Szepczący LasZacznijmy wszystko od nowa...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Nad rankiem obudził ją głód. Z przerażeniem stwierdziła, że przez swój nałóg cała się trzęsie. Wstała pospiesznie, by upewnić się, że drzwi są zamknięte i nie pozwolą nikomu się otworzyć. Gdy do nich podeszła, wzbudziła się w niej chęć wyjścia i znalezienia swej ofiary gdzieś w przybytku. Była tak głodna, że mogłaby to być nawet brudna krowa, którą widziała zeszłego dnia. Nie pogardziłaby jednak świeżą, człowieczą krwią. Z tą myślą spróbowała otworzyć drzwi, jednak gdy te odmówiły posłuszeństwa, uderzyła się o nie głową, by w jakiś sposób uporać się z pragnieniem wgryzienia się w czyjeś ciało. Wiedziała, że marne były szanse, by to rzeczywiście podziałało, jednak w tym momencie na to zbytnio nie zważała. Chciała po prostu czymś się zająć. Nie zważając na to, że ktoś mógłby usłyszeć hałas dobiegający z jej pokoju, odeszła pospiesznie od drzwi. Kierując się w stronę łóżka zdjęła z siebie suknię i nie dbając o to gdzie, odrzuciła ją od siebie. Odzienie wylądowało na podłodze po lewej stronie pomieszczenia, przypominając w tym momencie szmatę do wycierania podłóg. Wampirzyca natomiast, jedynie w dolnej części bielizny, usiadła na łóżku. Swoją prawą dłonią chwyciła lewy nadgarstek i ze wzrokiem szaleńca wpatrywała się w bliznę po wcześniejszym ukąszeniu. Nie uśmiechało jej się ponownie gryźć samej siebie. Zwłaszcza, że tym razem miała ochotę spróbować krwi innych... ludzi. Pewnie smakowała o wiele lepiej niż ta krowia. A przecież już ta druga smakowała wyśmienicie. Pomyśleć tylko, jak pyszna musiała być człowiecza... Wyobrażając sobie ten smak, nie bacząc na delikatność, wgryzła się we własną rękę. Tuż obok śladu po wcześniejszym ukąszeniu.
Po całym rytuale, gdy już była najedzona, odczekała czas jakiś, aż krew zakrzepnie. Właśnie dlatego się rozebrała i siedziała teraz nago - nie chciała ponownie pobrudzić swego odzienia. Miała wrażenie, że Machinka nie byłaby zadowolona. Właściwie to zdziwiła się, że zdołała w ogóle o tym wcześniej pomyśleć.
Nie wiedziała, jaka jest pora dnia, ale przyglądając się promieniom słońca wpadającym przez okno do pokoju, domyśliła się, że jest około południa. Biorąc pod uwagę fakt, że Jorge jeszcze nie przyszedł, domyśliła się, że jest bardzo zajęty. Dlatego też zdecydowała się nie narzucać. Doszła do wniosku, że gdy tylko będzie miał na to czas, na pewno do niej zajrzy. Mimo zapewnień, że może czuć się tu swobodnie, wcale nie przychodziło jej to łatwo. Nie wiedziała, jak rozmawiać z innymi, a oprócz czytania swojej książki nie miała nic więcej do roboty, póki nie przyjdzie szermierz. Zaczęła się zastanawiać, czy po obowiązkach, którymi się teraz zajmuje, będzie miał ochotę na dalsze pokazy samoobrony. Dzisiaj mieli zając się radzeniem sobie z uzbrojonym przeciwnikiem, co dla wampirzycy było trudne do wyobrażenia sobie. Sądziła, że gdyby ktoś uzbrojony chciał zrobić jej krzywdę, bardzo trudno byłoby się jej obronić. Chyba że spotkałaby przerażonego dzieciaka z nożem kuchennym. Gdy to sobie wyobraziła, przypomniał jej się chłopak, którego uratowała przed płonącą kulą, wyczarowaną przez diabła. Poczuła lekkie przerażenie. Gdzieś w tym lesie nadal mógł kręcić się ten demon i Bella pewna była, że wczorajsza lekcja Jorgego na nic by się zdała przy takim przeciwniku. Czy sam Miecz Zimy byłby w stanie poradzić sobie z czymś takim? Krwiopijczyni zaczęła wyobrażać sobie kilka scenariuszy takiego starcia, by po chwili pokręcić głową i wstać do okna. Z przerażeniem zorientowała się, że od potencjalnej krzywdzie lub śmierci dzieliła ją jedynie sekunda. Jeszcze chwilka i rzeczywiście, odruchowo, stanęłaby w oknie, próbując spoglądać w las. Całkowicie zapomniała, że jest wampirem. Dopiero co posilała się sama sobą, a mimo silnych, raczej negatywnych, odczuć temu towarzyszących wyleciało jej z głowy, czym jest. A skoro już o tym mowa, to zaczęła się naprawdę martwić o swoją pamięć. Ból głowy minął, podobnie jak innych części ciała. Już prawie wydobrzała po tamtej ciężkiej nocy, a w dalszym ciągu nie pamiętała nic, co działo się przed spotkaniem z demonem. Nawet tamte chwile widziała jak przez mgłę. Tak naprawdę bez trudu wspominała moment, w którym pierwszy raz spotkała Jorgego. Od tamtej pory pamiętała wszystko. Zaczynała mieć wrażenie, że mogła utracić wspomnienia już na stałe. Miała jeszcze nadzieję, że tak się nie stało, jednak szczerze w to wątpiła.
Westchnęła ze smutkiem, po czym stwierdziła, że dobrze będzie opędzić się od tych negatywnych myśli, a dobrą odskocznią może być jej książka. Dlatego też chwyciła za tom, ułożyła się na łóżku, podpierając na łokciu i zaczęła zagłębiać się w lekturze. Czytała tak przez kilka godzin. Po jakimś czasie zorientowała się, że jest już grubo po południu. Doszła do wniosku, że najwyższa pora wyjść z pokoju. Jorge dalej nie zapukał, więc może uda jej się go znaleźć. Odłożyła książkę na stołek, po czym wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. Gdy je otwierała, w ostatnim momencie, zorientowała się, że jest naga. Całkowicie o tym zapomniała i mało brakowało, a wyszłaby tak do innych kultystów. Dopiero wtedy mieliby ją za dziwaka. Albo gorzej... Rozejrzała się po pokoju i zlokalizowała leżącą pod ścianą suknie. Czym prędzej do niej podbiegła i ją założyła, później wskoczyła w buty. Dopiero teraz była gotowa do wyjścia. Uważając, by nie natknąć się na mordercze światło, wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzała się po korytarzu i zauważyła jednego z kultystów. Nie rozpoznała go, ale mimo to postanowiła zapytać czy wie, co się dzieje z Mieczem Zimy. Dopiero, gdy dowiedziała się, że szermierz dalej śpi, dotarło do niej, jak bardzo zmęczony musiał być wczorajszego dnia. Bez namysłu postanowiła udać się do pomieszczenia z książkami, by zwędzić dla siebie kolejne sztuki. Musiała przecież mieć czym się zająć przez najbliższy czas. Tak też zrobiła. Po paru minutach znalazła się w pokoju z nieco wyblakłą mapą na ścianie, bałaganem i masą książek. Bez namysłu zaczęła przeszukiwać kolejne tytuły, a te najbardziej ciekawe, które postanowiła zabrać ze sobą, traktowały o historii świata, magii i ogólnej geografii. Nie zwlekając zbyt długo ruszyła ze swoimi zdobyczami do swego pokoju. Po drodze miała nieszczęście minąć grupę kultystów, która dziwnie się jej przyglądała. Miała wrażenie, że wcale nie jest tu przez nich mile widziana. Mając na uwadze to, że wcale nie wszyscy są tu do niej tak przyjaźnie nastawieni, jak chociażby Machinka, postanowiła zamknąć się w swoim pokoju i zanurzyć w swojej nowej literaturze. Najbardziej interesowała ją magia. Może dzięki niej udałoby się jej przywrócić pamięć. Musiałaby tylko znaleźć kogoś, kto jest w stanie to zrobić...
I tak minął jej kolejny wieczór. Siedziała w swoim pokoju, czytała, myślała, potem jeszcze raz się posiliła, by na koniec pójść spać. Rano ponownie obudziła się z powodu głodu. Powtórzyła te same czynności, które wykonywała poprzedniego dnia, by potem znów poczekać na wizytę Jorgego. Gdy ta jednak nie nadchodziła, a słońce powoli zachodziło za horyzont, wampirzyca zaczęła się martwić. Stwierdziła, że coś jest nie tak i tym razem pierwszym co zrobiła było zadbanie o to, że nie wyjdzie na korytarz naga. Potem zdecydowanym i pewnym krokiem skierowała się w stronę drzwi. Zamierzała zapukać do pokoju szermierza, by zorientować się, czy wszystko jest w porządku. Plan ten jednak miał nie dojść do skutku, gdyż gdy tylko wyszła za próg swego pokoju zobaczyła tego młodzieńca, Darega. Widząc, że ten kieruje się w jej stronę, zeszła mu z drogi. On również nie wydawał się jej przyjaźnie nastawiony. Za każdym razem, gdy się spotykali, patrzył na nią nieufnie, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie jest przez niego zbyt lubiana. Nie czuła się niekomfortowo, gdy ten wlepiał w nią swój wzrok. Nie znała powodu, czemu tak robił, ale powoli zaczynała się przyzwyczajać do podejrzliwych spojrzeń. Przynajmniej ten chłopak nie nazywał jej abominacją...
- Dzień dobry, Dareg - odpowiedziała mu serdecznie.
Zdziwiło ją jednak, to, w jaki sposób on odezwał się do niej potem. Swe pytania zadał bardzo bezpośrednio, można też powiedzieć, że niegrzecznie. Nie chowała jednak urazy, gdyż po pierwsze: sama w tym momencie nie wiedziała, co to kultura, a po drugie: był dzieckiem. Chyba bardzo ciekawskim.
- Jo... Miecz Zimy? - opamiętała się, powoli łapiąc, że kultyści powinni zwracać się do Jorgego z szacunkiem i należnym tytułem. - Cóż... Myślę, że ma naprawdę dobre serce. Potrzebowałam pomocy, wyciągnął do mnie rękę, zaufał. Myślę, że pomógłby każdemu, kto tej pomocy by potrzebował. Mi, twojemu ojcu, tobie. Nawet Loamowi. - Zamilkła w zamyśleniu, kierując swój wzrok z chłopca w głąb korytarza. Stała tak chwilę, po czym kontynuowała.
- Tak, drapieżnik powinien potrafić zadbać sam o siebie. Ja jednak chyba nie czuję się drapieżnikiem. Drapieżniki polują na swą ofiarę, zgadza się? Wybacz, straciłam pamięć i nic nie wiem o tym świecie. Myślę, że dlatego właśnie Jor... Miecz Zimy postanowił zapewnić mi opiekę. Jednak dochodzę do siebie i niedługo będę w stanie poradzić sobie sama... Mam nadzieję. - Posłała chłopakowi miły uśmiech, po czym zapytała:
- Skoro o nim mowa, to wiesz może, gdzie jest?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Tym razem po modłach Jorge nie musiał oganiać się od ludzi, co wcale nie znaczyło, że pozostawiono go samemu sobie - był zbyt ważnym gościem, by go ignorować. Ktoś podziękował mu za prowadzenie jutrzni, inna osoba zapytała czy będzie im towarzyszył przy śniadaniu, kto inny poinformował go o jakimś drobiazgu. Dla szermierza ta rozmowa była niezwykle naturalna - przywykł do podobnych krótkich raportów w czasach, gdy był arystokratą pełną gębą. Wiedział przez to komu odpowiedzieć tylko skinieniem głowy, z kim zamienić kilka słów. I nie była to tylko kwestia tego kto ma jakie zasługi, ale też tego, by cały ten rozgardiasz mieć pod kontrolą, nie tworzyć zatorów.
        - Jak się czuje nasz gość? - Jorge zwrócił się do Darega, który co prawda sam do niego nie podszedł, ale jakoś w tym całym zamieszaniu znaleźli się blisko siebie. Pamiętał, że chłopak poprzedniego dnia był u Uriena zmienić mu opatrunki.
        - Lepiej zdaje się - odparł chłopak trochę lekceważącym tonem, wzruszając przy tym ramionami. - Goi się dobrze w każdym razie.
        - Masz jakieś doświadczenie medyczne? - dopytywał dalej szermierz z uprzejmym zainteresowaniem, by jakoś oswoić tego gniewnego chłopaka. - Pytam, bo przyznam się, że nie spodziewałem się spotkać akurat ciebie wczoraj w u Cerro…
        - Ktoś to musiał zrobić - prychnął jednak Dareg.
        - Czyli nie widzisz siebie w medycynie?
        - A bo ja wiem?
        Miecz Zimy odpuścił - gdyby teraz zaczął drążyć, tylko zraziłby do siebie tego chłopaka. Zwolnił więc i pozwolił, by ich drogi się rozeszły: Dareq odbił gdzieś w bok, a on razem z resztą udał się do sali wspólnej. Jorge odprowadził go kawałek wzrokiem, śmiejąc się do siebie w duchu: ależ młody gniewny. Któż by pomyślał, gdy patrzyło się na jego łagodnego, ugodowego ojca?

        Przy śniadaniu Jorge usiadł gdzie bądź – wykorzystał chwilę zamieszania, by nikt nie wcisnął go na honorowe miejsce, które wcale nie było mu potrzebne do szczęścia. Oczywiście Nina próbowała go przekonać, by się przesiadł, ale szermierz stanowczo odmówił.
        - Naprawdę nie trzeba – powtórzył po raz wtóry. – Stąd lepiej mi się będzie sięgało do talerzy. Nie przejmuj się takimi rzeczami – uspokoił ją, choć po wyrazie jej twarzy widział, że niespecjalnie mu się to udało. Uchwycił też pełne dezaprobaty spojrzenie elfki, z którą rozmawiał poprzedniego dnia. Tak, spodziewał się, że jej takie spoufalanie się nie spodoba. W wielu miejscach gdzie się zatrzymywał, mieszkały podobne snoby – mieli o nim jakieś wyobrażenie, które nie pokrywało się z rzeczywistością. Nie rozumieli, że Jorge nie był księciem tylko żołnierzem i wcale nie potrzebował aż takich honorów. Fakt, wysyłał im mylne sygnały, bo mimo wszystko chętnie przyjmował pewne wygody, lecz wystarczyłoby, aby traktowali go jak ulubionego krewnego, a nie zaraz jak koronowaną głowę.

        Po posiłku Jorge zasiedział się z kultystami, myśląc jednak cały czas, że powinien pójść do Belli - ona chyba cały czas siedziała u siebie w pokoju. Jednak nie było mu to dane, gdyż zgromadzeni przy stole znowu postarali się, by skorzystać z okazji i trochę go powypytywać. Znowu trójka byłych najemników próbowała go namówić, aby się z nimi zmierzył, ale on konsekwentnie odmawiał.
        - Nie będę podnosił broni przeciwko swoim, nawet jeśli miałby to być tylko sparing. Dość mam walk z paladynami, którym cenna jest moja głowa - zażartował, od niechcenia machając dłonią.
        - Przecież można walczyć na kije…
        - Duma mi nie pozwala - przyznał Miecz Zimy bez cienia zażenowania. - Nigdy nie bawiłem się w półśrodki… Nigdy od kiedy miałem swoje zdanie, bo jedynie w latach dziecięcych używałem atrap. Kije zabijają czujność i utrwalają złe nawyki.
        - To brzmi jak przechwałki. - Mikel spróbował innej techniki by podejść szermierza. Jorge wywrócił jednak z dezaprobatą oczami.
        - Wiecie co? Jeśli tak wam zależy… Dareg, przyniesiesz mi moją broń?

        Bella dobrze zrobiła, że się poprawiła, bo od razu dało się dostrzec, że gniewny wyraz twarzy Darega jeszcze się pogłębił, gdy domyślił się, że wampirzyca chce mówić o szermierzu po imieniu. Odpuścił jednak, gdy użyła jego tytułu. Niestety i tak nie wyglądał na przekonanego jej odpowiedzią. Popatrzył na nią tak, jakby chciał to jakoś skomentować, ale ostatecznie odpuścił i to z takim wyrazem twarzy, jakby uważał, że ona jest za głupia, by go zrozumieć i szkoda strzępić sobie język.
        - Loam jest w porządku - bąknął tylko. Zaraz spojrzał na nią czujnie, jakby teraz czekał czy być może zechce dyskutować z nim o “porządności” wspomnianego kultysty. Już wcześniej delikatnie dał do zrozumienia, że akurat on byłego łowcę niewolników lubił. Zresztą być może nie tylko on, w końcu Bella i Jorge nie mieli okazji by poznać dobrze wszystkich mieszkańców zakonu.
        Trudno było powiedzieć czy dalsza wypowiedź wampirzycy - ta o instynktach drapieżnika - zadowoliła chłopaka czy nie. W sumie czy zdanie takiego smarkacza było w ogóle istotne? Wyglądał na wiecznie niezadowolonego i wrogo do wszystkich nastawionego. Patrzył na nią długo i napastliwie, ale gdy tylko zorientował się, że to koniec i Bella nic więcej w tej kwestii nie doda, skinął głową i odwrócił się do niej plecami. Nie skończył jednak ruchu, gdy ona znowu się do niego zwróciła. Zatrzymał się i zerknął na nią przez ramię, a później z ociąganiem stanął do niej bokiem.
        - Jest w sali wspólnej - odpowiedział z rezygnacją, po czym odszedł już do swoich zajęć.

        Jorge tymczasem bawił się w najlepsze, choć wcale nie było tego widać po wyrazie jego twarzy - był skupiony i zacięty. Nie zgodził się na to, by walczyć na ostre z kultystami, ale przypomniała mu się jedna zabawa z czasów szczenięcych, gdy jeszcze był zwykłym szermierzem u Błękitnych Żurawi - przecinanie rzucanych owoców. W tej niby jarmarcznej zabawie, przypominającej trochę rzucanie nożami do celu, którym był sam Jorge, rzucającym zależało na tym, by go trafić, a jemu, żeby ciosami swojej szabli strącać lecące zewsząd pociski - najlepiej je przy tym przecinając. Prezentował w ten sposób swoją szybkość, precyzję i refleks, a znający się na rzeczy obserwator mógł również dostrzec jego doskonały styl i elegancję ruchów - wszak wszelkich tytułów nie dorobił się tylko za piękną twarz.
        Ani jeden pocisk nie trafił celu, a co więcej, pewny siebie Jorge co jakiś czas popisywał się, rozcinając ten sam cel dwukrotnie nim spadł na ziemię - głównie w ten sposób kończyły jabłka, bo śliwki, które przeważały wśród rzucanych w niego owoców, były do tego za drobne i zbyt upierdliwe. Co więcej, Miecz Zimy cały czas panował również nad utrzymaniem równowagi na podłodze, która robiła się coraz bardziej śliska od soku i zmiażdżonych obcasami fragmentów owoców. Cóż za marnotrawstwo… Ale póki co nikt nie zwracał na to uwagi. Liczyła się dobra zabawa.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Nie mogła nie mieć wrażenia, że chłopak jej nie lubi. Nie wiedziała tylko dlaczego. Domyślała się, że była to kwestia bycia wampirem.
- Oczywiście, że Loam jest w porządku - potwierdziła, łagodnie, nie chcąc zrażać do siebie młodzieńca jeszcze bardziej. - Miałam na myśli to, że Miecz Zimy nie opuści nikogo w potrzebie.
Odetchnęła z ulgą na wiadomość, że Jorgowi nic nie jest. To znaczy tego jeszcze nie wiedziała, ale sam fakt, że jest w miejscu często uczęszczanym przez innych kultystów podniósł ją na duchu. W końcu nikt z zakonu raczej nie chciał krzywdy drugiej w hierarchii osobistości. Sądziła, że jest wręcz przeciwnie i prędzej kultyści pozabijają się o to, kto pierwszy pomoże szermierzowi, niż pozwolą, by coś mu się stało.
- Dziękuję, Dareg - odpowiedziała z lekkim uśmiechem i pozwoliła chłopakowi odejść i zająć się swoimi zajęciami. Sama również odwróciła się do niego plecami i szybkim krokiem ruszyła do wspomnianej sali wspólnej. Po drodze minęła kilku kultystów, lekko im się kłaniając na przywitanie. Nie wiedziała, jak się z nimi witać, a też nie chciała przechodzić obok nich obojętnie, jakby zupełnie nie istnieli. Po drodze jednak trafiła do niej pewna myśl. Mianowicie: "A co jeśli on wcale nie chce się ze mną widzieć po tym, co zrobiłam przedwczoraj?". To by wyjaśniało, dlaczego nie dał jej znaku życia przez ten czas. Faktycznie miała wrażenie, że nieco przesadziła, ale nie wiedziała, że dla Miecza Zimy mogłoby to być tak... No właśnie, co? Nietaktowne? Zuchwałe? Zbyt spoufalające? Przecież sam postanowił się przed nią otworzyć. Nic nie mogła poradzić na to, że jej stosunek do niego był bardzo przyjacielski. W końcu uratował jej życie!
Pogrążona w myślach nie zorientowała się, że stoi przed drzwiami do sali wspólnej. Ze środka dobiegały ją wesołe okrzyki i rozmowy innych kultystów. Ba, Bella zaryzykowałaby stwierdzenie, że mają tam niezłą zabawę. Wrażeniu temu dodawał sensu fakt, że czuła z pomieszczenia przed sobą mocny, słodki zapach owoców. Wyobraziła sobie ucztę przy stole nakrytym białym obrusem. Stało na nim wiele naczyń z różnymi potrawami, a pomiędzy nimi, w szerokich misach, znajdowały się jabłka, banany i winogrona. Przymknęła oczy i zaciągnęła się słodyczą, po czym pchnęła drzwi do sali. To, co zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Kultyści z wielką radością i podekscytowaniem obrzucali Jorgego każdym owocem, który znalazł się pod ręką! A on, jakby nigdy nic, stał, ze spokojem machał mieczem i nie dawał się im trafić. Co to miało znaczyć?! To tak się w ich kulcie okazuje szacunek osobom postawionym wyżej?! Na twarz Belli wypełzł grymas wściekłości. Nie zamierzała tego tolerować i gdy już chciała wszcząć burdę, gdzieś z tłumu dobiegła ją zachęta do dołączenia do zabawy. Dopiero w tym momencie zrozumiała, co tak naprawdę się tu odbywa. Zwróciła uwagę na szermierza, który bez śladu po trafieniu przecinał kolejno lecące owoce. Wampirzyca zachwyciła się jego finezyjnymi ruchami. Pewnymi, precyzyjnymi cięciami. Domyślała się, że samo utrzymywanie równowagi na tak śliskiej podłodze musi być wyzwaniem, a co dopiero trafianie przy tym w tak małe, lecące przedmioty. Mimo pierwszego, okropnego wrażenia, musiała przyznać, że gdy już zrozumiała, co tu się wyprawia, to widowisko było całkiem niczego sobie. Dlatego też, nie chcąc nikomu przeszkadzać, skierowała się w stronę stołu i krzeseł. Zajęła takie miejsce, by móc bez problemu podziwiać Miecza Zimy w tym, co robił najlepiej - machaniu i siekaniu mieczem. Im dłużej na to patrzyła, tym większe miała wrażenie, że gdyby tylko straciła nad sobą kontrolę i rzuciła się na Jorgego, to szybko skończyłaby jak te wszystkie owoce - rozpołowiona, leżąca na podłodze z sokami wypływającymi z jej środka. Zaczęła zadawać sobie również jedno proste, lecz bardzo niepokojące pytanie - kto to wszystko posprząta? Zastanawiając się nad tym, uśmiechnęła się pod nosem, pokręciła powoli głową i powiedziała:
- Chłopcy, jesteście niemożliwi. - Nie dbała o to, czy ktokolwiek ją usłyszał. Wypowiedziała te słowa bardziej do siebie, jakby chcąc zapamiętać, w jaki sposób na tym świecie zachowuje się płeć przeciwna. No i poza tym... kto by zwracał uwagę, co mówi wampirzyca, która nawet ani razu nie spróbowała trafić samego Miecza Zimy słodkim, pachnącym pociskiem?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - Niby dorośli mężczyźni, a jak dzieci, co? - Nina zawtórowała Belli, uśmiechając się od ucha do ucha. - Ciekawe tylko kto to po wszystkim poprząta - westchnęła głośno, aby była dobrze słyszana przez resztę, ale choć na pewno ją usłyszeli, nie odpowiedzi na zaczepkę. Nie mogli, skoro byli tak zaangażowani w próbę trafienia Miecza Zimy!

        Jorge dostrzegł pojawienie się Belli, ale nie dał się tym zdekoncentrować – cóż, skoro już zaczął się popisywać, nie mógł dać plamy. Jego duma za mocno by na tym ucierpiała. A był naprawdę niezły w tę grę, już wtedy, gdy jako nastolatek starał się o przyjęcie do szkoły szermierczej. Wtedy nie miał tak dobrego stylu, nie utrzymywał się tak długo, nie potrafił kilkukrotnie przeciąć tego samego celu… Ale i tak robił wrażenie. Teraz zresztą też widział, że im dłużej ta zabawa trwała, tym większe uznanie malowało się w oczach najemników, którzy próbowali go trafić. Dostrzegł też, że Mikel, któremu od samego początku tak bardzo zależało na konfrontacji, coś kombinował. Zaczął częściej na niego spoglądać i mieć go na uwadze… I instynkt go nie oszukał. Najemnik-mieszaniec skorzystał z chwili zamieszania, która w pewnym momencie nastała i sięgnął do swojego paska. Jorge wiedział co się wydarzy i momentalnie dało się dostrzec zmianę w jego postawie. Wcześniej, choć był skupiony, wyglądał jakby mimo wszystko dobrze się bawił, jakby to była gimnastyka. Teraz jednak spiął mięśnie, minimalnie zmienił postawę, a rysy jego twarzy nabrały ostrości, brwi lekko ściągnęły, a źrenice zwęziły. Wykonał dwa szybkie ruchy szablą – tak szybkie, że prawie nie dało się za nimi nadążyć wzrokiem. Towarzyszył im brzęk metalu uderzającego o metal, a chwilę później kolejny: metalu uderzającego o kamień. Na ziemi leżały dwa noże do rzucania.
        - Dość! – zawołał Miecz Zimy, przybierając postawę obronną i wznosząc wolną rękę ku górze. Ton jego głosu był tak ostry, że wszyscy go posłuchali i zamarli w pół ruchu. Jorge momentalnie opuścił broń i kilkoma szybkimi krokami dopadł do Mikela. Złapał go za kołnierz i przyciągnął go do siebie, tak by mogli patrzeć sobie w oczy.
        - Coś ty sobie myślał? – syknął. – Co chciałeś tym udowodnić? Tak bardzo zależy ci na przelewie krwi?
        - Ja tylko byłem ciekaw…
        - Wyraziłem się jasno – przerwał mu szermierz. – Nie będę walczył ze swoimi. Pan Nawałnic nie namaścił mnie na swoje zbrojne ramię bez powodu i nie po to, bym udowadniał swoją wartość przed każdym kolejnym wojownikiem w naszych szeregach. Tak bardzo chcesz sprawdzić do czego jestem zdolny? To wyzwij mnie na pojedynek. Ale ze wszystkimi tego konsekwencjami.
        Jorge patrzył najemnikowi twardo w oczy, wyraźnie czekając na konkretną, wiążącą odpowiedź z jego strony. I widział, że choć on starał się grać twardego, nie miał dość odwagi, by faktycznie pójść z nim na ubitą ziemię. Obaj wiedzieli, że gdyby wyszli w krąg pojedynkowy, wyszedłby z niego tylko jeden – drugiego by wyniesiono. Mikel wyraźnie liczył jakie ma szanse, a wyraz jego twarzy coraz bardziej rzedł. W końcu opuścił wzrok, a wtedy Miecz Zimy go puścił – wiedział, że to oznaczało jego wygraną.
        - Posprzątaj ten bajzel – nakazał mu. – Koledzy mogą ci pomóc – dodał przez ramię, bo właśnie go mijał, idąc w stronę Belli. Dla niej miał przeznaczone lekko skruszone spojrzenie.
        - Wybacz tę scenę – rzucił, ale tylko dla formalności, bo nie było mu żal. Sięgnął na stół, gdzie leżały zostawione po śniadaniu serwety. Wziął jedną i z pieczołowitością wytarł nią ostrze szabli. Przyjrzał się jej pod kątem, jakby szukał plam, po czym jeszcze kilka razy przeciągnął materiałem po stali. Widać było, że efekt jeszcze nie do końca go zadowalał, ale postanowił wypolerować swoją broń w innym czasie. Sapnął przez nos i spojrzał na Bellę.
        - Jak się dziś czujesz? - zapytał cicho, aby mogła zignorować jego troskę, gdyby nie chciała o tym mówić przy świadkach. - Masz siły na kontynuację nauki? - dodał już głośniej, ale też nie teatralnie, by nikt nie węszył w tym przykrywki.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Energicznie, szybko i z uśmiechem potaknęła głową Ninie. Z obserwacji wynikało, ze nikt nie wydawał się zbytnio przejęty bałaganem. Dlatego też wampirzyca musiała przyznać przed samą sobą, że również nabierała ochoty, by chwycić za jabłko i cisnąć nim w broniący się cel. Nie zrobiła tego jednak ze względu na szacunek, jakim darzyła Miecza Zimy. Żałowała, ponieważ to wyglądało na naprawdę dobrą zabawę. Podziwiając, jak szermierz tnie kolejne owoce, nie dając tym samym siebie trafić, poczuła, że chce sobie coś udowodnić. Sobie i wszystkim innym tu zebranym. Może wszystkim oprócz Jorgego. Oczywistym było, że akurat on przewyższał ją prawie we wszystkim. Przynajmniej na ten moment. Chciała udowodnić sobie, że jej wampiryzm rzeczywiście, namacalnie, ma przełożenie na świat realny. Chciała sprawdzić, czy jej rzekomo wrodzone, wampirze zdolności pozwolą jej pobić zwykłych ludzi chociaż w tak prostej zabawie. Westchnęła lekko myśląc o tym i postanowiła, że następną sytuację postara się wykorzystać.
Nie wiedziała. Nie zwracała uwagi na Mikela. Wątpiła, że ktokolwiek to teraz robił. Tak naprawdę to nie wiedziała, co się stało. Wydawało jej się, że całe zajście trwało zaledwie jedno mrugnięcie okiem. Przerażenie pojawiło się dopiero po tym, jak Jorge odbił lecące w jego stronę noże. A właściwie, gdy wampirzyca usłyszała szczęk wydany przez nie i jego oręż. Co ją zdziwiło? Gdy jeszcze nie wiedziała, co się dzieje, nie obawiała się o siebie, a swego przyjaciela. Po pierwsze, nie zamierzała dopuścić, by w jej obecności coś mu się stało. Po drugie, sama myśl o jego krzywdzie sprawiała, że dziewczyna miała wrażenie godzenia ją czymś ostrym w brzuch. Dlatego też, nie wiedząc kiedy, wstała energicznie, odpychając i wywracając swoje krzesło w tył. Nawet nie zwróciła na to uwagi, ponieważ tak zajęta była tym, co teraz działo się wokół Miecza Zimy. Nie mogła uwierzyć, że ktoś odważył się zrobić coś tak głupiego. Przecież Mikel mógł zrobić krzywdę Jorgowi, a nawet go zabić. Fakt, że zrobił to, co zrobił nie mieścił się Belli w głowie. Była w szoku. I dlaczego szermierz potraktował swego potencjalnego, niedoszłego zabójcę tak ulgowo? Czy w tym zakonie każdy mógł próbować targnąć się na życie Miecza Zimy i jedynym, czym musiał za to zapłacić było posprzątanie podłogi...?
Ocknęła się dopiero, gdy Jorge stanął przed nią. Nie od razu dotarło do niej, co do niej powiedział i czego chciał.
- Ja... - Z zakłopotaniem podrapała się po głowie i rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na Mikela, przygotowującego się do sprzątania. - Nic ci nie zrobił? - zapytała, całkowicie ignorując pytania szermierza. Jakby chcąc upewnić się sama, zaczęła przyglądać się Jorgowi. O ile umiejętność wyczuwania krwi zazwyczaj działała na jej niekorzyść, tak w tej sytuacji bardzo się przydała. Dzięki niej wampirzyca mogła dowiedzieć się, czy jej przyjaciel nie krwawi. Dopiero po samodzielnym upewnieniu się, że Miecz Zimy nie ucierpiał podczas tego zajścia, postanowiła odpowiedzieć na zadane jej pytania.
- Tak, czuję się dobrze, dziękuję... Właściwie to... chciałabym porozmawiać. Ale nie tutaj. - Spojrzała jeszcze raz przez jego ramię. Z satysfakcją stwierdziła, że Mikel dalej jest w jej zasięgu. Nie zwlekając wzięła najbliżej leżące jabłko i cisnęła nim w kierunku nierozsądnego kultysty. Nie sprawdzając nawet, czy trafiła, skryła się za Jorgem, udając, że dalej zajęta jest rozmową z nim. Miała tylko nadzieję, że rzut okaże się celny i nie ucierpi nikt, kto ucierpieć nie powinien.
- To gdzie dziś ćwiczymy? - zapytała z niewinnym uśmiechem na twarzy.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        W tym całym zamieszaniu Jorge nie zwrócił uwagi na reakcje reszty kultystów i Belli – gdzieś na granicy świadomości pozostawał czujny na wypadek, gdyby któreś z nich wpadło na równie durny pomysł co Mikel, ale tak naprawdę jego świat skupiał się teraz wokół tego durnia. Wyczuł jego intencje, wiedział, że to nie był zamach obliczony na pozbycie się go – po prostu głupota, brawura, brak myślenia o konsekwencjach. Być może podświadomie wiedział, że nie trafi, ale ciekawe co by zrobił, gdyby któryś z noży jednak sięgnął szermierza? Miał jakiś błyskotliwy pomysł czy poza przeprosinami nie wymyślił nic lepszego? Tak naprawdę gdyby nie nauki ich religii, Jorge powinien go wyrzucić stąd na zbity pysk i uniemożliwić powrót… Lecz kult dawał szansę nawrócenia się i odpokutowania swoich win. Nie mógł tego zignorować.
        Dopiero gdy kwestia Mikela została rozstrzygnięta, Jorge zwrócił uwagę na Bellę. Teraz zrozumiał, że ten łomot, który gdzieś tam słyszał w tle, był odrzuconym przez nią krzesłem. Ciekawe co by zrobiła, gdyby sam nie opanował sytuacji? Rzuciłaby się jemu na pomoc czy temu durniowi do szyi? Oczywiście niekoniecznie po to, by go pokąsać – raczej po to, by go udusić. To by całkiem pochlebiało szermierzowi, choć z drugiej strony pewnie też trochę godziło w jego dumę, bo on lubił błyszczeć jako doskonały wojownik, a nie być ratowanym przez niewiasty. Ale na ten moment to nie miało większego znaczenia.
        - Jesteś cały? – Nina wcięła się w rozmowę między nim a wampirzycą, nim zdołał odpowiedzieć na identyczne pytanie ze strony Belli.
        - Nic mi nie jest – odparł Miecz Zimy trochę zblazowanym tonem, jakby słyszał to pytanie po raz dwudziesty i już mierziło mu się powtarzanie tego samego.
        - Co za oszołom! – oburzyła się kultystka. – Jak on mógł…
        - Sądzę, że zaspokoił swoją ciekawość i odebrał swoją lekcję – uciął szermierz, bo nie zależało mu wcale na pielęgnowaniu konfliktów w tym zakonie.
        - Jaką lekcję? – Nina sprawiała wrażenie trochę oburzonej, trochę zdezorientowanej, a ich wymianie zdań zaczęli przysłuchiwać się inni, którzy akurat nie mieli nic innego do roboty.
        - Strach w jego oczach – odparł enigmatycznie Jorge, zerkając jeszcze kątem oka na Mikela. Wiedział, że usłyszał, bo aż skulił ramiona. Nina nie zrozumiała o co chodzi, ale z jakiegoś powodu odpuściła i poszła, aby zapewnić sprzątającym najemnikom jakieś ścierki. Szermierz w końcu mógł wrócić do rozmowy z wampirzycą - przeprosił ją za tę przerwę samym spojrzeniem, ale nie słownie, bo nie uważał, by był czemukolwiek winny.
        - Chodźmy, porozmawiamy po drodze - uznał, bo Bella zasugerowała, że chciałaby porozmawiać w cztery oczy. Nie miał przed tym żadnych obiekcji i nie węszył żadnego podstępu. Gestem zaprosił ją do wyjścia, ale spostrzegł, że wampirzyca coś kombinuje. Przyglądał jej się z zaintrygowaniem i nie przeszkadzał, bo czuł, że to może być coś całkiem ciekawego.
        Rzut Belli był niesamowicie celny – jabłko po płaskim łuku poszybowało w stronę Mikela i trafiło go prosto w skroń. Mieszaniec syknął „ała!”, odruchowo łapiąc się za obolałe miejsce i spoglądając w stronę, z której nadleciał owoc, ale z konsternacją spostrzegł, że nikt nie wygląda, jakby w niego rzucił. Kilka spojrzeń obróciło się w jego stronę, ale raczej pod wpływem jego głośnej manifestacji bólu niż wcześniej, by dobrze w niego wymierzyć. Wyglądał na obrażonego, ale wiedząc, że nie powinien wszczynać awantur, wrócił do pracy.
        Jorge zaś ponownie zaprosił Bellę, by poszli już w swoją stronę.
        - Tam gdzie ostatnio, to najlepsze miejsce - oświadczył, gdy zapytała o dzisiejsze miejsce ćwiczeń. Wyszedł z nią na korytarz i odszedł kawałek nim ponownie się odezwał.
        - Świetny rzut - pochwalił z satysfakcją. - Może gdybym lepiej się na tym znał, spróbowałbym cię nauczyć strzelania z łuku albo procy… Ale, w każdym razie: mówiłaś, że chciałaś ze mną porozmawiać? - zagaił, zbliżając się odrobinę i ściszając odrobinę głos, bo spodziewał się, że to może być coś poufałego.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Pospiesznie wyszła za Jorgem, w razie gdyby ktoś chciał powiązać ją z rzutem w Mikela. Swoją drogą, czuła się nim bardzo usatysfakcjonowana. Kultyście należało się o wiele więcej niż tylko cios jabłkiem, ale Bella nie posiadała tutaj żadnych wpływów. Pokazała też samej sobie, że może ten wampiryzm rzeczywiście nie oznacza samych kłopotów. Prawdopodobnie niejednokrotnie ocali jej życie. Lub może nawet już to zrobił... Idąc z Jorgem przez chwilę w ciszy, zaczęła zastanawiać się, czy przeżyłaby tamtą noc, gdyby nie jej zdolność regeneracji.
Gdy dotarł do niej pochwalający ją głos Jorgego, uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję. Właściwie... - Wampirzyca wpadła na genialny pomysł. - Może by tak postawić Mikela na środku sali wspólnej, zwołać wszystkich z klasztoru i ponowić zabawę z nim w roli głównej? - Bella udała, że w zamyśleniu pociera brodę palcami.
Wątpiła, że coś takiego będzie miało miejsce. Taka forma zemsty nie pasowała do Jorgego. Była zbyt dziecinna. Tak naprawdę żadna zemsta do niego nie pasowała. Wydawał się kimś, kto preferuje raczej dać komuś nauczkę i możliwość poprawy. Na Prasmoka! Przecież głównym fundamentem tego zakonu było właśnie to założenie - "Możliwość poprawy". Dlaczego wampirzyca w ogóle się nad tym zastanawiała?
- Łukiem albo procą...? Chyba wolałabym łukiem. Proce mi się nie podobają. - Pozwoliła sobie rzucić nieco mniej formalnym tonem. Zamiast tego zaczęła rozmowę z szermierzem jak z przyjacielem, przy którym mogła czuć się w pełni swobodnie. Jej głos przybrał znacznie milszą i mniej poważną formę, zdradzając, że przy Mieczu Zimy wampirzyca czuła się, jak gdyby rozmawiała z własnym bratem. No... a przynajmniej zaczynała się tak czuć.
Co sądziła o pomyśle Jorgego? Jak już wcześniej wspomniała - procom stanowcze "NIE!". Natomiast z łukiem sprawa miała się nieco inaczej. Przy jego pomocy mogłaby zacząć polować na dzikie zwierzęta w lasach i zdobywać pożywienie. Co prawda pomysł z zabijaniem niewinnych zwierząt niezbyt jej się podobał, ale powoli docierało do niej, że na dłuższą metę będzie to nieuniknione. Już po kilku ugryzieniach samej siebie czuła się nieco gorzej. Może nie słabiej, ale gorzej. Nie znała się na relacjach pomiędzy żywym organizmem, a pożywieniem, które jest mu dostarczane, ale mogła z łatwością stwierdzić, że picie swojej własnej krwi nie jest do końca zbawienne. Cierpiało na tym jej samopoczucie. Być może raz wypita krew nie smakowała już tak samo, a przez to jej instynkt drapieżnika nie był zaspokajany? Wracając jednak do tematu. Doszła do wniosku, że mogłaby spróbować kiedyś posługiwania się łukiem. W połączeniu z jej słuchem, węchem, wzrokiem i wrodzoną, zwiększoną szybkością, broń ta mogłaby być naprawdę skuteczna...
- Tak, Jorge. Chciałam z tobą porozmawiać o trzech rzeczach - odpowiedziała już poważniej. - Po pierwsze, co to było? - Bella przystanęła, by Jorge mógł się na niej w pełni skupić.
- On mógł ci zrobić krzywdę. Nie chcę umniejszać twoim umiejętnościom, bo widziałam, że jesteś w tym bardzo, bardzo dobry, ale nie sądzisz, że nawet tobie mogła powinąć się noga? Ciebie również może dopaść nieszczęście. Co, gdyby stało się to właśnie teraz? Mogłeś zginąć przez jego głupotę! Dlaczego jego karą jest sprzątanie podłogi? Czy w tym zakonie każdy może rzucać nożami w najważniejszą osobę w kulcie? Nie rozumiem tego. Może powinnam rozważyć przyłączenie się do was, by móc każdego kąsać...? - Całość wypowiadała pod wpływem emocji, nieco zbyt głośno. Ktoś w korytarzu dalej bez problemu mógłby usłyszeć, co wampirzyca mówi. Bella oczywiście nie zdawała sobie z tego sprawy. Gdyby nie zbyt młody wygląd wampirzycy, jej ton mógłby wskazywać na to, że jest to matka dająca reprymendę synowi. Jednak przy posturze obojga, prędzej jej było do siostry szermierza aniżeli rodzicielki.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge pomysł ze zrobieniem z Mikela celu do rzucania weń owocami skwitował jedynie spojrzeniem - takim, które sugerowało, że jest niepoważny i uznaje go za żart, nawet nie zamierza rozpatrywać jako poważnej propozycji. Wolał przejść do tematu treningów i broni.
        - Jestem w stanie cię zrozumieć - zapewnił, gdy Bella przedstawiła swoje stanowisko w kwestii broni miotanej. - Łuk jest elegancki, proca zaś… Cóż, jej zaletą jest to, że łatwo ją schować i można z niej strzelić praktycznie wszystkim. Ponoć. Szczerze to jestem dość mocno ukierunkowany na broń białą, miotana nigdy mnie nie pociągała.
        Rozmowa i tak była czysto teoretyczna - Jorge nie mógł jej niczego nauczyć i w tej chwili nie znał żadnego nauczyciela, który mógłby jej przekazać odpowiednią wiedzę.

        Wrócili do samego początku ich rozmowy - wszak Bella powiedziała, że chce z nim pogadać, więc teraz udzielił jej głosu. Na pierwsze pytanie lekko wzruszył ramionami.
        - Głupia zabawa – odparł jakby nie miał z tym żadnego problemu. Złość, wstyd, cokolwiek takiego – nie, absolutnie. Nie ruszyło go to. Przystanął, tak jak przystanęła Bella i stanął zwrócony frontem do niej, wsparty pod bok. Lekko uniósł brew, niemo podważając jej słowa. Zupełnie nie przejął się zagrożeniem ze strony tego głupka Mikela – dla niego ono nie istniało i w ogóle nie było o czym mówić, Bella robiła z igły widły w ogóle wracając do tej sytuacji. Być może nawet by jej nie odpowiedział albo niedbale obrócił wszystko w żart… Gdyby nie zapędziła się za daleko w swoim dramatyzowaniu, bo tym właśnie były dla niego jej uwagi – histerią.
        - Wolnego! – przerwał jej gwałtownie, momentalnie zmniejszając dystans i przechodząc do ofensywy. Widać było, że tak jak wcześniej uwagi Belli skierowane pod swoim adresem przyjmował raczej z pobłażliwością, tak sarkazm pod adresem kultu już wyraźnie go dotknął. Był zły.
        - Nie zapędzaj się przypadkiem! – upomniał ją. – Za kogo ty nas uważasz?! Patrzyłaś w ogóle co tam się działo? – sarknął, cofając się. – Co twoim zdaniem miałem zrobić, zlać go rózgą? Idiotę, który pomyślał, że jestem jego kumplem? To nie był rzut, który by zabił, więc nie dramatyzuj. Gdybym miał postąpić zgodnie z zasadami, powinienem go zabić. Wyzwać na ubitą ziemię i zaszlachtować jak świnię. Na tym ci zależy? – zapytał, twardo patrząc jej w oczy. Mogło ją to dotknąć, ale niezbyt go to obeszło, bo odpłacał jej tą samą monetą, którą sam od niej otrzymał.
        - Nie jestem mściwy - oświadczył już znacznie bardziej wyważonym tonem. - I nie rajcuje mnie walka z kimś, kto chce coś sobie udowodnić moim kosztem. Wyrosłem z tego. Gwarantuję ci, że teraz cała trójka tych pajaców będzie chodziła przy mnie na palcach, bez zbędnego manifestowania siły. Widzieli co umiem, widzieli jak reaguję, a z Mikelem bardzo głęboko spojrzeliśmy sobie w oczy. Boi się. Więc nie ma sensu, bym żądał rewanżu.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Odruchowo cofnęła się o krok, gdy Jorge się do niej zbliżył. Nie spodziewała się, że zareaguje tak gwałtownie. Właściwie to w ogóle się nie spodziewała, że to on stanie się w tej rozmowie tym, który będzie rugał. W mig zorientowała się, że pozwoliła sobie na zbyt dużo. Nie, żeby chciała i nie, że miała na celu obrazić zakon szermierza, ale ten najwidoczniej tak to odebrał. Mimo tego Bella była zła za ten incydent. Nie do końca nawet wiedziała na kogo. Przez chwilę myślała, że na Jorgego, ale szybko dotarło do niej, że on w niczym nie zawinił. Potem, gdy Miecz Zimy zadawał kolejne, raczej retoryczne, pytania, zaczynała złościć się na samą siebie. Powodem tego był fakt, że w ogóle dopuściła do sytuacji, w której jej przyjaciel był zagrożony. Mimo zapewnień, że rzut kultysty nie był w stanie wyrządzić większej krzywdy, wampirzyca nie mogła pogodzić się z tym, że nie udało jej się w porę zorientować w zamiarach Mikela. Jakby tego było mało, Jorgowi udało wzbudzić się w niej poczucie winy. Miał rację. Czego właściwie oczekiwała? Jaką karę powinno się zastosować wobec Mikela, by była ona stosowna i jednocześnie nie wyrządzająca mu krzywdy? Tak, szermierz miał rację. Postąpił słusznie i Bella dopiero teraz zaczynała to dostrzegać.
Mimo wcześniejszego cofnięcia się przed Jorgem, cały czas patrzyła mu się prosto w oczy. Czuła przed nim respekt i to duży, jednak nie chciała pokazywać, że jest małą, zlęknioną dziewczynką. Kręciła jedynie przecząco głową za każdym razem, gdy padało pytanie o ewentualną zemstę. Było jej bardzo wstyd, co można było poznać po lekko zaczerwienionych policzkach, wyróżniających się jednak na jej blednącej znowu cerze. Nie chciała nawet tego ukrywać. Wiedziała, że źle zrobiła i pragnęła, by Jorge to zobaczył. Popełnienie błędu nie było dla niej ujmą. Zwłaszcza, że nie pamiętała, jak należy się zachować. Wiedziała, że nie wie nic o tym świecie. Wiedziała, że nie będzie potrafiła się zachować odpowiednio w każdej sytuacji. Ważne dla niej jednak było, by swoje błędy móc naprawić i brać z nich lekcje na przyszłość. Z tej sytuacji takową już wyciągnęła. Wiedziała już, że w rozmowie z Jorgem o jego kulcie należy być niezwykle ostrożnym, by go nie urazić. Mając na uwadze, że udało jej się już zezłościć szermierza, postanowiła przyznać się do winy i zakończyć ten temat w możliwie najszybszy sposób. Gdy mężczyzna skończył mówić, Bella westchnęła i poczekała chwilę w ciszy, zastanawiając się, co właściwie chce teraz powiedzieć.
- Przepraszam. Masz rację. Postąpiłeś jak należało, a nawet lepiej. Tak naprawdę sama nie wiem, czego oczekiwałam. Na pewno nie rozlewu krwi - powiedziała już znacznie ciszej. W tym momencie, po raz pierwszy, przestała patrzeć się Jorgowi prosto w oczy. Skierowała swój wzrok gdzieś w bok, nerwowo przytrzymując się za prawe ramię.
- Ja tylko... - Znowu pokręciła głową, jakby chcąc zaprzeczyć czemuś, co pojawiło się w jej myślach. Ponownie spojrzała prosto w jego oczy i z wyraźnym zatroskaniem odczekała chwilę w milczeniu. Chciała zrozumieć, dlaczego tak zareagowała. Co spowodowało, że ośmieliła się zaatakować słownie Miecza Zimy. Szukała na to odpowiedzi przez te kilka kilka sekund, po czym w końcu doszła do wniosku, że za wszystko odpowiedzialny był strach. Strach... o Jorgego.
- Przestraszyłam się, Jorge. To był pierwszy raz, gdy ktoś... przy mnie... - Machnęła ręką w połowie zdania, chcąc zamknąć ten temat. Miała tylko nadzieję, że towarzysz nie będzie chował urazy zbyt długo. To była jej wina i nie zamierzała się usprawiedliwiać. Nie zapanowała nad emocjami i teraz ponosi tego konsekwencje.
- Chciałam zapytać się też o Darega. Tym już raczej nie powinnam cię zezłościć. Po prostu chłopak wydaje mi się bardzo nieszczęśliwy i nabuzowany... Oczywiście jeśli dalej masz ochotę ze mną rozmawiać i... trenować.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge widział, że mimo pewnej postawy Bella ma spojrzenie ruganego psiaka - niemal od razu przyjęła, że to on ma rację i postąpiła niesłusznie, nie zamierzała bronić swoich racji i tylko starała się ocalić resztki dumy… Albo też to on się za bardzo uniósł i ona wcale nie miała niczego złego na myśli? Cóż, w takim razie powinna lepiej ważyć słowa, bo to jak potraktowała jego zakon było poniżej pasa. Reagował ostro, bo był odpowiedzialny za wizerunek kultu - niejednokrotnie bronił go nie tylko słowem, ale przede wszystkim mieczem i nie mógł pozwolić sobie na nadstawianie drugiego policzka, nie tego uczył ich Pan Nawałnic. Może w stosunku do Belli nie musiał być tak gwałtowny, ale była to też część jego natury, której nie umiał stłumić. Dążenie do konfrontacji… Kiedyś go to zgubi.
        Wycofał się jednak o pół kroku, gdy już wylał z siebie wszystko co miał. Cały czas starał się utrzymać kontakt wzrokowy z wampirzycą, choć w jego oczach już było widać, że spuścił parę i tak naprawdę dla niego temat był praktycznie zakończony, ona mogła nic nie mówić jeśli nie miała ochoty. Mogła mu też nawtykać, bo może trochę mu się należało, ale wybrała przeprosiny. On momentalnie machnął ręką.
        - Nie ma sprawy, to emocje. Wybacz, że podniosłem głos - dodał, by nie było, że sam nie dostrzegł swojego nadmiarowego wybuchu. Myślał, że to koniec, ale Bella jeszcze miała coś do dodania. Nie poganiał jej, bo widział, że trudno jej to przechodzi przez gardło. Niech spróbuje to z siebie wydusić, a jeśli nadal będzie miała problem to wtedy ją zachęci… Ale nie było potrzeby, sama dokończyła myśl, a jej wyznanie absolutnie go rozczuliło. Pojął, co ją dręczyło i teraz wręcz zrobiło mu się głupio, że tak źle odczytał jej uczucia. Dla niego cały czas była wampirzycą, z natury drapieżcą, a nie zagubioną dziewczyną. Podświadomie uważał, że powinna być oswojona z walką, przemocą i rozlewem krwi, ale mylił się, bo znany jej świat kończył się jakieś trzy dni temu…
        - Nie ma sprawy - uspokoił ją, w pocieszającym geście kładąc jej dłoń na łopatce. - Wybacz, oceniłem cię trochę przez pryzmat stereotypów i własnej miary. Niestety życie oswoiło mnie z brutalnością i balansowaniem na krawędzi, przez to bywam taki nieczuły… Szczególnie, gdy to inni chcą troszczyć się o mnie. Dzięki - dodał, uznając, że nie musi jej tłumaczyć za co dziękuje. Przecież wiadomo, że chodziło o to, że się o niego martwiła, nawet jeśli nie było potrzeby i trochę niefortunnie to wyraziła.
        Jorge myślał, że to koniec dyskusji i mogą iść podjąć trening. Bella miała jednak jeszcze coś do powiedzenia, więc przystanął i słuchał. Pokiwał głową, spoglądając gdzieś w górę. Nie skomentował słów o tym czy nadal chce rozmawiać z Bellą, bo to chyba nie wymagało komentarza, skoro nie kazał jej się wynosić. Kolejny podjęty temat był zaś całkiem sensowny.
        - Też zauważyłem – zgodził się z obserwacją na temat Darega. – Nabuzowany tak, ale czy nieszczęśliwy… Raczej młody gniewny – prychnął z rozbawieniem. – Gdybym miał zgadywać powiedziałbym, że nie podoba mu się tyle zmian w jego życiu… Ten zakon istnieje od niedawna, przeprowadzili się tu ledwie parę miesięcy temu. A teraz wpakowaliśmy się tu my i Urien, każde ze swoimi dziwnymi problemami. A może powody są inne? Nie wiem, nie miałem okazji z nim porozmawiać, bo zaraz gryzie. A co, ty masz jakieś uwagi albo obserwacje na tego temat?

        Nie wiedzieli, że tak naprawdę zainteresowany słyszał ich od samego początku. Schodził akurat schodami na końcu korytarza, gdy zaczęli swoją małą kłótnię i nie pokazał się, bo było mu głupio. A teraz tym bardziej nie zamierzał się ujawniać, bo wyjdzie, że podsłuchuje. Poza tym musiał się uspokoić, bo ta sytuacja coraz bardziej go denerwowała. Musiał coś z tym zrobić… Musiał z kimś pogadać. Dlatego gdy Jorge i Bella w końcu sobie poszli, on przemknął przez korytarz, zapominając, że w sumie miał coś do zrobienia.

        Jorge nie zwrócił uwagi na jakieś kroki w oddali - w końcu nie byli w zakonie sami i mogli tu słyszeć różne kręcące się osoby. To był jednak dobry moment, aby w końcu ruszyć się z miejsca, zaprosił więc Bellę, by podążyli do pomieszczenia, gdzie trenowali ostatnio.
        - A w sumie czemu pytasz? Dareg ci coś powiedział? - zagaił, gdy uszli już kawałek.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Ulżyło jej, gdy wszystko się potoczyło właśnie tak, jak się potoczyło. Cieszyła się, że Jorge nie chował urazy, a nawet również przeprosił. Nie, że zdaniem wampirzycy miał za co, ale był to dla niej znak, że wszystko rzeczywiście jest dobrze. Mimo wszystko i tak postanowiła zapamiętać sobie to, co się przed chwilą wydarzyło. Chcąc przebywać w towarzystwie Miecza Zimy musiała uważniej dobierać słowa.
Nie mając już obiekcji w stosunku do tego, czy Jorge dalej chce udać się z nią poćwiczyć, przyjęła zaproszenie i ruszyła razem z nim do pomieszczenia, w którym poprzednio trenowali. Nie była przekonana do tego, co szermierz powiedział o przyczynach zachowania Darega. Może i w życiu chłopaka zachodziły zmiany, jednak zdaniem Belli nie były one temu winne. Według niej to było coś innego i może to nie była jej sprawa, ale miała wrażenie, że chłopak cierpi. Mogła oczywiście się mylić. Nic nie wiedziała o tym świecie, a już na pewno o nastoletnich chłopcach. Nawet nigdy nie wychowywała dzieci. A przynajmniej tak jej się wydawało... Dlatego też sądziła, że to właśnie Jorge będzie odpowiednim kandydatem do porozmawiania na ten temat. Wiedziała, że można na nim polegać i jeśli będzie trzeba, pozostanie dyskretny. I w dodatku był teraz dla Belli kimś w rodzaju autorytetu. Zaczynała jednak obawiać się, że lekko bagatelizuje sprawę. No cóż... Tak naprawdę rozmawiając o tym oboje wściubiali nos w nieswoje sprawy.
- Będę z tobą szczera jak zawsze - powiedziała poważnym tonem. - Po pierwsze, pytam o chłopaka właśnie ciebie, ponieważ wiem, że wychowanie go nie jest moją sprawą. Nie jest moim dzieckiem i nie wypada mi w to ingerować. Sądzę, że skoro to nie jest również twoja sprawa, to mogę z tobą o tym swobodnie porozmawiać. Nie chce mi się wierzyć, że napięcie, które utrzymuje się w chłopaku jest winą jedynie dorastania i tej przeprowadzki. Mam dziwne wrażenie, że stoi za tym coś jeszcze. Po drugie, jesteś osobą bardzo wpływową tutaj i dlatego jeśli komuś miałoby udać się coś dowiedzieć, to właśnie tobie. Nie zrozum mnie jednak źle. Wcale ciebie o to nie proszę. Po prostu gdybyś miał okazję zwrócić uwagę na to, czy u niego wszystko w porządku... Oczywiście mogę się również mylić, ponieważ czuję się, jakbym urodziła się trzy dni temu, ale jednak trochę mnie to niepokoi.
Dopiero teraz dotarło do niej, co Jorge powiedział o Daregu jeszcze zanim ruszyli do pomieszczenia ćwiczebnego. Według Miecza Zimy młodzieniec... gryzł. Jak to gryzł? Czyżby Bella się przesłyszała? A może coś źle zrozumiała? Widziała się z chłopakiem przynajmniej dwa razy, raz nawet sam na sam i nie została ugryziona. Czyżby on też był wampirem?
- Jorge, Dareg też jest wampirem? Dlaczego gryzie innych? - Dopiero po zadaniu tego głupiego pytania zdała sobie sprawę z tego, że było ono... głupie. Jeśli Dareg byłby wampirem, nikt w klasztorze nie byłby tak zdziwiony widokiem kolejnego przedstawiciela jej gatunku. No i Urien. Na pewno by tak nie zareagował. Tak... Musiało chodzić o coś innego.
- Wychodząc z pokoju spotkałam się z nim. To on powiedział mi, gdzie cię szukać. Właściwie... - Bella zamyśliła się przez chwilę, starając sobie przypomnieć tamtą rozmowę.
- Nie, nie mówił nic konkretnego. Dziwił się jedynie, że mi pomagasz. Twierdzi, że powinnam sobie radzić sama, bo jestem drapieżnikiem. No i pomimo swego, jak to nazwałeś, nabuzowania, wcale nie próbował mnie ugryźć. Nie rozumiem... - To wszystko wydawało się coraz dziwniejsze. Czyżby to była jego forma wyrzucenia z siebie negatywnych emocji? Tego nie wiedziała, ale dałaby sobie pociąć ciało srebrnym nożem za to, że zaraz się dowie.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge kiwnął głową, nachylając się trochę w stronę Belli, jaki poza szczerością w grę wchodziła jeszcze dyskrecja - w końcu co by nie gadać, właśnie wtykali nos w nieswoje sprawy. Dla szermierza to nie był specjalnie ważny temat, ale nie zamierzał gasić wampirzycy - niech pyta, niech się uczy. Rozmowa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
        Szermierz z namaszczeniem kiwnął głową - tak, wychowanie Darega nie było ich sprawą, dobrze, że ona też zdawała sobie z tego sprawę. Bez słowa nadal słuchał, nawet miną nie zdradzając się co myśli. Nie były to zresztą myśli gwałtowne - nawet słaby aktor dałby radę opanować się z nieokazywaniem ich. Ba, nawet nie wzruszył ramionami, choć go korciło, gdy poddała w wątpliwość jego argumentację. Serio, on też miał kiedyś te kilkanaście lat i trochę wiedział jak działa wtedy mózg… Ale niech jej będzie.
        Na koniec spojrzał na nią, jakby samym spojrzeniem chciał dać do zrozumienia, żeby naprawdę lepiej nie próbowała go o nic prosić.
        - Jak będzie okazja to może zagadam - odpowiedział jej bez entuzjazmu. Nie kontynuował z żadnym “ale”, choć wiele takich “ale” by się znalazło. Na przykład to, że on nie mógł nikogo pouczać przy tam jaki sam był w wieku Darega.
        Dotarli do sali, gdzie poprzedniego dnia ćwiczyli - szermierz otworzył drzwi i przepuścił wampirzycę przodem, leczy on sam stanął w progu, gdy ona zapytała dość… dziwne pytanie. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią kątem, jakby upewniał się czy na pewno dobrze usłyszał albo czy nie ona nie chce jednak poprawić tego niefortunnego doboru słów. A później roześmiał się, co oczywiście nie było ani miłe ani eleganckie, ale naprawdę Bella rozbroiła go swoim tokiem rozumowania.
        - Wybacz - zreflektował się, bo pewnie uraził ją swoim wybuchem wesołości. - To była metafora - wyjaśnił, mocno akcentując ostatnie słowo. - Dareg nie jest wampirem. I nie gryzie naprawdę, chodziło mi tylko o to, że jest agresywny w zachowaniu. Mogłem też powiedzieć, że się odszczekuje - dodał niedbałym tonem. Przez to, że Bella sama wcześniej wspomniała, że urodziła się trzy dni temu, odpuścił jej sarkastyczne uwagi, choć parę cisnęło mu się na usta. Naprawdę amnezja odebrała jej również zdrowy osąd? Choć… co on tam mógł wiedzieć o tym jak zachowuje się mózg po utracie wspomnień.
        - Zaczynajmy - oświadczył. Wnętrze pomieszczenia rozświetlił uprzednio niewielką lampą, która dzięki systemowi lusterek dawała całe szczęście całkiem sporo światła bez powodowania zagrożenia pożarowego.
        - Ja ci obiecałem, dziś przeciwnik z bronią - oświadczył, lecz zamiast sięgnąć po swoja szablę, odpiął pas z nią całkowicie i zamiast długiej broni białej, zdecydował się na nóż o ostrzu nie dłuższym niż dłoń. Nie wyciągnął go z futerału.
        - Z reguły jeśli ktoś będzie cię atakował na ulicy to raczej nożem niż mieczem - wyjaśnił spokojnym tonem. - Zaczniemy od tego, ale jak poradzić sobie z przeciwnikiem z bronią długą też ci pokażę. Gotowa?
        Jorge w pierwszej kolejności pokazał Belli jak atakuje się nożem - tak by wiedziała z czym przyjdzie jej się mierzyć. Nadal nie zdjął futerału z ostrza, by w razie czego nie zrobić jej krzywdy. Później wyjaśnił jej jak robić uniki i rozbrajać przeciwnika. Następnie tę samą sekwencję pokazał jej z bronią długą. Szabli również nie wyciągnął z pochwy, choć nad nią miał znacznie lepsze panowanie i raczej nie było mowy, aby przypadkiem ją skaleczył. Dużo przy tym mówił, tłumacząc podstawowe zasady walki jak pozostawanie w ciągłym ruchu, panowanie nad otoczeniem i tak dalej. Kilka razy zastrzegł również, żeby Bella nigdy nie bała się ucieczki - czasami to było najlepsze wyjście.
        Tak jak poprzednio, trenowali tak długo aż to ona nie powiedziała "dość". Dla Miecza Zimy walka była czymś tak znajomym i naturalnym, że gdy się tym zajmował prawie nie czuł zmęczenia, ale gdy tylko zwrócono mu uwagę, potrafił zrozumieć, że naprawdę dość. Dlatego przypiął ponownie broń do pasa i zabrawszy ze sobą lampę, wyprowadził Bellę z pomieszczenia. Rozdzielił się z nią pod jej sypialnią, życząc jej spokojnej nocy.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Weszła do środka będąc zadowolona, że może uda jej się dowiedzieć czegoś o Daregu. Nadal była jednak bardzo ciekawa, o co chodzi z tym jego gryzieniem. Dlatego też ponagliła Jorgego z odpowiedzią na jej pytanie, gdy ten przyglądał jej się milcząco.
- No...?
Jakże zdziwiła się widząc, jak szermierz wybucha śmiechem. Na początku nie wiedziała, co się dzieje i co go tak rozśmieszyło, dlatego uśmiech i lekkie rozbawienie pojawiło się i na jej twarzy.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytała, po czym zaraz pożałowała. Gdy Jorge wytłumaczył, o co mu tak naprawdę chodziło, zrobiło jej się strasznie głupio. Uśmiech w mig zniknął z jej twarzy, a został zastąpiony rumieńcami na policzkach. Było jej strasznie wstyd. Całkowicie nie pomyślała o tym, że słowa "gryzie" można użyć również w tym kontekście. Oczywiście, nie twierdziła, że to przez jej utratę pamięci, ponieważ była zaznajomiona z takim stwierdzeniem, jednak na ten moment umknęło jej to z głowy.
- Czy możemy już zaczynać...? - zapytała z zażenowaniem i wbitym wzrokiem w najbliższą kolumnę po swojej prawej. W tej chwili chciała po prostu zniknąć z oczu Miecza Zimy, ale wiedziała, że jest to niemożliwe, więc postanowiła spróbować zapomnieć o tym niezbyt przyjemnym incydencie. Stwierdziła, że trening i to, jak poważnie i rzetelnie Jorge do niego podchodzi pozwoli skupić się obojgu na czymś innym. I nie myliła się. Mimo tego, że gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że szermierz nie traktuje jej już poważnie, a może nawet uznaje ją za głupią dziewuchę, skupiała się na tym, co mówi. Chciała z tego wynieść jak najwięcej, ponieważ wiedziała, że w końcu przyjdzie taki moment, w którym będzie musiała radzić sobie sama. Im więcej się teraz dowie i nauczy, tym lepiej dla niej. Czuła jednak lekki niedosyt spowodowany całkowicie bezpiecznym treningiem. Ponieważ Jorge nie wyciągał broni z futerału nie czuła się w żaden sposób zagrożona, a to skutkowało złudnym poczuciem całkowitego braku zagrożenia. Przez to nie miała pojęcia jak zacznie się zachowywać, gdy rzeczywiście przyjdzie jej się mierzyć z uzbrojonym przeciwnikiem. Doceniała troskę i profesjonalizm przyjaciela i nie wątpiła w to, że stara jej się przekazać wiedzę w jak najlepszy sposób, ale osobiście wolałaby móc się przynajmniej skaleczyć. Co mogło jej się stać? Przecież była wampirem. Nie ośmieliła się jednak tego zaproponować. Jedna kompromitacja w zestawie z kłótnią już jej wystarczyła. Bała się kolejnej. Dlatego też wykonywała wszystkie polecenia szermierza dopóki księżyc nie zaczął porządnie rozświetlać otaczającego ich lasu. Dopiero wtedy stwierdziła, że ma dość na dziś i nie zdoła zapamiętać wiele więcej bez odpoczynku. Wiedziała, że Jorge doskonale to rozumie i nie bała się mu tego wprost przekazać. Ponadto była już świadoma tego, że na pełen profesjonalizm trzeba ćwiczyć latami, a nie godzinami, więc nie było sensu w przeładowywaniu się informacjami.
Gdy Jorge odprowadził ją pod drzwi sypialni podziękowała, życzyła mu dobrej nocy i zniknęła w pokoju. Gdy do niego weszła od razu usiadła na łóżku, analizując ten dzień. Co prawda dla niej zaczął się on dopiero pod wieczór i nie trwał zbyt długo, ale starczyło jej już atrakcji. Wpierw ta ich zabawa, która przerodziła się w rzucanie nożami, potem mała kłótnia, kompromitacja i na sam koniec trening. Dużo emocji i wysiłku w tak krótkim czasie. Dlatego Bella zamierzała się teraz zrelaksować udając się na kąpiel. Nie potrzebowała już niczyjej pomocy i zgody. Wiedziała, gdzie ma się udać i może z tego korzystać do woli. Posiedziała kilka minut dla wytchnienia, po czym udała się zrealizować swój plan.


Pod bramą natomiast działo się coś interesującego. Otóż na wzgórze z klasztorem kultystów wjeżdżała, zdawałoby się, mała karawana. Gdyby jej się jednak przyjrzeć można by powiedzieć, że to jakiś mały, niezwykle egzotyczny cyrk. Był to koński zaprzęg składający się z czterech, kasztanowych koni, wozu z pakunkami i wielkiej klatki. W tej ostatniej uwięziony, a może po prostu przetrzymywany, był ogromny, znacznie wykraczający poza rozmiary swojej rasy, lew stepowy. Był na tyle duży, że leżąc potrafił sięgać dorosłym mężczyznom do bioder. Wydawał się jednak niezwykle spokojny i zrelaksowany. Można by zaryzykować stwierdzeniem, że próbował zasnąć, ponieważ nie wykonywał żadnego ruchu, jeśli nie liczyć sytuacji, w której koła klatki najeżdżały na większą nierówność terenu i trzęsły nią, tym samym wprawiając lwa w dyskomfort. Otwierał on wtedy oczy, unosił łeb i rozglądał się, jakby spodziewając się niebezpieczeństwa. Był on czarny jak noc, jeśli nie liczyć jego srebrnych ślepi i tatuażu o tej samej barwie i kształcie pół księżyca. Znajdował się on na tylnym, lewym udzie. Zarówno oczy, jak i sam tatuaż mocno lśniły w świetle kuli, która teraz rozświetlała niebo. Sam wóz nie był niczym szczególnym. Zwykły pojazd, na którym można było dostrzec kilka małych skrzynek i toreb, mocno przymocowanych linami. Na wozie jechał również stary mężczyzna, którego głowę znaczyły już siwe, związane w kucyk włosy. Był lekko zgarbiony, jednak na świat spoglądał pewnym i mądrym spojrzeniem swych niebieskich oczu. Pomimo swego podeszłego wieku nie wyglądał źle. Biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami wpuszczona została w eleganckie, czarne spodnie opadające na zadbane, również czarne buty. W ręku trzymał bat, którym od czasu do czasu popędzał swoje konie. Co jednak bardziej przykuwało uwagę? Była to towarzysząca mu kobieta. Jechała lekko z przodu, jakby chcąc upewnić się, że żadne niebezpieczeństwo nie czai się za rogiem. Grzywka opadała jej na czoło, a zaczesane za uszami, długie aż do bioder włosy opadały leniwie na jej plecach. Podobnie jak u jej towarzysza były one również siwe. Nie była jednak stara. Przynajmniej na taką nie wyglądała. Posiadała szczupłą, kuszącą twarz w kształcie serca, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i ponętne, również sercowe usta. Jedyne, co w tej facjacie było niepokojące, lecz dalej piękne i interesujące, to jej oczy. Pionowe źrenice na świecących, pomarańczowych tęczówkach razem z pewnym i niezbyt przyjacielskim uśmieszkiem utrzymującym się na jej twarzy i odsłaniającym niezwykle ostre, większe niż u pozostałych kły, oddawały lekko przerażające wrażenie. Mimo tego była piękna. Nawet bardzo. Idealna figura, szczupła, z odpowiednimi, lecz nie przesadzonymi krągłościami i długie nogi na pewno mogłyby być obiektem westchnień wielu mężczyzn. Cera natomiast była bardzo gładka i blada, podobna do tej, którą w nocy można było ujrzeć patrząc na Bellę. Kobieta ta ubrana była w ciemną tunikę kończącą się na połowie ud i sięgające lekko za kolana buty na obcasie. Oprócz tego na swych palcach posiadała coś, co najwyraźniej służyło za broń. A mianowicie, były to szpony wykonane z jakiegoś bardzo twardego i ciężkiego do zniszczenia materiału. Patrząc na nie od razu można było mieć wrażenie, że są w stanie z łatwością wbić się w czyjeś ciało i je rozszarpać lub przeciąć. Osóbka ta dosiadała teraz czarnego, podobnie jak prowadzony przez nią lew, konia. W porównaniu do swoich towarzyszy z zaprzęgu nie wydawał się być zmęczony podróżą. Pewnie dlatego, że on nie musiał ciągnąć za sobą wozu i klatki z potężnym zwierzęciem, ale patrząc na jego jeźdźca równie dobrze mógł być zaklęty.
Nie minęło dużo czasu, jak tajemnicza para dojechała do swego celu i stanęła przed zamkniętą na noc bramą klasztoru. Jako że kobieta była pierwsza, nie traciła czasu, od razu zeszła z konia i z uwagą zaczęła przyglądać się bramie. Starała się dojrzeć jakiś śladów sugerujących, że dojechali we właściwie miejsce, jednak nic nie dawało takiej pewności. Odezwała się dopiero, gdy starszy mężczyzna zatrzymał swój zaprzęg w dogodnym miejscu i wolnym krokiem podszedł pod bramę.
- Jak myślisz, dojechaliśmy w dobre miejsce? Takich ruin może być w okolicy dużo. - był to melodyjny i niezwykle kuszący głos. Dla kogoś obcego mógł brzmieć jak próba uwiedzenia starca. Ten jednak nie zwrócił na to uwagi, najwidoczniej będąc bardzo dobrze zaznajomiony ze swą towarzyszką. Zamiast tego przyjrzał się badawczo bramie, po czym skinięciem głowy potwierdził, że to tu właśnie mieli się znaleźć.
- To tutaj. Nie wiem tylko, jak my tam teraz wejdziemy. Myślisz, że nam otworzą? - zapytał swym starczym głosem. Miał pomarszczoną twarz, a na świat patrzył spod zmrużonych powiek.
- Nie mają wyboru. Inaczej sami sobie otworzymy. - odpowiedziała kobieta, po czym zaczęła rozglądać się za rozwiązaniem.
- Tylko bez żadnych głupstw, Vanesso. Pamiętaj, po co tu jesteśmy. - Vanessa, jednak już nie słuchała. W chwili, gdy starzec dalej przyglądał się bramie, ona dojrzała pokaźnych rozmiarów kamień. Podniosła go jedną ręką, jak gdyby nic nie ważył, po czym ostrzegła towarzysza.
- Odsuń się od bramy, Altherze.
- Vanesso... - Alther westchnął i pokręcił głową. - Nie bądź tak pochopna...
- Nie zamierzam czekać tu do rana. Odsuń się. - odparła. Mimo że zniecierpliwiona i zdecydowana, to jej głos nadal wydawał się próbować uwodzić wszystko wokół. Najwidoczniej to był właśnie naturalny ton i sposób mowy istoty zwanej Vanessą.
- Nie ma sensu dalszego przekonywania cię, hmm?
- Nie.
- Tak myślałem. Dobrze, rób co musisz. - po tych słowach zrezygnowany Alther odsunął się od bramy i podszedł do swych koni, chcąc dodać im otuchy swą obecnością. Miał nadzieje, że nie wystraszą się hałasu, który miał zaraz nadejść. Vanessa natomiast nie przejęła się ani swoim koniem, ani tymi, które ciągnęły zaprzęg. Wiedziała, że Cienistogrzywy nawet nie drgnie, a pozostałe narobią hałasu, który w tym momencie był bardzo pożądany. Dlatego też upewniła się jedynie, czy Altherowi nic nie grozi, po czym cisnęła kamieniem w bramę. Rozległ się wielki huk, na który wszystkie ptaki w okolicy zareagowały ucieczką, a konie Althera głośno zarżały i stanęły dęba, szykując się do ucieczki. Na szczęście starzec szybko je powstrzymał i uspokoił. Natomiast lew w klatce wstał w mgnieniu oka i przybrał postawę obronną. On również wymagał uspokojenia, jednak tym Alther zamierzał zająć się dopiero wtedy, gdy będzie pewny, że konie nie uciekną gdzieś w las razem z całym zaprzęgiem.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Po rozstaniu z Bellą pod jej pokojem Jorge poszedł od razu do siebie. Nie było co ukrywać – miał intensywny dzień, należał mu się odpoczynek. Niemniej nim położył się spać, zajął się swoją szablą – wcześniej tylko powierzchownie wytarł ją z soku, ale nie mógł jej tak zostawić. Nie chodziło tylko o jakieś wyuczone rytuały, o opinię innych, którą go zawsze straszono („szermierz ocenia oponenta po stanie jego broni” i tak dalej…) – to była przede wszystkim kwestia doświadczenia. Zadbana broń służyła dłużej i lepiej i to nie było specjalne odkrycie. Systematyczność po prostu sprawiała, że ta praca nie była uciążliwa, nie trzeba było ścierać plam rdzy ani brać ostrza na koło szlifierskie, aby odzyskać jego odpowiednią ostrość. Wystarczyły te podstawowe przybory noszone w plecaku i zaledwie chwila pracy. No a rytuał następujących po sobie czynności oczyszczania, ostrzenia, polerowania pozwalał mu się naprawdę zrelaksować – był trochę jak medytacja, której oddawał się z coraz większą przyjemnością.
        Gdy już skończył, odłożył broń w pochwie na komodę, a sam przygotował się do snu – tego dnia nie padł tak nieprzytomnie jak podczas drzemki dzień wcześniej, choć i tak sen objął go szybko. Szkoda, że na tak krótko…

        Huk zdawał się być odległy, ale i tak dotarł do uszu szermierza. Momentalnie otworzył oczy, ale i tak potrzebował chwili, by połączyć wątki. W pierwszej chwili był przekonany, że to sen, ale nim się podniósł do pozycji siedzącej, dotarło do niego, że to nie sen i nie pukanie do jego drzwi, a dźwięk dochodzi gdzieś z zewnątrz. To go zaniepokoiło – zresztą nie tylko jego, bo był przekonany, że słyszy już ruch na korytarzu, gdzie przecież znajdowały się również inne sypialnie. Zaraz wstał z łóżka, wciągnął szybko buty i już praktycznie wychodząc z pokoju zarzucił na nagie ramiona swój płaszcz z gwiazdą, a wolną ręką uchwycił broń – od razu złapał za rękojeść i wyciągnął ją z pochwy, bo jeśli na zewnątrz jest gorąco, lepiej od razu być uzbrojonym. Jeśli zaś był to tylko jakiś incydent… To po prostu po powrocie schowa szablę i tyle. Lepiej nie dać się zaskoczyć – spodziewał się, że prędzej to jacyś pogromcy niewiernych niż przypadkowa złamana gałąź.
        - Mieczu Zimy?
        Taryon stał w drzwiach jednej z sypialni, również dzierżąc obnażoną broń w ręku, jednak nie rzucił się do ataku, uznając zapewne, że to zbrojne ramię zakonu powinno wydawać rozkazy.
        - Chodź – wezwał go Jorge, kiwając zachęcająco głową. Nie wiem co zaszło, ale chyba lepiej, by poszli tylko ci, którzy potrafią walczyć.
        Taryon zgodził się pomrukiem i skinieniem głowy. Tę krótką wymianę zdań słyszeli też inni mieszkańcy zakonu – część po tych słowach cofnęła się do sypialni, część ośmieliła się wyjść na korytarz. Jeszcze nie wszyscy byli na nogach, niektóre drzwi pozostawały zamknięte, ale Jorge nie zamierzał czekać i ustawiać szyku czy cokolwiek w tym stylu. Zerknął tylko pobieżnie kogo ma za plecami. Nie dojrzał wśród tej niewielkiej grupy Darega, a po wczorajszej (może nadal dzisiejsze?) rozmowie z Bellą jakoś bardziej zwracał na niego uwagę. Nie wiedział czy bardziej się tego spodziewał, czy bardziej był zaskoczony – syn Vitalija był z jednej strony dzieckiem, z drugiej młodym mężczyzną, nie wiadomo jakie miał umiejętności, więc może akurat… Lecz Miecz Zimy szybko odepchnął od siebie te myśli – miał ważniejsze sprawy na głowie niż jakiś smarkacz, bo być może właśnie walił mu się zakon. Dosłownie albo w przenośni – by się o tym przekonać, wyszedł na wewnętrzny dziedziniec. Rozejrzał się, ale wszystkie zabudowania wyglądały na nietknięte, a wszelkie obce dźwięki docierały od strony zamkniętej bramy wejściowej.
        - Mieczu Zimy, ja pójdę - wtrącił się Vitalis, zrównując się z szermierzem, który podążał już w tamtą stronę. Jorge przystał na ten pomysł i zgodził się skinieniem głowy, a następnie gestem zaprosił, by kultysta poszedł przodem. Ten całkiem pewnym krokiem zbliżył się do furty w bramie i tam otworzył niewielkie okienko. Wyjrzał, a Jorge zbliżając się słyszał zadane zadziwiająco neutralnym tonem pytanie "O co chodzi?". Próbował coś wyczytać z postawy Vitalisa, ale ten nie wyglądał ani na złego, ani na rozluźnionego, choć z początku drgnął, jakby coś go zaskoczyło. Oj gdyby wiedział co czeka po drugiej stronie...
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Aż podskoczyła, gdy usłyszała ten huk. A może brzęk? Może huk i brzęk? Bez znaczenia, czym był ten dźwięk, sprawił on, że Bella mocno się przestraszyła. Była zamyślona, jak to ostatnio miała w zwyczaju. Pogrążona w swoim świecie nie skupiała się nawet na tym, co robi. Nic dziwnego więc, że na początku stwierdziła, że to ona przez nieuwagę coś przewróciła, stłukła lub zrzuciła. Czując mocny wstyd, zakłopotanie i poczucie winy, że obudziła cały klasztor rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym zwykła zostawiać odzienie przed wejściem do wody. Szok nie pozwalał jej jeszcze trzeźwo myśleć, dlatego też ciężko jej było zorientować się, czy niektóre z porozrzucanych tutaj rzeczy leżały na podłodze z jej winy, czy też znalazły się tam zanim jeszcze ona tutaj weszła. Dopiero po około minucie do młodej wampirzycy dotarło, że wszystko wokół niej jest tak, jak należy i że dźwięk dobiegał z zewnątrz. Nie wiedziała, co miała robić. Z jednej strony wiedziała, że to nie jej sprawa i pewnie po prostu wszystkiemu winien jest wiatr, który przewrócił coś, co kultyści zdążyli wybudować, a z drugiej z kolei coś mówiło jej, że powinna sprawdzić, czy to aby na pewno nie jest coś poważnego. Podjąć decyzję pomógł jej zamęt, który nagle zaczął wszędzie panować. Słyszała przebudzonych kultystów, będących w nie mniejszym szoku niż ona. Jej uszu dobiegał dźwięk stukania obcasów o grunt, gdy na dziedzińcu zaczęli pojawiać się członkowie zakonu. Fakt ten zadecydował za nią. Nie mogła zostać tutaj, w środku, zwłaszcza, że zdążyła już się rozebrać. Zaczęła stresować się na myśl, że ktoś zaraz wbiegnie do pomieszczenia i zobaczy ją nagą. Czym prędzej założyła na siebie suknię, którą wcześniej miała na sobie, wskoczyła w buty i idąc w ślady innych wybiegła na dziedziniec.
Dobrze wiedziała, kogo szukać. Musiał tu już być i tego akurat Bella była pewna. Nie musiała nawet długo szukać, by przekonać się, że ma rację. Gdy jednak go zobaczyła, zaczęła mieć mieszane uczucia. Stał niedaleko, właściwie parę kroków od niej. Jorge, Miecz Zimy, doskonały szermierz i przyjaciel. To podnosiło wampirzycę na duchu. Był jednak w towarzystwie kultysty, którego Bella skądś już kojarzyła. Co prawda to nie on był powodem jej zmartwień, ale to, że obaj mężczyźni stali uzbrojeni. Zauważając to, wampirzyca rozejrzała się dokładnie dookoła, jakby spodziewając się, że wróg wyskoczy zaraz zza któregoś z budynków i rzuci się prosto na wojowników. Ani na chwilę nie pomyślała o sobie. Nie pomyślała również o Taryonie. W tym momencie liczyło się tylko zdrowie Jorgego. Nie widziała, nie słyszała, ani nie czuła jednak żadnego zagrożenia. Dlatego też szybko podbiegła do mężczyzn, by dowiedzieć się, co się dzieje.
- Jorge, o co chodzi? Co to był za hałas i co się dzieje? - zapytała, gdy znalazła się obok szermierza. Nie zwracała teraz uwagi na drugiego kultystę. Rzuciła w jego stronę jedynie krótkie spojrzenie, starając się przypomnieć sobie, skąd go zna. Jednak zaraz po zadaniu tego pytania, odpowiedź nasunęła się sama. Gdy tylko Vitalis odchylił klapkę, Bella poczuła mieszankę kilku zapachów. Mogłaby wyróżnić parę z nich, ponieważ po tych trzech dniach, a może nocy, spędzonych w klasztorze nauczyła się rozpoznawać poszczególne wonie. Jednak tylko jeden, mocno wyróżniający się i o wiele bardziej intensywny od reszty przykuł jej uwagę. Nie czekając na odpowiedź Jorgego, odwróciła się w stronę bramy, jakby miało ją to upewnić, że się nie myli. Dopiero teraz zaczęła odczuwać strach. Zaczął on skręcać jej żołądek i wywracać go do góry nogami. To nie był jednak strach wywołany bezpośrednim zagrożeniem życia. Przynajmniej nie jej. Zaczęła zastanawiać się, czy doskonałe umiejętności Miecza Zimy okażą się wystarczające w razie, gdyby przybysz, a może przybysze, okazali się wrogo nastawieni. Chcąc ostrzec mężczyzn możliwie jak najwcześniej, odwróciła się do nich i tym razem spoglądając to na jednego, to na drugiego, odezwała się drżącym głosem.
- Jorge, tam jest... Tam jest wampir. Ale nie jakiś zwykły. Nie potrafię tego określić. Czuć od niego krew. Dużo krwi. I jeszcze coś... dziwnego. Nie potrafię powiedzieć, co to jest. Oni nas atakują? I co tam robi Vitalis?



Kobieta przymierzała się do kolejnego rzutu kamieniem w bramę, gdy w ostatniej chwili powstrzymał ją od tego jeden z kultystów. A właściwie fakt, że wyglądał teraz przez otwór w bramie. Vanessa widząc jego twarz udała, że odrzuca kamień w inną stronę. Otrzepała o siebie dłonie, po czym słysząc pytanie nieznajomego zwróciła się do swego towarzysza.
- Altherze.
- Tak? - Starzec przerwał uspokajanie zwierząt, patrząc w kierunku przyjaciółki. Ta z kolei kiwnęła tylko głową w stronę bramy, dając znać, że jej rola dobiegła końca, a jej działania zakończyły się sukcesem.
- Och, no tak. Już idę, już idę. - Alther skierował swój powolny krok w stronę Vitalisa. Gdy już dotarł na odpowiednią do rozmów odległość, zaczął od lekkiego ukłonu.
- Dobry wieczór. Nazywam się Alther, a to moja towarzyszka Vanessa. - Wskazał na kobietę, która teraz pogłaskiwała po pysku czarnego konia. - Nie mogę niestety wyjawić nic więcej oprócz tego, że Vanessa jest moim, swego rodzaju, strażnikiem. Przewożę cenny towar i wolałbym uniknąć napaści i konsekwencji z nią związanych. Prosimy o wybaczenie, że zjawiamy się o tak nieodpowiedniej porze, jednak droga do was zajęła nam dłużej, niż zaplanowaliśmy. Poszukujemy pewnej... elfki. No, prawie elfki. Jak strasznie by to nie brzmiało jest wampirzycą. Z naszych informacji wynika, że jest gdzieś za waszymi murami. Nie jesteśmy wrogo nastawieni. Chcemy jedynie przekazać jej wiadomość i swego rodzaju dar od... jej ojca. - W tym momencie Vanessa westchnęła z niecierpliwości i podeszła do rozmawiających mężczyzn.
- Za dużo gadasz, Altherze. Dziewczyna jest tutaj i czuję ją. Dlatego też wejdę tam, czy tego sobie lokatorzy życzą czy nie. - Pewny, lecz nadal uwodzący głos ostrzegł Vitalisa, by ten jednak był bardziej skory do współpracy. Wtrącił się jednak starzec.
- Vanesso...
- Wiem, po co tu przybyliśmy - odwarknęła nie ukrywając irytacji. Po chwili jednak na jej twarz wypełzł paskudny uśmiech, a wzrok skupił się na Vitalisie. - Dlatego też dostaniemy zaproszenie do środka, zrobimy wszystko to, o co nam chodzi i grzecznie odjedziemy. Nikomu nie stanie się krzywda i wszyscy rozejdą się w pokoju. Prawda? - Kobieta widocznie górowała nad starcem. Nie tylko pod względem wzrostu. Co prawda liczyła się z jego zdaniem, jednak to ona miała tutaj ostateczny głos. Jakby chcąc jeszcze dokładniej pokazać, co miała na myśli, uniosła dłoń na wysokość klapki. Tak, by wyglądający w niej mężczyzna mógł dobrze ją widzieć. Następnie Vanessa zaczęła udawać, że przegląda paznokcie, ukazując w ten sposób nałożone szpony, posiadające długość przynajmniej półtora zwyczajnego palca. W tej sytuacji Alther mógł jedynie niemo, z błagalnym wzrokiem, prosić kultystę, by ten otworzył bramę.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Szermierz obrócił czujne spojrzenie na Bellę.
        - Jeszcze nie wiemy – odpowiedział jej brutalnie szczerze. – Ale wszyscy usłyszeli huk od strony bramy, idziemy to sprawdzić.
        Póki co Jorge nie kazał jej ani zostać z tyłu, ani iść z nimi – pozwolił, by to wampirzyca sama zdecydowała z prostej przyczyny: sam jeszcze nie wiedział gdzie lepiej pasowała. Wiedział, że nie miała bojowego przeszkolenia, wszak trenowała z nim ledwo dwa dni i to głównie samoobronę. Spodziewał się jednak, że jej naturalny instynkt w przypadku starcia mógłby wziąć górę i mogłaby się okazać o wiele sprawniejszym zabójcą niż niektórzy z kultystów, którzy zebrali się wokół niego jako wsparcie. Wszystko było jednak przypuszczeniami, a wydarzenia toczyły się szybko – Miecz Zimy pozwolił, by ten jeden kamyczek w tej lawinie toczył się bez jego ingerencji. Oby nie wywołało to żadnej katastrofy…
        Drgnął i wyraźnie się spiął na wieść, że po drugiej stronie bramy jest wampir, na dodatek jeśli dobrze rozumiał Bellę bardzo krwiożerczy.
        - Cenna informacja – ocenił i powtórzył wieść pozostałym, by byli przygotowani. Sam nie wypuszczał broni z ręki i niby nic w jego postawie się nie zmieniło, ale w spojrzeniu już tak. Źrenice miał tak szerokie, że błękit jego oczu całkowicie się zatracił, mrugał jakby rzadziej i bardzo gwałtownie – temu spojrzeniu niewiele mogło się wymknąć. Szabli nie trzymał już skierowanej sztychem w dół – uniósł ją lekko, tak by nikomu nie wybić oka, ale już być gotowym do walki. Wampir… widział jak szybcy potrafili być, znał ich siłę i przebiegłość. A tu mógł mieć jeszcze do czynienia z rasowym drapieżnikiem. Nie bał się jednak tego starcia, choć czuł, że szanse będą co najmniej wyrównane. Czuł… Adrenalinę. Bez strachu ani ekscytacji walką, po prostu był nastawiony na cel.
        - Jeszcze nie wiemy, Vitalis właśnie sprawdza o co chodzi – odpowiedział na kolejne pytania Belli. I żeby nie uronić ani słowa z tego co działo się przy bramie, uniósł dłoń, nakazując wampirzycy – i pozostałym zresztą też – milczenie. Zbliżył się.

        Vitalis tymczasem przyglądał się tej egzotycznej grupie za bramą. Nie zrobili na nim dobrego wrażenia, ale chyba nawet im na tym nie zależało – kultysta może i był dobroduszny, ale nie naiwny. I tak jak wszyscy czuł, że być może ten starzec nie jest groźny, ale kobieta owszem i wręcz jakby tylko czeka aż będzie mogła komuś zatopić nóż w trzewiach, więc nieważne jak pięknie nie przemawiałby ten cały Alther, ona niweczyła wszystkie jego starania. Zresztą i sam starzec niespecjalnie radził sobie z przekonaniem Vitalisa do swoich dobrych intencji – kultysta nawet nie krył się z niechęcią, którą wywoływała w nim ta przemowa. Czy on siebie nie słyszał?
        Za plecami Vitalisa Jorge mógł pozwolić sobie na wywrócenie oczami. Gdyby sytuacji nie była poważna i nie spoczywała na nim odpowiedzialność za kogoś więcej niż jego samego, pewnie wdałby się w dyskusję i nie szczędził sobie kpin. Nie utrudniał jednak zadania opiekunowi tego zakonu. Gdy zaś padł opis poszukiwanej przez nich kobiety, wyglądał na lekko zaintrygowanego. Elfka. Wampirzyca. Nie trzeba było być geniuszem, by w tych słowach odnaleźć Bellę. Naprawdę o nią im chodziło? Spojrzał na nią i oczekiwał, że będzie mógł spojrzeć jej w oczy. Chciał poznać jej reakcję. Sam sprawiał wrażenie, jakby wszystko miał pod kontrolą, już wszystko wiedział i był pewny co robić. Ponownie spojrzał na bramę, gdy tamci po drugiej stronie wdali się w dyskusję. W duchu kpił sobie, że to zabawne, gdy grupa mająca niby ten sam cel jednak nie potrafi się dogadać, ale zachował to dla siebie. Delikatnie dotknął ramienia Vitalisa, by zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy ją otrzymał, ledwo zauważalnie kiwnął głową i raczej samym ruchem oczu kazał mu się odsunąć. Kultysta bez słowa, ale chyba z ulgą, ustąpił, a Miecz Zimy zajął jego miejsce przy wizjerze. Szybko ogarnął wzrokiem scenę przed sobą. Na dłużej zatrzymał spojrzenie na Vanessie, co można było poczytać wielorako – mogła przykuć jego uwagę postawą, zachowaniem, wdziękiem, mógł ją oceniać zarówno jako oponenta jak i kobietę. Choć Jorge był łatwy do odczytania jeśli chodzi o mimikę i mowę ciała, samo jego spojrzenie nie wystarczyło by go teraz rozszyfrować.
        - Zdajecie sobie z pewnością sprawę, że to co mówicie nie współgra z tym, co czynicie – powiedział zdecydowanie, ale bez napastliwości, przybierając ton jakby był wykładowcą retoryki. – Jeśli faktycznie zależy wam tylko na przekazaniu wiadomości i daru, możecie to zrobić przez bramę. Ona was słyszy. A dar możecie zostawić przed bramą. Rozumiecie chyba, że w tych czasach musimy być ostrożni – dodał dość enigmatycznie.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość