[Coraz bliżej granicy] Bieg z przeszkodami!
: Czw Gru 12, 2019 12:50 pm
Początek wspólnej podróży
Atmosfera długo pozostawała przyciężka, nawet po opuszczeniu feralnego lasu. Choć większość problemów zostało rozwiązanych, a sprawa elfa niejako wyjaśniona nadal pozostawało wiele pytań. Na które w zasadzie nierozsądnie byłoby szukać odpowiedzi.
Ale kucyk, o tyle spokojniejszy, że wykonał powierzone mu zadanie i oddał niewiasty pod opiekę odpowiedniej (jak sądził) osobie, nie pokazywał po sobie większego strapienia, choć zamiast wesoło gadać od rzeczy przeważnie milczał i rozmyślał. Skoro zaś dziewczyny przyzwyczaiły się do jego grzbietu, pozwalał sobie przyspieszyć podróż i lecieć nisko nad ziemią, zamiast galopować i obijać ich panieńskie pośladki o własny grzbiet. Dzięki temu było mu jakoś lepiej - uwielbiał unosić się nad jaśniejącą od życia trawą i zgodnie znajdować powietrzne trasy razem z Fikusiem i Pączkiem. Ci dwaj mali lotnicy w końcu ożywili się i niemal nieustannie krążyli wokół centaura i jego towarzyszek. Nadal unikali co prawda bezpośredniego kontaktu z Celine, ale wykazywali względem nich coraz więcej ciekawości. Czasem któryś usiadł na głowie szamana i stamtąd przyglądał się dziewczętom czujnie, węsząc wytrwale mimo powiewów wiatru.
W końcu zaś słońce i przestrzeń, nieogarnione błękity i soczysta kwiecistość przegnała ponure wspomnienia i pozwoliła uśmiechowi znowu wygodnie ułożyć się na ustach mężczyzny. W godzinach popołudniowych zachowywał się już całkiem jak na siebie normalnie; wydawał dziwne pokrzyki zachwytu i gwizdy przywołujące ptaki, obracał się czasem do swoich panienek, lub zakręcał na tyle gwałtownie, że obawiać się mogły upadku - za co przepraszał i huhutał nad własnymi przyzwyczajeniami.
A mimo tego nadal coś było nie tak. Nie komentował tego i nie wnikał, ale zastanawiał się często… równie często nad samą sprawą jak i nad tym czy o nią zapytać. Choć wątpił by na to ostatnie starczyło mu odwagi. Nie kiedy smoczyca, bezwzględny drapieżnik siedziała na jego grzbiecie. Gdy o tym myślał w ten sposób dostawał dreszczy i niewiele one miały wspólnego z zadowoleniem z dotyku kobiety. Wręcz przeciwnie, rodziły w kucyku paniczną chęć okręcenia się z powietrzu i zwalenia jej z siebie, ale nie robił tego ze względu na głupotę charakteryzującą ten pomysł. Na rozum to biorąc nie było potrzeby pozbywania się Celine w ten sposób, a i marnym by było straszenie Colette. To, że był tchórzem (czyli kopytnikiem wielce rozsądnym) było w tej chwili jego problemem, a liczył cię problem dziewcząt. Trzeba było je gdzieś odstawić. W następnej kolejności zaś przekazać wiadomości jakie zebrał na poprzednich etapach swojej wiecznej podróży i… jak zwykle więcej było zastanawiajek niż faktycznych planów.
Jednak pewne obawy nie dawały mu spokoju. Sprawa z lasu do końca pozostała niewyjaśniona - ale wszystko wskazywało na to, że smoczyca miała odpowiedzi. Nie mogło umknąć kucykowi jej oddalenie się i to jak wróciła już w całkiem innym humorze… o stroju nie wspominając. Wyczuwał na niej odór krwi i pewny był, pewny, że wdała się w jakąś bliżej nieokreśloną walkę. Ot tak. Wstała, oddaliła się od grupy, pokonała pewne zagrożenie w możliwie najbardziej brutalny sposób i wróciła. Niczego innego nie należało spodziewać się po gadzie.
Znów dostał dreszczy na samą tylko myśl. Wrócił do niego wzmożony strach przed nieokiełznaną białowłosą, a zanikało współczucie dla drobnej kobietki. Kogo tam przydybała? Kogo zraniła? I dlaczego nic nie powiedziała?
Chociaż łudzenie się, że naprawdę będą funkcjonować jak grupa było co najmniej niemądre, Kito czuł delikatny zawód. Smok to jednak smok - zrobi co będzie uważał za słuszne i w końcu pójdzie swoją drogą.
Z Colette…
Nie do końca to rozumiał - tę dziwaczą relację. Ale czuł, że czego by o Celine nie myślał tej małej nie skrzywdzi. Nie wiadomo czy umiała się nią dobrze zająć, ale on na pewno nie byłby lepszym zastępstwem. Skoro więc uznał, że dziewczynka jest bezpieczna, postanowił niczego nie zmieniać. Same się dobrały i same będą teraz musiały z siebie odpowiadać. On doprawdy nie mógł panować nad wszystkim!
Nigdy nie mógł…
Atmosfera długo pozostawała przyciężka, nawet po opuszczeniu feralnego lasu. Choć większość problemów zostało rozwiązanych, a sprawa elfa niejako wyjaśniona nadal pozostawało wiele pytań. Na które w zasadzie nierozsądnie byłoby szukać odpowiedzi.
Ale kucyk, o tyle spokojniejszy, że wykonał powierzone mu zadanie i oddał niewiasty pod opiekę odpowiedniej (jak sądził) osobie, nie pokazywał po sobie większego strapienia, choć zamiast wesoło gadać od rzeczy przeważnie milczał i rozmyślał. Skoro zaś dziewczyny przyzwyczaiły się do jego grzbietu, pozwalał sobie przyspieszyć podróż i lecieć nisko nad ziemią, zamiast galopować i obijać ich panieńskie pośladki o własny grzbiet. Dzięki temu było mu jakoś lepiej - uwielbiał unosić się nad jaśniejącą od życia trawą i zgodnie znajdować powietrzne trasy razem z Fikusiem i Pączkiem. Ci dwaj mali lotnicy w końcu ożywili się i niemal nieustannie krążyli wokół centaura i jego towarzyszek. Nadal unikali co prawda bezpośredniego kontaktu z Celine, ale wykazywali względem nich coraz więcej ciekawości. Czasem któryś usiadł na głowie szamana i stamtąd przyglądał się dziewczętom czujnie, węsząc wytrwale mimo powiewów wiatru.
W końcu zaś słońce i przestrzeń, nieogarnione błękity i soczysta kwiecistość przegnała ponure wspomnienia i pozwoliła uśmiechowi znowu wygodnie ułożyć się na ustach mężczyzny. W godzinach popołudniowych zachowywał się już całkiem jak na siebie normalnie; wydawał dziwne pokrzyki zachwytu i gwizdy przywołujące ptaki, obracał się czasem do swoich panienek, lub zakręcał na tyle gwałtownie, że obawiać się mogły upadku - za co przepraszał i huhutał nad własnymi przyzwyczajeniami.
A mimo tego nadal coś było nie tak. Nie komentował tego i nie wnikał, ale zastanawiał się często… równie często nad samą sprawą jak i nad tym czy o nią zapytać. Choć wątpił by na to ostatnie starczyło mu odwagi. Nie kiedy smoczyca, bezwzględny drapieżnik siedziała na jego grzbiecie. Gdy o tym myślał w ten sposób dostawał dreszczy i niewiele one miały wspólnego z zadowoleniem z dotyku kobiety. Wręcz przeciwnie, rodziły w kucyku paniczną chęć okręcenia się z powietrzu i zwalenia jej z siebie, ale nie robił tego ze względu na głupotę charakteryzującą ten pomysł. Na rozum to biorąc nie było potrzeby pozbywania się Celine w ten sposób, a i marnym by było straszenie Colette. To, że był tchórzem (czyli kopytnikiem wielce rozsądnym) było w tej chwili jego problemem, a liczył cię problem dziewcząt. Trzeba było je gdzieś odstawić. W następnej kolejności zaś przekazać wiadomości jakie zebrał na poprzednich etapach swojej wiecznej podróży i… jak zwykle więcej było zastanawiajek niż faktycznych planów.
Jednak pewne obawy nie dawały mu spokoju. Sprawa z lasu do końca pozostała niewyjaśniona - ale wszystko wskazywało na to, że smoczyca miała odpowiedzi. Nie mogło umknąć kucykowi jej oddalenie się i to jak wróciła już w całkiem innym humorze… o stroju nie wspominając. Wyczuwał na niej odór krwi i pewny był, pewny, że wdała się w jakąś bliżej nieokreśloną walkę. Ot tak. Wstała, oddaliła się od grupy, pokonała pewne zagrożenie w możliwie najbardziej brutalny sposób i wróciła. Niczego innego nie należało spodziewać się po gadzie.
Znów dostał dreszczy na samą tylko myśl. Wrócił do niego wzmożony strach przed nieokiełznaną białowłosą, a zanikało współczucie dla drobnej kobietki. Kogo tam przydybała? Kogo zraniła? I dlaczego nic nie powiedziała?
Chociaż łudzenie się, że naprawdę będą funkcjonować jak grupa było co najmniej niemądre, Kito czuł delikatny zawód. Smok to jednak smok - zrobi co będzie uważał za słuszne i w końcu pójdzie swoją drogą.
Z Colette…
Nie do końca to rozumiał - tę dziwaczą relację. Ale czuł, że czego by o Celine nie myślał tej małej nie skrzywdzi. Nie wiadomo czy umiała się nią dobrze zająć, ale on na pewno nie byłby lepszym zastępstwem. Skoro więc uznał, że dziewczynka jest bezpieczna, postanowił niczego nie zmieniać. Same się dobrały i same będą teraz musiały z siebie odpowiadać. On doprawdy nie mógł panować nad wszystkim!
Nigdy nie mógł…