Równiny Andurii[Shari i okolice]Co wymyślą zakochane w sobie smoki?

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

[Shari i okolice]Co wymyślą zakochane w sobie smoki?

Post autor: Isambre »

Wcześniejsza przygoda

Zapach lasu przywoływał miłe wspomnienia. Gdy była mała, Isambre uwielbiała siadać na skraju urwiska i godzinami wpatrywać się w ogromne plamy zieleni ciągnące się aż po horyzont. Wyobrażała sobie wtedy, że tak właśnie wygląda świat: podzielony na bezkresne niebo i to, co pod koronami drzew. Później przyszedł czas na jego poznanie, pierwsze zachwyty i rozczarowania, ze znaczną przewagą tych drugich. Nie przeszkodziło jej to jednak oglądać wszystkiego przez różowe okulary i tryskać optymizmem, gdy nie przystoi. Dziś była o wiele ostrożniejsza, bo wiedziała, że w przeciwieństwie do zwierzęcej, ludzka dusza zawsze ma drugie oblicze. Na szczęście miała przy sobie kogoś, kto był gotowy jej bronić za wszelką cenę. Kogoś kto pragnął ją taką jaką naprawdę była i nie musiała się ukrywać. I ten ktoś właśnie próbował bezwstydnie położyć ręce na jej pośladkach.
- Obejmuj mnie, a nie obmacuj - fuknęła smoczyca na swojego partnera, spacerując pod jego ramieniem leśnym traktem.
Pogoda, jak i humor dopisywały. Nie padał deszcz, słońce przesączało się pomiędzy koronami drzew, a ptaki ćwierkały w buszu. Nie zabrakło również pisków przerażenia uciekających wiewiórek, ściganych przez białe coś z długimi uszami, również popiskującego z dezaprobatą na brak chęci zabawy ze strony leśnych mieszkańców. Isambre przyglądała się temu z uśmiechem na ustach, dopingując duszka i wskazując mu kolejne cele: tym razem zające, które podchodziły niebywale blisko dwójki pradawnych. Musiała przyciągać je nietypowa i spokojna aura smoczycy, bijąca silniej niż ta ponura smuga ciągnąca się za jej ukochanym. Kolejny dowód, że łuskowate jaszczury to nie tylko ziejące ogniem bestie. Isambre kochała las i wszystkie zwierzęta, nie goniła za złotem i lubiła pomagać innym, co było zupełnym przeciwieństwem jej towarzysza. To chyba przez to tak silnie się ze sobą związali. Czując na sobie jego spojrzenie, a raczej na swoim dekolcie, drobnej postury dziewczyna w biało-fioletowej sukience piruetem uciekła mężczyźnie i łapiąc go oburącz za szyję, pocałowała.
- I przestań na mnie patrzeć jak na trofeum - zachichotała bez wrogości.
To, jak River na nią patrzył bardzo jej odpowiadało. Dzięki temu czuła się pożądana, co budziło w niej odruchy, o których nie sądziła, że je posiada. Nie chciała jednak być tym osaczana, zwłaszcza teraz, gdy powoli zbliżali się do miasta.
Shari nie słynęło z wojennych podbojów, jego mury były niskie, a brama zawsze otwarta dla podróżnych. W ciągu godziny mijały się tu dziesiątki karawan i tabuny wędrownych kupców szukających szczęścia w interesach. Ludzie wydawali się przyjaźnie nastawieni, uśmiechali i kłaniali się sobie nawzajem w geście pozdrowienia. Nikt niepokoił pary pradawnych istot, a gdyby nawet chciał, ci szybko zniknęli w tłumie. Przez większość czasu prowadziła Isambre. Smoczyca wiedziała jak poruszać się w tłumie, nie od dziś żyła wśród ludzi, znała ich zwyczaje i przyzwyczajenia. Jednym z nich były niestety krzywe spojrzenia i zduszone przekleństwa, gdy ktoś pchał się pod prąd, wchodząc wszystkim pod nogi, które spadłyby na Rivera, gdyby właśnie nie ona. A tak to nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi, może poza kilkoma młodzieńcami zauroczonymi dziewczyną w białej sukience. Jedno spojrzenie na jej towarzysza skutecznie ich jednak odstraszało.
Kiedy dotarli na rynek, Isambre puściła dłoń ukochanego i zaczęła skakać od straganu do straganu, uważnie oglądając wszystko, co wpadło jej w oczy. Nic nie kupowała. Raz, że nie miała zbyt wiele pieniędzy, a dwa na ten moment nic nie potrzebowała. Szukała jedynie inspiracji dla ocieplenia atmosfery w ich ogromnej jaskini.
- Co myślisz o tym? - Wskazała Riverowi płachtę aksamitu w kolorze dojrzałych wiśni, odciągając go i Chibiego od stoiska z przekąskami. - Moglibyśmy pomalować skały w sypialni na taki kolor. Wiem nawet jak zrobić farbę z prawdziwych wiśni. Problem w tym, że potrzebowałabym z tuzin wielkich koszy.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Wbrew pozorom spacer do Shari był o dziwo bardzo przyjemny dla niezbyt przyjemnego dla świata gada. Oczywiście to, że ta podróż była relaksująca dla wulkanicznego jaszczura było w głównej mierze zasługą jego ukochanej partnerki, nawet mimo jej karcących uwag, które on i tak ignorował. No bo jak tu nie cieszyć się z towarzystwa tak pięknej istoty u swego boku? Irytować też się musiał przez obserwujące ich i kręcące się pod nogami zwierzęta, a chyba przede wszystkim przez lekkomyślne wygłupy Chibiego, choć te miały swoje dobre strony, bo płoszyły właśnie obserwujące ich futrzaki. Nie mniej stworek nadal był za głośno i mógłby z łatwością ściągnąć na nich kłopoty, a tego River nie chciał. Po ostatnich wydarzeniach jedynie o czym marzył to porządny wypoczynek i grzanie łusek w słońcu z zakleszczoną pod nim czarnołuską smoczycą, coby miał pewność, że mu się nie wywinie podczas chwili całkowitego lenistwa. Niestety niedawna przeprowadza do nowego i pierwszego ich wspólnego legowiska nie zwiastowała, by Jednooki szybko zrealizował swoje plany odnośnie słonecznych kąpieli. Nie miał Isambre za złe, że nie chciała spać w surowej, zimnej jaskini w stanie narutalnym i wolała ją jakoś ocieplić i "ucywilizować".
        Ciekawiło go czy rzeczywiście to ona miała dość gołych kamiennych ścian dokoła, czy chciała upiększyć ich legowisko dla gości. Miał nadzieję, że chodziło o jej własny kaprys. Jakoś nie wyobrażał sobie przyjmowania do jaskini obcych i beztroskich pogaduszek przy herbacie, czy tam wspólnego ogniskowania. Jeśli ci goście mieli by później być kolacją, to mógłby się jakoś na to zgodzić, inaczej wydawało mu się to tak abstrakcyjnym pomysłem, że nie umiał tego nawet nazwać. W takim rozrachunku już naprawdę wolał się poświęcić i wybudować drewnianą chatkę na szczycie wodospadu. Isa mogłaby wtedy przyjmować gości "po ludzku", a ich jaskinia i skarby pozostały by nadal ukryte przed ciekawskimi i chciwymi oczami. Oczywiście, wypadałoby powiadomić tutejsze władze o tym, że pod progiem zadomowiły im się dwa niepłacące podatków smoki, coby się nie okazało, że za tydzień będzie pod ich jaskinią kolejka szlachetnych rycerzy chcących uratować wyimaginowane księżniczki z łap okrutnych bestii, albo cała chmara łowców smoków i potworów, którzy nie dość, ze zarobią na ubiciu gadów, to jeszcze zarobią dziesięciokrotnie więcej na sprzedaży detalicznej łusek, kości, zębów czy nawet całych członków, na przykład takiej łapy, coby zrobić z niej gustowny świecznik, albo laskę maga.
        - Nie jak na trofeum, tylko jak na skarb - poprawił ją urażony, obejmując ją nagle w pasie, podnosząc lekko i z uśmiechem robiąc z nią kilka piruetów w miejscu, a po odstawieniu na ziemię sam zainicjował pocałunek. Kategorycznie miał już dość gości sprowadzających kłopoty w ich jaskini. Miał już postanowione, że dla ukochanej wybuduje chatkę i nic jego planów nie zmieni.

        Jak w lesie miał jeszcze dobry humor, tak po przekroczeniu bram miasta jego samopoczucie diametralnie się zmieniło na gorsze. Szedł spięty z ukochaną, z zaciętym i zawadiackim wyrazem twarzy obserwował wszystko dokoła, gotów w każdej chwili zaatakować. Dobrym było to, że przynajmniej Chibi już nie wariował, a jedynie przechodził z ramienia Rivera na Isambre i z powrotem, szukając sobie dogodnego miejsca, przede wszystkim punktu obserwacyjnego, którym ostatecznie została twarda głowa wyższego od czarnołuskiej, mężczyzny.
        Niemalże w tym samym czasie obaj unieśli głowy lekko w górę, a raczej nosy i zaczęli węszyć, czując przyjemny zapach świeżego pieczywa, mięs, a szczególnie pieczonych zwierząt i słodkich bułeczek.
        - Zaraz ciebie usmażę i zjem, jeśli dalej będziesz mi się ślinił na oczy - zawarczał z obrzydzeniem Jednooki przecierając dłonią już po raz wtóry mokrą od lepkiej śliny duszka twarz.
        Chibi stanął na jego ramionach i popiskując zaczął się tłumaczyć, prosić i argumentować jednocześnie byleby tylko zerknąć co za pyszności tu mają, zwłaszcza, że Isambre była zbyt pochłonięta przeglądaniem jakiś mało interesujących szmatek. River westchnął ciężko nie mogąc już znieść stepowania na swoich ramionach, a nie chcąc przez durnego zwierzaka się zdradzić i ściągnąć na siebie kłopotów. Zerknął kontrolnie na Isambre i obiecał sobie, że odejdzie tylko na sekundkę. Nie trzeba mówić jaki szczęśliwy był biały duszek, gdy uparty i nadopiekuńczy wobec partnerki jaszczur w końcu poszedł zobaczyć na stoiska z jedzeniem. Obserwując wszystkie pyszności szeroko otwartym okiem mu samemu ślinka leciała, ale nie był prostakiem jak Chibi by się ostentacyjnie przy wszystkich ślinić. Niestety na patrzeniu się jedynie skończyło, bo po pierwsze nie miał złamanej rueny, po drugie został odciągnięty od stoiska przez Isambre. Nim całkowicie marzenia o kawałkach wołowiny pieczonych na patyku z cebulą, papryką i ogórkiem umarły śmiercią naturalną, zdążył wymienić z duszkiem porozumiewawcze spojrzenia (nawet jeśli ten nie jadał mięsa) i Chibi zniknął mu z oczu. River natomiast pozwolił zaciągnąć się Isie do interesującego ją stoiska.
        - Z przeniesieniem koszy nie było by problemu, tak jak z dostaniem, w końcu to miasto głównie rolnicze, pewnie mają tu jakiś sad wiśniowy. Gorzej z zapłatą za takie zamówienie, nawet jeśli sam bym ich nazbierał - powiedział, poważnie się zastanawiając nad tym problemem. Oczywiście pomalowanie ścian krwią byłoby o wiele tańsze i ten sam odcień mogłoby się uzyskać, nie wspominając już o tym, że zostawienie ścian jaskini takich jakimi były, w modnym kolorze skały byłoby najtańszym rozwiązaniem, ale ugryzł się w język z tymi rozważaniami, nie chciał sprawiać ukochanej przykrości. Objął ją delikatnie i pocałował czule w głowę. - Może pomyślimy o tym jak już nieco się tu zadomowimy, a ja znajdę pracę. Co ty na to? - zaproponował łagodnie, zaraz jednak podrapał się smoczą łapą po głowie zerkając gdzieś w eter. - Zawsze można też wiśnie zastąpić innymi owocami, w lesie chyba widziałem krzewy z bordowymi jagodami. Co prawda są wyjątkowo trujące, ale przecież nikt ich jadł nie będzie - dodał po chwili, nie będąc pewnym czy w ogóle dobrze zrobił podsuwając jej ten pomysł.
        Po chwili dostrzegł kątem oka przemykającego po dachach Chibiego z jakimś zawiniątkiem w łapkach, złapał więc Isambre i pognał z nią na obrzeża miasta, nie tracąc futrzaka z oczu. Tym bardziej, że czuł za nim upajający zapach świeżo pieczonych i jeszcze gorących szaszłyków. Aż się wulkanicznemu przypomniały stare dobrze czasy, gdy stworek był dla niego nic nie znaczącym sługusem kradnącym dla smoka kosztowności. Dobrze wiedzieć, że po mimo czasu jaki upłynął, duszek wciąż nie wyszedł z wprawy.

        Prawdziwa sielanka, nikt zapewne nigdy nie chciał jej przerwać. W takim razie... Dlaczego na wszystkie diabły nagle nastała ciemność?!

Ciąg Dalszy: River
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość