Valladon[Sklep z bronią] Do wesela się zagoi.

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel naprawdę niespecjalnie uważała, gdzie idzie. Zajęta zwiedzaniem momentami zapominała nawet o trzymanej w drugiej ręce brzoskwini, którą pogryzała, gdy jej się przypominało. Nigdy w życiu nie była w tak pięknym dworze. Domu Luciena nie liczyła, to po prostu był pałac, ale tutaj naprawdę można było sobie wyobrazić, że mieszka tu zwykła rodzina. Zamożna, ale zwyczajna. Wyblakłe miejsca na ścianach zdradzały położenie portretów, teraz zagrabionych lub sprzątniętych przez Sayę, ale Rakel dałaby sobie głowę uciąć, że chociaż niektóre przedstawiały mieszkańców tego miejsca.
        Z zamyślenia ocknęła się na głos Luciena, spoglądając na niego zaraz z zainteresowaniem. Jej oczy dosłownie błyszczały.
        - To niesamowite – powiedziała przejęta, wracając wspomnieniem do chrobotów w ścianie, groźnego powarkiwania i prezentów, które oni zostawili dla stworka. – Cieszę się, że coś mu zostawiliśmy. Nawet nie na przekupstwo, ale to miłe. Kto wie, jak długo był tutaj sam. Siedział w ścianach… – myślała na głos, wodząc znów spojrzeniem wokoło, po czym szukając u Luciena podpowiedzi, gdzie ma się kierować. Słysząc, że sam jest tutaj pierwszy raz, uniosła zaskoczona brwi.
        - Żartujesz… oj! – Rakel odsunęła się przezornie od dziury, nie ufając nawet połamanym deskom wokół niej.
        - Dziwię ci się, że nie znasz tu jeszcze każdego kąta… możemy teraz wszystko zwiedzić! – powiedziała z entuzjazmem i zaczęli z Lucienem zaglądać do każdego pokoju.
        Demon wyraźnie czegoś szukał, praktycznie tylko uchylając drzwi, by poznać rozkład i zawartość pomieszczenia, podczas gdy Rakel ciągle się ociągała, idąc do następnego pokoju dopiero, gdy docierał tam Lucien. Nie chciała nic przegapić, więc na skrzypnięcie drzwi zaraz porzucała zwiedzany pokój i podbiegała do bruneta, obejrzeć następny. W międzyczasie zjadła swoją brzoskwinię, oblizując dokładnie pestkę i chowając ukradkiem do kieszeni. Ogród kusił ją niesłychanie i chociaż o samym ogrodnictwie nie miała zielonego pojęcia, to i tak miała zamiar potajemnie pestkę zasadzić. Jeśli nic nie wyrośnie, to przynajmniej nikt jej nie wyśmieje.
        Trzeci pokój zawierał najwyraźniej to, czego szukali, bo Lucien wszedł do środka, a Rakel za nim.
        - Och nie! – jęknęła na widok zniszczonych książek, podchodząc zaraz do biblioteczki i biorąc w ręce pierwszy lepszy wolumin. Ostrożnie otworzyła twardą okładkę, przesuwając palcami po stronicach. Znowu nieznany jej język, ale też nie czarna mowa.
        - Lucien, po jakiemu właściwie mówiłeś do stworka? – zapytała, wzrok mając utkwiony ciągle w książce. Długiego, wielonogiego parecznika wypełzającego spod obwoluty na stronnice zobaczyła niemal w zwolnionym tempie, ale informacja do mózgu dotarła błyskawicznie. Rakel pisnęła i upuściła książkę, odskakując i wzdrygając się z obrzydzenia.
         – Bleeh! – otrząsnęła się znowu, jakby coś pełzło jej pod koszulką i podeszłą szybko do Luciena. Jego otoczenia na pewno nie imają się żadne robale. – Wybacz – powiedziała cicho, ale bardziej niż wstyd, czuła chwilowo obrzydzenie.
        Zerknęła z zainteresowaniem na pokazywany jej krąg, chętna by odciągnąć myśli, chociaż spojrzenie uciekało jej jeszcze na podłogę przy biblioteczce. Kawałek więc podążyła za Lucienem, gdy ten obchodził krąg i zatrzymała się dopiero w najdalszym jego krańcu, słuchając uważniej o magii.
        - O, to ma sens – mruknęła, słysząc, że wzywanego demona zamyka się w kręgu. Wcześniej jakoś o ty nie pomyślała, ale rzeczywiście, trzeba było mieć jakąś ochronę, by wezwana istota nie odgryzła ci głowy zanim przedstawisz swoje żądania, czy po co tam ludzie wzywają demony. – Czyli jak będziesz niegrzeczny, to można zamknąć cię w takim kręgu? – zapytała niewinnie, zerkając na Luciena, ale uśmiechając się kącikiem ust.
        Spojrzała na trzymane przez niego dokumenty, zostawione przez Sayę, i chętnie opuściła zarobaczony pokój. Widząc, że Lucien wzrok ma niemal zupełnie utkwiony w papierach, tym razem to bardziej ona prowadziła korytarzem niż demon. Spojrzała na niego dopiero, gdy wspomniał o nawiedzeniu i tu napotkała jego spojrzenie.
        - Wolę ducha niż wije – mruknęła nieszczęśliwie i słuchała dalej, po chwili uśmiechając się lekko. – Hmm… chyba wiemy, co, albo właściwie kto, przepędził niechcianych mieszkańców – zanuciła wesoło, mając na myśli stworka. Tym bardziej powinni wkraść się w jego łaski, by nie pogonił ich jak poprzednich lokatorów.
        - Dwór jest wciąż na ziemiach valladońskich, myślę, że w urzędzie miasta powinieneś dostać jakieś dodatkowe dokumenty. Na pewno musieli płacić podatki, więc ślad z pewnością jest, nie wiem tylko czy udostępnią nam akta, nie znam się dokładnie na tych przepisach – mówiła, urywając powoli, gdy zbliżali się do ostatniego pokoju na końcu korytarza. Z lekkim wahaniem Rakel przekręciła gałkę i trochę może śmiesznie, ale najpierw pchnęła drzwi, nie przekraczając progu, gdyby coś miało na nich skoczyć.
        Nic nie skoczyło. Ale dziewczyna chwilę stała, jak wryta, na moment spoglądając na Luciena, czy widzi to co ona. Pokoju nie było. No dobrze, był, ale brakowało mu jednej, przeciwległej od wejścia ściany. Był też kompletnie pusty, nie licząc pnących się po ścianach, podłodze i suficie gałęzi drzewa, które bezczelnie wlazło przez brakującą ścianę do bryły domu. Pomiędzy grubymi konarami leżącymi swobodnie na deskach, pięły się zielone pnącza oraz ukwiecone krzewy. Zupełnie jakby fragment ogrodu nie tylko chciał wedrzeć się do domu, ale mu się to udało. Rakel weszła do środka, ostrożnie podchodząc do skraju podłogi i spoglądając w dół. Z góry widziała korytarz z kwiecia, którym spacerowali ostatnio. Pewnie nawet gdyby ktoś z ogrodu spojrzał na tę ścianę budynku, nie dostrzegłby nic dziwnego, bo roślinność niemal całkowicie zastępowała brakujący fragment muru.
        Jakiś ptak przeleciał Rakel koło ucha i dziewczyna uchyliła się odruchowo, zaraz śmiejąc pod nosem z własnego zachowania.
        - Ciekawe, czy Saya doszła już do tego pokoju, bo może mieć problem z doprowadzeniem go do pierwotnego stanu – powiedziała wesoło i przysiadła na jednym z grubszych konarów, pełznących po podłodze. Rozbawiona spojrzała na Luciena i poklepała miejsce obok siebie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel nawet nie wiedziała jak przeurocza była w oczach demona, gdy tak wędrowała po wnętrzu domiszcza, rozglądając się wszędzie tylko nie pod nogi. Lucien uwielbiał widzieć ją pogodną, cieszącą się drobiazgami, gdy troski znikały z młodej twarzy. Ostatnio nieczęsto taką ją widywał. Tym bardziej więc radował się, że ponowne zabranie Czarnulki do porzuconego dworu okazało się dobrym pomysłem, a nie kolejną próbą z marnym efektem.
        Kolejną wesołość i pogodny, choć krótki uśmiech wywołało niedowierzanie brunetki. Co w tym dziwnego, że nie zwiedzał wnętrza? Sama nie paliła się do bywania we dworze, gdy pokazał go pierwszy raz, dlaczegóż on miałby sądzić odmiennie? Dziewczyna wyraźnie nie rozumiała, że bez niej to była tylko posiadłość. Fascynująca, ale zupełnie pusta budowla. Owszem, demon zainteresował się ciekawą ruderą, ale w taki sam sposób jak doceniał piękno natury i tego świata. Bywał ciekaw nieznanego, które coraz rzadziej napotykał, nic poza tym. Po pierwszych oględzinach opuściłby dwór jak mijał wiele innych miejsc. Była jednak jeszcze Rakel. To właśnie jej chciał pokazać odkryte miejsce, to jej radość chciał widzieć. Nic więcej nie było warte dłuższej uwagi. Nie tłumaczył, nie wypowiedział zdania. Jak miałby ułożyć z myśli słowa, w które ledwie ubierał uczucia niezrozumiałe dla niego samego.
        Podążyli korytarzem po kolei otwierając kolejne drzwi. Lucien w tym czasie szukał sypialni wskazanej przez pokojówkę. Rakel dosłownie chłonęła całą sobą każdy zakątek. Mimo wszystko, bez pośpiechu ale przemieszczał się nieustannie, utrudniając Czarnulce poznanie wszystkich pomieszczeń za jednym razem. Demon liczył, że taka wizyta doda dziewczynie odwagi i spełni rolę aperitifu, skłaniając brunetkę by jednak czasem pozwoliła zwyciężyć swojej ciekawości. Zachęci do odwiedzenia posiadłości, gdy jego zabraknie u jej boku. Nadzieja była niewielka, ale w tej kwestii nie potrafił uczynić nic więcej.
        Gdy wreszcie znaleźli właściwą sypialnię, Lucien już raczył zatrzymać się na dłużej i skierował się w stronę dokumentów. Dostrzegł krąg, ale kątem oka obserwował poczynania Rakel, która w tym samym czasie udała się w zupełnie odmiennym kierunku. Potem każde zajęło się swoim celem. Przyglądał się znakom i obmyślał zaklęcie, gdy ona zwiedzała pokój. Odpowiedzi na jej pytanie udzielił ze wzrokiem utkwionym w magicznych rytach, podobnie jak dziewczyna zajęta była książką.
        - W uniwersalnym języku magicznych, jest raczej prosty, ale też nie znam wielu zwrotów ponad zwykłe pozdrowienia i zapewnienia o przyjaznych zamiarach - odpowiedział nieco zamyślonym tonem, dzieląc uwagę pomiędzy układanie czaru przerywającego, a pytającą zbrojmistrzynię. Dopiero mając gotową sentencję, zerknął uważniej na Czarnulkę.
Książki... Już wcześniej demon zauważył jak bardzo Rakel lubiła książki, ale teraz tylko potwierdziło się gdzie powinien ją zabrać, gdyby tylko starczyło mu czasu na tej Łusce.
        Obrzydzenie i wij uniosły kącik ust Lu. Porwałby ją i pokazał wszystkie biblioteki jakie tylko istniały, gdyby dziewczyna mogła być jego albo przynajmniej gdyby rodowy łańcuch nie skracał się z każdym dniem, bezlitośnie wciągając go ponownie w Otchłań. Przegonił kolejne bezsensowne myśli, których ostatnimi czasy miewał stanowczo zbyt wiele, a, które nie miały żadnego wpływu na koleje losu. Widząc jak Rakel niezmiennie wzdryga się na myśl o robactwie, uśmiechnął się dodając dziewczynie otuchy. Jeszcze się nie nauczyła, że powinna przestać przepraszać za swoje chęci, potrzebę pomocy czy zwykłe znajdowanie się obok…? Nie potrafiła pojąć, że najchętniej dziękowałby jej za każdy taki moment? Co to była za uparta dziewczyna.
        Wszystko przemilczał, jak wiele razy wcześniej, i wykorzystał krąg do wdrożenia nowej lekcji oraz jednoczesnego odwrócenia uwagi brunetki od stawonoga.
        Opowiadał powoli, aż swoimi krokami zamknął pętlę, po czym rozerwał zaklęcie. Zaraz potem zerknął na Rakel z zaczepnym błyskiem w oczach odbijającym się też w uśmiechu, adekwatnymi do prowokacyjnego pytania. Jak tylko przyswoiła teorię, Czarnulka postanowiła zażartować, a może flirtować. Już dawno zagubił się przy tej dziewczynie i przestał próbować mieć pojęcie co wyczyniała. Co tylko było jego pragnieniami, a co rzeczywistością? Wieczór w kuchni jedynie utrudniał twarde stąpanie po ziemi, która ostatnio miała mało łagodne oblicze. Podobnie nieprzyjemne aspekty nieudanych przyzwań zsunął gdzieś w zapomniane kąty umysłu, i odpowiedział równie zadziornym tonem.
        - W zasadzie jest to możliwe - odpowiedział zaczepnie.
        - Tylko uważaj, przyłóż się do stworzenia właściwego kręgu, gdy demon się uwolni z całą pewnością zażąda zadośćuczynienia. - Uśmiechnął się dość niecnie jak na siebie, jednocześnie skracając dystans dzielący go od Rakel. Objął plecy dziewczyny i wyprowadził ją z pokoju, jakby zamierzał bronić brunetki przed czającymi się tam owadami.
        Udali się w dalszą drogę, a brunet opowiadał co udało mu się wyczytać ze zgromadzonych dokumentów. Tym razem jednak to Rakel bardziej prowadziła, podczas gdy demon szedł zaczytany. Konkretów miał niewiele, ale też nie miał wielkich nadziei by mogły się one przydać, więc zwyczajnie podzielił się informacjami. Mimo to, na słowa dziewczyny podniósł oczy znad kartek, zerkając na nią z odruchowym zaczątkiem nadziei, która zgasła równie szybko, gdy świadomość demona powróciła do władzy. Po powrocie mógłby się udać do urzędu miasta, ale słowa powinny brzmieć, jeśli wróci.
        - Dobry pomysł - odpowiedział spokojnie, nie dając mrocznym myślom wydostać się na powierzchnię, ani pokazać się na twarzy.

        Następny pokój był zupełnym kuriozum. Demon jednak nie patrzył na drzewo, oczywiście otaksował pokój wraz jego żywą ścianą szybkim spojrzeniem, ale to na Rakel patrzył jak zaklęty. Czy mógłby sprawić, żeby zawsze tak wyglądała? Czy ktoś mógłby to uczynić? Niech mu Wielki Książę będzie świadkiem, gdyby ktoś mógł dać Rakel takie szczęście, zniknąłby bez zwłoki. Wolałby być tym szczęśliwcem, dzięki któremu oczy Czarnulki lśniłyby takim blaskiem, ale bez wahania wybrałby samotne zmaganie się z pustką wiedząc, że jest szczęśliwa. Wreszcie jednak magia smyrająca skórę, zmusiła demona do zwrócenia większej uwagi na drzewo. Podchodził do pokaźnych gałęzi znacznie ostrożniej niż brunetka. Dziewczynę magia zaakceptowała już na starcie. On był bytem niespecjalnie lubianym przez siły natury, nie dziwił się więc, gdy drzewo próbowało wyczuć jego intencje.
        Zanim usiadł obok Rakel, delikatnie pogłaskał szorstką korę, jak gładziło się sierść narowistego wierzchowca niemo pytając go czy tym razem będzie łaskaw. Spoczął obok Czarnulki, a po chwili oparł plecy i głowę o pień, spoglądając w sufit i gałęzie próbujące wkroczyć jeszcze głębiej w pomieszczenie.
        - Nie mów jej tego, bo spróbuje z samej zawziętości - odpowiedział rozbawiony, po czym przymknął oczy upajając się aurą otoczenia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel wciąż otrząsała się z nieprzyjemnego i zupełnie nieracjonalnego wrażenia, że coś po niej pełza, jednak uważnie śledziła już poczynania demona. Krąg wydawał się mało magiczny, dopóki Lucien go nie zerwał. Dopiero wtedy poczuła lekki podmuch unoszącego się w powietrzu czaru. Chyba nadal nie było najlepiej z jej odczuciami. Emanacje wyłapywała, nawet Sierżanta, ale na krąg nie zwróciłaby większej uwagi. Albo miała po prostu zajęte myśli, nie była skupiona? W każdym razie aktywnie już zastanawiała się nad zastosowaniami czaru, siłą rzeczy wpadając na najprostszy przykład. Nie można było powiedzieć, by Lucien wyglądał jak zwyczajny człowiek, ale jednak jak człowiek, i czasem zapominała, że ściśle rzecz ujmując jest przecież demonem, czyli zupełnie inną rasą. W kontekście kręgu wcześniej myślałaby o jakichś bardziej… bestiopodobnych demonach, więc teraz odruchowo wygłosiła na głos nową refleksję.
        Żartobliwe i zaczepne słowa nasunęły jej się same, a Rakel uśmiechnęła się wesoło, gdy padło na nią spojrzenie demona. Trudno było jej odmówić sobie wizji niezadowolonego Luciena w środku takiego kręgu, zwłaszcza gdy okazało się, że to naprawdę możliwe. Uważała to za wyjątkowo zabawne, do czasu, aż nie dostrzegła znaczącego uśmiechu bruneta, ostrzegającego ją przed konsekwencjami takiej „zabawy”. Rakel szybko przybrała możliwie niewinny wyraz twarzy, mruknęła coś pod nosem i uciekła spojrzeniem, starając się za wiele nie domyślać.
        - Jeśli już bym umiała, to znaczyłoby, że ty mnie nauczyłeś, więc chyba byłby porządny? – zażartowała znowu. Nawet gdyby umiała coś takiego zrobić, to chyba i tak nie odważyłaby się wywinąć Lucienowi takiego numeru. Nie była tak bezczelna, nawet jeśli to naprawdę mogłoby być ciekawe…

        Pozwoliła wyprowadzić się z pokoju, tym razem idąc przodem i niejako prowadząc pogrążonego w lekturze Luciena. Dając się wciągnąć w rozmowę o dworku szybko zaczęła rozpracowywać powstały problem, gdy odruchowo zadziałało logiczne i analityczne myślenie. Dopiero, gdy spojrzała na mężczyznę, dostrzegła wyraźną zmianę w jego spojrzeniu i zamilkła czym prędzej. Jeszcze nie tak dawno nic nie wyczytałaby z niemal beznamiętnej maski na jego twarzy, jednak teraz nie było tajemnicą, że znowu coś palnęła bez pomyślunku. Lucien odpowiedział w miarę normalnie, ale i tak wiedziała, że znowu zrobiło się trochę niezręcznie.
        Tym razem jednak ugryzła się w język. Nie pytała o jego plany związane z dworkiem, nawet jeśli była ciekawa, co kłębi się w jego głowie. Wiedziała, że nie chce stąd odchodzić, że wolałby tu zostać. Pewnie gdyby nie ten ślub to naprawdę dokończyłby remont i… no właśnie, i co? Gdy ostatnio wspomniała, że mógłby tu wpadać od czasu do czasu, to prawie urwał jej głowę (właściwie to ją pocałował, ale przez chwilę wyglądał groźnie!), mówiąc, że bez niej i tak by nie miało to sensu. Te słowa wciąż ją szokowały i nie podważała jego szczerości, ale po prostu nie bardzo mogła w to uwierzyć. Z drugiej strony sam powiedział, że okazjonalne wpadanie na kawę nie wchodzi już w grę, więc… czego chciał właściwie? Albo co zamierzał? Czy brał pod uwagę wykańczanie nieruchomości, tak niedaleko Valladonu, a jednak niewidywanie się z nią, przez to, co zaszło? Czy może pięćdziesiąt lat strzeli mu jak z bicza i wróci tu, gdy jej już nie będzie?
        Za powiedzenie tego na głos chyba znowu dostałoby jej się stalowym spojrzeniem, ale głowa dosłownie jej się gotowała od pytań bez odpowiedzi. Nie była przyzwyczajona do niezaspokajania swojej ciekawości... chociaż nie, po prostu nie była nigdy aż tak czymś przejęta i zaangażowana, by niewiedza nie dawała jej spokoju. Mało co w życiu ją pasjonowało, poza pracą, wiec teraz była dość zdezorientowana, gdy na czymś aż tak jej zależało, a jednocześnie nie mogła tego mieć. To było nowe i wyjątkowo irytujące uczucie.
        Spodziewała się, że nowy pokój zajmie jej myśli, odciągając je od bezcelowych i nieprzyjemnych rozważań, ale z pewnością nie spodziewała się tego. Chwilę zajęło jej obrzucenie pomieszczenia spojrzeniem, przeanalizowanie jego „zawartości” przez skonfudowany umysł i zaakceptowanie tego, co widzi. Później rozpoczęło się zwiedzanie i Rakel na moment zapomniała o wszystkich problemach, ale też o idącym za nią Lucienie. No bo kto widział, żeby w pokoju było drzewo! Gdy jednak uchyliła się przed nadlatującym znienacka ptakiem, obróciła się lekko i dojrzała przyglądającego się jej demona. Zaśmiała się cicho z samej siebie, teraz jednak bardziej speszona wbitymi w nią poziomymi źrenicami, niż swoim zachowaniem. Wyglądał tak… patrzył na nią tak, że na moment o wszystkim zapomniała. Dosłownie wywiało jej wszystko z głowy i stała jak kołek, przyglądając mu się też w milczeniu, zapewne z jakąś głupią miną. Po chwili sprawiała wrażenie, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz zmieniła zdanie i tylko uśmiechnęła się znowu, uciekając już spojrzeniem i szybko szukając zajęcia dla myśli.
        Pomogło drzewo w pokoju, a jakże. Skierowała się w stronę pnia, zaraz też poruszając temat Sayi i zachęcając Luciena, by usiadł, a nie stał tak jak słup soli. Stał i się przyglądał. Hipokrytka jednak podążyła za nim spojrzeniem, gdy usiadł obok i sam się podłożył, przymykając oczy. Rakel szybko chłonęła wzrokiem spokojną twarz, by w końcu samej oprzeć głowę o pień, zanim ją brunet na tym gapieniu się przyłapie. Też przymknęła oczy, próbując jak Lucien wtopić się w otoczenie, ale po chwili znowu przekręciła lekko głowę, spoglądając na niego ukradkiem. Westchnęła bezgłośnie i znów się wyprostowała, zamykając oczy. Musi przestać zachowywać się jak wariatka.
        Nie wiedziała, że część loków zaczepiła jej się o korę drzewa i wisi teraz śmiesznie obok.
        - Myślisz, że to drzewo było tu już za życia tej kobiety, czy wlazło później? – zapytała szeptem, nie otwierając oczu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Tematyka kręgu ewidentnie poszła w złym kierunku. A pomysł zapłaty kusił by skręcić w jeszcze bardziej ryzykowne rejony, więc demon roztropnie zaniechał rozmowy, chociaż wpierw umykające oczy dziewczyny a później sugestia, że skoro on by ją uczył byłby to dobry krąg, nęciły by jeszcze trochę naciągnąć strunę. W praktyce odpowiedź nie byłaby aż tak prosta i zależała od wielu zmiennych. W żartach, w które teraz wchodzili również było wiele możliwości, szczególnie, że każda kolejna zaczepka korciła coraz mocniej. A z jakichś powodów we dworze dużo łatwiej poddawać się kuszeniu, a może gdy już raz uległo się pokusie dużo trudniej było się przed nią bronić… Tak czy inaczej najbezpieczniej było udać się dalej. Demon nie był świadom, że Rakel już bez większych problemów wyłapywała jego chmurny nastrój. Nie miał też pojęcia, że jego niezadowolenie i smętne samopoczucie odbierała jako winę swoich słów. Tymczasem Rakel nie miała nic wspólnego z ogólnym rozżaleniem nemorianina, co najwyżej czasami jej słowa przypominały o gilotynie ponuro wiszącą nad głową, czego również nijak nie mógłby, ani tym bardziej by nie chciał poczytywać za winę dziewczyny.
        W ostatnim i niesamowitym pokoju demon zupełnie się zapomniał i obserwował Rakel z fascynacją, na czym przypadkowo, ale został przyłapany. Mimo to, znów Czarnulka była tym kto uciekł spojrzeniem z uśmiechem, podczas gdy Lucien obserwował intrygujące zjawisko za każdym razem z podobną fascynacją, a może wręcz z większą intensywnością skoro już nie obawiał się spłoszenia brunetki zbytnią natarczywością czy niewłaściwym zachowaniem. Odprowadził ją wzrokiem do momentu aż usiadła i dopiero skupił się na drzewie, podążając za dziewczyną.
        Wpierw usiadł, ale zaraz później odnalazł się w znacznie wygodniejszej, półleżącej pozycji. Wokół panowała błoga cisza. Wiatr trącał liście z cichuteńkim, melodyjnym szmerem, który coraz silniej zwiastował zbliżającą się jesień. Czasami dało o sobie jakieś życie buszujące w koronie drzewa czy żywym tunelu pod nimi. Ale to rytmiczny, delikatny oddech obok był głównym dźwiękiem dostającym się do uszu demona. Skóra niemal mrowiła go od ciepła ciała i bliskiej obecności drugiej osoby, podczas gdy od dotyku dzieliła ich dłoń czy dwie. Zupełnie jak czuło się ścianę mając zamknięte oczy, stojąc tuż przed nią ze zwróconą w jej kierunku twarzą. Lub jak czuło się obecność kogoś za swoimi plecami. Tylko to odczucie było przyjemne, kuszące, może momentami nieco drażniące, ale w dobry sposób, podobnie jak nęcił odległy zapach kawy. W żaden sposób nie przypominało ostrzeżenia przed rychłym zderzeniem ani poczucia skradającego się zagrożenia. Dopiero zapytany, Lucien otworzył oczy, i zerknął na dziewczynę spod rzęs, żeby widzieć ją odpowiadając.
        - Nie mam pojęcia... Wydaje się, że w jego obecny wygląd ingerował jakiś rodzaj magii, subtelnie czuć ją wokół. Ale czy właścicielka miała pierwotny wpływ na jego rozwój, a po śmierci część jej energii pozostała we dworze i dalej go kształtowała, czy może to po śmierci przywiązanie do tego miejsca pozostały wraz z energią dawnej właścicielki i powoli tworzyły z dworu magiczny zakątek rządzący się własnymi prawami, ciężko powiedzieć - mówił cicho, niemal szeptem, żeby nie psuć panującej wokół atmosfery.
        - Natomiast sądzę, że to drzewo samo nie osiągnęło aż takich rozmiarów i nie wrosło w dom bez pomocy. Musiało by być sporo starsze od dworu, nikt tak nie buduje domów, a nawet jeśli, to to drzewo wygląda jakby dosłownie tu wpełzło. Do tego wydaje się być swoistym sercem tego miejsca - dokończył zdejmując kosmyk kręconych włosów zaplątany o korę. Uwalniając czarne pasemko Lucien na mgnienie nawinął je na palec, powoli pozwalając mu zsunąć się i dołączyć do reszty pukli. Pohamował się natomiast przed kolejnym pogłaskaniem policzka dziewczyny, który był dosłownie na wyciągnięcie ręki. W zamian milcząco wstał z drzewa i rozejrzał się wokoło, szybko zarządzając dalsze zwiedzanie.
        - Chodźmy zobaczyć ogród, póki mamy jeszcze trochę czasu przed wieczornymi szaleństwami - mruknął z uśmiechem.
        - Tędy - dodał obchodząc pień. Zaraz potem demon zsunął się przez dziurę w podłodze, na pierwszą gałąź wyrastającą z niższego poziomu niż piętro.
        Nauczony jednak doświadczeniem nie podzielił się myślami jak piękny zadaszony taras można by utworzyć z tego pokoju. Albo oranżerię. Wszystko oczywiście bez szkody dla drzewa, z zejściem wprost do szpaleru glicynii. I przeszklonym dachem, przez który można by podziwiać gwiazdy i księżyc nocą. Miejsce, w którym można byłoby przesiadywać każdego dnia niezależnie od pory roku, dnia czy pogody. Nie chciał zasmuć dziewczyny planami, które najprawdopodobniej miały się nigdy nie ziścić.
        Schodząc spoglądał co jakiś czas za siebie, obserwując postępy Czarnulki. Korzystał z tworzących pętle, splątanych i grubych gałęzi, zeskakując lub dosłownie zsuwając się z jednej na drugą. Przy okazji utwierdził się w przekonaniu o ile wygodniej pokonywało się podobne przeszkody w krótkich butach, nie w oficerkach.
        Większość drogi szła naturalnie, zupełnie jakby drzewo samo spróbowało utworzyć przejście do właściwego ogrodu, ale z ostatniej gałęzi trzeba było zeskoczyć jakieś dwa sążnie w dół. Demon wylądował z gracją na poprzerastanych kamieniach i spojrzał w górę, jak radziła sobie Rakel.
        - Nie bój się, w razie potrzeby cię złapię. - Uśmiechnął się wesoło stojąc pod gałęzią z lekko rozpostartymi ramionami.

        Poczekał na nią, a potem udali się w głąb ogrodu. Podczas pierwszego pobytu niespecjalnie udało im się wydostać spod glicynii, teraz należało nadrobić to co zostawili niedokończone, oczywiście miał na myśli zwiedzanie.
        Wkroczyli na ścieżki raz bardziej widoczne, innym razem niemal całkowicie skryte wśród gąszczu roślinności. A każda prędzej czy później prowadziła do kolejnego uroczyska, lub jak labirynt nawracała na główną dróżkę, czyniąc niemożliwym poznanie całych włości w jedno popołudnie.
        Strumyk, różany zakątek czy skupisko co najmniej podejrzanych głazów, białych niczym alabaster, to były tylko niektóre z odnalezionych ciekawostek. Cały ogród, zupełnie jak dwór, był szalonym połączeniem dawnego porządku i wkradające się weń wolności. Zupełnie jakby las wtargnął w niegdyś cywilizowane, równiutko przystrzyżone i zgrabione tereny. Lub odwrotnie, jakby to ogród zdziczał wyrywając się z narzuconych mu pęt.
        Nawet się nie zorientowali kiedy z południa zrobiło się późne popołudnie, Rakel powoli powinna szykować się do wyjścia, tymczasem demon jeszcze miał zanieść z Randem szafę, a dziewczyna zanim umknie na spotkanie z koleżankami powinna mu pokazać gdzie.
        - Chyba na nas pora. - Uśmiechnął się ciepło, zapraszając Rakel do zamknięcia jej w ramionach, w celu przeniesienia, ale bez pośpiechu oczywiście. Każda okazja była dobra, żeby chociaż o kilka oddechów przedłużyć objęcia, zmieniając bezpieczny sposób na podróżowanie w krótkie przytulenie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Z początku Rakel tylko oparła się o pień drzewa, jeden z jego konarów traktując jak okazję do odpoczynku, miejsce do siedzenia. Dopiero gdy się rozluźniła, przestając myśleć o tym, co dzieje się wokół niej, w jej życiu, usłyszała melodię. Delikatna i przyjemna, nie trafiała z zewnątrz do jej uszu. Rakel miała wrażenie, że czuje ją całą sobą, jakby o niej myślała. Błogie uczucie spokoju rozluźniło jej mięśnie i wygładziło twarz, przez co dziewczyna wyglądała, jakby zasnęła. Nie zareagowała jednak na przepływającą przez nią magię inaczej, niż poddając jej się bez nerwów, jakby to wszystko było normalne, jakby była do tego nawykła. Szept Luciena mieszał się z cichym szmerem liści nad ich głowami, tworząc przyjemne tło dla myśli, leniwie sunących przez zrelaksowany umysł.
        Gdy zdawało się, że demon skończył mówić, mruknęła cicho, jakby w potwierdzeniu dla jego refleksji. Otworzyła oczy, czując ruch we włosach i przekręciła głowę, żeby spojrzeć na przyglądającego się jej demona, gdy czarny pukiel opadał na policzek. Na jego uśmiech Rakel od razu się rozpogodziła, a wesoła mina była wystarczającą odpowiedzią. Wstała i podążyła za Lucienem, szukając wzrokiem drogi w dół, którą odnalazł.
        Ostrożnie zaczęła schodzić, mocno trzymając się szorstkiego pnia i stopą odszukując kolejne gałęzie, wystarczająco grube, by unieść jej ciężar. Czasami szła drogą wyznaczą przez Luciena, a czasami musiała ją zmodyfikować, gdy okazywało się, że jest za niska lub ma za krótkie ręce, by przejść tą samą trasą, którą wybrał brunet. Gimnastyczką nigdy nie była, ale chociażby ostatnia gra terenowa w Fargoth rozgrzała zastałe po stabilnej pracy mięśnie i Rakel radziła sobie całkiem nieźle, sprawnie schodząc w dół. Dopiero u kresu drogi zwątpiła, spoglądając w dół i bezskutecznie szukając innej drogi niż zeskoczenie z wysokości dwóch sążni. Rozpostarte ramiona Luciena na krótko wykrzywiły jej usta w cierpkim uśmiechu. Nie bardzo widziała się, zeskakując na ślepo i licząc na złapanie. Gra w zaufanie nigdy nie była jej mocną stroną, nawet gdy komuś faktycznie ufała. Wyboru jednak specjalnie nie miała i złorzecząc drzewu pod nosem, że mogło pofatygować się jeszcze o chociaż jedną gałąź, zsuwała się z pnia, trzymając na wyciągniętych rękach ostatniego rozgałęzienia. W końcu zerknęła przez ramię, czy przypadkiem Lucienowi nie spadnie na głowę, i puściła się gałęzi, starając się wylądować w miarę stabilnie i nie skręcić kostki. Demon nie musiał jej łapać, ale jego obecność sprawiła, że Rakel nie upadła z rozpędu na tyłek, ale zachwiała się tylko lekko i wsparła na jego dłoni, dziękując cicho za wsparcie.

        Ogród zwiedzali w milczeniu, ale nie przeszkadzało jej to. Uczucie, że nie trzeba wysilać się na rozmowę tylko po to, by druga strona nie czuła się niezręcznie było niezwykle przyjemne i kojące, zwłaszcza, że tak rzadkie. Wędrowali spokojnie, pokazując sobie co ciekawsze rzeczy, które dostrzegali. Wybierali kolejne zakręty, nie wiedząc, gdzie trafią tym razem. Schylali się pod wiszącymi nisko zaroślami i przechodzili po gładkich kamieniach, w które na moment zmieniała się ziemista dotąd ścieżyna. Ciszę przerywały tylko krótkie słowa, wypowiadane łagodnym głosem, gdy wzajemnie zwracali swoją uwagę na piękniejszy zakątek, ciekawą rzeźbę z poskręcanych drzew, czy ostrzegali się przed zmianą gruntu. Było tak spokojnie i leniwie, że Rakel zupełnie zapomniała, że jeszcze dzisiaj musi wrócić do miasta i wybrać się na przyjęcie, na które szła praktycznie wyłącznie z grzeczności i by sprawić przyjemność Ninie.
        Pestka brzoskwini w kieszeni przypominała o swojej obecności subtelnym naciskiem na ciało i Rakel znalazła w końcu odpowiednie miejsce. Nie przejmując się już tym, że chciała zrobić to ukradkiem, przykucnęła w miejscu, gdzie ziemia wydawała się żyzna, a wokół było dość przestrzeni na rozrastające się z czasem gałęzie. Bez wahania wykopała palcami głęboki dość dołek i wstała, żeby wyciągnąć z kieszeni pestkę.
        - Ani słowa – ostrzegła Luciena zdecydowanym głosem, lekko i niepewnie uśmiechając się, gdy pokazywała mu skarb na otwartej dłoni. Zaraz też ostrzegawczo przyłożyła palec do ust, by przypomnieć mu, że ma powstrzymać się od ewentualnych komentarzy. Dopiero wtedy przykucnęła znów i wrzuciła pestkę do wykopanego dołka. Rękami zagarnęła ziemię i przyklepała ją, po czym wstała i rozejrzała się wokół. Znalazła dość długą gałąź, leżącą nieopodal i z lekkim wysiłkiem wbiła ją niedaleko zakopanego dołka, by zaznaczyć to miejsce. W końcu wyprostowała się ostatni raz i otrzepała ręce z ziemi, wycierając je jeszcze w spodnie.
        Na przypomnienie o rzeczywistości przytaknęła niemal od razu; sama właśnie o tym myślała. Kolejny raz z zaciekawieniem spojrzała na uśmiech Luciena pojawiający się teraz dość często na jego ustach i odpowiedziała tym samym. Chłodne jeszcze od ziemi palce dłoni splotła za jego plecami i przymknęła na chwilę oczy, by wrócić do domu.

        Gdy otworzyła oczy i odsunęła się od Luciena, uderzyła ją obcość własnego pokoju. Mogła jednak roztkliwiać się nad tym dłużej albo po prostu go opuścić. Sięgnęła do szafy po wieszak i powiedziała demonowi, że idzie się przebrać. Wróciła niedługo później. Nie malowała się, nawet nie miała żadnych kosmetyków. Włosy upięła w możliwie zwarty kok, jednak kręcone pukle nadawały mu wrażenia nieładu i wymykały się czasem, by zakręcić przy twarzy dziewczyny, nim odgarnęła je za ucho. Strój zaś miała niecodzienny. Czarna spódnica była jedyną w jej posiadaniu, dziewczyna kupiła ją na pogrzeb ojca, ale nie wiązała z nią na szczęście żadnych złych wspomnień. Potrzebowała wtedy czegoś względnie eleganckiego, a później spódnica już została i dziewczyna zakładała ją, gdy z jakiegoś powodu chciała wyglądać inaczej niż zwykle. Rozporek z boku nie sięgał nawet uda, odsłaniając tylko kawałek skóry, gdy Rakel zmieniła krótkie, praktyczne raczej buty na wysokie pod kolano kozaki na lekkim obcasie. Było już zimno, więc na szarą koszulkę z krótkim rękawem, nieco ładniejszą niż jej zwykłe bawełniane koszulki, zarzuciła na drogę prostą czarną kurtkę.
        - Możemy iść – powiedziała, siląc się na swobodny ton. Tak rzadko zakładała coś innego niż zwykłe spodnie i koszulę czy koszulkę, że w spódnicy zawsze czuła się nieswojo i podświadomie obawiała się reakcji otoczenia. Nie lubiła być w centrum uwagi, a ludzie jak na złość zawsze zauważali każdą zmianę w jej wyglądzie.
        Najlepszym tego przykładem był jej głupi brat, który słysząc stukot obcasów na schodach, zerknął w ich stronę z taką miną, jakby spodziewał się tam co najmniej kogoś obcego. A na widok siostry wcale tego wyrazu nie zmienił, co irytowało ją do czasu aż nie zagwizdał z uznaniem. Wtedy spiorunowała go wzrokiem, czym się w ogóle nie przejął.
        - Cholera, siostra. Normalnie wyrosła z ciebie babka!
        - Weź… - mruknęła Rakel z wyraźnym zażenowaniem. Rand stanowił jednak najmniejszy problem, bo do sklepu wracali akurat Dorian z Remym i Aleciem. Dorian tylko spojrzał na nią i skinął głową na powitanie, bo był normalny i nie musiał wszystkiego komentować, za co mu była w tej chwili ogromnie wdzięczna. Jak na złość jednak niósł jakąś skrzynię z Remym, który na widok Rakel stanął w miejscu, patrząc na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
        - Benett, rusz dupę – odezwał się Alec za jego plecami i elf zaskoczył w końcu, podchodząc z Dorianem kilka kroków i odstawiając skrzynię na ziemi.
        - Ładnie wyglądasz – powiedział, i to zupełnie normalnie, bez żadnych głupich tekstów i uśmieszków.
        - Dzięki. – Rakel uśmiechnęła się krótko z grzeczności, chcąc już jak najszybciej opuścić kamienicę. Musi iść zabić N. za to, że kazała jej się tak ubrać. Na drodze została jej jeszcze jedna przeszkoda stojąca przy drzwiach. Alec odstawił kolejną skrzynię, ale nie ruszył się z miejsca i Rakel spojrzała na niego, zdenerwowana już skupioną na niej nadmierną uwagą. Ale szatyn tylko się uśmiechnął i skłonił się lekko, schodząc jej z drogi.
        - Do zobaczenia – rzucił, gdy go mijała i zdążyła jeszcze tylko zerknąć na niego niepewnie, ale zaczepny już uśmiech zaraz zniknął jej z oczu. To było dziwne.

        - A ten gdzie? – odezwał się Remy dopiero, gdy dziewczyna z demonem wyszli.
        - Mamy młodej podrzucić szafę, jak będziemy szli do knajpy, pewnie chce zobaczyć, gdzie ją ustawić? Nie wiem.
        - Jasne – mruknął elf, łypiąc za demonem przez okno.

        Rakel odetchnęła dopiero na ulicy. Chłodne powietrze ostudziło zaróżowione policzki, ale dziewczyna już się czuła zmęczona. Nie wiedziała, czemu ludzie ją tak wyczerpują. Może sama sobie to wmawiała, ale rezultat był ten sam. A wizja poznania koleżanek Niny kształtowała się w jej umyśle jako, mniej więcej, spotkanie z ławicą piranii.
        W końcu jednak zapukała do drzwi swojego przyszłego miejsca zamieszkania. Tym razem czekali dłużej niż zwykle na ich otwarcie się i Rakel nawet cofnęła się lekko o krok, żeby zobaczyć czy palą się światła, bo wcześniej nie zwróciła na to uwagi. W tym samym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując zdyszaną, ale rozpromienioną Ninę w jej najpiękniejszej, błękitnej sukience. Na widok przyjaciółki blondynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, co okazało się możliwe, ale zaraz dostrzegła Luciena i mina najpierw jej zrzedła, a później zmarszczyła w podejrzliwym zagniewaniu.
        - A ty co tutaj robisz, hm? – zanuciła złowrogo, ale Rakel przekraczała już próg, popychając koleżankę przed sobą.
        - On tylko na chwilkę. Zabieram szafę z domu…
        - Ale ja mam przecież…
        - …mnóstwo szaf, wiem, ale…
        - …chcesz swoją, dobra, nic nie mówię, tylko…
        - …pospieszymy się.
        - Przyjdź później na dół – powiedziała Nina i Rakel skinęła zgodnie głową. Blondynka powtórzyła gest i, pomachawszy Lucienowi figlarnie palcami, zniknęła na schodach do piwnicy. Rakel odetchnęła i spojrzała na bruneta z lekkim uśmiechem.
        - Chodź – powiedziała i poprowadziła mężczyznę na górę.
        Korytarz na piętrze uprzątnięto już ze wszystkich kartonów, a wszystkie drzwi od pokojów były otwarte, tylko wzmacniając wrażenie pustki. Sypialnie opróżniono i chociaż większość mebli została na swoich miejscach, jakoś dało się odczuć, że są one opróżnione, chociażby po gołych do materacy łóżkach. Rakel poszła prosto do jednego z pokoi, gdzie zamiast łoża była tylko rozkładana wersalka pod prawą ścianą. Na wprost znajdował się wykusz z niskim, wygodnym do siedzenia parapetem. Po lewej stronie stało zaś spore biurko, a za nim długa biblioteczka, pełna najrozmaitszych książek.
        - Nina nie jest molem książkowym, ale jej matka zaczęła dużo czytać, gdy zachorowała i nie mogła już dłużej pracować – wyjaśniła Lucienowi. – Wcześniej też była krawcową. Nie dziwi mnie, że N. ich ze sobą nie zabiera. A na moje jest jeszcze miejsce – powiedziała, spoglądając z uśmiechem na kilka pustych półek.
        - Szafa mogłaby stać tutaj – powiedziała, wskazując kawałek wolnej ściany obok wersalki, po czym obróciła się, stając przodem do Luciena i tyłem do pokoju. Spojrzenie miała pytające. - Co sądzisz?
        Sama przekonywała się powoli do nowego miejsca. Gabinet był dobrym miejscem. Wydawał się najprzytulniejszym z pokoi, nawet jeśli nie był przeznaczony na sypialnię. Sofę można było rozłożyć, a nawet na złożonej wyspałaby się bez problemu sama.
        Ale Rakel wydawała się niepewna z innej przyczyny. Na moment odwróciła od tego uwagę Luciena, mówiąc o pokoju, ale w końcu spuściła wzrok na swoje dłonie. Kciukiem okręcała ciągle obrączkę, by po chwili powoli ją zsunąć z serdecznego palca i obracać teraz opuszkami.
        - Nie powinnam jej mieć – szepnęła. – Nie gniewaj się, nie chodzi o to, że nie chcę, po prostu… Nie powinieneś się martwić o mnie, gdy wrócisz do siebie. To chyba nie byłoby właściwe, gdybyś dalej miał ze mną taką… więź – powiedziała cicho i wyciągnęła obrączkę na otwartej dłoni w stronę Luciena.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien z premedytacją zaproponował łapanie Rakel, żeby podroczyć się z butną dziewczyną. Gdyby po prostu chciał jej pomóc, użyłby innych słów i stanowiłby subtelniejsze wsparcie. Teraz z wesołością obserwował wpierw niezadowoloną minę brunetki, żeby potem patrzeć jak kombinuje. Była zaradna. Większość dziewczyn bez wahania skoczyłaby w ramiona swojego upatrzonego rycerza. A Rakel jedynie podparła się na wyciągniętej do niej dłoni łapiąc równowagę po lądowaniu.
        Zagłębili się w ogród. Dziwnym zbiegiem okoliczności, a może kapryśnym przeznaczeniem, demon i dziewczyna pasowali do siebie lepiej niż każde z nich odważyłoby się przyznać na początkach znajomości. Żadne nie czuło presji ciszy, starczała im własna obecność i towarzystwo. Podobnie było z rozmowami, czasami zupełnie zwykłymi zbliżającymi ich do siebie, czasami niezręcznymi, innym razem zdarzały im się ścięcia, ale wszystko ostatecznie pomagało im lepiej się zrozumieć.
        Zwiedzali rozmaite zakątki uroczyska, do momentu aż Rakel zatrzymała się i pokazała nasiono brzoskwini. Lucien uśmiechnął się ciepło, ani myśląc nabijać się z brunetki. Przyglądał się jej gestowi a później poczynaniom z pogodnym wyrazem twarzy. Co więcej nie tylko nie uważał, żeby zasadzenia drzewa było śmieszne. Był niemal pewien, że brzoskwinia urośnie. Więcej, rozejrzał się czujnie wokół z poważnym wyrazem twarzy mając wrażenie, że drzewo urośnie szybciej niż uczyniłoby w naturze.
        Potem demon przytulił dziewczynę i przenieśli się do Valladonu. Tymczasem obok zasadzonej pestki zafalowało powietrze, zupełnie jakby nieregularne w kształcie szkło załamywało słoneczne światło, nachylając się nad niewielkim kopczykiem.

        Wychodząc na wieczór do Niny, Rakel wyglądała jak zawsze ślicznie, i jednocześnie interesująco inaczej niż zwykle. Demon przyjrzał się dziewczynie i jej sylwetce, ale nie natarczywie, a przynajmniej nie bardziej niż nawykł.
        - Przeżyjemy. - Uśmiechnął się wesoło, dodając Czarnulce otuchy. - Do tego bardzo ci ładnie w tej nowej odsłonie - dodał trochę zaczepniej zerkając na brunetkę, wychodząc z pokoju zaraz za nią.
        Głos Randa wywołał kolejny uśmiech, tym razem bardziej rozbawiony u demona, szybko jednak, gdy nikt nie widział, nabrał on smutnej nuty. Rodzinnych przekomarzań Evansów też będzie mu brakować, chociażby ich oglądania, gdy na prawdziwe rodzinne życie nigdy nie śmiał mieć nadziei.
        Potem skinieniem przywitał się z resztą mężczyzn, ignorując ich spojrzenia oraz komplementy, gdy niespecjalnie miał prawo przywiązywać do nich większą uwagę. W zamian bez zwłoki wyszedł za Rakel na ulicę, szybko obejmując jej plecy, idąc do kamienicy Niny.

        Gospodyni powitała ich jak zawsze energicznie, w pięknej sukni, sprawiając, że Lu przez chwilę nawet współczuł Czarnulce.
        - Inwigiluję wasze spotkanie, czy grzecznie się bawicie - zanucił przekornie w stronę blondyneczki.
        Tych dialogów mniej mu brakowało. Przyszła pani Evans była stanowczo za intensywna, jak Rakel lubiła określać, na tak małych przestrzeniach. Albo może gdyby spotkania trwały dłużej, Nina miałaby czas stracić trochę energii i być mniej przytłaczającą. Przyzwyczaił się natomiast do jednego, przestał brać ją zupełnie poważnie, przynajmniej nie we wszystkich momentach.
        Pożegnał się zaczepnym uśmieszkiem i ruszył na górę za Rakel. W pokoju podążał za jej wzrokiem, przytakując pogodnie. Obejrzał półki, rozejrzał się po wybranym pomieszczeniu. Wykusz był jak znalazł dla mola książkowego, podobnie miejsce na kolejne tomy. Wraz z kolejnymi wskazaniami nowe miejsce nabierało wyraźniejszych kształtów, gdy demon wyobrażał sobie pokój po urządzeniu. Gdy jednak napotkał wzrok Rakel, ta zupełnie zbiła go z tropu. Spojrzał na nią pytająco. Z każdym jej słowem zdziwienie Luciena przechodziło wpierw w zagubienie, a później w wyraźny smutek.
        - Proszę, nie… - odezwał się cicho gdy skończyła. W obu swoich rękach stulił dłoń dziewczyny, zmuszając ją do zamknięcia obrączki w swojej garści.
        - Powstała właśnie na czas gdybym nie mógł być obok… - wyszeptał patrząc dziewczynie w oczy. Kwestii niewłaściwego zachowania nie poruszał, co tak naprawdę było w tym świecie właściwe.
        - Przynajmniej poczekaj z decyzją… do zaręczyn - mruknął z wyraźnym trudem, celowo nie mówiąc “moich zaręczyn”.
        - W razie niepowodzenia, artefakt i tak zostanie zniszczony - dodał smutno. Zaraz jednak uśmiechnął się delikatnie, starając się zakończyć rozmowę. Obrączki demon nie odebrał, wyraźnie nie zamierzając w tej kwestii współpracować skoro dziewczyna wcześniej zgodziła się przyjąć pierścionek.
        - Za chwilę przeniesiemy szafę - zmienił temat, dosłownie ponaglając Rakel do wyjścia z pokoju, żeby dołączyła do reszty dziewczyn.
        - Baw się dobrze - dodał, całując Czarnulkę w policzek nieco dłużej niż trwał zwykły buziak. Jeśli cokolwiek było niewłaściwego to tylko fakt, że broniono im podobnych bliskości, pocałunków, wspólnego spędzania czasu, że zakazano tej relacji rozwoju, niezależnie, w którym kierunku mogłaby pójść.
        Próbując przegonić ciężkie myśli, teleportował się wprost do sklepu, pojawiając się tuż przy drzwiach, żeby żartobliwie trącić dzwoneczek, uruchamiany przy każdej wizycie gościa lub klienta. Odnalazł Randa spojrzeniem i obaj skierowali się do pokoju Rakel. Ustawili się po obu stronach sporej garderoby, a po krótkich oględzinach szlachcic skierował się do młodego bruneta.
        - Przechyl szafę w moją stronę - odezwał się demon sugerując jak zamierzał zacząć przeprawę z ciężkim meblem. Westchnął gdy tylko ciężar opadł mu w dłonie ale zaraz odezwał się ponownie - I cofnij się o krok.
        Gdy tylko napotkał zdziwienie Randa, uśmiechnął się butnie.
        - Przecież nie będziemy szli z tym klocem przez pół miasta - prychnął Lu i zniknął z szafą. Tchnienie później zjawił się ponownie, akurat tuż za chłopakiem.
        - Nie ruszaj się - odezwał się znienacka, kładąc mu dłoń na karku i przeniósł ich obu, nie siląc się na podchody ani wyjaśnienia. Potem musiał chwilę poczekać aż Rand dojdzie do siebie w szeroko rozumiany sposób, w tym czasie Lucien nawet nie próbował kryć, że sytuacja go dość bawiła. Dopiero po tym ustawili szafę we właściwe miejsce. Wyglądało jednak, że szlachcicowi spodobała się praca w firmie przeprowadzkowej, bo zaraz poruszył temat sofy.
        - Jak myślisz, jakbyśmy wstawili jej łóżko, z któregoś pokoju zamiast kanapy? Znając Rakel nawet nie będzie jej rozkładać, i będzie sypiać na pół-siedząco, raptem pod kocem, z książką na kolanach. Z łóżkiem przynajmniej musi wejść pod kołdrę - odpowiedział, nie rozwijając myśli, że i tak nie było to pewne. Tłumaczenie, że kiedyś przykrywał ją płaszczem na pewno nie było dobrym pomysłem. A i tak ponieważ właśnie rozmawiał ze starszym bratem o łóżku jego siostry, wzruszył lekko ramionami.
        - Przecież podróżowałem z Rakel, zauważyłem, że jakby tylko mogła to by nie jadła i nie spała - odpowiedział bez emocji. - Jak się jej nie dopilnuje to zadba o wszystkich poza samą sobą - dokończył zupełnie spokojnie.
        Koniec końców zamienili miejscami sofę z łóżkiem z sąsiedniego pokoju. Lucien w międzyczasie znalazł jakiś wolny świstek papieru i skreślił parę słów w Czarnym - "Moja wina - żebyś spała w normalnym łóżku, bo sofy pewnie nawet byś nie rozkładała”. Potem z kieszeni wyjął mały podstawowy słowniczek, który udało mu się kupić rankiem, gdy robił zakupy odzieżowe, i położył na liściku. Założył, że dziewczyna już opanowała i pamiętała alfabet. Jeśli tak powinna rozpoznać znaki, złożyć z nich słowa, i przetłumaczyć notatkę. Lucien rzadko kiedy lubił cokolwiek ułatwiać, zresztą Rakel lubiła wyzwania, więc właśnie rzucił jej kolejne. Jeśli nie pamiętała, to albo będzie musiała wznowić nauki, albo zwyczajnie spali notatkę.
        - Wszystko zrobione, wracamy? - rzucił pytająco w stronę młodego Evansa.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Wiedziała, że to nie będzie takie proste. Zwrócenie podarunku było trudne nawet dla niej, i wcale nie chodziło o właściwości artefaktu, ale o to, że to była jej jedyna pamiątka po Lucienie. Do tego dochodził upór demona, który dopóki jej nie poznał, nie musiał się tłumaczyć ze swoich decyzji. Właśnie takiej zdecydowanej odmowy oczekiwała, wraz z logicznymi argumentami, które trudno byłoby jej zbić. Pierwszy raz też na głos przyznała się do tego, że mimo wszystko nie odrzuca wszelkich manier i nawet jeśli rozsądek zostanie przekonany, to zwykłe obyczaje nie pozwolą jej na pozostawienie między nimi takiego pomostu. Do tej pory zachowywała się, jakby zupełnie je ignorowała, ale wcale tak nie było. Może i w większości robiła to, na co przyszła jej ochota, nie bacząc specjalnie na rychłe zaręczyny Luciena, co niegdyś powstrzymałoby ją nawet od zwykłego przyjacielskiego objęcia, dla zasady. Tak naprawdę jednak wybrała po prostu wyrzuty sumienia zamiast żalu z niewykorzystanych chwil.
        Nemorianin jednak nie zachował się tak, jak się spodziewała. Wręcz przeciwnie. Zwątpiła już na widok jego smutnego spojrzenia, ale to jego słowa, tak proste, ale zdecydowanie zbyt silne, by się im oprzeć, kompletnie ją rozbroiły. Posłusznie zamknęła palce na obrączce, ale ciągle nie wkładała jej na palec.
        - To prawda, ale okoliczności się trochę zmieniły od tego czasu – odpowiedziała możliwie łagodnie. Też jej się to nie podobało, ale wiedziała, że tak trzeba. Zacisnęła lekko usta słysząc, że ma wstrzymać się chociaż do zaręczyn. Nie wiedziała co to ma niby zmienić, ale owszem, mogła z tym poczekać te dwa tygodnie, ważne jednak że już trochę poruszyła temat.
        Nagle podniosła pytające spojrzenie i w momencie spoważniała.
        - Co masz na myśli? – zapytała normalnym już głosem, barwnymi oczami wiercąc dziurę w morskich tęczówkach. Nie była głupia. Nie podobało jej się to sformułowanie. Niepowodzenie? W czym? I co niby mogło się wydarzyć w związku z zaręczynami Luciena, że artefakt uległby zniszczeniu? Przeszło jej przez myśl, że może ślubna przysięga i inna obrączka wpłynęłaby jakoś na dotychczasową więź, ale nie chciała się w to teraz zagłębiać. Demon i tak próbował zmienić temat mówiąc o szafie, ale dziewczyna zupełnie to zignorowała.
        - Lucien, tylko nie rób nic głupiego, proszę – powiedziała poważnie, odpuszczając na tyle, że włożyła obrączkę z powrotem na palec. Później westchnęła, niemal popychana już w stronę wyjścia, a gdy się obróciła, dostała czułego buziaka w policzek i instrukcję, by mimo wszystko dobrze się bawiła. To wystarczyło, by znowu się uśmiechnęła. Przymknęła oczy i przytuliła dłonią jego policzek, nim w końcu cofnęła się, spoglądając na demona niezmiennie karcąco, chociaż starając się nie popadać w ponury nastrój.
        - Ty też – powiedziała i odwróciła się w końcu, znikając na schodach.

        - No nareszcie! Ileż można na ciebie czekać?
        - Przepraszam, musiałam…
        - Wiem, wiem, już dobrze. Dziewczyny, to jest Rakel Evans! Rakel, to Alice Holland, Susan Mitchel i Diana Winsor…

        Rand podniósł gwałtownie głowę, gdy w sklepie rozległ się dźwięk dzwonka, mimo że drzwi się nie otworzyły. Na widok Luciena uśmiechnął się i prychnął rozbawiony.
        - Niezła sztuczka.
        Poszli na górę, do pokoju Rakel, gdzie brunet odegrał standardową scenkę rodzajową z cyklu „tak bardzo mi się nie chce”. Mianowicie westchnął ciężko spoglądając na szafę i splatając ręce na piersi.
        - Wielkie bydle – mruknął, drapiąc się zaraz za uchem i myśląc jak by się do mebla zabrać. Wychylił się lekko, słysząc Luciena i w końcu pokiwał głową. Widać, że demon nie z tego świata, zaraz się do roboty zabiera, a gdzie tu czas na utyskiwanie na młodą, że nie mogła taboretu zabrać tylko szafy sobie zażyczyła?
        Evans posłusznie popchnął szafę, ostrożnie przechylając ją na bok, aż nie opadła na ręce Luciena. Wtedy chciał schylić się, by podnieść swój koniec, gdy demon kazał mu się cofnąć. Posłuchał o tyle, że wykuknął znowu zza wielkiego mebla, spoglądając pytająco na nemorianina. Jego mina mówiła chyba wszystko, bo Lucien od razu wyjaśnił, co ma na myśli… mniej więcej przynajmniej, ale Rand był bystry i szybko wyszczerzył się w uśmiechu.
        - Aaa, migniesz z nią! Dobre!
        I chociaż zniknięcia się spodziewał to i tak drgnął zaskoczony, gdy demon zniknął razem z meblem.
        - Ja pierniczę, ale jaja… Ej, co?! – Rand podskoczył, czując rękę na karku, ale nie zdążył się nawet odwrócić, a znalazł się na piętrze innej kamienicy przy innej ulicy. Odskoczył od demona, jak poparzony, rozkładając na boki ręce, jakby próbował utrzymać równowagę.
        - ŁOOŁ! – krzyknął, rozglądając się z wyraźnym zagubieniem. Było widać, jak powoli łowi wzrokiem fragmenty otoczenia i zdaje sobie sprawę gdzie jest. – Łooooł… ty… - Urwał, spoglądając nagle na demona, który niestety nie był w stanie ukryć rozbawienia.
        - Tej, śmieszku! Uprzedzaj mnie, cholera jasna! Flaki mi się na drugą stronę wywróciły! Ooo, zdecydowanie nie będziemy robić tego po pijaku. Jak to się… - Znowu urwał w połowie zdania, odwracając się, wciąż z lekko rozłożonymi rękami i nieco zgarbiony. Dopiero po chwili wyprostował się i przetarł twarz, by spojrzeć na Luciena zza rozciągających powieki palców.
        - Ale jazda – mruknął, dochodząc już bardziej do siebie, chociaż wciąż otrząsał się jak mokry pies.
        W końcu jednak doprowadził się do porządku i przesunęli z Lucienem mebel na miejsce. Słysząc o sofie, Rand najpierw spojrzał na mebel, a później na demona, wyraźnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. A niech dziewczyna śpi jak chce, wielkie mecyje. Argumenty zbył nierozumiejącym spojrzeniem i wzruszeniem ramion, dopóki nie wskoczył nagle na tryb starszego brata i nie łypnął na demona spode łba.
        - A co ciebie kolego obchodzi, jak ona śpi? I coś masz za dużo informacji na ten temat – prychnął, wciąż podejrzliwy, a wyjaśnienia, że Lucien co nieco się o Rakel dowiedział w podróży, wcale nie pomogły. Rand wciąż nie był zachwycony konsekwencjami tej dzikiej wycieczki siostry, bo akurat to czy o siebie dbała bledło w kontekście przygód, jakie ją spotkały. Pomięcie obiadu było w ich rodzinie zdecydowanie mniej karalne, niż treningi na miecze z demonami. W końcu jednak dosłownie machnął ręką.
        - Dobra, mnie wsio ryba – mruknął, gdzieś tam w duchu jednak doceniając, że Lucien tak się o Rakel troszczy. Co prawda wciąż był podejrzliwy, co do tego zainteresowania sypialnią jego siostry, ale też wiedział, że obecność Luciena tutaj ma swój termin końcowy, więc już nie truł.
        Sprawnie wymienili meble, a Rand przyglądał się później z zainteresowaniem notatce sporządzanej na szybko przez demona. Nic się z niej nie dowiedział, unosząc brwi na widok dziwnych symboli.
        - Ona to odczyta? – zapytał z ciekawości.
        Na pytanie zaś skinął zgodnie głową, ale gestem powstrzymał Luciena. Wyciągnął ręce do tyłu i do przodu. Potrząsnął nimi, podskakując lekko z nogi na nogę i przechylając głowę z boku na bok, aż strzelało mu w karku. Wyglądał, jakby przygotowywał się do walki na pięści, a nie do teleportacji.
        - Dobra, jestem gotowy, dawaj! – rzucił dziarsko, łapiąc demona za przedramię i pochylając się w pełnej gotowości bojowej.

        Gdy wylądowali w sklepie i tak odsunął się szybko od Luciena, otrząsając znowu śmiesznie na całym ciele, jakby oblazły go mrówki.
        - Dobra. Nie podoba mi się – powiedział w końcu z pozornym tylko spokojem. – Chodzimy pieszo – zadecydował, gdy doszły ich nawoływania z góry.
        - Jesteście dwie kolejki do tyłu – odezwał się Remy, gdy weszli do kuchni. Na stole stała butelka i dwa kieliszki, do których Dorian nalewał właśnie wódki. Rand z marszu złapał jeden i wychylił od razu, a na pytające spojrzenia towarzyszy podstawił kieliszek do uzupełnienia.
        - Teleportowałem się – wychrypiał i ku ogólnemu rozbawieniu wychylił drugi kieliszek. Z hukiem odstawił go na stół i otrząsnął się lekko.
        - Właśnie, Lucien, zemsta jest słodka. Słyszałem, że na was alkohol tak średnio wpływa, nie? – Spojrzał pytająco na demona i skinął głową kontynuując. – Właśnie. A musisz sięgnąć naszego poziomu, więc skoczyłem do babci po małe wspomaganie – powiedział, kierując się jednej z kuchennych szafek. Jeśli Lucien szukałby pomocy u pozostałych to by się zawiódł, bo wszyscy wyglądali na tak samo niewtajemniczonych. W międzyczasie Rand wyłowił skrzętnie skrytą butelkę z niemal przezroczystą zawartością, w której pływało kilka gałązek nieznanego zioła. Chłopak wziął kieliszek Luciena, przelał jego wódkę do swojego, który zaraz wychylił, a demonowi polał z nowej butelki. Dorian przyglądał się temu wszystkiemu ze sceptyczną miną.
        - Jak to jest od Meve, to ja bym tego na twoim miejscu nie pił – mruknął, spoglądając na Luciena.
        - Dorian, kurde, weź go nie strasz! To wódka jest! Tylko z lekkim wspomaganiem. Próbowałem sam, paskudne cholerstwo, ale wy ponoć nie czujecie smaku, nie? No, to siup – powiedział, podsuwając Lucienowi pełen kieliszek i szczerząc zęby w zadowoleniu.
        Demon za bardzo nie miał wyboru, bo nie zwracając uwagi na towarzyszy, Rand zarządził, że inaczej nie wyjdą, poniekąd zmuszając Luciena do dostosowania się. Trunek, chociaż dla nemorian faktycznie zupełnie bez smaku, dziwnie gryzł w gardło, co zapowiadało chrypę przy dłuższym spożywaniu oraz wywoływał uczucie ciepła w żołądku. Poza tym nie miał innych efektów… jeszcze. Evans odczekał aż puste szkło wyląduje na powrót na stole i klasnął w dłonie, pocierając je z niecną miną.
        - Dobra chłopcy, to lecim!

        Do Pękniętej Tarczy dotarli w czwórkę, ale przed wejściem czekali na nich jeszcze Simon, Morgan i Berdali. Kowal trzymał w rękach wielki, ciemnozielony wieniec z białymi daliami i potężną czarną wstęgą, na której złociły się napisy „ostatnie pożegnanie” i „żegnaj”. Dorian parsknął śmiechem na ten widok.
        - No pięknie, dzięki chłopaki. Ale ja tylko się żenię, nie umieram.
        - Poczekaj, synu, poczekaj… - mruknął Berdali cicho, ale i tak go usłyszeli i od razu wyśmiali. Kapitan przywitał się z Lucienem grzecznie, ale z dystansem, Simon tak samo, ale Morgan wręcz wylewnie. Przyciągnął demona za rękę i objął, klepiąc w plecy z taką siłą, że możnaby wypluć płuca.
        - Dobrze, że jesteś, stary – powiedział, waląc Luciena dalej po plecach, póki pozostali ich nie rozdzielili, popychając kowala do środka. Dorian spojrzał pytająco na kapitana straży.
        - Trochę się z Dorothy posprzeczali tego wieczoru i zaczęliśmy bez was – wyjaśnił cicho Berdali, gdy wchodzili do środka, ale cała konspiracja runęła, gdy Rand zaczął ryczeć ze śmiechu.
        - Gruby pantoflem, bo padnę!

        Wieniec zawisnął na ścianie nad długą ławą, na której zaraz wylądowały butelki wódki, dzbany piwa i talerze z serami, wędlinami i kiszonymi ogórkami. Wśród trunków znalazła się też butelka Luciena, do której Alec, śmiejąc się pod nosem, przywiązał kawałek pergaminu, na którym wcześniej naskrobał „Demoniczny trunek! Nie dotykać!”
        - Uwaga! Przepraszam bardzo, o sorry Remy – mruczał Rand, włażąc butami na ławkę, a później na stół. – Proszę o uwagę! – zawył głośno, by mieć pewność, że będzie słyszeć ich cała karczma.
        Dorian siedział do tej pory rozwalony na krześle, ale teraz oparł się na łokciach o blat, spoglądając do góry na swojego niedorozwiniętego umysłowo brata.
        - Ten oto Dorian Evans, mój brat, kończy jutro swój żywot!
        - Rand, debilu, złaź ze stołu.
        - Morda nieboszczyku, ja tu przemawiam. Tak więc ten… co ja mówiłem? A! Chlejemy! Panie na nasz rachunek!
        Sala zatrzęsła się od śmiechu i oklasków. Dorian wstał, wychodząc naprzeciw kilkorgu stałych bywalców knajpy, którzy podeszli złożyć mu gratulacje i dołożyć swoje trzy grosze do ostrzeżeń przed życiem małżeńskim. Nie zabrakło porad i listy sprawdzonych wymówek, by wieczorem wymknąć się z kumplami na piwo. Evans tylko uśmiechał się lekko, dziękując i kłaniając się na wszystkie życzenia. W końcu wrócił do stołu, nie odmawiając sobie trzepnięcia brata przez łeb.
        - Au! Za co?!
        - Za darmo. Polewaj.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Zjawiając się w sklepie, Lucien uśmiechnął się kątem ust, przyjmując komentarz Randa jako pozytywny. Również uważał, że teleportacja i zadzwonienie były raczej wygodną i sprytną alternatywą nad wystawaniem pod drzwiami, pukaniem i sprawdzaniem czy są otwarte. Dobry kompromis pomiędzy pojawianiem się wedle własnych reguł, a pójściem na ustępstwa wobec Czarnulki i anonsowaniem swojego przybycia.
        Później sprawnie uporali się z szafą. Rand był bystrym chłopakiem, zamiast więc się wahać czy zadawać pytania postępował wedle wskazówek szybko domyślając się przyczyn.
        Dopiero później Lu miał trochę rozrywki, podziwiając stan młodzieńca, który spowodował absolutnie nie intencjonalnie. Do tej pory nikt nie nazywał go śmieszkiem i raczej nie było powodów do podobnego przydomku, co zrobić jednak, że chłopak wywoływał na twarzy demona uśmieszek o lekko złośliwym zabarwieniu. Ten zaś wyraźnie wystarczył do nadania mu nowego miana.
        Z wytłumaczeniem swoich dobrych intencji wobec Rakel, było odrobinę trudniej. Wciąż jednak młodzieniec był rozsądny i chociaż zadawał dodatkowe pytania i łypał podejrzliwie słysząc odpowiedzi, obeszło się bez scysji. A ostatecznie dał się ułagodzić. Więcej, z jakichś powodów Lucien awansował na kolegę, szybko uznając, że młody Evans podobnie jak elf używał wielu ciekawych zwrotów zakrawających na jakiś rodzaj slangu.
        Zostawiając kartkę, został zaskoczony kolejnym pytaniem chłopaka, ale już bardziej niedowierzającym niż czujnym.
        - Nie mam pojęcia, okaże się - odpowiedział, znów chyba wychodząc na śmieszka, ponieważ odzywał się ze znacznie szerszym uśmiechem niż przy teleportacji.
        Podobnie z wciąż rozbawioną miną przyglądał się ćwiczeniom godnym linoskoczka, jakie Rand podjął przed teleportacją. Potem już tylko z rozbawionym parsknięciem położył dłoń na ramieniu bruneta i zjawili się w sklepie.
        Faktycznie chyba jednak był śmieszkiem, ponieważ gdy Rand odsunął się gwałtownie, nemorianin znów miał trudności z hamowaniem rozbawienia. A przynajmniej cała rodzina Evansów dość często wywoływała w demonie wesołość.
Wzruszył lekko ramionami, i poczekał aż młodzian całkiem dojdzie do siebie. Mógł chodzić, jeśli trzeba, grunt żeby nie zmuszali go do biegania, ale nie zamierzał paradować z szafą. To byłoby zupełnie niepraktycznym rozwiązaniem, bezsensownym dorabianiem sobie pracy, zupełnie jak rozpalanie ogniska krzesiwem mając dostęp do magii.

        Chwilę później dołączyli do mężczyzn w kuchni, gdy drużyna zdążyła już się zgromadzić. Lucien popatrzył po zebranych słysząc o kolejkach, niespecjalnie rozumiejąc co jedno miało do drugiego. Ci tu chcieli wcześniej zacząć pić, ich sprawa, więc Lu nie pojmował czemu nagle on i Rand mieliby nadrabiać ilość alkoholu spożytą przez pozostałych, tym bardziej, że w tym czasie pracowali.
        Chociaż młodszy z Evansów nie wyglądał na poszkodowanego z tego powodu, wręcz przeciwnie, i właśnie z zaangażowaniem nadrabiał kolejki, jednocześnie tłumacząc się teleportacją, jakby z kolei ona miała jakiś związek z potrzebą wypicia drinka.
        Tak więc, wpierw Remy spotkał nierozumiejące spojrzenie nemorianina. Zaraz potem demon zerknął gwałtownie na Randa, w pierwszym odruchu słowa o zemście traktując literalnie. Zielone oczy zmrużyły się lekko podejrzliwie, a tchnienie później otworzyły się znacznie szerzej niż zwykły normalnie się prezentować. Brunet bardzo powoli kiwnął głową, jakby zastanawiał się nad konsekwencjami odpowiedzi na zadane pytanie.
        - Mamy inny metabolizm, więc dla takiego samego efektu potrzeba nam znacznie większej ilości niż wam - odpowiadał równie wolno, jakby każde słowo mogło wplątać go w śmiertelne niebezpieczeństwo.
        Dodatkowo wcale nie pojmował czemu miał sięgać "ich poziomu". Czyżby panowie autentycznie zamierzali zalać się na umór, przy okazji jego ciągnąc w podobny stan. Nijak nie podobało się to demonowi. Jak żył, nigdy nie był pijany, a trochę tych lat się uzbierało. Niby ostatnimi czasy trafiało się sporo pierwszych razów, ale przecież żadna przesada ani nadmiar nie były zdrowe, to samo tyczyło się nowości. Problem w tym, że odmowa byłaby raczej nietaktowna, więc milczał czekając aż młody przytaszczy coś co do tej pory skrywał.
        Widząc butelkę Lu przechylił głowę przyglądając się zawartości. W środku pływały jakieś badyle, wyglądające jak każde inne chwasty. Niestety nie był zielarzem więc sporo roślin wyglądało dla bruneta podobnie i teraz nie miał najmniejszego pojęcia co starucha mogła wpakować do butelki. Z kolei zaś znając Meve czy inne czarownice, mogło to być wszystko.
        Demon zmrużył oczy nadaremnie przyglądając się płynowi w poszukiwaniu wskazówek, gdy zabrzmiał głos starszego z braci.
        - Zgadzam się z głową rodu - mruknął kątem oka zerkając na Doriana, a potem ponownie na Randa, jednocześnie biorąc do ręki kieliszek, żeby obejrzeć ciecz pod światło i powąchać zawartość. Nic. Znów żadnych podpowiedzi.
        Straszył młody, nie straszył. Nie bał się od bardzo dawna… a nie, jednak nie do końca. Nie tak dawno Gadriel nacierający na Rakel, czy później widok jak dziewczyna ponownie znalazła się w jego zasięgu, zmroziły mu krew w żyłach, ale o siebie się nie lękał. Po tylu latach coraz częściej miewał wrażenie, że oglądał życie z boku, jakby toczyło się ono poza nim.
        Rozmyślania znów przerwał młodszy Evans, a Lucien zerknął na niego unosząc brwi w sporym niedowierzaniu.
        - Jednak brak rozsądku jest u was w dużej mierze rodzinny - mruknął słysząc, że chłopak sam kosztował podejrzanego trunku. Jednym było nabyć go dla demona i demona nim częstować, czym innym pić podejrzany samogon.
Westchnął cicho i wypił drinka jednym haustem, jak czynili poprzednicy. Płyn był piekący, drażnił usta i gardło, ale oczywiście smaku nie poczuł, podobnie było z zapachem, nadal był niewyczuwalny. Jednym słowem można było nic niepodejrzewającego demona spić, udając, że polewało mu się zwykłej wódki.
        Przynajmniej Rand był uczciwy, co Lucien docenił. Z drugiej jednak strony świadomość, że właśnie tracił rasowe przywileje, mogła być też całkiem zmyślną torturą.

        Do tej pory nawet nie siadał, podpierał ścianę jak zwykle, więc wystarczyło, że Lucien opuścił kuchnię za wychodzącą ekipą.mRand profilaktycznie zabrał butelkę ze sobą, jakby na przykład demon jej zapomniał albo w jakiś inny niezamierzony sposób pozbyłby się specjalnego alkoholu.
        Wesoło ruszyli do karczmy, a tam czekał nemorianina dalszy ciąg folkloru. Demon przywitał się taktownie z Berdalim i obserwował wydarzenia do czasu aż został dopadnięty przez Morgana.
        Lu dosłownie zamarł w bezruchu, wzrokiem szukając pomocy czy chociażby odpowiedzi, łapiąc jednocześnie oddech po trzepnięciu wielkim łapskiem. Zupełnie jakby kowal właśnie myślał, że podkuwał ciężką, zimnokrwistą kobyłę pracującą w dokach.
        Odpowiedź jaka rozległa się w trakcie, niewiele rozjaśniała. Jakby fakt, że zaczęli bez nich, wyjaśniał cokolwiek. Ostatnim razem pijany Morgan zadawał podejrzliwe pytania, a w późniejszym etapie był zwyczajnie nieprzytomny a nie nadmiernie przyjazny jak w tym momencie. Wreszcie jednak powitaniom nadszedł koniec i zasiedli, prawie spokojnie i zupełnie nie w ciszy ani incognito przy jednej z ław.
        Mimo zamieszania wiedźmowa butelka niestety dotarła cała. Chwilę potem dorobiła się nawet etykietki sporządzonej przez Aleca, a potem młody Evans rozpoczął swoje popisy. Wpakował się na stół, oznajmiając wszem i wobec, że szykuje się libacja podczas gdy demon zamyślił się ciężko zerkając to na wieniec, to na zbierającego gratulacje Doriana. Gdy wreszcie najstarszy z braci zdzielił młodszego po głowie, gdy wychylili kolejny toast, Lucien nachylił się lekko do starszego Evansa.
        - Żenisz się z własnej woli, prawda? - zapytał ostrożnie.
        - Nie do końca rozumiem - kontynuował, wskazując wzrokiem wieniec. Jeśli Dorian żenił się nieprzymuszony, to chyba powinien się cieszyć albo przynajmniej być z tego zadowolony. Fakt, że Nina… była Niną, ale przecież nie porwała go i nie zmusiła. Wieniec w takim razie bardziej pasowałby do jego sytuacji, i to pod wieloma względami, niż Evansowi.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel schodziła do piwnicy tak ostrożnie, jakby drewniane stopnie miały załamać się pod jej nogą. Już na parterze było słychać gwar, ale salon był pusty, więc nietrudno było się domyślić, gdzie przeniosło się przyjęcie. Rakel stresowała się tym wieczorem, sama nie wiedziała czemu, przecież jej nie zjedzą, i gdy jej oczom ukazało się oświetlone wnętrze pracowni, zatrzymała się niepewnie.
        Co do samego pomieszczenia, to Nina skrzętnie uprzątnęła wszystko, co dotyczyło jej pracy. Na podłodze zamiast materiałów leżały sterty poduszek, na których spoczywały dziewczęta w sukniach, rozmawiając z ożywieniem między sobą. Pomiędzy nimi krążyły półmiski z serami i wędlinami, ale także ze słodkimi przekąskami. Gdzieniegdzie kryły się butelki, a wszystkie panny miały w rękach kieliszki. Z podobnym podbiegła do niej Nina, wciskając szczupłą kryształową nóżkę w dłoń Rakel, a samą dziewczynę prowadząc za ramiona na środek, by ją przedstawić. Evans ze wszystkich sił starała się nie wyglądać jak zatrzaśnięte w klatce zwierzę, przed czym przestrzegał ją brat, stosując to jakże urokliwe określenie.
        - Bardzo mi miło – odpowiedziała Rakel, dygając krótko i rozpaczliwie próbując zapamiętać imiona i przypisać je do twarzy. W jej mniemaniu całkiem dzielnie zniosła chwilowe taksowanie spojrzeniami, nim sytuacja nieco się uspokoiła i w pomieszczeniu na nowo zaczęły szemrać rozmowy. Rakel czym prędzej umknęła na bok, przysiadając na poduszce obok Marlene.
        - Cześć – przywitała się i ściszyła nieco głos. – Znasz którąś z tych dziewczyn?
        - Tak, wszystkie. Zawsze są u Niny na przyjęciach – odpowiedziała jej cicho Marlene, wyraźnie nie widząc nic złego w pytaniu, ale Rakel i tak porządnie się zmieszała. Czyli tylko ona była takim odludkiem, pięknie.
        Rzeczywiście nigdy nie brała udziału w przyjęciach organizowanych przez przyjaciółkę, a i ta w końcu przestała ją zapraszać, ale ani Nina, ani Rakel nigdy nie czuły się urażone wzajemnym zachowaniem. Po prostu tak było, miały swoją własną relację. Teraz jednak okazywało się, że Evans może mieć lekkie zaległości towarzyskie, które trudno będzie jej nadrobić. Jeśli jest coś gorszego od przyjęcia, na którym nikogo nie znasz, to takie gdy wszyscy się znają, poza tobą właśnie.
        - Hej, Rakel?
        Evans odwróciła się, by spojrzeć, kto ją wołał. Jedna z dziewcząt przysiadła się do niej, zajmując poduszkę obok. Wyglądała, jak córka zamożnego kupca. Nina miała piękne, długie blond włosy, do których loki jej znajomej nie mogły się umywać, jednak sposób, w jaki były ufryzowane, robił wrażenie. Niekoniecznie powalające, ale… jakieś robił.
        - Susan, prawda?
        - Zgadza się. – Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie i to dodało jej od razu sympatyczniejszego wyglądu. – Jesteś siostrą Doriana, prawda? Aż dziwne, że się jeszcze nie poznałyśmy! Co prawda twojego brata też jeszcze nie widziałyśmy, Nina chowa go, jak skarb – zachichotała blondynka i Rakel nie mogła się nie uśmiechnąć w odpowiedzi. – W każdym razie chciałam cię prosić o pomoc – powiedziała Susan i nim Rakel zdążyła zrobić pytającą minę, dziewczyna rozsiadła się wygodniej, przysuwając do niej bliżej na poduszce. Evans obserwowała każdy jej ruch na co Marlene podśmiewała się ukradkiem pod nosem.
        - Nie zje cię, Rakel – szepnęła jej we włosy, ale brunetka machnęła dłonią, odpędzając się od szeptu.
        - Otóż uszykowałyśmy z dziewczynami takie zadanie dla Niny, żeby sprawdzić, jak wiele wie o swoim przyszłym mężu…
        Susan wciąż się uśmiechała i Rakel czuła, że machinalnie odwzajemnia ten grymas, ale wciąż zachodziła w głowę, jak to się stało, że jej brat się żenił. Dorian na dodatek! Gdyby to był Rand to też by się zdziwiła, ale akurat on był zdolny do nagłych i nieprzemyślanych pomysłów.
        - …jednak stwierdziłyśmy, że same nic o nim nie wiemy, a ty, jako siostra, na pewno wiesz wszystko, więc powinnaś sprawdzać odpowiedzi Niny! – trajkotała dalej Mitchel, wybudzając swoją rozmówczynię z zamyślenia.
        - Och… hm, jasne, chyba mogę to zrobić – powiedziała niepewnie Rakel, patrząc na wyciągany już przez Susan pergamin.
        - Cudownie! To będzie pyszna zabawa! – pisnęła Susan (na wysokie tony Evans aż zmrużyła lekko oczy) po czym zerwała się z poduch. – Dziewczyny! Nina, czas by sprawdzić twoją wiedzę o twoim przyszłym męęężuuuu – zanuciła wesoło do wtóru chichotów i szelestów sukien.
        Rakel zaś westchnęła bezgłośnie, wypiła kilka łyków prosecco i podniosła się niechętnie, by sędziować podczas zadania.

        Gdy Dorian w końcu wrócił do stołu, powitały go szydercze śmiechy i docinki. Widać było jednak, że wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, a zebrani mężczyźni naprawdę cieszą się z towarzystwa. Po kolejnym toaście wniesionym za to, by z Dorianem jeszcze się kiedyś spotkali, starszy Evans usiadł na swoim miejscu, śmiejąc się wciąż pod nosem. Widząc przychylającego się do niego Luciena, sam oparł się na podłokietniku, przechylając głowę, by wysłuchać demona. Jego słowa w połączeniu z poważnym tonem sprawiły, że Dorian zerknął na niego czujnie, po czym prychnął chrapliwym śmiechem.
        - Tak, Lucien. Oświadczyłem się Ninie i biorę ją na żonę z własnej woli – powiedział spokojnie, a brzmiący w harmidrze spokojny głos mężczyzny brzmiał niemal jak szept. Wyrażona na głos wątpliwość Luciena sprawiła, że Evans wręcz zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
        - To u nas taki stereotyp. Aż dziwię się, że u was nie funkcjonuje – mruczał rozbawiony, wciąż przechylony w stronę demona, by ten słyszał go mimo rabanu, jaki robił Rand z Remym, próbujący opowiedzieć ten sam żart.
        - Wiesz, nieważne jak szczęśliwy jest facet ze swoją kobietą, jego kumple i tak będą uważali, że jest poszkodowany, bo już nie chodzi z nimi tak często na piwo. Wszyscy wiedzą, że wtedy po prostu zmieniają się priorytety i życie jako takie, ale zabawniej jest wykrzyczeć „zdrajcy”, że babka trzyma go pod pantoflem – powiedział, na koniec prawie śmiejąc się już w głos i pokazując brodą Morgana. Ten opierał się na łokciach o stół, brodę wspierając na wielkich pięściach i raz na jakiś czas wzdychając ciężko, jakby zostawiono mu na barkach cały świat.
        - Oczywiście są przypadki, w których to wcale nie jest stereotyp i to nie facet nosi w domu spodnie – wychrypiał i wyprostował się już, kryjąc śmiech. Jednocześnie poklepał Morgana w plecy, podstawiając mu kieliszek pod nos.
        - Głowa do góry, Gruby, bo zaraz naprawdę zrobisz mi stypę – mruknął do kowala, spoglądając na niego niby poważnie. – Rand, dajesz toast! – zawołał do brata, a ten w pół słowa porzucił historię, którą do tej pory opowiadał z przejęciem, i złapał za flaszkę, szybko uzupełniając kieliszki.
        - Zara, zara!
        - Lucien – powiedział Alec, dolewając mu z uśmiechem z demonicznej flaszki, a w tym czasie Rand był już na ławie.
        - Za piękne konie i szybkie kobiety! – zawołał, a stół odpowiedział mu gromkim okrzykiem, idealnie równo wychylając kieliszki. Tylko Simon się zawahał.
        - A to nie powinno być odwrot…
        - Na rany, chłopcze – jęknął Berdali, rozpaczliwie przecierając twarz dłońmi. – Niech ta Marlenka cię weźmie w obroty, bo nie wytrzymam – mruknął już ciszej, a siedzący obok Alec zakrztusił się ze śmiechu i teraz usiłował uciec z ławki, przed Morganem, który już zamierzał się wielką łapą do pomocy.
        - Dobra, dobra, panowie! Skupić się! Halo! – Randowi chyba spodobała się wysoka pozycja bo na ławce częściej stał niż siedział. – Najwyższa pora rozpocząć kompromitację przyszłego Pana Młodego.
        - Podłapiesz trochę ludzkich tradycji – rzucił Dorian do Luciena, uśmiechając się krzywo. Na brata zaś spojrzał ze spokojem, ale z prowokacją zadzierając brodę. – Dawaj, co masz, młody.
        - Jak sobie życzysz! Każdy z nas opowiada historię, która miała miejsce, lub też nie, z Dorianem Evansem w roli głównej. Pozostali obstawiają, czy to prawda, czy fałsz. Piją oczywiście ci, którzy się pomylą, a Dorian pije, gdy wszyscy zgadniemy. Pytania? – Rozejrzał się, ale uniesionych rąk nie dostrzegł. Wszyscy opierali się na stole, ciekawi dalszego ciągu. – Ktoś jest chętny zacząć?
        - A ja, chętnie! – odezwał się Berdali, ze złośliwym błyskiem w oku. Dorian uniósł lekko brwi, ale wciąż uśmiechał się kątem ust.
        - Ty chyba sporo będziesz tego miał, co, Ciryl? – mruknął, a kapitan wyszczerzył się od wąsem.
        - Od groma! Ale uwaga. Dorian Evans, w wieku lat ośmiu, odwiedził mnie ze swoim ojcem na komisariacie – powiedział Berdali ściszając lekko głos, co skłoniło wszystkich do pochylenia się nad stołem. Z daleka wyglądali na knujących jakiś skok na karawanę. – Siedziałem z Augustem w biurze, wiecie, gadka-szmatka, dzieciak gdzieś biega. Nagle zamilkliśmy i zrobiło się cholernie cicho. Dzieci nie mam, ale tyle wiem, że jak dzieciak jest cicho to broi. No to wychodzimy w poszukiwaniu młodego, a ten gnojek za kratami, w łapach oprycha, który czekał na transport do Shari. Po prostu przelazł mu przez pręty do środka, a ten go cap! Zamarliśmy. To był morderca. Autentyczny zabijaka, dwie głowy wyższy od Augusta, szerszy niż my dwoje razem wzięci i trzyma to chuchro w łapach. – Kapitan wskazał głową Doriana. – Mówi, żeby go wypuszczać, bo gówniarzowi kark przetrąci, jak kurze! – Berdali jeszcze ściszył głos i prawie wszyscy leżeli na stole, poza Dorianem, który siedział rozwalony w krześle i uśmiechał się pod nosem, spoglądając na kapitana. Ten jednak tylko wzmógł napięcie i nagle westchnął, opierając się w krześle.
        - To co, prawda czy fałsz? – zapytał spokojnie, a Morgan aż walnął pięścią w stół, cały napuchły od powstrzymywanych emocji.
        - Fałsz! Nigdy o tym nie słyszałem! – oburzył się.
        - Nie, czekaj, coś było – Rand ostro się zamyślił, pukając palcami w blat. – Dzieciak byłem, ale pamiętam, jaki wpierdol dostał kiedyś Dorian za coś, co odwalił w areszcie, ale ojciec nie chciał powiedzieć co, i ten też nie – mruczał młodszy Evans, niedbale wskazując brata, wyjątkowo już rozbawionego sytuacją. – Ale wciry były, aż echo szło!
        - Nie konsultować się, obstawiać! – poganiał ich rozbawiony kapitan straży.
        - Dobra, ja mówię, że prawda – zdecydował Rand, podstawiając już zawczasu kieliszek.
        - Fałsz – Morgan szedł w zaparte, splatając ramiona na piersi.
        - Fałsz – powiedział Simon, wyjątkowo spokojnie.
        - Cholera by cię, Evans… prawda – obstawił Alec, ale ewidentnie nieprzekonany do własnego zdania.
        - Prawda! Ten gnojek na drugie ma „Tarapaty”, na bank coś takiego wywinął – stwierdził Remy.
        - Lucien? – zapytał Berdali, spoglądając na demona.
        Gdy już wszyscy obstawili, Ciryl wciąż uśmiechał się niecnie pod wąsem, aż w końcu Rand go nie pogonił i kapitan łaskawie objaśnił prawdę.
        - Fałsz – powiedział i urwał, śmiejąc się, gdy podniosła się przy stole wrzawa, kto pije, kto nie, kto miał rację i czemu nie. Berdali podniósł jednak jeszcze na moment rękę.
        - Słowem wyjaśnienia! Była to historia fałszywa… Był jednak oprych. I był Dorian, który w wieku swoich chudych ośmiu lat, przelazł przez pręty do czyjejś celi. Ale gdy wyszliśmy z Augustem go szukać, młody trzaskał z naszym groźnym tymczasowym w karty! – ryknął śmiechem tak głośnym, że obróciła się na nich połowa karczmy. Dorian też śmiał się cicho, na wspomnienie wydarzenia, a Rand pukał się w czoło, patrząc na brata. Remy wyglądał na skonsternowanego.
        - Ale to co.. pijemy?
        - Ty pijesz, Remy – parsknął Rand. – Kogo by teraz... Lucien! Masz już coś w zanadrzu o Dorianie, czy jeszcze za wcześnie?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon ani nie bawił się lepiej, ani gorzej od Rakel, po prostu na swój sposób przeżywał cały szok czy zaskoczenie na przemian mieszane z niezrozumieniem, jakich doznawał przy każdej minucie trwania spotkania.
Na pewno zaś panowie bawili się przednio. Przy stole było gwarno. Co i rusz wybuchały salwy śmiechu z padających żartów. Tylko Lucien jako jedyny się nie śmiał, w zasadzie nawet niespecjalnie się uśmiechał. Wyglądał tak jak zwykle, gdy obserwował nowe dla niego sytuacje. Wodził wzrokiem od jednego prowodyra zamieszania do następnego, po czym przeciągał źrenicami w kierunku rozbrzmiewającego rozbawienia. Nawet pijany w sztok zauważyłby, że demon duszą towarzystwa nie był, a jego towarzysze… cóż jeszcze pijani nie byli. W którymś momencie Remy nie wytrzymał i wcale nie kryjąc złośliwości ani uciechy, zakrzyknął głośno w kierunku demona, przez całą szerokość ławy:
        - Tej, tak naprawdę to nie jest stypa, wiesz?!
        A chociaż Rand dla zachowania minimum pozorów szturchnął elfa łokciem, to sam również prychnął niekontrolowanym śmiechem, spoglądając na poważną twarz nemorianina. Mina bruneta plus czarny ubiór, a wszystko na malowniczym na tle pogrzebowego wieńca. Szkoda, że nie potrafił uchwycić obrazka. Pokazałby go siostrze pytając czy bawiła się równie doskonale jak jej demoniczny znajomek. Co jak co, ale w tym to się dobrali jak łyse kobyły.
        Gdy wreszcie Dorian wrócił do stołu, wzniesiono kolejny toast, Lucien mógł dać upust przynajmniej jednej frapującej go kwestii.
        O dziwo Dorian słysząc całkiem poważne zapytanie, parsknął śmiechem podobnym do tego brzmiącego wokół stołu, co tylko pogłębiło konsternację nemorianina. Tym ostrożniej Lu kontynuował pytanie, żeby przypadkiem nie urazić przyszłego pana młodego przez zwykłe nie pojmowanie tutejszych zwyczajów. Ale starszy Evans wyglądał na coraz bardziej rozbawionego a nie urażonego, co dobrze wróżyło... chyba. Równie dobrze mógł się całkowicie wygłupić...
        Słysząc odpowiedź Lu przechylił głowę, kodując każde słowo, które mogło rozjaśnić sytuację. Niezupełnie czuł się oświecony, ale jeszcze nie tracił nadziei.
        - U nas podobny żart albo byłby wyjątkowo zasadny i zostałby uznany za trafną złośliwość, albo byłby poczytany jako groźba i to bardzo dosadna. - Delikatnie wzruszył ramionami, ogólnie wyjaśniając różnice w zwyczajach, na wzmiankę o tych funkcjonujących w Alaranii.
        Znikania z osobistego życia znajomych nie komentował. Przyjęcia zawsze pozostawały te same. Wyjazdy na polowania się nie zmieniały. Kawaler czy mąż, nie miało większego znaczenia gdy prawdziwych przyjaciół czy chociażby kolegów mało kto miewał. Jeśli już ślub zmieniał cokolwiek, to zwykle podnosił status któregoś z małżonków, co najwyżej powiększając grono zawistnych i niesprzyjających mu osób. To były zbędne rewelacje. W zamian uważnie słuchał wyjaśnień najstarszego z Evansów, na wzmiankę o Morganie spoglądając na metalurga, ponownie przechylając głowę, jakby gest pomagał Lucienowi w rozwikłaniu zagwostek kulturalnych.
        Wiele czasu jednak mu nie dano. Zaraz ponownie zarządzono toast, Alec zaś skrupulatnie dopilnował, żeby przypadkiem nie pominięto szlachcica.
        Lucien westchnął cicho, grzecznym skinieniem głowy dziękując za uzupełnienie kieliszka. W końcu tak wypadało, gdy odmowa nie wchodziła w grę. Jednocześnie zaczął zastanawiać się czy wpierw pozna ilość konieczną do upojenia demona, czy wcześniej butelka się opróżni. Widoki były marne. Do końca zbliżał się stanowczo za wolno, jednocześnie wypijając podczas tej zabawy zbyt wiele kieliszków w nazbyt dużym tempie. Meve najpewniej w całej swojej złośliwości, wyciągnęła z zapasów największą flaszkę jaką była w stanie znaleźć, żeby sporządzić zdradziecki trunek. Czy powinien jej odpłacić, czy może była to jej zemsta za upokorzenie, którego najprawdopodobniej doznała w zetknięciu z obrączką? Podobne jej istoty były wyjątkowo przewrażliwione na tle tego co mogły, a czego im zabraniano...
        Uznał, że pochyli się nad problemem na spokojnie, czy gra w udowadnianie kto jest wyżej w hierarchii ma sens, czy lepiej taktownie nie wchodzić sobie nawzajem w drogę poza niewielkimi i jeszcze nie aż tak irytującymi złośliwościami.
        Wtedy właśnie Rand, po raz kolejny górując nad ławą, rzucił następny toast. Tylko chłopaczyna Simon go nie załapał. Alec się dławił, Morgan bardzo pragnął pospieszyć mu z pomocą, a demon przymknął ślepia spuszczając lekko głowę i uśmiechając się pod nosem. Na Księcia, nawet diabły rzucały podobne hasła, komentarz, żart czy toast, młodzik znalazł hasło uniwersalne kulturowo.
        Dopiero gdy głos Doriana przebił się przez rozbawienie i posypała się zapowiedź upokorzeń, demon zrobił się czujniejszy, jednocześnie skupiając się na słowach Evansa, po chwili orientując się ponownie, że nie zdarzy się nic niebezpiecznego. Najpierw Rakel mówiła, że będzie miał okazję obserwować zachowania ludzi. Teraz Dorian sugerował, że zapozna się bliżej z ich zwyczajami. Wszystko przy kolejnym napełnianiu kieliszków bardziej zaczęło przypominać groźby niż ciekawe obietnice. Co więcej zaczynał mieć wrażenie, że zaczyna poznawać kulturę nazbyt dogłębnie, z każdym na nowo odkrytym dnem kieliszka. Wszystko to jednak zbladło przy ciekawie zapowiadającej się historii.
        Panowie zaczęli debatę, a Lucien zamyślił się w ciszy, dopóki nie padł na niego wzrok Berdaliego.
        - Prawda - odparł demon pewnym głosem. - Myślę, że rozsądek... - zaczął z przekąsem. - Jest w tej rodzinie dziedziczny, tylko niektórzy zdążyli już trochę wydorośleć - zażartował, kątem oka widząc spojrzenie Randa. Dokładnie takie uzyskałby od Rakel, gdyby zarzucił jej mało rozmyślne działanie.
        Potem ujawniono prawdę, a demon zaczął dywagować, że w takim razie każdy powinien wypić po połowie, bo jeśli być dokładnym, historia była zarówno prawdziwa jak fałszywa. Rozpętała się spora debata, na koniec ustalono, że pół kieliszka to całkiem niezły pomysł, chociaż Remy w międzyczasie zgubił wątek, zagadując się na moment z Dorianem. Chwilę z kolei wykorzystał Lucien, który uznał, że alkoholu ubywało mu naprawdę zbyt wolno i dolał elfowi porcję ze swojej butelki. Rand wyszczerzył się szelmowsko, a gdy uszaty wrócił do tematu trochę skonsternowany, nie pamiętając czy już wypił swoją porcję czy nie, młody Evans bez wahania nakazał mu wypicie kolejki. Remy wzruszył ramionami uznając, że mógł pogubić rachubę i łyknął trunek na raz, nie zwracając uwagi, że ten nieco dziwnie drapał w gardle. Lu uśmiechnął się pod nosem akurat, żeby napotkać spojrzenie młodszego Evansa.
        - Nie, zostanę przy hazardzie opłacanym trzeźwością. Może o Remym znalazłbym zabawną historyjkę czy dwie, ale Doriana znam nie lepiej niż was - prychnął powoli lekko rozbawiony.

        Gra dosłownie przypominała hazard. Alkoholu ubywało i przybywało, gdy donoszono świeżych butelek, podczas gdy mijały kolejne godziny, a atmosfera stopniowo rozluźniała się coraz bardziej. Wszyscy byli już mniej lub bardziej wstawieni, kiedy Lu dostatecznie rozluźniony wiedźmowym naparem, ponownie pochylił się do Doriana z kolejnym dręczącym go pytaniem.
        - Dlaczego Nina? - zapytał przyglądając się brunetowi. Po chwili przymknął jednak oczy, lekko kręcąc głową, jakby sam siebie złapał na niewłaściwym sposobie zadania pytania. Nie wątpił przecież w atuty przyszłej pani Evans, dręczyło go coś zupełnie innego.
        - Źle to ująłem - poprawił się demon. - Skąd wiedziałeś, że to ma być właśnie Nina? - dopytał precyzyjniej, spokojnie wyczekując odpowiedzi, a później zamyślając się nad nią, spojrzeniem półprzymkniętych oczu wędrując gdzieś w przestrzeń. Na krótko. Zaraz znów rozpętała się zupełnie nieludzka, a może właśnie całkiem ludzka wrzawa, w której Lucien chcąc nie chcąc musiał brać udział.

        Su właśnie wróciła z pustą tacą i pochyliła się nad blatem, kręcąc rude loki na palcu i zerkając w stronę coraz głośniejszego stołu.
        - Zobacz… Mówiłam ci, został… I nie ma z nim Evansówny - mruczała ponętnie, w stronę dobrej przyjaciółki.
        - Bo to kawalerski, matołku... Do tego Evansa, chciałabym zaznaczyć...- mruknęła roztropniejsza blondynka.
        - Oj tam, oj tam, drobnostka. Mówię ci... Ale tym razem pójdę w zazdrość! - zarządziła ze świecącymi oczami z oczekiwaniem wypatrując sygnału do kolejnego przyniesienie trunków.
        - Yhm… - mruknęła Hannah i wróciła do wycierania szkła. Gdyby Su częściej pracowała a mniej śniła na jawie, ona sama miałaby mniej pracy.
        Gdy panowie wykończyli kolejne butelki, a gra nabierała rozmachu, ruda kelnerka z wdziękiem popłynęła przez salę. Z równą gracją, odpowiednio eksponując swoje atuty rozstawiła butelki, żeby zaraz zupełnie niechcący wpaść Alecowi na kolana. Uśmiechnęła się trzepocząc rzęsami, jednocześnie przepraszając za swoją nieuwagę do wtóru gwizdów Remy'ego i Randa. Speszona (głównie na pokaz) zebrała puste butelki i zniknęła za kontuarem, chichocząc do Hanny, że w sumie na polowaniu trafiła na bardziej interesujący obiekt i właśnie zarzuciła sieć. Hannah tylko westchnęła przytakując od niechcenia i prosząc w myślach, żeby ta zmiana już się skończyła. Bolały ją nogi, ledwie powstrzymywała ziewanie, a jutro wreszcie miała wolne i mogła się wyspać oraz odpocząć od nieustannego, barowego harmidru.

        Powoli zbliżał się świt. Butelka demona była całkiem pusta (podobnie zresztą jak spora ilość zwykłych flaszek) chociaż elf nieświadomie mu w tym dopomagał, przynajmniej póki podstęp bawił Randa. Potem młodzian uznał, że demon za bardzo kombinuje i jak to dobitnie określił, “się opierdala” i kazał Lucienowi wychylić cztery kolejki pod rząd.
Sprytne pozbywanie się trunku okazało się więc przysłowiową skórką za wyprawkę, gdy głowa nemorianina od razu zrobiła się wyraźnie cięższa, a wzrok bardziej mglisty.
        Czas też upływał mu mniej świadomie i nawet się nie obejrzał gdy panowie z mniejszą lub większą gracją wywlekli się zza blatu, inni a dokładniej Morgan i Remy, wywleczeni zostali i właśnie szykowano się do wyjścia.
        Do wyciągnięcia mamroczącego elfa wystarczył niewiele bardziej trzeźwy Rand, chociaż nie odbyło się to bez zupełnych szkód na blondynie, ale Morgana wytaczał Berdali razem z Simonem (który tak na marginesie chyba bardziej podpierał się na metalurgu niż pomagał komendantowi), jako, że obaj mieli najbardziej po drodze, żeby go odstawić do domu.
        Towarzysze już mieli udać się do domostw, niekoniecznie trzymając linię prostą, ale dzielnie udzielając sobie przyjacielskiej pomocy, ale w tym właśnie momencie demon pojął, że to koniec imprezy - podziękował za udany wieczór i obwieścił swoje pożegnanie, stanowczo protestując przed pieszym powrotem w stanie znacznego upojenia.
I chociaż większość uznawała, że to zdecydowanie pewniejszy sposób, największym zwolennikiem "nóg" był Rand, po krótkiej dyskusji, demon ukłonił się dworsko z większą niż zwykle finezją, której wyraźnie dodał mu alkohol i zniknął.

        Lucien zjawił się w pustym pokoju, w kilku krokach łapiąc równowagę, po czym rozejrzał się bardzo zagubiony. Wyprostowaną pozycję trzymał chyba tylko nawykowo, dzięki pamięci mięśni, gdy powoli rozpatrywał się po pokoju, jeszcze wolniej przypominając sobie o przeprowadzce.
        Fuknął cicho na samego siebie i zniknął ponownie, wcześniej starając się jak najwyraźniej odtworzyć w pamięci obraz nowej sypialni dziewczyny.
        Tym razem już był trochę bardziej przyzwyczajony do niecodziennego stanu, i niewielki wykrok oraz skąpe machnięcie rękoma wystarczyły, żeby Lucien ustabilizował swoje pojawienie się. Po czym z gracją kota (nieco pijanego), wpełzł na łóżko układając się przy Rakel. Przecież nic się nie zmieniło, wciąż nie miał gdzie nocować. Oplótł dziewczynę rękami w pasie, bezpardonowo przyciągając do siebie, żeby schować twarz we włosach.
        - Spili mnie - wymruczał, jak zawsze w kręcone włosy. Głos miał ochrypły od wiedźmowego, albo może demonicznego trunku. Ciekawe czy do nazwy własnej lepiej było przypisać twórcę, czy ofiarę?
        - Rozkazywać mi może jedynie Książę i uciążliwy niczym syfilis ojciec, a kilku młodzików i elf starczyło, żeby wpędzić mnie w stan nieprzyzwoitego upojenia - mruczał. - Sytuacja w sam raz na dowcip z cyklu "kowal, elf i demon wchodzą do baru" - wychrypiał nie wiadomo czy marudnie czy przymilnie, gdy wsuwał palce pod krótką koszulkę dziewczyny. Dłoń znalazła swoje miejsce na skórze brzucha Czarnulki, gdy demon przytulił się jeszcze mocniej. Potem już tylko zapadł w letarg albo udawał, że tak było, ale tak czy inaczej oddech Luciena stał się głębszy, spokojniejszy i zapowiadało się, że żadna siła, ani ziemska ani piekielna nie ruszy szlachcica, póki ten nie uzna, że się wyspał.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        W karczmie się działo. Zabawa znalazła lepszy odzew, niż Rand się spodziewał, i teraz dumny niczym świeżo upieczony tata, spoglądał na wszystkich przyjaciół, gdy ci szybko odszukiwali najbardziej kompromitujące historie o Dorianie Evansie jakie znali. Nawet gdy Lucien wymigał się z opowiadania czegoś o gościu honorowym, ale nieopatrznie napomknął o Remym, znowu podniosła się wrzawa, gdy każdy chciał tę jedną czy dwie historyjki usłyszeć, zaś elf prawie przeszedł przez stół, próbując zamknąć Lucienowi usta, ostatecznie jednak usadzony na miejscu przez Berdaliego.
        Po paru godzinach ciężko było za wszystkimi nadążyć i nikt już nawet nie próbował. Rozmowy zaczynały się i urywały w zupełnie innych składach osobowych, podniesione głosy już dawno przeszły w krzyki i nawoływania, a przy stole znalazło się chyba nawet kilka osób, których nie było na początku. Wszyscy jednak dobrze się bawili, co najlepiej obrazował chyba Dorian, który od jakiegoś czasu już wprost się śmiał i wykłócał z innymi. Gdy ktoś go znał jako małomównego mruka, teraz mógł lekko zwątpić czy pijany Evans nie zachowuje się po prostu jak normalny człowiek. Morgan zapił się lekko na smutno, co wszystkim przeszkadzało, a najbardziej Remy’emu, który wręcz potrząsał nim okazjonalnie, wykrzykując pełne optymizmu aforyzmy na zmianę z „a olej babę!”. Berdali odmłodniał w towarzystwie, pełen anegdot na każdy temat i z wiedzą, do której co chwila sięgał któryś z panów, gdy w przerwach od popijawy wpadali w pełne powagi rozważania na tematy wszelakie. Simon siedział cicho, jakby bał się wychylić lub - co głośno zasugerował, czy też zarzucił mu Rand - miał podobny problem, co Morgan. Wtedy jednak bracia Evansowie zaczynali starą przeprawę, czy jasnowłosy strażnik nadaje się, czy też nie, na faceta dla Rakel. Tyle dobrego, że Rand szybko tracił wątek, nadmiernie pobudzony, ale też coraz częściej prowadząc ciche i przydługie debaty z Aleckiem, a i Dorian w końcu machnął na młodego ręką, ukradkiem tylko zerkając na Luciena.
        Przy tej okazji zobaczył, że demon znów przychyla się w jego stronę i rozpogodzony Evans również zwrócił się w jego kierunku. Spoglądał w stół, uśmiechając się lekko, gdy padło pierwsze pytanie i podniósł wzrok na Luciena, akurat gdy ten precyzował swoje słowa.
        - A już ci chciałem odpowiedzieć „a dlaczego nie?” – zaśmiał się Dorian i poprawił w krześle, odruchowo pocierając idealnie wygolone policzki.
        - Obawiam się, że moja odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje – odparł powoli, zwłaszcza walcząc ze skomplikowanym słowem. – Nie jestem romantykiem, Lucien, nie zakochałem się od pierwszego wejrzenia i Nina o tym wie. Zresztą, ta dziewczyna wie chyba wszystko – parsknął chrapliwym śmiechem nim znów skupił się na temacie i spojrzał na Luciena.
        - Wiem, jakie sprawia wrażenie momentami, ale to dobra i mądra dziewczyna, naprawdę niesamowita. Zanim wróciłem do Valladonu, to ostatni raz ją widziałem, pfff…. nie wiem, ale była dzieciakiem, jak Rakel. Ładnie wyrosła. – Wyszczerzył się krótko, ale zaraz wrócił mu pogodny, ale znajomo poważny ton. – Wyjątkowo wzięła sobie do serca prośbę Rakel, żeby się mną zaopiekować, jak młodej nie będzie. Ciężko jej odmówić – powiedział rozbawiony i wzruszył ramionami.
        - A czemu się z nią żenię? W sumie nie wiem do końca. Po prostu chciałem, żeby była moją żoną. Dobrze mi z nią i nie chcę jej widzieć z innymi. Chcę założyć rodzinę, mieć stabilne życie, dzieci… a jak już zacząłem o tym myśleć to jakoś nie wyobrażałem sobie w domu nikogo innego – powiedział, znowu wzruszając ramionami. – Może to fanaberia, ale nie mam lepszej odpowiedzi – zaśmiał się, znowu lekko potykając na słowie.
        - Co niby jest fanaberią? – wtrącił się Rand, wbijając się nagle między nich i obejmując obu mężczyzn ramionami. Wyraźnie się też na nich wspierał. Od Doriana dostał przez ucho, już chyba w nawyku.
        - Niejedzenie mięsa – odpowiedział bratu z pełną powagą.
        - A, no to tak! A kto nie je, Lucien?! – zapytał oburzony Rand, spoglądając na demona, ale Dorian pokręcił głową i wskazał wzrokiem na Simona. Jego młodszy brat miał minę, jakby pękło mu serce. – Nie!
        - No mówię ci – łgał Dorian w żywe oczy, z cieniem uśmiechu na ustach obserwując, jak jego młodszy brat mruży ślepia i chwiejnym krokiem rusza na Dawsona.
        - Simon! Czemu nie jesz mięsa?!
        - C-co?...
        Jeśli jednak coś skutecznie potrafi odwrócić uwagę mężczyzny, to jest to kobieta. W tym wypadku piękna i rudowłosa, z lekkim poślizgiem wpadająca na kolana Aleca.
        - Ojej, przepraszam! – powiedziała uśmiechnięta, ale speszona, gdy mężczyzna nie złapał jej w locie tylko objął dopiero, gdy klapnęła mu na kolanach.
        - Ależ nic nie szkodzi, polecam się na przyszłość – wyszczerzył się Thorn, podczas gdy Su zbierała się z powrotem w stronę baru, odprowadzana spojrzeniem Remy’ego i Randa, który już na śmierć o Simonie zapomniał.
        - Skądś ją kojarzę… - mamrotał młodszy Evans.
        - Może stąd? – prychnął Dorian, śmiejąc się zaraz, gdy młodszy odpowiedział mu znajomym gestem. – Za dużo w barach, bracie.
        - A, gdzie tam. Prawie w ogóle! A jak już to z tobą, więc morda w kubeł!
        - Noo, jak sam zauważyłeś. – Dorian ostentacyjnie wskazał na wieniec pogrzebowy. – Za często już z wami nie pochodzę.
        - Poczekaj, aż ci się dzieciak urodzi, będziesz tu co dzień! – zawołał nagle jakiś facet, siedzący z nimi przy stole. Jakoś nikt nie umiał powiedzieć kim jest i skąd się tu wziął. Morgan tylko westchnął ciężko, a Rand odzyskał animusz.
        - Nie to nie, Alec będzie mi towarzyszył, prawda?
        - Prawda – potwierdził pytany po krótkiej chwili, gdy złapał oddech po kieliszku wódki.
        - To co, jednak zostajesz? – Dorian spojrzał na przyjaciela, a ten wzruszył ramionami i szykował się do odpowiedzi, ale Rand go uprzedził.
        - A owszem, że zostaje. I to u mnie. Mamy pomysł na mały biznesik…
        - … o którym powiemy więcej, jak wypali – zakończył głośniej Alec, karcąc Randa wzrokiem. Ten tylko wzruszył ramionami i zapalił się na nowy temat.
        - O, Lucien! A ty jak długo zostajesz?
        - A wyjeżdżasz? – wtrącił się zdziwiony Thorn.
        - Noo, też się żeni, dasz wiarę, plaga normalnie…
        - Rand, przestań kłapać dziobem – upomniał go Dorian, trzeźwy na tyle, by wiedzieć, że nie ma co paplać o cudzych sprawach. Młodszemu bratu jednak zupełnie już wódka przyćmiła umysł.
        - Lucien, zaprosisz nas na kawalerski do Otchłani? – pytał, usiłując wyglądać poważnie, ale rycząc ze śmiechu.
        - Żenisz się? – zapytał Alec, wciąż nietypowo zdziwiony, wzrokiem szukając odpowiedzi u kolegów. – Myślałem, że ty i Rakel…
        - Dobra, to komu jeszcze polać? – odezwał się głośno Dorian, wstając z butelką wódki. Hałas, który wtedy powstał przyćmił już wszystkie inne słowa i zamknął niedokończone wątki.

        Na Długiej o dziwo również było gwarno. Pozornie nieciekawa zabawa w pytania okazała się wyjątkowo rozrywkowa, gdy okazało się, że są nie tylko dobre i złe odpowiedzi, ale także te wyczekiwane oraz rzucane przez pozostałe dziewczyny. Koniec końców nawet przestano Ninie liczyć punkty, by zamiast tego głośno domagać się zdradzenia bardziej pikantnych szczegółów o Dorianie. Rakel oczywiście gorączkowo protestowała, nawet nie zauważając kiedy zrobiła się taka odważna by wcinać się w rozgorzałą dyskusję; najważniejsze dla niej było nie wiedzieć o swoim bracie rzeczy, których siostra nie powinna. To z kolei, jak można się domyślić, wywoływało jeszcze większą wesołość w towarzystwie.
        Podsumowując, ku ogromnemu zaskoczeniu Rakel, bawiła się naprawdę nieźle. Prosecco również miało w to swój wkład, jednak dziewczyna wypiła naprawdę tylko dwa kieliszki. Wystarczał jej szum w głowie powodowany nadmierną ilością ludzi w najbliższym otoczeniu. W ożywionych dyskusjach za często udziału nie brała, woląc siedzieć z boku i obserwować koleżanki Niny, które wyglądały jak rajskie ptaki i równie obce zdawały jej się po bliższym poznaniu. Nie dzieliła ich tematów, trosk ani nadziei, żyły w zupełnie innym świecie i Rakel niespecjalnie zależało, by otwierać się ze swoim. Więc cieszyła się, że większość dziewcząt jest tak wstawiona lub zaabsorbowana sobą, by nie dostrzegać braku udziału z jej strony. A i jej to naprawdę nie przeszkadzało. Obserwowanie tego, jako scenek rodzajowych było naprawdę fascynujące na swój sposób. Trochę też męczące, dlatego gdy pierwsza z dziewcząt zaczęła się żegnać i wyszła, Evans poczuła przyjemną ulgę, która postępowała aż nie zostały z Niną zupełnie same. Nawet Marlene już poszła. Simon przyszedł po nią, by odprowadzić ją do domu, ale z tego, co wypatrzyły przez okno to bardziej ona prowadziła jego i nie była z tego powodu zadowolona.
        - Gadałaś z nią? – zapytała Nina, siadając na łóżku Rakel i rozglądając się zaraz ze zmarszczonymi brwiami. – Ono tu stało? – zapytała zaskoczona.
        - Nie. Lucien je wstawił – odparła rozbawiona Rakel. Było widać, że jej koleżanka jest wstawiona, skoro nie pamięta gdzie miała meble w domu. W każdym razie dołączyła do niej i klapnęła na materac. Karteczkę znalazła i chociaż jeszcze nic jej to nie powiedziało, to nie musiała szukać daleko za kimś, kto mógłby zostawić liścik w czarnej mowie. Zresztą i bez tego wiedziałaby, że to on. Kto inny wniósłby jej łóżko do pokoju. Ta myśl sprawiła, że zrobiło jej się ciepło na sercu. On naprawdę się o nią troszczy.
        - Aaa, żeby wam było wygodniej? – Nina zamruczała sugestywnie, wpadając z hukiem w szlachetne myśli krążące w głowie Rakel.
        - Nina! – prychnęła, strofując koleżankę, ale ta za wiele sobie z tego nie robiła, szczerząc zęby w wesołym śmiechu. – Tak, gadałam z Marlene. Chyba wszystko w porządku – powiedziała, by zmienić temat i wzruszyła lekko ramionami. Ninie już chyba w ogóle sprawa przeszła, bo tylko machnęła ręką.
        - I tak się zaraz wyprowadza. No nie patrz tak na mnie, sama prawda! Po cholerę ona się tam wlecze, życia tu nie ma i przyjaciół?
        - Mówiła, że chce im pomóc z dzieckiem.
        - Terefere! Mówię ci, Simona chce jak najdalej od ciebie zabrać.
        - Nina zlituj się, to nie jest komedia romantyczna.
        - A czy ja się śmieję?
        - Głupek – Rakel parsknęła śmiechem. – Dobra, idziemy spać.
        - Tak! Bo jutro wielki dzień! – Nina zerwała się z łóżka jednym susem i zakręciła wokół własnej osi. Była taka szczęśliwa, że serce rosło.
        - Naprawdę się cieszę, że będziesz moją bratową. Dorian nie mógł lepiej trafić – powiedziała Rakel, stając w końcu na wysokości zadania, jako szwagierka. O dziwo też nie usłyszała ninowego „wiem” tylko ostatnie co zobaczyła to fala blond włosów, gdy przyjaciółka rzuciła jej się na szyję.
        - Dziękuję, Rakel – zamruczała jej w ramię. – Jesteś strasznie kochana.
        - A ty pijana – zaśmiała się Evans i pisnęła, gdy Nina dźgnęła ją palcem w żebro.
        - Naprawdę dziękuję. I za szyld! Jest przecudowny! Jutro Dorian będzie montował…
        - Jutro macie ślub…
        - To pojutrze!
        - Dobranoc N.
        - Dobranoc, R!
        Rakel westchnęła i spojrzała na łóżko, wszystkimi siłami powstrzymując się, by nie runąć na nie, tak jak stała. Marudząc sobie sama w głowie, jak bardzo jest zmęczona, umyła się szybko i przebrała w piżamę, dopiero później z ukontentowaniem zanurzając się w pościeli. Będzie musiała mu podziękować rano.

        Tylko, że nawet do rana nie wytrzymał.
        Rakel przebudziła się gwałtownie, słysząc tupnięcie, ale nie od razu zaczęła kontaktować. Przez dobrą chwilę nawet nie wiedziała dokładnie, gdzie się znajduje. Nawet powietrze inaczej pachniało. Dopiero później ocknęła się na tyle, by obejrzeć za siebie, akurat, gdy pewien demon ładował jej się do łóżka.
        - Lucien! – szepnęła dość głośno, zaskoczona jego widokiem. Zupełnie się go nie spodziewała, myślała, że będzie spał w jej pokoju, ale na Żelaznej. Nie zdążyła jednak zadać żadnego pytania, bo demon runął w pościel, objął ją ramieniem w pasie i, po krótkiej walce z kołdrą i leżącą pod nią dziewczyną, po prostu do siebie przytulił… jakby była jakimś pluszakiem do spania!
        - Weź buty zdejmij chociaż – mruczała cicho, powstrzymując się od śmiechu, gdy kątem oka widziała, ale głównie słyszała, stan w jakim znajdował się nemorianin. Dalsze rozwinięcie wypowiedzi szlachcica jednak nie pomogło i Rakel parsknęła śmiechem, słysząc przyrównanie ojca do choroby wenerycznej. Z drugiej strony wspominanie o czymś takim ładując się dziewczynie do łóżka było tak ciężkie, że prawie przywaliła sobie otwartą dłonią w czoło. Pijany Lucien, to się nie dzieje.
        I pośmiałaby się z niego pewnie trochę dłużej, gdyby nie to, że moszcząc się do snu, demon łamał kolejne granice, które ich dzieliły, a których najwyraźniej tylko ona była świadoma. To już nie było niewinne tulenie jej przez pościel, ale przygarnianie do siebie bez pardonu, jeszcze wsuwając rękę pod bluzkę. Rakel zamarła, szybko przyciskając ramieniem pozostałą część koszulki, ale na tym na szczęście demon poprzestał i teraz jego dłoń przyjemnie grzała jej brzuch. Mimo wszystko dopiero po chwili dziewczyna wypuściła powietrze przez nos. Rozbrajał ją, bezlitośnie i najwyraźniej kompletnie nieświadomie. Dla niej zachowuje się, jakby byli razem, a przecież po prostu jest pijany, tak jak kiedyś był naćpany lekami. Czuła jego ciepły oddech we włosach i ciało blisko siebie, i nie mogła sobie wyobrazić, że po prostu pewnego dnia się z nią pożegna. Przecież nawet dla niego to chyba nie mogło być zupełnie normalne, prawda? Ale wiedziała, że sama się o to prosiła. I że, była zdecydowanie zbyt zmęczona na takie analizy.
        - Wykończysz mnie, Lucien – szepnęła, ale ułożyła się na nowo w pościeli i objęła jego rękę swoją, bezwiednie głaszcząc kciukiem wierzch jego dłoni, aż nie zasnęła.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Uśmiechnął się w ciemności, słysząc swoje imię, ale wesołość zobaczyć można było jedynie w oczach demona, do tego połyskujących bardziej niż zwykle z powodu ilości wypitego alkoholu.
        Mruknął cicho i zgodnie jak na grzecznego demona przystało, niedbale ściągając sztyblety jeden o drugi. Buty nieregularnym rytmem stuknęły o podłogę, a Lu uznał, że to był kolejny plus noszenia nie-oficerek, oraz że już chyba nie założy innych butów. Nawet krok zyskiwał w krótszych, mniej sztywnych butach, co równie mocno radowało demona jak wygoda. Jeśli ktoś myślał, że zwyciężał ten kto lepiej machał ostrzem, wiedział bardzo niewiele. Wygrywała równowaga, płynność kroku i odpowiednio szybka reakcja, pochodzące z ruchów całego ciała.
        Już całkiem komfortowo wciągnął bose stopy na łóżko i lepiej przytulił się do Rakel. Lucien poczuł jak dziewczyna się spięła i wstrzymała oddech, na co znów lekko się uśmiechnął, tym razem jednak ukryty za jej włosami. Dzisiaj nie był mało przytomny, a jedynie znacznie “urobiony” jak w którymś momencie usłyszał od Randa. Różnica była taka, że demon nie pamiętał jak przez mgłę co czynił, a zwyczajnie konsekwencje miał w całkowitym nie poważaniu.
        Słysząc ponownie odzywającą się dziewczynę, wpierw mruknął pytająco, a potem bardzo cicho i ochryple zaśmiał się z dwuznaczności słów, jaką rozprężony umysł momentalnie podłapał.
        - Brzmi jak kuszący plan - wymruczał chrapliwie wplątując się z włosów, żeby pocałować policzek dziewczyny. Bardziej nie naciągał cięciwy, nie chciał Rakel wystraszyć. Nie zrobiłby jej krzywdy niezależnie w jakim stanie by nie był, a procenty jedynie trochę pofolgowały demoniej powściągliwości a nie przewróciły mu w głowie. Wrócił na swoje miejsce na poduszce, gdzie w leniwym odpoczynku pomagał się pogrążyć zapach wciąż wilgotnych włosów Czarnulki i delikatne głaskanie po dłoni.
        Przytulony do dziewczyny demon miał nad czym rozmyślać, przy okazji bardzo powoli trzeźwiejąc. Żeby doprowadzić się do takiego stanu... Powinien dogłębnie zapamiętać, żeby Randa wcześniej nie uprzedzać gdyby miał się pojawić na jakiejś imprezie, żeby młodzian nie przygotowywał się odpowiednio do gościny. Albo może chociaż powinien przepracować perspektywy, że trzeźwy demon bardziej się przydaje. Chociaż druga opcja wyglądała mało skutecznie. Wątpliwe by Rand pokierował się pragmatyzmem czy rozsądkiem kiedy już coś sobie postanowił albo na coś miał ochotę. Chociaż rzeczywiście w ostatecznym rozrachunku nie było tak źle, a na pewno Lucien bawił się lepiej niż przypuszczał. Pewnie swój udział w tym miał też alkohol, ale nawet jeśli czas spędzili głupkowato, było nawet zabawnie.
        Kiedy Remy słysząc wzmiankę o opowiadaniu historyjek o nim właśnie, zerwał się, żeby przeleźć przez stół powstrzymać demona. Lu nawet nie wiedział co mógłby, czy co by chciał o uszatym opowiedzieć, zwyczajnie obiektywnie napomknął, że byłoby to bardziej możliwe niż opowiadanie o Dorianie, a blondyn już gorąco zaprotestował. Ciekawe w takim razie, której opowiastki obawiał się tak bardzo… Co zrobić, że taka reakcja od razu wywołała namiastkę złośliwego uśmieszku u demona, który tylko pogorszył sytuację, zmuszając Berdaliego do interwencji na rwącym się elfie. I Lu nawet z ciekawością obserwował dysputę o swataniu Rakel i Simona, o tej godzinie, i po takiej ilości butelek, już niezbyt składną. Nawet go bawiła, podobnie jak krótkie zerknięcia Doriana, jakby starszy brat cały czas miał go na monitorowanym. Tymczasem mrzonki nie skłaniały do ich poważnego potraktowania, stąd brała się zupełnie zrelaksowana reakcja demona.
        Również możliwość poznania, choćby i połowicznego, rozwiązania niewiadomych dręczących nemorianina (Dorian był dość pijany, żeby go zapytać, a demon, żeby pytanie zadać) była pozytywem spotkania. Lucien nie oczekiwał wierszy i poematów, więc mimo pierwotnych założeń Doriana, odpowiedź w pełni usatysfakcjonowała demona. Sam kierował się rozsądkiem (zazwyczaj) i praktycznym podejściem do niemal wszystkiego, więc dorianowy, racjonalny pogląd na świat bardzo mu odpowiadał. Wysłuchał starszego Evansa, co jakiś czas potwierdzając rozumnym przymrużeniem oczu. Uśmiechnął się nawet na wzmiankę o wszechwiedzy Niny, jednym słowem pełnoprawnie brał udział w dialogu (nawet jeśli milcząco), a nie tylko obserwował nierozumnie jakby patrzył na pokazy magicznych sztuczek.
        - To bardzo dobra odpowiedź. - Na koniec skinął głową, odpowiadając już w lekkim zamyśleniu. Ledwie dokończył gdy wpadł między nich Rand, dosłownie wieszając się na obu mężczyznach. Lu zamilkł obserwując Doriana, po chwili szybko starając się dopasować do jego gry. Gdy więc starszy Evans opowiadał ostatnie bzdury, demon poważnie pokiwał głową, a potem równie poważnie nią pokręcił, gdy Dorian opowiadał o simonowej awersji do mięsa. W tej samej chwili gdy Rand znikał naprostować przyjaciela, demon prychnął cichym śmiechem. Rodzina też wyglądała fajnie... Co prawda nigdy nie myślał o jej posiadaniu, ale obcowanie z Evansami budziło uczucia, których wcześniej nie znał i chciałby mieć chociaż taką jej namiastkę.

        Demon poruszył się nieznacznie, przekręcając głowę, gdy świt powoli rzucał pierwsze słoneczne promienie przez okno. W zamian stawał się się niemal pewien, że “Niechcenie widzieć Rakel z innym” było uroczym eufemizmem. Wcześniej w pełni wierzył, że starczyłoby mu szczęście dziewczyny, że odszedłby potulnie i posłusznie. Moment gdy dziewczyna wyznała, że też za nim tęskniła, był jak opadająca gilotyna. Odciął demona od ostatnich pęt, pilnujących nemorianina przed nadmiernym angażowaniem się i ingerowaniem w życie brunetki. Wciąż jeszcze trochę próbował się łudzić, że zaakceptowałby wybór Rakel, nawet próbowałby łgać, że cieszy się jej szczęściem, ale już nawet nie liczył, że absztyfikant pozostałby w jednym kawałku gdyby ona nie była dostatecznie szczęśliwa. Czy zachowywał się jak niańka? A może chodziło o coś zupełnie innego? Stopniowo coraz bardziej świadomy umysł wysnuwał raczej niesprzyjające wnioski, gdy demon wspominał wieczór i jednocześnie analizował swoją sytuację.

        Pojawienie się kelnerki Lucien starał się możliwie zignorować, w duchu licząc, że gdy już upadła na kolana Aleca, to znalazła sobie nową ofiarę. Zaraz jednak rudzielec odszedł w niepamięć gdy rozgorzała kolejna dyskusja. Rand zaczął oznajmiać pozostanie Aleca na dłużej, co z zupełnie niezrozumiałych przyczyn, ukłuło Luciena bardziej niż by siebie podejrzewał. Młody rozkręcił się w opowieściach, na chwilę tylko dając utemperować się Alecowi, potem pędząc w rozmowie w kierunku znanym tylko sobie.
        - Pewnie będę musiał wyjechać szybciej niż planowałem - demon odpowiedział Randowi zdawkowo, nie dając po sobie poznać żadnych emocji, po czym zerknął na Aleca.
        - Mam trochę rodzinnych spraw do uporządkowania - Lu próbował odpowiedzieć Alecowi, ale wtrącił się Rand tym razem nie dając się pohamować nawet Dorianowi.
        - Daruję wam, bo szykuje się najprawdziwsza stypa - szlachcic odpowiedział zupełnie spokojnie, jakby sprawa dotyczyła kogoś innego, nawet nie próbując rozwijać tematu. Nie chciał rozprawiać z obcymi na prywatne tematy, nawet jeżeli Rand się zapędził, tym bardziej też nie zamierzał opowiadać o zawiłościach tematu samej stypy chociażby.
        Przez chwilę nie utrzymywał kontaktu wzrokowego z nikim, ale zaskoczone pytanie Aleca zmusiło nemorianina do nieznacznego spojrzenia spod rzęs. Widać było, że demon nie palił się do odpowiedzi. Towarzystwo zupełnie odwrotnie i od pytania nie minęło nawet jedno uderzenie serca, a Remy chętnie go wyręczył.
        - Nieee, jaśniepan jest po prostu pies ogrodnika! - zakrzyknął elf. Pionowe źrenice momentalnie zbystrzały zerkając na blondyna.
        - Nie szarżuj, mały elfie, bo się potkniesz i spadniesz - prychnął ostrzegawczo, łypiąc na uszatego.
        - Wiedziałem, że zrobiłeś to celowo! - Elf poderwał się z siedzenia w coraz bardziej czupurnym nastroju.
        Przez chwilę zaciekawienie obecnych padło na wydarzenia między elfem a demonem i te zapewne kompromitujące historie. Nawet podchmieleni od razu zwęszyli ciekawszy temat, gdy wisząca w powietrzu burda, przynajmniej z elfiej strony, nie wyglądała na zwykłe działanie sobie na nerwy. W tym momencie jednak Rand trochę lepiej zatrybił.
        - Ty! A ty niby skąd wiesz, że pies ogrodnika?! - Elf zaraz opadł na siedzenie szukając języka w gębie, ale zanim znalazł wymówkę, zareagował Dorian z pełną flaszką i wszyscy zapomnieli co ich tak zajmowało. Demon uśmiechnął się pod nosem na reakcję starszego Evansa. Nie tylko lepiej było stać po jego stronie niż przeciw, ale wydawał się naprawdę dobrym kompanem.

        Świt nie tylko zawitał do Valladonu szybciej niż demon oczekiwał - zasiedzieli się w karczmie już nie do późnych, ale bardzo wczesnych godzin. Do tej pory było jednak znośnie. Teraz zaś nielitościwe słońce wpadało przez duże okno i świeciło coraz natrętniej, przebijając się nawet przez zamknięte powieki.
        - Musi tak świecić? - Lucien mruknął marudnie, chowając twarz głębiej między włosy Czarnulki a poduszkę. Jeśli będzie tak chory jak Dorian po nocnych libacjach, to jeszcze dzisiaj pośle Meve do piekła gdzie jej miejsce.
        Niestety robiło się coraz później i chociaż mógłby przeleżeć tak resztę dnia, demon poluźnił objęcia. Przeciągnął palcami po talii i brzuchu dziewczyny, przeciągając się lekko. Potem podparł się na rękach, nad Rakel. Tym razem przynajmniej dokładnie pamiętał jakim cudem spali razem.
        - Dzień dobry - wyszeptał, wciąż ochrypłym głosem. Wszystko przez gardło suche od trunku. Gdzie była regeneracja gdy jej potrzebował lub co za świństwo Meve wrzuciła do tej wódki? Musiał napić się kawy... albo czegokolwiek. Wszystko to płynęło w myślach nemorianina, gdy ten przyglądał się Rakel. Patrzył w oczy, w których słońce znów grało niczym w tafli jeziora. Na rozsypane na poduszce włosy. Znowu wyglądała zbyt uroczo by szybko odpuścić takie widoki, chociaż wolał ją na tle ciemnej pościeli.
        - Chyba podobasz się Alecowi... - mruknął, nieustannie przyglądając się Rakel, zupełnie nie kwapiąc się do jej wypuszczenia.
        - Wiem, że nie powinienem, ale jestem zazdrosny... - demon wychrypiał dalszy ciąg. Wcale się mężczyźnie nie dziwił, ale też nie musiał się cieszyć z jego gustu.
- Rakel… - westchnął cicho, zaraz urywając. Przez chwilę zastanawiał się czy powinien kontynuować. Ostatecznie uznał, że świat się chyba nie zawali, a jeśli tak to niech pochłonie go razem z sobą. - Kocham cię... - szepnął tak cicho, jakby były to sekretne słowa przeznaczone tylko dla uszu dziewczyny. Pocałował ją krótko, a później już tylko szukał odpowiedzi w kolorowych oczach.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel leżała względnie nieruchomo, podczas gdy Lucien układał się przy niej, nie bez problemów. Podśmiewała się cicho pod nosem na każde mruknięcie solidnie urobionego demona, do momentu, gdy jej prośbie, by chociaż buty zdjął przed wejściem do łóżka, odpowiedział, tak głośny w środku nocy, rumor sztybletów uderzających w drewnianą podłogę, bezceremonialnie zdjętych jeden o drugi. Wtedy parsknęła znów śmiechem, nie mogąc się powstrzymać i mając nadzieję, że Nina nie przyjdzie sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Było bowiem w doskonałym. Mimo niezręczności, której nie mogła się pozbyć, naprawdę było jej teraz najwygodniej na świecie. Dlatego głaskała lekko obejmującą ją dłoń, zamiast próbować umknąć przed, jak na nią dość intymnym, kontaktem. I dlatego zamiast próbować racjonalizować wszystko wokół i podejmować próby zachowania jakichś pozorów, których przecież i tak nikt by nie widział, i które i tak nie miały sensu, po prostu zapadła się w pościeli i objęciu, ucinając własne analizy żartobliwym wyrzutem w stronę demona.
        Przymknęłaby oczy i próbowała na powrót zasnąć, gdyby nie cichy śmiech i ochrypły głos, odpowiadający jej słowom. Zinterpretowanie własnych słów pod kątem innego znaczenia, jakie mógł przyjąć demon nie zabrało jej długo i barwne oczy zrobiły się wielkie jak złote gryfy.
        - O rety... – westchnęła niemal bezgłośnie, czując, jak robi jej się ciepło. Ręka na brzuchu prawie parzyła, gdy Rakel nasłuchiwała uspokajającego się oddechu nemorianina, który w końcu zapadł chyba w coś przypominającego sen. Pozazdrościć. Jej zeszła jeszcze chwila nim uspokoiła myśli.
        Później spała jednak głęboko i spokojnie. Wsparcie za plecami i obejmująca ją ręka były wystarczającym zapewnieniem bezpieczeństwa, by nowe miejsce nie wywoływało koszmarów i nie przerywało snu. Do tego stopnia, że Rakel nie obudził ani poranny harmider na ulicy ani późniejsze słońce, wpadające z rozmachem przez wykusz i zalewające promieniami cały pokój. Zmarszczyła lekko brwi, gdy jasność próbowała przedrzeć się przez rzęsy i zajrzeć pod powieki. Dziewczyna przekręciła głowę, ręką zasłaniając oczy i z pomrukiem protestując przeciwko pobudce. Zaraz rozległ się jej cichy zaspany śmiech, gdy usłyszała Luciena. To jak próbował zniknąć pod jej włosami, by uchronić się przed słońcem nie mogła uznać za inne niż urocze. A tego wcześniej o mężczyźnie by chyba nie powiedziała.
        - Słońce ma to do siebie – stwierdziła rozbawiona, na próżno usiłując spojrzeć za siebie. Dopiero, gdy Lucien się przeciągał, przewróciła się na plecy, by zaraz podnieść wzrok na podnoszącego się nad nią demona.
        - Heej – zamruczała cicho, przecierając oczy palcami, gdy też wyciągała się odrobinę. W końcu opadła znów w poduszce, niepewnie zerkając na przyglądającego się jej nieustannie Luciena. Uśmiechała się lekko, jak zawsze na jego widok, teraz zaś wyjątkowo szczęśliwa, nawet jeśli nie do końca była tego świadoma. Uciekać wzrokiem nie było nawet gdzie, więc przez chwilę mierzyła się na spojrzenia z wąskimi źrenicami, nie potrafiąc ukryć ani rozbawienia, ani lekkiego speszenia.
        A potem demon powiedział coś tak niespodziewanego i zupełnie niezrozumiałego, że uśmiech Rakel spłynął z jej ust i było wręcz widać, jak dziewczyna próbuje myśleć, do czego rozleniwiony umysł się nie palił.
        - Co? – mruknęła w końcu niezbyt bystro, marszcząc brwi i szczerze próbując odnaleźć kontekst.
        Skąd mu się Alec nagle uwidział? Kolejne słowa były tak samo niespodziewane, do tego niewiarygodne, ale i w jakiś sposób przywołujące nieśmiały uśmiech z powrotem na usta Rakel. Wątpiła, by w istocie Doriana kolega coś do niej miał, ale sam fakt, że Lucien tak myślał, i że wcale mu się to nie podobało, był zawstydzająco satysfakcjonujący.
        - Nie bądź – odpowiedziała łagodnie, jawnie bagatelizując słowa demona i obejmując dłonią przedramię, na którym mężczyzna się wspierał. Nie precyzowała, czy Lucien nie ma powodu do zazdrości, czy po prostu nie powinien mieć, z racji na swój rychły ślub. Wspomnienie tego powinno zaś skutecznie zburzyć sielankowy nastrój, w którym aktualnie dryfowała dziewczyna, ale tak się nie stało i Rakel wciąż spoglądała pogodnie na bruneta. Mruknęła pytająco, słysząc swoje imię, przechylając lekko głowę na poduszce, gdy zobaczyła, że Luciena coś trapi. Zapytać co takiego, już nie zdążyła.
        Palce sunące leniwie po przedramieniu demona w niedbałej pieszczocie zamarły. Barwne oczy zrobiły się okrągłe, a usta poruszyły w niemym pytaniu. Bo chciała wiedzieć, czy dobrze słyszała. Czy on mówi poważnie? Losie, gdyby to był żart, to byłby najbardziej okrutny na świecie. Rakel przymknęła powieki, czując krótki pocałunek, nie mając nawet na tyle refleksu, by go odwzajemnić. Znów próbowała odpowiedzieć, ale teraz już poddała się i uniosła ręce, splatając ciasno ramiona na karku Luciena i wtulając twarz w jego szyję, czym ściągnęła mężczyznę do swojego poziomu w pościeli.
        - Naprawdę? – szepnęła mu cicho do ucha, bez odwagi, by spojrzeć w oczy. Zdawała sobie sprawę, że to jest fatalna odpowiedź na takie słowa, ale bała się odpowiedzieć szczerze, gdyby jednak się przesłyszała. Albo w ogóle sobie to wymyśliła. Ale jednocześnie to było niesprawiedliwe wobec niego. Puściła jego szyję, na powrót opadając na poduszkę.
        - Bo ja ciebie też – powiedziała, ogromnie szczęśliwa i komicznie przestraszona jednocześnie. Barwne oczy dziewczyny naprawdę wahały się od wyrazu lekkiego przestrachu, przez niedowierzanie, płonącą nadzieję i nieśmiałą radość, która lękała się w pełni wyjrzeć.
        - To znaczy, że zostaniesz? – zapytała niepewnie, podświadomie wiedząc, jaką uzyska odpowiedź, ale zupełnie się z nią nie zgadzając. – Nie możesz powiedzieć czegoś takiego i odejść, Lucien – wyjaśniała cicho, z zacięciem próbując zmienić rzeczywistość. – Zostań tutaj ze mną, skoro… jeśli chcesz. Na pewno jest jakieś zaklęcie, czy coś takiego, żeby cię nie mogli znaleźć. Możesz tu zostać. Albo w dworku… - urwała nagle, zdając sobie sprawę, co robi.
        Źle się czuła naciskając. Było jej z jednej strony głupio, bo czuła się jak balast i, mimo tego co powiedział, jak problem. Nie umiała domagać się niczego od życia, czy to towarzystwa, czy uczucia… I podczas gdy jakaś część niej wręcz żałowała, że Lucien powiedział to, co powiedział, druga skakała z radości. To nie godność nie pozwalała Rakel prosić, ale sumienie, bo wiedziała, że nemorianin odmówi i nie chciała mu tego utrudniać.
        Co za absurd! Powoli zaczynała gotować się z niesprawiedliwości, że zamiast cieszyć się z takich słów, czuła strach przed ich konsekwencjami; że musi się czuć winna, że jest szczęśliwa; że musi być rozsądna, kiedy chce być po prostu zakochana. To nie tak miało wyglądać, to całe zakochanie. Tak, miała motylki w brzuchu. Ma zawsze, gdy on na nią patrzy. Ale teraz czuła tylko nieprzyjemne ściskanie w dołku, w oczekiwaniu na nieprzyjemności. Nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała, czy ma o niego walczyć, czy usunąć się w cień, zanim oboje ucierpią jeszcze bardziej. To on jest starszy i powinien być mądrzejszy, więc dlaczego to ona ciągle się martwi, że nie wie co robić?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel wesoło sobie kpiła, gdy demon mocniej zmrużył oczy marudnie ocierając się o włosy dziewczyny, jeszcze przez chwilę korzystając z kryjówki przed światłem. Przy okazji przytrzymał brunetkę dłużej, korzystając z ostatków uroków wypoczynku i bliskości.
        Niestety rzeczywistość była równie bolesna jak świt, nie mogli zostać w łóżku do wieczora i prędzej czy później należało zacząć się budzić, żeby zdążyć przygotować się do dzisiejszego ślubu. Lucien przeciągnął się, wypuszczając Rakel, przy okazji w ramach pobudki ciesząc oczy. Piękny widok. Podobne ranki zaraz obok porannej kawy z Rakel, szybko trafiły na listę pragnień demona oraz pytań, czy to była wizja wchodząca w definicję posiadania rodziny.
        Przyglądał się twarzy dziewczyny, delikatnym rumieńcom, czarnym serpentynkom rozsianym po poduszce i zaraz demonowi przypomniał się obrazek z jego sypialni, gdy obudził się po ciężkim pojedynku. Taki widok nie mógł się znudzić. To był jeden z tych obrazów, które chciało się wspominać w swoich ostatnich momentach.
        Niestety wrażenia popsuła osoba Aleca. Mężczyzna sam się nasunął, może dlatego, że dla demona wypoczynek był ciągiem retrospekcji z wieczora, własnych przemyśleń i wszystkiego tego zmieszanego z minionymi wydarzeniami. Również Rakel zaskoczył wzmianką o znajomym Doriana. Uśmiech dosłownie spłynął z twarzy dziewczyny, zmieniając się w niedowierzanie i niezrozumienie. Co zrobić, że przyglądanie się Czarnulce złośliwie przywiodło na myśl sposób w jaki Alec spoglądał na Rakel, gdy go strzygła. Jak mężczyzna odezwał się zaskoczony, ale jakby z cieniem satysfakcji w spojrzeniu. Może demon się uprzedzał, może doszukiwał się drugiego dna, ale tak czy inaczej facet irytował Luciena a jeśli coś wyglądało jak koń, biegało i rżało jak koń, najprawdopodobniej koniem było, więc wreszcie zrozumiał i pogodził się z faktem, że był zazdrosny. Stąd wzmianka o Alecu i postępujące od samoświadomości przyznanie się i wobec Rakel, co wywołało skąpy uśmieszek.To dopiero była podła mała kokietka.
        Chociaż więc Alec wesołości nie budził, Lu uśmiechnął się nieznacznie na odpowiedź i głaskanie. Łatwiej jednak było mówić niż zrobić. Wzrok obcego mężczyzny padający na Czarnulkę zwyczajnie go drażnił. Nawet bardziej niż Remy. Może właśnie dlatego, że był dużo subtelniejszy, co tylko potwierdzało poważniejsze zamiary i większe zagrożenie.
        Do tej pory demon nie odczuwał podobnych zapędów i składając wszystko wraz z najnowszymi rewelacjami w całość, Lucien zbliżał się do znacznie poważniejszych konkluzji i jednocześnie wyznania. Starczyło już mydlenia oczu samemu sobie i otoczeniu. Gdy wreszcie przyznał się sam przed sobą, przyszła pora na szczerość wobec dziewczyny. Był jej to winien, przynajmniej w tym z założenia szlachetniejszym znaczeniu.
        Ostateczne wrażenie zrobił większe niż pocałunkiem, czego się raczej nie spodziewał. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy faktycznie było ono dobre, czy wyrwał się jak z konopi, odbijając się od braku wzajemności. Ale chyba po prostu maksymalnie zaskoczył Rakel. Czarnulka rozwiała wątpliwości demona, zaplatając mu ręce na szyi. Osunął się, powoli opadając na łokieć. Biodrem i bokiem przykrył tułów dziewczyny, kładąc się nad nią po skosie, podczas gdy wolną rękę wyciągnął w przód, opierając się przedramieniem nad głową Rakel. Jej ciepły oddech połaskotał szyję demona, a Lucien prawie jak kot otarł się policzkiem o włosy dziewczyny, żeby przytulić twarz do jej policzka.
        - Śmiesz wątpić? - wyszeptał wprost w ucho dziewczyny, wciąż mocno przytulając się do jej twarzy.
        Odwzajemnione wyznanie wywołało uśmiech mężczyzny. Rozciągające się usta dotknęły skroni brunetki w krótkim pocałunku. Moment później, wypuszczony uniósł się na łokciu, żeby móc znów na nią spojrzeć.
        Wpierw uśmiechnął się łagodnie, powoli jednak coraz słabiej, z każdym następnym słowem Rakel tracąc rezon. Potem już tylko spoglądał na Czarnulkę bezradnie, na koniec spuszczając wzrok. Jak miał to wszystko wyjaśnić? Nie mógł od tak po prostu zostać, przynajmniej nie tak jak chciałaby Rakel. Wpierw musiał zakończyć cały bałagan związany z Saide. Do tego główny problem tkwił w szansach na powodzenie. Niestety nie obstawiał siebie jako czarnego konia tej gonitwy. To co prawda nie znaczyło, że zamierzał się poddać, ale nie mógł nic obiecać, gdy próba powrotu w wolnym stanie mogła się nie powieść.
        Nawet przez chwilę zaczął się zastanawiać czy wyznanie uczuć było lepszym czy gorszym wyjściem dla Rakel, ale wrócił do konkluzji, że szczerość była potrzebna. Chciał wszystko możliwie wyjaśnić, nawet jeśli miało być ciężko.
        Niezręczność narastała, tylko spotęgowana urywanymi słowami dziewczyny.
        - Nie odchodzę, nawet jeśli muszę na chwilę wyjechać, chociaż przypuszczam, że nie widzisz wielkiej różnicy... - mówił spokojnie, prostując się, żeby przysiąść na podkurczonej nodze, podczas, gdy druga zsunęła się na podłogę. Dużo łatwiej było rozmawiać nie wisząc nad Rakel. Atmosfera nie pasowała do aż takiej bliskości.
        - Nawet nie wiesz ile razy myślałem, żeby cię uprowadzić i zaszyć się w którymś z kręgów piekieł - mruknął cicho, z nieśmiałym uśmiechem wyciągając dłoń, żeby pogłaskać policzek Czarnulki.
        - Ale nie mogę cię tak narazić. To nie byłoby rozwiązanie tylko ucieczka. Nieustannie ustępuję pola niemal we wszystkim. Gadi miał rację, całe życie uciekałem, zawsze tak było najłatwiej. Niestety nie ma magii, której nie można obejść lub złamać. Ostatecznie wciąż oglądalibyśmy się za siebie... - Kciukiem pogładził policzek dziewczyny.
        - Posłuchaj mnie uważnie - szepnął po chwili z większym naciskiem, delikatnie, dłonią zmuszając Rakel żeby na niego spojrzała.
        - Nie będzie żadnego ślubu - podkreślił, wciąż ciepłym głosem, ale nieznoszącym sprzeciwu.
        - Nigdy na nikim mi tak nie zależało. Nigdy niczego nie pragnąłem bardziej niż wrócić do ciebie. I nikt i nic tego nie zmieni, rozumiesz? - zapytał delikatnie, ale wciąż zdecydowanym tonem. Palcami odgarnął kilka skręconych kosmyków i przychylił się do brunetki, żeby ukraść chociaż jeszcze jednego całusa, zanim wyciągnie Rakel na kawę. Przy okazji, nie miał pojęcia gdzie w tym domiszczu była kuchnia.
        Opadające na pościel czarne włosy demona zmieszały się z lokami dziewczyny, gdy poruszyła się klamka w drzwiach.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Od leniwej pobudki, przez żartobliwe przepychanki, po wyznanie tak niespodziewane, że odbierało mowę i zatrzymywało czas wokół, tylko potęgując nierealne wrażenie. Rakel w pierwszym momencie zamilkła, upewniając się, czy dobrze słyszała i powstrzymując się od uszczypnięcia w przedramię. Kto wie, może po prostu tylko zdawało jej się, że się obudziła, a tak naprawdę wciąż tkwiła w wyjątkowo pięknym i nierealnym śnie? Przecież tłumaczyłoby to tak wiele. Właściwie w tej chwili skłonna byłaby uwierzyć, że wszystko, co przytrafiło jej się odkąd poznała Luciena, było snem. Że gdyby teraz się obudziła, miałaby tylko rapier do wydania nietypowemu klientowi, który później wyszedłby z jej sklepu i więcej by go nie zobaczyła. Czyż nie brzmiało to rozsądniej? Czyż nie tłumaczyłoby wszystkich dziwów, które spotkały ją ostatnimi czasy, a do których wliczyłaby wiekowego nemoriańskiego szlachcica leżącego z nią w łóżku i wyznającego uczucia?
        Ale Rakel już nie umiała tak widzieć Luciena. Jasne, czasem przypominało jej się kim był i skąd pochodził, ale zazwyczaj był po prostu tym upartym przystojnym brunetem, który nie opuszczał jej na krok przez ostatnie tygodnie. Który lubił zapach kawy i przyglądał się Rakel, gdy spała. Który łypał na każdego chłodno i nieufnie, by zaraz przenieść na nią ciepłe spojrzenie. Który podchodził do życia tak absurdalnie beztrosko i z przekonaniem, że wszystko jest możliwe, jeśli ma się wystarczający tupet. Który zmienił się z chłodnego, zdystansowanego szlachcica w troskliwego faceta, który wrócił pijany z wieczoru kawalerskiego, od razu szukając schronienia w jej włosach, tuląc się, jakby to wszystko było dozwolone. A przecież nie było, bo przy tym wszystkim, co wspomniano, nad Lucienem wciąż wisiał rychły aranżowany ślub i nieważne jak bardzo oboje udawali, że wcale tak nie jest, moment, w którym demon odejdzie na zawsze, jak gdyby go nigdy nie było, zbliżał się nieuchronnie. Ale oboje wybrali ignorowanie tego, udawanie, że nic nad nimi nie wisi, zaprzeczanie i odkładanie trudnej chwili na jak najdalej od bieżącej.
        I teraz, przez chwilę, Rakel szczerze o tym zapomniała. Serce urosło jej tak gwałtownie, że na chwilę straciła mowę i dech, nim zdecydowała się w międzyczasie odpowiedzieć gestem. Ściągnęła demona w dół zupełnie beztrosko, nie martwiąc się niczym i skupiając tylko na objęciu, szepcząc ukradkiem, odwzajemniając wyznania. Uśmiechała się wesoło, słysząc kpiący szept, czując ocieranie się o włosy i delikatne pocałunki i tylko zacisnęła objęcia mocniej, jakby w ten sposób chciała pokazać „jak bardzo”. Nadal bała się tego słowa, nie przywykła do niego, ale samo czucie zaczęło jej się ogromnie podobać.
        Dopiero po chwili refleksje zaczęły przeradzać się w ciąg nieprzyjemnych, ale samonapędzających się myśli, gdy Rakel przypomniała sobie, że wcale nie jest tak sielsko, jak wydawało jej się przez tę krótką chwilę. Nie miała jednak oporów przed wyrażeniem wątpliwości na głos, wręcz przeciwnie. Wcześniej nie wiedziała, co właściwie Lucien do niej czuje. Nie była zakłamana, zdawała sobie sprawę, że „coś” między nimi jest, ale ani nie wiedziała co to jest, ani jaką relację między nimi buduje, ani jak się ma do tego, że demon wciąż w planach ma opuszczenie dziewczyny. Ale jakby uznawała to „coś” za tymczasowe, okazję którą musi wykorzystać, póki ma czas. Teraz jednak, gdy wyznał jej… to co wyznał, uznała za oczywiste, że w takim razie jej nie zostawi. Przecież to byłoby kompletnie bez sensu i kłóciło się z tym co powiedział. Nie można kogoś kochać i żenić się z kimś innym. Przynajmniej tak sądził młody, buntowniczy umysł.

        Oklapnęła jednak szybko. Widziała niepewne spojrzenie Luciena i to jak spuścił wzrok. Na los, tego chyba jeszcze u niego nie doświadczyła. Poczuła się nagle bezradna i przestała się irytować. To nie była jego wina, przecież to on miał w związku z tym wszystkim największe problemy. Urwała, by nie pogarszać bardziej sprawy, jej marudzenie nic tutaj nie pomoże. Spojrzała za Lucienem, gdy się podnosił i sama przysiadła na pościeli, odgarniając włosy z twarzy. Na nowo wyglądała też na nie w pełni wtajemniczoną, delikatnie mówiąc. Różnicę pomiędzy odejściem a chwilowym zniknięciem oczywiście widziała, ale od kiedy miał wyjechać tylko na pewien czas? Miała złe przeczucia. Ale Lucien kontynuował i na chwilkę udało mu się znowu przywołać uśmiech na twarz dziewczyny.
        - Dobra rada: nie porywaj dziewczyny, która ma starszych braci – powiedziała łagodnie, tylko trochę żartując. – Wtedy też oglądałbyś się przez ramię – dodała, przechylając lekko głowę, gdy demon wyciągnął rękę do jej policzka i pogłaskał go kciukiem. Jak do tego doszło, że nagle miała kogoś takiego?
        Nie było czasu na takie rozmyślania. Lucien zrobił się nagle wyjątkowo poważny i Rakel odruchowo również, spoglądając na niego posłusznie i w skupieniu. Ale po pierwszym zdaniu nie wytrzymała w milczeniu.
        - Co? – rzuciła ostro. Co to kurwa znaczy nie będzie ślubu?! Przecież od tygodni o niczym innym nie mówią! Jak to nie będzie ślubu? Czemu dopiero teraz jej mówi? Co się stało? – Lucien o czym ty mówisz? I dlaczego wcale mi się to nie podoba?
        Umilkła, a brwi Rakel rozluźniły się nieco, gdy słyszała najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek ktoś do niej powiedział. Miała pytania, ale nie mogła skupić się na tyle, by je zadać, gdy demon przychylił się w jej stronę.
        - Poczekam aż wrócisz – powiedziała cicho, nim znowu objęła go za szyję, pozwalając przewrócić się na poduszkę.
        - Rakel… na rany! Lucien!
        - Szlag – Rakel mruknęła nieprzystojnie prawie w usta Luciena. – Przepraszam – szepnęła zaraz, podnosząc się szybko. Odgarnęła włosy, spoglądając w stronę drzwi, ale te chociaż otwarte na oścież, nikogo nie ukazywały. Zmarszczyła brwi, spoglądając na demona, a w tym momencie głos odezwał się ponownie. Zza ściany.
        - Rakel! – zawołała znów Nina, w akompaniamencie stuknięcia pantoflem. – Chodź tutaj natychmiast, bo ja mam wałki na głowie i podomkę! Cześć Lucien! – zawołała, imię demona wymawiając już przyjemniejszym głosem.
        - O rany. – Dziewczyna usiadła przecierając twarz i parskając śmiechem pod nosem. – Luc, poradzisz sobie z kawą? Wszystko jest w kuchni, a kuchnia na dole, na końcu korytarza. Ja się chyba chwilę nasłucham – powiedziała cicho, całując jeszcze demona w policzek. – Zejdę, jak tylko mnie wypuści – dodała żartobliwie, po czym wstała w końcu z łóżka, przeciągając się po drodze. Ledwo jednak postawiła stopę za progiem pokoju, szczupła dłoń złapała ją za podniesione przedramię i szarpnęła ostro. Rakel zniknęła z piskiem za ścianą, a drzwi od sąsiedniego pokoju zatrzasnęły się z hukiem.

        - Cześć N. – powiedziała ostrożnie, spoglądając na rozjuszoną koleżankę.
        - Czemu mi nic nie powiedziałaś?! Nie wpadałabym tak bezceremonialnie do pokoju!
        - No wiesz, i tak mogłabyś pukać – odpowiedziała spokojnie Rakel, wciąż jeszcze dochodząc do siebie po nagłym przejściu z poziomu do pionu.
        - A ja się tak bałam powiedzieć ci, że spałam już z Dorianem!
        - Co?! – Rakel zdębiała, podczas gdy Nina w ogóle nie zwróciła na to uwagi, wciąż wymachując rękami. Nie mogła podnosić głosu, więc gestykulowała gwałtownie, a zwiewna halka falowała w podmuchach.
        - Taka z ciebie przyjaciółka, że nie powiedziałaś mi, że…
        - Spałaś z Dorianem!?
        - Nie zmieniaj tematu! Kto ma faceta w łóżku?! – Nina nie ustępowała, szybko zdając sobie sprawę, że zdradziła więcej informacji, niż chciała uzyskać, a to jej się naprawdę nigdy nie zdarzało! To wszystko przez ten ślub, była taka zaaferowana przygotowaniami!
        - Ale my nic nie… zresztą nie muszę się tłumaczyć. Ale nic się nie wydarzyło! – Rakel mruczała cicho uciekając wzrokiem, i na zmianę rumieniąc się i prychając niczym rozjuszona kotka. Też będzie ją pouczała!
        - Terefere! – Nina próbowała zachować twarz, ale zdawała sobie sprawę, że nie dość, że mylnie zinterpretowała fakty, to jeszcze sama się wkopała.
        - Miałaś czekać do ślubu!
        - Och no wiem, ale co mam ci powiedzieć? Twój brat jest wyjątkowo przekonujący – zamruczała Nina, z rozmarzeniem muskając palcami obojczyki w poszukiwaniu włosów, które mogłaby zakręcić na palce. Rakel mrugała wstrząśnięta i blondynka przewróciła oczami. – Bo wiesz normalnie to się tylko tak całowaliśmy i przytulaliśmy, i w ogóle, ale w końcu…
        - Stop. Przepraszam N., ale naprawdę nie chcę wiedzieć więcej.
        - Ale jak to! – Blondynka tupnęła wzburzona. - Obiecałyśmy sobie, że sobie opowiemy o pierwszym razie!
        - Po pierwsze ty to postanowiłaś, ja się nigdy na to nie zgadzałam. Po drugie to było zanim postanowiłaś zrobić to z moim bratem – jęknęła Rakel przecierając twarz dłońmi. To naprawdę ponad jej siły, co za poranek! – Przepraszam, czy mogę już iść?
        - Możesz – mruknęła blondynka, niezupełnie zadowolona. – Ale szybko z tym śniadaniem, bo musisz mi pomóc z włosami!
        - Pomogę N., obiecuję. Ślicznie wyglądasz – powiedziała, widząc, że dziewczyna jest już umalowana. Blondynka uśmiechnęła się nieskromnie, ale dygnęła krótko.
        - Dziękuję.
        Rakel uśmiechnęła się ostatni raz i wyszła, z ulgą wypuszczając powietrze. Szybko zbiegła po schodach, żeby Nina jej przypadkiem jeszcze nie dogoniła.
        - Herbatka? – zanuciła z nadzieją w głosie, wchodząc do kuchni.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Jakim cudem miłe chwile zawsze przerywane były przez wątpliwości albo brutalną rzeczywistość. Tym razem była to nadzieja Rakel, że demon postanowił zostać, jakby miał jakikolwiek wybór. Zrozumiała, i w normalnych okolicznościach pożądana, budząca ciepłe uczucia, ale Lucien wpierw oklapł podobnie jak brunetka. W pierwotnym planie nemorianin nie chciał wspominać ani słowem o jedynym wyjściu jakie udało mu się odnaleźć. Nie chciał robić dziewczynie złudnej nadziei. Wszystko jednak toczyło się po swojemu, drwiąc z planów żyjących. Teraz więc szlachcic zaczął swoje oględne wyjaśnienia. Nie dla rozbudzania płonnych nadziei, Lucien chciał, żeby Rakel nie pomyślała, że mu nie zależy. Że zwyczajnie ją sobie odpuścił jak chwilową odmianę w nudnawym życiu. Rozrywkę w podróży, która właśnie się kończyła.
        Podczas ostatniej rozłąki upewnił się, że żadne powinności ani prawa nie miały już dla niego znaczenia. Wzmianka o porwaniu, jedynie na wpół żartobliwa przyniosła jednak oczekiwany efekt. Wywołała niewielkie rozbawienie Rakel, na moment spychając zagubienie i smutek na drugi plan. Lucien uśmiechnął się kątem ust, podobnie rozbawiony. Chociaż chyba nie powinien. Zupełnie nie wątpił, że Evansowie podążyliby jego tropem. Mimo wszystko był to lżejszy dodatek, przerywnik w poważnych objaśnieniach. Potem spoważniał i kontynuował rozmowę.
        Zaskoczone i chyba nieco oburzone pytanie pominął bez odpowiedzi. Przeczucia Rakel były całkiem na miejscu, o czym akurat nie musiała wiedzieć. Najważniejsze słowa padły później. Czarnulka się rozluźniła, a Lu doczekał się najbardziej upragnionej odpowiedzi, chociaż nawet nie śmiał zadać pytania. Pocałunek według bruneta był idealnym podziękowaniem i sposobem na rozwianie smętnej atmosfery. Poza tym był bardzo miłą pobudką przed kawą, a on na obie te rzeczy miał chęć.
        Drzwi otworzyły się nagle, względnie cicho, gdyby nie towarzyszący raban, czyniony przez Ninę. Demon zaśmiał się cicho na rzucone przez Rakel przekleństwo i rozbawiony opadł twarzą na poduszkę, nie przejmując się nieporozumieniem. Zaraz potem, wciąż podśmiewając się pod nosem przekręcił się na bok.
        - Dzień dobry, Nino - zanucił demon, gdy Rakel siadała na łóżku.
        Zapytany czy poradzi sobie z kawą, poczekał aż dostanie trochę więcej wskazówek, które dziewczyna przemyślnie szybko podała i uśmiechnął się na stwierdzenie o nadchodzącej połajance. Potem skinął zgodnie głową i mruknął lekko zaskoczony, w cichym zadowoleniu, na pożegnalnego buziaka w policzek.
        Leżał jeszcze chwilę, odprowadzając Rakel wzrokiem w jej krótkiej bawełnianej piżamce. Dopiero wtedy leniwie wstał z łóżka i poszedł boso do kuchni. Był trochę bardziej wymiętoszony niż zwykle. Wyraźnie przeszkadzało mu światło i miał olbrzymią ochotę na kawę, ale poza tym żadnych dolegliwości nie spostrzegł. Meve miała więc szczęście.
        Po samej kuchni przemieszczał się cierpliwie, z namysłem, poznając nowe otoczenie. Zniknęła jednak dawna ostrożność poruszania się po obcym świecie. Przejrzał szafki, po kolei znajdując kawę i kawiarkę. Bez problemu natrafił też na półkę z herbatą, nawet udało mu się odnaleźć tą owocową. Przyrządził swój napar i zaczął podgrzewać wodę, ale susz zalał dopiero gdy tylko posłyszał kroki dziewczyny na schodach.
        Rakel weszła do kuchni w niezłym nastroju, co demon obserwował z rozluźnioną miną. Słysząc pytanie uśmiechnął się lekko i zaraz podał brunetce kubek z gotową herbatą. Bułeczek nikt z tutejszych domowników nie kupił, ale były owoce, więc dziewczyna powinna znaleźć coś dla siebie. Lu niestety gotować nie potrafił, poza tym Rakel i tak lubiła omykać bardziej sycące śniadania.
        - I jak było? - zagaił rozbawiony, opierając się o blat tuż obok Czarnulki i obserwując dziewczynę znad rantu kubka.

        Bez pośpiechu dopił kawę. Umył kubek i odstawił na miejsce. A potem zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Oplótł Rakel rękami w pasie, przyciągając ją lekko do siebie. Pocałował w skroń i otarł się policzkiem o jej włosy. Myśląc jak chętnie pozostałby dłużej w takiej pozycji, ciesząc się samą bliskością. Demon potrafił znajdować zadowolenia w najdrobniejszych gestach, czasami niemożliwie je przeciągając, jakby chciał smakować każdy ułamek chwili.
        Pomyśleć, że kiedyś nie potrafił wyobrazić sobie, żeby takie życie istniało. Teraz zaś nie tylko mógłby przywyknąć, a wręcz nie wiedział jak miałby przeżyć bez poranków z Rakel. Myśli plotły się same, a Lucien zaczynał się zastanawiać czy powinien jednak wziąć się w garść, bo przynajmniej przez jakiś czas będzie musiał obyć się bez niej. Albo może odwrotnie powinien nacieszyć się dziewczyną na zapas. Wykorzystać wszystkie chwile, które im pozostały w razie gdyby jutro miało nie nadejść. Ostatecznie jednak uznał, że najbardziej powinien ochłonąć, ponieważ jeśli chciał wrócić do dziewczyny, to nie miał miejsca na najmniejszy błąd i rozpraszanie się sielskimi gdybaniami.
        Pocałował Rakel w czubek głowy i odsunął się zerkając na dziewczynę z ukosa.
        - Wypadałoby doprowadzić się do porządku, łazienkę gdzie znajdę w tym przybytku? - zagaił pogodnie, zbierając się do wyjścia z kuchni.
        - Nasze ubrania są w tej szafie, którą przenieśliśmy z Randem? - dopytał, jeszcze przez chwilę ciesząc oczy porannym widokiem. Potem przytaknął cicho i bez pośpiechu udał się do nowego pokoju Rakel. Zabrał wyjściowe ubrania, oraz buty które od powrotu pozostawały w lekkim nieładzie i skierował się do łazienki.
        Tym razem nie spieszył się, zupełnie jakby kąpiel pomagała oczyścić umysł i wypłukać czarne myśli oraz wątpliwości. Żeby nie zostawiać po sobie kałuż, wyszedł z wody na rozłożony na ziemi ręcznik. Odgarnął włosy z twarzy i skręcając z nich supeł wycisnął nadmiar wody. Dopiero potem wytarł twarz drugim ręcznikiem.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości