentaryzując pokoje, po czym w kilku oszczędnych krokach dotarł do trzecich drzwi po prawej, po drugiej stronie przejścia.
        Skrzydło otworzyło się na oścież, a demon zerknął na raczej opuszczony pokój. Większość narożnikowych komnat była zajęta, ale liczba domowników wciąż ograniczona i nawet z ekspansyjnymi zapędami señory Isabeli, niektóre pokoje zostały bez konkretnego przeznaczenia, zostając zagospodarowanymi pod sypialnie gościnne, pokoje dzienne lub biblioteki. A że do salonu na drugim piętrze mało komu było po drodze, Liam uznał, że to dobre miejsce na tymczasową pracownię. „A Alfonsowi dobrze zrobi pochodzenie po schodach”, pomyślał, uśmiechając się pod nosem i poważniejąc w momencie, w którym dobiegł go odgłos kroków na korytarzu.
        - Tutaj – rzucił w eter, nie fatygując się, by wyjść po pokojówkę, a ta na szczęście szybko odnalazła demona. – Jeśli panna Skyline będzie miała chwilę, to niech poinstruuje cię, jak chce urządzić pracownię – powiedział, podwijając minimalnie mankiety koszuli i unosząc ręce. Paola potaknęła, odkładając naręcze prześcieradeł, ale zawahała się, gdy usłyszała jeszcze szept. Zorientowała się, że to czarna mowa i dosłownie wyprysnęła z pokoju, po drodze wykonując dłonią znak krzyża. Zaraz też zapukała grzecznie do panny Skyline, licząc, że ta będzie miała chwilkę i nie zostawi jej samej z demonem.
        Liam zaś najpierw uniósł wszystkie meble minimalnie w powietrze, by później szeptem rozstawić je pod ścianami. Dywan sam zwinął się w rulon i powędrował w kąt, a zasłony rozsunęły się z brzękiem kół na karniszach. Demon mógł co prawda zostawić to służbie, ale po pierwsze i tak musiałby ostatecznie ocenić prace, a po drugie w tej chwili skłonny był podjąć się różnych zadań, byle tylko Alfonso nie wciągnął go w swoją kłótnię z Anitą.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Ryan nie widziała zbytniej logiki w ciągnięciu ululanej nastolatki na górę, albo inaczej, rozumiała, że jak na dobrą nianię-opiekuna przystało, brunet nie chciał, żeby uciekła woźnicy, ale w takim razie chyba ją mógł puścić samą, nie? Nie chciał, nie mógł? W sumie czy to był jej problem? No właśnie, zupełnie nie.
        Wzięła, co miała wziąć i tyle. Do samodzielnego targania wszystkiego przywykła, bez negatywnego wydźwięku. Była samodzielnym i samowystarczalnym typem, który zamiast tłumaczyć jak, wolał zrobić wszystko sam.
Tylko podążyła wzrokiem za zielonookim i latoroślą ruszającą pędem w dół schodów. Dlatego właśnie nie wlokłaby jej na górę. Całe szczęście zdążyli. Jakby zarządczyni kamienicy spostrzegła, że ktoś rzyga jej na klatkę schodową… rozpętałoby się piekło. Kobiecina była nie wścibska, i nie uciążliwa, ale dopóki stosowało się jej zasady, czyli głównie nie wymiotowało się i nie sikało na korytarzach i na mury budynku.
        Na moment zwolniła przy pechowej dwójce, do końca nie wiedząc, kogo żałować, asystenta czy wylewającej swoje wątpia do rynsztoka. Chyba asystenta. Ze dwa razy w życiu miała wątpliwą przyjemność pomagać któremuś z kolegów, nic godnego polecenia i nic, co chciałaby powtarzać. Akurat tego braku umiaru nie rozumiała, pić tylko po to, żeby później wymiotować… No ale zdarzali się recydywiści. Zgodnie z zaleceniem zielonych oczu ponownie przyspieszyła kroku i z całym majdanem zapakowała się do powozu.
        Droga powrotna minęła już nader spokojnie. Przeprosin dziewczyny nie traktowałaby zbyt poważnie, chyba brunet wyznawał podobną zasadę. Obserwując, teraz małolata była w gorszym stanie, ale to butne oświadczenia świeżo po wejściu trochę lepiej wskazywały na jej charakter. Ot, świat bogatych ludzi...
        W drodze unikała oglądania obrazu majętnej nędzy i rozpaczy, na przemian dzieląc uwagę pomiędzy okno a profil mężczyzny. Ogólnie byłby dobrym modelem… Może trochę bardziej na rzeźbę z marmuru, ale coś by wymyśliła...
Wyskoczyła z powozu, korzystając z ręki bruneta, która niczym będące na wyposażeniu schodki, już na nią czekała. Ten jednak po raz pierwszy zatrzymał się na moment dłużej, poświęcając jej chwilę uwagi, a ją zmuszając do zerknięcia nieco w górę.
        - Nie mam pojęcia o czym pan mówi - zbyła temat przyjaznym głosem. Bez tych grzecznościowych uśmiechów przeznaczonych dla klientów. Komunikat był prosty, nie widziała żadnego zajścia. Na ukłon już uśmiechnęła się krótko, z sympatią, i zabrała za wyciąganie bagażu.
        Służba miała trudne życie, tyle w temacie. Trochę w tej rzeczywistości była obeznana. Swoje pamiętała z dzieciństwa, czy z późniejszych wakacyjnych odwiedzin u rodziców, czyli do czasu, aż zmieniła studia. To była ciężka praca z wielu powodów. Bogacze czy arystokracja rzadko kiedy doceniała niezastąpioność swoich ludzi, znacznie częściej traktując ich jak powietrze, należące im się razem z narodzinami. Opieka nad dziećmi i młodzieżą? Przekichane!
Mężczyzna przeprosił, jakby to on odpowiadał za zachowanie małolaty, a po prawdzie przecież gdyby miał wybór, raczej nie urządzałby publicznego przedstawienia, czyż nie?
Na zachowanie dziewczęcia, Liam… tak go chyba sędzia nazwał, nie miał żadnego wpływu i tyle.
A ASP nie bez przyczyny wydawało się opcją tym bardziej kuszącą w porównaniu z kontynuowaniem rodzinnej tradycji.
Tak, wbrew pozorom Ryan czasami nawet zastanawiała się nad swoimi działaniami i chociaż większość podejmowała pod wpływem emocji, to przynajmniej część z nich miała też obiektywne zalety.
        Z pakunków ją ograbiono jeszcze zanim na dobre ruszyła. Nawet chciała zaprotestować przy teczce z przyborami, ale w zamian westchnęła cicho, szanując obowiązkowość kamerdynera. W końcu jak się chyba zapowiadało, zamierzano ją traktować trochę inaczej niż służbę. Przynajmniej w tych kwestiach, więc nie chciała czynić dodatkowego kłopotu i siać zamętu. Służba potrafiła czerpać dumę ze swoich obowiązków i ilekroć miała ochotę odrzucić pomoc, przypominała sobie ojca, który przez wszystkie lata z jednakowym namaszczeniem otwierał drzwi.
        - Miło cię poznać, Paolo - tyle udało się wcisnąć pomiędzy rzucane jednym ciągiem słowa. Tak, będzie dzwonić dzwoneczkiem, bo przyjechała tu na wakacje. Ale oczywiście potakiwała z grzecznym uśmiechem. Jak już było wcześniej, każdy miał swoją robotę do wykonania i grunt, żeby nie przeszkadzali sobie nawzajem.
        Kamerdyner postawił jej rzeczy i na moment dziewczynę otoczyła cisza, przyjemna i nienaturalna zarazem, a szatynkę przytłoczył pokój wraz z jego przestronnością i brakiem zwykłych odgłosów miasta dookoła.
Pięknie obite siedziska drwiły z jej domowego materaca i puf rzuconych przy pseudo ławie, a szafa kpiła z podróżnego plecaka.
Czyli chyba powinna się rozpakować... Nie lubiła tego jeszcze bardziej, niż pakowania… Znacznie chętniej wzięłaby się za coś konstruktywnego. Plecak z artystycznym “namaszczeniem” gruchnął na dno szafy. Tym zajmie się później.
W zamian Sky zajrzała do łazienki. Najważniejsze, żeby miała szare mydło, najlepiej domywało wszystko, co dało się domyć nie-rozpuszczalnikiem. O nie akurat chyba musiała poprosić… Na kij jej olejki, myjki i inne dziwactwa…
Woda była, nawet bieżąca. Luksus. Chociaż u siebie również miała wodę, to i z wersją z wiadrem też by sobie poradziła.
        - Cholera, kawa! - Sky zaklęła siarczyście na głos, czochrając włosy dłonią. Zostawiła kawę w kance. Po powrocie będzie musiała naczynie porządnie wyszorować, albo wyrzucić… bo zanim skończy portret, to zalęgnie się tam nowa forma życia. Chociaż może do tego czasu zdąży również zdechnąć z głodu, oszczędzając jej pozbywania się wygodnego naczynia?... Zdążyła wyjść z łazienki, gdy akurat wróciła Paola.
        - Czy już mogę w czymś panience pomóc, czegoś potrzeba? Pokój niby był przygotowany, ale jedynie w podstawowym zakresie. A patrzyła już panienka przez okna, piękny widok na... - służąca miała miły głos, ale używała go potwornie dużo i często, ledwie pozwalając malarce znaleźć odpowiedź na pierwsze zdanie, gdy już pojawiały się kolejne.
        - Jakbym mogła prosić o szare mydło - Ryan wreszcie wcisnęła się w wątek, nie czekając, aż Paola przejdzie do planów budynku. Widokami się nie ekscytowała, nie była tu przecież w gościnie, wbrew opinii służącej. Pokojówka zamrugała krótko zbita z tropu, skoro kazali to przyniesie, ale dziwne to było żądanie…
        - Na pewno szare? Mamy dużo przyjemniejsze i ładniej pachnące mydełka, jeżeli nie podoba się zapach tych podanych, to może...
        - Szare jest idealne - znów nie pozwoliła jej skończyć, nie czekając, aż Paola wymieni wszystkie dostępne środki myjące. Służąca zamknęła buzię, prawdopodobnie szukając przyczyn niecodziennego wyboru, tym samym dając Ryan krótką lukę na kolejne zdanie.
        - A jak pokój na pracownię zostanie wybrany, proszę powiedz, chciałbym go zobaczyć - dokończyła z uśmiechem. Przecież nie chciała być niemiła, tylko konkretnie potrzebowała tego, czego używała u siebie, bez wyjaśniania każdemu z osobna powodów.
        - Pan Liam już wybrał pomieszczenie… Miałam właśnie spytać, jak urządzić pracownie…
        - Zaprowadzisz mnie? - Sky odpowiedziała, ponownie nie pozwalając na rozwinięcie, czym wywołała krótkie dygnięcie.
        No i tyle z przyjemnej rozmowy z nową osobą. Pokojówka trochę przygaszona zaprowadziła malarkę do pokoju, aktualnie szczelnie przykrytego prześcieradłami. Ryan weszła do pomieszczenia z rodzącym się coraz większym zadowoleniem. Ledwie zdążyli wrócić, a pracownia była niemal gotowa?
        - Nie marnuje pan czasu - odezwała się całkiem wesoło do bruneta, podczas gdy pokojówka chwilowo trzymała się na uboczu, a wiadomo jakie uroki unosiły się jeszcze w pokoju?
        - Trzeba będzie wstawić fotel dla pana Goyi - trochę mówiła na głos, trochę mamrotała jakby do siebie, rozglądając się za właściwym punktem dla modela.
        - Jakbyś mogła znaleźć jakiś stolik, który nie będzie już w domu potrzebny, a jak nie, to trzeba będzie przywieźć ode mnie - dokończyła ciszej. Żadne prześcieradła nie zabezpieczyłyby drewna na którym stawiano szklankę z rozpuszczalnikami, farby czy paletę. Ofiar nie dało się uniknąć, u siebie miała stolik, który niejedno przeżył i jeszcze wiele przeżyje, a patrząc po stylowych meblach na wyposażeniu, raczej ciężko byłoby coś poświęcić.
        - I stołek, zwykły drewniany z kuchni czy coś… - dodała jeszcze. Równie dobrze mogła to być drewniana skrzynka, jeden diabeł. Już była w swoim świecie, oceniając naświetlenie, stojąc centralnie w pokoju, rozglądając się powoli, zamiast ciekawsko wyglądać przez szyby.
        Aż tak się przyłożył? Wymieniła dwa kierunki okien, ale wybrał oba, żeby z żadnego nie rezygnować? Czy zerknął na pracownię, gdy był z nią na piętrze?
        - I chyba półśrodków też pan nie uznaje - dodała z rozwijającym się na twarzy uśmiechem, gdy przenosiła uwagę z okien na bruneta w czerni. Każdy normalny wyglądałby jak grabarz, a jemu ten wygląd w jakiś absurdalny sposób nawet pasował. Wyglądał jak... przystojna kostucha. Tylko go ustawić na tle zamglonego, późnojesiennego lasu i proszę, klimat gotowy!
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Demon chętnie został na chwilę sam. Odkąd Alfonso wywołał go, by pobawić się jego kosztem, bruneta nie odstępowały kolejne osoby. Najpierw malarka, później Anita, a później znów Al, w mniej przyjemnym wydaniu. Gdyby Liamowi zdarzało się współczuć innym, trochę tej emocji otrzymałaby Anita, mimo wszystko. Goya nigdy nie pobłażał córce przy jej występkach, ale dzisiejszy nie tylko zabłysnął na szczycie listy pogardzanych zachowań, ale też trafił na podatne podłoże, o czym Nemorianin przekonał się, gdy wrócił z młodą dziedziczką do posiadłości i poprowadził ją do gabinetu sędziego.
        Bardziej zwyczaj niż konieczność, dziewczyna przecież znała swój dom, ale oczywistym było, że jej się nie spieszyło, a on nie miał czasu jej później szukać, czy tolerować biegającą w popłochu służbę. Przez to jednak był świadkiem poprzedniego gościa w gabinecie sędziego, docierając doń akurat, gdy tamten wychodził. Liam zwolnił kroku, najpierw zasłaniając sobą, a później sprawnie obracając Anitę, by wścibskie spojrzenie gościa przesunęło się tylko po długich włosach młodej dziewczyny, po czym sam odprowadził delikwenta wzrokiem zniechęcającym do dalszej dociekliwości. Mężczyzna w końcu skinął demonowi głową i odszedł, wypuszczany przez służbę. Anita dopiero teraz zauważyła zdarzenie.
        - Qué pasó? Liam?
        - Nic się nie stało – odparł demon, wracając uwagą do dziewczyny i ruszył dalej w stronę gabinetu, nim zatrzymało go pociągnięcie za rękaw. Westchnął.
        - Liam, nie mów nic papie. Przep…
        - Anita, twój ojciec już wie. On mnie wysłał – przerwał jej demon.
        - Oh mi! – jęknęła dziewczyna, załamując ręce, a Liam nie mógł się nie zgodzić. „Ojej!”, w istocie. Właśnie dlatego nie zamierzał tu zostawać.
        - Jeśli każesz mu czekać, będzie tylko gorzej – dodał jeszcze i popchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi. Odczekał, aż ta zapuka i wejdzie do środka, po czym sam odwrócił się na pięcie, ruszając do mniej nieprzyjemnych zadań.

        Pokój był praktycznie gotowy, gdy usłyszał nadejście malarki. Na nic zdaje się naturalnie cicha podeszwa buta, jeśli te są niezawiązane i zmuszają do utrzymywania ich na stopie w inny sposób, wywołując lekko szurany krok. Kroczący zaś znalazł się właśnie po jego prawicy, z zadowoleniem chyba oceniając pomieszczenie. Stwierdzenia Liam nie skomentował, zamiast tego skupiając się na uwagach artysty.
        Ruch w kącie pomieszczenia mógł przyciągnąć spojrzenie, gdy prześcieradło zsunęło się z jednego z foteli, a mebel posłusznie poszybował na środek pokoju, mniej więcej tam, gdzie malarka zarzuciła wcześniej dłonią. Rozciągające się na podłogach prześcieradła wyciszyły stukot nóżek, a kolejny oszczędny gest demona poprawił fałdy na materiale, tworzone przez kręcącą się malarkę. Odruch.
        - Stolik? – powtórzyła niepewnie Paola i zamyśliła się tak ciężko, że Liam westchnął, niemal słysząc, jak pokojówka myśli. Nie tylko nie była w stanie podjąć decyzji o tym, który mebel poświęcić, ale też by go tu nie przytargała. A przynajmniej on wolał, by tego nie robiła, podejrzewając nieuchronny kataklizm. Gestem odprawił pokojówkę, która nawet nie kryła ulgi i czmychnęła, nim demon się rozmyśli.
        - Ten będzie odpowiedni? – zapytał Liam, a spod ściany przyfrunął kolejny mebel, zostawiając po sobie porzucone prześcieradła. Okrągły, mahoniowy stoliczek na jednej nodze, rozgałęziającej się u dołu dla lepszej stabilizacji mebla, był małym dziełem sztuki. Jednym z kilkudziesięciu mu podobnych w tej posiadłości, więc nie było sensu szukać najmniej lubianego mebla.
        Ze stołkiem było już łatwiej i sosnowa ryczka…
                [… zniknęła ze stajni, zabierając podparcie dla nóg stajennego, które z łomotem spadły na deski.
                - Niech licho porwie tego demona!…]

        …pojawiła się przy nogach malarki niczym posłuszny szczeniak. Oby tylko się o niego nie przewróciła.
        Dziewczyna znów się odezwała, gdy demon prostował mankiety koszuli. Spojrzał na nią ciężko, zastanawiając się, czego właściwie od niego oczekuje. Może rozmowy? Byłoby łatwiej, jakby zadawała pytania, a nie stwierdzała fakty. Była jednak najmniej problematycznym elementem dzisiejszego dnia, przez co miała zdecydowane fory.
        - Mam nadzieję, że panna również nie – odezwał się w końcu i rozejrzał po nowopowstałej pracowni. Pewnie i jemu przyjdzie spędzić tu trochę czasu. – Czy potrzeba pannie czegoś jeszcze do pracy?
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Ryan weszła do pokoju, wchodząc w tryb zadaniowy. Normalna osoba zapewne dostrzegłaby lewitujący fotel, albo przynajmniej dosłyszała szelest prześcieradeł, tymczasem magię dostrzegła jedynie Paola, znów modląc się do stwórcy o opiekę przed złymi mocami. Sky patrzyła i szła już w zupełnie inne miejsce pogrążona w planowaniu. Za to zauważyła mebel, którego jeszcze chwilę temu nie było, jak zawróciła na pięcie. Przyjrzała się fotelowi ze zmarszczonymi brwiami. Szybko go przenieśli... Spokojnie przyjęła błyskawiczny fakt do wiadomości i przeszła nad nim do porządku dziennego, pozwalając myślom płynąć.
        Podobnie nie zauważyła przenoszenia stolika, ani dziwnej powtarzalności błyskawicznego działania. Wszystko było dość absurdalne, fakt, mebla nie było (a dokładniej, był pod prześcieradłami, wypukłości i ich zniknięcie wybiórczo dostrzegła) i nagle pojawił się w wymaganym miejscu, ale w tej chwili coś ważniejszego wygrało pełnię uwagi dziewczyny, odciągając ją od dokładniejszego zastanowienia się nad kwestiami przestrzennymi.
        - Absolutnie nie - zaprzeczyła oburzona, widząc nieskazitelną, lakierowaną powierzchnię.
        - To zbrodnia, przecież nie da się go stuprocentowo zabezpieczyć. Nic gorszego nie macie? Jakiejś skrzynki na jabłka czy coś... - ostatnie pytanie było chyba retoryczne i bardziej rzucone do siebie niż do bruneta.
        - Wybacz… - to już było mruknięte do stolika, który został pogłaskany po blacie z cichym westchnięciem. Nie niszczyła rzeczy specjalnie. Nie pracowała też wybitnie chaotycznie wbrew pozorom. Nie dało się jednak uniknąć, żeby coś nie skapnęło z pędzla czy nie ściekło po rancie szklanki, to było zwyczajnie niemożliwe. Na bogów, przecież nie bez powodów niektórzy malarze pracowali w fartuchach. Postara się go przykryć, to powinno zminimalizować straty, a potem najwyżej zabierze go ze sobą ot co. Jakoś go odkupi. To był dobry pomysł.
Ledwie zdążyła się pogodzić z kwestią stolika, a tuż przed nią pojawił się stołek.
        - Ożeż ty garbata wszetecznico! - krzyknęła nordyckie przekleństwo, uskakując w tył z gracją kota chlapniętego wodą, czyli w stylu uciekaj lub giń. Szybko zakryła usta, wciąż stojąc lekko okrakiem i na ugiętych nogach gapiąc się przez chwilę na stołek, dopiero po chwili powoli podnosząc spojrzenie na bruneta. Właśnie zyskała kolejny argument za faktem, że demon. Nemoriańskie oczy były nie do podrobienia, raz je widziałeś a nigdy nie zapomnisz, przynajmniej z czysto wzrokową pamięcią Ryan. Dodaj do równania bladą cerę, ciemne włosy i ogólną prezencję duszy towarzystwa i tylko utwierdzałeś się w swoim przekonaniu. A magia, ona była kolejnym za. Wiele innych ras na myśl nie przychodziło. W każdym razie od faceta wiało aroganckim demonem i tyle.
        Uspokoiła puls, cały czas spoglądając na sprawcę swojego niedoszłego zawału, z coraz większym rozbawieniem z własnej reakcji, zaczepiając go do dalszej rozmowy.
W sumie to był całkiem wygodny sposób i teraz już wiedziała, jakim cudem fotel i stolik ustawił tak szybko.
        - Sprytny patent - mruknęła pod nosem, z następnymi słowami odzywając się już normalnie.
        - Może być pan pewien, że nie. - Uśmiechnęła się zaczepnie. Nie tolerowała ani półśrodków ani kompromisów, były dobre dla osób godzących się z miernymi efektami.
Czy czegoś jeszcze potrzebowała? Poza uprzedzeniem przed używaniem magii, albo samym modelem? Chwilowo nie.
        - Później zrobię listę brakujących mediów i przyborów, ale na razie jest idealnie, dziękuję. - Uśmiechnęła się sympatycznie. - Jeszcze kubek kawy i byłby raj - dodała nawet wesoło znów półtonem, gdzieś na granicy rozmowy ze sobą, powietrzem, a żywymi. Jak na całkowite wywrócenie harmonogramu do góry nogami, zapowiadało się nawet nieźle.
        - Pójdę po rzeczy - oznajmiła, już zbierając się do wyjścia. Nawet wyjrzała na korytarz i się zawiesiła.
        - Przepraszam… które drzwi są moje? - Nie co dzień miała tyle pomieszczeń do wyboru, że musiała zapamiętywać drogę i zwyczajnie się nie skupiła.

        Wróciła ze sztalugą, tubą i teczką. Pierwszą rozstawiła dopiero roboczo i wstępnie, tak, żeby światło padało na pracę, ale jednocześnie żeby sama sobie nie rzucała cienia. Potem wyciągnęła szkicownik z sangwiną i zaczęła kombinować z kompozycją, kątem ustawienia fotela, chwilowo samej chodząc po pokoju. Ogólny plan miała, ale teraz należało sprawdzić, jak wyszedłby w pracy. A gdy względy pogląd już opracowała, znów odnalazła demona spojrzeniem, licząc na współpracę.
        - Mógłby pan usiąść na fotelu? - musiała pokombinować z kątami i pusty mebel już nie wystarczał.
Bazgrała dobrą chwilę, sprawdzając różne opcje, regularnie zmieniając kartkę szkicownika. W końcu chyba wybrała tę najbardziej jej odpowiadającą, bo nogą przyciągnęła sobie stołek i usiadła, składając kostkę na udzie, żeby na kolanie mogła oprzeć szkicownik. Spojrzenie szatynki stało się bardziej skupione, a ruchy trochę dokładniejsze, jakby już nie szukała wersji, a dopracowywała tę wybraną.
        Pacierz później odwróciły się proporcje zachowania malarki. Wciąż coś bazgrała, ale znacznie dłużej i uważniej patrzyła na demona niż w kartkę. Gdy już spoglądała na papier, to po to, by rysować wolniej, dokładniej i mniej ekspresyjnie niż na początku.
Wyraźną linią zakreśliła linię górnej powieki i zarysowała tęczówkę.
        - Cień wokół oczu, pierwszy raz widzę coś takiego - zaczęła niezobowiązująco. Niejedno już widziała. Widywała facetów rysujących sobie kreskę nad okiem a czasem i pod, żeby wyglądać bardziej ponętnie, kobieco a czasem drapieżnie, zależnie od indywiduum, ale nigdy nie widziała tak przydymionych oczu.
        - Ma jakieś zastosowanie, czy jest dla urody? - dopytała, właśnie zaznaczając cień. Brunet nie wyglądał na fircyka, na jakąś formę eleganta może i owszem, ale nie gogusia malującego oczy, żeby rzęsy wydawały się dłuższe.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Demon zdecydowanie nie spodziewał się tak stanowczego protestu i przeniósł wzrok na stolik, by zobaczyć, co z nim jest nie tak. Słysząc o zbrodni, jaka miałaby się na nim dokonać, tylko przymrużył powieki ze znużeniem, zostawiając mebel w spokoju. Fanaberie. Skrzynka na jabłka… co jeszcze?
        Okrzyk, w obcej mowie na dodatek, nieco ocucił znudzonego demona. Liam uniósł lekko brwi, jednocześnie wykrzywiając kącik ust w cieniu uśmiechu, gdy zobaczył wylatującą w powietrze malarkę. To było zabawne. Wylądowała jak ten kot, który miał nieszczęście się kiedyś kręcić po posiadłości. Najwyraźniej pozostawała ślepa na wcześniejsze manipulacje magią w jej otoczeniu, ale po chwili zastanowienia nie było to aż takie dziwne. Kobieta nie rejestrowała poruszania się mebli, a co dopiero miałaby wyłapać subtelne prądy magii, ciągnące się za nią z każdym kolejnym rozkazem. Zaskoczona zaś krzyknęła coś po nordycku, a chociaż specjalistą nie był, przekleństwa miały swoją charakterystyczną melodię, niezależnie od języka. Cóż, reakcja pasowała kobiecie jak te jej buty.
        Szybko się jednak pozbierała i odzyskała rezon. Zapewnienia demon przyjął minimalnym skinieniem głowy, co okazywało się jednym z jego środków komunikacji, gdy kolejnym przyjął podziękowanie. Wzmianki na temat kawy nie skomentował. Zamiast tego obrócił się za wychodzącą artystką, by samemu też już opuścić pomieszczenie, i niemal na nią wpadł, gdy ta zatrzymała się nagle zaraz za progiem. Niemal.
        - Trzecie na lewo, po przeciwnej stronie korytarza – rozległ się głos nad głową malarki, gdy demon nawet nie miał jak jej wyminąć, by wskazać drzwi po drodze na dół.
        Przez to też zawahał się z odejściem i został w progu pracowni, gdyby kobieta znowu okręciła się wokół własnej osi o jeden raz za dużo. Oby to roztrzepanie było chwilowe i związane z nowym miejscem i zleceniem, bo w przeciwnym wypadku ta współpraca będzie dla niego wyjątkowo uciążliwa. Demon podszedł do okna, najpierw odruchowo tocząc wzrokiem po terenie posiadłości, a dopiero później spoglądając na zachodzące słońce. Ledwie kilka promieni lało się jeszcze złotem po koronach drzew, a on i tak mrużył oczy.
        Słyszał krzątanie się malarki za plecami, ale odwrócił się dopiero, słysząc pytanie. Któremu szczerze niedowierzał. Zielone oczy spojrzały spokojnie na mebel, a później na artystkę, gdy Liam czekał na sprostowanie lub wyjaśnienie dziwnego kaprysu, ale odpowiadał mu bardzo sympatyczny, ale kompletnie bezużyteczny uśmiech. To, oraz ponaglające spojrzenie. Wzrok demona stał się bardziej niechętny, gdy ten darował sobie pytania, na które sam umiałby sobie odpowiedzieć, i po prostu podszedł do fotela. Usiadł prosto, ale wygodnie, zakładając nogę na nogę i, z braku innego zajęcia, obserwując krążącą wokół niego szatynkę. Nie znał się na pracy malarzy czy rysowników, ale to chyba niemożliwe, żeby wszyscy byli tacy… oryginalni? Przecież dobór naturalny upomniałby się o tę grupę społeczną już dawno.
        Demon wyłapywał przeciągłe przyglądanie mu się nawet przez całą długość sali balowej, a co dopiero, gdy wbijała w niego oczy kobieta stojąca krok dalej. Odwzajemnił natrętne spojrzenie odruchowo i beznamiętnie; wzrok miał pusty, nawet gdy później spojrzał na kartkę, na której artystka kreśliła z takim przejęciem. Co też ją napadło, żeby na nim trenować. Stwierdzenie na temat czernidła zignorował, więc nie zdziwiło go padające później pytanie. Może nieznacznie jego forma. Liam przeniósł spojrzenie z kartki na malarkę. Kobieta odbiegała od normy tym, że nie uciekała wzrokiem.
        - Zmniejsza odbicie promieni słonecznych – wyjaśnił krótko, nie wdając się w szczegóły, i wstał z fotela, nie dbając o etap prac. Nie on miał być modelem i nie lubił pytań. – Dobrej nocy – powiedział, kłaniając się krótko, i wyszedł z pracowni.

        Ryan nie miała gości przez długi czas, nie licząc pokojówki, która zajrzała do niej niemal równo z zachodem słońca, by zapalić świece i przynieść trochę dodatkowych świeczników, jako że pokój został przemeblowany. Ktoś chyba powiedział jej też co nieco do słuchu, bo poza grzecznościowymi zwrotami buzię miała wyraźnie zasznurowaną. Zrobiła, co miała do zrobienia i zniknęła, a malarka znów została sama.
        Kolejne kroki w korytarzu były ciężkie i zdecydowane, a w wejściu pojawił się w końcu pan domu. Alfonso uśmiechnął się szeroko na widok malarki, chociaż grymas nie sięgał oczu, a czoło przecinała silna, lwia zmarszczka.
        - Panno Ryan, jeszcze panna pracuje – stwierdził z niejakim zadowoleniem i podszedł do fotela, zasiadając w nim o wiele chętniej i ciężej niż jego przyjaciel. Rozejrzał się z zainteresowaniem, obrzucając czujnym spojrzeniem cały pokój, a dopiero później spoglądając na szatynkę.
        - Pracownia spełnia wymagania? – zapytał, ale bardziej z grzeczności niż szczerego zainteresowania. Nadchodził moment, od którego to malarka będzie musiała starać się spełnić wymagania sędziego i trochę było to widać. Mężczyzna jednak przyszedł tym razem wyraźnie dla towarzystwa.
        - Miałem w planach oprowadzić dzisiaj pannę po posiadłości i ogrodach, ale niestety – urwał, rozkładając ręce w uniwersalnym geście – jutro oprowadzi pannę Anita.
        Młoda Goya miała swoje do odpracowania, zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie wizerunku. Liam już mu przekazał, że z malarką nie powinno być problemu, jeśli chodzi o dyskrecję, ale to oczywiście tylko pierwsze wrażenia. Jak będzie, to się okaże. A o ile wieczorem mógł poświęcić chwilę na przechadzkę z artystką, o tyle jutro będzie miał urwanie głowy. Niech się młoda na coś przyda po szkole, a nie tylko durnoty w głowie.
        - A właśnie… Prymatem wieku mój grafik jest dość elastyczny, ale proszę mi powiedzieć, kiedy będziemy robić te… sesje? – zapytał, spoglądając na Ryan. – Jak to będzie wyglądało?
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Pracownia była gotowa. Pozostało przynieść materiały i narzędzia, i Ryan zatrzymała się gwałtownie zaraz za progiem. Miasto znała, poznała tym lepiej gubiąc się wielokrotnie w jego alejkach i ulicach, o własnym mieszkaniu nie było nawet co wspominać, ale obca posiadłość to już była całkiem inna bajka. Przy takich rozmiarach spokojnie mogła posłużyć za labirynt. Głupio byłoby iść korytarzem (przynajmniej wszystko miała na jednym piętrze) i sprawdzać każde drzwi po kolei, czy może za nimi znajdowała się jej sypialnia. Może jeszcze powinna stawiać ptaszki na tych sprawdzonych.
Zadała pytanie czując, że mężczyzna stoi nieopodal. Takie dziwne uczucie, coś jak ciarki wędrujące po skórze, promieniujące ciepło… wrażenie, które zjawiało się nawet gdy nawet z zamkniętymi oczami czuło się obecność drugiej osoby obok.
        Nie przypuszczała, że stał aż tak blisko. Spojrzała w górę zaskoczona głosem rozchodzącym się tuż nad jej głową, i niechcący oparła się włosami o tors bruneta. Stał jeszcze bliżej niż nie-przypuszczała, że stał. Przy okazji skradła krótki widok twarzy Liama z nieco innej perspektywy, przystojnej i chłodnej gdy nawet nie mogła jednoznacznie powiedzieć, że niezadowolonej. Potem spojrzała ponownie na korytarz cicho w myślach odliczając pokoje.
        - Dziękuję - odpowiedziała krótko, dłużej nie blokując wejścia.
Zgarnęła co miała zabrać, a po powrocie o dziwo zastała mężczyznę przy oknie. Co prawda nie zastanawiała się czy ma go oczekiwać, czy odwrotnie pracownia będzie pusta, ale wcześniej wyglądało jakby chciał wyjść.
        Martwić się z tego powodu nie zamierzała, nawet odwrotnie. O ile mogła użyć wyobraźni o tyle pusty fotel był wciąż mało współpracującym modelem. Skoro brunet wciąż tutaj był, mogła użyć go jako manekina.
Teraz już mogła dostrzec subtelne niezadowolenia. A jednak coś czasami malowało się na kamiennej twarzy, lub dokładniej w zielonych oczach. Zupełnie jakby przez moment brunet oczekiwał, że się przesłyszał.
Niestety słyszał dobrze, a Ryan cierpliwie, z uśmiechem i nieugiętym spojrzeniem uparciucha nie licującego z ogólnie trzpiotowatą prezencją, poczekała aż mężczyzna usadowił się na meblu. Teraz miała pełnię obrazu. Oczywiście, że brunet miał tyle wspólnego z sędzią co pies z koniem, miały cztery nogi i głowę. Ale właśnie tego potrzebowała na obecny moment.
        Gdy projekt, na który teraz musiała nałożyć sylwetkę Goyi był gotów, Sky płynnie przeszła do odmiennego tematu, skoro ten grzecznie siedział przed nią.
Emocje z natury były trudne do odwzorowania. Ktoś mógłby powiedzieć, że w tym przypadku Liam powinien być prostym tematem, ale nic bardziej mylnego. Oddać podobieństwo, to jedno, wyłapać niemal martwe spojrzenie razem z jego sekretami… wszystko tkwiło w nieuchwytnych i często niedostrzegalnych drobiazgach, we wczuciu się w temat.
Ryan czytała ludzkie emocje lepiej niż można by oczekiwać po roztrzepanym stworzeniu. Dostrzegała szczegóły dla wielu niewidoczne i przelewała je w prace, w ten sposób dodając im głębi odróżniającej się od zwykłych obrazów tylko portretujących podobieństwo do modela.
        Sydney potrafiła milczeć godzinami gdy na czymś się skupiła, zadawała też pytania bez namysłu jeśli jakiś temat ją interesował. Nie ze zwykłego wścibstwa, a ponieważ z jakiegoś powodu wydawało jej się to istotne. W tym wypadku cień na powiekach był dość frapującą zagadką. Cel kryjący się za makijażem wiele wnosił i bardzo wiele zmieniał w ostatecznej interpretacji.
        Dziewczyna spojrzała na bruneta jeszcze uważniej, czekając odpowiedzi innej niż spojrzenie. Zielonych oczu się nie bała, chociaż w przypadku tej osoby pewnie powinna. Tylko czy się tym przejęła? Niespecjalnie. Kontakt wzrokowy zupełnie jej nie onieśmielał, niezależnie od kontekstu czy konieczności poszukiwania rozsądku. Jako artysta przywykła do wielu niezręczności. Na bogów nie raz i nie dwa malowała nagich ludzi, czy mogło być coś bardziej żenującego dla obu stron? No właśnie.
        Tak jak podejżewała, czernione powieki miały ważny kontekst, ale nie wpadłaby na takie zastosowanie. Sprytne. Słońce potrafiło być uciążliwe dla ludzi, ale dla istot przyzwyczajonych do ciemności, miejsca takie Rubidia musiały być udręką. Niemal w tym samym momencie gdy zakodowała odpowiedź nastał koniec zabawy. Wzrok dziewczyny odprowadził wstającego bruneta.
        - Dobrej nocy - odpowiedziała, zamykając szkicownik.
Otoczyła ją cisza i pustka, dla Ryan nic złego. W swojej sprzecznej naturze lubiła towarzystwo, ale nie potrzebowała go nieustannie. Na pewno nie gdy poświęcała się pracy, wtedy całe godziny lub dni spędzała w zupełnej samotności nie odczuwając braku innych żywych istot.
        Przesiadła się opierając się o bok fotela żeby wygodniej ułożyć kartki na kolanach i wróciła do szkiców, poprawiając co mogła i dodając detale z pamięci.
        Przybycia i zniknięcia pokojówki w zasadzie nie zarejestrowała. Zorientowała się, że w pracowni zrobiło się jaśniej w momencie gdy służka w ciszy opuszczała pokój. Nawet dobrze. Ciągłe trajkotanie było męczące. Paola może była sympatyczna, i Ryan starała się odwzajemnić miłe zachowania, ale nie w głowie jej była posiadłość czy zabawy w przyjazne rozmówki. Myśli malarki pływały już dawno na własnych wodach, i dodatkowe bodźce były jak niepotrzebne fale. Wpierw starała się wszystko zorganizować, teraz już dawno była między rysunkami.
        Właśnie poświęciła całą stronicę na próbę odtworzenia oczu z poprzedniego szkicu w powiększeniu, gdy doszły ją kroki. Podniosła się z ziemi i uśmiechnęła do dostrzegalnie zmęczonego sędziego. Wymuszony czy sztuczny uśmiech również potrafiła rozpoznać.
        - Bliżej mi do sowy niż rannego ptaszka - odparła z uśmiechem. Korzystając z sadowiącego się sędziego, sama przycupnęła na stołku, i zwinięta w paragraf przeczący prawom fizyki rozłożyła szkicownik na przygotowanej wcześniej stronie. A la Liamowy manekin zaczął nabierać potężniejszych kształtów. Otrzymał właściwą pierś i odpowiednie spojrzenie.
        - Aż nadto, dziękuję za wszystko - odpowiedziała grzecznie, adekwatnie do pytania. A uwagę dzieliła pomiędzy słowa a rysunek. Dla odmiany do pracy w ciszy, z pozującymi dość często się rozmawiało, chociażby po to, żeby dodać im otuchy, albo odwrócić uwagę od dłużącego się siedzenia.
        - Panie sędzio, to bardzo miłe, ale jestem podwykonawcą nie gościem, proszę nie zawracać sobie głowy moją obecnością - odpowiedziała pogodnie, zastanawiając się jednocześnie jaką minę nadać sędziemu. Status zobowiązywał do powagi. Wzięła się za rozrysowanie kilku prostych wersji ust mężczyzny, na brzegu strony, zaraz obok projektu sylwetki.
Zapytana już miała zacząć od tłumaczenia poszczególnych etapów prac, ale powstrzymała natłok myśli, oderwała się od kartki i skupiła się na moment tylko na odpowiedzi słowa ubierając w konkrety istotne dla Goyi.
        - W zasadzie to potrzebuję pana jedynie do szkicu, on będzie wymagał trochę poświęcenia, coś około popołudnia, ale czy w jednym ciągu czy na raty, to już zależy od pana dyspozycyjności. Czasami mogę potrzebować trochę pana czasu podczas nakładania baz, ale tak naprawdę ponowna pana obecność znów będzie niezbędna dopiero przy ostatnich warstwach obrazu - wyjaśniła.
        - Farby olejne mają ten minus, że długo schną i nie da się przyspieszyć etapów prac - dokończyła. Dlatego właśnie bezsensem było ściąganie jej tutaj. Tego na głos nie mówiła. Zgodziła się na warunki klienta, nie było dyskusji, tylko zwyczajnie jeszcze nie wiedziała czym wypełni resztę dnia.
        - Bardziej by mnie interesowało czego pan oczekuje? - popatrzyła na sędziego, bezwiednie, w zamyśleniu postukując sangiwną w dolną wargę.
        - Stanowisko zobowiązuje. W sam raz byłby portret z góry spoglądających na przybywających, budzący respekt i należyty szacunek - odezwała się dopiero po chwili.
        - Nawet jeżeli aż prosi się o przytłumione światło, dymiące cygaro i szklankę whisky na stoliku obok - wymamrotała, przygryzając paznokieć kciuka.

        Cały dom poszedł spać, a Ryan wciąż siedziała w pracowni, ostatecznie zasypiając tak jak siedziała od wyjścia sędziego, u stóp fotela z nieodłącznym notatnikiem na kolanach. Obudził ją dopiero rysik wyślizgujący się z palców, cicho upadający na ziemię.
        Ocknęła się gwałtowniej łapiąc oddech, lekko nieprzytomnie rozglądając się po pokoju. No tak, nie była u siebie. Wstała w jedną rękę zgarniając buty, które czyniłyby niepotrzebny hałas, w drugą, ostatnią świeczkę, która jeszcze nie zgasła i trzymając rysownik pod pachą cicho wyszła na korytarz. Niemo poruszając ustami policzyła drzwi znajdując swoje.
        Buty zostały przy wejściu, świeczka stanęła przy łóżku, gdy dziewczyna wygrzebała z plecaka piżamy. Szumne określenie na świeże majtki i męską koszylkę sięgającą ledwie za pośladki. Ciemno szarą, z rozciągniętym dekoltem i wyprutymi rękawami tak, że szwy puściły już dawno, odsłaniając boki dziewczyny aż do talii.
Poszła do łazienki. Szybko doprowadziła się do porządku i ledwie przytomna padła w wykrochmaloną pościel, wstając jeszcze na chwilę, żeby zdmuchnąć świeczkę.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Chyba było go słychać z korytarza, bo dziewczyna powitała go spojrzeniem w samych drzwiach. Alfonso uśmiechnął się na reakcję szatynki. Była bystra, to ułatwiało współpracę i sprawiało, że stawała się bardziej znośna.
        - To jak nazywają tych, którzy kładą się późno i wstają wcześnie? – zapytał w ramach zaczepki, niekoniecznie oczekując odpowiedzi od sadowiącej się malarki. Jej odpowiedź na kolejne pytanie wydawała się mężczyznę usatysfakcjonować, natomiast grzecznościowe wyjaśnienia później wywołały kolejny rozbawiony grymas.
        - Nonsens. Niezależnie od zlecenia pozostaje panna moim gościem – wyjaśnił uprzejmym tonem, ale odwrócone w stronę okna spojrzenie sugerowało koniec tematu. Nie będzie jej przecież tłumaczył, że chce by poznała posiadłość na tyle, by się w niej nie zgubić, a w efekcie nie błąkać się po korytarzach, zaglądając tam, gdzie nie powinna. Ogon będzie jej przyczepiał na wyjścia poza rezydencję, tutaj jest to zbędne.
        Na wyjaśnieniach, co do przebiegu prac skupił się już bardziej, spoglądając na dziewczynę spod zmarszczonych brwi, wzrokiem przebijając tytoniowy dym. Zapowiadało się nawet niezgorzej.
        - Dobrze, to jutro zaczniemy i zobaczymy, czy uda się skończyć – postanowił, by później wysłuchać zarówno kilku nieistotnych dla niego informacji, jak również nieco ważniejszego pytania. Sam jeszcze nie miał pomysłu na to, czego oczekuje. Obraz wymyśliła Isabela i diabli tylko wiedzieli co jej siedziało w głowie.
        Sędzia zamyślił się, pykając cygaro i przyglądając się dziewczynie, która rysikiem, czy co tam miała, pukała się usta. Próbował doszukać się na nich śladu, ale faktycznie chyba powoli musiałby zainwestować w okulary. Propozycję na portret przyjął cichym pomrukiem, raczej średnio zainteresowany, gdy bardziej ciekawe było obserwowanie samej malarki. Zwłaszcza mamrotana propozycja zdała się uderzyć w dobrą nutę i Alfonso przechylił głowę, z uśmiechem przyglądając się obgryzającej palce dziewczynie. Źle się skończą te wieczorki, oj źle.
        - Zobaczymy, jak będzie pannie szło, ale osobiście przychylam się do wersji z cygarem. Mianowicie palić będę je i tak, więc równie dobrze może je panna zamieścić – powiedział, wstając z fotela i zbierając rozgonione myśli. – Do zobaczenia jutro – skinął malarce i wyszedł, zostawiając dziewczynę samą.

        Goya wrócił do swojego gabinetu i uśmiechnął się cierpko na widok przyjaciela za swoim biurkiem. Nie przeszkadzało mu to jednak wcale, bo zasiadł ciężko w fotelu „dla petenta”, przez dym tytoniowy spoglądając na przeglądającego papiery demona.
        - I co sądzisz? – zapytał sędzia, przywołując na siebie zielone oczy.
        - Nie podoba mi się – odpowiedział spokojnie Liam, wstając i zbierając pergaminy na stos. Alfonso zmarszczył brwi zaskoczony.
        - Czemu?
        - Ślepniesz na starość? Wystarczy jeden rzut oka, by wiedzieć, że to fatalny pomysł.
        - Bzdura. Jest po prostu… oryginalna. Od kiedy oceniasz po pozorach?
        - Nie po pozorach tylko po pierwszym wrażeniu, którym jest bijący po oczach nieprofesjonalizm. Od kiedy ci tak zależy na interesach z kobietami?
        - Mój drogi, na kobietach zawsze mi zależy…
        - Wiesz o czym mówię.
        - Wiem, wiem. Ale co ja poradzę? Nawet nie wiedziałam, że to babka - prychnął Alfonso i zaraz parsknął krótkim, niespodziewanym śmiechem, aż mu dym z nosa poszedł. -Podejrzewam, że Isabela nadal nie wie – dodał, odkaszlując i spoglądając na Liama, który zamilkł nagle. Sędzia zbystrzał. – Co?
        - O kim ty, do cholery, mówisz? – zapytał demon z absolutnym spokojem, ale samo przekleństwo zdradzało irytację.
        - O malarce. A ty o kim?
        - O malarce – powtórzył niemal bezgłośnie Liam, przymykając oczy, by po chwili łypnąć na przyjaciela i postukać knykciem w leżące przed nim papiery. – Ja mówię o tej przemytniczce od siedmiu boleści, która naczytała się zbyt wielu kryminałów i teraz podskakuje. Ta, o której rozmawialiśmy dosłownie chwilę temu.
        - Aaa, ta ruda!
        - Tak, Al, ta ruda.
        - Ej, lubię ją.
        - To już ustaliliśmy.
        - Wiem, wiem – rzucił rozbawiony Alfonso, pocierając chwilę skroń i zastanawiając się nad tematem. – Dobra. Załatw to – powiedział w końcu, zupełnie innym tonem i to najwyraźniej wystarczyło, bo demon skinął głową i zwinął w rulon dokumenty, które wcześniej przeglądał, a które prawdopodobnie niedługo wylądują w kominku. Ruszył w stronę wyjścia, nie chcąc przeszkadzać przyjacielowi w pracy, ale Goya nie ruszał się z fotela, więc chyba też miał na dzisiaj dosyć.
        - A o niej co sądzisz? O malarce? – sprecyzował rozbawiony, dogaszając cygaro w popielniczce i obracając się za zatrzymującym się w przejściu demonem.
        Liam zastanowił się niechętnie, ale przypomniały mu się tylko wielkie brązowe oczy, spoglądające na niego z dołu i to do góry nogami.
        - Jest… mała – stwierdził, wywołując wesołość sędziego. – I w desperackiej potrzebie nowego obuwia – dodał, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi, zza których wciąż dobiegał chrapliwy śmiech. Też powód do radości.

        Poranek przyniósł kolejny upalny dzień, w związku z czym Liam od rana był nie w sosie, co nie wróżyło najlepiej osobom, z którymi miał się dzisiaj spotkać. Sędzia był już w mieście, a señora Isabela wciąż w pieleszach, podobnie jak jej córka w swoich komnatach, z tym, że o ile panią domu zostawiono w spokoju, do Anity pukała lękliwie służba, by przygotować dziewczynę do szkoły. Przed południem w posiadłości znajdowała się więc już tylko señora.
        Isabela Goya była zjawiskowo piękna i wiek ponad czterdziestu lat jej w tym absolutnie nie przeszkadzał. Długie falowane włosy, które odziedziczyła po niej córka, wciąż błyszczały w słońcu wszystkimi odcieniami brązu, opalona skóra wciąż była gładka, a zmarszczki na twarzy wskazywały bardziej na bogatą mimikę, niż wiek. Szczupłej sylwetki zaś mogłaby pozazdrościć jej niejedna nastolatka.
        - CLARA!
        Donośny okrzyk poniósł się po ogrodach, płosząc ptaki z drzew i siejąc zamęt w posiadłości. Cóż, nikt Isabeli nie zazdrościł jej charakteru.
        - CLARA!!
        - Tak, señora! – zdyszana pokojówka wypadła na zachodni taras, gdzie pani domu spożywała śniadanie. Teraz siedziała w fotelu w zwiewnej sukni do kostek, paląc cygaretki przez długi uchwyt, podczas gdy wielki kapelusz z rondem rzucał cień na jej twarz. Na stoliczku koło filiżanki z kawą stał dzwoneczek, którym wzywało się służbę, ale Isabela rzadko z niego korzystała.
        - Mój mąż mówił, o której wróci? – zapytała, nie spoglądając na służącą.
        - Wczesnym popołudniem, señora – odparła pokojówka z dygnięciem, którego brak Isabela by pewnie nawet usłyszała.
        - A Liam?
        - Niestety nie wiadomo, gdzie jest pan Liam, ani kiedy wróci.
        - Ugh! – westchnęła Isabela i wydęła usta w wyrazie skrajnej nudy i braku uwagi. - Dobrze dziękuję – mruknęła i gestem odprawiła pokojówkę, nim coś jej się przypomniało. – Zaraz, Clara!
        - Tak, señora?
        - A malarz już jest? – zapytała, a przedłużająca się cisza kazała jej odwrócić się lekko w stronę pokojówki i łypnąć spod ronda. – Clara?
        - Tak, señora. Malarka przybyła wczoraj po południu.
        - Jaka malarka? – zapytała Isabela, a pokojówka już żałowała, że dzisiaj otworzyła oczy.
        - Panna Skyline…
        - Ryan Skyline to kobieta?
        - Tak, señora…
        - Dios mío, quién inventó que una mujer tuviera un nombre masculino? – mamrotała pod nosem Isabela. – Clara! Gdzie ona jest?
        - Nie wiem czy wstała…
        - Przecież południe już jest. Jak wstanie to niech do mnie przyjdzie, muszę się przywitać – zakomenderowała Goya i gestem dłoni na dobre odprawiła już Clarę, której dwa razy nie trzeba było powtarzać. Dziewczyna czmychnęła do posiadłości i ruszyła na poszukiwania Paoli.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Wraz z nadejściem poranka Paola cicho zapukała do pokoju, a słysząc jakieś mamrotanie w odpowiedzi, weszła do środka. Przecież malarka mogła czegoś potrzebować.
Artystka tymczasem tylko mruknęła przez sen i przekręciła się na drugi bok nieprzyzwyczajona, żeby ktokolwiek, cokolwiek chciał od niej o tej porze.
        Pokojówka popatrzyła na śpiącą postać, szybko odwróciła wzrok i zakrzątnęła się po pokoju.
Niewiele miała do zrobienia, a mimo szurania i stukania, malarka nie wydawała się budzić, więc służka trochę niepocieszona ruszyła do dalszych obowiązków. Zgarnęła ręczniki i ubrania i ruszyła do praczek na ploteczki.
        - Co to za szmaty, do wyrzucenia chyba nie do prania - Klaudia rozpostarła spodnie, spoglądając na nie z politowaniem.
        - Nie szmaty tylko ubrania malarki - Paola przysiadła na zydelku nie spiesząc się w dalszą drogę.
        - I naprawdę mam to uprać? - dopytywała się praczka patrząc z niedowierzaniem na podarte ubranie. Koszula była wielka, spokojnie pan Goya by się w nią zmieścił, ale przynajmniej nie miała dziur.
        - Chyba tak, leżały odłożone na półce w łazience, a ona ogólnie prezentuje się jak jakieś indywiduum - Paola wzruszyła ramionami, wywołując ciekawsze spojrzenie drugiej służącej i jednocześnie samej gotowiąc się do dalszej rozmowy.
        - Co ty powiesz…
        - Naprawdę. Ubranie i buty jak kloszard i ogólnie dziwna jakaś taka. A sypia to już w ogóle, nie dość, że siedziała wczoraj do nieprzyzwoitych godzin, to śpi w szmatkach jakichś czy półnago, ciężko jednoznacznie stwierdzić - Paola mówiła, a Klaudia więcej słuchała niż pracowała.
        - Co tu takie zgromadzenie - weszła trzecia kobieta, z naręczem pościeli do prasowania.
        - Cześć Mariah, o malarce rozmawiamy - zagaiła Klaudia, a druga z praczek zamieniła się w słuch.
        - A słyszałyście wy kiedykolwiek o jakiejś malarce? - Mariah zaraz włączyła się do dyskusji, układając pościel jakby ta miała zamiar sama się wyprasować.
Obie służące pokręciły przecząco głowami.
        - No właśnie, o diwach to się słyszy ale o malarkach nigdy, to nie praca dla przyzwoitej kobiety. Ciekawe czy w ogóle coś potrafi - perorowała Maria.
        - No właśnie młoda jakaś taka jest - podłapała temat Paola.
        - I kto to słyszał się tak nazywać - dołączyła Klaudia. Co jak co, ale plotka, że zamiast mężczyzny pani niechcący zatrudniła kobietę, obiegła dwór szybciej niż powstała pracownia.
        - Mówię wam, jeszcze naciągaczka jakaś - podsumowała Maria wreszcie łapiąc się za prześcieradło.

        Ryan kichnęła głośno i jeszcze w półśnie potarła swędzący nos. Ktoś ją obgadywał czy co. Przeciągnęła się leniwie, powoli przyzwyczając oczy do jasności. Ziewnęła jeszcze, potarła powieki i powiodła spojrzeniem po pokoju. No dobrze, nie była u siebie, to rejestrowała już coraz szybciej. Świadomość docierała do dziewczyny wraz z coraz nowymi faktami. Gdzie w takim razie coś zje. Od wczoraj nie miała w ustach nic, nawet kawy się dobrze nie napiła i teraz zamiast żołądka miała supeł. Mało zdrowe prowadzenie się to jedno, ale śmierć głodowa na zleceniu brzmiała marnie. Dlatego tylko, że nie umiała znaleźć kuchni, to już brzmiało kretyńsko. W takiej chwili, chociaż do tej pory była niezbyt przychylnie nastawiona do propozycji zwiedzania posiadłości, teraz zaczynała dostrzegać pewne zalety. A organizm głośno domagał się czarnego naparu.
        - Argh! - poczochrała włosy wstając z marudnym westchnięciem. Na co jej to wszystko było. Wzięła szybką kąpie i już miała się ubrać, tyle, że do wszystkiego ubrań nie było.
        - No jeszcze czego - mruknęła pod nosem rozglądając się po całym pomieszczeniu. Była śpiąca nie pijana, zostawiała rzeczy na szafce zaraz obok półki z ręcznikami. Przez sen słyszała jak ktoś krzątał się po pokoju, a wreszcie obudzony umysł szybko formułował wyjaśnienia.
        Zawinęła się w ręcznik i podążyła do szafy z plecakiem. Kolejne niedogodności związane z mieszkaniem w gościnie tylko się piętrzyły. Dobrze, że było gorąco, pranie powinno szybko wyschnąć, oby jak najszybciej zwrócili jej ubrania, bo aż takich zapasów nie wzięła.
        Przekopała zawartość wora i wzięła drugą parę spodni i drugą białą koszulę. W tak gorące dni ciężko było nosić coś innego.
        Tym razem guziki zapięły się równo, chociaż koszula była niedopięta zarówno u góry jak i u dołu. Za wielka, z cienkiej, przewiewnej bawełny, spokojnie mogłaby służyć za kusą sukienkę, gdyby nadmiar długości nie został zebrany w węzeł, tym razem ciasno związany, unoszący materiał w fałdy ledwie sięgające paska spodni.
Piżamy ułożyła na poduszkach, pod kołdrą, licząc, że w taki sposób pokojówka się do nich nie dobierze.
W tym czasie Clara znalazła Paolę, a ta właśnie weszła sprawdzić czy malarka już się obudziła.

        - Dzień dobry - przywitała się pokojówka - Jak dobrze, że panienka już wstała, pani Isabela chce pannę poznać. A czy czegoś może panienka potrzebuje?
Ryan uśmiechnęła się życzliwie. Do ogólnie gwarnej atmosfery też musiała przywyknąć.
        - Chętnie bym coś zjadła, a na pewno napiłabym się kawy, ale wpierw może pójdźmy do pani Isabeli, niech nie czeka - odpowiedziała grzecznie. Wreszcie miała poznać prawdziwego zleceniodawcę. Ciekawe czy już ją uprzedzono, czy nadal oczekiwała mężczyzny.
        - W takim razie przyniesiemy śniadanie na taras. Proszę za mną - oznajmiła Paola.
Ryan wciągnęła buty i zaniechała tłumaczenia o zbytku fatygi. Chcą przynieść śniadanie na taras, niech niosą, w sumie co jej do tego. Sędzia zapowiedział, że była gościem i nie wyglądało, że zostawiał jej jakiekolwiek pole do dyskusji w tej kwestii.
Podążyła za pokojówką wprost na taras gdzie czekała pani domu.
        - Dzień dobry, Ryan Skyline - Sky przywitała się grzecznie siadając na wskazanym fotelu. Zaraz potem na stole pojawiła się konfitura z pomarańczy, bajgiel i upragniona kawa. Mleko i cukier zjawiły się obok, ale były zbędne, jak dziewczyna sięgnęła po filiżankę i zanurzyła się w bogatym aromacie.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Gdy Ryan wyszła na taras, zastała panią domu stojącą przy schodach na ogród, z długą lufką w dłoni i nadstawiającą twarz ku słońcu. Gdy Isabela usłyszała kroki, odwróciła się teatralnie zarzucając włosami i przytrzymując dłonią kapelusz. No już tak miała, trzeba było przywyknąć.
        - Señorita Skyline – powitała malarkę z uśmiechem. – Proszę siadać, zaraz zostanie podane śniadanie. Isabela Goya – wyciągnęła do dziewczyny rękę. – Proszę mówić mi Isabela.
        Kobieta miała silny południowy akcent, którego nie było aż tak słychać u jej męża. Trochę trudniej przyswoiła wspólną mowę, a trochę uznała to za swój urok, najwyraźniej lubiąc pobrzmiewać obcym językiem.
        Gdy malarka się przedstawiła, Isabela skinęła wdzięcznie głową. Tak będzie zdecydowanie łatwiej.
        - Wybacz, że dopiero teraz się spotykamy, ale zasiedziałam się wczoraj u przyjaciółki. Mieszka niedaleko galerii, w której zobaczyłam twoje obrazy. Maravilloso! – zachwyciła się Isabela, przykładając dłoń do dekoltu. Na palcach połyskiwała złota obrączka i pierścionek z diamentem. W blasku słońca nie sposób było pomylić go ze zwykłą błyskotką.
        - Ta kobieta w czerwieni! Estupendo! Ale to ten stary człowiek mnie przekonał. Brzydki mężczyzna, ale portret bardzo mi się spodobał! Dlatego poprosiłam o kontakt. Rozmawiałaś z Alfonso, ? To będą jego pięćdziesiąte urodziny, a już naprawdę ciężko wymyślić dla niego prezent – westchnęła ciężko, ale zaraz rozpromieniła się na nowo. – No i oczywiście bankiet! Jak długo potrwa stworzenie obrazu? – zapytała Isabela.
        Odpowiedź wyraźnie jej nie usatysfakcjonowała, bo kobieta westchnęła coś pod nosem, ale w końcu machnęła dłonią. Zdawała się mieć wyjątkową umiejętność odganiania trosk zaledwie gestem.
        - Trudno, później zrobi się następny – stwierdziła z uśmiechem.
        Gadulstwo pani domu miało ten plus, że Ryan mogła we względnym spokoju zjeść śniadanie. W międzyczasie przyszła też pokojówka zebrać naczynia i popielniczkę po cygaretkach Isabeli.
        - Panienka Anita wróciła, señora – powiedziała jeszcze. – Mówiła, że pan prosił, by oprowadziła pannę Ryan.
        - No to niech przyjdzie, co to za głuchy telefon – prychnęła kobieta, a pokojówka dygnęła i zniknęła w domu. Zamiast niej zaraz pojawiła się Anita. Zerknęła na malarkę i skinęła jej głową.
        - Mamá – przywitała się, przenosząc wzrok na matkę. Podeszła do niej i pocałowała ją w oba policzki.
        - Hola mi amor. Cómo estás?
        - Bien, gracias.

        Dziewczyna wyglądała lepiej. Włosy miała porządnie uczesane i spięte w wysoką kitę, a loki kaskadą spadały na jej plecy. Zdrowiej wyglądająca buzia i schludny ubiór w lokalny mundurek też zrobiły swoje.
        - Jeśli panna Skyline już zjadła, to może oprowadzę teraz? – zapytała, spoglądając pytająco bardziej na malarkę niż na matkę, ale ta właśnie odpowiedziała, zbierając się z fotela.
        - Idźcie, ja i tak zaraz lecę do miasta. Miło było cię poznać Ryan, do zobaczenia – powiedziała znikając w domu.
        Anita spojrzała na malarkę, a później jeszcze raz upewniła się, czy matki już nie ma i czy nie podsłuchuje.
        - Anita Goya - przedstawiła się, wyciągając do artystki rękę. Najwyraźniej miała zamiar udawać, że wczorajszego popołudnia nie było.
        - Posiadłość otoczona jest wysokim płotem na całym terenie, po tym poznasz jej krańce – zaczęła mówić i zeszła ze schodów na trawę, oglądając się czy malarka za nią idzie. – No, wszędzie poza plażą. Z klifu jest zejście na dół, trochę strome, trzeba uważać. Plaża na dole jest nasza. Płotu nie ma, ale ktoś od papy zawsze się tam kręci. Możesz się kąpać jeśli chcesz, woda jest teraz wspaniała - dodała z uśmiechem.
        Obeszły dom dookoła. Trawa była miękka, a kwiatowe rabaty biły zapachem i brzęczeniem owadów. Okolica była sielankowa.
        - Tutaj są stajnie i powozownia. Jeśli będziesz chciała gdzieś jechać to wystarczy powiedzieć służbie w domu i podstawią ci powóz. – Anita wskazała całkiem spory budynek, niemal bliźniaczy pod względem wyglądu do domostwa. Dopiero szeroka dwuskrzydłowa brama zdradzała przeznaczenie budynku.
        - Po drugiej stronie jest podobny budynek, tam przebywają ludzie papy. Ochroniarze i tak dalej. Wejdźmy do środka. - Dziewczyna poprowadziła malarkę przez frontowe wejście na powrót do rezydencji. – Parter jest ogólnodostępny poza gabinetem papy, to tamte drzwi – powiedziała Anita, wskazując dłonią mahoniowe drzwi na końcu korytarza.
        - Kuchnia jest na końcu tamtego korytarza, ale tam nie chodzimy. Posiłki podawane są w jadalni, to tutaj. – Dziewczyna wskazała kolejny pokój. – Ale jeśli chcesz to możesz poprosić Paolę żeby podawała ci do pokoju, im jest wszystko jedno – dodała beztrosko.
        - Poza służbą w domu pracują ludzie papy. Liama już poznałaś. On też tu mieszka – dodała i rozejrzała po korytarzu. – Na piętrach są pokoje gościnne, biblioteki i gabinety. Wschodnie skrzydło to sypialnie i pokoje rodziny, więc tam po prostu nie chodź. To chyba wszystko. Chyba że masz jeszcze do mnie jakieś pytania? – zakończyła Anita, spoglądając na Ryan. W razie czego zdawała się naprawdę chętna do rozmowy.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Sky wyszła na nasłoneczniony taras i przywitała się grzecznie z panią domu, przytakując na wzmiankę o śniadaniu. Isabela pierwszą młodość miała już za sobą, ale wciąż była piękną kobietą. Niemal prosiła się o uwiecznienie na obrazie z tymi długimi ciężkimi, ciemno brązowymi lokami i zwiewną suknią, na tle soczystej zieleni ogrodu. Jeśli ktoś spytałby ją o zdanie, to właśnie był materiał na akwarelę. Chociaż w oleju też wyglądałaby dobrze.
        Co do konwenansów, malarka specjalnie się do nich nie przywiązywała. Tytułowała wszystkich per pan gdy było trzeba, i nie krępowała się mówić na ty, jeśli klient wyraził taką chęć. To właśnie on decydował, a Sky grała wedle wskazówek.
        - Ryan - odpowiedziała z uśmiechem, słuchając wyjaśnień i pochwał z grzecznym potakiwaniem gdy było wymagane.
Co się wszyscy na tego brzydkiego mężczyznę uwzięli, facet po pięćdziesiątce jak każdy inny. A Jean się okazywało, że nawet mimo pozostawienia go daleko za sobą, łatwił jej robotę. Przychodziła chyba pora zwinięcie płótna w tubę i dodania do galerii innego portretu jak zalecała Simone, bo gotowi wszyscy byli ją zakwalifikować jako akcistkę i malarkę od dziadków albo coś, gdy była przede wszystkim portrecistką.
        - Obawiam się, że nawet koło miesiąca - odpowiedziała rzeczowo. Gorące lato powinno usprawniać wysychanie farb. Ona ze swojej strony też zamierzała dodać przyspieszacza, ale zawsze lepiej było klienta rozczarować w tę stronę niż odkładać realizację świecąc oczami za opóźnienia.
        Co następne się zrobi, nie do końca zrozumiała, bankiet chyba. Nie jej broszka w każdym razie, a Isabela nie wyglądała jakby z nią dyskutowała czy omawiała cokolwiek, bardziej planowała swoje poczynania.
Malarka skupiła się więc na posiłku, korzystając póki miała talerze, a kawa była gorąca. Tym ostatnim nieczęsto miała okazję się cieszyć. Zimna kawa, paskudztwo i bardziej konieczność niż radość. Gorąca, parująca, świeżo zmielona, to było coś zupełnie innego...
        Podobnie jedynie jednym uchem poświęciła uwagę rozmowie o Anicie (wciąż nie wiedziała kto to) i zwiedzaniu posiadłości, resztę uwagi poświęcając konfiturze. Coś tak pysznego z kolei powinno być albo zakazane albo szerzej dostępne. Nałożyła całą łyżeczkę na ostatni kawałek chrupiącej bułki i włożyła całkiem pokaźną całość do ust, akurat gdy pokojówka zniknęła, żeby zaraz po niej, na tarasie pojawiła się schludna nastolatka.
        Ach więc to była Anita! Normalnie nie do poznania, tylko, że Sky miała całkiem dobrą pamięć do twarzy, i nieźle potrafiła ignorować krępujące sytuacje. Zapytana skinęła głową, więcej w siebie wcisnąć by nie mogła, w sam raz starczy jej do kolacji, albo do następnego śniadania w razie konieczności.
Z odchodzącą Isabelą, pożegnała się skinieniem głowy, całą atencję poświęcając już tylko nastolatce.
        - Ryan Skyline, bardzo miło mi panienkę poznać - Sky ewidentnie zamierzała uczynić dokładnie to co Anita, udawać, że wczorajszy incydent nie miał miejsca.
        Potem zaczęła się ścieżka zdrowia, albo szkoła przetrwania jeśli chodzi o orientację w przestrzeni. Ogród był piękny, chociaż to ogrodzenie było najważniejszym elementem. Czyli zabłądzić wśród drzew się nie dało bo prędzej czy później trafi na płot. Co za ulga. Pamięć terenową miała przeciętną, ale większym problemem mogło być zagubienie we własnych myślach, które utrudniało zapamiętywanie drogi gdy się powinno. Nie to by zamierzała się włóczyć po terenie posiadłości, ale jak to mawiają przezorny zawsze ubezpieczony.
Plaża i klif brzmiały całkiem nieźle i wyglądały pięknie już na samym horyzoncie wieńczącym ogród. Tam akurat musi się wybrać.
        Ryan posłusznie szła za dziewczyną, rozglądając się wedle wskazań, kodując stajnie, ludzie papy - nie pomylić. Pytanie co za “i tak dalej” zepchnęła na dno świadomości jako nieistotne. Za to zapamiętała wejście i wygląd holu. To się mogło mocno przydać. Szczególnie “gabinet papy”.
Gabinet sędziego, nie wchodzić, zapamiętywała korytarz, żeby zaraz pokierować oczy na drugi korytarz z kuchnią na końcu. Uh! Nie mogli umieścić części “nie wchodzić zawsze po jednej stronie albo w jednym miejscu? Naprawdę musieli merdać stajnie ze stróżówkami, a kuchnie z gabinetem, umieszczając je w takich samych korytarzach, gdy kuchnia mogła się przydać?
O jadalnia. To było znacznie prostsze, i łatwiej dostępne. Tym lepiej, że do kuchni raczej się nie chodziło, chociaż w sumie łatwiej byłoby jej samej złapać od czasu do czasu kromkę chleba, niż dzwonić po służbę. Cóż, będzie się musiała poprzestawiać w inne tryby działania.
        Podawanie posiłku do pokoju brzmiało już lepiej. W sumie to nawet mogłaby się do tego przyzwyczaić…
No i znów służba i ludzie papy. Ach i Liam, on był chyba człowiekiem sędziego wnioskując z kontekstu, bo na zwykłego służącego, nawet wysoko ustawionego, raczej nie wyglądał. Informacje pojawiały się jedne po drugich, a Sky starała się sortować na te ważne, te niepotrzebne i te, których nie słyszy bo tak podpowiadał jej... ogólny rozsądek.Wschodnie skrzydło. To dodała do informacji istotnych. Zapamiętać i tam nie błądzić pod żadnym pozorem. A pytania, czy jakieś miała…
        - Tak, mam jedno pytanie, czy możesz mi narysować mapkę? - zagaiła wesoło, zerkając na dziewczynę.
        - Spokojnie, żartowałam - dodała zaraz ze śmiechem.
        - Postaram się nie pogubić, a i tak większość czasu spędzam w pracowni. Dziękuję za czas, który mi poświęciłaś - i wtedy Ryan olśniło w trakcie wypowiedzi.
        - Ale czy mogłabyś mi jeszcze pokazać drogę do mojej sypialni? Wyszłyśmy zupełnie od innej strony, i nie chciałabym się pomotać - wytłumaczyła z rozbawieniem, próbując przypomnieć sobie drogę z wczoraj. Jednak powinna narysować ten krzyżyk na drzwiach.

Weszła do sypialni i odetchnęła głęboko. Jak dzisiaj było gorąco. Dzień aż się prosił, żeby spędzić go gdzieś w cieniu. Usiadła do sekretarzyka, wyciągnęła pergamin i zaczęła w myślach szukać potrzebnych rzeczy. Lista powoli wypełniała się o kolejne pozycje.
Zostawiła niewielki podpisik w dolnym rogu i przeczytała wszystko co wyskrobała, zastanawiając się, czy aby o czymś nie zapomniała. Miała już plan na sędziego, i na zabicie czasu w interwałach między pracą nad portretem, teraz potrzebowała zaopatrzenia.
Sięgnęła po dzwoneczek i po drobnym zawahaniu, zadzwoniła. Paola zjawiła się szybciej niż mogłaby pomyśleć.
        - Czy ktoś mógłby dostarczyć tę listę to kramu? - złożyła kartkę na pół, i na odwrocie napisała adres, Rękodzielna 16.
        - Odbiorę wszystko osobiście w poniedziałek - dodała, podając służącej kartkę.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Anita ze skrywanym zadowoleniem zauważyła, że malarka nie ma zamiaru się wyłamać i wsypać jej przy matce. Przywitały się oficjalnie, ale gdy zostały dłużej same, młoda Goya przedstawiła się z imienia, chwilę później prowadząc gościa po ogrodach. Zamaskowała znudzenie, spokojnie pokazując artystce posiadłość i opowiadając raczej chaotycznie, tak jak jej się przypomniało, gdy coś zobaczyła. Ona mogła chodzić wszędzie gdzie chciała, więc musiała się specjalnie zastanawiać, gdzie Ryan mogłaby chcieć się snuć, a nie mogła. Ostatecznie była nawet usatysfakcjonowana, spoglądając na dziewczynę na końcu zwiedzania. Pytanie o pytania było standardowe, ale szczere, jednak odpowiedź na moment starła uśmiech z ust Anity, nim malarka sprostowała żarcik. No cóż, każdego bawi co innego. Goya skinęła głową na podziękowania, później uśmiechając się lekko.
        - Jasne. Zachodnie skrzydło, czyli ten korytarz – wskazała i ruszyła z malarką, zerkając na nią ukradkiem. Wyglądała raczej młodo. Styl miała wyjątkowo artystyczny. Tylko artyści właśnie potrafią się w czyste szaty odziać tak, że wyglądają jak wyciągnięci spod mostu.
        - Możemy się któregoś dnia wybrać na zakupy, jeśli chcesz? – zaproponowała, gdy wspinały się po schodach. – W Sunrię przypływają kupcy i od Sandrii są nowe towary na rynku, więc możemy popatrzeć za materiałami na suknie. Na pewno dostaniesz zaproszenie na papy urodziny, a to zawsze wielki bankiet – wyjaśniała, gdy szły już właściwym korytarzem. Anita zatrzymała się i wskazała jedne z drzwi.
        - Twój pokój. Daj znać, gdybyś chciała się powłóczyć – zakończyła Anita i pomachała malarce, nim odwróciła się na pięcie i odeszła, wkrótce zbiegając ze schodów.

        Pokojówka pojawiła się szybciutko, wbiegając po schodach przejęta zadaniem, ale odpowiednio nauczona, nie wpadła do pokoju gościa z zadyszką. Gdy w końcu zapukała i weszła do środka, malarka czekała na nią z listą sprawunków. Paola dygnęła, zapewniając, że jeszcze dzisiaj zamówienie zostanie dostarczone do sklepu. Zgodnie z zaleceniem poinstruowała dodatkowo gościa, że kolacja zaplanowana jest na godzinę siódmą i o której życzyłaby sobie zjeść obiad.

        Sędzia wrócił do domu stosunkowo wcześnie. Powóz odebrał go z miasta i wysadził przed głównym wejściem do posiadłości wczesnym popołudniem, zaskakując służbę, która zakrzątnęła się w popłochu na parterze. W głównych pokojach uzupełniono karafki i pudełka z cygarami, paczuszkę korespondencji związaną sznurkiem pozostawiono na biurku w gabinecie, a do jadalni podano ciepły posiłek. Alfonso nie lubił sam jeść, więc posłał zaraz po córkę, przez służbę informując, że guzik go obchodzi jej dieta i ma pół modlitwy na pojawienie się w jadalni. Anita przyszła lekko naburmuszona, ale posłusznie zajęła miejsce przy stole, dziubiąc w jedzeniu i oszczędnie odpowiadała na pytania. Relacja między ojcem a córką wciąż była napięta od poprzedniego wieczora, więc przy pierwszym zarzewiu kłótni Goya skrzywił się i gestem dłoni pozwolił odejść dziewczynie od stołu. Chciał spędzić chwilę z rodziną, by nie zarzucano mu ciągle pracoholizmu i przedkładaniu interesów nad bliskich, ale do czorta zgagi szło dostać podczas tych wspólnych posiłków.
        Po krótkim „relaksie” w biurze, przeglądając korespondencję z cygarem w zębach i drinkiem w dłoni, sędzia ruszył na drugie piętro, zabierając kilka dokumentów ze sobą. Z zajętymi rękami minął drzwi pokoju gościnnego, który zajmowała malarka, by sprawdzić najpierw czy nie ma jej w pracowni. Była. Naprawdę zaczynał lubić tę dziewczynę.
        - Dzień dobry, panno Skyline – przywitał się uprzejmie, kłaniając lekko głowę, nim powędrował w stronę swojego fotela, odkładając szklankę i dokumenty na stoliczek obok.
        - Gotowa do pracy? – zapytał, rozsiadając się w fotelu. – Nie obiecuję, że nam nie przerwą, ale co najmniej godzinkę mamy dla siebie - dodał rozbawiony, puszczając do malarki oko.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości