Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dobry - odpowiedział mu Liranth bez emocji, patrząc na niego przesłoniętym delikatną mgłą spojrzeniem. - Tak, powiedział, że z moją żoną już wszystko dobre - odpowiedział Mitrze na jego pytanie, niezbyt przy tym słuchając kolejnych słó nekromanty, ale mimo wszystko dostosowując się do jego polecenia machinalnie i przyciszył swój głos.
        - Mam dbać o żonę i podawać jej te zioła - powtórzył, jednocześnie dając w ten sposób znać, że się tym faktycznie zajmie. A na pytanie czy chciałby pójść do Zahiry, kiwnął głową i poszedł za nekromantą.
        Kiedy znaleźli się na górze, Liranth niezbyt przytomnie podszedł do nieżyjącej córki i pogładził ją po główce, choć nie było w tym zbyt wielu uczuć, jakby robił to tylko dla zasady. Po tym kucnął przy żonie i ujął jej dłoń, zamierzając w ten sposób czuwać przy niej przez całą noc. Żadnych pytań nie miał, bo jak zahipnotyzowany może mieć jakiekolwiek pytania? Taka osoba przecież niezbyt kontaktuje z rzeczywistością, a nawet jeśli to nie jest za bardzo w stanie zrobić czegoś, co byłoby wbrew poleceniom hipnotyzującego.
        - Do drzwi proszę wyjść z pokoju, skręcić w lewo, zejść ze schodów, skręcić lekko w prawo, pójść parę kroków prosto i nacisnąć klamkę, by wyjść z domu - odpowiedział tępo, choć Mitra zastrzegł, że sam trafi do drzwi. Dokładnie go poinstruował, ale nie odprowadził go, ani też się w sumie nie pożegnał, cały czas siedząc przy ukochanej, przy której zaraz zasnął, gdy Aldaren z Mitrą odeszli od domu.

        Kiedy dotarli do domu, wampir od razu zaczął zwierzać się z tego co powinien już w sumie dawno powiedzieć, ale raz, że były ważniejsze priorytety, no i nie chciał martwić Mitry, szczególnie przed zabiegiem. Teraz nie czuł się jednak wcale lepiej, może nawet gorzej, ale wierzył, że Mitra go zrozumie. Z jednej strony nie chciał, by nekromanta musiał zawracać sobie głowę myśleniem o tym jak pomóc wampirowi, z drugiej strony skrzypek potrzebował wsparcia, bo obawiał się, że w pewnym momencie mógłby zrobić ukochanemu albo komuś innemu wielką krzywdę, bądź byłby już na tyle osłabiony, że nie byłby już w stanie ruszyć choćby oczami. Jego niepokój, szczególnie odnośnie tego pierwszego nie był wcale bezpodstawny, bo przecież pierwszą miłość swojego życia w ten sposób zabił, a kilka dni temu omal nie odebrał w ten sam sposób nie-życia Nihimy. Naprawdę nie chciał, by to samo spotkało w którymś momencie Mitrę.
        Kiedy Mitra stanął naprzeciw niego, Aldaren nieco się cofnął. Spojrzał na niego przepraszająco zbolałym wzrokiem, choć to mogło na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądać na zaniepokojone przez tęczówki całkiem pogrążone w krwistej czerwieni, nieco jarzącej się w półmroku panującym w przedpokoju. Naprawdę nie czuł się obecnie najlepiej i kompletnie sobie nie ufał w tej chwili.
        - Tak... - wychrypiał w odpowiedzi na pytanie blondyna, ponownie spuszczając ze wstydem głowę. - To nie była tylko kwestia zarwanej nocy - przyznał i chciał schować pod zdrową dłonią pogryziony, nada lekko spuchnięty nadgarstek, by powiedzieć i o tym nekromancie, na spokojnie, lecz wtedy nagle Mitra zarządził zmianę miejsca odpowiedniego na rozmowy i nim wampir zdołał w ogóle o tym pomyśleć, został chwycony za dłoń i pociągnięty za przejętym błogosławionym do salonu.
        - Wiem o tym - przyznał mu rację w kwestii głodzenia, ale na prawdę nie widział innego najbezpieczniejszego dla innych rozwiązania, dopóki on nie opracuje najlepszego substytutu. - To nie jest takie proste Mitro... Mimo tego, że niemal wyssałem całą krew z Nihimy, po naszej kłótni po powrocie od niej zacząłem odczuwać na nowo głód. Zaspokajanie go nie jest żadnym rozwiązaniem, bo mam wrażenie, że za każdym razem potrzebuję jej coraz więcej i więcej. Boję się, że to tylko spotęguje ten problem, pomijam fakt, że przy obecnych wydatkach, nie powinniśmy wydawać tyle pieniędzy, by ugasić moje pragnienie krwi. A jeśli z głodu przestanę mieć siły na cokolwiek, to chyba nawet dobrze, bo wtedy w końcu będę miał pewność, że cię nie skrzywdzę - odpowiedział ukochanemu. Widać było, że chciał wylecieć z kolejnym argumentem, ale zrezygnował, bo wiedział, że to nic nie da. Mitra się zwyczajnie uparł, by zmusić wampira o pójście w końcu po rozum do głowy.
        - Nie chodzi o to byś wychodził czy nie - westchnął, powoli coraz trudniej będąc w stanie zachować spokój i się nie zirytować. - Mitro, ja naprawdę nie chcę się nią... - zaczął, lecz Mitra wciął mu się w zdanie, a to do czego dążyła jego wypowiedź... kompletnie sparaliżowało skrzypka.
        Stał jak ostatni kretyn z lekko rozchylonymi ustami zamarłymi w pół zdania i szeroko otworzonymi, czerwonymi oczami. Szok przeplatał się z ogromnym niepokojem. W prawdzie brzmiało, jakby Mitra wziął wszystko pod uwagę by się zapewnić sobie bezpieczeństwo i jednocześnie zaradzić obecnemu problemowi Aldarena, ale ten nadal nie był przekonany, nie ważne jak dobrze przemyślany ten pomysł by był. Jego wampirza strona aż się wyrywała, by skorzystać z tej kuszącej propozycji i to bez czekania, aż nekromanta napełni wspomnianą butelkę. Jednakże jego ludka cząstka czuła się bardziej niż przyparta do muru i to ze spętanymi za plecami rękami, by nie mógł się bronić. Czuł się... w sumie jeszcze gorzej niż tych kilka minut temu, gdy weszli do domu i postanowił się Mitrze zwierzyć ze swojego problemu. Spuścił głowę, zaciskając obie pięści, jakby to miało mu jakoś pomóc się uporać ze wszystkimi negatywnymi emocjami.
        - Wypiję je... - burknął ochryple cicho pod nosem, kompletnie pokonany. - Wypiję, ale nigdy więcej, nie mów, że będziesz upuszczał sobie krwi! - powiedział głośniej podłamany tą wizją. Jak Mitra mógł w ogóle myśleć, że Aldaren będzie w stanie poczuć się lepiej po czymś takim? Może i fizycznie odzyskałby siły, ale psychicznie mogłoby być o wiele gorzej. Świadomość tego, że Mitra miałby upuszczać niemalże co chwila swojej krwi po kres swoich dni tylko i wyłącznie dlatego, by ugasić pragnienie wampira, nie była zbyt pocieszająca i był pewien że nigdy nie będzie. Już chyba wolałby, aby Mitra sprawiał sobie ból dla samego siebie, a nie dla skrzypka.
        Zaraz po swojej decyzji skierował się ze spuszczoną głową w stronę barku, gdzie zaraz pochwycił drżącą dłonią szyjkę jednej z butelek. Nie otworzył jej od razu i nie wlał sobie do gardła. Wahał się i przez to skrzywił do samego siebie. Choć nie powinien mieć w tym momencie nawrotu wspomnień odnośnie Fausta, bo wiedział, że Mitra chciał mimo wszystko dobrze, nie był jednak w stanie odciąć się od obrazów z przeszłości, w których to na różnorakie okrutne sposoby był zmuszany przez swojego mistrza do spożywania krwi.
        Szkło delikatnie popękało od tego jak mocno ścisnął ją w tym momencie wampir, lecz się nie potłukła i nie poraniła jego dłoni. Odkorkował sprawnie i nie myśląc o tym, że Mitra patrzy, przyłożył gwint do ust i przechylił butelkę, niemal do pozycji pionowej ale z denkiem skierowanym do góry. Pił łapczywie jak odwodniony podróżnik po tygodniu spędzonym na pustyni bez kropli wody. Oczy mu się lekko przeszkliły, że został do tego zmuszony, mimo że tyle tłumaczył, że nie chce pić krwi. Zaraz odstawił pustą butelkę, w sumie nawet szybciej niż przystawił ją do ust po wzięciu.
        Był wściekły z powodu swojej słabości, załamany, że choć tyle się starał nie pić krwi, jego postanowienie szlag trafił, w sumie czuł się jak kupa łajna. Sfrustrowany sięgnął po kolejną butelkę. Z całych sił starał się nie gniewać na Mitrę, ale... było to naprawdę trudne, bo gdyby nie jego poroniony pomysł... Był tak rozbity wewnętrznie, że nawet nie wiedział czy zaczął kolejną żłopać z głodu by może by zrobić w jakiś pokraczny sposób na złość Mitrze. Może by go wystraszyć?
        Cokolwiek to było, los mu odpłacił podświadome żywienie urazu do nekromanty, gdy w pewnym momencie lekko cofnęło mu się to co pił, a że cały czas w siebie wlewał posokę, zachłysnął się. Odstawił do połowy wypitą butelkę i się oparł jedną dłonią o barek, gdy druga zasłaniał usta, a po tym nią je przetarł.
        - Oddaj sprzedawcy tę butelkę i zażądaj zwrotu pieniędzy, a jeśli będzie ci robił problemy, ja się tym zajmę - powiedział ochryple do nekromanty, nadal stojąc do niego plecami.
        Czuł jak ciepło opanowuje jego ciało, jak odzyskuje nieco swojego wigoru i sił. Spojrzał kątem oka na nadgarstek, z którego zeszła opuchlizna, a strup od ukąszenia wampirzego dziecka, zmniejszył się o połowę. Westchnął ciężko, by odzyskać spokój nim się odwróci w stronę Mitry. Kiedy to zrobił z oczu skrzypka zaczął znikać szkarłat, zastępowany jego naturalnym, lazurowym odcieniem. Miał dłoń przytkniętą do ust, na której naciągniętym rękawem, ścierał resztki krwi z nich, a zwłaszcza to co uciekło mu kącikami i spłynęło na brodę.
        Zerknął przez ramię na butelki stojące na barku, a po tym na Mitrę, choć serce miał ściśnięte z żalu, że w ogóle do czegoś takiego doszło, ale naprawdę wolał już się katować piciem czyjejś krwi, niż dopuścić do tego, by Mitra poił go swoją własną.
        - Półtorej butelki na cztery dni... - mruknął jednocześnie w zamyśleniu i w oczekiwaniu na aprobatę Mitry. - Co ty na to? - zapytał, zbliżając się do nekromanty. W prawdzie ciężko było mówić o pogodzie ducha skrzypka w tej chwili, ale przynajmniej miał łagodny wyraz twarzy, który co najwyżej mógł przywodzić na myśl znużenie ciężkim dniem, na pewno nie złość, przygnębienie czy rozczarowanie.
        - A jeśli chodzi o zmniejszenie mojego głodu... dam sobie z tym radę - powiedział przysiadając na sofie, trzymając się zdrową dłonią za tą nieco podleczoną, po której strupie schowanym pod rękawem lekko gładził kciukiem. - Zadbam o to, byś był bezpieczny, więc nie musisz się przejmować moim...moją wampirzą naturą - zapewnił zerkając z czułością na blondyna. Naprawdę musiał się wziąć w tej kwestii ostro do pracy, by już nigdy nie przyszedł Mitrze do głowy ten durny pomysł z upuszczaniem swojej krwi.
        - Liranth sprawiał jakieś problemy? - zapytał, w ramach zmiany tematu i przejścia do spraw ważniejszych. Zwłaszcza związanych z medycznym debiutem Mitry po tylu latach. - No i co z Zahirą?
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie podejrzewał, że Liranth może być pod wpływem czarów - spodziewał się raczej, że jest zmęczony i przytłoczony. Nie dojrzał bielma magii na jego oczach, bo i chyba nie chciał go widzieć. Mówił co miał do powiedzenia, a gdy kupiec dawał mu sygnały, że słyszy i go rozumie, było wszystko w porządku. Był spokojny o Zahirę. Zresztą, zamierzał ją i tak następnego dnia odwiedzić, by upewnić się, że wszystko w porządku i że sobie radzi. Z tym postanowieniem wyszedł, zastanawiając się przez chwilę czemu Liranth tłumaczył mu drogę do wyjścia - przecież raz, że powiedział, że trafi, a dwa: nie była to specjalnie skomplikowana trasa. Nieważne - to był po prostu ciężki dzień dla wszystkich. I co więcej jeszcze się nie skończył - dla Mitry być może dopiero się zaczął.

        Podczas rozmowy w salonie błogosławiony starał się zachowywać spokój i racjonalne myślenie, choć był bardzo zdenerwowany. Martwił się o swojego ukochanego - jego problem był poważny, a rozwiązane… Niepoważne. Przynajmniej w jego ocenie, no bo głodzenie się nie mogło w niczym pomóc. Na dodatek skoro to wydarzyło się po tym incydencie z Nihimą, minęło już parę dni, w których Aldaren cierpiał w milczeniu. Mieli sobie o wszystkim mówić… No dobrze, wiele się działo, przechodzili przez bardzo intensywne wzloty i upadki, ale przecież później był moment, gdy skrzypek mógł powiedzieć co go gnębi. No tak… Powiedział, że nie chciał go rozkojarzyć przed zabiegiem. Może i miał rację… Niby podczas zajmowania się Zahirą Mitra był przez moment w swoim świecie, ale kto wie co by było, gdyby czekały na niego poważniejsze problemy. Bo tak: stan swojego ukochanego uważał za poważny problem. I bardzo się nim przejmował. I co więcej: wcale tego nie zamierzał ukrywać i udawać, że jest w porządku. Chciał mu pomóc, jakoś zaradzić na jego stan… Tylko zupełnie nie rozumiał jego toku rozumowania. Jakże ironiczne - przecież sam miał problem z zaakceptowaniem swojej natury.
        Jego starania, propozycje i pomysły nie spotkały się z aprobatą. Wydawało mu się, że pomyślał o wszystkim albo chociaż prawie wszystkim, że powinno być dobrze. I miał cichą nadzieję, że Aldarenowi zrobi się miło z powodu tego podarku, jaki dla niego szykował. To było coś intymnego, bardzo osobistego. Mitra wiedział, że wcześniej mieli spięcia na tej linii, ale wydawało mu się, że to była kwestia formy i okoliczności - że jeśli skrzypek będzie mógł pić jego krew bez gryzienia go, będzie mu lżej. Co prawda nekromanta skrycie marzył o tym, by Aldaren kiedyś pił prosto z jego szyi, ale… To mogło poczekać.
        Postawa ukochanego zdradziła błogosławionemu, że wszystko poszło nie tak, nim w ogóle to usłyszał. Choć chciał pomóc, skrzywdził skrzypka… Po raz kolejny. Zaraz zrobiło mu się od tego niedobrze, poczuł żal i już prawie wszystko odwołał. Jednak nabrał wody w usta i nic nie powiedział, bo najważniejsze było, żeby Aldaren coś wypił, cokolwiek. Musiał się posilić, by nie opaść całkowicie z sił.
        - Ren… - jęknął błogosławiony, cofając się. Później zrobił krok do przodu, jakby próbował go powstrzymać, ale ostatecznie został tam gdzie stał. Z żalem w oczach śledził ruchy skrzypka, zaciskając palce na swoich ramionach i wbijając sobie w nie paznokcie. Widział ile to kosztowało skrzypka, jak zaciskał powieki, jak nerwowe były jego ruchy. Z całej jego postawy emanowało, że robił to wbrew swojej woli… ale cholera, to dla jego dobra! Przecież nie krzywdził nikogo pijąc krew z banku, ona była legalna. Oczywiście bał się jeszcze, że pijąc krew będzie tylko wzmagał swój głód… Lecz i tu mógł się mylić. Niech to, dlaczego nie mogli o tym spokojnie porozmawiać.
        Aresterra drgnął, gdy skrzypek się zakrztusił, jakby coś wyrwało go z transu. Zrobił krok w jego stronę, wyciągając ręce - chciał mu pomóc. Jednak wiedział, że nie zostałoby to dobrze przyjęte. Aldaren go w tym momencie nienawidził. Dlatego Mitra milczał, choć został zapytany o opinię. Stał w miejscu i patrzył za skrzypkiem, gdy ten poszedł w stronę kanapy. Ton jego głosu - czuły, łagodny - jedynie zdenerwował nekromantę.
        - Ren, nie rób uników - upomniał go Mitra, starając się mówić spokojnie, choć miał zaciśnięte zęby. To nagłe wyciągnięcie tematu Lirantha i Zahiry było wręcz bolesne. - Sam zacząłeś temat, więc nie uciekaj od niego nim nie został skończony. Najpierw mówisz mi o swoim problemie, a teraz każesz się odsunąć, nie przejmować i co, może jeszcze udawać, że tematu nie było? Bo nie spodobało ci się to, co zaproponowałem? Przepraszam, nie wiedziałem, że tak cię tym zranię. Chciałem dobrze, chciałem o ciebie zadbać. Cholera, czemu to wszystko cały czas ma działać w jedną stronę? Wytłumacz mi to, bo nie rozumiem. Dlaczego to ty zawsze masz dbać o mnie, a ja nawet nie mogę się o ciebie martwić? Dlaczego nie mogę z tobą rozwiązać twojego problemu?
        Nekromanta starał się nie podnosić głosu, mówić w miarę spokojnie, choć słychać było, że wręcz wrzał od emocji. Przejmował się. Wcześniej chodził po salonie, teraz jednak zbliżył się i przysiadł przy Aldarenie. Wyciągnął rękę, lecz się zawahał. Nie wiedział, czy może go dotknąć… Lecz zaryzykował. Ujął skrzypka za dłoń i spojrzał mu w oczy z troską i smutkiem.
        - Ren, nie liczą się pieniądze, nie liczy się czas. Ty jesteś dla mnie najważniejszy, to ty się liczysz najbardziej. I nie chcę, byś cierpiał. I nie chcę, byś cały czas się ode mnie odsuwał… Ze strachu. Chcę ci pomóc z twoim problemem, bo jesteś dla mnie najważniejszy, najdroższy na świecie. Jeśli mój pomysł ci się nie spodobał… Przepraszam. Chciałem dobrze, byś nie musiał szukać pomocy gdzie indziej. Dla mnie to jest naprawdę coś ważnego, coś wyjątkowego…
        Mitra przerwał na chwilę i westchnął. Spojrzał na wampira z troską i już nie żalem, a czułością. Ostrożnie, jakby jeszcze pytał o pozwolenie, przytulił go do siebie, przygarniając jego głowę do swojego ramienia.
        - Jestem tu dla ciebie, Ren - oświadczył szeptem. - Półtorej butelki na cztery dni… Zgoda. Od tego zacznijmy. Ale pozwól mi, bym mógł z tobą rozwiązać twój problem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nagła reprymenda Mitry, choć blondyn starał się nie unosić i zachować spokój, zmusiła Aldarena do poniesienia głowy i spojrzenia na niego. W trakcie jednak im więcej słów wydobywało się z ust nekromanty, tym bardziej wampir ponownie spuszczał swój wzrok. Mitra miał całkowitą rację, bo...w sumie odkąd się znali, skrzypek przedkładał bezpieczeństwo i dobre samopoczucie nekromanty nad swoje własne. Chyba jedynym wyjątkiem był ten wyjazd z polecenia Ariszii, ale i tak w sumie nie do końcu. Zgodził się przecież na tę wyprawę po to, aby otrzymać zgodę na stworzenie szpitala w tym mieście. Zrobił to przede wszystkim dla Mitry by jego marzenie z dzieciństwa mogło się spełnić.
        A po tym został zaatakowany przez Zabora i w sumie nie miał wtedy wcale innej postawy, niż obecnie. Był ledwo żywy, choć może bardziej nieżywy, niż w tej chwili I kazał Xarganowi nie wpuszczać Mitry do siebie. Nie chciał go budzić, martwić, niepokoić. Zamierzał sobie z tym poradzić jakoś samemu. I nie zmądrzał od tamtego momentu. Niczego się nie nauczył. A gdyby tylko nie był taki uparty i skończył ze swoją dumą, bez wątpienia uniknęli by większej części swoich kłótni. Ich związek byłby mniej burzliwy, co było przeciwieństwem tego, co Aldaren chciał osiągnąć swoim trzymaniem Mitry od zmartwień związanych z lazurowookim.
        Mitra nawet nie wiedział jak bardzo Aldaren chciał by temat faktycznie się zakończył, by został zapomniany, by mogli przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Czy tam już w sumie wieczoru. Chyba biorąc pod uwagę jedynie to, wychodziło, że faktycznie był egoistą. I to nawet prawdopodobnie o masochistycznych zapędach. Znaczy...nie zamierzał temu przeczyć, ale też raczej otwarcie by się do tego nigdy nie przyznał, zwłaszcza Mitrze. Niebianin wiele w życiu wycierpiał i naprawdę nie powinien wiedzieć, że komuś mogłoby się to podobać. Szczególnie wampirowi, który również nie miał lekkiego życia, choćby epizod z jego przemianą.
        - Nie, że nie spodobał mi się twój pomysł... - mruknął skruszony, ale nie rozwijał tego tematu, bo w sumie to był tylko wstęp do głównej kwestii, która dręczyła Mitrę. Nie chodziło już o ten jeden przykład, a o całokształt. I nie był pewien co odpowiedzieć nekromancie, by usatysfakcjonowała go ta odpowiedź. Westchnął, bo w sumie gdyby odpowiedział wymijająco to mogłoby być bez wątpienia tylko gorzej. To...był chyba ostatni raz kiedy mógł popełnić ten błąd, że milczał, bądź podsuwał inne odpowiedzi, byle by tylko nie mówić całej prawdy. Wiedział, że nie tak powinien wyglądać prawdziwy związek, ale naprawdę chciał dobrze.
        - Bo na to naprawdę zasługujesz - odpowiedział w końcu i to naprawdę tak jak to widział ze swojej perspektywy. - Tyle w życiu wycierpiałeś, że zasługujesz na wszystko co najlepsze, na szczęśliwe życie bez żadnych trosk. Ja na to nie zasługuję. Nie od tak wspaniałego i dobrego człowieka. Moje dłonie są zbroczone krwią Mitro. I to nie tylko Fausa... To dlatego nie chcę byś się o mnie martwił. Zwyczajnie na to nie zasługuję. Zwłaszcza, że ktoś musi zostać osłabiony, dać upuścić swojej krwi, bym mógł być w pełni sił - wyznał przybity. Przestał się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku, bo tym razem postanowił rzeczywiście postawić na szczerość i uszanować powagę sytuacji. Fakt, był egoistycznym tchórzem i wiele by dał by definitywnie zamknąć ten temat, lecz wiedział, że nie przyniosłoby to niczego dobrego.
        Kiedy Mitra zbliżył się do siedzącego na kanapie skrzypka, a po tym ujął jego dłoń, widać było, że mimo swojego przygnębienia, rozluźnił się nieco. Cały czas chciał trzymać jeszcze niedawno Mitrę na dystans, ale prawda jest taka, że na dłuższą metę, bardziej niż bez krwi, nie mógłby wytrzymać bez bliskości ukochanego. Po tym, gdy Mitra zaczął mówić o tym jak ważny był dla nekromanty, że naprawdę chciałby się chociaż tak odwdzięczyć wampirowi za to, co ten dla błogosławionego robił. Że karmienie go swoją krwią nie byłoby dla Mitry żadnym problemem.
        Dał się przytulić, odetchnął głęboko, znajdując ukojenie w ramionach swojego ukochanego. Objął go delikatnie i przymknął oczy. Będzie ciężko, ale chyba będzie musiał się przyzwyczaić do mówienia Mitrze absolutnie wszystkiego co mu na sercu leżało. A nawet, doszedł do - miał nadzieję - satysfakcjonującej dla nich obu ugody. Bez wątpienia był to Mitrze winny, a przynajmniej do momentu zakończenia swoich poszukiwań idealnego panaceum na wampirzy głód. W sumie jakby tak sprawdzić krew demonów?
        W końcu całkiem skapitulował. Nie zastanawiał się czy to przez mocne argumenty ze strony Mitry, jego pełen troski i czułości ton czy może te oczy pełne niemej prośby. Już od jakiegoś czasu nie siedział ze spuszczoną głową. Jeszcze chwilę temu opierał ją na ramieniu blondyna, rozkoszując się z przymkniętymi oczami, by po tym na niego spojrzeć. A nawet kiwnąć z aprobatą głową.
        - Półtorej butelki zwykłej krwi na cztery dni albo... - mruknął i się zawahał z zakłopotaniem uciekając wzrokiem gdzieś w bok - ...albo pół butelki twojej na cztery dni - dokończył, zerkając niepewnie na Mitrę.
        - Naprawdę wolałbym, byś nie musiał sobie upuszczać krwi, ale jeśli naprawdę byś tego pragnął, bym żywił się...pił wyłącznie...hmm... - zamyślił się szukając odpowiedniego słowa, by nie urazić Mitry, nie potraktować go przedmiotowo nazywając to wprost. Od wypitej niedawno krwi, nadal wypełniającej jego żyły i odżywiającej całe ciało, nadającej skórze zdrowszego odcienia oraz "żywego" ciepła, bez problemu dało się dostrzec jak jego policzki się zaczerwieniły nieco bardziej. To wyglądało jakby było dużo trudniejszym dla niego zadaniem, niż powiedzenie Mitrze wprost o swoim problemie czy przełamanie się do wypicia jednak tej butelki.
        - Mógłbym się zgodzić byś mi pomógł w pokonaniu mojego problemu i naprawdę byłbym rad z tego powodu, ale... nie jestem pewien czy z tego powodu nie będę musiał na jakiś czas wyjechać z Maurii - powiedział szczerze i ze smutkiem patrząc na ukochanego.
        Nie to żeby chciał uniknąć tematu, uciec z kraju przez swój problem i poczekać, aż wszystko się unormuje, bo w sumie myślał odwiedzeniu jednego miejsca, gdy opuszczał Katakumby. Niby względnie dobrze się zaopatrzył na maurijskim czarnym rynku w niektóre składniki przeważnie służące leczeniu anemii i niskiego poziomu hemoglobiny we krwi, ale wątpił by to dało jakiś bardziej zadowalający rezultat. Był święcie przekonany, że rozwiązanie nie mogłoby być takie łatwe. Niby mógłby poradzić się Lilianny, by skontaktowała się ze swoim dziadkiem w tej sprawie, ale to zajęłoby stanowczo zbyt wiele czasu, a i tak wątpił by w ogóle mu pomogli, skoro potępiali jego rozwiązanie w kwestii anestezjologii. A ta osoba mogła by faktycznie być w stanie, choćby nakierować skrzypka na właściwe tory.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra widział, że jego przemowa sprawia, że Aldaren coraz bardziej kuli się w sobie, ale niech to, musiał to powiedzieć, bo inaczej nigdy nie dojdą do porozumienia i nigdy nie naprawią tego, co jego zdaniem było do naprawienia. Albo też jego ukochany nie będzie miał okazji przekonać go, że tak naprawdę wszystko gra i tak to powinno działać. No bo kto wie, może tak faktycznie powinno być, a to nieznający się na związkach nekromanta miał o tym mylne pojęcie. Może milczenie było receptą na to, by wszystko było w porządku… Ale póki co on się na to nie zgadzał. Chciał, aby było inaczej i chciał pomóc Aldarenowi z jego problemem. Wylał więc wszystko, co leżało mu w tej kwestii na sercu i teraz to skrzypek miał okazję wyrazić swoje zdanie.
        Już po tonie wampira Mitra poznał, że choć to było bolesne, w końcu udało mu się do niego dotrzeć i doprowadzić do szczerej rozmowy. Nawet lekko się uśmiechnął, aby skrzypek poczuł w nim wsparcie. No i nie da się ukryć, że było mu miło, gdy słuchał, że zasługuje na życie bez trosk. Problem polegał na tym, że Mitra wiedział, że życie to nie bajka i jakieś troski zawsze się znajdą, a od tych, które dotyczyły kogoś tak bliskiego jego sercu, nie mógł i nie chciał się odwrócić. Tym bardziej nie mógł się pogodzić z tym, co Aldaren mówił o samym sobie. Te słowa raniły, jakby były skierowane bezpośrednio pod adresem niebianina. Aż pokręcił stanowczo głową.
        - Zasługujesz - oświadczył cicho. - Bo JESTEŚ dobry. Nikt nie pomógł tylu osobom tak bezinteresownie jak ty…
        Mówiłby dalej i więcej, ale komplementy na razie musiały poczekać - zaczęliby się licytować na osiągnięcia, a umknąłby im główny temat rozmowy, to nieszczęsne picie krwi. A że obojgu najwyraźniej lepiej rozmawiało się, gdy byli blisko siebie, może to i lepiej, że w końcu się przytulili. Mitra nawet przez moment nie zastanawiał się, czy w ten sposób nie wymusza odpowiedzi na swoim ukochanym - dostrzegł już wcześniej, że skrzypek jest uległy na dotyk, że dzięki niemu się uspokaja… i być może prędzej zgadza się ze stanowiskiem Mitry. Tym razem nekromanta był pewny, że nawet jeśli była to zagrywka troszkę nieczysta, to temat był dla Aldarena zbyt ważny, by dał się tak nieumyślnie podejść. Odpowie szczerze, po prostu na spokojnie.
        Ren podniósł głowę, a Mitra na niego spojrzał. Ich wzrok się spotkał i już wtedy - na chwilę przed usłyszeniem tego na głos - niebianin był przekonany, że zna odpowiedź. I że chociaż trochę uda mu się ugrać. Nie spodziewał się jednak, że uzyska aż tyle. Propozycja Aldarena sprawiła, że Mitra zaniemówił i zamarł niczym posąg, z szeroko otwartymi oczami. Wydawało mu się, że się przesłyszał, ale nie, skrzypek naprawdę zaproponował, że może pić jego krew. Że będzie brał tą kupną albo… jego… Błogosławiony poczuł jak robi mu się ciepło na sercu i ogarnia go prawie tak wielkie szczęście jak wtedy, gdy Aldaren mu się oświadczył. Więc gdy skrzypek spojrzał na niego tak niepewnie, dostrzegł, że jego ukochany uśmiecha się do niego z miłością i wdzięcznością.
        - Ren - przywołał go, gdy zaczął się usprawiedliwiać. Czule objął go dłońmi za twarz. - Ren, jest dobrze. Cieszę się, że się zgodziłeś. To dla mnie wiele znaczy. Dziękuję, Ren…
        Mitra był tak wdzięczny, że postanowił swoją radość okazać pocałunkiem, tak jak podczas oświadczyn. Pocałował Aldarena głęboko, z westchnieniem przyjemności. Mocno objął skrzypka, a że siedząc obok było mu niewygodnie, podniósł się i klęknął okrakiem nad jego nogami. Nie usiadł na jego udach, nie oparł się na torsie, ale i tak było to kolejne przełamanie bariery, jakie udało im się osiągnąć. Tym bardziej, że gdy po chwili nekromanta się opamiętał, wcale nie usiadł obok tylko nadal tak klęczał i słuchał, patrząc na ukochanego zamglonym wzrokiem.
        - Przepraszam, przerwałem ci - usprawiedliwił się, ukradkiem oblizując wargi w zupełnie nieświadomie zmysłowy sposób.
        Wydawało mu się, że kwestia pomocy w złagodzeniu głodu Aldarena będzie tą łatwiejszą, a wyszło na to, że chyba trochę się przeliczył. Najpierw skrzypek zaczął coś kręcić, a mina Mitry trochę przygasła, by już zupełnie zrzednąć na wieść, że to wiązałoby się z wyjazdem.
        - Co? - Niepocieszony nekromanta wrócił do normalnego siedzenia na kanapie obok skrzypka. - Kiedy? Na ile? No i… gdzie?
        Widać było, że Mitra był bardzo poruszony tym wyznaniem. Bardzo - choć podświadomie - cierpiał podczas ich ostatniego rozstania i myśl, że teraz znowu miałby tygodniami nie widzieć swojego ukochanego, była dla niego bardzo zasmucająca. Teraz, gdy ledwo od kilku dni są razem, gdy dopiero wydarzyły się te wszystkie piękne chwile, a Mitra na nowo zaczął cieszyć się życiem…
        - Ren… - Aresterra zaczął dość niepewnie, kuląc ramiona i drapiąc się po karku, nieświadomie małpując ruchy skrzypka. Sam się sobie dziwił co właśnie zamierzał powiedzieć. - Jeśli… To samolubne, zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał, ale nie chciałbym, byś wyjeżdżał… Sam… Ale nie chodzi mi o to, byś został! - zastrzegł szybko, bo spodziewał się jak to może zabrzmieć. Zaraz jednak znowu z zawstydzeniem spuścił wzrok. - Tylko pomyślałem czy może… Nie zabrałbyś mnie ze sobą?
        Mitra zerknął na skrzypka, by przekonać się o jego reakcji, ale tak dyskretnie, by nie było widać, że on sam trochę się zarumienił, gdy o to poprosił.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Prawdopodobnie, gdyby Mitra nagle Aldarena nie przytulił, wampir zacząłby dyskutować, że wcale nie jest tak dobry jak się niebianinowi wydaje i w sumie z jego iście anielską dobrocią nie ma się nawet co równać. Blondyn chyba wiedział o tym, skoro zaraz tak śmiało objął nieumarłego. A może po prostu nie był tego świadomy i prócz zwykłej chęci przytulenia ukochanego, nie było w tym ruchu żadnej ukrytej motywacji. Co by to nie było i bez względu na to jaki efekt Mitra chciał osiągnąć, i tak się udało. Aldaren odpuścił chęć dalszego perswadowania, że był raczej koszmarem dla innych, niż osobą faktycznie dobrą.
        No i się przytulił, bez oporów tracąc całą swoją spiętą postawę, by dalej uparcie trwać przy swoim zdaniu, że krwi pił nie będzie i kropka. Nawet lepiej - widząc jak wiele to dla Mitry znaczyło, był skory zgodzić się na spożywanie jego krwi, choć w mniejszej ilości, niż pozwoliłby sobie, gdyby była to jakaś zakupiona w Banku. I tylko co cztery dni. Nawet jeśli zacząłby z głodu wariować już po dwóch dniach.
        Oczywiście w drugą stronę działało to inaczej, bo niby powiedział, że co cztery dni będzie pił, ale w rzeczywistości, wcale nie zamierzał się tego trzymać - miał w planach po każdym... posileniu się, wydłużać ten czas kolejnego spożycia krwi. Czyli wychodziłoby na to, że teraz dopiero za pięć dni sięgnie po butelkę, a po tym po sześciu dniach i tak dalej. Mitra chyba nie powinien narzekać skoro skrzypek zgodził się już nie głodzić. Z resztą pomyśli o tym kiedy indziej, obecnie chwila była zbyt... miła, by zawracać sobie głowę tak nieprzyjemnymi sprawami.
        Aldaren spodziewał się, że Mitra będzie raczej wniebowzięty zgodą skrzypka na picie jego krwi, ale nie spodziewał się, że niebianin będzie aż tak tym poruszony. Od jego nagłego, pełnego namiętności pocałunku aż odebrało wampirowi dech, a gdy ten jeszcze zawisł nad nim okrakiem, jakby chciał mu usiąść na kolanach... Omal nie zwariował czując jak ledwo co wypita krew aż wrze mu pod skórą. I może w normalnych warunkach dałby się temu ponieść, lecz nie mógł sobie na to pozwolić wobec Mitry. Z jednej strony chciał delikatnie sprowadzić nekromantę na ziemię i subtelnie mu uświadomić, że znalazł się stanowczo zbyt blisko by blondyn mógł się czuć komfortowo, gdy emocje opadną i Mitra zda sobie sprawy z tej sytuacji. Z drugiej pragnął by chwila ta trwała jak najdłużej, by błogosławiony nie musiał nad nim tak wisieć i dał się po prostu ponieść czułościom. I właśnie przez ten wewnętrzny konflikt Aldaren nie bardzo wiedział jak się zachować. Albo chociaż co zrobić ze swoimi rękami!
        Odchylił się maksymalnie na oparciu kanapy, odwzajemniając pocałunek, po czym uniósł jedną dłoń i ujął delikatnie jego policzek, a drugą chwycił się łagodnie jego przedramienia. Było to przecież dużo bezpieczniejsze niż położenie mu ich po bokach, prawie na plecach, czy - nie daj Prasmoku - na biodrach. Oj w takim wypadku chyba nie sobie Mitra upuszczałby krwi.
        Ta przyjemna, zupełnie nowa dla wampira chwila w wykonaniu Mitry, nie trwała jednak tak długo jakby nieumarły chciał i w sumie skończyła się jeszcze szybciej niżby pragnął, co spowodowało, że Aldaren cicho jęknął skomląco, gdy Mitra się od niego oderwał. I nawet nie był świadomy, jaki dźwięk w tej chwili z siebie wydał. Wciąż był oszołomiony tym jak (i kiedy!?) Mitra na nim "usiadł" i to jeszcze podczas tak namiętnego pocałunku, po którym bez sprzeciwu zszedłby do najniższej części Czeluści i tam szykował dla siebie mieszkanie.
        Kiedy niebianin zaczął go przepraszać, Aldaren nie wiedział za co i co tak właściwie mówił nim nekromanta mu przerwał w tak przyjemny sposób. Siedział więc nadal oparty maksymalnie na oparciu z lekko rozchylonymi wargami i otumanionym, nieprzytomnym spojrzeniem. A po tym Mitra się oblizał... To już było bardziej niż niebezpieczne. W przypływie ostatniej odrobiny rozsądku, która wraz z krwią nie odpłynęła mu z mózgu, postanowił powiedzieć o rozważanym przez siebie wyjeździe. Choć i tak miał problemy z wysłowieniem się.
        No i chyba nie do końca to przemyślał jednak. W prawdzie wspomnienie wyjazdu nie było celowym zabiegiem, mającym sprowadzić Mitrę na ziemię, bo naprawdę o tym myślał, gdy wracał po nocy do domu, a po tym gdy odprowadzał Lirantha, ale najwidoczniej i tak nie był to najlepszy moment do rozmowy na taki temat. Aż się Aldarenowi przykro zrobiło, gdy niebianin tak nagle zmizerniał i usiadł obok. A było tak miło... Niebezpiecznie, ale jednak miło!
        - Nie pytaj mnie proszę "kiedy" i "na ile", bo aż tak o tym jeszcze nie myślałem - powiedział łagodnie poprawiając się na siedzisku, by usiąść wygodniej i...bardziej komfortowo. - Do Tartos, małej wioski na wybrzeżu Zatoki Mauriusa - odpowiedział, choć wątpił, by Mitra kojarzył takie miejsce. Zaraz więc spieszył ze względną pomocą: - Od wschodu odgradza ją od Alaranii Środkowej Las Driad, za to na zachodzie rozciąga się pasmo górskie.
        Tylko ślepy nie byłby w stanie zauważyć jak przejęty był tą wieścią nekromanta, a że Aldaren cieszył się raczej dobrym wzrokiem, od razu zaczął żałować, że w ogóle pomyślał o wyjeździe. Nawet jeśli miałoby im to pomóc rozwiązać kilka kwestii związanych ze szpitalem, no i z jego krwistym problemem. Rozumiał, że dla Mitry takie wieści musiały być prawdopodobnie jak policzek w "nagrodę" po tak cudownym pocałunku. Ale to mogła być jedyna szansa by skutecznie cokolwiek wskórać w obu sprawach, które martwiły od ostatniego czasu Aldarena.
        Słysząc ton ukochanego, gdy wzywał wampira, skrzypek był gotów zapomnieć o całym temacie i po prostu spróbować pozbyć się problemów na inny sposób, może bardziej przystępny na maurijski rynek i standardy. Nie zdążył jednak przeprosić niebianina i powiedzieć, by zignorował ten temat, bo nieumarły się jednak nigdzie nie wybiera, lecz wtedy błogosławiony zaskoczył go po raz kolejny dzisiejszego dnia. W prawdzie nie zawisł nad nim okrakiem jak poprzednio odbierając mu możliwość mówienia pełnym namiętności pocałunkiem, ale i tak efekt był podobny (tyle że dużo bezpieczniejszy, bo nie prowokował żądz wampira, ani jego krwiopijczej natury.
        - Czej... Ale... To dość daleko... - Miał trudności z wyduszeniem z siebie czegoś konkretnego, bo zaskoczenie po tym co usłyszał od nekromanty było zbyt wielkie. - Naprawdę chciałbyś jechać ze mną? - zapytał, by się upewnić, bo nie mógł uwierzyć własnym uszom. To chyba mu się śniło, że Mitra chciał mu towarzyszyć w tej podróży.
        Kiedy jednak dotarło do niego, że to co niebianin powiedział było rzeczywiście tym co powiedział, skrzypek nadal był zaskoczony, ale niezwykle miło zaskoczony, bo nigdy by się nie spodziewał, że blondyn po wycieczce do Thulle kiedykolwiek zechce znów wybrać się poza miejskie mury. I to nie w celu załatwienia jego spraw.
        Był prze szczęśliwy. Wyciągnął dłoń w stronę ukochanego, by ująć delikatnie go pod brodę i unieść jego głowę, by móc spojrzeć mu w oczy, a po tym delikatnie, z wdzięcznością i miłością go pocałować. W ramach okazania jak bardzo kochał błogosławionego i to jak bardzo się cieszył, że ten chciałby z nim jechać.
        - Byłbym zaszczycony, mając u swego boku tak wspaniałego towarzysza jak ty, mój najdroższy Mitro - mruknął czule, patrząc na niego z prawdziwym oddaniem, zaraz się jednak delikatnie odsunął, uświadamiając sobie, że mógłby być zbyt długo, stanowczo za blisko. - W takim razie, co powiesz o wyjeździe na...hmm... tydzień? - zaproponował planując w takim razie zrobić z tego wyjazd wypoczynkowy, a nie tylko służbowy. - I chyba najlepiej będzie się zebrać do wyjazdu, gdy z Zahirą będzie już wszystko w porządku - niby to stwierdził, niby pytał nekromantę o jego zdanie.
        A gdy to zostało ustalone, powrócił do pytań o Lirantha i Zahirę, już nie jako sprawny unik przed trudnym tematem, a dla podtrzymania rozmowy, gdy ten się już wykończył. Poza tym Aldaren znał Zahirę od momentu, gdy była dziewczynką, więc bez przesady można by uznać, że się naprawdę o nią martwił.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie zdawał sobie sprawy z tego jakie katusze cierpi jego ukochany w chwilach jego nagłych zrywów namiętności. Wydawało mu się, że to co robił z rękami skrzypek przyszło mu naturalnie, choć przez moment faktycznie rozważał czemu ten go nie objął… Ale pocałunek był tak przyjemny, że szkoda było zawracać sobie głowę całą resztą. Tak, Mitra zaczynał od jakiegoś czasu odczuwać coraz większą przyjemność płynącą z tego typu zbliżeń, kto wie, może nawet gdyby Aldaren go w tej chwili objął, nie byłoby tak źle… Nie, bez przesady. Jednak to byłby za duży krok dla Mitry. Pewnie gdyby skrzypek nie był tak subtelny i spróbował mu zwrócić uwagę, skończyłoby się to znacznie mniej przyjemnie i błogosławiony pewnie długo się jeszcze pilnował, by podobnej gafy nie powtórzyć.
        Ten jęk Aldarena już po pocałunku sprawił, że Mitra poczuł się zachęcony… Ale powstrzymał się od spełnienia tej żądzy. Starając się zapanować nad swoimi odruchami wrócił do głównego tematu rozmowy, jeszcze rozkoszując się tym jak wampir bez słów prawie poprosił go, by nie przestawał… A może za wiele sobie wyobrażał? Przez ten krótki moment euforii i uniesienia zupełnie stracił umiejętność racjonalnego myślenia. Opanował się na tyle, aby zagaić jakiś temat, który sprowadzi go na ziemię… A skrzypek trochę brutalnie dokończył dzieła. Tego Mitra by się w życiu nie spodziewał. Wyjazd… Znowu wyjazd!
        Tyle dobrego, że Aldaren faktycznie miał chyba tylko luźny plan, skoro nie powiedział kiedy ruszy. Znał jedynie cel, który niestety Mitrze nic nie mówił poza tym, że to nie jest niestety wioska pod miastem i że jego ukochany spędzi w podróży kilka tygodni. Dlatego porwał się na swoją propozycję z towarzyszeniem mu w podróży. Jednak reakcja Aldarena na tę prośbę nie napawała wcale optymizmem. Jego zaskoczenie sprawiło, że Mitra już pogodził się w myślach z tym, że znowu będą musieli się rozdzielić, choć jeszcze myślał co mógłby zrobić, by przebiegło to w miarę bezboleśnie. W pierwszej kolejności chciał jednak przeprosić za swój głupi pomysł i zachęcić Aldarena by jechał, ale szybko wracał. Przecież to na pewno będzie tylko parę dni. No, może tygodni…
        Jednak jąkanie skrzypka trochę odebrało mu pewność siebie. W pierwszej chwili podłamało, bo zastrzeżenie, że to daleko, brzmiało jak argument przeciwko wspólnemu wyjazdowi. I jeszcze to pytanie… Mitra w pierwszym odruchu chciał zaprzeczyć, by nie musieli przechodzić przez upokorzenie odmowy, ale…
        - Yhm… - mruknął, spuszczając wzrok. - Chciałbym z tobą jechać - przytaknął. Bo taka była prawda. Nie mógł udawać, że nie zależy mu na Aldarenie i że to nie był jeszcze dla niego czas na rozłąkę. Owszem, nie wiedział jak sobie poradzi w takiej podróży, ale…
        Dotyk wampira był zaskakujący, ale miły. Błogosławiony poddał mu się zupełnie bezkrytycznie i spojrzał mu w oczy w niemej prośbie. W pięknych lazurowych oczach ukochanego dostrzegł ciepło, które chyba pozwoliło mu poznać odpowiedź na swoją prośbę, a ten pocałunek… Mitra aż westchnął pod wpływem tej czułości i ciepła, jego mięśnie się rozluźniły i zupełnie poddał się swojemu ukochanemu. Objął go za szyję, a gdy czułości dobiegły końca, odetchnął ze spokojem i spojrzał Aldarenowi w oczy. Ten pocałunek był tak wymowny, że już znał odpowiedź.
        - Dziękuję - szepnął, gdy już padły te słowa. Pogładził skrzypka po policzku, a gdy ten się odsunął, on również usiadł normalnie na swoim miejscu.
        - Tydzień? - podłapał. - Dobrze, może być - zgodził się, bo wpadł na to, że Aldaren chce też potraktować ten czas jak… wakacje? - Oczywiście po wyzdrowieniu Zahiry - przytaknął też jego kolejnym słowom. - Ale… dlaczego tam? - upewnił się, bo tej kwestii nie rozumiał. Domyślał się jedynie, że być może jest tam jakiś znajomy, który mógłby pomóc, ale to jedynie domysły.
        Tym razem Mitra nie miał problemu by opowiedzieć o Zahirze i zabiegu. Wręcz znowu poczuł tę nikłą dumę, co w drodze do domu.
        - Wydaje mi się, że to kwestia paru dni… Dobrze przeszła zabieg…. Fizycznie dobrze - zastrzegł. - Na pewno było to dla niej ciężkie i chyba sam poród był dla niej bardzo bolesny, ale była dzielna. Staraliśmy się, by mimo wszystko dobrze się czuła. Może gdy będę miał więcej pacjentów nie będę mógł sobie na to pozwolić, ale z nią mogłem i długo porozmawiać, i dać jej czas na uspokojenie, gdy tego potrzebowała. Przez pewien czas na pewno nie zajdzie ponownie w ciążę, musi się zregenerować, bo jednak jest i generalnie osłabiona i miała infekcję i jeszcze mój zabieg… Starałem się jak najlepiej, ale po raz pierwszy czyściłem ciężarną… Nie zrobiłem jej krzywdy, tego jestem pewien, ale no byłem trochę nieporadny. Chyba tego nie zauważyła… Dałem jej leki i w trakcie zabiegu wzmocniłem ją czarami, bo… naprawdę było źle, przyznaję. Tuż po tym porodzie było z nią bardzo źle, aż ja to poczułem. Dobrze, że była przy tym Lilianna, bardzo mi pomogła. Jutro chcę odwiedzić Zahirę i zobaczyć jak wraca do zdrowia. Wiesz… Pozwoliła mnie i Liliannie dać imię swojemu dziecku - wyznał, nadal poruszony tym gestem. - To była dziewczynka… Zahira chciała ją potrzymać, pozwoliłem jej na to. A gdy później Liranth wrócił, również zabrałem go do dziecka. Tylko wydawał się taki oszołomiony przez cały ten czas, jakby to do niego nie docierało. Martwię się trochę czy da radę zaopiekować się żoną, był… za spokojny. Mam nadzieję, że się wkrótce ocknie. Może jak Zahira się obudzi, bo gdy wychodziłem, spała. Na pewno była wykończona… Jak on zniósł waszą rozmowę? - upewnił się Mitra. - Wiesz, dobrze zrobiliście, zostawiając dzieciaki u dziadka. To… Chyba wszystkim się przysłuży. Zahira dojdzie trochę do siebie, będzie miała spokój, a rozmowa z dziećmi będzie spokojniejsza.
        Mitra zamilkł, by dać Aldarenowi okazję do opowiedzenia jak to było z drugiej strony. Cały czas jednak chodziła mu po głowie jeszcze jedna sytuacja, o której chciał powiedzieć. Poczekał więc aż skończą rozmowę o Lirancie i… Nadal trochę się wahał. Wciągnął nogi na kanapę i objął kolana ramionami.
        - Wiesz… - zagaił. - Zahira po wszystkim nazwała mnie aniołem. “Jest pan prawdziwym aniołem”, tak powiedziała. Ale tak prawie przez sen. Z początku nie przyjąłem tego najlepiej, bo wiesz jak mi się to kojarzy, ale później pomyślałem, że nie o to jej chodziło… i naprawdę zrobiło mi się miło. Ona nawet nie wie, że jestem półkrwi aniołem, no bo skąd? Po prostu… Chyba tak mi podziękowała.
        Mitra naprawdę wyglądał na poruszonego tym wszystkim, co się wydarzyło, oczy mu błyszczały, a głos lekko drżał, ale nie od płaczu. Bardzo lekko, nieprzytomnie się uśmiechał. Ten dzień był dla niego wyjątkowo dobry.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Zastanawiam się czy nie prosić, byś powtórzył to jeszcze raz, ale tym razem patrząc mi w oczy, bym miał pewność, że naprawdę tego chcesz - rzucił zadziornie, zaraz się zastanawiając nad tym pomysłem. Nawet jeśli wcale nie planował wprowadzać go w życie, bo przecież nie dał Mitrze szansy na powtórzenie swojej chęci towarzyszenia wampirowi w jego nadchodzącej wyprawie.
        Chyba ten jeden jedyny i ostatni raz przedłożył pragnienie droczenia się z blondynem, na rzecz poddania się swojemu szczęściu. Bo jak tu nie być szczęśliwym, gdy szykowała się wycieczka. I to z najukochańszą w świecie osobą. W prawdzie wychodzili z Mitrą na spacery, czy to żeby zrobić zakupy, czy też załatwić jakieś sprawy, a ostatnim razem kiedy przyszło im opuścić miejskie mury, szli do Thulle i w sumie nie pałali do siebie nawzajem zbytnią sympatią, ale nigdy nie było to to samo, co szykowało im się teraz. No bo... WYCIECZKA!!!
        Przez wyrażenie przez Mitrę chęci wspólnego wyruszenia, chyba nawet zapomniał już, że zamierzał wyjechać, by załatwić swój problem z łaknieniem i może nawet znaleźć jakieś uniwersalne środki anestezjologiczne, które działałyby nawet na rasy ze zwiększoną odpornością, a tych ze słabszą, by nie zabijało zaraz po podaniu. W sumie w tej chwili na nowo zapomniał o całym Prasmoczym świecie, wystarczyło by ich usta na nowo się złączyły w pocałunku. Gdyby tylko to nie wiązało się z jakimiś... bardziej niebezpiecznymi konsekwencjami, Aldaren mógłby trwać w takim pocałunku całą wieczność, bo przerwanie i ograniczanie tej czułości było dla niego prawdziwą katorgą. Pamiętał jednak, że Mitra raz, że nie jest do jakichkolwiek czułości w ogóle przyzwyczajony (w tym pozytywnym sensie), dwa nie miał z tego typu bliskością zbyt dobrych wspomnień i Aldaren to w pełni szanował. Dlatego przerywał, gdy wydawało mu się, że jest tego już trochę za dużo, albo gdy robiło się "niebezpiecznie". Dlatego rzadko inicjował tego typu chwile albo był w ich trakcie bardzo ostrożny, o ile ich oczywiście nie unikał, dla utrzymania komfortu i dobrego samopoczucia swojego partnera, nawet jeśli sam przeżywał katusze z braku możliwości choćby mocniejszego przytulenia niebianina, by wyrazić w tym geście jak mocno go kochał. Szczęście Mitry było najważniejsze mimo wszystko.
        - To zastanów się kiedy po jej wyzdrowieniu chciałbyś wyjechać - powiedział pogodnie, bardzo podekscytowany wizją wspólnej wyprawy, jakby ten pomysł wyszedł nie od niego, a od nekromanty. Chyba nie powinno już być złudzeń, że Aldaren na prawdę zaczął o tym myśleć nie jak o przykrej powinności, by wszystko było dobrze, a po prostu o wyprawie dla przyjemności. By nieco odpocząć choćby od tej mrocznej, maurijskiej aury.
        - Hmm, powiedzmy, że mam pewien sentyment do tej wioski - powiedział enigmatycznie i z łobuzerskim uśmieszkiem puścił Mitrze oczko. Przeciągnął się jakby w ten sposób odblokowując sobie możliwość pełnego rozluźnienia się i z czystą błogością wymalowaną na twarzy, ponownie naparł plecami na oparcie kanapy, przymykając nieco oczy. - Poza tym wyobraź sobie domek skromny domek niemalże na całkowitym pustkowiu, oddalony od wioski o staję. Wychodzisz na ganek i widzisz przed sobą zacierający się błękit nieba z błękitem bezkresnych mórz. Kiedy spojrzysz w prawo przywitają cię rozdzierające chmury swoimi ostrymi szczytami góry, a od lewej obejmie cię niesiony wiatrem zapach i drobinki magicznej energii Lasu Driad - zobrazował z rozmarzeniem. Zaraz odetchnął głębiej, jakby rzeczywiście chciał poczuć tę niesamowitą aurę tego miejsca. Już nawet zaczął obmyślać najlepszą trasę i najkrótszą trasę, choć i tak droga zajmie im około dziesięciu, jedenastu dni w jedną stronę. Ale do tego jeszcze trochę czasu no i jak już będą mieli jechać, pokaże Mitrze mapę i z nim ustali jak będą podróżować. Może Mitra będzie miał lepszy pomysł niż zmory,piechota, gryf, piechota, zmory, by dotrzeć do celu.
        Później słuchał uważnie wypowiedzi ukochanego, gdy ten opowiadał o tym jak minął mu zabieg. Uśmiechał się przy tym szerzej co jakiś czas, nie szczędząc sobie pełnych dumy i miłości spojrzeń posyłanych w stronę nekromanty. Wiedział, że Mitra da sobie radę, przecież sam mu to mówił.
        - Nieporadnością nie masz się co przejmować, bo praktyka czyni mistrza. Poza tym nie ma nic złego w tym, że się wie, co robi, lecz robi się to ostrożnie, jakby z odrobiną braku pewności siebie. Zawsze to lepiej niż robić coś będąc pewnym siebie i nie mając na dany temat żadnej wiedzy, bo wtedy naprawdę można by zrobić krzywdę - powiedział dla pokrzepienia nekromanty, by się nie martwił tym, że z ostrożnością podchodził do zabiegu który pierwszy raz w życiu przeprowadzał. A raczej do jego końcowego etapu.
        Później z uznaniem kiwał głową, gdy Mitra wymieniał kolejne czynności jakie podjął podczas tego leczenia. Zmartwił się jednak zaraz, po tym jak niebianin przyznał, że było bardzo źle z Zahirą i odbiło się to w jakiś sposób na blondynie, ale zaraz odetchnął, gdy usłyszał, że dzięki Liliannie wszystko dobrze się skończyło.
        - Mówiłem, że ją polubisz - powiedział dumny z siebie, że miał rację. Nie mógł sobie odpuścić tego komentarza. Jego uśmiech jednak po chwili nieco zbladł, choć nie zszedł mu z twarzy. Spuścił natomiast lekko głowę z przykrością, że było za późno, by w ogóle próbować uratować życie tej małej istotki, która nawet nie miała okazji zobaczyć jak cudowny potrafi być świat. Gest Zahiry, jej prośba by to opiekujący się nią medycy mogli nadać imię jej niestety zmarłemu dziecku, był po części wspaniały i Aldaren rozumiał jego sens, lecz z drugiej strony nadal pozostawało to smutne.
        - To bardzo piękne "dziękuję" z jej strony - przyznał Aldaren. - Jak ją nazwaliście? - spytał patrząc z miłością na ukochanego. Cień smutku zaczął wyparowywać z jego oczu. Zaraz jednak nieco się zakłopotał, gdy blondyn wspomniał o Liranthcie. - To... wiesz... on miał być spokojny w tej sytuacji, ale... chyba jednak lekko przesadziłem - wyznał, zaraz odwracając głowę w przeciwną stronę, starając się udawać, że nic nie wie. Nie trwało długo, gdy westchnął. - Delikatnie go zahipnotyzowałem, by nie robił niepotrzebnej awantury i po prostu dobrze się opiekował Zahirą - przyznał się w końcu.
        - Padła tylko jedna "kurwa" - odpowiedział jakby to był najlepszy dowód na to, że rozmowa w sumie poszła dobrze. - Co prawda nie chciał mnie słuchać i już chciał wracać, by na tobie przeprowadzić ten zabieg bez żadnej wiedzy medycznej, ale jak się pewnie domyślasz... udało mi się przemówić mu do rozumu. Z maciupcią pomocą magii... - wyjaśnił nieco skrępowany, bo nie lubił mówić o tym jak wiele potrafił z pomocą swoich wampirzych, czy magicznych umiejętności. No i nie chciał doprowadzić do sytuacji, w której Mitra mógłby zacząć bezpodstawnie podejrzewać, że wampir mógłby mu czytać w myślach, gdyby tylko zechciał albo tak mu namieszać w głowie, że nekromanta nawet nie zauważyłby kiedy zrobiłby to, co skrzypek by zechciał, aby zrobił.
        Ostatnią wieścią był jednak miło zaskoczony i naprawdę szczęśliwy, że ktoś poza nim uważał Mitrę za anioła. Może w pewnym momencie nekromanta zacznie w to wierzyć i rzeczywiście obrośnie częściowo w piórka?
        - Oh nie, ta zniewaga krwi wymaga! - powiedział bojowo, choć z promiennym uśmiechem na twarzy. - Myślałem, że tylko ja tak mogę. Zaraz do niej pójdę i to wyjaśnię raz a porządnie - powiedział groźnie i zakasał rękawy, jakby naprawdę zamierzał właśnie iść i się bić z ledwo żywą, kobietą po zabiegu usunięcia ciąży. Nie ruszył się jednak z miejsca, a spojrzał na ukochanego, którego zaraz objął ramieniem i do siebie przygarnął skulonego mężczyznę, tak że niemal przewrócił się bokiem na wampira. Aldaren go nie puścił tylko nadal tak delikatnie tulił do swojego boku.
        - Pogodziła się z tym, że zostało jej niewiele czasu, a ty zjawiłeś się niczym anioł i dokonałeś cudu wyrwania jej z objęć śmierci. Wydaje mi się, że powinieneś się przyzwyczaić, do tego, że niektórzy pacjenci będą mówić ci podobne rzeczy, gdy dzięki tobie odzyskają nadzieję. I wierz mi, że raczej nigdy nie będą mieli na myśli twojego niebiańskiego pochodzenia. Po prostu tak się mówi. Bo wiesz... w sumie dla Żabona to ty raczej diabłem jesteś - podsumował ze śmiechem. Ucałował go w głowę i zaraz wypuścił.
        - Pamiętaj, że niezależnie od tego czy jesteś aniołem, diabłem czy może centaurem, dla mnie zawsze będziesz moim kochanym i jedynym Mitrą. A jak prawdziwym aniołem, to tylko moim - zaznaczył łagodnie, patrząc mu w oczy i gładząc delikatnie po policzku.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie przypuszczał, że Aldaren tak się ucieszy tym pomysłem, by on mu towarzyszył. W sumie nie wiedział czemu skrzypek miałby nie być zadowolony, bo tak naprawdę jako para nigdy nie podróżowali, a ta wyprawa do Thulle, która zapoczątkowała ich znajomość, nie była nawet daleka i w ogóle okoliczności były zupełnie inne… Jednak Mitra obawiał się, że mógłby być kulą u nogi, skoro Aldaren jechał nie po to, aby po prostu podróżować, tylko załatwić sprawę swojego łaknienia. Sam nie wiedział jak to będzie, w końcu nie opuszczał Maurii od kilkudziesięciu lat, ale po prostu chciał jechać z ukochanym. I teraz, gdy już to z siebie wyrzucił, a on się zgodził i co więcej był na tyle zadowolony, by się droczyć, błogosławiony wiedział już, że dobrze zrobił, wyrzucając to z siebie. Pocałunek tylko go w tym upewnił.
        - Jak dla mnie możemy nawet siedzieć na walizkach - zażartował, gdy poruszona została kwestia terminu. - Ale przekonamy się jutro jak to będzie.
        Pozostała jeszcze nadal kwestia dlaczego akurat tam. Mitra zadał to pytanie, ale nie spodziewał się, że usłyszy o sentymencie. Dyskutowałby… Lecz Aldaren zaczął się przed nim prężyć i błogosławiony zapomniał języka w gębie. Czy on to robił specjalnie? Nim nekromanta się pozbierał, już był w jego sidłach i słuchał o tych pięknych okolicznościach przyrody, jakie na nich czekają.
        - Faktycznie brzmi jak miłe wakacje - skomentował, dając się temu troszkę ponieść nim temat zboczył z wycieczki na niedawno wykonany przez niego zabieg.

        Mitra uśmiechnął się słabo - słowa Aldarena tłumaczące jego nieporadność były miłe i na dodatek sensowne, lecz on nadal trochę się martwił, że mógł przysporzyć Zahirze niepotrzebnego bólu czy nieprzyjemności, a być może uniemożliwić jej ponowne zajście w ciążę… Ludzkie ciało - zwłaszcza takie zmaltretowane chorobą - jest tak delikatne, że nietrudno o błędy, które później będą sromotne w skutkach. Jednak… Może to i lepiej, gdyby nie mogła mieć kolejnych dzieci? Mieli ich już z Liranthem wiele i może lepiej, by na tym poprzestali? Co za głupie myśli. Mitra szybko się ich wyzbył i skupił ponownie na opowiadaniu o zabiegu i tym wszystkim, co było z nim związane. I tak nie wchodził w szczegóły, bo wydawały mu się one mało interesujące, to efekty były najważniejsze.
        - Tak, mówiłeś - przyznał z rozbawieniem, gdy Aldaren wypomniał to jak dawno temu wspomniał o tym, że Mitra mógłby polubić Liliannę. Przez moment nekromanta chciał zrobić jakiś przytyk, by wpasować się w poczucie humoru ukochanego, ale nic wystarczająco dobrego nie przyszło mu w porę do głowy.
        Wspomnienie martwego dziecka Zahiry skutecznie zmieniło jednak nastrój obojga na bardziej smutny i nostalgiczny. Mitra był o wiele bardziej zaznajomiony ze śmiercią i gdyby to było - okrutnie rzecz biorąc - jedno ze starszych dzieci kobiety, być może nie obeszłoby go to aż tak mocno, jak widok martwego noworodka. Uwierało go to gdzieś z tyłu serca bardziej niż by przypuszczał. A to, że pozwolono mu jeszcze wybrać dla tego dziecka imię, jeszcze podsyciło jego smutek.
        - Aysu… - mruknął Mitra, przypominając sobie tamtą chwilę pod wpływem delikatnej zachęty ze strony Aldarena. - Ja wybierałem, Lilianna jakoś nie chciała… To imię znaczy “księżycowa kropla”, pomyślałem, że to pasuje. Byłem naprawdę zaszczycony, że Zahira złożyła nam taką propozycję.
        Mitra na moment zamilkł, zadumany, patrząc gdzieś w bok, później jednak nabrał głęboko tchu i wrócił do relacji. Już niewiele zostało, by mógł przejść do swoich pytań i wątpliwości, krążących głównie wokół Lirantha. Co za ironia zważywszy, że przecież był on zupełnie zdrowy. Jego dziwny stan rodził jednak pytania, a odpowiedź Aldarena, cóż… Nie odpowiedziała na żadne, a wręcz zrodziła nowe. Nekromanta patrzył na swojego ukochanego z całkowitym brakiem zrozumienia w oczach. To pojawiło się dopiero na wieść o hipnozie, choć też zaraz Mitra ściągnął brwi, jakby zaniepokojony. Ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że Aldaren mógłby kiedyś zastosować to na nim (jak dobrze, że nie wiedział o tym drobnym incydencie z magią umysłu), po prostu przyszło mu do głowy, że musiało być bardzo źle. Te podejrzenia rozwiała wieść, że “padła tylko jedna kurwa” - nawet parsknął, bo szczerość tego wyzwania go rozbroiła.
        - Och… - mruknął jednak na wieść, że niewiele brakowało, by sam źle skończył. - Cóż, trochę mu się nie dziwię, bo… nie okłamałem go, ale też nic mu nie powiedziałem. Obiecałem Zahirze, że zachowam to dla siebie. - Mitra westchnął, krzywiąc się lekko. Nie miał problemów z kłamstwem, ale nie spodziewał się, że przez to on albo Ren mogliby oberwać.
        - Nie wiedziałem, że potrafisz takie rzeczy - zauważył nagle. - Jak to działa? Nie będzie za długo go trzymało? Wolałbym, aby jednak był przytomny pilnując Zahiry. No i żeby po przebudzeniu pierwsze co to nie zaczął mnie szukać, by zrealizować swój plan - zastrzegł niby żartem, ale serio nie było mu za bardzo do śmiechu. Nie spiął się jednak za mocno, bo gdyby tak było, nie wspomniałby nawet o tym drobnym incydencie z Zahirą, który tak go poruszył. Fakt, nadal miał przez to mały mętlik w głowie, ale może z pomocą Aldarena zdoła to sobie jakoś uporządkować w głowie.
        - Co? - Był wyraźnie zdezorientowany, gdy skrzypek tak nagle się uniósł. Podniósł na niego zaniepokojony, zaskoczony wzrok i śledził każdy jego ruch, gdy zakasywał rękawy i odgrażał się Zahirze. Mimo uśmiechu nie od razu złapał, że to żart, chyba był po prostu za bardzo przejęty. Dlatego też był wyraźnie zaskoczony, gdy został przez niego objęty. Wyciągnął jedną rękę w bok i spuścił jedną nogę z kanapy, by się nie przewrócić, po czym spojrzał pytającym wzrokiem na skrzypka. Gdy ich spojrzenia się spotkały, rozluźnił się w jego objęciach i oparł głowę o jego ramię. Wiedział już, że to był tylko żart i że Aldaren wbrew pozorom się cieszył, a teraz próbował sprawić, by i nekromanta znalazł radość w tamtym wydarzeniu. Jego tłumaczenie było sensowne, Mitra nawet pokiwał lekko głową, przyjmując ten tok rozumowania. Głupio mu było się przyznać, że poprzedniego dnia i on był bliski, by postawić na Zahirze krzyżyk. Wszak była tak blisko śmierci, że nawet zdjął przy niej maskę i pozwolił, by płakała na jego ramieniu…
        - Hah, dzięki za słowa pocieszenia, już się bałem, że mój wizerunek się pogorszył - parsknął, gdy została mu wypomniana jego trudna relacja z Żabonem. Mały demon tymczasem, słysząc swoje imię, obrócił się na brzuch na wycieraczce, na której zaległ po powrocie i beknął żałośnie. Tego dnia uważał za diabła ich obu: i Mitrę i Aldarena, który tak podstępem wywlókł go do lasu, gdzie nie dość, że jedzenia nie było wcale tak dużo, to jeszcze trzeba było się chować przed tymi dzieciakami, brrr!
        Błogosławiony miał jednak Żabona gdzieś - nawet nie zwrócił uwagi czy ta łajza wróciła z nimi do domu. Zresztą kto by myślał o tym w takiej miłej chwili? To co mówił Ren było takie słodkie i podnoszące na duchu, a Mitra tego teraz bardzo potrzebował. Bardzo ufnie i bez żadnych zastrzeżeń przyjął wszystkie pocałunki, całe to głaskanie i dotyk, a gdy patrzył w oczy swojego ukochanego, w jego spojrzeniu była wdzięczność i miłość. Chwilę tak trwał, po czym przysunął się do Aldarena i przytulił do niego tak, jak zrobiłaby to każda normalna osoba na jego miejscu. Wręcz jakby domagał się, aby ukochany zamknął go w swoich ramionach i nie wypuszczał aż do końca świata.
        - Zawsze będę tylko twój, nieważne czy jako anioł czy nie - obiecał. - Nieważne, co inni będą o nas mówić… Ale Ren… Jeśli ja jestem aniołem, to ty jesteś moimi skrzydłami, bo tylko dzięki tobie potrafiłem się wznieść. Nawet w tej sytuacji z Zahirą, gdyby nie ty, nie podjąłbym się tego. To wszystko dzięki tobie - podkreślił szeptem, nadal wtulony w swojego ukochanego. Przypomniało mu się, że obiecał mu mile spędzony wspólny wieczór, ale… naprawdę nie chciał przerywać tej chwili.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Żeby tylko miłe wakacje... Aldaren najprawdopodobniej będzie się wymigiwał od powrotu do Maurii na wszelkie możliwe sposoby, a jak to nic nie da, padnie Mitrze do stóp błagając go by zostali jeszcze nieco dłużej, po czym znów by prosił o przedłużenie ich wspólnej wyprawy. W sumie jeszcze nawet nie zaczęli się do tej wycieczki szykować, a skrzypkowi już się na rozpacz i depresję zbierało, gdy tylko myślał o tym, że tak w sumie to ich podróż nie będzie aż tak długa. Zwłaszcza, że miał świadomość tego, że kolejnej mogłoby już nigdy nie być. Bo jak, gdy będą odpowiedzialni za cały szpital. Choć w sumie i tak najważniejsze było to, by mieć przy swoim boku Mitrę i cieszyć się wzajemną miłością. Bez względu na to, gdzie by to nie było.

        - Aysu... - powtórzył i patrząc z czułością na swojego partnera, pogładził go delikatnie po ramieniu, widząc, że choć nie było to jego własne dziecko - Mitra chyba ogólnie i tak za nimi nie przepadał, z tego co Aldaren się domyślał - to mimo wszystko był bardzo dotknięty tą stratą. No i jeszcze dostąpił zaszczytu nadania jej imienia, co jakby nie patrzeć czyniło z niego osobę bardziej związaną i bliską zmarłej.
        Nie planował na początku iść na pogrzeb, bo wolał oszczędzić im obu wyrzutów sumienia, że nie byli w stanie zrobić nic więcej. Mógłby przez to wpaść na jakiś głupi pomysł... Teraz jednak mimo wszytko, chyba by wypadało tam pójść, skoro Mitra wybierał imię. Choćby z czystej grzeczności i szacunku do zmarłej, dla której nie mogli wiele zrobić.
        - To bardzo piękne imię. Szkoda tylko, że nie zdążyła poznać tego cudownego świata i swojego chrzestnego ojca. - powiedział nieco zasępiony, bo przecież nie było się z czego tutaj cieszyć, czy udawać, że wszystko jest dobrze. Nic jednak nie mogli na to poradzić. Tak po prostu miało być, choć skrzypek wychodził z założenia, że dzieci powinny być poza zasięgiem okrutnego losu. Dlaczego musiały umierać nim zdążyły nacieszyć się życiem? Niczym przecież nie zawiniły, a nie każde miało możliwość korzystania z uroków dzieciństwa. Przecież wielu żyjących zasługiwało bardziej na śmierć i wszelkie przeciwności losu, a mimo to nadal cieszyli się jego przychylnością i pełnym zdrowiu.
        Aż ścisnęło Aldarena w piersi. Skąd w ogóle wzięła się sprawiedliwość, skoro prawa rządzące tym światem zdawały się ją mieć w całkowitym poważaniu. Zaczął się przez to zastanawiać czy w ogóle istnieje coś takiego jak sprawiedliwość i niestety dość szybko zaczął dochodzić do niezbyt pozytywnych wniosków, nawet biorąc pod uwagę, że to tylko ludzkie widzimisię. Nie dzielił się jednak z Mitrą swoimi rozmyślaniami, by jeszcze bardziej nie pogarszać humoru i nie psuć jeszcze do niedawana bardzo przyjemnej chwili, by ich wspólnie spędzony czas nie był przepełniony już do pójścia spać samą goryczą.
        Na szczęście niedługo po tym Mitra zagaił z zainteresowaniem jak to poszło Aldarenowi, więc skrzypek zaraz został wyciągnięty ze swoich posępnych myśli i ogólnego samopoczucia. W prawdzie na początku nie powiedział za wiele i był raczej nieobecny, ale po chwili bardziej się ożywił. Choć nadal wypowiadał się z powagą i delikatnym zakłopotaniem, jakby temat był nie tak przyjemny jak powinien. No a komentarz Mitry, jego zaskoczenie odnośnie umiejętności skrzypka, zawstydził lekko lazurowookiego.
        - Wiesz... - jęknął odwracając nieco wzrok i palcem drapiąc się po policzku. Nie był jednak już tak skrępowany, gdy blondyn zaraz zasypał go pytaniami odnośnie tej kwestii. - Działa podobnie jak magia umysłu, można narzucić osobie swoją wolę, ale w przeciwieństwie do magii, hipnoza jest dużo dłuższa, może trwać nawet jak hipnotyzującemu się coś stanie - wytłumaczył Mitrze ogólne informacje na ten temat, ale nie zamierzał na tym poprzestać. - Nie masz się co martwić o Lirantha, będzie nadal starym sobą, kochającym ojcem i mężem, ale po prostu za każdym razem jak będzie się wściekał w tej jednej konkretnej sytuacji związanej z chorobą Zahiry i śmiercią Aysu, będzie po prostu spokojny i jakby ospały. Zahirą będzie się dobrze zajmował, o to nie musisz się martwić. Nie będzie się jedynie wściekał i myślał o tym by wykorzystać tę sytuację do podpisania któregokolwiek z Kontraktów - dodał i choć mówił spokojnie przez cały czas, to ostatnie trochę niekontrolowanie wydobyło się z jego ust dość stanowczym tonem. Dało się przez to bez trudu poznać, że wampir był już mocno poirytowany kwestią zaprzedawania swojego ciała, bądź duszy, któremuś z nieumarłych by tylko dostać szybko i łatwo dużą sumę pieniędzy.
        I może to przez to Mitra nie od razu domyślił się, że Aldaren żartuje z tym pójściem do Zahiry by "wyjaśnić sobie raz a porządnie" kwestię nazywania blondyna aniołem. To by wyjaśniało jego zaskoczenie i ten niepokój. Na szczęście nim nekromanta faktycznie zaczął się obawiać wampira, ten szybko zadziałał, by uspokoić swojego lubego, po prostu go obejmując i przytulając do siebie. Trzymał delikatnie błogosławionego wtulonego do swojego boku i gładził go przy tym lekko po ramieniu, by na koniec ucałować z pełną czułością w głowę, nim podjął się wyjaśnień, jak to wyglądało według niego.
        Aldaren nic nie powiedział na żart Mitry odnośnie swojego wizerunku, zwłaszcza w oczach Żabona, ale uśmiechnął się delikatnie, z rozmarzeniem i maślanymi oczami obserwując radość ukochanego. W tym momencie można powiedzieć, że to on był zahipnotyzowany i wcale nie zamierzał się buntować. Mógłby tak się przyglądać radosnemu Mitrze całą wieczność. Ocknął się jednak, gdy Mitra nagle do niego przylgnął mocno i nie wyglądało jakby chciał łatwo puścić. Tylko dureń zignorowałby coś takiego. Zwłaszcza, że za tym gestem szły przepiękne słowa.
        Objął ukochanego trochę się zapominając, bo dość ciasno oplótł go swoimi ramionami, ale nie aż tak by uniemożliwić mu jakiekolwiek wyswobodzenie się, choć nie zostawił też tak uchylonej furtki, by bez lekkiego oporu nekromancie się to udało, jak to zwykle robił. Warto dodać, że mimo używanej siły, był bardzo ostrożny i delikatny, jakby trzymał w swoich pewnych objęciach najbardziej kruche na świecie szkło, które mogłoby pęknąć od samego patrzenia na nie.
        Chciał odpowiedzieć, że inni się nie liczą, bo najważniejszy jest tylko nekromanta, ale ten nie dał wampirowi na to okazji, zaraz przechodząc do swojego pełnego czułości wyznania. Aż wampira zatkało, a serce ścisnęło w dość przyjemnym uczuciu, choć ze wzruszenia mógłby zaraz zacząć ronić łzy. Te oczywiście powstrzymał, ale sam fakt pozostał, że słowa blondyna wiele dla niego znaczyły. Pierwszy raz nie wiedział, nie był w stanie się kłócić, obrócić tego w żart czy przeinaczyć poetycko tak, by mimo wszystko wyszło jednak na to, że on niewiele znaczy w porównaniu do błogosławionego. Mógłby go w tej chwili całego obdarować pocałunkami, ale zamiast tego...
        - Mój najdroższy Mitro, zamknij proszę oczy, jeśli mi ufasz - szepnął nieco zachrypniętym głosem, puszczając niebianina i patrząc na niego ze skrzącą się w oczach najszczerszą miłością. A gdy tylko jego prośba została spełniona... porwał blondyna w swoje objęcia przygarniając niemal go całego do siebie tak, że przynajmniej ich torsy były do siebie przyciśnięte. Jego objęcia były dość mocne, ale nie na tyle by sprawić błogosławionemu ból, po prostu z początku ciężko by mu było się z nich wyrwać, ale Aldaren szybko się zreflektował i poluźnił z wyrozumiałością uścisk, nadal jednak wtulając swoją głowę w bok w złączenie ramienia i szyi ukochanego.
        - Kocham cię - wyszeptał bardzo cicho, nieświadomie muskając przy tym ustami jego skórę, nim się od niego odkleił i wypuścił z objęć, splatając swoje palce z jego. - Nie mów tak więcej, bo zupełnie nie wiem co mógłbym na to odpowiedzieć - jęknął, patrząc mu z ciepłym uśmiechem w oczy, choć był lekko zakłopotany tym, że nie jest w stanie odpowiedzieć ukochanemu nic równie pięknego, a co najwyżej stać go było na oklepane "kocham cię". Aż wstyd!
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zwiesił głowę podczas rozmowy o zmarłej dziewczynce, bo był to dla niego ciężki temat. Zaraz jednak się wyprostował i gwałtownie obrócił głowę w stronę Aldarena, gdy ten powiedział o ojcu chrzestnym. Wiedział, że miał na myśli jego, ale… Aż wskazał na siebie z zaskoczeniem. Jego oczy lekko się zaszkliły, wyrzuty sumienia lekko przybrały na sile, ale zaraz zganił sam siebie za takie roztkliwianie się - nic nie mógł zrobić, było o kilka dni za późno. I tak dobrze, że udało mu się uratować Zahirę, a dziecko… Niestety. Nie powinien sobie nic wyrzucać, a jednak to robił. A mimo to teraz, gdy Aldaren nazwał tę dziwną relację w taki sposób, trudno było mu nie czuć wyrzutów sumienia. Jednocześnie chwilę obracał tę myśl w głowie. On ojcem chrzestnym? Nigdy w życiu by nie przypuszczał, by to było możliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie powierzyłby mu tak odpowiedzialnej roli, która wymagała zaufania i sympatii. Chyba jednak skrzypek go przeceniał. Zahira chciała podziękować jemu i Liliannie, ale to wcale nie chodziło o bycie rodzicami chrzestnymi.
        A pogrzeb… Mitra o tym nie myślał, nie zastanawiał się nad tym. Myślał o nim jako o jakiejś granicznej dacie, ale ich obecność tam nie zaprzątała mu w ogóle głowy. Choć gdyby go zapytać, pewnie chciałby się na nim pojawić - po tych wydarzeniach czuł się wręcz zobowiązany względem Zahiry, by pojawić się przy niej w takim dniu. Ale to była kwestia do poważnego rozważenia dopiero za jakiś czas. Teraz nowym tematem był akurat Aldaren i jego rozmowa z Liranthem, a później umiejętność hipnozy, która dość wyraźnie zainteresowała Mitrę.
        - To dobrze - podsumował to wszystko, co usłyszał od ukochanego. - I dobrze, że pomyślałeś o tym, aby odwieść go od podpisywania kontraktu. Wiem, że dostaliby za… ciało noworodka bajeczną sumę, która pewnie by im się przydała, ale podejrzewam, że byłby to dla nich ostatecznie zbyt wielki cios. Zwłaszcza dla Zahiry. Ona kochała to dziecko - mruknął cicho. I to był już koniec tej kwestii, bo zaraz nekromanta zmienił temat na to, że został nazwany aniołem. Sytuacja zaraz stała się milsza, aż w końcu skrzypek użył swojego hasła-wytrychu..
        Mitra nie śmiał odmówić prośbie Aldarena - nie mógłby, słysząc ten pełen napięcia głos i widząc iskry szczęścia w jego oczach. Spodziewał się, że cokolwiek planował jego ukochany, na pewno było miłe. Nie wiedział co, ale ufał mu, więc kiwnął głową, po czym usiadł sobie wygodniej i zamknął oczy, czekając co się wydarzy.
        To jak nagle został porwany w ramiona sprawiło, że w pierwszej chwili jęknął z zaskoczenia. Dało się wyczuć jego lekki opór, ale nie walczył - raczej przez to, że nie wiedział co go czeka, nie wiedział jak zareagować. Jego serce momentalnie zaczęło bić jak szalone, a napięte mięśnie starały się zrobić wszystko, aby tylko utrzymać równowagę. Dopiero po chwili do nekromanty dotarło, że Aldaren go przytulił. Mocno, zupełnie inaczej niż do tej pory - nie tak czule jak zwykle, bardziej… intymnie. Choć Mitra nie próbował się wyrywać i sprawdzać swoich możliwości, czuł, że mógłby mieć problem z oswobodzeniem się. Jednak tego nie potrzebował. Nie ogarnął go aż taki strach, by musiał uciekać. Była to dla niego nowa sytuacja, trochę trudna, ale chciał się z tym zmierzyć. Tylko jedną rękę spróbował wsunąć między siebie i Aldarena, by zapewnić sobie jakieś zabezpieczenie, lecz nim to zrobił, ukochany go oswobodził. Mitra nie powstrzymał głębokiego westchnienia pełnego dezorientacji. Gdy dotarło do niego, że wrócili do czułości na normalnym poziomie, spokojnie objął skrzypka. Uśmiechał się sam do siebie, gdy oddech wampira podczas mówienia delikatnie łaskotał jego skórę. Nie protestował, gdy te czułości dobiegły końca, odsunął się, jakby sam uważał, że najwyższy czas to skończyć. Jednak pozwolił ująć się za dłonie i patrzył w oczy Aldarena, choć ramiona miał skulone i wyglądał na zmęczonego.
        - “Kocham cię” to dobra odpowiedź - zauważył, gdy skrzypek zaczął się skarżyć na jego komplementy. - A zresztą, nawet nie musiałbyś nic mówić. Po prostu musiałem ci to wyznać, bo taka jest prawda, a ty zasługujesz na to, by to wiedzieć. Jesteś dla mnie wyjątkowy. Wiem, że jesteś wygadany jak mało kto, ale czasami wystarczy mi sam twój uśmiech - oświadczył z zaskakującą jak na niego swobodą w wyrażaniu uczuć. Zaraz odetchnął, patrząc z czułością na skrzypka, jakby wprost nie potrafił się nadziwić jak wielki szczęście go spotkało. Powiedziałby to nawet na głos, ale jednak jego nowo nabyta odwaga miała swoje granice i takie zdanie było na razie dla niego zbyt wstydliwe. Zamiast tego w jego głowie zaświtała nowa myśl, tak śmiała jak na niego, że aż zagryzł na moment wargi.
        - Ren… - zwrócił się do niego mruczącym głosem. - Możesz… przytulić mnie tak samo jak przed chwilą? Tak mocno? Teraz, gdy jestem na to gotowy?
        Błogosławiony nie pozostawił ukochanemu zbyt wiele czasu do namysłu, gdyż sam zaraz oparł się o kanapę, a później nad nim nachylił. Na jego twarzy rysowały się bardzo silne emocje - był bardzo przejęty, spięty. Jak panna młoda w noc poślubną, choć przecież chodziło tylko o to, aby Aldaren przytulił go tak zupełnie bez baczenia na jego fobie, mocno i z całym uczuciem, jakim go darzył. To nie mogło być takie złe.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren nie chciał komentować kwestii kontraktu, tłumaczyć, że po prostu nie mógł pozwolić, by Liranth w pewnym momencie się przemógł i wpadł na tak głupi pomysł, wiedział, że wynikłaby z tego dłuższa dyskusja, a jak nie to on samym swoim wykładem wyrobiłby normę za ich dwóch. Był bardzo przeciwny Kontraktom i to w sumie już od małego. Rozumiał, że dla niektórych mógł to być jedyny sposób na zapewnienie sobie bądź swojej rodzinie godnego życia, ale gdyby taka opcja nie była łatwo dostępna i wręcz pożądana przez tutejsze rody nieumarłych, śmiertelni mieszkańcy Maurii nie musieliby po takie rozwiązanie swoich problemów sięgać. Choć jedynym niezadowolonym z możliwości zawierania różnego typu Kontraktów tutaj był tylko on. A jedna osoba, niewiele mogła zmienić. Nie ważne jak bardzo by tego chciała i jak dobre miałaby argumenty.
        Kiwnął więc Mitrze jedynie głową, gryząc się w język, by nie powiedzieć: "To zrozumiałe, że Zahira kochała to niemowlę, w końcu każda matka kocha swoje dziecko". Ledwo przeszło mu to przez myśl i był gotów zaraz powiedzieć to na głos, lecz w tej samej chwili dotarło do niego, że to nie jest prawda, że "każda matka". I tu już nawet odchodząc od swojego przykładu, o którym chciał zapomnieć i najlepiej wyrzucić ten przeklęty dziennik Fausta, z którego się o tym dowiedział i nadal miał go u siebie. Kto wie ile na Łusce było kobiet, które wręcz nienawidziły swoich pociech, o ile te jeszcze żyły. Nastrój obecnej chwili był i tak już wyjątkowo smutny, w końcu mówili o zmarłym najpewniej kilka dni temu, a do dnia dzisiejszego nie narodzonym dziecku. Nie było sensu dolewać jeszcze oliwy do ognia tak ciężkimi tematami.
        Na szczęście Mitra sam chyba nie był chętny do kontynuowania tej rozmowy, bo zaraz przeszli do przepięknej wypowiedzi nekromanty, w której padło, że skoro Mitra jest aniołem, to skrzypek musi być jego skrzydłami. Zwykłe "kocham cię" blakło przy tym wyznaniu, a przynajmniej w opinii wampira. Chyba pierwszy raz w życiu nie był w stanie przegadać ukochanego pod względem piękna wypowiedzianych słów. Całkiem go zatkało i jedyne co mógł, to tylko wypowiedzieć ich "magiczne zaklęcie" i po prostu mocno przytulić swojego lubego, z całym szczęściem jakie w tej chwili odczuwał i miłością, którą darzył niebianina, choć i tak było to według niego niezbyt wystarczające.
        Nie myślał w tej chwili o tym, że Mitra mógłby spanikować w tej chwili i się poważnie wkurzyć na wampira. Na tych kilka uderzeń serca zapomniał o fobiach blondyna i mogło to mieć fatalne skutki, co sobie uświadomił w momencie, gdy Mitra wsunął między nich swoją dłoń. Wtedy Aldaren go wypuścił i zaczęły go nachodzić obawy czy może czasem nie przesadził z tym ściskaniem Pana Niedotykalskiego. Zmartwił się jeszcze bardziej, gdy dostrzegł jak bardzo wykończony wydawał się być w tym momencie Mitra. Ulga jednak szybko ogarnęła wampira, gdy tylko wypowiedziane zostały w jego stronę pierwsze słowa i to ze stoickim spokojem. Może nawet nadal nutką czułości, a nie srogiej reprymendy.
        - Daj mi moment, nie wiem czy odbierać to, że jestem "wygadany" jako komplement czy może raczej obelgę - stwierdził z rozbawieniem, uśmiechając się szczerze i beztrosko niemal od ucha do ucha, szczerząc przy tym nieświadomie swoje kły. W sumie... czy w tym momencie nie spełnił właśnie prośby swojego partnera, że wystarczył by mu tylko uśmiech wampira?
        Przyjrzał mu się zaraz czujnie, gdy dostrzegł, że Mitra nad czymś intensywnie myśli. A gdy spojrzenie lazurowych oczu utkwione zostało w zagryzanych ustach błogosławionego, skrzypek zaraz uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
        - Tak, mój aniele? - odpowiedział na jego wezwanie, znów skupiając na nim swoją uwagę, a gdy padała ta prośba, znów na moment uciekł spojrzeniem, jakby to w jakikolwiek sposób miało zapobiec dostrzeżeniu przez Mitrę rumieńca, który wkradł się na twarz wampira.
        I tym razem nie zdołał nic odpowiedzieć, bo Mitra zwyczajnie nie dał mu tej możliwości, gdy tak zachęcająco niemalże nad nim zawisł. Zaschło mu w gardle, a serce tak się obijało o żebra, że nie wiedział czy mu ich nie połamie. Nie tylko porwał najważniejszego w swoim nie-życiu mężczyznę ponownie w objęcia, ale kierowany emocjami, nie zbyt racjonalnie myśląc, zamknął również jego usta w głębokim, pełnym uczucia pocałunku. Nawet jeśli to teraz Mitra miałby się wściec, to przynajmniej wampir umrze szczęśliwy, z uśmiechem na ustach.
        - To naprawdę bardzo miły wieczór - odezwał się z czułością, gdy nieco poluźnił swój uścisk i oparł się swoim czołem o czoło błogosławionego. - Tak jak obiecałeś - szepnął łagodnie i się delikatnie uśmiechnął.

        Nie wiedział ile tak siedział z Mitrą, po prostu nic konkretnego nie robiąc, a zwyczajnie będąc z sobą, rozmawiając, wymieniając się czułościami. Z resztą zakochani ponoć czasu nie liczą. Ich czułości prędzej czy później musiały dobiec końca, a już zwłaszcza, gdy skrzypek przypomniał sobie, że dzisiejszego dnia Mitra zjadł wyłącznie śniadanie. Tak dla przypomnienia - mieli już wieczór. Nie sposób więc się domyślić, że niedługo po miło spędzonym czasie z ukochanym na kanapie, przeniósł się do kuchni, gdzie zaczął szykować dla niego jakiś lekki posiłek. Nic innego lekkiego niż kanapki nie przychodziło mu do głowy i miał za to ogromny do siebie żal, ale pocieszał się tym, że Mitra przynajmniej nie położy się spać bez jedzenia.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra subtelnie się uśmiechał - jego serce naprawdę przepełniała wielka radość, gdy Aldaren tak swobodnie żartował, uśmiechał się, był tak czuły. Teraz naprawdę nie myślał o tym jak było kiedyś, na moment zapomniał o tym jak bardzo nienawidzi siebie i swojego ciała. Liczyło się to, że ktoś był przy nim szczęśliwy - dla niego, dzięki niemu, chociaż w niewielkim stopniu, bo raz na jakiś czas można sobie pozwolić na tego typu egoizm.
        - Pytasz, a znasz odpowiedź - odparł tajemniczo, bo przecież nieraz wspominał jak bardzo lubi te wszystkie piękne słowa przez niego wypowiadane i w ogóle to jak wiele mówił. Sam przecież tyle czasu był małomówny i nawet by nie przypuszczał, że tyle można z kimkolwiek przegadać. Aldaren uczył go wielu nowych rzeczy, które tak naprawdę Mitra powinien znać od dawna, gdyby tylko odrobinę szczęścia - to jednak uśmiechnęło się do niego raptem półtora miesiąca wcześniej.
        Tak przejęty swoimi uczuciami Mitra wyszedł z propozycją, by ponownie spróbować się przytulić. Wiedział, że dobrze trafił z tym pomysłem, gdy tylko dostrzegł jak jego ukochany ucieka wzrokiem - widok takiego skrępowanego Aldarena wcale go nie odstraszał, a wręcz zachęcał. Może gdyby nie te rumieńce to by się zawahał, ale gdy policzki skrzypka pokrywały się subtelnym szkarłatem… Któż by mu się oparł? Aresterra na pewno nie zamierzał z tym walczyć.
        Nie spodziewał się jednak, że to pójdzie o krok dalej. Nie zdołał nawet złapać tchu przed tym, jak został pocałowany. Zamarł w ramionach skrzypka i przez moment nie reagował na żaden ruch z jego strony, później zaś oparł się mocno na jego ramionach i dość niezdarnie podjął pocałunek. Gdy jednak ten się skończył, przytulił się mocno, opierając brodę na ramieniu ukochanego. Tylko po to, by ten nie widział wyrazu jego oczu i by nie czuł drżenia jego rąk. To było za wiele. Mitra potrzebował czasu, aby pozbierać się po tym co zaszło i tak naprawdę najchętniej by odszedł, by się uspokoić, ale przecież sam prosił o to, by się przytulili… Po chwili jednak nie żałował już tak bardzo, że Al tak się pospieszył. Jego słowa były takie słodkie.
        - Cieszę się, Ren - zapewnił szeptem, głaszcząc go po włosach. Nadal przytulony, powoli się uspokajał i odnajdywał nawet przyjemność w tej bliskości. Mimo tego incydentu sprzed chwili nadal ufał, że nic mu przy skrzypku nie grozi, że on go nie skrzywdzi i nie zrobi nic wbrew jego woli. No bo przecież gdyby dał mu sygnał, że nie chce, na pewno nie zostałby pocałowany. A przecież wręcz sam się zaangażował. Nie mógł sobie tak pobłażać, bo nim się całkowicie przełamie, zdąży się tak zestarzeć, że nie będzie z tego żadnego pożytku. A on w głębi ducha bardzo chciałby okazać Aldarenowi, jak bardzo mu na nim zależy. Z każdym dniem coraz bardziej.
        Gdyby nie to, że Mitra cały czas głaskał ukochanego po włosach, można by pomyśleć, że zasnął w jego objęciach. Oparł głowę na jego ramieniu, a jego oddech był głęboki, równy i spokojny. To nie on przerwał ich słodką chwilę sam na sam, choć gdy wampir wspomniał o tym, że wypadałoby, aby coś zjadł, przyznał mu niechętnie rację.
        - Dooobrze… Ale coś szybkiego - zastrzegł. Aldaren mimo wszystko musiał go prawie z siebie zdejmować, choć gdy już wstał, błogosławiony bez wahania również się podniósł i podążył za nim do kuchni. Tam usiadł na swoim miejscu za stołem i patrzył jak jego ukochany się krząta.
        - Nawet nie wiesz jaki jestem przy tobie szczęśliwy - oświadczył. - Nawet w takich normalnych chwilach. Szczególnie w takich chwilach - poprawił się, bo to właśnie dzięki skrzypkowi dowiedział się jak piękna potrafi być normalność. Nawet takie proste kanapki smakowały znakomicie, gdy ktoś zrobił je dla ciebie z taką troską i miłością - Mitra wręcz je pochłonął, tak mu smakowały. A później zaproponował, by poszli się położyć, bo oboje mieli za sobą ciężki dzień.
        - A na dodatek ja cię rano tak brutalnie obudziłem - dodał, jakby chętnie się podroczył.

        Mitra przed snem musiał wziąć porządną, długą kąpiel - gdy znikał w łazience zastrzegł, że to może trochę potrwać, bo nadal czuje na sobie zapach tamtego zabiegu i żeby Ren nie myślał, że zasłabł w wannie, gdyby długo nie wychodził.
        Gdy namaczał się w gorącej wodzie aż dziw go brał jak lekko na sercu mu było po tym wszystkim. Przecież był po ciężkim zabiegu, po trudnej rozmowie z Aldarenem, po kolejnej próbie przełamania swoich słabości. Lecz zabieg udał się najlepiej jak to możliwe, on z Aldarenem mieli razem wyjechać, by zająć się jego problemem z łaknieniem… A skrzypek cieszył się jakby to miały być beztroskie wakacje. Mitra również czuł radość, że tak go uszczęśliwił. To się chyba tak wzajemnie napędzało: jeden cieszył się szczęściem drugiego. To było piękne, naprawdę. Błogosławiony czuł się wręcz jakby dostał skrzydeł… No i właśnie. Pomyślał, że być może ten dzień może stać się jeszcze lepszy. Bo jeśli nie teraz… To kiedy? Chyba właśnie podjął decyzję.

        Mitrze faktycznie sporo zeszło w łazience, a gdy przyszedł do sypialni, sprawiał wrażenie, jakby coś się wydarzyło. Zamknął za sobą skrzętnie drzwi, po czym spojrzał na leżącego w łóżku Aldarena, dokładnie mu się przyglądając. Podszedł z dziwną ostrożnością.
        - Ren… - zwrócił się do niego, powoli siadając na posłaniu. - Wiesz… Jestem bardzo szczęśliwy, że jesteś przy mnie. I że tak mi zaufałeś, że dzisiaj pomogłeś mi to wszystko osiągnąć, że zgodziłeś się na moją propozycję… Chciałbym ci się odwdzięczyć i coś ci ofiarować, tak z głębi serca. Chciałbym pokazać ci swoje skrzydła.
        To powiedziawszy Mitra nabrał tchu, jakby miał jeszcze jedno zdanie w zanadrzu, ale zabrakło mu już odwagi na jego wypowiedzenie. By nie wycofać się z tego pomysłu, obrócił się do ukochanego plecami i zdjął z siebie górę piżamy - trochę niezdarnie, jakby ze stresu zapomniał jak to się w ogóle robi. Odruchowo poprawił sobie włosy, które nastroszyły się w lekkim nieładzie, a po chwili usiadł wygodniej i po prostu pozwolił na siebie patrzeć. Na jego jasnej anielskiej skórze widoczny był perfekcyjny rysunek skrzydeł, które zaczynały się na łopatkach, wypełniały niemal całe jego szczupłe plecy jakby ledwo się na nich mieściły, a najdłuższe lotki kusząco chowały się za linią spodni, sięgając pośladków. Mitra miał rację co do jednego: tego rysunku nie dało się podrobić zwykłą igłą i tuszem, to była perfekcja, dbałość o najmniejsze detale.
        Błogosławiony, siedząc plecami do ukochanego, głęboko odetchnął. To było jak zrywanie plastra - bolało tylko na początku. Teraz pozostało jedynie czekać na reakcję skrzypka… Ale nie było tak źle. Trafił naprawdę na najlepszy moment by to zrobić. Mimo to odczuwał lekki wstyd. Dlatego na przykład nie zdjął góry piżamy tak do końca, tylko nadal miał ją naciągniętą na ręce i przytuloną do piersi, jakby się nią osłaniał. Nie drżał jednak i nie był spięty, choć aż w środku cały chodził, czekając na reakcję swojego ukochanego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Z początku, gdy Mitra zamarł w jego objęciach po tym pocałunku, Aldaren dość mocno się zaniepokoił czy czasem się zbytnio nie zagalopował w tym swoim przypływie czułości. Odetchnął jednak zaraz mentalnie z ulgą, kiedy jego pocałunek został nieśmiało odwzajemniony, a po nim nekromanta tak mocno do niego przywarł. Z jednej strony było to jasnym dowodem na to, że chyba trochę przedobrzył i miał na końcu języka wyrażenie swojej skruchy z tego powodu, lecz przeprosiny nigdy nie opuściły jego ust. Nie chodziło nawet o to, że już nie raz Mitra prosił, by wampir nie przepraszał go za każdą pierdołę, a zwyczajnie o stare powiedzenie, że czyny mówią więcej niż słowa. Milczał więc i delikatnie już tulił do siebie ukochanego by zapewnić mu w ten sposób jakieś wsparcie i może wbrew pozorom ukoić jego niepokój. Z resztą w tej bliskości i tym jak niemal hipnotyzująco Mitra gładził go po włosach, sam odnajdywał spokój, bo przez to nie zdołały go pochłonąć wyrzuty sumienia. To było... niewiarygodnie przyjemne.
        Siedzieli tak w milczeniu pewnie dłuższą chwilę, a nawet jeśli nie, to i tak Aldaren zaczął po jakimś czasie niemalże usypiać w objęciach niebianina i pod gładzącą wampira po włosach dłonią. I w sumie nie przeszkadzałoby mu spanie na kanapie (o ile Mitra bez protestów poszedłby spać bez niego do swojej sypialni), lecz niemal w ostatnim, słabym przebłysku świadomości Aldaren przypomniał sobie niby o prozaicznej, ale niebywale ważnej rzeczy. Mitra praktycznie przez cały dzień nic nie jadł. W prawdzie wampir zrobił mu z rana skromne śniadanie, ale do tej pory każdy by tym posiłku zapomniał. Nie mógł więc pozwolić, by jego luby poszedł spać z pustym żołądkiem. Nawet jeśli miałoby to zepsuć tę przyjemną chwilę i misterny plan nieumarłego spędzenia nocy na kanapie jak skarcony kochanek albo niespodziewany gość, któremu zabrakło normalnego miejsca do spania.
        - Naprawdę nie chciałbym psuć tej błogiej chwili, z przyjemnością mógłbym nawet tak usnąć, ale nie sądzisz, że wypadałoby, abyś coś zjadł? - przerwał w końcu ciszę łagodnym, spokojnym głosem, który mógłby podchodzić pod czuły szept i ucałował z troską ukochanego w głowę lekko gładząc go po ramieniu, jakby chciał go w ten sposób delikatnie ocucić. Rozczulające było to jak Mitra się do niego przykleił i nie chciał łatwo się oderwać, naprawdę w innej sytuacji Aldaren w ogóle by się nie starał przerwać tych przytulanek i po prostu by tak zasnął, ale niestety są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze, a jedzenie niewątpliwie zalicza się do tych ważniejszych.
        Nie wstał jednak tak od razu z kanapy, gdy wyswobodził się z objęć nekromanty, bo już był bliski uśnięcia w jego ramionach i teraz potrzebował chwili, by przemóc to senne lenistwo. Przeciągnął się, aż mu coś w barku chrupnęło, lecz nie zdołał porządnie tego uczynić, gdyż zaraz dostał napadu potężnego ziewania. Zasłonił rozdziawione na całą szerokość usta dłonią i przeprosił Mitrę. Pogładził go krótko dłonią po włosach, lekko mu je roztrzepując, po czym w końcu wstał i udał się do kuchni, gdzie przygotował lekką kolację. Ot zwykłe kanapki z serem twarogowym, szczyptą soli i odrobiną szczypiorku wyrastającego z cebuli. Niecałe pięć minut i posiłek gotowy do spożycia. Będzie musiał jutro porządnie pomyśleć nad listą zakupów, bo znając życie Mitra będzie chciał, aby Aldaren żywił się wyłącznie jego krwi, nawet jeśli jest wybór między jego, a kogoś obcego, zakupioną w Banku. Nawet jeśli kolejny posiłek przewidział sobie dopiero za pięć dni, już teraz musiał zacząć myśleć o tym, by jego ukochany nie dostał anemii.
        - Nie jestem pewien czy jakakolwiek chwila w towarzystwie nieumarłego jest normalna - zauważył z czułym uśmiechem na ustach, gdy po wytarciu umytych dłoni, dołączył do blondyna przy stole, siadając naprzeciwko niego - ale dopilnuję by było ich jak najwięcej i by były jak najnormalniejsze - obiecał, niemalże uroczyście, nie będąc w stanie oderwać pełnego miłości spojrzenia od swojego partnera. Widząc jak ten szybko pochłania przygotowane kanapki, upomniał go dwa razy by jadł spokojniej, a za trzecim po prostu westchnął i pokręcił pobłażliwie głową.
        - Oj nie wiem, nie wiem - odpowiedział na propozycję położenia się już spać. - Wiesz, wampiry po posiłku zwykle są pełne energii i może mi nie być wcale tak łatwo zasnąć. - Pokiwał z pełną powagą głową. Zaraz posłał partnerowi przebiegły uśmieszek. - Chyba będziesz musiał zaśpiewać mi jakąś kołysankę albo... znów uśpić głaskami - zaapelował z beztroskim rozbawieniem, aż dziw, że jeszcze chwilę temu tak ciężko było mu się zwlec z kanapy.
        - Brutalnie? - zapytał zaraz zaskoczony i się zamyślił. Przypomniał sobie jak rzeczywiście wyglądała dzisiejsza pobudka i zaraz wyobraził sobie jak rzeczywiście mogłaby wyglądać brutalna pobudka... I nie był to najlepszy pomysł, bo w tej chwili na jego twarzy delikatnie zaczął wykwitać szkarłat, czego nawet nie był świadomy. Skuty na łóżku wampir i stojący nad nim niebianin z lubieżnym, złowrogim spojrzeniem... Pokręcił energicznie głową, by szybko pozbyć się tej wizji, po czym wyszczerzył się szeroko. - Więc wychodzi na to, że jestem masochistą. To była bardzo przyjemna pobudka - odezwał się zaraz szybko dla zamaskowania swojego zakłopotania. Chyba większe od problemów ze swoją żądzą krwi, miał tylko problemy z głową. Ciekawe czy chciałby w ich szpitalu pracować jakiś psychiatra, Aldarenowi chyba by się mocno przydał.

        Kiedy Mitra się kąpał, wampir przebrał się w swoją piżamę otrzymaną od ukochanego, naszykował sobie czyste rzeczy na jutrzejszy dzień i wskoczył pod kołdrę zaraz rozkoszując się przyjemnym ciepełkiem jakie dawało puchate wnętrze jego nocnego odzienia i miękkością posłania. Niemalże od razu obrócił się na brzuch, roztapiając się z tej przyjemności, całkiem rozpłaszczony na materacu. Głowę miał odwróconą w bok w stronę drzwi, a na twarzy widniał mu głupkowaty, pełen błogości uśmiech, który bez trudu można by zatytułować: "Mmm, ciepluśko...". I choć wcześniej groził, że mógłby mieć problemy z zaśnięciem, w obecnej chwili wyglądało to zgoła inaczej. Zwłaszcza, że leżał z zamkniętymi oczami, mrucząc do poduszki.
        Nie usnął jednak wbrew pozorom, bo choć Mitra zastrzegł, że dłużej będzie się kąpać, co by wampir się nie martwił czy jego luby nie utopił się aby w wannie, to mimo wszystko Aldaren nasłuchiwał czujnie, pełny spokój zamierzając uzyskać dopiero, gdy błogosławiony znajdzie się na posłaniu obok niego. Kiedy więc usłyszał dźwięk otwieranych, a po tym zamykanych drzwi i po tym zbliżające się kroki, otworzył sennie jedno oko. Jedno spojrzenie wystarczyło, by zapomniał o tym jak chwilę temu rozpływał się z rozkoszy, podniósł się do pozycji siedzącej i przyglądał się czujnie ukochanemu, ze zmartwieniem i w gotowości do działania, jakiekolwiek by ono nie było. Coś było nie tak. Coś musiało się stać w łazience, inaczej Mitra nie byłby taki niespokojny w tej chwili, skoro gdy się rozdzielili na korytarzu był spokojny.
        - Mi... - Chciał dowiedzieć się co się stało, lecz nawet nie zdołał wypowiedzieć imienia błogosławionego, gdy ten zaczął mówić. Słuchał blondyna, choć nadal pozostawał czujny. Nie podobało mu się to, jaki Mitra pozostawał ostrożny, gdy się wypowiadał. I to o tym jaki był przy wampirze szczęśliwy. W takim wypadku chyba powinien być rozluźniony, a nie wyczulony na najdrobniejszy ruch czy szmer.
        Zaraz jednak dowiedział się gdzie był pies pogrzebany i aż zamarł z lekko otworzonymi ustami i szeroko otworzonymi ze zdumienia oczami. Sparaliżowało go to co chciał zrobić (i w sumie w tej chwili robił) Mitra. Nie to żeby nie chciał zobaczyć tych legendarnych skrzydeł błogosławionego przez zwykłą, ludzką ciekawość, lecz z drugiej strony rozumiał jak trudne to musi być dla Mitry. Jak wiele nieprzyjemnych wspomnień prawdopodobnie teraz przewija mu się przez głowę, choć niebianin z własnej woli i inicjatywy zechciał tak się obnażyć przed skrzypkiem.
        Dobra chwila minęła, nim ten oprzytomniał, a wyraz jego twarzy stężał. Doceniał gest niebianina, ale nie zrobił tego, czego Mitra najprawdopodobniej się spodziewał. Z początku go korciło owszem, ale oprzenie się chęci przyjrzenia się tym misternym tatuażom anielskich skrzydeł, przesunięcia palcami po czarnych konturach na świetlistej skórze, okazało się o wiele łatwiejsze, niż się spodziewał. Rozpiął i zdjął z siebie tę mechatą od środka koszulę i okrył nią z troską plecy oraz ramiona swojego lubego, by ten nie zmarzł po kąpieli. Kołdrą nie mógł sobie na to pozwolić, bo na niej siedział i takie wiercenie się mogłoby spłoszyć Mitrę.
        - Dziękuję, że odważyłeś mi się je pokazać mimo swoich przykrych doświadczeń, ale twoje skrzydła nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Liczysz się dla mnie tylko ty, Mitro Aresterra. Te skrzydła to tylko nic nieznacząca ozdoba, jak choćby twoje maski. Najważniejszy jesteś ty jako zwykły człowiek, mężczyzna, który skradł moje nieumarłe serce i którego kocham ponad wszystko - powiedział łagodnie, choć jego głos był pełen powagi. Westchnął ciężko i go delikatnie objął jedną ręką, uważając by nie zrobić nic, co spłoszyło by niebianina i ucałował go w tył głowy, zaraz wtulając policzek w jego złotą czuprynę.
        - No chyba, że nie o skrzydła chodziło, a o wydepilowanie ci pleców - rzucił żartobliwie, starając się poprawić ukochanemu humor. - W takim razie przepraszam, bo nie patrzyłem. Tym razem będę się lepiej przyglądał czy ci tam jakieś futro nie rośnie - dodał figlarnie, szczerząc swoje kły w szerokim uśmiechu. Delikatnie ścisnął okryte swoją koszulą ramię lubego, by okazać mu swoje wsparcie i raz jeszcze ucałował tę kaskadę złocistych loków.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra miał inne priorytety. Na jedzeniu mu nigdy nie zależało i wiedział, że wytrzymałby spokojnie całą dobę bez jedzenia, bo już to nieraz sprawdzał. A siedzenie w objęciach Ala było tak przyjemne… No ale cóż, miał rację. No i w sumie może faktycznie wypadałoby coś zjeść - może i dałby radę wytrzymać dłużej, ale po co? Tym bardziej, że w kuchni tak naprawdę nadal mogli być razem. Aldaren nawet wiedział, jak bez słów go zachęcić, aby jednak wstał i poszedł razem z nim.

        Kanapki z białym serem smakowały dobrze jak nigdy wcześniej - nic dziwnego, że wampir musiał go upominać. Ale to była kwestia towarzystwa i tego, spod czyich rąk ta kolacja wyszła. Wraz z zastrzykiem energii związanym z posiłkiem, Mitra nabrał ochoty na dyskutowanie.
        - Nigdy nie śpiewałem, ale w głaskaniu mam już trochę wprawy - oświadczył. - Zrobię co w mojej mocy, możesz mi wierzyć.
        Szkoda, że nie wiedział, że nie będzie w stanie spełnić swoich zapewnień.

        Mitra był bardzo zdeterminowany, aby pokazać Aldarenowi swoje skrzydła - gdy już podjął tę decyzję, nie było odwrotu. Uważał, że to najlepszy moment, bo sam czuł się ze sobą dobrze, a jego ukochany też zdawał się być zadowolony i spokojny. No i błogosławiony pomyślał też, że nie będzie to wyglądało jakby chciał coś uzyskać - nie robił tego po to, by przeprosić swojego ukochanego, nie zmuszał się, aby go zadowolić. Po prostu tego chciał, nawet jeśli mimo wszystko nadal się stresował. Jak zareaguje Aldaren? Miał pewne wyobrażenia jak mogłoby to wyglądać.
        Mimo to błogosławiony prawie się wycofał. Powód był prozaiczny: jego ukochany miał już zamknięte oczy i wyglądał, jakby spał, a budzenie go byłoby absolutnie bez sensu. Wiedział jak by to wyglądało, już przecież to przerabiali jakiś czas temu - obudzony Aldaren długo dochodził do siebie. Jednak najwyraźniej on jeszcze nie spał, bo otworzył jedno oko. Mitra znowu nabrał odwagi i wprowadził swój plan w życie. Przez to jak się stresował nie wyszło idealnie i chyba przez moment trochę zaniepokoił skrzypka. Dlatego zaczął się szybko tłumaczyć… Ale i to nie pomogło. Wampir wyglądał na tak zmartwionego, że Aresterra uznał, że nie może już więcej mówić i musi wprowadzić swój plan w życie, bo albo sam się wycofa, albo przyprawi swojego ukochanego o nerwicę. Odwrócił się więc i zdjął koszulkę.
        Wbrew pozorom Mitra nie myślał w tamtej chwili ani o tych wszystkich chwilach, gdy to Sarazil zmuszał go do podobnych prezentacji, ani o tym, jak robiono to z nim wcześniej, choćby gdy go sprzedawano. Gdyby jego myśli powędrowały w tamtym kierunku, pewnie by stchórzył i ponownie się ubrał, przepraszając. Był jednak skupiony na tym co tu i teraz. Chwile dłużyły mu się nieznośnie, a nic się nie działo. Zaczął obejmować go chłód - to niepokój dawał o sobie znać. Aldaren był za nim - słyszał, że się ruszał, czuł, jak materac lekko się pod nim ugina, ale te ruchy do niczego nie prowadziły. I ta cisza… Pewnie go zatkało. Ale dlaczego? Chciał, aby ze szczęścia albo ze wzruszenia, ale im dłużej czekał, tym mniej wydawało mu się to prawdopodobne. Więc… Niechęć, pogarda, skrępowanie, zażenowanie? Pospieszył się z tą decyzją? Al znowu zaczął nabierać wątpliwości co do jego prowadzenia się? Mitra aż zaczął się spinać ze strachu. Źle zrobił, na pewno się pospieszył, na pewno popełnił błąd. Szkoda, że już nie mógł założyć tej koszulki i udawać, że tego nie było…
        I w końcu błogosławiony poczuł na ramionach jego dotyk. Aż jęknął, nie potrafiąc zapanować nad emocjami. Tylko że… Poczuł, że to nie były puste dłonie - Aldaren okrył go kocem albo jakimś ubraniem. Po co? Dlaczego? Co to miało znaczyć? Mitra chciał wiedzieć, chciał go zapytać, ale nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Skulił odrobinę ramiona, jakby lekka nocna koszulka ważyła na jego barkach tyle co kolczuga.
        I w końcu skrzypek się odezwał. Jego słowa były dla niebianina słodko-gorzkie, bo ze stresu nie potrafił zdecydować się, czy bardziej cieszy go wieść o tym, że te skrzydła nie są tak ważne jak on we własnej osobie, czy bardziej go to smuci. Mitra nigdy nie chciał być postrzegany przez pryzmat swoich skrzydeł, ale nie mógł zaprzeczyć, że były ważne. I… teraz nie liczył się nawet te przeklęte skrzydła, ale to, że zdecydował się je pokazać Aldarenowi. Że odsłonił przed nim kolejny fragment siebie - tym razem dosłownie. Oddał mu to, co było tak istotne, co tak mocno naznaczyło jego życie. Nie chciał słyszeć, że są nieważne, choć przecież skrzypek mówił to w dobrej wierze - podkreślał jego wyjątkowość jako osoby, a nie powierzchowności. A jednak w tej chwili to tak bardzo nie pasowało…
        I jeszcze ten ton. Czy on był zły? Mówił tak poważnie. Może był zły i próbował mimo wszystko go nie urazić, bo wiedział jak to było ważne? Mitra z jednej strony tak bardzo chciał zobaczyć jego minę, jego oczy, aby przekonać się, co czuje, ale z drugiej strony bał się poznać odpowiedź. Był już i tak dość podłamany, nie chciał przekonać się, że miał rację.
        Aldaren nieświadomie dodawał kolejne metaforyczne kamyczki do jego złego stanu. Mitra czując te przesuwające się po jego ramionach ręce wyprostował się, niby naturalnie, ale tak naprawdę walczył ze sobą, by nie uciec. To był jego ukochany, przy nim nic mu nie groziło - musiał to sobie cały czas powtarzać. Ale jednak gdy ktoś łapał go od tyłu… Przez krótką chwilę prawie dał się pokonać swoim wyobrażeniom i złym wspomnieniom. Opanował się na tyle, by nie wyrwać się z krzykiem. To był przecież jego ukochany.
        No i w końcu padł ostatni kamyczek, który poruszył lawinę. Obrócenie wszystkiego w żart, w kpinę. Być może Aldaren chciał dobrze, ale Mitra tego w ogóle nie poczuł. Było gorzej niż wtedy, gdy znalazł swój rysunek w śmietniku. Skrzypek całkowicie wzgardził tym gestem, który dla niego tak wiele znaczył - okazał mu zaufanie, naprawdę bezgraniczne zaufanie, a on sobie z tego żartował. Mitra aż poczuł, jak zabolało go serce. Jednak próbował tego nie okazywać. I jeszcze to “przepraszam, bo nie patrzyłem”. Pewnie, bo przecież to było zupełnie nieważne.
        - Nie mam włosów na plecach - odparł bez entuzjazmu. - Ale będę pamiętał by się do ciebie w razie czego zgłosić.
        Błogosławiony naprawdę nie chciał już przedłużać tej chwili. Strząsnął z siebie ramiona Aldarena i jego piżamę, po czym wciągnął z powrotem na siebie swoją własną koszulkę. Dobrze, że nie zdjął jej tak całkowicie, bo dzięki temu mógł się nią szybko ponownie okryć. Choć szczerze powiedziawszy teraz wolały mieć na sobie coś z długim rękawem. I długimi nogawkami. I kapturem. Po prostu chciałby się schować. Jednak jedyne co do tego mógłby wykorzystać to pościel.
        - Chodźmy już spać, ledwo widzę na oczy - powiedział, jakby to miało być faktyczne usprawiedliwienie, lecz cały czas uparcie unikał patrzenia na swojego ukochanego. Położył się szybko do łóżka i nakrył kołdrą po samą brodę. Leżał na boku, plecami do Aldarena. Nie chciał na niego patrzeć. Był zły, rozgoryczony i zawstydzony.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Od samego początku Aldaren chciał dobrze. Był oszołomiony tym co Mitra zrobił, że zechciał pokazać mu swoje skrzydła, i może przez to wampir zamiast po prostu dać się ponieść emocjom i wczuć w tę wyjątkową chwilę, podstawił na racjonalność. Może i niebianin nie myślał w tym momencie o wszystkich przykrościach jakie go spotkały z powodu tych skrzydeł, ale Aldaren dowiedział się o nich stanowczo nie dawno i przez to jak silne było jego uczucie do Mitry, nie mógł tak po prostu o tym zapomnieć i cieszyć się szczerze z tego, że błogosławiony tak się przed nim otworzył. Bał się, że szczery podziw i radość z ujrzenia tych tatuaży niebezpiecznie upodobni go do dawnych oprawców jego ukochanego. A tego nie chciał. Właśnie z tego powodu łatwiej było mu oprzeć się chęci przesunięcia opuszkami palców po delikatnej skórze na plecach partnera. Szczęście z gestu nekromanty zostało zastąpione w pełni troską o niego i obawami Aldarena. Chciał dobrze, ale Mitra chyba w ogóle tego tak nie odbierał.
        I może nie byłoby aż tak źle gdyby poprzestał tylko na okryciu ukochanego i podziękowaniu mu za to, że się odważył pokazać wampirowi swoje skrzydła. Ale nie. Aldaren musiał pójść krok dalej, paradoksalnie staczając się coraz bardziej na samo dno.
        Aż ostatecznie wyszedł na zwykłego dupka... Czasami chyba faktycznie powinien się po prostu zamknąć. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem jak to mówią, więc w sumie nic dziwnego, że wampir dość często miał tyle problemów, gdy tylko za dużo gadał.
        A co do swojego żałosnego żartu, który miał poprawić humor niebianinowi, a jedynie przelał szalę goryczy, skrzypek sam był zażenowany. Nie dziwił się więc, że Mitra... był obrażony.
        Spuścił lekko głowę, odwracając wzrok i podrapał się zakłopotany (oraz zły na siebie) po karku, gdy Mitra wstał z posłania, by położyć się po swojej stronie łóżka. Niby pocieszeniem powinno być dla wampira, że nekromanta nie poprosił, by skrzypek pozwolił mu spać tej nocy samemu, ale w tej chwili nie specjalnie był w stanie się cieszyć. Nie po tym jak bardzo zranił ukochanego.
        - Dobrej nocy - odpowiedział mu cicho. Zaraz westchnął i po założeniu z powrotem koszuli sam się położył, na swoim skrawku łóżka, choć wcale nie chciało mu się spać. Nie po tym co właśnie odwalił. Z drugiej strony rozwiązanie od razu tego problemu i pogodzenie się z Mitra też nie wchodziło w grę, bo... już i tak za dużo powiedział. Najlepiej więc będzie jeśli da blondynowi po prostu spokój i tak też postanowił zrobić.
        - Kocham cię... - mruknął niepewnie, nim sam obrócił się na bok, plecami do błogosławionego. Zamknął oczy jakby to miało coś pomóc i usilnie się skupiał na tym by usnąć, lecz zamiast tego, przez głowę przelatywały mu jedynie migawki wszystkich myśli jakie rozsadzały mu głowę, gdy Mitra postanowił pokazać mu swoje skrzydła. W takich warunkach nie dało się po prostu zasnąć.
        Nie miał pojęcia jak długo się kręcił, wiercił i po prostu męczył nim rzeczywiście w końcu udało mu się pogrążyć w sen, lecz ten i tak wcale nie był zbyt długi, bo leżąc na samej krawędzi...duże jest prawdopodobieństwo, że można z łóżka spać.
        Aldaren podniósł się z ziemi obolały, paskudnie, klnąc cicho pod nosem w Czarnej Mowie, uważając by nie obudzić Mitry. Przetarł dłonią rozdrażniony lekko pozlepiane i napuchnięte oczy. Upewnił się czy nekromanta nadal spokojnie śpi i już miał się z powrotem wdrapać na łóżko, gdy usłyszał...muzykę. I to nostalgicznie znajomą muzykę. Brzmiało to tak jakby ktoś na parterze grał na skrzypcach. JEGO skrzypcach! Poprawił przykrycie by Mitra przez przypadek nie zmarzł przez to, że wampir znaczną część kołdry ściągnął z posłania, gdy spadł na podłogę. Po czym cicho wyszedł z pokoju i ostrożnie zszedł na dół, gotowy do walki. W sumie... czy gdyby ktoś się rzeczywiście włamał niebianinowi do domu, to czy manekiny czasem by nie zareagowały? To było własnie zastanawiające, bo wszystkie stały na swoich miejscach w kątach różnych pomieszczeń jakby nieaktywne. Czyli pewnie to był tylko sen. Nie ma się czym przejmować, bo nikogo tak naprawdę w domu nie ma, nie ma żadnej muzyki, a on nadal śpi w sypialni na piętrze, w łóżku z obrażonym (lekko powiedziawszy) na niego Mitrą.
        Kiedy zmierzał do salonu, cały czas się skupiał i powtarzał sobie by się wybudzić ze snu, ale póki co niewiele to dawało. Rozległ się nagle przeraźliwy skrzek, po którym nastąpiło wściekłe warczenie. Zaskoczony Aldaren spojrzał w dół na źródło dźwięku i dostrzegł rozwścieczonego Żabona, którego musiał chyba niechcący nadepnąć. Zaraz jednak demon jakby zapomniał o wampirze i zaczął jak szalony ganiać po salonie i ujadać na całe gardło jak dziki nim w jednej chwili znów poszedł spać. To... był naprawdę dziwny sen. A przynajmniej tak z początku myślał, będąc świadkiem takiego zachowania paskudy, lecz zaraz kątem oka dostrzegł dość duży cień rzucany na ścianę i meble, jakby coś siedziało na parapecie. I z obrysu cienia już nawet wiedział co to takiego było.
        - Aż dziw bierze, że tak dobra dla innych ludzi osoba mogłaby nie zbyt przepadać za zwierzętami - rozległ się nagle skądś męski głos, a muzyka ustała. Na parapecie pojawił się aż nazbyt dobrze znajomy Aldarenowi biały liso-szop, kulący się obecnie, z przerażeniem patrząc na wyciągniętą w jego stronę i zamarłą w połowie drogi dłoń wampira.
        Aldaren wybałuszył oczy na to przeklęte stworzenie. Ciężko mu było uwierzyć w to, że ten pchlarz potrafił gadać i to we Wspólnej Mowie. Cofnął się zdezorientowany od tego dziwoląga.
        - Naprawdę? Myślisz, że tak przerażone stworzenie byłoby w stanie cokolwiek z siebie wydusić? - westchnął obcy mężczyzna i zaraz rozległ się subtelny odgłos stawianych na podłodze skrzypiec, które zostały oparte o bok fotela.
        Aldaren odskoczył w tył i lekko w bok by znaleźć się na przeciwko fotela, z którego niby dobiegał ten głos, ale nikogo tam nie było. Znaczy...chyba cień fotela wskazywałby na coś zupełnie innego. Z obrysu wyglądało jakby faktycznie siedział na nim jakiś mężczyzna i... w sumie tak też po chwili było, gdy tylko przerażony sierściuch wskoczył na kolana swojego pana. A ten wyglądał jak jakiś bezdomny albo pustelnik co najmniej, zbliżający się do czterdziestki. Długie, ciemne włosy w nieładzie, związane kawałkiem jakiegoś rzemienia, gęsta broda, której nie powstydziłby się rasowy drwal i zniszczone ubranie, mające na sobie więcej dziur i łat niż swojego pierwotnego materiału, pozostawiające wiele do życzenia.
        - Nie powinno pana tutaj być, proszę opuścić ten dom - powiedział ostro wampir, choć nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Ktoś się włamał do domu Mitry, a manekiny w ogóle nie zareagowały.
        - Powiedz mi chłopcze, jak sobie wyobrażasz opuszczenie tego miejsca przez kogoś, kogo tak naprawdę tutaj nie ma? - zapytał z beztroskim uśmiechem na ustach.
        Cały zapał i bojowość opuściła nieumarłego, gdy to usłyszał i był przez to chyba jeszcze bardziej zdezorientowany niż na początku.
        - Czym ty jesteś i...
        Mężczyzna uciszył go, kręcąc głową.
        - Obecnie jestem niczym, jak już wspomniałem, a byłem skromnym muzykiem, który chciał jedynie za pomocą swojej gdy zmienić świat - powiedział może niezbyt konkretnie, ale to wystarczyło, by Aldaren zaskoczył. Popatrzył oszołomiony na mężczyznę.
        - Zarel? - zapytał choć wcale nie musiał.
        Mężczyzna się lekko uśmiechnął, ale nie odpowiedział jednoznacznie czy skrzypek miał rację.
        - Wyglądasz na zmartwionego - stwierdził, przyglądając się uważnie wampirowi, jednocześnie głaszcząc swojego nadal wystraszonego zwierzaka.
        - A jak mam wyglądać, gdy do domu mojego...przyjaciela włamuje się jakiś obcy facet i wmawia mi, że go tak naprawdę tu nie ma?! - prychnął z niezadowoleniem.
        - Myślę, że w takim wypadku byłbyś raczej wściekły, niż rozgoryczony i bez podejmowania żadnej dyskusji, wywaliłbyś mnie stąd, nie myśląc o tym czy rzeczywiście tu jestem, bądź nie. Zastanawiam się jak chcesz być szczery z nim, skoro nie jesteś szczery wobec obcego i samego siebie.
        Skrzypek westchnął nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Skoro tego faceta tutaj nie było, to czemu miałby mu się tłumaczyć i wysłuchiwać jego kazań? Czemu w ogóle jakieś miałyby być? Chyba będzie musiał się rzeczywiście zastanowić nad dobrym psychiatrą. Ale z drugiej strony, skoro to był tylko sen, z którego nie mógł się wybudzić, dlaczego miałby tego nie wykorzystać, by uporządkować sobie choćby swoje myśli. Może faktycznie taka spowiedź samego ze sobą pomogła by mu odnaleźć spokój ducha.
        - Chciałem dobrze, ale najwyraźniej jak zwykle wyszedłem jedynie na dupka. Czasami się zastanawiam czy w ogóle powinienem się odzywać, bo za czyny już nie raz dostałem reprymendę - burknął z pobrzmiewającą w głosie frustracją i goryczą.
        - I zamierzasz go z tego powodu opuścić? Bo mimo wszelkich starań jakich dokładasz by było dobrze, nic z tego nie wychodzi? - zapytał prowokacyjnie Zarel.
        - Oczywiście, że nie! - Aldaren niemalże na niego warknął, z zachodzącymi szkarłatem tęczówkami. Już kilka razy to przerabiali i nie było z tego niczego dobrego. Poza tym nie mógłby zostawić Mitry, już prędzej odebrałby sobie życie, bo w sumie bez niego nie miał sensu by żyć dalej. Kiedy wspomniał o tej wyprawie, od samego początku cicho liczył na to, że Mitra zechce wybrać się w tę podróż razem z nim.
        - To może spróbuj zamiast być z nim, być po prostu dla niego? - zaproponował dość zagadkowo i kłamstwem byłoby powiedzieć, że Aldaren zrozumiał o co mu chodziło, ale mimo to wziął sobie tę radę do serca. Jeśli miałoby to faktycznie jakoś pomóc to czemu by nie spróbować? Gorzej i tak raczej już nie będzie.
        Chwilę się nad tym zastanawiał, a gdy miał podziękować mężczyźnie za jego radę, tego już nie było wraz z białym sierściuchem. Żabon nadal spał, tam gdzie zasnął, skrzypce stały oparte o fotel, tak jak je Zarel odłożył, ale po nim samym nie zostało ani śladu. Aldaren sprawdził drzwi i okna czy wszystko jest pozamykane i czy żadna szyba nie została tym razem wybita.
        Gdy wszystko wydawało się być w porządku, powrócił do sypialni, gdzie nie położył się na łóżku, a siadł na podłodze przy łóżku po stronie Mitry, którego delikatnie ujął za dłoń i opierając głowę na krawędzi posłania, zasnął. Nie miał już żadnych problemów z zaśnięciem jak na samym początku. I wbrew pozorom było mu całkiem wygodnie i nie odczuwał zimna. Liczyło się tylko to by być jak najbliżej Mitry, bez ryzyka nachalnego naruszenia jego przestrzeni osobistej, co po przebudzeniu nekromanty mogłoby skończyć się kolejną awanturą. A tak nie powinno być żadnych problemów. Co najwyżej Mitra może się wściekać, że wampir spał na podłodze jak jakiś pies, ale obrazić się o to nie powinien.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Powiedzieć, że Mitra był obrażony, to tak jakby nic nie powiedzieć. Po tym jak Aldaren całe jego starania obrócił w żart, niebianin był załamany, wściekły i upokorzony. Może gdyby chociaż raz spojrzał po tym na swojego partnera, zorientowałby się, że i on czuł się źle z tym co zaszło i może by się jakoś dogadali, by nie zasypiać w złości… Lecz on musiał teraz walczyć z tym, by nie wyjść z sypialni, by położyć się i udawać, że wcale nie jest tak źle. Nie mógł udawać, że nic się nie stało, bo tego było po prostu za wiele jak na jeden raz, by zachować kamienną twarz.
        Nie zamknął oczu tak długo, jak słyszał, że Aldaren porusza się za jego plecami. Tak naprawdę pozostawał czujny, bo obawiał się, że skrzypek wywinie jakiś kolejny numer. Nie po złości, ale… starając się za bardzo. Że chociażby spróbuje położyć mu dłoń na ramieniu albo go przytulić. Tego by nie zniósł. Kontakt fizyczny w tym momencie byłby najgorszym, co mogłoby go spotkać. Dlatego tak skupiał się na tym, jak uginało się posłanie - by przypadkiem Aldaren nie przysunął się za blisko. Odetchnął cicho, gdy poczuł, że wampir już leży. Zamknął oczy, choć czuł, że nie zaśnie. Otworzył je jednak natychmiast, gdy usłyszał wyznanie swojego partnera. Jego spojrzenie z czujnego, zaraz nabrało wyrazu smutku. Zacisnął dłonie na poduszce, chwilę walcząc ze sobą i swoimi emocjami.
        - Ja ciebie też - odpowiedział szeptem, gdy już prawie mogło się wydawać, że zignoruje Aldarena. Ale niech to, taka była prawda. Choć czuł się zraniony, nadal go kochał. Chyba dlatego to bolało tak bardzo - oberwał od osoby, która była mu tak bardzo bliska.

        Mitra długo nie umiał zasnąć. Choć próbował się uspokoić, nie wychodziło mu to. Wyklinał sobie, że to zrobił. Mógł jeszcze się wstrzymać, mógł wybrać lepszy moment - na pewno taki kiedyś nadejdzie. Albo… Po prostu nigdy nie przekroczyć tej bariery. Może Aldarena wcale to nie obchodziło. Może ośmieszył się, pokazując jak ważne to dla niego było. Może po prostu któregoś dnia powinien przejść się nago po pokoju, jakby to była norma i nie robić z tego niczego symbolicznego. Był dorosły, a zachowywał się jak dzieciak. Przecież Aldaren tyle razy widział nagiego mężczyznę, może faktycznie nie było czym się chwalić. Znowu… Znowu to jego ciało było powodem jego cierpienia. To, że uwierzył, że może je wykorzystać do czegoś naprawdę wyjątkowego. Że być może nie będzie jedynie przyczyną jego kłopotów i zmartwień i że chociaż raz poczuje się dumny, że zrobi z niego dobry użytek. Nie. Wszystko to na nic, wszystko zniszczone. Znowu nienawidził samego siebie. Znowu jedynie o czym myślał to jak zrobić sobie krzywdę. Często myślał o tym jak by to zrobić, by obedrzeć sobie plecy ze skóry albo chociaż zedrzeć tę warstwę, w której krył się pigment. Może by to przeżył? Może byłby w stanie później jakoś funkcjonować? To na pewno przyniosłoby mu ulgę, bo mógłby przestać się przejmować tymi cholernymi skrzydłami. A teraz… Tak bardzo chciał się pociąć. Tak bardzo potrzebował tego bólu, który by go uspokoił. Parokrotnie napinał mięśnie, aby wstać, bał się jednak, że Aldaren nie śpi, że się dowie i będzie zły, że nekromanta nie był w stanie dotrzymać obietnicy. Bo to, że zniszczy sobie ciało już się nie liczyło - ono naprawdę nie było nic warte. Sprawiało jedynie problemy.
        Wymęczony wyrzutami sumienia, złością i smutkiem Mitra w końcu o dziwo zasnął - na chwilę przed tym, gdy jego ukochany spadł z łóżka, więc nawet tego nie słyszał. Nie mógł jednak nie usłyszeć rabanu, jaki zrobił Żabon, choć to działo się na parterze. Podniósł głowę, patrząc spod półprzymkniętych powiek na drzwi. Co do cholery? Demon jednak po chwili przestał ujadać, a wykończony nekromanta uznał, że to pewnie znowu przez kota sąsiadów tę małą łajzę tak roznosiło. A nawet gdyby coś się działo… Niech się dzieje, ale bez niego. On miał dość. Znowu zasnął, całe szczęście nie obracając się wcześniej w stronę połowy Aldarena, bo kto wie co by poczuł, gdyby zobaczył, że jego tam nie ma.

        Nie spał jednak wcale dobrze. Śniło mu się, że się obudził. Leżał wśród pościeli, która była aż lepka od krwi i tak ciężka, jakby nie była wypełniona pierzem, a ołowiem. Było mu od tego zimno i z trudem łapał oddech. Jakby… się topił. Jak to we śnie, nie miał poczucia czasu, ale wydawało mu się, że trwało to całą wieczność. W rzeczywistości była to jednak chwila, po której błogosławiony był jednak spocony i zgrzany, jakby właśnie przebiegł się sprintem wokół miejskich murów. Przez sen nieustannie zaciskał ręce na pościeli, jakby ta miała go uchronić przed utonięciem w wyśnionej krwi, ale ukojenie nadeszło dopiero wtedy, gdy samo uznało za stosowne. Wymęczony tym widzeniem Mitra dopiero wtedy zasnął głęboko - gdy już nie miał żadnych sennych marzeń.
        Aldaren wrócił do sypialni jakiś czas później. Mitra nie wyglądał już jak zmokła kura, ale pościel wokół niego była w nieładzie, a on sam nakryty był jedynie do połowy. Nie reagował jednak na nic, co się z nim robiło. Można było go przykryć, dotknąć - on nadal głęboko spał. Zdawało się, że nie zareaguje nawet na to, że został ujęty za dłoń, ale o dziwo na to akurat zareagował - delikatnie, jakby zupełnie nie miał siły, zamknął palce na palcach Aldarena. Zdawało się, że nawet wtedy odetchnął głębiej, choć mógł to być jedynie przypadek.

        Jak to z reguły bywało, Mitra nie wstał wcale jakoś specjalnie wcześnie. Zaraz po przebudzeniu czuł się, jakby dostał obuchem w głowę i chętnie by jeszcze na chwilę zamknął oczy, byle tylko nie wracać do rzeczywistości, lecz przeszkodziło mu coś, co mu się dziwnie nie zgadzało. Widział brzeg łóżka, ale czuł, że ktoś trzyma go za rękę z zupełnie nie tej strony, z której by się tego spodziewał. Mitra momentalnie się rozbudził, gdy to do niego dotarło i poderwał się. Widok Aldarena siedzącego na ziemi go zaskoczył. Przez moment nekromanta gapił się na niego, jakby nie wierzył, że on tam siedzi. Później zabrał dłoń z jego uścisku.
        - Ren! - szepnął głośno, jakby jednocześnie chciał i nie chciał go obudzić. Potrząsnął jego ramieniem. - Zwariowałeś?! Co ty wyprawiasz?! Wracaj na łóżko. Jeny, co ci znowu strzeliło do głowy?
        Mitra usiadł, przyciągając sobie kołdrę do piersi, jakby co najmniej spał nago i został na tym przyłapany. Patrzył na skrzypka z zaskoczeniem i irytacją. Nadal był na niego zły po wczorajszym. Trochę mu przeszło, bo zawsze po nocy jest trochę lepiej, ale wcale nie na tyle, by mogli po przebudzeniu tak się przytulać jak w poprzednie dni.
        - Ren, połóż się jak człowiek. Albo wstań, jak chcesz - dodał. - Nie mów tylko proszę, że całą noc tak siedziałeś…
        Gdy już Mitra wyperswadował swojemu partnerowi zmianę pozycji - jakiejkolwiek by nie wybrał - sam w końcu spuścił nogi na ziemię i odrzucił kołdrę. Wstał.
        - Idę się ubrać - oświadczył, po czym zaraz wyszedł. Nawet jeśli Aldaren chciał go zatrzymać, nie dał mu się: uciekł z jego ramion albo udawał, że nie słyszy wołania. Szybko znalazł się na korytarzu i tak jak obiecał, poszedł się przebrać. Bezwiednie, nawet nie robiąc tego z premedytacją, wybrał grubą bluzę z długimi rękawami, która osłaniała go szczelniej niż jego normalne ubranie. Naciągnął odruchowo materiał tak, aby zasłaniał jego dłonie, po czym spojrzał na siebie w lustrze. Wyglądał okropnie. I wcale nie lepiej się czuł. Zaciągnął kaptur na głowę i wtedy zrobiło mu się trochę lepiej, ale pomyślał, że jeśli tak będzie chodził, Aldaren uzna, że histeryzuje, dlatego niechętnie pozbył się nakrycia głowy. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, Mitra jeszcze chwilę tak stał i bezmyślnie gapił się w swoje odbicie, po czym uznał, że nie może tak zostać tu na wieczność. Niechętnie, ale wyszedł i poszedł na parter. Zje coś szybko i pójdzie do Zahiry, zobaczyć co u niej. Może gdy zajmie się pracą, trochę odejdzie mu złość.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości