Ekradon[Ekradon i okolice] Biała nić przeznaczenia

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Oczekiwała upomnienia. Isara dopiero po szaleńczej fali gorąca, która przeszła jej ciało wraz z jawnym protestem, zrozumiała swoje stanowisko. Jako osoba z zewnątrz, a tym bardziej będąca pod rozkazami pułkownika, nie powinna w ogóle się rządzić - żaden sprzeciw nie wchodził w grę. Ba, niepotrzebne by tu były słowa; wystarczyło posłusznie skinąć głową, dzięki czemu sam gest wyrazi jednocześnie zrozumienie i wdzięczność, a tymczasem lisołaczka zaryzykowała. Dziwny impuls zmusił ją wręcz do natychmiastowej reakcji. To był jeden z tych momentów w jej życiu, o który postanowiła zawalczyć, a takowych nie było za wiele. Gdy wyjaśniła swoje stanowisko, kolejna nawałnica myśli zaatakowała jej umysł; przeto wygrali bitwę magiczną, więc może oddział magiczny przeszedł już swoją próbę? Czy to w ogóle była ich próba, dana przez los, aby Isara mogła uzyskać nagrodę w postaci wolności za wyszkolenie tychże magów?
        Jeżeli to była nagroda, nie należała do tych satysfakcjonujących. Lisołaczka nadal stała sztywno w obawie, że każdy ruch będzie teraz niewłaściwy. Chciała wyjść, ba, nawet się do tego szykowała - jej postanowienie było trudne do zmiany - lecz zawahała się na jedną sekundę, w której ujrzała twarz pułkownika. Kamienna maska zniknęła, a zmiennokształtna pozwoliła sobie na myśl, że to dzięki niej. Że przełamała tę barierę niezręczności i niepewności, która tkwiła między nimi od dłuższego czasu. Kobieta chciała zaufać Cerimowi i dotychczas tak było, ale teraz dopiero poczuła, że mogą być szczerzy ze sobą. Zero mask, zero niepewności. Tylko jedna najbardziej brutalna wojskowa zasada; nie spoufalać się.
Nadstawiła uszy, słysząc kolejne słowa mężczyzny. Z szeroko otwartymi oczami spoglądała na pułkownika, oczekując, że zaraz i tak namówi ją do odejścia. Im więcej Isara słuchała, tym bardziej musiała walczyć z wewnętrznymi emocjami, które kotłowały się w niej jak zupa w rozgrzanym kotle. Na informację o pełnej prywatności tylko delikatnie się uśmiechnęła, aby następnie skinąć głową w ramach podziękowania i posłusznie, zgodnie z pierwszym odruchem, szybko wyjść z gabinetu. Ta rozmowa wystarczyła, aby lisołaczka poczuła się lepiej na duchu; pewniejsza swojej pozycji i w pewnym sensie bardziej usatysfakcjonowana. Kochała podróż, życie z dnia na dzień i nauczanie nowopoznanych magów, dając im możliwość rozwoju dokładnie taką samą, jaką ona otrzymała od wędrownego czarodzieja za młodu. Coś w Ekradonie trzymało ją jednak bardziej i zagłuszało ten stary powiew powołania.
        “Bo nie sądzę, że znalazłbym kogokolwiek, kto byłby w stanie cię zastąpić”, powtarzała sobie, przyciskając dłoń do piersi w marnych próbach uspokojenia serca. Musiała wyjść, aby Cerim nic nie zauważył - Isara bowiem nie potrafiła tak dobrze kryć swoich emocji jak on. Wszystko dało się przeczytać po jej postawie - a serce w pewnej chwili zaczęło walić jej jak dzwon, przez co obawiała się, że mężczyzna to usłyszy. A wtedy wróci ta niezręczna niepewność, związana z niedopowiedzeniami z lasu. Dla lisicy to, w jaki sposób rozmawiali, było wystarczające. Nie mogli się spoufalać, ale przeto mogła czerpać tę drobną radość, że jest mu pomocą, a nie utrapieniem, prawda?
Prawda?

***

        - Za wygraną. Zdrowie! - rzekł Javier, unosząc po raz kolejny kufel świeżo napełniony złotym trunkiem. Mężczyzna jako wielki ekstrawertyk zajął się zintegrowaniem pozostałych członków oddziału, którzy byli zbyt niepewni, jak może wyglądać relacja między nimi; czy w ogóle mogą świętować, czy mogą się zwrócić do siebie na Ty, czy śmiech również jest zakazany… na to wszystko swoim zachowaniem odpowiadał im młody mag, a Isara z radością obserwowała, jak pozostali śmieją się i popijają kolejny toast. Gdy ujrzała pierwsze spojrzenie pułkownika na sobie, uśmiechnęła się do niego życzliwie i uniosła kufel, pozwalając mu dalej pozostać w cieniu. Skoro nie chciał podejść do całej grupy, widocznie nie miał na to ochoty, a Isara nie zamierzała wnikać w powody. Ciekawsko jednak kątem oka spoglądała na Cerima, gdy tylko zdawało się jej, że nie patrzy. A patrzył w pewnej chwili cały czas.
        - Javieeer, znowu? - odezwał się Camillo, sierżant z wcześniejszego oddziału Cerima, którego lisołaczka kojarzyła tylko z opowiadań Tessy. - Wznosisz ten sam toast już piętnasty raz, wysilże się na coś innego - dodał, ledwo wstrzymując śmiech. Lisołaczka spojrzała na chwilę na swój kufel, który również z niewyjaśnionych jej przyczyn ponownie był pełny. ”A mogłabym przysiąc, że już go raz wypiłam… może trzy razy nawet…” westchnęła. Uznała, że skoro już mają świętować, zmiennokształtna wykorzysta ten moment na ucieczkę od codziennych trosk. Dodatkowo mogła zwalić wszelkie rumieńce na alkohol, nieporadność na upojenie, więc tak; to były zdecydowanie zalety piwa. Wadą był fakt, że była odważniejsza, a to nie zawsze dobrze się kończy. Już teraz, mimo że kobieta nie czuła się pijana, rozmowy wokół stołu zlewały się w jeden wielki chór, a tylko fragmenty docierały w całości do umysłu zmiennokształtnej.
        - Zawołać ci Annette, Javier? - zaśmiał się Camillo, a w tym czasie młody mag poczerwieniał bardziej, po czym zaczął się z nim przekrzykiwać. Pierwszym, który opanował sytuację, był Damon. Mężczyzna jednak nie tylko to zauważył jako pierwszy; to głównie on zwrócił uwagę na zmianę na twarzy swego pułkownika. Widział też, w kim ten wzrok utyka. Diabelski błysk pojawił się w oku Damona, który prędko przystąpił do działania i z uśmiechem podszedł do lisołaczki i wyciągnął ku niej rękę w niemym zaproszeniu do tańca.
        A Isara nigdy nie odmawiała. Nawet w stanie upojenia, przez które nie wiedziała, że jeżeli wstanie, to alkohol siądzie na niej jeszcze mocniej. Zakręciła się bowiem do skocznej muzyki tak, jak zawsze, popisując się pełnymi gracji obrotami, a sam Damon zdawał się niby to przypadkiem puścić jej dłoń. W ten oto sposób kobieta została wręcz wystrzelona w stronę pułkownika, a żeby utrzymać równowagę, musiała prędko się o coś oprzeć. Celowała w stół, trafiła na kolana Cerima.
I wtedy właśnie sobie uświadomiła, co się stało. Gdyby nie te parę kufli piwa, prawdopodobnie byłaby już w tej chwili czerwona jak burak i miotałaby się zakłopotana na wszystkie strony. Isara jednak prędko opanowała sytuację - wstała, chwiejnie spróbowała się wyprostować i już otworzyła usta, aby się wytłumaczyć, ale nie wyszło z nich żadne słowo. Tylko delikatny śmiech. Śmiech, który prawdopodobnie zginął w gąszczu muzyki, rozmów i tańczących razem z ludźmi na parkiecie świateł, lecz z całą pewnością trudno było dostrzec zażenowanie na twarzy kobiety. Tylko szczere rozbawienie.
        - Przepraszam, pułkowniku - rzekła, przykładając dłoń do twarzy z marną próbą uspokojenia się. - Niezdara ze mnie - dodała, próbując zachować jakiekolwiek pozory normalności. Czuła, że jest wstawiona. Ale nie chciała dać po sobie tego poznać, mimo że doskonale wiedziała, że daremnie. Dlatego też prędko obróciła z powrotem do stolika po trunek, który nadal wydawał się nawet nietknięty, żeby wręcz w podskokach wrócić do Cerima. Usiadła naprzeciwko niego, w duchu próbując zachowywać się jak najbardziej normalnie i zachować formalność… jako taką.
        - Zdrowie, na przeprosiny? - Isara uniosła kufel do góry, pozwalając jednej kropli uciekającego trunku spłynąć po swojej dłoni. - Na swoje usprawiedliwienie powiem, że trafiłam na trefnego partnera do tańca.
        Damon wówczas, stojący nieopodal, prychnął na tę uwagę. Kątem oka obserwował jednak pułkownika, zastanawiając się, czy dobrze zrobił - czego on sam był niemal pewny.
Ale wszystko zależało od samego Cerima i Isary.
Awatar użytkownika
Cerim
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Żołnierz , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Cerim »

         Cerim błądził półprzytomnie myślami, nie do końca uświadamiając sobie, iż jego spojrzenie zawiesiło się na jednym punkcie przestrzeni - a właściwie na jednej osobie - dopóki rzeczona osoba nie uniosła kufla, spoglądając w jego stronę. Zamrugał oczami, tym subtelnym gestem przywołany do rzeczywistości i w reakcji na jej uśmiech odpowiedział nieznacznym skinieniem głowy. Kąciki jego ust drgnęły lekko.
         Doceniał to, że tym razem wyjątkowo zostawiono go w spokoju. Zdarzało się niekiedy, że któryś z bardziej brawurowych podopiecznych usilnie starał się wciągnąć go w rozmowę, w picie albo w tańce. Ewentualnie w grupowe flirty. To było zazwyczaj domeną nowicjuszy; każdy, kogo pułkownik uznał za natręta i następnego dnia przeczołgał brutalnie podczas porannej musztry, wiedział że lepiej odpuścić sobie szczeniackie wygłupy i zmuszać przełożonego do robienia rzecz, na które nie miał najmniejszej ochoty. Dziś na szczęście nie znalazł się żaden ochotnik. Żołnierze byli zbyt pochłonięci wlewaniem w siebie kolejnych kufli piwa (i, zdaje się, nie tylko piwa), żeby zwracać uwagę na ponurą personę siedzącą w kącie. Cerim mógł więc swobodnie oddać się rozmyślaniom, na przemian wpatrując się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, to znów obserwować rozbrykane towarzystwo.
         Przez krótką chwilę zdawało mu się nawet, iż poczuł się częścią grupy, mimo że trzymał się na uboczu i nie brał aktywnego udziału w biesiadzie. Takie osoby też były potrzebne; milczące głosy rozsądku, z odległości pilnujące, by nikomu nie stała się krzywda. Cerim właściwie chyba nie potrafił już inaczej. Nie umiał się rozluźnić na tyle, by odsunąć na chwilę rolę strażnika i opiekuna, by zapomnieć na chwilę o odpowiedzialności. Rzeczywistość ukształtowała go tak, że jeśli kiedykolwiek przyłapał się na beztrosce - a takie momenty należały do rzadkości - odczuwał z tego powodu wyrzuty sumienia. Zupełnie jakby nie miał prawa porzucić postawy na baczność bez względu na okoliczności.
         “Ktoś musi o to wszystko dbać” - powtarzała szeptem jego podświadomość. “Ktoś musi być czujnym, by inni mogli się bawić.”
         Inaczej znowu ktoś ucierpi.
         “Nie na mojej warcie.
         Myśli tej towarzyszyło zaciśnięcie dłoni na kuflu. Gdy mężczyzna zdał sobie z tego sprawę, z tego, iż zaczynają ponosić go emocje, rozluźnił uścisk i westchnął. Uniósł naczynie, by wziąć kolejny łyk. Może ten w końcu choć trochę rozgoni ponure myśli…
         Może by i odgonił, gdyby pułkownikowi było dane go wypić. Dokładnie jednak w tym momencie kufel zaliczył zderzenie z lecącą w stronę Cerima białą plamą, która okazała się być pozbawioną równowagi, pijaną lisołaczką. Upadł z brzękiem na ziemię, a pozostałe piwo - nie było go na szczęście dużo - rozlało się na posadzkę, chlapiąc pułkownikowi na buty. Nie obeszło go to zbyt wiele; całość uwagi poświęcił na pomaganiu Isarze doprowadzić się do pionu. Chciał zapytać czy nic jej nie jest, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Jego umysł zdawał się pracować w ślimaczym tempie, wszystkie bodźce dochodziły do niego z opóźnieniem. To był bardzo dziwaczny stan: wiedział wszystko, co się wokół niego działo, zupełnie na trzeźwo, jednak jego reakcje były spowolnione. Jakby gdzieś na drodze impulsów eferentnych powstała jakaś dziura, która nie pozwalała informacjom z mózgu na dotarcie do reszty ciała. Cerim więc mógł tylko patrzeć na Isarę, chłonąc wzrokiem każdy centymetr kwadratowy tego widoku. To było kolejne wydanie, które miał możliwość odkryć. Widział już lisołaczkę wojskowo formalną. Skupioną na szkoleniu. Widział ją zdeterminowaną, widział przerażoną i załamaną. Widział całą gamę zawstydzeń i zakłopotań, które wypływały na jej twarz zdradliwym szkarłatem. Ale ten uśmiech, ten nieformalny rumieniec, który sięgnął delikatnym różem czubka jej nosa - to było coś zupełnie nowego. To była właśnie ta beztroska, której on nie potrafił odnaleźć w sobie. Nie mógł się napatrzeć na ten obrazek, chciał zapisać go dobrze w pamięci, lecz ta chwila minęła zbyt szybko, gdy Isara pobiegła do swojego stolika i po chwili wróciła ze swoim trunkiem.
         Machnął na barmana, by polał mu nowego - ten ruch ręką zdawał się trwać całe wieki - choć może nie powinien już więcej pić w sytuacji, gdy z jego ciałem zaczynały dziać się dziwne rzeczy. Nie tak łatwo upić demona. Ale nie jest to niemożliwe.
         - Wszystko w porządku? - zdołał w końcu zapytać, a jego głos zabrzmiał… zupełnie zwyczajnie. Cóż, może to było jakieś chwilowe otępienie, które minie z czasem.
         - Nic się nie stało - wzruszył ramionami. - Ale nie odmówię damie toastu.
         Wypili zatem. Cerim ledwo pamiętał jak to jest pić z kobietą, która nie próbuje cię uwieść dla pozycji i majątku. Z Mere nie pijał w karczmach. Nie doczekał się czasów, w których mauryjska kapłanka mogłaby czuć się bezpiecznie w takiej okolicy. Nie żeby na zamku było inaczej; ba, uprzedzeni arystokracji bywali niepomiernie gorsi od zwykłych pijaczków. Tym drugim wystarczyło sprzedać kilka solidnych ciosów, by ich spacyfikować, szlachta zaś lubowała się w intrygach, które były znacznie trudniejsze do wykrycia. Przez co o wiele trudniej było im zapobiec…
         Od tamtej pory zmieniło się tak wiele, a zarazem jakby nie zmieniło się nic. Cerim nie był już pewien, co o tym wszystkim myśleć. Gdzie szukać swojego miejsca. Do czego dążyć. Chociaż nie, to jedno akurat wiedział. Pragnął takiego świata - a bardziej realnie, takiego Ekradonu - w którym każdy czułby się bezpiecznie, bez względu na pochodzenie, płeć, status społeczny czy rolę, jaką pełnił w społeczeństwie. Żeby zatrzymać szerzenie niepotrzebnego cierpienia. Wiedział, że on sam nie zdoła zmienić rzeczywistości, ale liczyło się każde działanie, jakie w tym celu podejmował. Jak mały kamyczek może wywołać lawinę, tak istniała szansa, że nawet jeśli teraz nie dało się tego dostrzec, to dzięki staraniom pułkownika, przyszłość mogła stać się choć odrobinę lepsza.
         Także dla Isary.
         Patrzył na nią, zastanawiając się przez chwilę, jakiej przyszłości mogła pragnąć lisołaczka. Co było jej celem… Czy wśród jej marzeń znalazłoby się miejsce dla złamanego białowłosego demona, nawet jeśli miałby to być maleńki skrawek na obrzeżach codzienności? Powtarzał sobie, że nie miał prawa oczekiwać czegoś takiego - już pomijając fakt niestosowności takich scenariuszy, nie uważał się za dobry materiał na partnera, jakąkolwiek interpretację tego pojęcia by przyjąć - mimo to myśli tego rodzaju wracały do niego uporczywie. Nawet gdy spychał je na dalszy plan, odwracając uwagę wojskowymi priorytetami. Może alkohol pozwoli na trochę je uciszyć? A może sprawi, że zaczną odbijać się jeszcze głośniejszym echem w jego głowie? Cerim nie był pewien czy chciał zaryzykować i się tego dowiedzieć.
         … a potem uniósł naczynie i napił się znów.
         Sam nie rozumiał, dlaczego to zrobił. Może po prostu chciał uszczknąć sobie choć trochę tego sielankowego nastroju, którego aurę roztaczała Isara. Nie wiedział, czy było to możliwe, ale zapragnął spróbować. Sprawiała wrażenie zadowolonej z tego wieczoru, może i on mógł przy niej poczuć choć namiastkę tego uczucia.
         - Wyglądasz…
         “... na szczęśliwą” - chciał powiedzieć, ale nie był pewien czy ujęcie tego w ten sposób było taktowne. Urwał więc, a zdanie to, zawieszone w przestrzeni, wypadło jeszcze bardziej niezręcznie. Tak jakby mógł mieć na myśli tyle innych rzeczy. A że prawdopodobnie miał - to już inna sprawa…
         Odchrząknął cicho.
         - Damon ma wiele zalet, ale kulawa kobyła umie tańczyć lepiej od niego - odezwał się, nawiązując do poprzedniej wypowiedzi Isary. Stojący wciąż w pobliżu porucznik złapał się za pierś w udawanym bólu.
         Cerim zawiesił na chwilę wzrok w przestrzeni, po czym przeniósł go na Isarę. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł, będący prawie jak impuls. Wmawiał sobie, że robi to dla niej, bo z jej postawy wyczytał pewną chęć - i zasadniczo nie byłoby to kłamstwem - ale również prawdziwe było jego własne pragnienie. Żeby powtórzyć po raz kolejny to, co razem wychodziło im dobrze. I co był jedyną formą bliskości, na jaką mogli sobie pozwolić.
         - Chciałabyś jeszcze zatańczyć?
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Piękno tańca jest niezwykle zróżnicowane i trudne do uchwycenia jednym słowem, ponieważ tańce różnią się pod względem stylu, techniki i emocji, które wywołują. Isara nie bez powodu kochała tę sztukę - to, czego nie mogła powiedzieć, potrafiła pokazać. Emocje, które z ogromną trudnością przychodziło jej wyrazić, odnajdywały prostszą drogę w synchronizacji jej kroków z krokami partnera. Oczywiście wiele zależało od drugiej strony - to, jak prowadzi partnerkę, to, jak sygnalizuje jej następny ruch… Może gdyby nie upojenie alkoholowe, kobieta wyczytałaby zamiary Damona jawniej. Teraz zaś nie była pewna, czy mężczyzna naprawdę jest na tyle niezdarny, czy również przemawia przez niego kolejny kufel piwa, czy może zrobił to specjalnie. Lisica miała cichą nadzieję na tę ostatnią opcję - chociaż znaczyłoby to szereg nie do końca przyjemnych po sobie następstw, tak dusza artystki zapłonęła na myśl o publicznych swatach, których doświadczał chociażby Javier przy stoliku obok. Isara szybko stłumiła ten cichy promyczek, bowiem wiedziała, że nie powinna takim myślom pozwolić na światło dzienne. Podwładna, pułkownik. Koniec, zero relacji, która mogłaby jeszcze bardziej skomplikować emocje tańczące w sercu lisicy.
        Aczkolwiek picie po wygranej bitwie wlicza się w relacje wojskowe, prawda? Nie ma w tym nic złego. Tak właśnie zmiennokształtna będzie sobie to tłumaczyć.
        - W porządku, w porządku. - Machnęła beztrosko ręką, starając się pokazać z jak najlepszej strony. Wiadomo przeto, że pijany człowiek udaje, że ma pod kontrolą swoje odruchy i reakcje, nawet jeśli świat huczy mu w głowie, a własne słowa nie docierają do mózgu. Zmiennokształtna jeszcze - z podkreśleniem na jeszcze - nie miała zahamowań, że ktokolwiek, zwłaszcza pułkownik, widzi ją w takim stanie. I tak nie zrobiła nic, czego mogłaby później żałować - kątem oka jednak obserwowała stolik obok i porównując się do stanu swoich wcześniejszych towarzyszy do picia, mogła wręcz czuć dumę, że składała logiczne zdania.
        Po uniesieniu kufla i zaproponowaniu toastu, Isara przez chwilę zawahała się. Obserwowała Cerima, który unosi złoty trunek do ust, zwracając uwagę na jego szyję. Momentalnie uderzyły ją wydarzenia z bitwy - krew wokół gardła pułkownika, wybuch, zmartwiony Damon, płacz Ymir, chaotyczny Javier. Negatywne emocje szybko ustąpiły miejsca tej nocy; krzyk, zabawa, śmiech, tańce. Te pierwsze myśli Isara w jednej sekundzie postanowiła utopić w piwie, dołączając szybko do Cerima. Kobieta jednak wzięła trochę zbyt duży łyk, przez co trunek szybciej uderzył jej do głowy. Miało to swoje plusy i minusy, albowiem lisołaczka w końcu mogła poczuć się swobodnie przy innych oraz nie chować się. Wręcz przeciwnie - teraz białe futerko, tak wyróżniające się na tle innych kolorów, nie przeszkadzało lisicy niemalże w ogóle.
        Isara złapała spojrzenie Cerima na sobie kilka sekund przed tym, jak ten ponownie się napił. Zdała sobie sprawę, że w sumie od jakiegoś czasu milczą, lecz ta cisza nie przeszkadzała kobiecie. Gdyby to był ktoś inny (albo może ona byłaby trzeźwa), zapewne już zdążyłaby się zakłopotać, doszukując się niezręczności w kontakcie z drugą osobą, aczkolwiek tutaj lisołaczka czuła się na tyle swobodnie, że wręcz odpowiadało jej tego typu spędzanie czasu z pułkownikiem. Cisza nie pozwalała na spoufalanie się, nawet tak intymne i spokojne wyciszenie, które trwało między nimi.
        “Wyglądasz..” - to jedno słowo, tyle znaczeń, tyle niedopowiedzeń poruszyło na chwilę Isarę, ponownie zwracając jej serce na tory tej głupiej nadziei. Skierowała uszka w stronę Cerima, dając mu zachętę na dokończenie tego zdania i pokazując, że słucha uważnie. Maginii dziękowała Prasmokowi za alkohol, na który mogła spokojnie zrzucić zaczerwienienie na twarzy. Nie zamierzała zignorować tych słów, które zawieszone w powietrzu wydawały się aż nader intensywne, lecz dostrzegła wyraźnie, że pułkownik nie jest skory do dokończenia zdania. Mimo że część lisicy pragnęła go pociągnąć za język, zrobić cokolwiek, tak nie była jeszcze na tyle pijana, aby pozwolić sobie na takie…
Spoufalanie.
        - …jak żona karczmarza, co ją przed chwilą wynosili na krześle do sypialni? - zażartowała, śmiejąc się. - Pułkowniku, chyba aż tak źle ze mną nie jest, przysięgam! - dodała, pozwalając sobie na kolejny, tym razem delikatniejszy ton głosu. Miała wrażenie, że ten sposób będzie w porządku. Tak było dobrze. Isara nie chciała, aby kolejne niestosowne domysły i kuszące emocje zakłóciły jej tę rozmowę. Póki mogła przebywać blisko Cerima, gotowa była zagłuszyć każdą chęć zrzucenia tych formalności. Byleby mogła obserwować go i śmiać się… Oczywiście, z innymi też! Ale zwłaszcza z nim. Dlatego uśmiechnęła się rozbawiona komentarzem i jednoczesną reakcją porucznika na komentarz Cerima. Isara niemalże w tej samej chwili odczuła niesamowitą potrzebę, aby zbliżyć się do pułkownika. W jakikolwiek sposób - chciała wiedzieć o nim więcej, chciała móc ująć jego dłoń w tańcu. Ponownie naszła ją nienaturalnie potężna myśl, aby odczytać jego aurę, aczkolwiek wypite w tym czasie piwo skutecznie zagłuszało większość jej zmysłów. Zatem kobiecie zostało tylko jedno…
        - Chciałbyś… - przerwała, słysząc słowa Cerima, które ubiegły jej cichą i nieśmiałą prośbę. Nie pozostało Isarze nic innego, jak z ochotą kiwnąć głową i podnieść się, aby ruszyć do tańca. Skoczne piosenki trubadura zachęcały do podskoków godnych wiejskich biesiad, a prostota rytmu ułatwiała każdemu obecnemu pijaczynie poruszanie się niczym wyszkolony mistrz. Nim Cerim zdążył wstać, lisołaczka już zdążyła okrążyć ich stolik, chwycić go za ramię - bardziej w celu utrzymania równowagi niż czegokolwiek innego - i pociągnąć w stronę paru osób, które już oddały się radosnym obrotom i wesołym przyśpiewkom.
        Taniec jest jednym z najbardziej ekspresyjnych środków wyrazu, pozwalającym tancerzom przekazywać emocje i historie za pomocą ruchu ciała. Harmonia między ruchem a muzyką może być niesamowicie piękna. Kiedy tancerze synchronizują swoje ruchy z dźwiękiem muzyki, tworzy to niezwykłe wrażenie współbrzmienia i jedności. W tańcu partnerskim, piękno tkwi w zgraniu i zaufaniu między partnerami, którzy wspólnie tworzą piękną choreografię i harmonię ruchu. Dlatego też lisica była zadowolona, móc po raz kolejny zatańczyć z Cerimem. To było coś, czego nie mógł uznać za niestosowne - ich sposób na rozmowę, na bliskość, na dotyk, przy którym nie musieli odskakiwać od siebie jak oparzeni. Jak na wyszkoloną tancerkę przystało, Isara pozwoliła się prowadzić, aczkolwiek przez upojenie alkoholowe miała okropne ciągoty do nadawania szybszego tempa.
        I to jej pasowało. Nie musieli rozmawiać, nie musieli się czuć zakłopotani. Taniec to była ich forma wyrażenia tego, co niedopowiedziane, a jednocześnie nadal tkwili w słodkiej bańce z niepewności. I tak było dobrze. Isara miała tyle pytań, które nadal pozostawały bez odpowiedzi. Chciała wiedzieć więcej o Cerimie, o jego poglądach, o jego zainteresowaniach poza wojskiem… I wtem zagrała kolejna pieśń. Lisicy zaświeciły się oczy, kiedy rozpoznała dodatkowe dźwięki w postaci jeszcze szybszych bębnów.
        - Uwielbiam tę piosenkę - powiedziała, bardziej jednak dla siebie, bowiem trudno było usłyszeć jej cichy i zdziwiony głos w tak głośnym tłumie i dźwiękach muzyki. Spojrzała na Cerima, wpierw błagalnie, żeby nie daj Prasmoku nie kazał jej w tej chwili schodzić z parkietu, aby zaraz później pociągnąć go w rytm kolejnego zwariowanego tańca. Może i przedłużała ten moment, byleby ten wieczór nie skończył się zbyt szybko, ale nie czuła się winna. Zmiennokształtna chociaż teraz pozwoliła sobie na szczyptę samolubności. Przynajmniej dopóty, dopóki omal nie uderzyła nosem w tors pułkownika przy zakończeniu kolejnego obrotu. Isara coraz bardziej traciła kontrolę nad swoimi ruchami, a jej ciało stawało się dużo cięższe niż mogłoby się wydawać. Kobieta pozwoliła sobie nadal na oparcie w postaci prawie-że-trzeźwego pułkownika, delikatnie opierając dłoń na jego ramieniu, aby mogła złapać jakikolwiek punkt dla równowagi.
        - Dorównałam już zdolnościom porucznika Damona? - zapytała niemrawo, zakłopotana swoim stanem i starając się nie gapić - lecz i to było trudne, ponieważ wzrok lisicy utknął w jednym zdaniu, którego żadne z nich nie mogło wypowiedzieć. Nie odwracała wzroku od twarzy Cerima, oczami próbując zapisać sobie w twarzy jego reakcję. Zaśmieje się? A może obróci rozmowę na inny tor? Jedno jest pewne. Skoro Isara już nie mogła tańczyć, to już było nieprzyjemnie. Ale nie chciała, aby ten wieczór się skończył - jeszcze nie. Jeszcze nie teraz.
        - CerKOWNIKU - zaczęła, poprawiając swoje słowa tak, żeby mężczyzna nie zauważył jej pomyłki. - Może… może się jeszcze napijemy?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość