Szepczący Las[Środek lasu] Byle dalej.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Lúthril
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Łowca , Zwiadowca , Rybak
Kontakt:

Post autor: Lúthril »

Czas upływał, rozmowa nie zmierzała w konkretnym kierunku. Nie spodziewała się bezpośredniej odpowiedzi na swoje pytania i te wymówione i te wysnute w myślach. Każda z tych istot zajęta była swoimi planami, pomijając już chaotyczność i trudność w porozumiewaniu się z istotami innymi od siebie. Zrozumiała w tym momencie dlaczego ważnym jest znać naturianizm chociażby i dla samej rozmowy. W oczach elfki istoty te wyglądały na zagubione i mniej inteligentne od niej samej.
- Cóż, rozumiem zatem że to dalej niż Szepczący Las. Nie mam doprawdy pojęcia co kryje się poza granicami owego lasu, ale powodzenia ci życzę w swojej wędrówce.
Rozejrzała się wymownie. Ani śladu żywej istoty innej od nich. Świetnie, teraz najpewniej zmuszone będzie wędrować gdzie indziej lub odczeka ten jeden dzień, aż pojawi się cokolwiek na horyzoncie. Lub i szybciej? W zamyśleniu zapomniała na chwilę o wróżkach i ich skrzydlatym wierzchowcu.
Zniecierpliwiła się. Nie cierpi, gdy ktoś lub coś krzyżuje jej plany, a ten tutaj zrobił to dwojako. Pierwej rozmowa bez celu, zaś teraz odstraszył wszystko co żywe i zjadliwe oraz nie raczy przeprosić za swoje nieokrzesane zachowanie.
Nie żeby spodziewała się wiele po istotach z buszu, nieokrzesanych i mało rozumnych. Szaman czy też nie, średnio przypadł jej do gustu.
- No nic...
Poprawiła łuk przewieszony przez plecy i wzrokiem miała zamiar opuścić owe towarzystwo w postanowieniu zrealizowania swoich planów. Nie ukrywała też zirytowania jakim w dalszym ciągu darzyła minotaura.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Choć nie rzucały spektakularnych zaklęć, głównie z racji tego że same były istotami magicznymi, wróżki posiadały wrodzoną umiejętność wyczuwania magii, zwłaszcza tej która swoje źródło czerpała z sił natury, przy czym była to umiejętność którą posiadała każda przedstawicielka tej niewielkiej rasy bez względu na to czy w swoim życiu zajmowała się sprawami duchowymi, czy wykonywała tek przyziemne powinności, z jakimi zwykle miała do czynienia Groszek. Z tego też powodu uwieziona w liście wróżka dość szybko zorientowała się ze cos jest nie tak, jednocześnie starania minotaura odbierając nie jako próbę udzielenia jej pomocy, ale barbarzyńskie zniszczenie czegoś co było unikatowe i jedyne w swoim rodzaju.
Pierwszy w historii wózkowy liśćt praktycznie przestał istnieć. Co gorsze, w czasie gdy Groszek faktycznie zdołała uwolnić się z pułapki i krzycząc na Agelatusa, ruszyła w kierunku byka z zamiarem powstrzymania jego niszczycielskich zapędów, choćby w tym celu miała powalić go na ziemię, rozpędzona Lotka z Jarzębiną na swoim grzbiecie, szybując w powietrzu z wdziękiem kopniętej kury i lądując niczym spadające z drzewa nazbyt dojrzałe jabłko, do reszty zniszczyła kruchą formę przesłania jakie wróżka otrzymała od elfickiej Opiekunki.
Plan sikorki i drugiej z wróżek, od początku skazany był na nieszczęście. Jarzębina trzymająca lejce przy pomocy których kierowała lotem ptaka, obawiała się niezdarności minotaura, dlatego też z każdym metrem pokonanym w powietrzu, starała się skręcać w stronę Luthril, jako że przynajmniej w teorii elfy jawiły się jako istoty wróżkom przejasne, Lotka natomiast znała druida, z kolei łuku i strzał pała się panicznie, dlatego też przez cały czas usiłowała znaleźć się bliżej Rogatego Pyszczka.
Cały ów spektakl zakończył się jednym głuchym plaskiem ptasiego cielska uderzającego o ziemię i widokiem niefortunnego jeźdźca turlającego się kilka metrów poza miejsce katastrofy. Groszek opadły ręce. I pomyśleć ze to ona jest ta przez wszystkich obwiniana za zamieszanie i cały ciąg nieszczęść.
- Groszek Pachnący, Rogata Mordo jest kwiatem a nie warzywem, - zaprotestowała Skrzydlata nie mogąc pogodzić się z bzdurami jakie wypowiada jej większy kuzyn, jako szaman rzekomo zorientowany w świecie przyrody - A od tak zwanego Grochu Zielonego różni go między innymi to, że jego kwiaty są piękne, a nasiona trujące! Poza tym jedna i druga są zupełnie innymi wróżkami!
Piorunując wzrokiem wszystkich winnych, wściekła wróżka tupała z złości, mając nadzieję lada chwila usłyszeć w jaki sposób odpowiedzialni za powstałe zamieszanie, maja zamiar naprawić szkody.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Matka Natura choć uosabiała w swej domenie łagodność i harmonię, to jednak jak to prawdziwa kobieta zawsze potrafiła całkiem odwrócić kota ogonem i w jednym momencie zgrabnie i niespodziewanie zupełnie zamieszać w życiorysach podległych jej istot. W tym swoim mieszaniu w garze przeznaczenia była zaiste fascynująca.
        Sztandarowy przykład tego typu wolty w wykonaniu boskiej władczyni wszelkiej przyrody można było właśnie obserwować na polanie gdzieś w głębi Szepczącego Lasu. Oto bowiem minotaur, mimo iż jako jedyny w tym towarzystwie miał rzeczywisty, a nie wydumany powód do wściekania się, to też jako jedyny zachował całkowity spokój. Gniew już dawno mu minął, przynajmniej ten pierwotny - berserkerski. Za to elfka mocno się zirytowała i sczerwieniała jak piwonia. Groszek zaś nadęła się jak balon (no, balonik) na porównanie do grochu. A dziki rogacz tylko sobie siedział bezgłośnie pierdząc i z niemal podniebnej wysokości (przyrodzonej mu z racji dość znacznego wzrostu) obserwował rozwój wypadków tam, na poziomie trawy, gdzie w sumie cztery dziewczyny - w tym trzy ze skrzydłami, a jedna bez skrzydeł, ale za to z łukiem - nie mogły dojść same ze sobą do porządku i poradzić sobie z kotłowaniną swoich zmieniających się jak kalejdoskopie humorów.
        Mięśniak mało się przejmował tą ich irytacją. Mniej więcej tyle, co wczorajszym deszczem, albo tyle, co deszczem w ogóle. W żadnej mierze nie odnosił do siebie ich złości, bo jak niby to jego zachowanie miało być przyczyną ich zbulwersowania? Same sobie były winne. Mężczyzna nie miał sobie absolutnie nic do zarzucenia.
        Popatrzył na skrzydlatą siostrzyczkę groźnie i ponuro jak zwykle, ale wcale nie miał zamiaru jej straszyć. Po prostu „Nigdy się nie uśmiechający” nie miał innych rodzajów spojrzeń, więc posługiwał się zawsze i w każdej sytuacji tylko tym jednym jedynym, które posiadał. Już przecież kiedyś wysłuchał - zresztą od samej zainteresowanej - głupkowatego marudzenia o różnicy między groszkiem pachnącym a groszkiem zielonym i świetnie zdawał sobie sprawę, że chodzi o dwie różne rośliny. Po co więc znowu zaczęła o tym kwilić (no bo przecież nie wrzeszczeć – to, czym naprawdę jest wrzask pokazał szaman przed momentem przedstawiając się)? Odpowiedzi jednak od małej nie oczekiwał. Szybko doszedł do wniosku, że najwyraźniej on sam potrafił zachować w swoim wielkim łbie znacznie więcej wspomnień niż mieściło się w małej główce, na którą pasował żołędziowy kapelusz, i z racji tego druid mógł sięgać pamięcią dalej wstecz niźli tylko ostatni kwadrans. Znalazłszy tak zadowalającą odpowiedź na swoje własne pytanie potaknął tylko sam sobie i nie zajmował się tym więcej.
        Darował sobie też kolejną złośliwość wobec małej trzpiotki, że z grochu-warzywa przynajmniej jest jakiś pożytek, np. zupa, a z groszku-kwiatka, podobnie jak z Groszka-wróżki nie ma żadnego. Olbrzym świadom był, że w tym towarzystwie i tak nikt nie zrozumie i nie doceni jego wyszukanego poczucia humoru, więc sobie odpuścił.
        Zerknął na resztki osobliwego artefaktu, jakim w zgodnym twierdzeniu obu potrzepanych wróżek był tajemniczy, przyniesiony przez nie „liśćt”. Druid swoją mocą go tylko zeskorupił, zresztą w szczytnym celu ratowania skrępowanej nim siostrzyczki. A to, że przesyłka popękała, że się rozsypała, że zostało z niej tylko trochę pyłu i wątły szkielecik listkowego ogonka i żyłek, to już w pełni zasługa obu nierozgarniętych Skrzydlatych i nurkującego lotu na dziób ich oswojonej sikorki.
        Szaman nie wierzył ani w jego istotność, ani tym bardziej w Matczyne autorstwo tego typu wiadomości. Ale wiedział też, że Jej myśli nie sposób rozpoznać, a metody Jej postępowania są dalekie od konwencjonalnych. Nie śmiał też ingerować w Jej pomysły. Skoro zatem była, choćby tylko nikła możliwość boskiego pochodzenia „liśćtu”, to Agelatus nie wahał się sięgnąć po potęgę zaklętą w przedmiocie, o którym wiedział na pewno, że moc Natury jest w nim potężna, a który Matka swoją wspaniałomyślnością powierzyła rogatemu słudze pod opiekę. Zacisnął wielkie pięści na swoim dębowym kosturze, który natychmiast niemal rozpalił się zielonkawym światłem. Mały listek szybko ponownie się zespolił w swój pierwotny kształt. Znaczyło to jasno, ów przedmiot nie był Matce obojętny! Agelatus, choć zupełnie tego nie okazał, to automatycznie zaczął traktować „liśćt” jako coś ważnego, a misję wróżek natychmiast przyjął z pełną powagą i zaczął traktować jak swoją. Ale bez przesady! Na wypowiedzi Groszek nadal miał zamiar zważać jak na bzyczenie komarów – oględnie mówiąc: „bez entuzjazmu”.
        Przeniósł ciężki wzrok na Lùthril. Dziewczyna ostentacyjnie sposobiła się do odejścia, poprawiając rozchełstane odzienie i wszelkie obwieszające ją elementy wyposażenia pokazujące dobitnie, że elfka sama z siebie nie jest w stanie przetrwać w dziczy, ale mimo to lubi ryzykować i zawierzać swe życie mnóstwu zawodnych klamotów. Jej irytacja ani go nie martwiła, ani go nie bawiła. Przyjmował ją chłodno i obojętnie, tak jak każdą inną bzdurę, która w tym pomylonym Szepcącym Lesie przytrafiała mu się na każdym kroku.
        Trochę ją rozumiał. Trochę. Rozumiał, że uszata była zła, bo przez dwa najbliższe dni musi na darmo nosić ze sobą łuk i strzały. Nie rozumiał po co w ogóle je zatem ze sobą wzięła? Nie prościej nauczyć się zdobywać pokarm gołymi rękami, żeby więcej nie denerwować się tak miałkimi problemami? Minotaur też nienawidził tachać przedmiotów bezużytecznych, dlatego podróżował tylko z kosturem i mnóstwem amuletów porozwieszanych na czym tylko się dało. Skromnie, prosto, siermiężnie, jak prawdziwy pielgrzym-eremita. Z tej samowystarczalności czerpał i moc, i dumę i pewność siebie. Ona widocznie tak nie potrafiła. Olbrzym z wyrozumiałością podszedł do rozterek kobiety najwyraźniej nie do końca jeszcze przygotowanej do przeżycia poza cywilizacją.
        - Krótotrwała dieta wegetariańska... – rzekł pojednawczo, choć jego głos i oblicze niezmiennie przypominały burzową nawałnicę – ...choć wstrętna w smaku, to nikogo jeszcze nie zabiła. – Chcąc ją jakoś udobruchać pominął tę część wykładu, która traktowała o wpływie jadła wyłącznie roślinnego na organizm, które przecież, jak udowodniono naukowo, powodowało w pierwszych tygodniach zanik masy mięśniowej, a przy długofalowym stosowaniu również myśli samobójcze.
        Agelatus niespiesznie podniósł się z murawy, otrzepał niedbale swój bydlęcy zad i całym ciężarem wsparł się na wielkiej, magicznej gałęzi Pradrzewa, którą posługiwał się w codzienności jak kosturem i jasno dał do zrozumienia, że też jest już gotów do drogi. Uniósł powoli szponiastą łapę i wskazał kierunek, gdzie według słów elfki miało się znajdować jej obozowisko.
- Prowadź! – sapnął – Po drodze znajdziemy szałwię i miętę dla mnie.. – rzekł nie tyle przejmując się jakimiś uwagami elfki na temat trawienia, czy nawet roztaczanymi przez swoją własną dupę fetorami, co po prostu męczyły go już te gromadzące się w przewodzie pokarmowym gazy. - ..pokrzywę i melisę dla ciebie.. – to drugie ziółko dodał do przepisu mając na uwadze jej zbytnią drażliwość na swoim własnym punkcie. - .. i może parę nasion groszka pachnącego dla Groszek..
Awatar użytkownika
Lúthril
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Łowca , Zwiadowca , Rybak
Kontakt:

Post autor: Lúthril »

Prowadź? Myślała, że szaman ten zmierzał dalej, w nieznanym dla siebie kierunku. Wszystko i tak wskazywało na to, że z niewzruszoną miną miał ich towarzystwo daleko w nosie. Z jednym, jedynym wyjątkiem jakim była sprawa, że z tamtymi już miał do czynienia. Jak na chaotyczną drużynę dobrze szło im przetrwanie. I ten los z wcześniej...
Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo przeżywają spotkania z osobami o posturze co najmniej dwudziestokrotnej do ich proporcji, bo nie wiadomo czy dana istota nie raczy po prostu dla frajdy poznęcać się nad malutką, wizualnie bezbronną wróżką. Miała ich ciągle na uwadze, lecz ze znanych tylko jej powodów nie potrafiła podejść do nich neutralnie. Po prostu nie będzie wywierała presji to być może kiedyś uda im się zamienić ze sobą słowo. Lúthril o ile sama była małomówna, jak to typ samotnika, czuła że nie lada naprodukuje się słownie w najbliższym czasie. Lub mogła się mylić, a owe wrażenie jedynie złudą. Zaciekawiła się celem wędrówki minotaura, acz jeszcze nie wyskoczyła do niego z zapytaniem o to.
- No dobrze. To nie jest tak znowu daleko, ledwie dwadzieścia minut marszu albo i mniej.
Po prawdzie nie zapuściła się tak znowu dalej niż nakazywał jej rozsądek, a i tak nie rozłożyła się dobrze ze swoim ekwipażem. Szczerze to nie miała wielu rzeczy przy sobie poza bardzo istotnymi i potrzebnymi dla siebie przedmiotami.
Ruszyła nagle przed siebie, wołając gestem ręki, by za nią podążano. W trakcie drogi poprawiła raz czy dwa łuk. W sercu kryła lekkie rozczarowanie, iż nie zapoluje w najbliższym czasie. Nawet okolice lasu zrobiły się cichsze wraz z donośnym rykiem powitalnym rogowatej istoty. Rogowatej istoty... przeto poznała już imię swojego rozmówcy. Nigdy nie zdołała usłyszeć las równie cichym jak teraz. W pewnym sensie jego powitanie wywarło na niej wrażenie, a raczej efekty końcowe tejże czynności. Bardzo spokojnie, niemalże głucho.
- A zatem... Agelatus, czy tak?
Mogli sobie mówić na ty? Najwyżej prędko się o tym przekona.
- Jaki jest cel twojej wędrówki? Rzadko widzę szamanów przemierzających samotnie szlaki.
Nie twierdziła że ten oto tutaj pan potrzebował obstawy. Nawet ona odczuła lęk, gdy pomyślała ulotnie o walce z kimś o jego posturze oraz magicznych zdolnościach. Sama parała się jedynie łukiem i niczym więcej.
- Masz pewne zadanie do wykonanie, o których nie powiesz lub których nie zrozumiemy. Czuję że tak mniej więcej zabrzmi odpowiedź, niemniej jednak ciekawość zagórowała.
Odrzekła spokojnie. Krótki przemarsz pozwolił jej ochłonąć, a na wcześniejszą wzmiankę o dawce melisy nie odrzekła zupełnie nic. Poza tym byli już prawie na miejscu, bo swoje miejsce namierzyła już w polu widzenia.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości