[Arturon i okolice] Cel uświęca środki
: Nie Paź 14, 2018 9:40 pm
Praca w thenderiońskiej kopalni nie była zła. Płacili, zapewniali wyżywienie, a wilkołakowi wcale się tak ciężko nie pracowało i gdyby mógł zostałby już tu na stałe. Decyzja nie należała jednak do niego tylko do małej Nevan, która to odnosząc się honorem postanowiła nie żerować dalej na rodzinie Marika, zwłaszcza, że ten musiał ruszyć w kolejną dłuższą trasę. Niby nie musieli całkowicie opuszczać miasta, niby mogli przenieść się do jakiejś karczmy oferującej noclegi w godnych warunkach i przystępnej cenie, jednakże... No właśnie, cenie. "Mieszkanie" w karczmie wiązałoby się z wydatkami, nie ważne jak nisko kosztowałaby jedna noc, a dla niej każdy nawet nędzny miedziany kruk był na wagę złota. To właśnie przez to zdecydowała o ruszeniu w dalszą drogę, szczególnie, że jak się okazało na szlaku Valerian był w stanie zarobić więcej niż zaharowując się w kopalni.
Marik po raz setny chyba przepraszał jadących z nim pasażerów, a elfka po raz setny odpowiadała, że to nic takiego. Kupiec czuł się winny ich wyprowadzki, szczególnie, że widział jak Nevan się świetnie dogadywała z jego żoną i dziećmi, jednak dziewczynka nie przejawiała chęci zostania przez nich adoptowaną, zwłaszcza, że wilkołak zostałby wtedy sam, gdyż na niego nie mieliby po prostu miejsca. No i był już dorosły.
Nim się rozstali pod Ostatnim Bastionem, dał im kilka srebrnych orłów i nawet poczekał aż nie ruszą dalej z innym kupieckim wozem. Zastanawiać by się mogło czy chętni na bycie przez wilkołaka eskortowanym było spowodowane litością wobec małej dziewczynki cierpiącej przez brak swojego miejsca w świecie i stabilizacji w młodym życiu, czy faktycznie aż tak niebezpieczne było podróżowanie traktami handlowymi, że po kilku minutach kontynuowali swoją podróż na innym wozie kupieckim. Nevan zdawała się o tym za specjalnie nie myśleć i po prostu cieszyć się sprzyjającym im szczęściem, a Valowi było wszystko i tak obojętne.
Nie mogli jednak tak w nieskończoność żyć z dala od cywilizacji i co rusz podążać w innych kierunkach z innymi ludźmi. Owszem było to możliwe przy pierwszych pięciu kupcach, ale później widać było, że Nevan to wykańcza psychicznie. Dlatego dla jej dobra po raz pierwszy od dłuższego czasu dojechali i zatrzymali się w mieście, do którego kierował się ich obecny pracodawca. A Val nie dość, że zarobił eskortując do z Fargoth to jeszcze dostał drugi mieszek z brzęczącymi ruenami, za rozładowanie jego wozu i przeniesienie wszystkiego do magazynu. Zjedli syty obiad w jakiejś karczmie, gdzie dziewczynka nie musiała się obawiać dostaniem krzesłem w głowę za sam fakt, że w takowej siedziała, po czym udali się na spacer zwiadowczy i do tego w poszukiwaniu ewentualnej pracy dla wilkołaka. Ten nie spuszczał elfki z oczu i cały czas pilnował by nie zgubić jej w tłumie. Czuł się za nią odpowiedzialny, musiał ją chronić i, co dopiero nie dawno sobie uświadomił, musiał jej znaleźć jakieś bezpieczne i w miarę komfortowe schronienie do spania. Co prawda osób chętnych wziąć pod swoje skrzydła taką niewinną istotkę nie brakowało, jednakże nikt nie chciał mieć jeszcze problemów z jakimś milczącym dzikusem, który mógł się poszczycić jedynie wyjątkową siłą i mięśniami, nie jednak inteligencją. Ostatecznie poszli do przytuliska dla bezdomnych, gdzie elfka z chęcią pomagała w codziennych obowiązkach i domowych pracach, a mężczyzna na własną rękę postanowił znaleźć sobie sposób na zarobek.
Najpierw jednak priorytetem było dla niego zwiedzenie całego miasta i zbadanie choćby najmniejszej dziurki, czy to jako człowiek, czy też jako wilk. W tej drugiej postaci znęcony zapachem ryb zawędrował aż do samego portu, gdzie obecnie spacerował między rybnymi kramami szukając sobie łatwego łupu do napełnienia żołądka. Owszem, niektórzy przeganiali go od swoich stoisk, ale bywali i tacy co sami dali mu kilka ryb na ząb. Nie miał co narzekać, ale nie to było jego celem. Potrzebował pieniędzy na dom dla Nevan, a do tego potrzebna mu była jakaś dobrze płatna praca. Niestety póki co nie znalazł nic godnego zainteresowania. Acz zaczął poważniej rozważać propozycję najemnictwa jaką dostał od jednego zakapturzonego faceta w portowym zaułku. Nie pachniał przyjaźnie, ale może to było lepsze niż nic? Postanowił póki co dać sobie jeszcze szansę nim sięgnie po tę ostateczność.
Marik po raz setny chyba przepraszał jadących z nim pasażerów, a elfka po raz setny odpowiadała, że to nic takiego. Kupiec czuł się winny ich wyprowadzki, szczególnie, że widział jak Nevan się świetnie dogadywała z jego żoną i dziećmi, jednak dziewczynka nie przejawiała chęci zostania przez nich adoptowaną, zwłaszcza, że wilkołak zostałby wtedy sam, gdyż na niego nie mieliby po prostu miejsca. No i był już dorosły.
Nim się rozstali pod Ostatnim Bastionem, dał im kilka srebrnych orłów i nawet poczekał aż nie ruszą dalej z innym kupieckim wozem. Zastanawiać by się mogło czy chętni na bycie przez wilkołaka eskortowanym było spowodowane litością wobec małej dziewczynki cierpiącej przez brak swojego miejsca w świecie i stabilizacji w młodym życiu, czy faktycznie aż tak niebezpieczne było podróżowanie traktami handlowymi, że po kilku minutach kontynuowali swoją podróż na innym wozie kupieckim. Nevan zdawała się o tym za specjalnie nie myśleć i po prostu cieszyć się sprzyjającym im szczęściem, a Valowi było wszystko i tak obojętne.
Nie mogli jednak tak w nieskończoność żyć z dala od cywilizacji i co rusz podążać w innych kierunkach z innymi ludźmi. Owszem było to możliwe przy pierwszych pięciu kupcach, ale później widać było, że Nevan to wykańcza psychicznie. Dlatego dla jej dobra po raz pierwszy od dłuższego czasu dojechali i zatrzymali się w mieście, do którego kierował się ich obecny pracodawca. A Val nie dość, że zarobił eskortując do z Fargoth to jeszcze dostał drugi mieszek z brzęczącymi ruenami, za rozładowanie jego wozu i przeniesienie wszystkiego do magazynu. Zjedli syty obiad w jakiejś karczmie, gdzie dziewczynka nie musiała się obawiać dostaniem krzesłem w głowę za sam fakt, że w takowej siedziała, po czym udali się na spacer zwiadowczy i do tego w poszukiwaniu ewentualnej pracy dla wilkołaka. Ten nie spuszczał elfki z oczu i cały czas pilnował by nie zgubić jej w tłumie. Czuł się za nią odpowiedzialny, musiał ją chronić i, co dopiero nie dawno sobie uświadomił, musiał jej znaleźć jakieś bezpieczne i w miarę komfortowe schronienie do spania. Co prawda osób chętnych wziąć pod swoje skrzydła taką niewinną istotkę nie brakowało, jednakże nikt nie chciał mieć jeszcze problemów z jakimś milczącym dzikusem, który mógł się poszczycić jedynie wyjątkową siłą i mięśniami, nie jednak inteligencją. Ostatecznie poszli do przytuliska dla bezdomnych, gdzie elfka z chęcią pomagała w codziennych obowiązkach i domowych pracach, a mężczyzna na własną rękę postanowił znaleźć sobie sposób na zarobek.
Najpierw jednak priorytetem było dla niego zwiedzenie całego miasta i zbadanie choćby najmniejszej dziurki, czy to jako człowiek, czy też jako wilk. W tej drugiej postaci znęcony zapachem ryb zawędrował aż do samego portu, gdzie obecnie spacerował między rybnymi kramami szukając sobie łatwego łupu do napełnienia żołądka. Owszem, niektórzy przeganiali go od swoich stoisk, ale bywali i tacy co sami dali mu kilka ryb na ząb. Nie miał co narzekać, ale nie to było jego celem. Potrzebował pieniędzy na dom dla Nevan, a do tego potrzebna mu była jakaś dobrze płatna praca. Niestety póki co nie znalazł nic godnego zainteresowania. Acz zaczął poważniej rozważać propozycję najemnictwa jaką dostał od jednego zakapturzonego faceta w portowym zaułku. Nie pachniał przyjaźnie, ale może to było lepsze niż nic? Postanowił póki co dać sobie jeszcze szansę nim sięgnie po tę ostateczność.