Trytonia[Trytonia] Uszanowanie

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

[Trytonia] Uszanowanie

Post autor: Skowronek »

        Są takie tradycje, które się szanuje, bez względu na wiek, pozycję czy płeć. Rzeczy, które zwyczajnie wypada. Tak jest z wieloma świętami, którym towarzyszy niezbyt oczekiwany, ale konieczny spęd rodzinny. Trzeba się uśmiechać, być miłym i jakoś przetrwać.
        Takie same zasady obowiązują w półświatku. Oczywiście można je łamać. Lecz ten, kto w życiu codziennym nie zważa na konwenanse, naraża się jedynie na oburzenie starych ciotek, a kto nie zachowuje odpowiedniej kultury tej specyficznej grupy… Może nie mieć okazji by przeprosić. No chyba, że jako duch błąkający się na rozstajach, gdzie pochowano jego poćwiartowane zwłoki. No dobrze, już dobrze: takie rozwiązanie to ekstremum. Wcześniej stosuje się straszenie, szantaż, szczucie jednych na drugich… Wachlarz możliwości jest szeroki i barwny, lepiej jednak nie poznawać wszystkich możliwych kombinacji i po prostu szanować się nawzajem.

        Skowronek znalazła się w Trytonii przez to, że pewien jegomość tego szacunku nie miał, a ona została wyznaczona, by nauczyć go dobrych manier. To była jej pierwsza misja po tym, co zrobiła w Ekradonie… Cóż, powiedzieć, że Mistrzowie byli wściekli, to jakby nic nie powiedzieć. Mieli jej za złe to, że tak silnie zaangażowała się w konflikt polityczny, co rzekomo naruszało jej kompetencje (zabawne, że nigdzie to nie było spisane). To, że przy tym spiskowała przeciwko swoim i doprowadziła do konfliktu interesów również nie przysporzyło jej dobrej sławy, a przebieg misji oceniono jako fatalny. Mało brakowało, by ją wyrzucili i po prostu skazali na śmierć z braku odtrutki. Długo kazali jej myśleć nad swoim zachowaniem. W końcu jednak uznali, że dadzą jej zadanie - łatwe, aby go nie schrzaniła. I takie, by ktoś patrzył jej na ręce, ale nie był to nikt z ich grupy. Tak jakby to miało w czymkolwiek pomóc…
        I tu znowu wypłynęła kwestia szacunku. Przyjaciele jako organizacja dość lotna i nie przywiązana do żadnego miejsca musiała uważać, by nie naruszyć status quo panującego w niektórych miastach - po co robić sobie wrogów? Dlatego ich siatka informatorów była całkiem dobrze rozwinięta i skupiała się głównie na tym, komu należy złożyć wyrazy uszanowania, aby wysłany w dane miejsce Przyjaciel nie skończył jako pokarm dla rybek. W Trytonii grupą, której mogliby nadepnąć na odcisk panoszeniem się bez pozwolenia były Manty. Nim więc Skowronek poszła w teren, jeden z pośredników wystosował bardzo uprzejme zapytanie jakie byłyby warunki współpracy między obiema organizacjami. Niewielkie i nietrudne do spełnienia: wykupienie pomocy u ich ludzi. Całe szczęście rzeczona pomoc miała się ograniczać do informacji i ewentualnego wsparcia, a nie do tego, że ktoś zrobiły tę robotę za Przyjaciół - na tym ucierpiałaby ich renoma. A tak to tylko duma Skowronka cierpiała.

        Trytonię elfka znała dość dobrze i naprawdę często tu bywała. I choć nie miała z tym miejscem żadnych złych wspomnień, darzyła je szczerą niechęcią. Mimo to dobrze udawała, że wszystko jest w porządku. Dotarła do portu jako zwykła podróżna, wynajęła sobie pokój. Na razie jeszcze nie rozpoczęła swojego polowania - dobitnie dano jej do zrozumienia, że nie może nawet ciekawsko się rozejrzeć przed tym, jak nie spotka się ze swoim kontaktem u Mant. Spotkania nie mogła w żaden sposób przyspieszyć - data, godzina i miejsce zostały ustalone poza nią - przybyła więc do Trytonii na ostatnią chwilę, kwaterując się jednak w innym zajeździe, tak na wszelki wypadek. Ten jej nazywał się jakoś bardzo prozaicznie - chyba “Złota rybka” - a na spotkanie zmierzała właśnie do “Opieszałego Lewiatana”. Spodziewała się, że to jakieś miejsce wysokiej klasy, bo nazwa była pretensjonalna. Uznała jednak, że woli się nie wyróżniać nieważne gdzie trafi, ubrała się więc tak neutralnie, jak to tylko możliwe - przez co wyglądała jak celnik, który wraca ze zmiany i nie chciało mu się przebrać. Miała na sobie czarne wąskie spodnie i również czarny płaszcz z pół peleryną. Pod szyją przypięła sobie ledwie widoczną broszkę z kameą, na której znajdowała się sylwetka ptaka - niby skowronka, ale kto tam rozróżni takie detale? Nikt jej nie zaczepiał - nie była ubrana ani wyzywająco, ani zbyt nijako. Nawet nikt za nią nie gwizdał gdy szła przez port, bo płaszcz wystarczająco dobrze ukrywał to, że mogłaby być atrakcyjna.
        Do “Opieszałego Lewiatana” dotarła chwilę po zapadnięciu zmierzchu - tak jak została umówiona. W środku panował typowy karczemny gwar, ale ona dostała instrukcje, aby nawet nie zatrzymywać się w głównej sali. Udała się prosto do baru.
        - Dobry! - przywitała się z kobietą nalewającą piwa. - Szef mnie wysłał by się dogadać w sprawie tej wieprzowiny.
        Skowronek nie spodziewała się, że to idiotyczne hasło tak gładko przejdzie jej przez usta. Nie przywykła do takich cyrków - Przyjaciele korzystali z bardzo subtelnego języka gestów i nie musieli wymyślać podobnych zawołań. Może z tego powodu to było takie… czerstwe. Dobrze, że nie miała ogona, bo gdyby ktoś ją o cokolwiek podejrzewał, wkopałaby się właśnie tym zdaniem o wieprzowinie. Podejrzewała, że ten kto sklecił to hasło był pewny, że to świetny żart.
        Całe szczęście zaczepiona kobieta wiedziała o co chodzi.
        - Pójdzie na zaplecze do kantorka i poczeka - zwróciła się do Skowronka, kiwając jej na odpowiednie drzwi.
        - Jasne - przytaknęła elfka. - Uszanowanie!
        Ledwo dopchała się pod wskazane drzwi i przekroczyła ich próg, gdy usłyszała za sobą jeszcze instrukcję “zaraz na lewo!”. Podniosła rękę na znak, że zrozumiała i dostosowała się do instrukcji. W ten sposób trafiła do małego pokoiku, który faktycznie mógł być jakimś wielofunkcyjnym kantorkiem, w którym znajdowały się i środki czystości, i papiery, i jakieś ustawione w piramidę taborety, no i oczywiście stół z kilkoma przyzwoitymi krzesłami do siedzenia. Całkiem przyzwoite warunki jak na tego typu negocjacje. Teraz tylko czekać… Ale na kogo, na co? Skowronek nawet nie wiedziała o czym przyjdzie jej rozmawiać - ile załatwił kontakt, a ile miała ugadać sama.
        Faktycznie trafiła na tę misję za karę.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Ostatni tydzień był straszny. Nie dość, że przez ostatni sztorm niemal cały czas okropnie wiało i padało jak z cebra, to jeszcze pracy było jak grzybów po deszczu. W prawdzie ostatnie dwa dni, choć zachmurzone, w ogóle nie uroniły z nieba ani kropli, ale nie zmieniało to faktu, że osłabiony niedawnymi inwigilacjami Vasko odchorowywał je, leżąc na podłodze przy kominku w pozycji embrionalnej pod trzema starymi i śmierdzącymi rybami kocami, ale przynajmniej nie były przeżarte przez szczury. Czemu na podłodze? Bo tak było najwygodniej by być jak najbliżej ciepłego pieca. Miał łóżko pod oknem, po drugiej stronie pokoju i jeszcze bardziej wyczerpujące było by jego przesunięcie do miejsca, w którym obecnie leżał. Poza tym łóżko stojące niemalże na samym środku niewielkiego pomieszczenia? Którejś nocy mógłby się o nie zabić... Nie, bez łóżka było o wiele lepiej. Może i podłoga twarda, ale przynajmniej ciepło w krzyż było.
        Dzień wolny jednak w tej branży nigdy nie istnieje i gdy tylko proszki nasenne zaczęły pociągać chłopaka powoli do krainy snów, do jego pokoju przyszła Burta, niosąc w swoich kosmatych łapkach kolejne zadanie dla zmaltretowanego życiem szpiega tutejszej "mafii". Sapnął ciężko i odwrócił się na plecy, prostując całe swoje ciało, po czym się podniósł do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy przyjął od kapucynki Kapitan kolejne w tym tygodniu zlecenie. Mała Burta stała jeszcze chwilę przy czarnowłosym, ze zniecierpliwieniem marszcząc nosek i szczerząc na niego z cichym syczeniem swoje stanowczo zbyt długie i ostre jak na tak małą małpkę, kły.
        - Kapitan nie będzie zbyt zadowolona, gdy w końcu dowie się o tym jak bardzo terroryzujesz inne Manty, ściągając z nich opłatę za każde dostarczone zlecenie - burknął bez przekonania, na co kapucynka pokazała mu złośliwie język i zaczęła się głośno drzeć i wariować, od czego głowa mu zaczynała pękać.
        Chcąc się już jak najszybciej pozbyć upierdliwego, podstępnego zwierzaka, rzucił Burcie jednego ruena, którego złapała w locie i wybiegła z wielkim zadowoleniem z pokoju, wciskając uprzednio otrzymaną monetę do kieszeni swoich ciemnozielonych spodni uszytych jakby dla małego dziecka.
        Vasko zadrżał od przeciągu jaki przemknął po jego "pokoju", gdy Burta opuszczała pomieszczenie, po czym przez moment się zasępił wpatrując się smętnie w płomienie tańczące w piecu. Westchnął zaraz i zabrał się za czytanie zlecenia, które... Nadano do niego dwa dni wcześniej. Przeklęta małpa znów dążyła do tego by chłopak miał problemy u Kapitan. A przecież sama była sobie winna temu, że Kapitan ukarała ją, za kradzież tamtej sakiewki jednego z korzystających z usług Mant. To nie Vasko kazał jej kraść. A mimo to, to właśnie na nim Burta się teraz odgrywała. I gdzie tu sprawiedliwość?
        Przypomniał sobie zaraz o otrzymanym zleceniu i przebiegł wzrokiem po jego treści. Miał pomóc komuś spoza organizacji w pozbyciu się kogoś innego, pomieszkującego w Trytonii, a mającego na pieńku z tamtą grupą. Aż się cisnęło na usta pytanie, co problemy innych obchodziły Manty, które nigdy pod dobrych samarytan nigdy nie podchodziły, ale w sumie co go obchodziło jaki cel miała w tym wszystkim Kapitan. Najważniejsze raczej powinno być czy konsekwencje jej decyzji nie spowodują, że Manty stracą swoją pozycję w mieście. Przecież taka próba współpracy mogła mieć za priorytet inwigilację lokalnej grupy przestępczej, by albo zająć jej teren, albo wydać w ręce władz i pozbyć się raz na zawsze nie brudząc sobie nawet rąk. Kapitan nie była głupia, musiała brać taką ewentualność pod uwagę i może dlatego chciała, by ktoś z nich zajął się również tą sprawą. Tylko dlaczego padło na niego? Był ledwo przytomny na co dzień, a co dopiero teraz, gdy rozbierała go grypa.
        Wstał w końcu ze swojego barłogu i poszedł zarzucić na ramiona jakąś wymiętoszoną koszulę w której brakowało kilku guzików przez co widoczna była pod nią naga, wytatuowana pierś szpiega, a rękawy w miejscu łokcia były po prostu ukrócone i poszarpane, jakby ktoś je rozerwał podczas szarpaniny. O kilku blaknących, niedopranych plamach krwi można by było w ogóle nie wspominać. I bez tego Vasko prezentował sobą obraz całkowitej nędzy i rozpaczy, ale jak małpa zabiera mu niemalże ostanie zarobione pieniądze i jeszcze doprowadza do tego, by zarabiał ich mniej przez dostarczanie mu zleceń z opóźnieniem?
        Schodząc ze schodów, przeczesał zaniedbane ostatnimi czasy włosy dłonią zgarniając je do tyłu, lecz gdy przechodził obok karczmarki, niesforna grzywka znów opadła mu na prawe oko całkiem je przysłaniając, tak jakby chłopak go w ogóle nie miał. Wszedł do kantorka i od razu na wejściu przyjrzał się uważnie czekającej tam elfce, której nigdy w mieście nie widział, a nawet jeśli to szybko o niej zapomniał, nie widując jej po prostu na co dzień.
        - Dziw, że na Ralona nasyłają taką zabójczynie - odezwał się od razu na przywitanie, tonem jakby z niej kpił i nie dowierzał w lekkomyślność przełożonych długouchej. - Zlecenie na niego jednak by wyjaśniało to jak się ostatnio obwarował w swojej kamienicy. Łatwego zadania nie będziesz miała, zwłaszcza, że dla bezpieczeństwa wykosztował się na iluzjonistę, który ma się za niego podszywać. Musiałaś coś nieźle przeskrobać skoro wepchnęli cię w to bagno... Skowronku - dodał i zakasłał, zaraz opanowując duszący go atak. Przestał się już jej uważnie przyglądać i co najwyżej obserwował ją kątem oka jak coś niewartego uwagi, gdy przeszedł obok w stronę stołu by rozłożyć na nim złożoną w małą kostkę, bardzo szczegółową mapę miasta, na której czerwonym kolorem zaznaczonych było kilka miejsc.
        - Jak rozumiem i on nadepnął waszej organizacji na odcisk, stąd to jak dobrze się przyłożył do zrobienia was w konia i uratowania swojego nic niewartego życia przed jeszcze bardziej nic nie wartą śmiercią - westchnął z niechęcią, wpatrując się w mapę i na moment zamilkł zamykając oczy i po prostu tak stojąc, bo zawroty głowy to tam pestka, ale wydawało mu się przez chwilę, że kilka budynków zmieniło swoje położenie na planie, na szczęście, gdy otworzył oczy wszystko było już jak być powinno. - Jest w jednym z tych trzech. W którym? Trudno stwierdzić przez sobowtóra i równy stopień ochrony wykluczyłbym jednak ten barak w porcie - powiedział stukając palcem w to miejsce. - Dużo kryjówek dla szczura, ale i jeszcze więcej kręcących się po okolicy wygłodniałych kotów - wyjaśnił wzruszając ramionami.
        Zawsze tak było, nie lubił towarzystwa, ale gdy tylko otrzymywał zadanie od Kapitan, przełykał swoją niechęć, zaciskał zęby i jedyne o czym myślał, to o tym by jak najszybciej pozbyć się problemu. A takim niewątpliwie była obecnie elfka, której będzie musiał chyba wszystko rozrysować, a nie wyjaśnić, bo mogła by biedna nie zrozumieć. W końcu wyglądała na w gorącej wodzie kąpaną. I jeszcze ta widoczna w jej aurze niechęć do jakiejkolwiek współpracy... Vasko już myślał jak to wszystko zakończyć w miarę najszybciej.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek czekając na przyjście swojego informatora cały czas nasłuchiwała kroków osób, które przechodziły za drzwiami tak cienkimi, jakby wykonano je z kartonu. Od razu zwróciła przy ty uwagę, że wszystko co dzieje się w przejściu, słychać też w pomieszczeniu. Wniosek: przyjdzie jej mówić szyfrem, na okrętkę, nie wprost, bo kto wie czy ktoś nie podsłucha czegoś, czego usłyszeć nie powinien. To niedogodność, do której zdążyła przywyknąć przez lata w zawodzie, ale zawsze wolała, gdy mogła chociaż niektóre słowa wypowiadać na głos. Dzięki temu łatwiej uniknąć nieporozumień - zwłaszcza w chwilach, gdy rozmawiają ze sobą dwie osoby co prawda z półświatka, ale jednak z dwóch różnych półświatków.
        Te nudne rozmyślania Skowronka przerwało nadejście informatora - a w każdym razie osoby, która w końcu weszła do kantorka, a nie minęła go jakby w ogóle nie istniał. Elfka zaraz mu się przyjrzała oceniająco. Zresztą z wzajemnością. Tak jak jednak on stwierdził ogólnie, że jej nie kojarzy, tak ona pozwoliła sobie na przelotny grymas zwątpienia. Ten chłopak nie wyglądał przekonująco. Wręcz przeciwnie: sprawiał wrażenie chodzących kłopotów. Skowronek oczywiście nie oczekiwała ładnie uczesanego mężczyzny w czystych, modnych ubraniach, bo tacy rzadko zajmowali się ciemnymi interesami. Gdyby był wymięty i poplamiony - cóż, uznałaby, że poprzedniej nocy wyśmienicie się bawił. Ten tutaj jednak wyglądał na bardziej zaniedbanego niż po takiej pojedynczej balandze. Ubrania poplamione krwią, niezbyt zdrowa cera, takież włosy... Jakby był chory. Albo uzależniony. Alkohol? To najprostsze rozwiązanie, ale nie śmierdział wódą. Skowronek zaczęła mieć jednak inne podejrzenia: czy ktoś znowu sobie z niej nie zakpił i nie podstawiono jej najgorszej sieroty w tej bandzie, by móc patrzeć jak się z nim męczy. W końcu ta misja była za karę. Ciekawe, czy tylko dla niej...
        Chłopak wiedział jak zrobić pierwsze wrażenie. Z tym, że wcale nie dobre. Tak jak na samym początku Przyjaciółka była mu tylko trochę niechętna, tak już po pierwszym zdaniu jej niechęć mocno się pogłębiła. Co, myślał, że sam fakt posiadania przez niego jaj sprawia, że jest lepszy od niej? Czy co go uwierało? Skowronek już marzyła o tym, by mieć to zadanie z głowy i nie musieć się użerać z tym obdartusem. Na ten moment jednak nawet nie wywróciła oczami. Ledwo zauważalnie ściągnęła brwi i słuchała. Emocje okazała dopiero, gdy chłopak zwrócił się do niej po imieniu - spojrzała na niego jak niezadowolona starsza siostra albo przedszkolanka. Co on, chciał jej zaimponować czy może udowodnić, że pośrednicy za bardzo kłapali dziobami i ktoś się chlapnął z jej ksywką? Wątpiła, by chłopak znał ją skądkolwiek osobiście - całe lata nie była w Trytonii, a on wyglądał zbyt młodo, by mógł być w tamtych czasach w branży (myliła się, ale zawsze miała problem z określeniem ludzkiego wieku i ten jegomość tutaj wydawał jej się młodszy niż w rzeczywistości był).
        Elfka jednak szybko się opanowała i wróciła myślami do meritum tego spotkania. Podeszła do stołu, na którym leżała mapa, chłopaka jednak mijając trochę bokiem, by nie kasłał na nią. Złodziejskim ruchem zgarnęła złożony papierek i rozwinęła go, gdy on mówił. Patrzyła na plan w takim skupieniu, jakby chciała go jak najlepiej zapamiętać. Faktycznie tak było. Może nie zamierzała go zjeść za dziesięć uderzeń serca by nie było żadnych śladów, ale wolałaby go nie wynosić z tego budynku. Nie miała gwarancji czy ktoś tego nie zobaczy i nie pokojarzy faktów. Ralon na pewno miał swoich ludzi w mieście.
        Jeśli chodzi o uwagę chłopaka w kwestii skreślenia jednej kryjówki, ona nie była tego taka pewna. Nie zachowała zresztą tej uwagi dla siebie.
        - Szczur potrafi pogonić niejednego kota - skomentowała, ciągnąc jego metaforę. - A ten jest bardzo zdeterminowany by żyć, potrząsa sakiewką jakby jutra miało nie być.
        Skowronek chwilę przetrawiała otrzymane informacje.
        - No niewiele tego - nie powstrzymała się od komentarza. - Jak na to ile zachodu kosztowało to spotkanie, informacja jest raczej skromna… Czy może to tylko dobry wstęp, co? - dała mu szansę na dodanie czegoś do skąpej wzmianki o tym gdzie chowa się jej cel. - Jakaś rutyna dnia, trasy, plany na najbliższe dni, cokolwiek? Wywiad powinien mi coś takiego dostarczyć.
        Póki co mówiła spokojnie. Chłopak był bucem, ale nie mogła dać się sprowokować.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Może i pierwsze wrażenie sprawił dość chłodne, ale w sumie dla nikogo nie był zbyt miły. Zawsze mówił co myślał i to właśnie przez to najczęściej kończyło się malowaniem ścian pobliskich kamienic na czerwono jego twarzą, lecz czy miało jakiekolwiek znaczenie to czy był fałszywie miły, czy po prostu szczery? Zawsze jeszcze mógł być gburem, ale przyjemność z takiego podejścia do innych czerpią jedynie idioci. Cień się kategorycznie do nich nie zaliczał. Może popełnił w życiu kilka błędów i dokonał złych wyborów przez co mógłby zostać przez co poniektórych nazwany idiotą, jednakże biorąc pod uwagę poziom jego inteligencji i porównując z tymi miejskimi kretynami, szukającymi zawsze i wszędzie zaczepki, raczej nie wpasowywał się do ich grona.
        A chciał jedynie przejść od razu do rzeczy bez zbędnego pieszczenia się, by zaoszczędzić czas zabójczyni, a zwłaszcza swój. Oczywiście przez elfkę nie zostało to docenione i nawet ślepy byłby w stanie zauważyć, jak jeszcze bardziej pogorszyło się jej podejście do tego zadania. Najbardziej niezadowolona wydawała się z towarzystwa jakie przyjdzie długouchej znosić. Szczerze mu było obojętne czy miałby z nią współpracować, czy z kim innym, czy po prostu działać samemu (tak najbardziej mu odpowiadało, nie można było mieć jednak w życiu wszystkiego), ale rozkaz przełożonego był świętością i tylko idiota śmiałby o tym dyskutować.
        Kiedy nazwał ją od niechcenia Skowronkiem i dostrzegł to jak się obruszyła, przymrużył lekko wpatrujące się w nią, brązowe oko (na drugie opadała mu niedbale grzywka, całkiem je zakrywając) i lekko przekrzywił głowę, nawet nie siląc się z wykorzystaniem na niej swojej umiejętności odczytywania aur, a przy tym emocji i intencji, nie tłumił też tego i po prostu przyjrzał jej się raz jeszcze uważnie. Zaraz jednak wzruszył ramionami i w pełni skupił się na pracy. W końcu im szybciej skończy, tym szybciej będzie mógł wrócić na swoje nowe posłanie przy piecu, żeby się wygrzać i może znaleźć jakieś proszki w swoim bałaganie na zbicie gorączki i osłabienie.
        Spojrzał na nią zaraz z obojętnością, jakby był jedynie pozbawioną życia i duszy marionetką, znów wzruszył ramionami gdy podważyła jego potwierdzoną informację o tym, że w dokach Ralona nie ma i po prostu postanowił pozwolić jej poczuć, że mogłaby mieć rację. Nie zamierzał jej uświadamiać jak bardzo się myliła i że przeszukiwanie doków będzie zbędnym ryzykiem i stratą czasu. Przekonywanie jej nie było warte zachodu to raz, wydawała się zarozumiałą kobietą, nazbyt przekonaną o własnej wartości i pewną siebie, która według niego jedynie dążyła do tego by udowodnić, że jest najlepsza. Taki szarak jak on nie miał prawa wyprowadzać jej z błędu. A mimo to mieli ze sobą współpracować. Łaskawie więc pofatyguje się z nią do doków, da sobie złoić skórę, by na własne oczy wielmożna długoucha elfka, którą poruszyło bycie nazwaną Skowronkiem, zobaczyła na własne oczy, że jakiś tam żałosny obdartus z Trytonii miał rację. Czy będzie to dla niego satysfakcjonujące? Wątpliwe, zwłaszcza, że nie dość, że stracą czas, to jeszcze utrudnią sobie zadanie i dołożą pracy, gdyż do Ralona dotrze szybciej wieść o sforsowaniu jednej z jego domniemanych kryjówek, niż Vasko i elfka ją w ogóle opuszczą. Kapitan po raz kolejny udowodniła to jak bardzo jest okrutna wobec tajemniczego wytatuowanego chłopaka, którego przyjęła do swojej bandy niczym łup wojenny i właśnie poddawała go kolejnej próbie. A może jakimś cudem dowiedziała się, że Vasko pracował również po kątach bez jej wiedzy sprzedając mniej znaczące informacje, które Mantom raczej zaszkodzić nie powinny, ale na których dorobić się mogła na przykład konkurencja czy amatorzy zaczynający swoje życie w półświatku.
        - Powiedziałem, co miałem powiedzieć. Wróć za dwie godziny - odparł bez większych emocji i zajął się składaniem mapy dla niego to spotkanie się skończyło. Teraz tylko czekać na nieplanowaną część druga planu, czyli aż się zrobi ciemno, by łatwiej w mroku przeniknąć w okolice baraku w dokach. W prawdzie nie dostał rozkazu trzymania w tajemnicy w sumie najważniejszych informacji, ale zdradzenie ich niosłoby ze sobą ryzyko, że kąpana w gorącej wodzie długoucha wiedząc to co najważniejsze sama by się zajęła sprawą, nawet niewiele myśląc i narażając nie tylko swoją organizację na kłopoty, ale również Manty, gdyby została schwytana, a przecież w pośpiechu najłatwiej popełnić błąd. Poza tym w swoim zleceniu miał aż nazbyt wyraźnie podkreśloną współpracę z elfką, jasny znak, by mieć ją na oku podczas całego jej pobytu na ich terenie, a już w szczególności podczas wykonywania przez nią tego zlecenia.
        Oparł się o stół i zastygł przez moment w bezruchu, po tym jak lekko się zachwiał, zaraz jednak schował złożoną mapę miasta i odwrócił się do niej plecami, kierując się w stronę wyjścia. Nie miał na tę chwilę już nic więcej do powiedzenia tej kobiecie. A raczej nie chciał mówić jej już nic więcej. Zatrzymał się jednak z dłonią na klamce i zerknął na nią przez ramię niebieskim okiem, bo w między czasie poprawił sobie włosy wchodzące mu do oczu.
        - Jeśli drażni cię nazywanie skowronkiem, zmień biżuterię, aż za bardzo kuje w oczy. Taka przyjacielska uwaga - rzucił z ironią, jakby odpowiadając na niewypowiedziane przez nią wcześniejsze pytanie czemu nazwał ją skowronkiem i jakim cudem udało mu się trafić z jej pseudonimem. Po tym wyszedł spokojnie z kantorka, zostawiając elfkę samą sobie i nie specjalnie się przejmując tym co teraz pocznie.
        Ignorując proponującą mu napitek i coś ciepłego do jedzenia (od kilku dni nie wykorzystywał przysługujących mu racji), ruszył na górę, a po tym na poddasze ukrytym przejściem. W swoim zaciszu odetchnął głęboko i spojrzał na drżące ręce. Skulił się jakby mu było zimno i niczym jakiś ożywieniec, niemalże bez życia, na chwiejnych nogach podszedł do łóżka, spod którego wyjął swoją torbę. Wyjął z niej kilka niewielkich kwadratowych zawiniątek wielkości połowy kciuka, i zaraz wsypał sobie do ust zawartość wszystkich. Kiedyś może i były gorzkie, paskudne w smaku i od razu wywołujące wymioty, teraz jednak nie robiły na nim większego rażenia. Postawił dwa kroki w stronę kominka, nim zakręciło mu się w głowie i omal nie upadł. Podparł się o krzesło, które w przeciwieństwie do niego się przewróciło, zabrał koc i okrywając się nim, niemal bezpośrednio obok kamiennego pieca usiadł, w kącie za nim.
        Póki jeszcze szkodliwe proszki wzmacniające jego własnej roboty zaczęły działać, chciał przeanalizować to zadanie, jakie mieli szanse powodzenia, zważywszy na to jakie ważenie sprawiała zarozumiała Skowronek, ale coś ciężko było mu się na tym skupić, zwłaszcza, że cały czas wydawało mu się, że słyszał złośliwy skrzek tej przeklętej małpy, choć w najbliższej okolicy w ogóle nie czuł jej aury. Nie było jej, a mimo to ją słyszał... Te przeklęte prochy mogłyby już zacząć działać...
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        W tym całym nazywaniu jej Skowronkiem nie chodziło o to, że nie lubiła swojego imienia czy coś. To po prostu było nieprofesjonalne. Wątpiła, by miała do czynienia z arcymistrzem ornitologii, by poznał ptaka na jej kamei i nikt mu wcześniej nie zdradził, z kim przyjdzie mu współpracować. Musiał poznać jej ksywkę wcześniej, co już samo w sobie było pewnym naruszeniem tajemnicy, a już zwracanie się do niej w ten sposób tak bezczelnie wprost... A gdyby ktoś podsłuchiwał? Dzieciak albo nie był nauczony dyskrecji, albo miał to w nosie. Cudnie. Ciekawe czy egzekucje też wykonywał uprzednio pukając do drzwi ofiary.

        Nie odezwała się później słowem. Ta rozmowa chyba i tak nie miała sensu, jakby oboje grali w sztuce na jednej scenie, tylko przypadkiem dostali dwa różne scenariusze. Nie mogła rozmawiać, jeśli zamiast odpowiedzi dostawała tylko spojrzenia. Nawet nie takie wymowne - po prostu się patrzył. Nie używał gestów, które mogłaby uznać za mowę znaków, a jeśli używał telepatii… Możliwe, że z nią nie było się tak łatwo skontaktować, bo Przywiązanie źle wpływało na predyspozycje magiczne. W każdym razie nie doczekała się od niego żadnego sensownego komentarza, odzewu. Powiedział co miał powiedzieć i poszedł w cholerę.

        Po wyjściu obdartusa Skowronek jeszcze chwilę siedziała przy stole bez ruchu, po czym westchnęła i oparła czoło na kciuku i palcu wskazującym. Faktycznie postarano się, by ta praca była jak najbardziej męcząca i upierdliwa. Ciekawe czy ci, którzy organizowali całą współpracę między obiema grupami, zrobili to specjalnie? "Słuchaj, mamy tu taką krnąbrną dziwkę, której trzeba dać nauczkę. Macie w grupie jakiegoś buca, z którym nikt nie chce współpracować? Ktoś taki by się dla niej nadał..." - tak wyobrażała sobie tamtą rozmowę. Właśnie na kogoś takiego trafiła. Kretyn wywiązywał się ze swojej części zadania w sposób, który nie łamał zapisów umowy, ale niczego nie ułatwiał. Absolutne minimum, które mógł zebrać pierwszy lepszy kloszard, gdyby mu dobrze zapłacić PO wykonanej pracy (zaliczkę mógłby przepić). Skowronek wiedziała, że współpraca z tym dzieciakiem będzie męczarnią... I korciło ją, aby z niej zrezygnować. Narazi się Mistrzom - trudno. Nie pierwszy raz. Ale lepiej mieć przechlapane u swoich szefów, niż u szefów i obcej organizacji przestępczej jednocześnie po tym, jak zabije ich człowieka.
        Nie miała jednak póki co luksusu wyboru. Zirytowana tym jak niepotrzebne było to spotkanie, w końcu wstała od stołu i wyszła.Z nikim się nie żegnała, nigdzie się nie zatrzymywała, wyglądała wręcz jakby nikogo po drodze nie zauważyła. Opuściła karczmę i skierowała swoje kroki do centrum miasta. Szła wolno, myśląc co może teraz ze sobą zrobić. Do jednej z kryjówek tego cholernika nie było daleko, mogłaby się przejść po okolicy, wybadać na żywo co to za miejsce. Cały czas myślała o tej kryjówce w dokach. Niby chłopak mógł mieć rację, ale z drugiej strony takie skreślanie lokalizacji na wstępie było... nierozsądne. Nie mieli do czynienia z kupcem, który nie płaci haraczu i który nie zna się na tej grze. Ten gość był rasowym oszustem - w końcu zarabiał na przemycie i pośrednictwie w handlu nielegalnymi substancjami. Trucizny, narkotyki, afrodyzjaki, farby do znakowania, lewy alkohol, sera prawdy... Ktoś kto się w tym babrze nie robi nieprzemyślanych ruchów, o ile nie zostanie NAPRAWDĘ zaskoczony. A teraz spodziewał się, że na niego polują. Po co więc inwestować w kryjówkę w zbyt oczywisty sposób spaloną od samego początku? W tym mógł się kryć podstęp. Albo wręcz podwójny podstęp - pułapka na tych, którzy myślą jak Skowronek... A tamten dzieciak? Lokalne podziemie znał na pewno lepiej od niej, ale czy dość dobrze? Wyglądał na nierozgarniętego. Kłopotliwego, słabego i niezbyt rozsądnego zważywszy, że od razu próbował zrobić sobie z niej wroga. Udało mu się to po części. Skowronek nie była z tych, którzy z miejsca kogoś polubią... Wyjątek stanowiły koty, ale w przypadku ludzi i całej reszty "rozumnych" zasada ta sprawdzała się ze stuprocentową precyzją. Dla większości była jednak neutralna, bo bywali przydatni. Ten tutaj zaś... Po prostu nie robił dobrego wrażenia. Co najwyżej na mięso armatnie, ale w tej misji ktoś taki był akurat niepotrzebny. To miała być czysta, krótka akcja, bez jatki na ulicy.

        Wróciła po dwóch godzinach. W końcu za coś zapłacili i chciała to dostać - uznała, że jej duma nie jest tak cenna, jak informacje, które być może w ten sposób dostanie. Jeśli wyjdzie z niczym to trudno, te dwie godziny jej nie zbawią. Najwyżej zacznie robotę w środku nocy albo następnego dnia.
        Tym razem nawet nie pytała i nie bawiła się w podchody. Przywitała się gestem z tą samą obsadą za barem i poszła na zaplecze, by w tej samej kanciapie co wcześniej poczekać na tego obdartusa.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Choć bardzo się starał, sen w ogóle nie nadchodził, a jedynym plusem tego siedzenia przy kominku było przynajmniej to, że nieco się ogrzał i odpoczął. Co prawda bardziej pod względem fizycznym niż psychicznym, ale zawsze to coś. Nadal kątem oka dostrzegał cienie przechodzące przez jego pokój i szydzące z niego, ale nie miał już paranoi, że Burta czai się gdzieś podstępnie na jego ostatnie miedziane kruki.
        Po godzinie bezczynnego siedzenia i bezowocnych prób zaśnięcia, westchnął ciężko i wstał zrzucając z siebie koc, który porzucił w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był, po czym przeszedł do niewielkiej części poddasza przerobionej na skromną łaźnię do jego wyłącznego użytku. Może i przywoływało po części wspomnienia łaźni z sierocińca, ale i tak było o wiele lepiej. Zwłaszcza, że miał możliwość kąpieli w starej i zwykłej ale zawsze balii, a nie w dziurawej beczce po piwie, którą Barga zapewne ukradła jakiemuś karczmarzowi z piwniczki nim ten zdążył wymienić beczkę na pełną. Trochę mu zajęło podgrzanie na piecu odpowiedniej ilości wody, która i tak zdążyła przestygnąć, gdy się rozebrał i wszedł do balii, lecz na szczęście nie była jeszcze lodowata. Nie rozwodził się za specjalnie nad kąpielą, namoczył się, przetarł ciało koszulą, którą miał na sobie, gdy rozmawiał z tamtą elfką, wyszedł i się osuszył, i to nawet nie dokładnie, po czym ubrał się od razu od pasa w dół. Wrzucił do wody w balii wiaderko stojące przy niej, pochylił się nad krawędzią i zlał głowę dwa razy już brudną wodą.
        W jednej chwili spanikował przez moment i zachłysnął wodą, omal się przy tym nie udusił, gdy dopadło go wspomnienie tego jak za dzieciaka był podtapiany, ale zaraz się opanował, wyprostował się nie przejmując tym, że przez mokre włosy zaraz znów będzie mokry, potrząsnął energicznie głową, pozbywając się większych kropel wody i zgarnął dłonią włosy z oczu, choć gdy zakładał jakąś czystszą wypłowiałą koszulę z długim rękawem, acz drapiącą nieprzyjemnie skórę, kosmyki i tak opadły mu na twarz zasłaniając prawą jej stronę. Zarzucił na siebie jeszcze ciemny płaszcz z kapturem i po założeniu butów na bose stopy wyszedł ze swojego azylu nie przejmował się mokrymi włosami.
        Z tego co się zorientował przed opuszczeniem karczmy, zostało mu jeszcze pół godziny do powrotu elfki i choć niespecjalnie widział tę współpracę (zwłaszcza, że nie chciała go słuchać) nie mógł zawieść Kapitan. Przez moment rozważał ponowne wybadanie terenu, zwłaszcza pokręcenie się w dokach, ale po pierwsze nie spodziewał się jakiś nowości w tej sprawie, po drugie wątpił by się wyrobił w czasie. Snuł się więc niczym cień uliczkami Trytonii, gdzie ze swoich nor zaczęły wychodzić najgorsze, a zarazem najbardziej wpływowe męty tego miasta. Zaciągnął kaptur na głowę i trzymał się raczej bocznych uliczek niż głównych. W jednej z nich znalazł znajomego szczuroczłeka, jednego ze swoich głównych dilerów. Nie miał jednak na nic pieniędzy, choć ten i tak nie oczekiwał od Cienia wiele, tłumacząc, że ma nowy towar i może na spróbowanie sprzedać chłopakowi za tych kilka kruków, które mu zostały.
        Przez moment Vasko poczuł się jakby Szczur zdzierał z niego tak samo jak Burta, ale od tego przynajmniej otrzymał coś w zamian w przeciwieństwie do wnerwiającej kapucynki, która i tak wszystko przegrywała w kości. No, ale przynajmniej miał coś nowego do wypróbowania, gdy pozbędzie się już kuli u nogi. Może nawet w pierwszej kolejności przyjrzy się dokładniej tej nowej mieszance, by wiedzieć jak później samemu zrobić coś takiego.
        Nie mając specjalnie pomysłu co jeszcze porobić i do tego raczej nie mając czasu, wrócił do Lewiatana, minął bez słowa Rudą za barem i wszedł do kantorka, chwilę po Skowronku. Nic się nie odezwał, spojrzał tylko na nią jednym okiem, jakby się upewniał, że to rzeczywiście elfka, a nie ktoś inny, po czym i obok niej przeszedł, kierując się w stronę sterty krzeseł. Tam przepchnął z wielkim trudem jakąś beczkę i otworzył klapę w podłodze.
        - Kierunek doki, jak sama chciałaś - mruknął sucho i zaraz zniknął w przejściu prowadzącym do kanałów. Może i niemiłosiernie cuchnęło i nie dało się tego smrodu z siebie i ubrań pozbyć nawet najdroższymi mydłami i perfumami, ale ta droga była najszybsza, najbezpieczniejsza i Cień w sumie ją lubił, bo prócz szczurów i sporadycznie jakiś przemytników, raczej nikt nie korzystał z tego rodzaju drogi.
        Parł bez słowa przed siebie w zupełnej ciemności, jakby na pamięć znał rozkład kanałów, zaraz się jednak zreflektował i dał upartej towarzyszce drobny kawałek, wielkości nasiona fasoli świecący kamyk, by mogła sobie nieco oświetlić drogę i się nie zgubić, bądź nie wpaść do cuchnącej rzeki pełnej ekskrementów i wszystkiego co spływało tu przez kratki z rynsztoka.
        Chwilę trwała wędrówka przez cuchnący niemiłosiernie tunel, nim dotarli do wyjścia na zewnątrz. Nie było to jednak wybawieniem, bo w pewnym momencie świeże powietrze zamiast uratować ich przed tym okropnym zapachem, przez przeciąg zawiewało w ich stronę jakby jeszcze bardziej intensywny fetor, aż ten zaczął w końcu zanikać i wyszli po kostki w wodzie na starym podtopionym już nieco pomoście w dokach, dwa magazyny i stocznie od celu ich podróży.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Nie czekała długo – za to dzieciak dostał jeden malutki plus, który jednak niczego nie zmieniał w poziomie sympatii, jaką pałała do niego elfka. Nadal miała wiele obaw co do powodzenia tej współpracy.
        Przyjrzała mu się. Koszula była inna niż poprzednio, lecz na pewno nie nowsza, a i co do jej świeżości nie była specjalnie przekonana. Chłopak jednak wyglądał trochę bardziej przytomnie, a jego jeszcze troszkę wilgotne kosmyki włosów na karku jasno świadczyły o tym, że próbował się wykąpać. No bo przecież, że nie zmókł na zewnątrz – sama przed chwilą tam była i nie spadła ani jedna kropla. No a jeśli wpadł gdzieś do kałuży czy do poidła dla koni… Na Prasmoka, co za różnica.
        Skowronek wstała, szybko pojmując jego intencje – rozmawiać już dłużej nie zamierzał. Co nie podobało jej się o tyle, że nie dał jej żadnych informacji, a już chciał… No właśnie, co? Przejść do realizacji zlecenia? To tak nie działało. Robota miała być czysta, a taka wymagała najpierw dobrego rozeznania. Niech to, czy ktokolwiek w Trytonii znał się na tej robocie? Skowronek powoli przypominała sobie dlaczego nienawidzi zleceń w tym mieście.
        - Ja chcę zobaczyć wszystkie trzy miejsca – odpowiedziała chłopakowi, patrząc jak ten siłuje się z jakąś beczką. Nie ruszyła się o włos, aby mu pomóc. W końcu był facetem, niech sobie radzi. I nawet nie powiedział jej jaki jest plan, więc niech nie liczy na wsparcie. Ona zrobi to po swojemu, tak jak on próbował działać po swojemu. Nie potrzebowała innej pomocy ze strony Mant niż informacje.
        Skowronka aż w oczy zapiekło, gdy weszła do tajnego przejścia otwartego przez obdartusa. Była pod lekkim wrażeniem tego jak dobre było uszczelnienie tego wejścia, bo w kantorku nie było czuć tego smrodu jakoś wybitnie (no bo nie czarujmy się, całe to miasto śmierdziało), a tu odór był prawie namacalny. Elfka nie zamierzała się katować. Naciągnęła na nos swój szal, aby jakoś chociaż zminimalizować to, co do niej docierało, po czym ruszyła za przewodnikiem. Nie spodziewała się po nim szwindla ani tego, że mógłby ją wystawić – zbyt wiele osób wiedziało gdzie była, z kim i po co, a Przyjaciele nawet jeśli teraz patrzyli na nią trochę mniej przychylnie, nadal jej potrzebowali. Poza tym na zewnątrz prezentowali się raczej jako grupa, która nie pozwala się bezkarnie znieważać – zamordowanie jej członka na pewno by pod taką zniewagę podchodziło. Zaś co robili we własnym gronie było zupełnie inną historią, bo przykładowo jedną z podstawowych lekcji wpajanych młodym adeptom było to, że kontrakt był ważniejszy od ludzi i jeśli jego realizacja wymagała poświęcenia partnera, trzeba było tę cenę ponieść. Zdarzały się pojedyncze przypadki, gdy Przyjaciel tę zasadę łamał, a jego kara była zależna od tego jaki był ostateczny efekt misji – w przypadku sukcesu jedynie grożono palcem, a przy niepowodzeniu można było nawet stracić głowę. Oczywiście poprzez odmówienie kolejnej dawki odtrutki na Przywiązanie.
        Skowronek bez słowa zerknęła na kamyk, który podał jej obdartus – rozpoznała jedną z tych alchemicznych zabaweczek świecących wewnętrznym światłem, bez dymu. Przydatna rzecz… Ale chyba nie dla niej. Jak na elfa przystało, wzrok miała wyśmienity i tak naprawdę wystarczyło jej to mdłe światło, które wpadało do kanałów przez studzienki. Dlatego choć kamyk przyjęła, schowała go do kieszeni. Tak na zaś, bo może w pewnym momencie faktycznie zrobi się tak ciemno, że będzie musiała się nim posiłkować. Wolałaby nie – zaplanowała sobie nawet, że w razie czego będzie podążała za swoim przewodnikiem na słuch. Było to o tyle łatwe zadanie, że wokół było cicho, a on nie starał się skradać, najwyraźniej bardzo pewny swojego terytorium. No tak, do tego faktycznie był jej przydatny.
        Po wyjściu z kanałów elfka odetchnęła, na chwilę zdejmując z twarzy szalik. Wierzchem palca wskazującego dyskretnie wytarła wodę, która skropliła jej się nad górną wargą. Zaraz musiała się jednak poprawić: ten smarkacz nie znał pewnie ich języka gestów.
        - Gdzie jesteśmy? – zapytała szeptem chłopaka. Nie miała tak znakomitej orientacji w przestrzeni, by po wyjściu z kanałów od razu wiedzieć gdzie się znajduje względem celu ich wędrówki.
        - Doprowadź mnie na granicę tego kwartału, dalej pójdę sama – oświadczyła tonem tak neutralnym, jakby nie prosiła o nic wielkiego. Jakby mówiła „odlej ziemniaki jak będą miękkie, ja się zajmę resztą”. Nie wyobrażała sobie dalej iść z nim.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        - Ależ oczywiście - mruknął takim tonem, że zabrzmiało jakby mówił z pogardą. Owszem, spodziewał się, że zabójczyni zechce przeszukać wszystkie kryjówki swojego celu. Było to zrozumiałe, a przez to nie było sensu się nad elfką wywyższać, w końcu był tylko szarym, nic nieznaczącym szpiegiem. Tacy mieli tylko przekazać informacje i robić to co inni im kazali. Nawet jeśli chcieli przy tym niepotrzebnie stracić czas i nadziać się na sztych broni wroga. W sumie... rozgorączkowanie i upór dziewczyny mogłyby im ułatwić zadanie. Szybko dotrą do niego wieści o przeszukiwaniu jednej z jego kryjówek przez zabójczynie, co tylko spowoduje, że nabierze większej pewności siebie i straci czujność, myśląc, że będzie dwa ruchy do przodu. Postanowi najpewniej ich oszukać i gdy oni będą przeszukiwali kolejną ślepą uliczkę, on przeniesie się do kryjówki w magazynie, wychodząc z założenia, że skoro pościg przeczesał dokładnie tamto miejsce, to już do niego nie wrócą, a w ostatnim będzie mógł zastawić na nich pułapkę. Mógłby też tak zmieniać swoje kryjówki za ich plecami w nieskończoność albo nawet zwiększyć ich ilość, co nie było zbyt pocieszającą opcją, gdyż w pewnym momencie po prostu przyszło by i Cieniowi i Skowronkowi szukanie igły w stogu siana. Ale... co on tam wiedział.
        - Pospiesz się, jeśli chcesz do rana zdążyć sprawdzić wszystkie kryjówki - rzucił nim wszedł do cuchnących kanałów.
        Wędrówka przez kanały, mimo okropnego fetoru, była dla Cienia niezwykle odprężająca. Zawsze uwielbiał zacienione, wyludnione miejsca, opuszczone budynki, bo choć dopadały go wtedy przyprawiające o obłęd mary, to jednak tylko odosobniony i skryty w mroku potrafił się odprężyć i zrelaksować. No a przynajmniej obecna sytuacja była dla niego częściowo kojąca, bo przecież był na problematycznym zadaniu z problematyczną towarzyszką.
        Po części wiedział, że nie powinien jej oceniać już tak ostatecznie przez pryzmat zdania jakie sobie o niej wyrobił w ciągu tych kilku godzin, że najbardziej zbliżone prawdzie zdanie na jej temat wyrobi sobie dopiero gdy da elfce czas i zbierze przez obserwację więcej informacji, lecz on po pierwsze nie miał na to czasu, po drugie nie takie było jego zadanie, a po trzecie po co mu to w ogóle? Co najwyżej mógłby przekazać te informacje Kapitan, albo je komuś sprzedać, miałby przynajmniej na suszone zioła do swoich mieszanek albo na gotowe już prochy. Zobaczy co przyniesie los, na razie musiał się skupić na misji.
        Udało im się w końcu wyjść z kanałów, co wcale nie cieszyło zbytnio czarnowłosego. Westchnął umęczony i poprawił włosy, zgarniając grzywkę do tyłu by nie opadała na oczy, choć zaraz poryw wiatru pędzącego od strony morza, zrzucił założone za ucho kosmyki, które znów zasłoniły prawą stronę jego twarzy.
        - Niedaleko magazynu - odpowiedział na jej pytanie i na szybko zaczął obmyślać plan działania. Nie zdążył jednak nawet go dokończyć, gdy elfka wyszła naprzeciw z własną inicjatywą.
        Jej pomysł poważnie kolidował z sensem ich współpracy, ale w sumie dzięki temu samemu nie będzie narażony na oberwanie nożem po żebrach. Z drugiej strony nie takie było jego zadanie i Kapitan byłaby zła, gdyby się dowiedziała, że ktoś z innej organizacji niż tutejsze, pałęta się samopas po jej terenie, ale w sumie miał pomysł co zrobić by wilk był syty i owca cała.
        Na decyzję długouchej nic nie powiedział, jedynie wzruszył ramionami, dając jasno do zrozumienia by robiła co tam sobie chce i zaraz zaprowadził ją do bocznej uliczki dwie kamienice dalej.
        - Za tamtą stocznią - bąknął, po czym odwrócił się na piecie i dosłownie rozpłynął w powietrzu, a przynajmniej dla elfki, bo wszyscy inni mogli go normalnie zobaczyć, jak szedł trzy sążnie za nią. Mimo wszystko starał się jednak trzymać kątów i nie rzucać w oczy przechodniów, a kiedy było trzeba, zaraz się gdzieś chował albo skradał.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek kiwnęła ze zrozumieniem głową. Wskazówki nie były precyzyjne, bo stocznia była całkiem rozległa, ale trochę pamiętała mapę obdartusa, trochę zamierzała polegać na własnym instynkcie i doświadczeniu, więc była pewna, że sobie poradzi. Naprawdę nie potrzebowała jego pomocy. I nawet była mu trochę wdzięczna za to, że nie utrudniał jej pracy. Szpiegiem i handlarzem informacji mógł być dobrym, ale na skrytobójcę jej zdaniem się nie nadawał, bo pewnie prędzej czy później zatoczyłby się na coś albo rozkaszlał, albo potknął, zwracając na nich uwagę wszystkich w obrębie danego kwartału ulic. Nie potrzebowała takich atrakcji - tym bardziej, że ona nie wspomagała się magią, by móc w jednej chwili skryć się pod przyjemnym płaszczykiem iluzji. Jak ją dojrzą to koniec, jej jedyną szansą była szybka ucieczka, a wiedziała, że na nieznanym terenie takowa może wyjść różnie. Do tej pory raczej jej się udawało - w końcu żyła już kilkadziesiąt lat w tym zawodzie - ale to nie dawało jej nieśmiertelności.
        Nie pomyślała nawet o tym, że chłopak od Mant mógł chcieć ją śledzić. Odeszła od niego szybko, bo wiedziała, że mają mało czasu, i nawet nie oglądała się za siebie. Raz zdarzyło się, że zwróciła uwagę na wzrok jednego z przechodniów - wzrok utkwionym nie w niej, a gdzieś kawałek za nią. To ją tknęło - szybko obróciła się, tak by nie było szans czmychnąć, lecz i tak nikogo nie dostrzegła. Przystanęła, nasłuchiwała. Nic nie zwróciło jednak jej uwagi, więc podjęła wędrówkę. Tym razem jednak szybko zeszła z głównej drogi. Raz, że wolała zmylić ewentualny ogon, a dwa: była już za blisko celu, by tak sobie beztrosko łazić po ulicy. W zaułku, w który weszła, odnalazła drabinkę dla kominiarzy i po niej wspięła się na dach, cicho niczym kot. Szła dalej, obchodząc miejsce nieco łukiem i trzymając się bezpiecznych kryjówek za spadami dachów i kominami.
        W końcu Skowronek się zatrzymała. Przycupnęła w niewielkiej przestrzeni między ścianą budynku obok a jakąś dziwną nadbudówką i siedząc cicho jak trusia obserwowała. Była przekonana, że na końcu uliczki ma budynek, który wskazał jej chłopak Mant. Specjalnie nie podchodziła bliżej, bo nie chciała rzucać się w oczy - zależało jej tylko na rozpoznaniu okolicy i wyrobieniu sobie własnego zdania o tej kryjówce. Po wstępnych oględzinach uznała, że to faktycznie nie będzie to. Budyneczek był mały, niezbyt wyszukany architektonicznie i ewidentnie opuszczony… Oczywiście to mogła być tylko doskonała przykrywka, lecz jej zdaniem to mało prawdopodobne. Nikt nie kłopotałby się tego typu stylizacją miejsca, w którym miał się tylko tymczasowo ukryć.
        ”Ciekawe w sumie jak długo planował się tak ukrywać…”, zastanowiła się przez moment elfka. Kolejną kąśliwą myślą, która pojawiła się w jej głowie, było spostrzeżenie, że to od chłopaka Mant powinna usłyszeć podobne informacje. Dobry szpieg wiedziałby czy jego cel planuje opuszczenie miasta, czy nie próbuje się skontaktować z kimś, kto go przerzuci na bezpieczny teren albo nie spienięża dużego majątku, bo wiadomo, monety zawsze łatwiej zabrać ze sobą. On jednak o tym nie mówił i oto pojawiał się dylemat: nie wiedział czy wiedział i nie powiedział.
        Niech to, ta współpraca była naprawdę jak wrzód na tyłku.
        Skowronek w końcu miała dość obserwowania okolicy. Parokrotnie zmieniała miejsce, nie spuszczając jednak oka z tej konkretnej parceli. Nie dostrzegła żadnego znaku, że ktoś tu mógł być… Będzie musiała dzieciakowi przyznać rację - to był fałszywy trop. Albo mieli do czynienia ze sprytnym przeciwnikiem. O tym będzie mogła spekulować, gdy zobaczy pozostałe dwie miejscówki. W tym więc celu w końcu zebrała się do drogi powrotnej. Dotarło do niej, że w sumie nie umówiła się z tym smutasem w żadnym konkretnym miejscu, lecz pomyślała, że powinien być na tyle rozgarnięty, by czekać na nią przy wyjściu z kanałów, gdzie się rozdzielili.
        Ciekawe czy do następnej lokalizacji też przejdą tymi kanałami?
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Trzymając się bliżej ścian kamienic i mijanych budynków, Cień podążał za elfką, trzymając się kurczowo swojego prawdziwego zadania. Mantom nie zbyt chodziło o dobre stosunki z innymi organizacjami, zwłaszcza tymi spoza granic Trytonii, złoto jakie oferowali w zamian już bardziej przekonywało Kapitan do podejmowania jakichkolwiek współprac z innymi. Obecnie jednak najbardziej chodziło szefowej Mant o to, by nie pozwolić przyjezdnej skrytobójczyni pałętać się po jej terenie. Pomoc elfce w jej zadaniu miała być tylko przykrywką, bo Kapitan wcale nie obchodziło to czy misja długouchej się powiedzie czy nie.
        Może i bardziej pomocna w tej robocie okazałaby się Ruda albo Kosarz, ale w przypadku tej pierwszej, obie dziewczyny mogłyby dość szybko wydłubać sobie oczy przez wzajemne "wchodzenie sobie pod nogi", a Kosarz niestety zupełnie traci głowę w obecności kobiety i nie umie się na niczym innym skupić. Zwłaszcza gdy nadarzy się okazja do zostania samemu w jakimś ustronnym miejscu. No i żadne z nich raczej nie pofatygowałoby się by napisać chociaż dwa słowa w raporcie. Co prawda Cień również nic nie napisze, bo nie potrafi, ale przynajmniej przyjdzie, wyspowiada się ze wszystkiego jak na katowskim pieńku i na jedno wyjdzie. Poza tym tylko on potrafił się tak ukrywać i być opanowanym w każdej sytuacji, nie ważne czy go obrażano, prowokowano, czy błagano. No, a przynajmniej, nie wtedy gdy jest na swoich prochach.

        Może ze dwa razy zdołał stracić zabójczynie z oczu, raz gdy nagle zaczęło go dusić i musiał zaszyć się w jednej z bocznych uliczek, drugi gdy czuł stanowczo zbyt dużo spojrzeń na sobie, nie tylko tych należących do mijających go ludzi. Wtedy też chyba dziewczyna, za którą szedł się odwróciła zaalarmowana, ale tego już potwierdzić nie był w stanie, gdyż tłukł się za śmietnikiem w innej alejce. Szukał po kieszeniach zapasu specyfików na czarną godzinę, a gdy wziął coś lekkiego, co odpędziło te wszystkie widma, które siedziały mu w głowie, wspiął się na dach i podążył dalej za elfką. W pewnym momencie omal na nią nie wpadł, gdy długoucha postanowiła resztę drogi pokonać raczej nad ziemią i znaleźć sobie dogodny punkt obserwacyjny na jednym z dachów. Na szczęście był w stanie w porę się zatrzymać, inaczej szlag by trafił całą jego misję. Nie dość, że oberwałby pewnie od elfki, to jeszcze Kapitan byłaby wściekła. Niewiele by przez to zarobił, a pieniędzy potrzebował jak tonący powietrza.
        Chwile kucał ze trzy sążnie za nią i obserwował długouchą, by po chwili skupić się na tym by teleportować się z dachu, na ziemię. Niby się udało, ale wygrzebanie się ze sterty śmieci trochę mu zajęło. Zabójczyni właśnie zmierzała w stronę, z której przyszli. Cień musiał się streszczać, by wrócić w okolice wejścia do kanałów. "Szczęśliwie" zaczęło jeszcze padać. Na zdrowie chłopakowi to nie wyjdzie, ale przynajmniej zmyje nieco piekący w oczy odór śmietnika i rynsztoka. To będzie cud jak pozwolą mu dziś wrócić do karczmy mimo tego smrodu.
        Niby o tej godzinie nie powinno dziwić pojawienie się dość sporej liczby mętów obwarowujących ciemne kąty ulicy i opuszczonych zaułków, ale dość niepokojące było to, że wszyscy dilerzy zaczęli sprzedawać "nowy towar". Wątpił by Szczur chciał się dzielić z konkurencją dojściami do tej nowości. Wątpił również w to, by szczuroczłek wiedział o tym, że nie tylko w jego obślizgłe łapki mogło wpaść coś takiego, zwłaszcza, że wydawał się zachowywać jakby właśnie odziedziczył spadek po samym władcy Trytonii, gdy spotkał Vasko i wciskał mu nowy specyfik. Szkaradny sprzedawca nie mógł wiedzieć, że nie jest jedynym, który ma ten nowy narkotyk w swojej ofercie. Czyli ktoś musiał mu sprawnie wmówić, że taki rarytas trafił się wyłącznie jemu i będzie miał na to monopol w mieście. Zdawać by się mogło, że osobie jego pokroju i wyglądu można wcisnąć każdy kit, ale Szczur nie był wcale taki głupi, może wyliniały, zapchlony i z paskudną chorobą skóry, ale na pewno nie był głupi. Zwłaszcza, że te zwierzęta same z siebie były dość sprytne i niezbyt ufne.
        Już miał podejść do jednego i sprawdzić swoją teorię, czy rzeczywiście "nowy towar" innych był tym samym, który dostał za kilka miedzianych kruków od Szczura, ale wtedy dostrzegł elfkę idącą w jego stronę. I niby wszystko byłoby w porządku, gdyby nie szli za nią dwaj strażnicy zainteresowani nową osóbką w mieście. Zwłaszcza, gdy była to samotnie przemierzająca nocą ulice kobieta. Do tego młoda. Rzezimieszki rozpłynęli się jak cienie, gdy poświeci się lampą i zostali praktycznie tylko oni ze strażnikami. Cień musiał szybko coś wymyślić by uniknąć nieprzyjemności, znów postarał się przenieść i tym razem udało mu się w miarę tak jak być powinno. Co prawda musiał nieco przejść, by z bocznej uliczki przejść pomiędzy elfką i strażą, by zaraz objąć dziewczynę ramieniem i zmusić się do przyjaznego uśmiechu.
        - Spóźniłaś się Kari, ale cieszę się, że już jesteś - powiedział zaraz z udawanym entuzjazmem. - Uh, strasznie przemokłaś, ale to nic, szybko zaraz wyschniesz. Miło, że panowie zadbali o jej bezpieczeństwo, ale nie potrzeba fatyga - mruknął jakby wracając do starego siebie, ponurego i niezbyt miłego w słowach. - Nie mniej wypadałoby, żeby panowie zajęli się czymś ważniejszym od zwykłej pomocy zagubionej niewiasty. W tamtym zaułku - spojrzał, puszczając elfkę i wskazując "patrolującym" okolicę mężczyzną jedną z ciemnych uliczek, w której jeszcze przed chwilą stało dwóch chętnych do spróbowania "nowości". - Widziałem łysego mężczyznę z blizną na pół twarzy, z tamtego listu gończego... za niego jest chyba nagroda w wysokości dziesięciu złotych...
        - Niczym się nie przejmuj obywatelu, zapewniam, że zaraz zajmiemy się tą sprawą. Najlepiej zapomnij o tym mężczyźnie i ciesz się towarzystwem swojej ślicznej przyjaciółki. Jakie to szczęście, że byliśmy akurat w okolicy - poklepał Vasko po ramieniu. Chłopak omal nie stracił równowagi, gdy tak nagle został poklepany, ale zaraz obserwował jak strażnicy się oddalają w stronę wskazanego przed chwilą zaułka.
        Baron będzie wściekły, gdy dotrze do jego uszu wiadomość, że Vasko wydał jednego z jego podwładnych dilerów w ręce straży, ale przynajmniej, Cień i elfka mieli z głowy strażników. Nie skończyło się nieszczęściem. Strażnicy nocą potrafili być nawet gorsi od kręcących się o tej porze bandytów. Ale na szczęście łatwy zarobek zawsze był dobrym sposobem na zmotywowanie tutejszych strażników by skupili się na tym na czym powinni.
        - Jak rozumiem nic ciekawego się nie dowiedziałaś. Mówiłem, że strata czasu - powiedział zaraz, gdy tylko znów byli sami i... skierował się z powrotem w stronę stoczni. - Kamienica zaraz obok, z tymi zielonymi drzwiami. Ukrywał się tam przez ostatnie dwa tygodnie. Piwnica jest obwarowana, bez odpowiedniej broszki, główne drzwi zaraz przenoszą albo do innego budynku, albo prosto do studni pełnej wygłodniałych krokodyli. Można by się włamać przez okno, gdyby nie kraty. Wychodził stąd przed trzema godzinami, ale chwilę temu widziałem go w oknie. Może to być ten czarodziej, albo twój cel. Obaj mają amulet ujednolicający i maskujący aurę, nie wspominając już o tym, że zaburza on zmysł magiczny. Druga kamienica, ma podobne zabezpieczenia, ale mniej straży. Bardziej zastawione magiczne pułapki. W którymś jest twój cel, ale przez czarodzieja i jego sztuczki nie jestem w stanie stwierdzić w którym. Nawet znajomość jego przyzwyczajeń i planu dnia nic nie daje, bo drugi zaraz naśladuje w swych działaniach tego pierwszego - wyjaśnił niemal na jednym wdechu. Powiedział co miał powiedzieć i... nie ruszył się z miejsca, zakładając, że elfka znów będzie chciała pójść sama.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronka cały czas swędział kark. Dosłownie, ale również metaforycznie - czuła się obserwowana. Szczególnie intensywnie wtedy na ulicy, gdy się odwróciła, ale że nic nie zauważyła, postanowiła to zignorować… Uczucie jednak nie mijało i nie dawało jej spokojnie skupić się na misji. Zastanawiała się czy możliwe było, aby jej cel domyślił się, że zostali na niego nasłani zabójcy i jakimś sposobem już doczepił jej ogon. Gdyby tak się stało, a ona go dopadła, jej pierwszym pytaniem nie byłoby “kto cię wysłał?” tylko “czy to były Manty?”. Tak, była przekonana, że oni z dziką radością by ją sprzedali, gdyby dostali chociaż ruena więcej. A ten obdartus, z którym musiała współpracować nawet by nie zapytał o cenę, tylko palcem wskazał gdzie poszła. Nie wyglądał na takiego, który potrafi myśleć nad takimi sprawami. Nie, że całkowicie - taka okrutna w swoich sądach nie była - ale raczej nie sprawiał wrażenia takiego co planuje i sprawdza co mu się najbardziej opłaca.
        Lecz czy faktycznie nie byłoby lepiej ją sprzedać? Pytanie jak wiele wiedziały Manty - czy miały świadomość, że mają do czynienia z Przyjaciółką, która popadła w niełaskę. Gdyby to dobrze rozegrali, jej organizacja mogłaby co najwyżej darować sobie kurtuazyjne pytanie o zgodę na panoszenie się na ich terenie, ale darowaliby sobie zemstę. Po prostu pozbyliby się problemu cudzymi rękami.
        Cholera.

        Wulgarny psi ogon, jaki przyczepił się do niej gdy ledwo wyszła na ulicę, wyczuła niemal od razu, orientując się na podstawie spojrzeń mijanych osób i kroków, które słyszała cały czas w tej samej odległości za sobą. Nie mogła się odwrócić, bo gdyby tamci się zorientowali, że ona już o nich wie, mogliby zrobić coś głupiego, a Skowronkowi nie zależało ani na ucieczce, ani na walce. To miała być czysta robota. Pomyślała, że spróbuje ich okiwać, choć to mogło się różnie skończyć, bo nie znała miasta… Ale nim zabrała się za realizację swojego planu, została objęta przez osobę, której nigdy by się nie spodziewała.
        - Och, cześć! - Skowronek zaraz wczuła się w swoją rolę i również objęła swojego przymusowego współpracownika ramieniem. Nawet pocałowała go w policzek jakby był co najmniej jej bardzo dobrym przyjacielem. - Przepraszam, chciałam sobie skrócić drogę i zabłądziłam… - usprawiedliwiła się bardzo słodkim, dziewczęcym tonem, po czym nagle spojrzała za siebie jakby dopiero teraz dojrzała wlokący się za nią psi ogon. Cicho podziękowała strażnikom, współgrając z obdartusem w wersji, że tamci przecież tylko ją odprowadzali, choć przecież cała czwórka wiedziała, że gdyby nie interwencja “przyjaciela” elfki, mogłaby ona nie wrócić tej nocy do domu… Albo nie wrócić w ogóle. Trytonia była wszak takim uroczym miastem, w którym stróżów prawa należało bać się tak samo jak kryminalistów. A kto wie czy czasami nie bardziej, jeśli miało się to nieszczęście trafić na protegowanych tych najbogatszych głów w kraju…
        Gdy tylko strażnicy zniknęli im z oczu, Skowronek po prostu wysmyknęła się spod ramienia chłopaka. Nie robiła z tego scen - odegrali swoje role i trzeba było przejść nad tym do porządku dziennego. Nie zdążyła się odezwać, gdy z zaułka wskazanego przez chłopaka Mant dało się słyszeć rumor i pierwsze gniewne okrzyki. Ciekawe kto wygra…
        Skowronek nabrała powietrza, jakby już miała się odezwać, ale zachowała milczenie. Nie było sensu tłumaczyć się przed tym dzieciakiem, a samo wypomnienie mu “bez urazy, ale po prostu ci nie ufam i musiałam sprawdzić” również nie wchodziło w grę. Domniemany brak zaufania był lepszy niż taki pewny.
        Elfka aż lekko tupnęła, gdy obdartus gwałtownie zmienił kierunek, w którym zmierzali i niemal od razu wskazał jej kolejną potencjalną kryjówkę jej celu. Też coś, aż tak blisko to względem siebie było? Na mapie zdawało jej się, że te ulice są jednak dłuższe… no ale tak, to pewnie był prowizoryczny rysunek, do którego ręki nie przykładał żaden kartograf. A poza tym przy planowaniu tego miasta również nie brał pewnie udziału żaden profesjonalista, a co najmniej połowa budynków stanowiła przejaw samowolki budowlanej, która nabrała mocy prawnej przez zasiedzenie. W Trytonii takie rzeczy były na pewno możliwe.
        Tym razem Przyjaciółka usłyszała od swojego przymusowego towarzysza informacje, które ją satysfakcjonowały na tyle, by się nie krzywić. Dobry informator umiałby podać więcej szczegółów, ale w przypadku tego konkretnego nie mogła wydziwiać.
        - Dzięki - mruknęła, znowu przymierzając się do prowadzenia obserwacji z dachu jakiegoś pobliskiego budynku. By się tam dostać, zawróciła i weszła w jeden z zaułków, gdzie wcześniej dostrzegła odpowiednio wygodne wejście dla kominiarzy.

        Spacer po dachówkach nie był wcale daleki i trudny. Jedyną komplikację stanowiło to, że w tej okolicy dachy były wyjątkowo porządne i gładkie, przez co nie tak łatwo było znaleźć odpowiedni punkt obserwacyjny. Skowronek jednak nie z takimi przeciwnościami losu sobie radziła i tym razem również nie zamierzała się poddać. Znalazła odpowiednie dla siebie miejsce i od razu skierowała tam swoje kroki, poruszając się nie głośniej niż zwykły dachowiec…
        Nagle jednak powietrze rozdarł ogłuszający huk, w okolicy zrobiło się jasno jak za dnia, a w powietrzu świszczały wyrzucone z dużą prędkością kamienie, kawałki drewna i szkła. Kamienica, którą miała obserwować Skowronek, w jednej chwili przestała istnieć. Czy została wysadzona od środka, czy też zniszczyło ją zaklęcie albo pocisk z zewnątrz, tego elfka nie wiedziała. Nie zastanawiała się zresztą nad tym specjalnie - miała znacznie pilniejsze kwestie do rozwiązania. Na przykład to, że mimo dość znacznej odległości jakaś belka rąbnęła w dach poniżej niej, naruszyła jego konstrukcję i właśnie na ziemię sypały się wszystkie dachówki, a wraz z nim na spotkanie z ziemią sunęła również nieubłaganie Przyjaciółka. Wysoko nie było, miała szansę upaść i się nie połamać, ale wolała tego nie sprawdzać. Jakoś zdołała złapać za rynnę, na której zawisła niczym szynka do wędzenia. Jeszcze kilka ostatnich dachówek obiło się o jej palce i spadło na głowę, ale utrzymała się. Stała przed wyborem czy się puścić w nadziei, że nie połamie nóg, czy wspiąć na górę, optymistycznie zakładając, że naruszona konstrukcja ją utrzyma. Wybrała drugą opcję, ledwo jednak spróbowała się podciągnąć, rynna której się trzymała z głośnym jękiem oderwała się od uszkodzonego dachu. Każda normalna osoba w tej sytuacji by krzyknęła, ale nie Skowronek - ją dawno nauczono, by nie wydawać z siebie dźwięków nawet gdy instynkt się przeciwko temu buntuje. Wstrzymując oddech w panice dojrzała główny pion rynny i przeskoczyła na niego, gdy tylko była w stanie go sięgnąć. Złapała, choć aż zapiekły ją od tego dłonie. Była jednak bezpieczna. Szybko zsunęła się po rynnie na chodnik.
        ”Ktoś musiał cię bardzo nienawidzić, skoro postarał się wysadzić twoją dupę poza granice Łuski…”, pomyślała, patrząc na zajęte biało-niebieskim ogniem zgliszcza budynku.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Całe szczęście - elfka przyjęła swoją rolę bez zbędnego tłumaczenia i głupich pytań, które mogłyby ich zdradzić, gdy doszło do konfrontacji ze strażnikami. Co prawda omal Cień wszystkiego nie popsuł swoim skrzywieniem się, gdy został przez nią cmoknięty niewinnie w policzek, ale tego na szczęście żaden z podążających do tej pory za zabójczynią mężczyzn nie dostrzegł. Chyba. Z resztą najważniejsze, że nie robili problemów i szybko się oddalili by zgarnąć dla siebie nagrodę za uchwycenie groźnego zbiega, za co dostali by dodatkową premię. Kilka srebrnych orłów więcej, ale na dziewki w karczmie i piwo wystarczająco. Niektórzy to mieli naprawdę niskie ambicje i wartości w życiu. W sumie... On nie był od nich wcale lepszy. Ale już mniejsza o to.

        Gdy strażnicy udali się do jednej z bocznych uliczek, Cień nawet na siłę nie przytrzymywał przy sobie elfki. Raz były ważniejsze sprawy niż szarpanie się z nią, dwa nie zależało mu na bliskości z kimkolwiek, zbyt dużo z tym było kłopotów i trzy - współpracował z długouchą, bo mu kazano. W sumie z własnej woli również by się do niej nie zbliżył, bo nie miałby po co. Dlatego nawet ją puścił by mogła się od niego odsunąć, sam z resztą także to zaraz uczynił. Niemal od razu po tym powrócił do ich zadania, zapominając z kolejnym oddechem o tym co przed chwilą miało miejsce.
        Kąśliwą uwagą, którą rzucił w jej stronę wcale nie chciał wymusić na niej przyznania mu racji w sprawie pierwszej z kryjówek ofiary zabójczyni. Po prosu chciał stwarzać pozory tego, że cały czas kręcił się tu po okolicy i opierał się tylko na swoich wcześniejszych przypuszczeniach. Poza tym w takiej sytuacji zawsze lepiej było się odezwać i przejść do sprawdzenia następnej kryjówki, zamiast skierować się do niej w milczeniu. To drugie mogło by wzbudzić za dużo podejrzeń, a Cień wolał żeby elfka nie wiedziała, iż była przez niego śledzona.
        Zaraz po załatwieniu tej kwestii, podał jej informacje gdzie jest kolejna kryjówka i czego się można tam spodziewać. Nawet ślepy zauważyłby w tej chwili jej brak entuzjazmu i raczej ogromną ilość sceptycyzmu, gdy następna lokalizacja okazała się być bliżej niż zakładała. Trudno. Nie robił przecież tego by zyskać jej uznanie i uszczęśliwić kobietę, po prostu robił to co mu kazano i za co płacono nędzne miedziaki.
        Odprowadził długouchą wyjałowionym z życia spojrzeniem, nie ruszając się z miejsca póki mu nie zniknęła z oczu i westchnął ciężko. Przemoczone od deszczu włosy lepiły się nieprzyjemnie do twarzy i nawet energiczne potrzęsienie głową, nie wiele w tej sprawie pomogło. Przynajmniej wilgotne kosmyki dłużej nie będą mu spadać na oczy, gdy je poprawi i zgarnie dłonią do tyłu.
        Spojrzał w stronę zaułka, gdzie wysłał strażników i ruszył bez pośpiechu bocznymi uliczkami w stronę stoczni. Chciał jeszcze raz dokładnie wszystko sprawdzić, bo jakby nie patrzeć, wszystkie konkretne informacje jakie miał zdobyte były raczej na szybko bądź przez przypadek, w końcu nie miał w ogóle czasu na przygotowanie się do tego zadania, bo dowiedział się o nim dzisiaj. Jakoś dziesięć godzin temu. Miał dziwne wrażenie, że Kapitan o wszystkim wiedziała, znaczy o tym, że Cień wcale nie pracował tylko dla niej i za kilka miedzianych kruków handlował swoimi informacjami ze wszystkimi, którzy byli tylko chętni go słuchać. A to zadanie miało być dla niego swego rodzaju karą. Prawdę mówiąc udało się, bo towarzystwo aroganckiej i zarozumiałej elfki niezwykle go męczyło. Nawet bardziej niż odstawienie prochów na kilka dni.
        Przystanął nagle w miejscu i spojrzał na jeden pochylający się w jego stronę gzyms, a zaraz znów odchylający się na swoje miejsce i jeszcze bardziej nienaturalnie w tył. Aż kręciło się od tego w głowie, ale dało się to znieść. Najbardziej niepokojące było wrażenie, że kątem oka widział tam Burtę. I tu pojawiał się problem, bo nie był w stanie ocenić, czy była to tylko halucynacja wywołana działaniem zażytego przez niego narkotyku, czy kapitańska maskotka rzeczywiście go prześladowała i śledziła.
        O dziwo, oba przypuszczenia nie pocieszały Cienia, który do tej pory żył w beztroskim przekonaniu, że chociaż narkotyczne omamy pozwolą mu choć na chwilę uciec od złośliwej małpy. Dałby sobie nawet rękę uciąć, że była wysłannikiem z Czeluści Piekielnych, mającym pożreć mu dusze i zostawić go nawet bez złamanego ruena na tym łez padole.
        Zrobiło mu się duszno, a nawet jakby ktoś chwycił go w tym momencie za gardło i mocno ścisnął. Prawdę mówiąc po części tak było, tylko, że nie miał świadomości tego, że to jego własna ręka próbowała go właśnie udusić.
        Na szczęście ten chwilowy i krótkotrwały atak paniki minął wraz z przemknięciem Szczura w stronę stoczni. Dwulicowy, stary "przyjaciel" działał dość uspokajająco na czarnowłosego, gdyż zawsze kojarzył się z nielegalnych, odurzającym towarem, który przynosił Cieniowi tak wielką ulgę. Chłopak chwilę jeszcze odczekał nim "zmieniając się" w sam cień, udał się za swoim stałym dilerem z dawnych lat.
        Nie wiele jednak mu to dało, gdyż śledzony przez niego szczuroczłek zaraz wszedł do budynku, najpewniej obserwowanego teraz przez elfkę, której słabą aurę zdołał wyczuć w najbliższej okolicy. Powstrzymał się od odruchowego rozejrzenia się by jej nie zdradzić, w końcu swoją iluzję nałożył jedynie na umysł wyliniałego dilera i tylko dla niego Vasko był niewidzialny. Cała reszta bez problemu mogłaby go zobaczyć. Schował się za rogiem najbliższej kamienicy i na szybko zaczął łączyć wątki. Cel skowronkowej długouchej zajmował się narkotykami, a Szczur od jakiegoś czasu wraz z innymi miejscowymi dilerami sprzedawał po mieście "nowy towar". Tu akurat wszystko było jasne i klarowne, nawet wyjaśniało by dlaczego tutejsze i organizacje choćby Manty, chciały się pozbyć nowego alchemika w mieście, który miał w nosie tutejsze zasady i hierarchię. Był po prostu konkurencją, dlatego na rękę było by reszcie gdyby się w końcu "wyprowadził". Ale czemu wysłano do tego zabójczynię z innego państwa i bez większych problemów pozwolono jej się zająć tą sprawą? Czemu Tutejsi sprawiają wrażenie jakby ich to w ogóle nie obchodziło, skoro ten mężczyzna zabiera im cały interes? Zwłaszcza, że mimo swojej "świeżości" na rynku, cena za ten nowy narkotyk jest tak niska, że byle kulawy bezdomny, mógłby sobie na niego pozwolić za kilka ostatnich miedzianych kruków jakie przy sobie miał po całym dniu żebrania...
        Cień nie był w stanie o tym dłużej myśleć, gdyż zaczął iść w jego stronę jeden z najemników strzegących stoczni by się "odsikać" z tego co powiedział do swojego kompana, a uliczki (albo przeżarty prochami umysł szpiega Mant) wypełnił przyprawiający o szaleństwo, sadystycznie wesoły skrzek Burty. Nie myśląc wiele, działając pod presją teleportował się i... znalazł obok Szczura w samym wnętrzu Stoczni, gdy ten miał właśnie otrzymać kolejną część wykupionego przez siebie narkotyku do dalszego rozprowadzania go po mieście. Nie tak to wszystko miało wyglądać, zwłaszcza, że po tym wszystko znacznie przyspieszyło i Cień nawet nie zdążył w porę zareagować, gdy nastąpił wybuch.
        Kiedy na ułamek sekundy odzyskał świadomość, wszędzie unosił się duszący dym przez huk nadal był ogłuszony, wszędzie był ogień, a Szczur obok niego zmienił się jedynie w mokrą plamę przygnieciony belkami podtrzymującymi dach. Czarodziej, a może to cel elfki, osłonięty był magiczną tarczą wraz z dwoma swoimi przybocznymi, którzy teraz mieli pozbyć się wszystkich dowodów i świadków. Istne piekło i rzeźnia. Vasko w ostatniej chwili, nim zdołało go sięgnąć ostrze miecza, teleportował się niekontrolowanie na rozpadający się dach stoczni. Każdy ruch mógł być jego ostatnim, ale przynajmniej nikt nie wysłał za nim pościgu. Czarodziej, czy tam mężczyzna, którego miała dopaść długoucha oraz jego podwładni, zmagali się obecnie z iluzorycznymi widmami swojego własnego plugawego ja oraz wszystkimi lękami, jakie starali się ukrywać przed światem, nie wiedząc nawet, że każda sekunda dłużej spędzona w wysadzonej, płonącej stoczni, przybliża ich do śmierci. Wątpił by czarodziej tu zginął przez tak banalną sztuczkę, zwłaszcza, że Vasko nigdy nie starał się uczyć magii i jej kontrolować. Najważniejsze, że obecnie był w miarę bezpieczny, choć było mu słabo i ledwo stał na nogach na tym grożącym całkowitym zawaleniem się dachu.
        Nieco go szczypał lewy policzek, bok szyi i ramię, ale nic czego nie dałoby się znieść. Nie wiedział, że jest dość poważnie poparzony. Odetchnął głęboko i przeniósł się na ziemię. O dziwo udało mu się dobrze wylądować i nie potknąć, a po tym skupił się, by wyczuć aurę elfki. W jej też stronę zaraz się udał.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Dzwonienie w uszach było nie do zniesienia, a co gorsza - poza nim Skowronek prawie nic nie słyszała. Zresztą nie tylko ona, bo wszyscy, którzy byli w pobliżu wysadzonego budynku, stracili tymczasowo (niektórzy trwale, biedacy) słuch. Tyle dobrego, że błysk jej nie oślepił - to chyba kwestia tego, że jako elfka miała o wiele sprawniejszy wzrok niż przeciętny śmiertelnik, chociaż kto tam wie.
        Częściowo głucha i trochę oszołomiona, Przyjaciółka z początku nie wiedziała gdzie się udać i co robić dalej. Zapomniała, że nie była na tej misji sama i zapomniała również, że jej cel miał jeszcze jedną kryjówkę. Skupiła się całkowicie na tej jednej, która teraz płonęła dziwnym, barwnym płomieniem. Ogień zmienił właśnie kolor z niebiesko-białego na niebiesko-fioletowy i jakby przybrał na intensywności. Może zajęły się jakieś chemikalia... To miałoby sens. Ale jeśli... No właśnie, jeśli tak to co? Elfka nie umiała połączyć wątków, choć była pewna, że coś jest na rzeczy i jest to prostsze niż jej się wydaje. Miała przez moment problem się skupić i tak stała w miejscu, z rękami w kieszeniach gapiąc się na pożar jak pierwszy lepszy przechodzień. Ktoś potrącił ją, przebiegając obok. Skowronek poleciała w tym momencie na ścianę budynku za sobą, ale zdołała się asekurować i nie rąbnęła w nią z całym impetem. To jednak w jakiś niezrozumiały sposób wyrwało ją z letargu. Już przytomniejszym wzrokiem spojrzała na płonący budynek, rozejrzała się po okolicy. Chustę, którą nosiła pod szyją, naciągnęła pod same oczy. Nie mogła wdychać tego powietrza - kto wie co spalało się w pożarze. Niby Przywiązanie dawało jej odporność na większość trucizn, ale nie pomoże jej, jeśli zacznie wdychać jakiś żrący syf - a kto wie co unosiło się w powietrzu. Pewnie właśnie przez ten syf była przed chwilą taka otumaniona. Nie by kawał szmaty mógł ją uchronić przed wszelkim złem, ale było na pewno trochę lepiej - mogła już poprawnie składać myśli. Zadanie. Chłopak od Mant. Przez moment w jej głowie zaświtała myśl, że to mogła być jego sprawka, zaraz jednak uznała ten pomysł za niedorzeczny. Po co miałby to robić? Raczej nie zapłacono mu za zlikwidowanie tego typa ani tym bardziej jej. Bo gdyby chciał się pozbyć Przyjaciółki, miał ku temu o wiele lepsze okazje wcześniej, nie musiał w tym celu wysadzać pół kwartału i to ze świadomością, że ona wcale nie musiała być w polu rażenia.
        Jakby przywołany jej myślami, w zasięgu wzroku pojawił się ten lokalny informator. Elfka poznała go w pierwszej chwili po tym jak się poruszał, bo był jeszcze za daleko, by zobaczyła twarz - na ten moment stanowił dla niej jedynie ciemną sylwetkę na tle płomieni.
        Chwila, dlaczego płomieni? Powinien być zupełnie gdzie indziej, o ile oczywiście czekał na nią tam, gdzie się rozstali. Najwyraźniej jednak nie czekał i przylazł w sam środek tego bałaganu. Dosłownie, o czym Skowronek przekonała się wychodząc mu naprzeciw.
        - O kurwa - wyrwało jej się. - Jakim cudem ty się tak urządziłeś?
        Przyjaciółka przechyliła się lekko w bok, aby lepiej dojrzeć jego oparzenia. Wyciągnęła do niego rękę, ale nie dotknęła ran. Pociągnęła tylko za brzeg nadpalonego ubrania, aby nie przykleił się do sączących oparzeń.
        - Dasz radę z tym iść dalej? Potrzebujesz medyka? - zapytała go, bo sama nie zamierzała mu niczego kazać ani sugerować. Jak uzna, że nie da rady, to niech idzie lizać rany, ona go niańczyć nie będzie. Niestety Przyjaciele pomagali tylko tym, dla których pracowali, a między sobą (albo względem innych współpracowników jak w tym przypadku) nie byli już mili. Nikt nie wracał po rannego towarzysza, jeśli nie był kluczowy dla misji.
        - Musimy się stąd zabrać - zastrzegła jednak. - Natychmiast. Kto wie jakie gówno pali się w tej ruinie, we łbach nam od tego pomiesza. Szybko, chcę jak najszybciej dotrzeć do tej trzeciej kryjówki. Nie liczę na to, że oni nie będą wiedzieli o tym wypadku nim dotrzemy, ale jeszcze nie zdążą zwiać dalej. Wykończę tamtych, a potem wrócę tu by dobić tych, którzy nie zginęli w pożarze.
        Optymistyczny plan. Co mogło w nim pójść nie tak? Na przykład jej cel mógł się teleportować i wtedy szlag wszystkie bombki trafił. Albo mógł właśnie być w tym płonącym budynku pod osłoną czarów i wyjść za jakiś czas nietknięty. Albo… Takich “albo” mogło być sporo. Lecz ona teraz o tym nie myślała. Napędzała ją adrenalina… I kto wie czy nie coś z powietrza.
        Jeśli chłopak od Mant spojrzał jej w oczy, jeśli był przy tym wystarczająco spostrzegawczy, mógł dostrzec, że coś jest nie tak, że coś się w niej zmieniło. Jej tęczówki - gdy się spotkali były złote, teraz zaś stały się błękitne. To nie był dobry znak, w każdym razie nie dla niej. Lecz ona jeszcze o tym nie wiedziała - jeszcze nie poczuła, że jej odtrutka przestała działać. Mimo mocnego światła biało-fioletowych płomieni miała szerokie źrenice. Jej skóra zbladła, oddech i tętno przyspieszyły. Lecz ona tego nie czuła.
        - Nie mamy czasu - powtórzyła, jakby była gotowa w jednej chwili zerwać się do biegu.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        W głowie mu szumiało, a rany od oparzeń to bolały mocniej, to zaraz były niemal nie wyczuwalne. Nie szczypały jednak tak intensywnie jak powinny, zwłaszcza te trzeciego stopnia, i mógł bez najmniejszych wątpliwości stwierdzić, że zasługę w tym miały wcześniej wzięte przez niego prochy. To powinno ułatwić robotę na jakiś czas, może i ciężko było mu się skupić przez te gwałtowniejsze ataki bólu i bardziej przerażające halucynacje, jak choćby walące się na niego budynki poza zasięgiem wybuchu sprzed chwili, ale póki był w stanie jakoś racjonalnie myśleć i skupić się na swoim zadaniu, było dobrze.
        Elfki nie musiał wcale długo szukać, jego narkotyki miały o tyle dobre "efekty uboczne", że mogły wzmocnić jego magię i magiczne umiejętności, jak choćby wyczuwanie aur, w tym przypadku tej jednej konkretnej. Tego, że do niego podbiegnie, w ogóle się nie spodziewał. To było dość nieprofesjonalne, a ona przecież przez cały czas starała się udawać profesjonalistkę. Momentalnie się cofnął, gdy złapała brzeg jego płaszcza bez rękawów, by go odchylić od ran i spojrzał na nią dość twardo jak na siebie.
        - Bez znaczenia - odparł sucho, wbijając w nią swoje oczy o różnobarwnych tęczówkach. Póki nie myślał o oparzeniach było dobrze, bo mógł w pełni zignorować pulsujący od nich ból, ale takie rozwodzenie się nad jego stanem tylko by mu to utrudniło. Poza tym w jego opinii nie miało najmniejszego sensu. Popełnił błąd pod wpływem strachu i teraz zbierał tego konsekwencje. Jak przez całe życie... Już się przyzwyczaił do tego.
        - Zadanie - przypomniał krótko, gdy wyskoczyła do niego z medykiem.
        Tutejszym konowałom bliżej było do rzeźników i nawet było kilku takich co na co dzień zajmowało się ubojem i porcjowaniem świńskich tusz, a gdy dostawali "zlecenie" w zakrwawionym ubraniu nastawiali dziecku złamaną rękę. Owszem byli tu i tacy z prawdziwego zdarzenia, uczeni z wielką wiedzą i po uniwersytetach, ale oni pracowali dla elit, nie dla niecywilizowanego motłochu. No chyba, że ktoś miał interesująco duży i wypchany po brzegi mieszek nie zawsze pełny złotych gryfów, ale dość często kamieni szlachetnych.
        To właśnie z tego powodu każda z tutejszych band starała się mieć w swoich szeregach jednego członka, który choćby znał podstawy medycyny. Wystarczyło że umiał nastawić złamaną kość i zszyć ranę, z resztą problemów ze zdrowiem tutejsi mieszkańcy sami sobie radzą na własne sposoby.
        - Owszem pomiesza - przyznał i bez chwili wahania dodał: - Ale twojego celu w ogóle nie będzie w tej trzeciej kryjówce. Nie po tym co właśnie miało miejsce. Zależy mu na jak najszybszym rozprowadzeniu swojego towaru po mieście. Ma jeszcze chwilę nim ogień zgaśnie i strażnicy przeszukają zgliszcza, a gdy znajdą resztki tego co się tam paliło, zacznie się obława na wszystkich miejscowych dilerów, którzy to rozprowadzali - powiedział w prost i bez większego namysłu skierował się w stronę bogatej dzielnicy. Wiedział, że nie będzie łatwo się tam dostać, bo tamtejsi strażnicy dość sumiennie i agresywnie wykonywali swoje zadanie, w końcu płacono im nie mały pieniądz, ale Vasko i elfka nie mieli obecnie innego wyjścia.
        - Dzięki komuś znalazł azyl w mieście i dostał odpowiednie fundusze na wykup trzech budynków, nie mówiąc już o otworzeniu swojej narkotycznej działalności. W stoczni było tyle tego cholerstwa, że on sam nie mógł tego wszystkiego zrobić. Miał ludzi produkujących dla niego ten syf, miał najemników strzegących jego własności - musiał mieć na to mnóstwo kasy, a wątpię by cały czas uciekał przed tobą mając przy sobie odpowiednio duży zasób sakiewki. I jeszcze ten czarodziej... Myślę, że od samego początku twój cel był dwa kroki przed nami. Albo raczej w ogóle nie ruszał się z miejsca. W tych kryjówkach był jedynie na początku, gdy zaczynał swoją działalność. Podejrzewam, że od dwóch tygodni co najmniej, gdy to wszystko się już na stałe rozkręciło, w ogóle nie ruszał się ze swojej posiadłości w bogatej dzielnicy - wyjaśnił w biegu i jeszcze ponaglił dziewczynę.
        Praktycznie co chwila mijali ich strażnicy biegnący do pożaru, ale nikt nie zwracał na nich na szczęście uwagi, przez co dość sprawnie dobiegli do jednej z otoczonych wysokim murem rezydencji. Nie było się po czym wspiąć, by pokonać przeszkodę, próba przeskoczenia jej z dachu kamienicy obok na pewno skończyłaby się połamaniem nóg i zaalarmowaniem strażników. Vasko zatrzymał się i skupił na moment, starając się wyczuć ilu ludzi krąży po drugiej stronie muru i czy co gorsza mają jakieś zwierzęta, które mogłyby ich wyczuć. Na szczęście nic takiego nie było. Celowi elfki albo skończyły się fundusze na dodatkowe zabezpieczenia w postaci psów bojowych, albo nie lubił zwierząt i był tak pewny siebie, że wolał polegać wyłącznie na ludzkiej obstawie.
        Ból od oparzeń powoli zaczął się stawać nie do zniesienia i Cień był już zmęczony dzisiejszymi przygodami. Nie mógł jednak teraz tak tego wszystkiego zostawić, bo jutro mogli już w ogóle nie mieć szansy na złapanie mężczyzny ściganego przez dziewczynę. Zwłaszcza, że chłopak wyczuł właśnie aurę poparzonego czarodzieja, który pojawił się przed drzwiami rezydencji. Odczekał jeszcze chwilę w głębokim skupieniu i złapał elfkę za rękę. Spojrzał na nią, jakby chciał wyjaśnić swój plan, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, tylko się jej przyjrzał.
        - Nie wyglądasz najlepiej, twoje oczy... - skrzywił się lekko i już chciał odpuścić, by to ona coś zrobiła ze swoim stanem, bo przecież zmiana koloru oczu w tak krótkim czasie była co najmniej dziwna, żeby nie powiedzieć, że coś było bardzo nie w porządku z elfką.
        I nagle naszła go myśl.
        Ścisnął nieco mocniej trzymany przez siebie nadgarstek długouchej i wolną ręką sięgnął do swojej kieszeni, by po chwili wcisnąć dziewczynie w dłoń niewielki woreczek z narkotykiem jaki dziś kupił od Szczura. Było wielkie prawdopodobieństwo, że się mylił, bo nikt przecież nie jest nieomylny i wszechwiedzący, ale dałby sobie rękę uciąć, że zmiennokształtny jak i kilku innych dilerów, jakich znał od lat, a których mijał choćby dzisiaj mieli nienaturalnie złote oczy. Prawie jak u jakiegoś dzikiego zwierzęcia, czy nawet smoka. Ich tęczówki wyglądały po prostu jak czyste, roztopione złoto. Mógłby przysiąc, że takiego właśnie koloru były oczy elfki, gdy się pierwszy raz spotkali. Czyli to dlatego ten facet był przez nią ścigany? Bo chciał rozprowadzić po świecie coś co nigdy nie powinno wyjść poza granicę danej grupy? Wykradł im przepis na ten narkotyk, czy może sam kiedyś był z nimi w bandzie i po prostu uciekł? To były dobre pytania, przez które Vasko mocno chciał zaspokoić swoją ciekawość, ale w sumie wolał się tego nigdy nie dowiedzieć. Nie chciał skończyć jak ten facet z ogonem w postaci stojącej obok Cienia elfki.
        - Nie jestem pewien czy to coś pomoże, ale weź. To się paliło w stoczni i to twój kolega rozprowadzał po mieście - wyjaśnił, może dość krótko i bez zbędnych szczegółów, ale jak to wcześniej powiedziała dziewczyna, nie mieli czasu.
        Puścił ją i dał chwilę do namysłu, do podjęcia przez nią decyzji. Mogła mu zaufać, albo i nie, jej wybór. Niezależnie jednak od tego, nie mogąc czekać dłużej, po wystarczającej chwili ostrzegł ją tylko by się przygotowała. I to było ostatnie co mógł od niej usłyszeć nim zniknął w oparach czarnofiotetowego, migoczącego w powietrzu pyłu.
        Posiłkując się wyczuciem aury przeniósł się do sypialni mężczyzny, którego elfka miała zabić i nie myśląc zbyt wiele złapał pogrążonego we śnie, nagiego faceta, nie zwracając nawet uwagi na jego nagą kochankę śpiącą zaraz obok. Ledwo dwa oddechy później Vasko był z przytomniejącym gościem znów przy elfce i miał nadzieję, że nie musi jej mówić co ma robić. I tak nie dałby rady teraz z siebie nic wydusić przez rozrywający mu płuca atak kaszlu, który posłał go na kolana, a przez który chłopak co chwila wypluwał na ziemię gęstą, lepką krew, jakby to była zabarwiona czerwienią flegma.
        Vasko nieźle sobie dzisiaj poczynał. Nie dość, że szastał dziś magią niemal bez opamiętania, to jeszcze porwał się na przeniesienie dwóch osób jednocześnie pierwszy raz w swoim życiu choć nie był do tego w ogóle wyszkolony, ani jakkolwiek inaczej przygotowany.
        Czym to się skończyło?
        Dla Vasko najgorzej, bo jakimś urazem wewnętrznym, może przemieszczeniem się części wątroby, albo czymś w tym rodzaju oraz utratą ręki, z której sączyła się nadal krew i kilka razy odpadł jakiś strzęp skóry czy mięśnia, który trzymał się jedynie na cieniutkim jak włos włóknie. Wyglądało obrzydliwie jakby chłopak był co najmniej jakimś ożywieńcem w trakcie rozkładu i własnie jego ciało zaczęło się rozpadać, ale takie wrażenie można było odnieść wyłącznie przez pryzmat tej jego ręki.
        Facetowi natomiast udało się wyjść za to niemal bez szwanku, pomijając fakt, że po jednej stopie została mu tylko pięta i u rąk brakowało mu kilku palców. Ah, nie miał też nosa i oka.
        Długoucha miała mało czasu na wypełnienie swojej misji, nim jej cel oprzytomnieje do końca i zejdzie z niego oszołomienie, a przez ból zaalarmuje strażników.
        Cień w tym czasie walczył z utratą przytomności, a nim ona nastąpiła znów się teleportował, tylko Prasmok jeden wie gdzie, zostawiając po sobie plamy krwi na bruku. Miał nadzieję, że elfka nie zmarnowała swojej szansy i udało jej się uciec nim zrobiło się gorąco. Ciekawiło jest Vasko czy rzeczywiście wróciła dobić tych co nie spłonęli w stoczni i czy udało jej się dopaść również czarodzieja, ale o tym nie dane mu będzie póki co się dowiedzieć, gdyż stracił przytomność, jak tylko go otuliło ciepło bijące z kominka i miękkość posłania. Nie przeszkadzało mu nawet, że słoma, która robiła za materac, jak zwykle gryzła jego skórę. Nie miało to jednak póki co żadnego znaczenia.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Niezły był, wytrzymały - niejeden by błagał o pomoc medyka, a on zachował skupienie. Gdyby był młodszy - jakieś dziesięć lat młodszy - Przyjaciele mogliby go chcieć zwerbować. Skowronek miała jednak wątpliwości czy ten jego spokój był normalny. Tak naprawdę, to była pewna, że coś było z nim nie tak. Zakładała jednak, że jest po prostu walnięty, a nie że ćpa. To nie była jednak jej broszka, więc nie pytała. Miał rację, mieli robotę do załatwienia, więc o ile on jej nie zemdleje, nie zamierzała się sprzeczać. Ani tym bardziej tłumaczyć swoich decyzji i toku rozumowania.
        Wieść o tym, że tego gnoja nie będzie w jego trzeciej kryjówce, zirytowała Skowronka. Nie przez sam fakt niepowodzenia, ale przez to, że ten dzieciak od Mant wiedział cały czas więcej od niej i się tą wiedzą nie dzielił - nie taka była umowa. Utrudniał jej wykonanie zadania tym swoim zgrywaniem tajemniczego - szła po omacku, bez pełnego obrazu sytuacji i dopiero gdy obwieszczała swój plan, dowiadywała się od niego, że to jest bez sensu, bo coś tam… Jak dobrze, że ta współpraca miała się ku końcowi.
        I jak bardzo źle, że nie wiedziała jeszcze, że wkrótce pójdzie do niego z własnej woli.
        Gdy poparzony obdartus ruszył w nieznanym póki co dla niej kierunku, ona zaraz ruszyła za nim, zachowując dla siebie uwagę o tym, że przecież domyślała się, że sprawa się rypnie. I że tutejszy wymiar sprawiedliwości na pewno nie odpuści, o nie - oni byli zbyt pazerni, by nie rzucić się na taki kąsek. Ileż można było się dorobić na sprawie spalonej wytwórni narkotyków - doić można było i tych prawych i tych niegodziwych, istny raj. Dlatego swoje interesy trzeba było załatwić nim zlecą się padlinożercy.
        Zrównała się z chłopakiem od Mant, aby lepiej słyszeć jego wyjaśnienia. Brzmiały sensownie… Ale jednocześnie mocno podważały jego kompetencje jako informatora - nie poskładał wszystkiego do kupy na czas. Skowronek nie wiedziała, że tak naprawdę i tak był świetnie poinformowany, bo nie dostał dość czasu na zebranie odpowiednich informacji. No i jak to mówią: lepiej późno niż wcale.
        - Obyś się nie mylił - skomentowała krótko i nawet bez sarkazmu czy coś.
        Skowronek instynktownie poznała, gdy dotarli w okolice swojego celu - jej towarzysz zaczął inaczej się poruszać, wyraźnie czegoś nasłuchiwał albo próbował jakoś inaczej wyłowić potrzebne informacje. Ona przyjrzała się posiadłości - niezła hawira, naprawdę. To było jak ukrywanie się na środku pustego placu… Więc po co w ogóle się ukrywać? Po co kazali jej szukać pomocy u Mant i korzystać z ich informatora, skoro facet miał wielki dom w bardzo reprezentacyjnym miejscu? Nie wnikała, to już nie miało najmniejszego sensu.
        Skowronek nie wyrwała ręki, gdy została bez ostrzeżenia złapana, choć spojrzała na chłopaka wzrokiem żądającym szybkich wyjaśnień. Dostrzegła jednak zmianę w wyrazie jego twarzy, pewną konsternację, która i w niej zasiała wątpliwości i pytanie “co jest?”. Poczuła ukłucie niepokoju, gdy powiedział jej, że coś jest nie tak z jej oczami. Było jednak ciemno, a ona nie miała przy sobie żadnego lusterka.
        - Co z nimi nie tak? - zapytała, ale on podał jej woreczek z jakimiś prochami, tłumacząc, że to rozprowadzał tamten gość i to było produkowane w stoczni. Wtedy przypomniało jej się jak zrobiło jej się słabo przez tamten dym i już wiedziała tyle samo co on. Tylko… Odtrutka zawsze była płynem, eliksirem, a nie proszkiem i tym bardziej się tego szajsu nie paliło. Czy ten gość był na tyle utalentowany, by móc bawić się recepturą Przywiązania i odtrutki na nie? A jeśli tak…
        Chłopak zniknął nagle i bez ostrzeżenia, zostawiając ją samą ze swoimi wątpliwościami. Lecz nie na długo. Zaraz teleportował się z powrotem, wlokąc ze sobą okaleczonego, nagiego mężczyznę. Jej cel, tego była pewna - został jej bardzo dokładnie opisany, włączając w to bardzo intymne szczegóły wyglądu. To na pewno był on. Tylko dlaczego…
        - O cholera - mruknęła, widząc, że i chłopak od Mant nie wyglądał najlepiej. Delikatnie mówiąc. Sam się tak załatwił czy to jakieś zabezpieczenia? Jeśli to pierwsze to był albo bardzo głupi, albo zdeterminowany, by sprawę zakończyć teraz, natychmiast. Ona nie zamierzała udaremnić jego starań, choć gdy zniknął, wcale nie sięgnęła po nóż by dokończyć dzieła.

        - Ćśśś, nie krzycz. I tak nikt cię nie usłyszy. Bądź rozsądny.
        Odpowiedziała jej cisza, przerywana jedynie przez głęboki, drżący oddech.
        - Mądra decyzja. Chyba nie muszę się przedstawiać?
        Nie uzyskała żadnej odpowiedzi poza pełnym przerażenia i niezrozumienia spojrzeniem.
        - Twoi wrogowie mają wpływowych przyjaciół. Och, to słowo coś ci mówi? Doskonale. Mam kilka pytań.

        Nie działała pochopnie. Wokół jej zlecenia narosło sporo niewiadomych, które wolała wyjaśnić, a w najgorszym wypadku przeczekać. Nie wiedziała kto i dlaczego wysadził magazyn. Im dłużej jednak szukała informacji na ten temat, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że... Był to po prostu wypadek. Któryś chemik musiał zawalić swoją robotę i wysadził to wszystko w powietrze. Co za ironia. Niezamierzona krecia robota. Tym lepiej dla niej, bo to oznaczało, że nie miała konkurencji i nie będzie musiała ani dzielić się nagrodą, ani bać o swoje plecy, bo konkurencja nie będzie chciała się dzielić.... Nie miałaby do nich o to żalu, bo przecież sama również by to zrobiła. To kwestia skuteczności, statystyk. Dwie osoby nie mogły wykonać tego samego zadania, jedna musiała kłamać. Lepiej więc nie musieć dociekać.
        Choć przez moment nosiła się z takim pomysłem, ostatecznie nie poszła do chłopaka od Mant, by od niego uzyskać informacje. Podczas ich krótkiej znajomości doszła do wniosku, że to faktycznie świetny informator, ale... Wątpiła, by był teraz na chodzie. O ile w ogóle żył. Tamta ręka wyglądała naprawdę źle i nie zdziwiłaby się, gdy dzieciak wykrwawił się gdzieś w ciemnym zaułku. Taka informacja mogła do niej nie dotrzeć - w Trytonii zbyt wiele osób ginęło każdego dnia i każdej nocy, by przejmowano się wszystkimi morderstwami i tajemniczymi zgonami. Może gdyby to był spokojniejszy dzień, ale no niestety: wybuch w porcie przyćmił wszelkie inne doniesienia.
        Skowronek wróciła jeszcze tamtej nocy w okolice spalonego magazynu. Nie musiała już kończyć żadnej roboty, ale była zwyczajnie ciekawa co tam zaszło i czy ktoś się uratował. Służby porządkowe były już na miejscu, straż otoczyła tlące się zgliszcza kordonem i nie dopuszczała nikogo w pobliże, z lubością wykorzystując pałki i podbite metalem buty do zaprowadzania porządku. Na twarzach nosili maski i wrzeszczeli na wszystkich, że mają odejść i nie oddychać tym dymem. Dobra nasza, dzięki temu elfka mogła bezczelnie podejść bliżej i nie zostać rozpoznana. Nie miała wiele czasu na myszkowanie, ale swoje się dowiedziała: nikt nie przeżył, ale też nie znaleziono nikogo, kto pasowałoby do opisu jej ofiary. Czyli tamten czarodziej zwiał. Jego sprawa, raczej się mścić nie będzie. Nie miał zresztą powodów, ale jeszcze o tym nie wiedział.

        Skowronek nie zabiła Ralona. Ba, nawet opatrzyła mu rany. Okazało się, że mieli wiele wspólnych tematów do przegadania, a najważniejszym z nich był wspólny znajomy - zleceniodawca Przyjaciółki, którym okazała się być jej własna organizacja. Oni nie lubili konkurencji, a nagi handlarz narkotyków właśnie takową był. Poznał zbyt wiele ich sekretów i przez to musiał zginąć. Miał jednak dobrą kartę przetargową i wyciągnął ją w odpowiednim momencie. A Skowronek przeliczyła szybko co jej się opłaca.
        O Ralonie długo nikt nie usłyszy. Taka była umowa - niewielka cena za uratowanie życia. Oczywiście to była tylko jedna ze składowych, bo najważniejsze były informacje, które dostała od niego Skowronek i z których zamierzała zrobić użytek. Najbliższe tygodnie miały stać się wyjątkowo gorące w alarańskim półświatku.
        Najpierw jednak elfka musiała prosić kogoś o pomoc i wtedy doszła do szybkiego wniosku, że w tym mieście była tylko jedna osoba, która mogłaby być odpowiednia do tego typu współpracy. Chłopak od Mant… O ile żył.

        Skowronek przyszła do tej samej tawerny co na początku ich znajomości. Ubrana znowu w swój czarny płaszcz, tym razem była jednak zupełnie inaczej przygotowana do rozmowy - przy jej pasku, ale bezpieczny pod warstwą wierzchniego odzienia, miała przywiązany spory mieszek złotych i srebrnych monet. Teraz tylko mieć nadzieję, że będzie miała komu je zaoferować za dobrze wykonaną robotę.
        - Witam, jest ten jegomość od skupu żywca? - zagaiła, pamiętając, że ostatnio pytając o informatora mówiła właśnie o handlu wieprzowiną. Zawołanie było najwyraźniej w mocy, bo kobieta za barem ruchem głowy wskazała zaplecze.
        - W kantorku, doskonale! - przerwała jej elfka nim ona zdążyła się w ogóle odezwać. Udała się we wskazane miejsce, by poczekać na swojego starego partnera w nowych interesach.
Awatar użytkownika
Vasko
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zwiadowca , Szpieg , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Vasko »

        Mimo odniesionych obrażeń, jakich doznał przenosząc jednocześnie siebie i inną osobę i to dość spory kawałek, niż zazwyczaj sam pokonywał przy użyciu magii, musiał przyznać, że dopisywało mu szczęście. Nie specjalnie w sumie wierzył w istnienie czegoś takiego jak "szczęście" czy "pech", ale jak mógłby nazwać to, że bez żadnego dodatkowego uszczerbku, tracąc przytomność, zdołał się teleportować do swojego pokoju w "Opieszałym Lewiatanie" i to znajdując się niemalże cztery przecznice dalej. Nie wylądował przy tym na dachu, czy pod sufitem co zaraz skończyłoby się bolesnym upadkiem na ziemię, a już od razu był przy swoim łóżku.
        Gdy robiło mu się już słabo i ciemno przed oczami, nie myślał nawet o tym by się na nie spróbować wczołgać. Drżącą ręką sięgnął jedynie do skromnej szafeczki nocnej, z której szuflady zdołał szybko wyciągnąć zgiętą kilka razy karteczkę, wielkości paznokcia kciuka, w której znajdowała się maleńka tabletka, którą zaraz po rozwinięciu tego zawiniątka, połknął. Była jednym z jego wynalazków alchemicznych, ograniczająca pracę organizmu do ledwo dostrzegalnego minimum (nawet lekarzy z wieloletnim doświadczeniem mogłaby oszukać, że mają przed sobą stygnącego trupa, a nie pogrążoną w letargu osobę) silnie znieczulająca, można by rzec zbawienna dla kogoś mocno pokiereszowanego, choćby jak on teraz, jednakże miała jeden dość poważny skutek uboczny, przez który Vasko wolał ją trzymać na czarną godzinę niż mieć do codziennego użytku - wywoływała makabryczne halucynacje, rodem z najgłębszych Czeluści Piekielnych. Chłopak po jej zażyciu był ofiarą swoich własnych iluzji, niekiedy tak rzeczywistych, że gdy na przykład jakieś monstrum rwało go na strzępy, on czuł jakby to się działo naprawdę. Bywały również przypadki, że zawładnięty własną magią, nie będąc nawet tego świadomym sam się okaleczał, przez rozdrapywanie własnej skóry albo łamanie sobie kończyn, cały czas będąc przy tym święcie przekonanym, że to te demony, które właśnie widział mu to wszystko uczyniły.
        Teraz na szczęście nie musiał się o to martwić. Utrata przytomności z powodu jego obrażeń była doskonałym remedium na znalezienie się w pułapce własnych iluzji, więc nim zaczęły pojawiać się halucynogenne skutki jego tabletki, chłopak pogrążony był już w całkowitym mroku. Nic nie czuł, nic nie widział, nic nie słyszał.

        W takim stanie znajdował się przez cały następny dzień, aż drażniący skrzek Burty nie zaczął przebijać się do jego uśpionej świadomości. Wtedy zaczęły się wizualizować przed jego zamkniętymi oczami sny i koszmary, w których to chciwa kapucynka miała twarz Bargi, a "Opieszały Lewiatan" nie wiele się różnił od przytułku, w którym chłopak dorastał. Jednym słowem, nie były to wcale sny przyjemne.
        Nim się obudził, ze dwa razy zachłysnął się jeszcze zakrzepłą mu w ustach i gardle krwią i zaraz otworzył bez przekonania oczy, by dostrzec szperającą mu po rzeczach małpę. Ta odwróciła w jego stronę swoją głowę z twarzą niczym żywcem zdjętą ze starej właścicielki sierocińca i zaskrzeczała groźnie na Cienia, obnażając przy tym swoje długie, małpie kły. Zakrwawione kły. W tym momencie ciężko było mu zaczerpnąć tchu, złapał się prawą ręką za szyję, a gdy spojrzał na dłoń była lepka od krwi, lecz po chwili gdy zamknął oczy, pokręcił energicznie głową i je znów otworzył, nie było w pokoju ani Burty, ani on nie miał przegryzionego gardła.
        Skrzywił się z bólu od siedzenia w niewygodnej pozycji przez dłuższy czas i dźwignął się na nogi. Zaczął sobie przypominać ostatnie wydarzenia, a jego ciało wracało powoli do swojego normalnego rytmu.
        Vasko na rozruszanie wsypał garść ziołowego suszu do glinianego kubeczka wyszczerbionego z jednej strony, który zalał wodą z wiadra podstawionego pod szczelinę w dachu i zaraz wypił. Było ohydne jak zawsze, ale najważniejsze było, że pomagało się pozbierać po takim letargu. No i przez najbliższe dwie godziny, nie będą go dręczyły halucynacje.
        Skierował się do swojej niewielkiej łaźni, gdzie umył się w zimnej wodzie pozostałej jeszcze po poprzedniej kąpieli, a po tym zajął się zabandażowaniem kikuta regenerującej mu się z wolna ręki. Co prawda miesiąc, albo dwa i będzie mógł się nią cieszyć na nowo, ale do tego czasu musiał ją choćby na wyjście zakrywać bandażem. Przeprał w tej samej wodzie co się mył, swoje ubrania, a właściwie jedynie raz je zmoczył i już wieszał na belce przy piecyku.
        Dopiero gdy miał wyjść z pokoju, zauważył leżący na stoliku liścik od Kapitan, że czeka w kantorku na jego raport. Bez zwłoki udał się by wykonać jej rozkaz.

        Od tamtej pory nie mógł już się nacieszyć odpoczynkiem i skupić na lizaniu ran, choć z tych została do zaleczenia jedynie ręką. Po oparzeniach nie było śladu, bebechy jakoś mu w miarę funkcjonowały, co jakiś czas robiło mu się słabo i wymiotował żółcią zmieszaną z krwią, ale i tak źle nie było, z każdą chwilą nawet było coraz lepiej.
        Kapitan była nad wyraz wyrozumiała, dawała Cieniowi jedną robotę na dzień i to taką, że mógł ją wykonać w maksymalnie pół godziny. Można powiedzieć, że zwykłe załatwianie formalności w imieniu Mant. Na przykład dopilnowanie by Kosiarz zdarł ze wszystkich na targu przy porcie odpowiedniej wysokości haracz i nie oszczędzał przy tym pięknych sprzedawczyń gotowych mu zaoferować coś "interesującego" w zamian, za to, że będą mogły dzisiaj nie płacić Mantom za "ochronę". Z czymś w rodzaju niechęci i obrzydzenia na twarzy, proponowały również towarzystwo swoich sióstr czy kuzynek dla Cienia, by mieć lepsza siłę przekonywania, ale czarnowłosy pozostawał od zawsze nieczuły na tego typu propozycje i kobiece wdzięki. Te sprawy po prostu wydawały mu się bezsensowne i mało godne uwagi, zwłaszcza gdy była robota do wykonania. Dzięki tak prostym zadaniom, miał resztę dnia praktycznie dla siebie, lecz wcale w tym czasie nie odpoczywał.
        Starał się zgromadzić jak najwięcej informacji i to praktycznie o wszystkim o czym tylko był w stanie. Nie tylko chciał nadrobić zaległości z jednego dnia, w którym mogło w jego mieście wiele się pozmieniać, zwłaszcza w półświatku, ale przede wszystkim, chciał być tym razem dobrze przygotowanym, by historia poprzedniej akcji się nie powtórzyła. Nie miał do elfki pretensji, że była zawiedziona tą współpracą, po pierwsze z góry zakładał, że tak będzie, bo był nikim, komu należałaby się chociaż jedna miliardowa uznania, po prostu sam z siebie wiedział, że zawalił.
        Gdyby od samego początku wiedział, że tamci byli tylko mięsem armatnim i zasłoną dymną dla gościa cały czas biorącego z życia całymi garściami w bogatszej dzielnicy, zaoszczędziliby masę czasu, a sam Vasko nie byłby najprawdopodobniej teraz w takim stanie. No i mógłby się wtedy przyjrzeć dokładnie tym nowym prochom, które były rozprowadzane. Mógłby ich spróbować, a po tym kto wie, może i samemu dla siebie wytworzyć. Nie chciał kolejny raz popełnić tego samego błędu, dlatego zawczasu jak tylko mógł starał się znajdować we wszystkich kluczowych miejscach, gdzie mógłby zyskać interesujące informacje w różnych dziedzinach.

        Z jednych takich informacyjnych łowów właśnie wracał. Chciał zasiąść do swojej "alchemicznej aparatury" i rozpracować coraz częściej pojawiające się na rynku eliksir, który rzekomo ma zapewniać nieśmiertelność. Cena była dla zwykłego mieszkańca dość kosmiczna, dla Panów z wyższych sfer to zaledwie gorsze w porównaniu do tego co można było zyskać, bo czymże jest pięć złotych gryfów w zamian za wieczne życie w zdrowiu i urodzie? Dla starych, schorowanych i kalekich był dość wysoki upust, bo mieli jedynie zapłacić dziesięć ruenów. Dla Vasko to i tak była strata pieniędzy, na szczęście udało mu się znaleźć butelkę z resztkami tego olejku na śmietniku i chciał się mu właśnie lepiej przyjrzeć.
        Wspinaczkę po schodach udaremniła mu jednak barmanka, która patrzyła na wychudłego chłopaka surowo, jakby chciała go zabić wzrokiem. Cień wiedział o co chodzi, od kilku lat, co kilka dni była ta sama śpiewka. Aż dziw brał, że dziewczynie się to jeszcze nie znudziło.
        - Nie ma przymusu, by codziennie wykorzystywać swoje dzienne racje żywnościowe. Zjem jak będę głodny - mruknął spokojnie, bez większych emocji w głosie. Co najwyżej był tylko zmęczony.
        - Powinieneś być głodny, ostatnim razem jadłeś pięć dni temu! - syknęła na niego. Vasko nie miał wątpliwości, że gdyby tylko mogła przywiązałaby go do krzesła, rozwarła mu na siłę paszczę i codziennie wpychała mu jego porcje prosto do gardła.
        - Daj Burcie, albo Ursusowi - wzruszył ramionami i spróbował ją wyminąć, lecz złapała go za ubranie, a wchodzący po schodach chłopak omal się przez to nie przewrócił do tyłu. - W porządku zjem - wyburczał niechętnie, nawet na barmankę nie patrząc.
        - Klientka od wieprzowiny czeka w kantorku - powiedziała w tym samym momencie co on się zgodził zjeść swoją dzisiejszą porcję. Vasko nie spodziewał się tego usłyszeć, dlatego, gdy na nią spojrzał, otworzył w zdumieniu szerzej oczy, co dość rzadko można było u niego zaobserwować, bo chłopaka mało co na świecie dziwiło. Skoro niemalże codziennie doświadczał nierealnych halucynacji...

        Nie wiedział, czego elfka mogła od niego chcieć, może go jeszcze trochę poniżyć za to, że sama musiała załatwić robotę albo, że bez niego wykonałaby swoje zlecenie w oka mgnieniu i bez najmniejszego uszczerbku. Opcji w sumie było dość sporo i to nawet wykluczając te związane z litością i współczuciem, których Cień nawet nie brał pod uwagę. Nie dowie się jednak które z jego przypuszczeń jest trafne, dopóki nie spotka się z elfką. I tak dziwne, że od razu nie wyjechała z Trytonii, nie wyglądała na taką coby siedziała tu dłużej niżby musiała. A skoro zlecenie zostało wykonane tamtego dnia, co ważnego mogłoby ją jeszcze tutaj trzymać?
        Po krótkiej chwili zaszedł do kantorka by się upewnić czy barmanka nie stroiła sobie z niego żartów, a gdy rzeczywiście dostrzegł elfkę, ze skowronkową broszką, zamknął za sobą drzwi i zbliżył się nieco by móc poznać powody jej przybycia.
        - Z tego co się orientuję Manty miały tylko zezwolić ci na swobodne działanie na ich terenie - odezwał się niemalże od razu, wywlekając na wierzch najbardziej dla niego prawdopodobną teorię odnośnie tego, co tu jeszcze robiła elfka. - Manty nie mają obowiązku ci za nic płacić, bo nie one były twoim zleceniodawcą. Po pieniądze powinnaś zgłosić się do swoich - mruknął mając nadzieję, że w ten sposób wszystko załatwi i zaraz będzie mógł odejść do siebie.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości